wtorek, 23 kwietnia 2013

Imagine 6 Niall



CHRUP CHRUP. Cierpliwosci - myslalas. CHRUP CHRUP. Wdech wydech. CHRUP CHRUP. Jestem oaza spokoju - powtarzalas sobie. CHRUUUUUP CHRUUUUP. Zastanawialas sie kto moze byc na tyle tepy, zeby jesc w operze. Czy obrazek skreslonego hamburgera przed wejsciem byl zbyt subtelny? Odchrzaknelas po raz setny. Ten kompletnie nie zwrocil na to uwagi. Albo nawet tego nie uslyszal, bo chrupanie je zagluszylo. CHRUP CHRUP. Boze... Kiedy to sie skonczy? Wytezylas wzrok w ciemnosci. Owy chrupacz siedzial dwa rzedy dalej na samym rogu. Wokol niego miejsca byly wolne. Madrzy ludzie odsuneli sie jak najdalej od niego. CHRUP CHRUP. Z wsciekloscia wstalas z miejsca i wyszlas ze swojego rzedu przepraszajac po drodze ludzi, ktorym zaslonilas chwilowo scene. Z determinacja ruszylas do owego chrupacza. Bez zastanowienia chwycilas go za ucho i ignorujac jego pelne zaskoczenia jeki wywloklas go na korytarz. Nie majac wiekszego wyboru poszedl za toba. Gdy znalezliscie sie juz na oswietlonym korytarzu obrocilas go do siebie i spojrzalas z wsciekloscia na wyzszego od ciebie blondyna. Cos w jego twarzy bylo jakby znanego...
- Czy nie umie pan rozpoznawac najprostyszych piktogramow? Ten durny hamburger wyraznie jest przekreslony! - zganilas go. Spojrzal na ciebie zaskoczony. Przekrecil glowe lekko na bok.
- Ale ja nie jadlem hamburgera - powiedzial z mocno irlandzkim akcentem. Westchnelas i przylozylas reke do czola.
- Ten znak dotyczy jedzenia ogolem prosze pana - wyjasnilas.
- Taaak? - zastanowil sie przez chwile. - Ale pani nie jest jedzeniem.
- Nie. Ale co to ma do rzeczy? - zapytalas marszczac brwi.
- Bo mam ochote pania schrupac - wzruszyl ramionami. Otworzylas buzie w szoku.
- Slucham?!
- Nic - mruknal. - Moglbym juz wrocic na sale?
- A bedzie pan znowu jadl?
- Tak.
- W takim razie nie.
- Pracujesz tu?
- Przepraszam, ale nie zauwazylam kiedy przeszlismy na ''ty'' - prychnelas. Usmiechnal sie krzywo.
- Jestem Niall - przedstawil sie i wyciagnal w twoim kierunku reke cala z okruszkow.
- Sluchaj smarkaczu, nie obchodzi mnie jak masz na imie. Chce tylko spokojnie dokonczyc ogladanie wystepu za ktory zaplacilam. I...
- Nie jestem malolatem - zaprzeczyl z dumna mina. - Ile masz lat?
- Dwadziescia trzy - powiedzialas, zeby sie odczepil.
- No widzisz, a ja mam ponad dwadziescia. Jakos nie wydaje mi sie, zeby to byla druzgocaca roznica wieku - wyszczerzyl sie.
- Nie wygladasz na tyle - mruknelas.
- Ty tez nie wygladasz na swoj wiek - przyjrzal ci sie uwaznie.
- Och, dzieki. Wygladam starzej? - prychnelas.
- Zartujesz sobie? Jestes zbyt seksowna, na takie okreslenie - wzruszyl ramionami, a ciebie doslownie zatkalo.
- Mam wrazenie, ze schodzimy nieco z tema...
Twoj wzrok powedrowal na wielki plakat z piecioma nastoletnimi gwiazdami zespolu, za ktorym szalala twoja siostrzenica. Ale to nie plakat sprawil, ze doslownie wroslas w podloge. To usmiechajacy sie blondyn patrzacy na Ciebie z plakatu...stojacy metr przed toba.
- Cos sie stalo? Jestes spieta - zmartwil sie...Boze Niall Horan!
Drzacym palcem wskazalas na plakat za jego plecami. Obrocil sie i spojrzal na niego przelotnie i z powrotem przeniosl wzrok na ciebie. Uniosl jedna brew.
- Ty...ty... TY JESTES NIALL HORAN!!!
- No... Jak ostatni raz sprawdzalem to takie nazwisko widnialo w moim prawie jazdy - zakpil. - A myslalem, ze tylko nastolatki tak reaguja na moj widok - usmiechnal sie rozbawiony.
Musialas przysiasc na eleganckiej lawce postawionej przy scianie, ktora do wygodnych nie nalezala. Wzielas pare uspokajajacych wdechow.
- Hej...w porzadku? - zapytal wolno. Przysiadl sie obok.
- J-jasne. Ja... Gdyby siostrzenica widziala jaka zrobilam ci scene ukamieniowalaby mnie szybciel niz zdazylabym mrugnac - zachichotalas, gdy juz sie w miare uspokoilas.
- Pewnie masz racje. Moze nie zdazylbym ci nawet zaproponowac randki.
- Tsaaa...CO??? - spojrzalas na niego oczami szeroko otwartymi ze zdziwienia i szoku. Usmiechnal sie szeroko i musialas, naprawde musialas, przyznac, ze byl to najslodszy usmiech jaki w zyciu widzialas u chlopaka.
- Chodzmy na sale, bo ominie nas caly ten cyrk - oznajmil.
Wstal i spojrzal na ciebie wyczekujaco. Troche skolowana ruszylas w jego slady i weszlas do wypelnionej mrokiem sali. Znalazlas wzrokiem swoje miejsce i poszlas w tamtym kierunku. Odchodzac musnal palcami twoja dlon. Poczulas jak przechodzi cie prad w miejscu gdzie wasza skora sie zetknela. Tak niewiele, a sprawilo, ze twoje serce bilo dwa razy szybciej niz zwykle. I to goraco na policzkach! Dzieki Ci Panie za ciemnosc! Nie moglas spokojnie usiedziec przez reszte spektaklu. Boze, znow czuje sie jak napalona nastolatka! - myslalas goraczkowo. Gdy nadszedl czas na uklony i obowiazkowo owacje na stojace odetchnelas z ulga, a jednoczesnie zrobilas sie niepokojaco spieta. Wstalas i rozejrzalas sie dyskretnie. Nigdzie nie dojrzalas charakterystycznej blond czupryny. To cie lekko uspokoilo. Ruszylas w kierunku szatni. Odebralas krotki, czarny plaszczyk i zalozylas go, klnac przy zapinaniu guzikow. Kopertowke na lancuszku przewiesilas przez ramie i wyszlas na dwor. Mzawka zaraz dopadla Twoje wlosy. Zaczely sie delikatnie skrecac jak to mialy w zwyczaju. Westchnelas zrezygnowana i obrocilas sie w kierunku przystanku. Wolnym krokiem szlas w jego strone, gdy nagle uslyszlas charakterystyczny dzwiek. Podazylas wzrokiem w kierunku, z ktorego dobiegal. Zamarlas na widok Nialla w skorzanej kurtce na motorze. Patrzyl prosto Ciebie i kiwnal na Ciebie palcem. Nie do konca swiadoma tego co robisz odruchowo podeszlas do niego.
- Hej piekna, czekalem na Ciebie - powiedzial zawadiacko sie usmiechajac.
- Gdzie znalazles ten tekst? W zyciu nie slyszalam czegos gorszego - prychnelas, gdy juz opanowalas wewnetrzne drzenie.
- Kochanie to plynelo prosto z mojego serca. Nie ran moich uczuc! - teatralnie przylozyl reke do serca i udal, ze sie dusi.
- Piles cos?
- Nie. Ale jestem pijany - wyszczerzyl sie.- Jak mozesz byc pijany skoro nic nie piles? - unioslas wysoko brwi.
- Jestem pijany twoja obecnoscia kochanie - mrugnal do Ciebie. Spojrzalas na niego troche rozbawiona, a troche skolowana. Skrzyzowalas rece na piersi.
- Wiec nie powinienes prowadzic - stwierdzilas mruzac oczy i usmiechajac sie nagle nabierajac dziwnej pewnosci siebie.
- Sadze, ze potrzebuje czyjegos nadzoru... - podrapal sie po brodzie. - Hmm... Znasz moze kogos kto bylby chetny sie mna zaopiekowac?
- Musialabym sie bardzo mocno zastanowic - powiedzialas.
Zagryzlas delikatnie warge. Nachylilas sie do niego tak, ze wasze twarze dzielily marne centymetry. Zobaczylas jak zylka na jego szyji pulsuje w zdecydowanie za szybkim tempie. Usmiechnelas sie triumfujaco. I kto tu ma teraz nogi jak z waty, ha? Dobra... Wciaz wiedzialas, ze Ty. Pomarzyc mozna!
- Chyba...
- Tak? - mruknal zachrypnietym glosem. Jego oczy sledzily kazdy Twoj ruch.
- Chyba znam taka osobe - usmiechnelas sie delikatnie. Otworzyl nieco szerzej oczy.
- A jak ma na imie?
- (t.i.).
- I gdzie moge ja znalezc? - uniosl jedna brew i nachylil sie jeszcze blizej.
Zamiast odpowiedziec bezczelnie przerzucilas noge przez siedzenie i usiadlas obejmujac go za twardy brzuch. Podal Ci kask.
- Milo mi poznac.
Zalozylas go i chwile potem silnik zamruczal jak dumny z siebie kot. Gdy maszyna, ktora na ogol Cie przerazala, a teraz jedynie podniecala i wyzwalala adrenaline, ruszyla, przywarlas do Nialla. Stykaliscie sie udami co niebezpiecznie dzialalo na Twoja wyobraznie. Oj, zeby mnie tylko matka teraz widziala - pomyslalas trzezwo. Zaraz po tym calkowicie pochlonela Cie przejazdzka w nieznanym kierunku (jak to nieznanym? Jest tylko jeden kierunek! ~ autorka). Brneliscie autostrada z zawrotna predkoscia. Robil sie wieczor, ale zanim ciemnosc ogarnela otoczenie, chmury sie przerzedzily i pomaranczowrozowe niebo dopelnilo obrazu calkowitej wolnosci. Chyba w calym swoim zyciu nie czulas tak wielu emocji naraz. To bylo cudowne uczucie. Adrenalina i zachwyt mieszaly sie ze strachem i pierwotnym pragnieniem. Pomyslalas, ze gdybys teraz umarla, umarlabys szczesliwa. I rzeczywiscie, bo jebliscie w drzewo z glosnym plaskiem. Znaczy nie... To nie tak bylo. Czekaj juz pamietam! Niall wyjechal z autostrady i zwolnil na zwyklej miejskiej drodze. Zatrzymal sie przed jakas restauracja albo barem, trudno bylo rozpoznac co to wlasciwie jest. Zdjelas kask z glowy. Stanelas na chodniku. Niall ustawil motor, zlapal Cie za reke i bez slowa zaprowadzil do srodka knajpki. ''Nandos'' - glosil szyld nad wejsciem. W zyciu tu nie bylas, ale od razu spodobalo Ci sie to miejsce. Usiedliscie przy wolnym stoliku oddalonym troche od innych co sprawialo wrazenie odosobnienia. Zdjelas plaszcz, a Niall kurtke. Odsunal dla Ciebie krzeslo i usiadl na przeciwko. Polozyl lokcie na stole i oparl glowe na skrzyzowanych dloniach. Wpatrywal sie w Ciebie intenyswnie, ale nic nie mowil. Poczulas, ze nie wytrzymujesz i goraco wyplynelo na Twoje policzki. On jakby tylko na to czekal usmiechnal sie wrecz psychicznie, triumfujaco.
- Na co sie tak gapisz? - zapytalas probujac odwrocic jego uwage od czerwieni na policzkach.
- Na osmy cud swiata kotku, jesli juz musisz wiedziec - oparl dlonie na stoliku rownolegle do siebie tak, ze dlonie znajdowaly sie obok lokci. Zmarszczylas brwi.
- Nie wiem o czym mowisz. To zwykla knajpka chyba, ze mowisz o kelnerce albo... - przerwalas widzac jego wysoko uniesiona brew. - Zartujesz sobie chyba - prychnelas.
- Alez nie, jestem calkowicie powazny. Jesli mam byc szczery, oczarowalas mnie od pierwszej chwili paplajac o tym skreslonym hot dogu...
- Hamburgerze - wtracilas.
- Wlasnie. I...
- Co moge panstwu podac? - uslyszeliscie nagle glos kelnerki. Odsuneliscie sie od siebie jak opazeni. Dopiero wtedy zdaliscie sobie sprawe z tego jak bardzo nachylaliscie sie do siebie. Niall spojrzal na Ciebie pytajaco.
- Dla mnie wode gazowana.
- Dwa razy woda gazowana.
- Cos do jedzenia? - zapytala dziewczyna uprzejmie, obojetnie na was spogladajac.
- W tej chwili mam ochote tylko na jedna rzecz, ale nie ma tego raczej w waszym menu - powiedzial chrapliwie nie pozostawiajac watpliwosci co do tego ''na co ma ochote''.
- Ych... Jasne - mruknela kelnerka i odeszla od naszego stolika.
- To o czym to mowilismy zanim nam przeszkodzono? - zapytal patrzac Ci intenywnie w oczy. Przelknelas sline.
- Zapomnialam.
- A ja juz sobie przypomnialem. Chce Ci powiedziec, ze...
- Dwie wody gazowane dla panstwa - przerwala mu kelnerka. Polozyla na stoliku diwe szklanki wypelnione przezroczystym plynem. - Zdecydowali sie moze panstwo na cos do jedzenia?
- Nie - powiedzial Niall przez zacisniete zeby.
- W razie czego prosze dac mi znac - oznajmila i ponownie odeszla.
- Jprdl, zero prywatnosci - prychnal. Zdusilam smiech. Spojrzal na mnie przymruzonymi oczami. Po chwili on rowniez sie usmiechnal.
- Lepiej mow zanim ktos znowu nam przerwie - mrugnelam do niego.
- Dobra, nie bede owijal w bawelne. Chce....nie, to nie wystarczajace slowo. Pragne, marze i pokornie blagam o to, abys sie ze mna umowila.
- Czuje sie jak w romansie - powiedzialas i upilas lyk wody czujac, ze zabraklo Ci tchu. Omal nie wyplulas wody nosem.
- Co Ty na to? - w jego glosie pojawila sie nerwowosc i niepewnosc. To Cie osmielilo. Pochylilas sie. Probowalas powstrzymac usmiech na widok tego jak bardzo staral sie nie patrzec w miejsce, ktoremu do oczu bylo daleko.
- O niczym innym nie marze - usmiechnelas sie szeroko widzac na jego twarzy ulge.
- Mam pytanie.
- Tak?
- Tylko odpowiedz szczerze. Calujesz sie na pierwszej randce?
- A czy ty calujesz sie na pierwszej randce? - odpowiedzialas pytaniem na jego pytanie zadziornie wyginajac usta w krzywym usmieszku. Jego uniesiona brew powiedziala Ci wszystko.
Nie wiedzialas czy cokolwiek z tego wyniknie. Nie znalas jeszcze Nialla, ale byl pierwszym chlopakiem, ktory wzbudzil w Tobie tyle nieznanych dotad emocji, ze chcialas sprobowac. Wiedzialas jedno - jesli pozwolisz sobie sie w nim zakochac, to nie bedziem juz odwrotu.
-  Mam wrazenie, ze zaraz bedzie nam naprawde goraco - mruknal wpatrzony w Twoje pelne usta.
- Ehem...

wtorek, 2 kwietnia 2013

Imagine 5 Louis

Wbieglas do sklepu jak torpeda. W srodku rozbrzmiewalo ''Miss You'' Ed'a Sheerana. Twoj autobus mial przyjechac za dwie minuty, a ty musialas kupic ulubione cistka dla ciotki do ktorej jechalas. Tymi cistkami mialas ja udobruchac, zeby zajela sie twoim mlodszym bratem przez najblizsze 3 dni. Sa! I to ostatnie. To sie nazywa szczescie. Pobieglas w kierunku polki, na ktorej staly. Juz siegalas po nie reka kiedy czyjas dlon sprzatnela ci je sprzed nosa.
- Hej! To moje Oreo! - wydarlas sie.
Spojrzalas na chlopaka, ktory triumfalnie trzymal w prawej dloni TWOJE ciastka. Byl przystojny i troche od ciebie starszy. Usmiechal sie drwiaco.
- Mam na ten temat odmienne zdanie - odezwal sie glosem, ktory sprawil, ze przeszedl cie dreszcz. Uniosl wyzywajaco brew.
- Oddaj mi te ciastka! Zapewniam cie, ze ja potrzebuje ich bardziej niz twoj nienazarty zoladek!
Wyciagnelas reke w kierunku opakowania, ale chlopak sprytnie uniosl je nad soba, tak ze teraz moglas po nie co najwyzej skakac, a nie bylas tak bardzo zdesperowana. Jeszcze.
- Dlaczego tak uwazasz? To moje ulubione i nie zamierzam z nich rezygnowac nawet dla takiej slicznotki jak ty.
Uniosl je jeszcze wyzej nad siebie. Skrzyzowalas rece na piersi. Nie moglas nie zauwazyc, ze jego wzrok powedrowal w ich kierunku. Walczylas z rumiencem.
- Zaraz przyjedzie moj autobus, wiec prosze cie oddaj mi te durne ciastka! - wkurzylas sie. Udal, ze zastanawia sie intensywnie nad moja prosba.
- Nie.
- Nie kaz mi przechodzic do rekoczynow! - zagrozilas.
- O moj Boze, ale sie boje - udal strach. Po chwili rozesmial sie glosno.
- Nie mozesz mi ich po prostu dac? Ja je naprawde...potrzebuje.
- A co ja z tego bede mial? Ty dostaniesz ciastka, a ja wroce do domu z pustymi rekoma - powiedzal drapiac sie po brodzie jak grecki mysliciel.
- Nie mozesz kupic innych? - Twoj glos wyrazal jak bardzo zdesperowana bylam.
- A ty nie mozesz? - odcial sie.
- Nie, bo to ulubione ciastka mojej cioci i inaczej nie uda mi sie jej przekonac, zeby...
- No no no... Przekupujemy biedna niczego nieswiadoma ciocie? - zrobil smutna minke. - Nieladnie. Nieeeeladnie.
- To nie jest... - spojrzalas na zegarek. - No swietnie! Autobus mi odjechal!
- Nawet slowa nie wyraza jak bardzo mi z tego powodu przykro - westchnal dramatycznie. - Sory, ale ja kocham te cistka niemal nad zycie.
- Palant - prychnelas i odwrocilas sie, zeby sobie pojsc. Poczulas, ze lapie cie za ramie. - Co zas?!
- Spokojnie - puscil cie i wzniosl oczy do nieba. - Chcialem ci cos zaproponowac.
- Dlaczego myslisz, ze chce sluchac twoich propozycji? - oburzylas sie. Spojrzal na ciebie intensywnie jasnymi oczami. Poczulas sie nagle taka mala pod tym miazdzacym spojrzeniem.
- Czy ja wiem? Moze dlatego, ze jestem taki uroczy i nie mozesz mi sie oprzec? - zapytal wzruszajac ramionami.
- Narcystyczny dupek!
Wybieglas ze sklepu zostawiajac go daleko za soba. Albo jednak nie tak daleko...
- Poczekaj na mnie zlosnico! - krzyknal za toba. Odwrocilas sie zgrzytajac zebami ze zlosci. W rece trzymal ciastka Oreo jak trofeum.
- Czego znowu?! Masz swoje ciastka, wiec odwal sie. Mam nadzieje, ze sie nimi udlawisz!
- Wciaz nie wysluchalas mojej propozycji - przypomnial spokojnie podchodzac do ciebie. Przewrocilas oczami i polozylas rece na biodrach.
- Streszczaj sie. Nie chce przegapic nastepnego autobusu - poddalas sie. Rzucil ci szeroki, zadowolony usmiech, od ktorego musialas przyznac, ze lekko zmiekly ci nogi.
- Moja propozycja brzmi tak: dam ci te ciastka w zamian za jedna mala przysluge z terminem wykonania natychmiast.
- Jaka przysluge? - glos zdradzil twoja ciekawosc.
- O to chodzi, ze nie zamierzam ci powiedzec - wyszczerzyl sie. Zacisnelas zeby. Mimo, ze to bylo glupie wiedzialas, ze bez ciastek nie masz co pojawiac sie u cioci, a bardzo ci zalezalo na jej pomocy. Z cichym westchnieniem wplotlas dlon w wlosy i odgarnelas je w nerwowym odruchu.
- Dobra niech ci bedzie. Ale najpierw ciastka, potem przysluga - pogrozilas mu palcem.
- A jak mi uciekniesz? - zapytal. Jego oczy smialy sie z ciebie.
- Nawet mi to do glowy nie przyszlo - prychnelas.
- To swietnie - poslal ci krzywy usmieszek.
Podal ci szarmancko ciastka. Wyciagnelas po nie reke i z ulga przyjelas, ze bez wyglupow po prostu ci je oddal.
- To teraz zaplata.
- Czyli?
- Zamierzam pocalowac cie jak jeszcze nikt inny - odparl. Otworzylas szeroko oczy.
- Co...
Nim zdazylas dokonczyc opadl na twoje wargi. W pierwszej chwili bylas zbyt oszolomiona, zeby sie wyrwac. A potem... Potem zaczelo ci sie to podobac. Wplotl reke w twoje wlosy, a druga objal w talii. Ciastka, o ktore tak walczylas wypadly ci z reki. Przyciagnal cie blizej jakby to, ze byliscie polaczeni ustami bylo mu za malo. Stykaliscie sie na calej powierzchni waszych cial. O Boze... Wlasnie calowalas sie z nieznajomym. Ale jak! To nie przypominalo niczego co kiedykolwiek wczesniej przezylas. Nawet nie wiesz kiedy wlaczylas sie aktywnie w ta wojne. Cichy pomruk zadowolenia wyszedl z jego ust. Zarzucilas mu rece na szyje. Pachnial mesko, ale jednoczesnie lagodnie. Ten zapach sprawial, ze nogi mialas jak z waty. Nagle oderwal sie od ciebie szybko oddychajac. Spojrzalas na niego zamglonymi od pragnienia oczami. Mial na twarzy najbardziej urocze rumience jakie w zyciu widzialas.
- Nie wiem jak masz na imie, ale zapewniam cie ze bede o ciebie zabiegal tak dlugo jak bedzie trzeba, zebys sie ze mna umowila - powiedzial glosno oddychajac.
Nie wiedzialas co mozesz na to odpowiedzec, wiec zamiast slow przeszlas od razu do czynow. Wspielas sie na palce i przywarlas do jego ust. Z entuzjazmem powrocil do calowania. Oderwal sie tylko na chwile, zeby szepnac:
- Dobra odpowiedz...