sobota, 24 stycznia 2015

Imagine 52 Harry Part IX

         Rzadko się uśmiechałam. Rzadko też mój uśmiech był szczery. Jednak ten, który miałam na twarzy odkąd weszłam do windy zdecydowanie do takich należał. Nie potrafiłam tego powstrzymać. Szczerzyłam się jak kretynka po tym jak prawie zapomniałam, że potrafię to robić. To było odświeżające. Czułam na sobie spojrzenie Harrego i to sprawiało, że czułam jak przechodzą mnie przyjemne dreszcze. To zdecydowanie była dla mnie odmiana. Czułam się po prostu dobrze. Zarówno psychicznie i fizycznie co było rzadkością. Świeże powietrze pomogło mojemu ciału, a sytuacja z Harrym mojej duszy. Nie miałam pojęcia w co się pcham, ale uczucie, że ten niemożliwie przystojny mężczyzna z wszystkich kobiet, które tu pracowały wybrał właśnie mnie było uzależniające. Poczułam ukłucie niepokoju kiedy pomyślałam o tym czy miał kiedykolwiek romans w pracy. I czy ja jestem dla niego takim romansem. I czy powinno mnie to w ogóle obchodzić skoro nic do niego nie czuje? Dwa pocałunki do niczego nie zobowiązują prawda? Chociaż głęboko w środku wiedziałam, że liczyłam na to, że to nie skończy się tak szybko. Może to było to czego potrzebowałam? Krótki, zakazany romans z szefem. To nie brzmiało dla mnie tak źle jak zabrzmiałoby tydzień temu. Po tym wszystkim mogłabym się zwolnić i znaleźć nową pracę, żeby nie czuć się niezręcznie. Od dawna nie czułam takiej nadziei i ochoty do życia. Może wszystko jakoś się ułoży? Byłam dobrej myśli.
         Byłam. Bo potem stało się to.
***
         - Pan Davis czeka na pana w gabinecie - powiedziała asystentka Harrego kiedy znaleźliśmy się w przedsionku gdzie zawsze pracowała. Zatrzymałam się w połowie kroku słysząc to nazwisko. Czułam jak krew pulsuje mi w uszach, a do twarzy napływa fala gorąca. Miałam wrażenie, że nogi się zaraz pode mną ugną i po prostu upadnę bezwładnie na podłogę marząc o tym, żeby się w nią wtopić i zniknąć. Davis. Boże błagam, żeby to był tylko jakiś głupi żart albo przypadek. Byłam bliska dostania histerii kiedy Harry spojrzał na mnie zaniepokojony.
         - Wszystko w porządku? Znowu się źle czujesz? - spytał, a w jego głosie dało się usłyszeć troskę. Kobieta pracująca dla Harrego spojrzała na niego z osłupieniem, ale szybko się opanowała i wróciła wzrokiem do monitora chociaż cały czas zdawała się nam przysłuchiwać.
         - Tak eee to z głodu - wymyśliłam na poczekaniu. Uśmiechnęłam się blado. Harry zmarszczył brwi.
         - Powinniśmy zostać i coś zjeść. Odwołam spotkanie i...
         - Nie żartuj - wymamrotałam słabo. - Zjem coś w domu i będzie dobrze. Zaufaj mi - dodałam prosząco.
         - Więc zamówię coś tutaj - odparł szybko.
         - Nie! Prosze cię po prostu idź tam i...
         - 'I daj mi spokój'? - dokończył za mnie. Pokręciłam nerwowo głową.
         - Nie miałam tego na myśli...
         - Wpędzisz mnie do grobu - burknął wzdychając. Wchodząc do gabinetu odwrócił się jeszcze i spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem. - Kiedyś przestaniesz mi się sprzeciwiać.
         Pod wpływem tego spojrzenia poczułam zupełnie inny rodzaj gorąca. I kiedy tylko drzwi się zamknęły musiałam usiąść. Unikałam wzroku kobiety za biurkiem jak ognia, z resztą ona mojego też sądząc po tym jak schowała się za monitorem. Na chwile się uspokoiłam. Nie było takiej możliwości, żeby tam za drzwiami był Tommy. Jestem głupia, że tak pomyślałam. Miałam ochotę śmiać się z siebie. I tego że właściwie chciałabym go zobaczyć. Tak. Jestem totalną kretynką i po tym wszystkim chciałabym zobaczyć znowu jego twarz i uśmiech. I to jak idealnie marszczyły się jego oczy kiedy się śmiał i miał błysk w oczach. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam powoli oddychać, żeby się uspokoić. Emocje, których nie odczuwałam od wieków bombardowały mnie z niemożliwą intensywnością. Ręce mi się trzęsły i nie byłam w stanie nad tym zapanować. Mojego umysłu nie wypełniał już Harry tylko Tommy. Wspomnienia jego pięknej twarzy, otwartości i spontaniczności... Wrażliwości... Boże uwielbiałam jego wrażliwość. Ktoś może powiedzieć, że to niemęskie, ale Tommy jakimś cudem posiadał obie te cechy. Był wrażliwy i męski w takim dobrym, słodkim sensie. Mój ideał. Czułam, że jestem na krawędzi stabilności i mrocznych zakamarków mojego umysłu, a tam była już tylko przerażająca, nieprzenikniona ciemność. Musiałam przestać o tym myśleć, ale to było prawie niemożliwe. 
         Siedziałam dłuższy czas bezczynnie na białej, skórzanej kanapie po jakimś czasie w końcu się uspokajając. Wciąż miałam przed oczami obraz Tommy'ego, ale trzymałam się na stabilnym poziomie. Nie chciałam dostać załamania właśnie tutaj. Nagle drzwi się otworzyły i wyszedł z nich Harry z kamienną twarzą jednak w jego oczach czaiły się złośliwe błyski. Spojrzałam zaciekawiona czekając aż gość Harrego wyjdzie z jego gabinetu. I to było jak uderzenie.
         Szczupła i wysoka sylwetka. Starannie ułożone, blond włosy i niebieskie jak ocean oczy. Dłonie o długich i zgrabnych palach. Ubiór idealnie przylegający do wysportowanego ciała. Błysk gniewu i rozczarowania w oczach. Jego wzrok powędrował bezwiednie w moim kierunku. I to było tak jakby czas się zatrzymał. Najpierw wydawał się być zaskoczony. Potem jakby niedowierzał. A na samym końcu najzwyczajniej w świecie pokrył się rumieńcem co na jego jasnej skórze było doskonale widoczne. I wiedziałam, że wyglądałam w tym momencie tak samo.
         Tommy.
         Tommy.
         Tommy.
         Ile razy będę musiała powtórzyć jego imię, żeby doszło do mnie, że on naprawde tam stoi? To mogłoby zająć mi wieczność.
         - (t.i.)? - spytał, a jego miękki, melodyjny głos dotarł do moich uszu jakby z opóźnieniem.
         - Tommy?
         - Nie widziałem cię chyba całe wieki - zaczął niezręcznie. Wstałam ostrożnie, nie do konca ufając teraz swojemu ciału. Troche się zmienił. Wyglądał bardziej dorośle. Jak człowiek sukcesu i bardziej konkretny niż pamiętałam. Podeszłam do niego nie wiedząc skąd u mnie ta odwaga.
         - Sam podjąłeś taką decyzję - odparłam. Jęknął.
         - Przecież zdajesz sobie sprawę z tego, że to wszystko przez... Ja... To nie jest odpowiednie miejsce do takich rozmów. Możemy spokojnie o tym porozmawiać w...
         - Przykro mi panie Davis, ale ona ma już plany i nie uwzględniają one ciebie - powiedział Harry. Wtedy sobie o nim przypomniałam. I od razu wiedziałam, że jest wkurwiony. Mocno wkurwiony.
         - Chcesz odebrać mi wszystko Styles? Nie wystarczy, że odebrałeś mi moją pracę? Musisz mi jeszcze zabierać szansę wyjaśnienia miłości mojego życia dlaczego zniszczyłem nasz związek?! - Przy ostatnich słowach jego głos się podniósł. Tommy nigdy tego nie robił. Moje serce zatrzepotało mocno. Miłość mojego życia. Ja, ja jestem miłością jego życia. Myślałam, że się rozpłyne. 
         - No właśnie Davis. Zniszczyłeś. Nie tak zachowałby się prawdziwy facet. A zwolnić powinienem cię już wcześniej kiedy tylko zaczęły się pogłoski o tym, że...
         - Nie przy niej! - warknął Tommy. Zamarłam. Harry zwolnił Tommy'ego? A on coś ukrywał? To zaczynało robić się skomplikowane.
         - Dlaczego nie? I tak nie pozwolę jej już się do ciebie zbliżyć, więc ta wiedza nic nie zmieni. Może tylko znienawidzi cię jeszcze bardziej - odparł mój szef lodowato.
         Przeszedł mnie dreszcz. W tym momencie się go bałam. Zdałam sobie sprawę z przewagi fizycznej i psychicznej Harrego. Mógłby go zniszczyć dosłownie i w przenośni. Asystentka Harrego spojrzała na mnie zlękniona. Ona też wiedziała, że szykuje się coś niedobrego.
         - Mógłbym zgłosić to wszystko i wylądowałbyś w kiciu - burknął Tommy. Z ust Harrego wydobył się cyniczny, wredny śmiech.
         - Mogę zniszczyć twoje życie w mniej niż minutę, a poza tym ostrzegałem cię. Nic nie zdziałasz. Oszukiwałeś i kradłeś pieniądze moich klientów, prędzej ty wylądujesz w kiciu. Jedyne co masz na mnie to lekkie groźby, których i tak nikt nie potwierdzi. A ja bywałem już w sądzie z gorszymi zarzutami świeżaku. I Clare czy mogłabyś proszę wezwać ochronę, żeby wyprowadzili tego oszusta z dala od mojej firmy? - zwrócił się do swojej pracowniczki.
         - Oczywiście panie Styles - wymamrotała wybierając jakiś numer w telefonie.
         - Nie fatyguj się - burknął Tommy. Rzucił mi ostatnie przeciągłe spojrzenie i wyszedł. Stałam jakby ogłuszona na środku pomieszczenia z szeroko otwartymi oczami. W końcu to do mnie doszło.
         - Dlaczego do cholery zwolniłeś Tommy'ego?! Czy to kolejny pokaz twojej władzy i kontroli? Boże a ja myślałam, że jednak masz w sobie krztynę człowieczeństwa! A jednak ty jak zawsze musisz postawić na swoim, boże jesteś takim maniakiem, co jest z tobą nie tak?! - wydarłam się na niego. Harry spojrzał na mnie z poczatku lekko zaskoczony. Potem znowu wróciło zwykłe wkurwienie.
         - Ten człowiek okradał moich klientów, oszukiwał i wystawiał im dodatkowe faktury, a pieniądze przelewał na swoje konto. Powinienem go podać do sądu, ale jestem dobroduszny i tego nie zrobiłem.
         - Ale gdyby nie ja to...
         - Masz racje, gdyby nie Ty to nie zainteresowałbym się nim. Ale to zrobiłem i sprawa skończona. Nikt nie będzie okradał mnie i moich klientów na moim własnym terenie. I nie bądź taka głupia i nie wierz w jego niewinne spojrzenie. To oszust. Ciebie też już raz wykiwał, a ty chcesz znowu wlecieć w jego sidła. Możesz mi wyjaśnić dlaczego?!
         - To nie tak ja... A nawet jeśli to co cię to obchodzi?! - Spojrzałam na niego buntowniczo. Miał rację, jeśli Tommy rzeczywiście taki był to może nie powinnam się z nim spotkać mimo takiej szansy, ale w życiu nie przyznam mu racji.
         - To, że ci na to nie pozwolę. Tommy Davis nie położy na tobie swoich łap. Po moim trupie. - Zbliżył się do mnie groźnie i spojrzał z góry. Zacisnęłam zęby.
         - Nie mów mi co mam robić - warknęłam. Harry zaśmiał się cynicznie. - Nienawidze cię.
         - Myślę, że czujesz do mnie coś zupełnie innego tylko nie chcesz tego przyznać - odparł nieco spokojniej niż wcześniej.
         - Niby co? - parsknęłam. Moje serce drgnęło pod wpływem jego intensywnego spojrzenia.
         - Doskonale wiesz co. Po prostu nie chcesz tego nazwać.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Imagine 52 Harry Part VIII

         - Harry... Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz? Dopiero mnie poznałeś i jesteś moim szefem, w dodatku doprowadzasz mnie do szału swoim zachowaniem i... - mówiłam na jednym oddechu.
         Poczułam jak jego ręce sztywnieją. Przez chwilę jeszcze stał przytulony do moich pleców aż w końcu z cichym westchnieniem się odsunął. Obróciłam się powoli i zadarłam głowę do góry, żeby móc mu spojrzeć w oczy. Widząc jego smutny uśmiech myślałam że coś we mnie pęknie. To moja wina. I mimo że racjonalna część mojego umysłu mówiła mi, że nie mam powodu, to czułam się winna. Czasami nie potrafiłam rozróżnić negatywnych emocji względem niego od tych pozytywnych i na odwrót. 
         - Dlaczego? - spytałam po prostu czując, że się poddaje. Harry sięgnął ręką do swojego karku co rozpoznałam jak oznakę zdenerwowania, bo mój brat robił to samo kiedy czuł się niekomfortowo.
         - Nie wiem okej? Zgaduje, że mnie zaintrygowałaś... - powiedział jakby nieco zawstydzony. Chociaż ktoś obcy by tego nie wyczuł pod jego maską opanowania. Ja jednak zdążyłam już poznać drobne zmiany w jego zachowaniu kiedy odczuwał niektóre z emocji.
         - Naprawde zamierzasz tłumaczyć się najstarszą śpiewką świata? Że jestem inna niż wszystkie? Że nigdy kogoś takiego nie poznałeś? - prychnęłam próbując go wyminąć. Jednak on chwycił mnie za ramię i nie pozwolił mi na to.
         - Nie. Nie jesteś najpiękniejszą kobietą jaką spotkałem. Nie jesteś też najzabawniejsza albo najmądrzejsza. Jesteś marudna i nie rozumiesz kiedy ktoś wydaje ci polecenia. Mówisz do mnie jakbyś nie pamiętała, że jestem twoim szefem, a potem sama mi o tym przypominasz. Jesteś koszmarnym towarzyszem podróży, bo bez przerwy się na mnie gapisz co niemożliwie mnie rozprasza, a w dodatku ciągle coś ci nie pasuje. Prawdopodobnie jesteś najbardziej upartą i nieznośną osobą jaką znam. A w dodatku okropnie się ubierasz i nie cierpię kiedy masz spięte włosy.
         Patrzyłam na niego z otwartymi ustami. To była dosyć dobijająca wypowiedź. Wymienił chyba każdą moją wadę, nawet nie próbując czegoś modyfikować, żebym poczuła się lepiej. Nawet nie mogłam mu teraz wykrzyczeć w twarz, że jest dupkiem, bo każda z tych rzeczy była prawdą. Widząc mój wyraz twarzy westchnął. On też się poddał.
         - Ale w pewnym sensie lubię kiedy się złościsz, bo wyglądasz wtedy słodko. To że bez przerwy mi się sprzeciwiasz cholernie mnie kręci dlatego robię coraz gorsze rzeczy, żeby tylko zobaczyć jak twoje oczy ciskają błyskawice i sprawiasz wrażenie jakbyś naprawde wierzyła w to, że możesz mnie pokonać. Uwielbiam kiedy wymawiasz moje imię, bo rzadko je słyszę w tym formalnym i oficjalnym świecie, prawie zapomniałem już jak ono brzmi. - Złapał moje nadgarstki, więżąc mnie w miejscu. Przełknęłam ślinę. - Rozprasza mnie to, że patrzysz na mnie kiedy prowadzę, bo dałbym miliony, żeby wiedzieć o czym wtedy myślisz. Uwielbiam twój upór chociaż kiedyś stracę przez niego cierpliwość. Przede wszystkim jednak... Nie potrafie się od ciebie odczepić. Właściwie nawet nie próbowałem, bo wiem, że poniósłbym porażkę. Nie jestem w stanie tego zrobić. 
         Czułam jakby Harry nieustannie uderzał pięścią w skorupę, w której ukryłam siebie i swoje uczucia. I był coraz bliższy rozbicia jej co mnie przerażało. Bo zaczynałam znowu czuć. Nie chciałam tego. Bałam się otworzyć. Nie dopuszczałam do siebie żadnych nowych ludzi od kiedy tylko mój związek z Tommy'm się skończył, bo tak bardzo bałam się jakiegokolwiek odrzucenia. Patrzyłam uparcie w guziki na śnieżnobiałej koszuli Harrego, nie chcąc spojrzeć mu w oczy.
         - Zamierzasz coś powiedzieć? - spytał, a jego głos zabrzmiał nieco groźnie. 
         - Nie wiem co Harry...
         - A pozwolisz mi się teraz pocałować?
         - Nie wiem...
         - A przytulić? - Wizja mnie i Harego wtulonych w siebie uderzyła we mnie gwałtownie. To byłoby takie... nienormalne. Jak wszystko co działo się między nami, ale przytulanie... 
         - Wolałabym już ten pocałunek - mruknęłam nie sądząc, że ten potraktuje to jako zaproszenie. Ale tak właśnie zrobił.
         - Tym lepiej. Nie cierpie się przytulać.
         Wziął moją twarz w dłonie i pochylił się, żeby pocałować mnie delikatnie. Wiatr igrał z moim włosami i ochładzał moją rozgrzaną skórę. Ręce Harrego były przyjemnie szorstkie i ciepłe. Ale to jego usta sprawiły, że moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Miękkość jego warg kontrastowała z ich stanowczymi ruchami. To był jeden z tych pocałunków, które sprawiały, że nie chciałeś oddychać bojąc się, że możesz zepsuć ten moment. Położyłam dłonie na jego brzuchu, czując jak twarde mięśnie pod koszulą napięły się pod wpływem mojego dotyku. Znowu otoczył mnie jego zapach przenikając do mojej świadomości i sprawiając, że jeszcze bardziej potrzebowałam wsparcia. Harry jakby to wyczuwając położył jedną dłoń na moich plecach, a drugą odgarnął mi włosy przy okazji pogłębiając pocałunek, bo skorzystał z mojej nieuwagi kiedy za bardzo się skupiłam na jego ręce tuż nad moją pupą. Westchnienie wyrwało się z moich ust. Byłam całkowicie pewna, że to był najbardziej perfekcyjny pocałunek mojego życia i aż drżałam na myśl kiedy się skończy i trzeba będzie spojrzeć sobie w oczy. Przygryzłam jego dolną wargę pod wpływem impulsu, a z jego ust wydobył się zaskoczony jęk. O boże to był prawdopodobnie najbardziej pobudzający dźwięk jaki w życiu słyszałam i sprowadzał moje myśli w niebezpieczne rejony, w które nie zapuszczałam się od bardzo dawna.
         Nagle ten perfekcyjny moment przerwał sygnał komórki. Harry z niechęcią oderwał się ode mnie i odebrał telefon z miną mordercy.
         - Styles - warknął. Słyszałam pod drugiej stronie przytłumiony kobiecy głos. Skierowałam się do samochodu oddychając jakbym przebiegła dobre pare kilometrów i czując gorące rumieńce na twarzy. - Będę za 20 minut. Powiedz naszemu gościowi, żeby rozgościł się w moim gabinecie.
         Rozłączył się i rzucił długie spojrzenie w kierunku widoku za urwiskiem. Potem jego wzrok skierował się na mnie kiedy zdążyłam już wsiąść z powrotem do samochodu. Wpatrywałam się w niego w napięciu. W końcu kręcąc głową do swoich myśli wsiadł do samochodu i szybko odpalił silnik po czym zaczął się cofać przez całą leśną drogę. Wyjechał na drogę wykonując skomplikowany manewr, przy którym ja zapewne rozbiłabym samochód o drzewo i spokojnie ruszył w kierunku miasta utrzymując na liczniku 70 km/h przez większość drogi, nawet kiedy byliśmy już w środku miasta. Wjechał na podziemny parking ponad kwadrans później i parkując na swoim starym miejscu, spojrzał na mnie nagle z niepokojem.
         - Cholera zapomniałem, nie zdążyliśmy nic zjeść... Myślałem, że będziemy mieć więcej czasu - powiedział przepraszająco. Właściwie nawet nie pomyślałam o jedzeniu od samego rana. Nie byłam kompletnie głodna. 
         - W porządku. - Uśmiechnęłam się niepewnie. Jego oczy rozszerzyły sie nieznacznie.
         - Wow. 
         - Co? - Zmarszczyłam brwi.
         - Pierwszy raz uśmiechnęłaś się do mnie tak szczerze. - I również się uśmiechnął, a moje serce zabiło szybciej. 
         - Chyba tak.
         - Najpiękniejszy - powiedział tylko po czym wysiadł z samochodu i okrążył go, żeby otworzyć mi drzwi. Wysiadłam nieco oszołomiona. 
         - Mogę wrócić już do pracy? - Jego uśmiech zgasnął.
         - Nie. - Zachichotałam spodziewając się takiej odpowiedzi.
         - Robisz się przewidywalny Styles! 
         - Dla ciebie panie Styles. - Przystanęłam tuż przed windą, a ten nacisnął guzik przywołujący. Skrzyżowałam ręce pod biustem.
         - Nie.
         - Co nie?
         - Dla mnie Harry.

______________________________________________________________________

Na początek chciałam Wam ogromnie podziękowac za Wasze słowa, Boziu prawie się poryczałam na lekcji kiedy przeczytałam komentarz o tym, że chłopcy byliby ze mnie dumni, bo mimo przeciwności losu uszczęśliwiam Was swoją wyobraźnią, Boże to były najpiękniejsze słowa jakie w życiu ktokolwiek napisał do mnie, i każde słowo jakie do mnie napisaliście sprawiło, że dzisiejszy dzień był dobry. Pierwszy od tak naprawdę 2 miesięcy. Mimo że nie wydarzyło się nic wielkiego to po prostu czułam Wasze wsparcie... I to było cudowne. Kocham Was aniołki <3

piątek, 16 stycznia 2015

Imagine 52 Harry Part VII

         Cóż... Chciałabym móc powiedzieć, że zrobiło się niezręcznie po naszym nagłym pocałunku. Naprawde chciałabym. Jednak to było do przewidzenia, że nic nie jest w stanie wytrącić wielkiego Harrego Stylesa z równowagi. Nawet nieoczekiwany pocałunek z jego podwładną. Szkoda, że nie miałam niskiego ciśnienia, bo po tym co się stało - zdecydowanie wróciłoby do normy. W moim przypadku jednak ciśnienie podskoczyło po prostu jeszcze bardziej i cieszyłam się, że Harry jak na razie nie wpadł na pomysł, żeby zmierzyć mi je jeszcze raz. Wtedy już na pewno zrobiłby wszystko, żebym trafiła do szpitala. Nawet jeśli miałby mnie tam dostarczyć na własnych plecach. To był taki typ człowieka. Wszystko zawsze musiało być po jego myśli. Wszystko. Dlatego też dał mi ten absurdalny awans nie pytając o moje zdanie. Nie obchodziło go nic poza własnym nosem. 
         Nawet nie rozłożyłam koca, który przyniosła mi jego asystentka. Miał coś z głową jeśli sądził, że położe się w jego biurze na kanapie i spokojnie przykryje kocykiem. Czy tylko mi ta sytuacja wydawała się po prostu jednym wielkim absurdem? On był absurdem. W dodatku siedział na tym swoim wielkim fotelu i robił coś na komputerze z takim spokojem na twarzy jakby trwał teraz w bezczynności, a przecież jego długie palce bez przerwy walczyły z klawiaturą.
         - Gapisz się na mnie - powiedział nagle nawet na mnie nie patrząc. Podskoczyłam lekko zaskoczona kiedy jego głos przerwał godzinną już chyba ciszę. Pewnie bym się zarumieniła, gdybym nie była tak wytrącona z równowagi.
         - Nieprawda - zaprzeczyłam natychmiast.
         - Gapiłaś się na moje dłonie. Wiesz, że mnie nie okłamiesz. - Drgnęłam po tym co powiedział.
         - Przerażasz mnie czasem. Wszystko zawsze wiesz i jesteś o krok...
         - O krok od całej reszty? Tak jestem, zawsze i w każdej sytuacji. To się nazywa przewidywalność świata.
         - Jak zwykle nie mam pojęcia o czym mówisz - mruknęłam.
         - Chodzi o to, że znając ludzi i mechanizm działania ich umysłów można przewidzieć każdy ich nawet najmniejszy ruch czy decyzje. A niestety nasz gatunek jest wyjątkowo przewidywalny. 
         - Nie jestem pewna czy masz całkowitą rację...
         - Mam.
         - Udowodnij. - Zmrużyłam oczy. W końcu na mnie spojrzał. Przełknęłam ślinę.
         - Twoje serce właśnie przyspieszyło chociaż wcale tego nie chcesz. Specjalnie mnie sprowokowałaś swoim pytaniem, bo denerwuje cię moje opanowanie i nie możesz sie doczekać, żeby całkowicie wyprowadzić mnie z równowagi. I chciałaś, żebym w końcu na ciebie spojrzał - podsumował kompletnie zbijając mnie z pantałyku.
         - Wow. Powinieneś się leczyć - wymamrotałam. Wtedy nieoczekiwanie z jego ust wydobył się cichy dźwięk - śmiech, który spowodował u mnie dreszcz. Jego oczy pojaśniały podczas tej krótkiej chwili.
         - Robię to całe życie.
         - No to zmień lekarza, bo spieprzył sprawę - mruknęłam. Znowu ten śmiech. Boże. To naprawde zabrzmiało tak anielsko czy tylko ja to tak odbieram? 
         - Moim zdaniem radzi sobie dobrze. Nie odbiera mi moich 'chorych' zdolności.
         Zasłoniłam twarz dłońmi. Harry naprawde był nienormalny. Nigdy go nie zrozumiem, przysięgam. - Niedługo idziemy na lunch. - Podniosłam głowę.
         - Idziemy? - Uniosłam brew.
         - Tak. Ale mamy mało czasu, bo o 13:30 przyjeżdża ktoś specjalny do firmy. Okej możemy już iść - powiedział po prostu wstając, nawet nie zamykając laptopa. Spojrzałam na niego dziwnie kiedy podszedł do mnie i wyciągnął w moim kierunku rękę. Zmarszczyłam brwi. - Po prostu ją chwyć (t.i.). Daje ci szansę zrobienia tego dobrowolnie.
         - Mógłbyś mnie do tego zmusić? - spytałam znając już odpowiedź.
         - Mogę - poprawił. - Ale wolę żebyś zrobiła to sama.
         - Bo?
         Nie odpowiedział. Poddałam się chwytając jego dłoń i drgając lekko kiedy znowu przeskoczyła między nami elektryczność. Wyszliśmy z biura pod zdziwionym spojrzeniem asystentki Harrego. Każdy mój krok sprawiał, że coraz bardziej drżałam w środku. Chyba nieświadomie postawiłam sobie jeden cel kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Harrego. Zniszczyć jego opanowanie i kontrole. Chciałam, żeby ją stracił. Nie do końca też wierzę, że ten pocałunek był w pełni kontrolowany. Harry wiedział, że go prędzej czy później odepchnę, to było jasne jak słońce. Ale jestem też pewna, że nie był on wynikiem samokontroli. Poczułam gorąco na samo wspomnienie. Nikt mnie tak nie całował.
         Na parkingu w podziemiach szybko odnalazłam wzrokiem Astona Martina mojego szefa. Lśnił samotnie na samym końcu, ale nie wyróżniając się już aż tak bardzo jak w mojej dzielnicy. Wsiadłam do środka oczywiście nawet nie dotykając klamki, Harry wyręczył mnie w każdej czynności poza zapięciem pasów. Odchyliłam głowę do tyłu i przymknęłam powieki. Moje życie stało się dziwne. Chociaż jeśli mam być szczera cierpiałam ostatnimi czasy trochę mniej. To co robił Styles odwracało dosyć skutecznie moją uwagę od myśli o Tommy'm.
Tommy.
         Zastanawiałam się czy jeszcze za nim tęsknię. Czy po tym wszystkim naprawde tęsknię za nim jako osobą? Czy może tym co kiedyś było i poczuciem bezpieczeństwa jakie zapewniał mi stały związek z wrażliwym i cudownym mężczyzną? Nie byłam pewna. To dziwne bo kilka dni temu nie wahałabym się nad odpowiedzią. Teraz miałam z tym problem. Bo Tommy zdecydowanie nie był już tą osobą, którą kochałam tak bardzo.
         - Kochałam - wyszeptałam smakując brzmienie tego słowa. Czas przeszły. Już nie teraźniejszy. Dziwne.
         - Co?
         - Nic - powiedziałam szybko pod badawczym spojrzeniem Harrego kiedy wyjeżdżaliśmy na ulicę.
         Uśmiechnęłam się lekko. Dzisiaj w nocy potrafiłam myśleć tylko o tym jak tęsknię za Tommy'm. Teraz wiem już przynajmniej, że przestałam. Teraz brakowało mi po prostu związku i tego co razem przeżyliśmy. Z dwojga złego to chociaż mniej bolało. Kolejne minuty później znaleźliśmy się na obrzeżach miasta co przykuło moją uwagę.
         - Gdzie właściwie jedziemy? - spytałam. 
         - Zaraz się dowiesz.
         - A nie mogę teraz? - Kącik jego ust drgnął.
         - Nie, nie możesz. - Westchnęłam jak zawsze kiedy jego odpowiedzi były odwrotne do tych, których oczekiwałam.
         - Dupek.
         - Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
         - Bycie dupkiem to bilet w jedną stronę do piekła. Ups, chyba wygrałam - powiedziałam z fałszywym uśmieszkiem. Harry zachichotał. 
         - Ze mną nie da się wygrać - odparł po czym na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmieszek, który nie zapowiadał niczego dobrego. 
         Ledwo minęliśmy zakręt i zrozumiałam co zwiastował ten uśmiech. Wskazówka na liczniku prędkości zaczęła niebezpiecznie zbliżać się do setki aż przekroczyła ją w absurdalnie krótkim czasie i co gorsze wcale nie przestawała się przesuwać. Dosłownie wryło mnie w fotel, a każdemu niebezpiecznemu manewrowi towarzyszył mój pisk. Harry wymijał samochody jak szalony w towarzystwie ich trąbienia i krzyków kilku szczególnie wystraszonych czy też wkurzonych kierowców.
         - Harry! Zwolnij do cholery!!!
         Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Poczułam jak adrenalina wybucha w moim ciele z każdym piskiem opon i zakrętem, na którym Harry nie do końca wyrobił i na chwilę tracił panowanie nad samochodem. Czułam w ustach smak żółci, smak strachu, który wypełniał je coraz to nowszą falą. 
         - Błagam cię Harry! - krzyknęłam tracąc kontrolę. Rzucało nami na wszystkie strony, a licznik prędkości pokazywał cyfrę od której kręciło mi się w głowie. Wjechaliśmy z rozmachem na jakąś drogę przy lesie będąc już poza miastem a nawet na obrzeżach przedmieścia jeśli się nie myliłam.  - Harry zatrzymaj to pierdolone auto albo sama ci w tym pomogę - odparłam z determinacją. Chwilę później wskazówka na liczniku zaczęła powoli przesuwać się w lewo. Odetchnęłam z ulgą kiedy zeszliśmy poniżej 80 km/h. - Możesz mi wyjaśnić co to było?!
         - To była bardzo prosta prezentacja mojej kontroli i władzy kochanie. I tego, że mnie nigdy nie mówi się, że się ze mną wygrało. Chyba, że ktoś ma skłonności samobójcze - powiedział skręcając nagle w leśną drogę, która kiedyś była zabezpieczona barierką, ale zostały po niej już tylko odłamki. Spojrzał na mnie wyczekująco. Jego wzrok był twardy. - Masz skłonności samobójcze?
         - Co? Co to za pytanie? - Spojrzałam na niego marszcząc brwi kiedy wjeżdżaliśmy coraz głębiej w las. 
         - Normalne.
         - Nic co wychodzi z twoich ust nie jest normalne - prychnęłam.
         - Uciekasz od odpowiedzi kochanie - westchnął. Skrzywiłam się. 
         - Nie nazywaj mnie tak.
         - Jak?
         Zatrzymał samochód co przykuło moją uwagę. Rozejrzałam się dookoła. Wysiadłam z samochodu zdziwiona, że drzwi były otwarte. Zerknęłam na Harrego i od razu zrozumiałam. Wyszłam sama tylko dlatego, że on mi na to pozwolił. Znaleźliśmy się na krawędzi lasu, na kawałku polany, która urywała się po prostu w pewnym momencie. Wciągnęłam powietrze w płuca rozkoszując się zapasem roślin niesionym przez lekki wiaterek. Świeże powietrze otrzeźwiło mnie z porannego amoku, problemy z ciśnieniem odeszły w zapomnienie. Podeszłam do krawędzi polany i z lekkim strachem, ale i zachwytem stwierdziłam, że przede mną rozpościerała się przepaść. 
         - Niesamowite - szepnęłam.
         - Prawda? - Usłyszałam za sobą głęboki głos. Moje serce drgnęło kiedy poczułam jak jego ręce owijają się wokół mojej talii, a ciepły oddech dociera na moją szyję. Przestałam na chwilę oddychać. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam z kimś w tak intymnej pozycji. - Jeśli spojrzysz w prawo zobaczysz nasze miasto - powiedział tak blisko mnie, że poczułam ciałem wibracje wywołane jego głosem. Obróciłam głowę w tym kierunku, a wtedy jego usta znalazły się na mojej szyi. Zadrżałam, ale nie byłam w stanie się odsunąć. Czułam jakbym wrosła w ziemię, nie potrafiłam się ruszyć. Ciche westchnienie wyrwało mi się z ust, kiedy poczułam drobne pocałunki na skórze. Wiatr przywoływał do mnie zapach Harrego otaczając mnie z każdej strony i wypierając wszystkie inne. Odchrząknęłam czując jak moje gardło robi się suche.
         - Po to mnie tu zawiozłeś? - Jego loki musnęły mój policzek tak delikatnie jakby to były skrzydła motyla. Czułam jakby czas się zatrzymał. Nie rozumiałam co się dzieje. Nie wiedziałam czy tego chcę. Ale nie chciałam, żeby to się kończyło. - Powiedz prawdę.
         - Nie jestem pewien... Chyba... Chyba tracę kontrole. Tracę kontrole kiedy jestem z tobą. Próbuje wmówić sobie i tobie, że tak nie jest, ale… Ja… nie panuje nad sobą kiedy jesteś obok.

____________________________________________________________

Ehh powiem prosto i szczerze - moje życie to dno i beznadzieja, gubie się w swoich problemach i niedługo po prostu rzuce się pod pociąg albo coś. Zaraz po tym jak odzyskałam sprzęt do pisania to w moim domu zepsuł się router czy jak to sie pisze, nwm w każdym razie zostałam pozbawiona internetu, a więc i możliwości wstawiania czegoś. Wczoraj wieczorem odzyskałam internet, a więc  i motywację, żeby w końcu coś napisać. Ostatnio nic mi się w życiu nie udaje i rzadko się uśmiecham. Dlatego przepraszam jeśli zawalam. Wiem, że zawalam, ale mam bardzo poważne problemy w swoim życiu. Problemy ze sobą i rodziną. Nie chce się w ten sposób usprawiedliwiać. Zrobicie z tą wiedzą co chcecie. A i ja również Cię pozdrawiam 'autorko złośliwych komów', Ty też zmotywowałaś mnie do  pracy i w sumie uważam, że jesteś niesamowita ze swoim stwierdzeniem 'po chujka', wprowadzam go do swojego słownika w trybie now, i kocham tą osobę, która postawiła się w mojej 'obronie' <3

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Imagine 52 Harry Part VI

         Omal nie spóźniłam się do pracy przez co cały czas byłam nerwowa. Dopadł mnie koszmarny ból głowy i byłam prawie pewna, że przedawkowałam aspirynę. Wszystko leciało mi z rąk. A to dlatego, że przespałam może godzinę w nocy, bo tak bardzo męczyły mnie myśli o Tommy'm. Wiedziałam czym to było spowodowane. Kontakt z Harrym sprawił, że mój były jeszcze częściej nawiedzał mój umysł, doprowadzając mnie do szału. Nie rozumiałam tego. To prawda, było między nimi kilka podobieństw, ale różnice przeważały z niewiarygodną mocą! Wyszłam na chwilę do łazienki, żeby zażyć kolejną tabletkę i trochę odpocząć od zapachu papierów i wszechobecnych komputerów. Przemyłam twarz zimną wodą i oparłam ręce o umywalkę. Wyglądałam okropnie. Moja twarz przybrała osobliwy biały kolor, a cienie pod oczami straszyły połączeniem szarości i fioletu. Zamknęłam oczy i spróbowałam pooddychać biorąc jak największe wdechy, żeby się nieco dotlenić. Doszłam z powrotem do biura jak w amoku, praktycznie nie patrząc gdzie idę, kierując się jedynie swoją pamięcią. Usiadłam przy swoim biurku. Ten z pozoru krótki spacer sprawił, że moje serce biło tak szybko jakby chciało wybuchnąć pod moimi żebrami. A może to przez aspirynę. Nie miałam pojęcia. Trzęsącymi się dłońmi sięgnęłam po jakiś dokument, którego wcześniej nie było. Przejrzałam pobieżnie wzrokiem jego treść i zamarłam. 
         Zabije go. 
         Zerwałam się z krzesła przyprawiając młodą stażystkę o mini zawał, przez który rozsypała jakieś teczki, ale nie zatrzymałam się by jej pomóc. Przeszłam przez cały korytarz kierując się do schodów ewakuacyjnych. Szarpałam się chwilę z drzwiami, za którymi znajdował się sektor I budynku. Weszłam do windy oddychając szybko i wściekle. Gdy znalazłam się na odpowiednim piętrze, otworzyłam drzwi 'przedsionka' gabinetu Harrego i ignorując protesty jego asystentki, wparowałam prosto do jego gabinetu.
         - Jak śmiałeś?! Jak śmiałeś ty bezużyteczny, zakłamany...
         - Najmocniej przepraszam panie Styles nie  zdążyłam jej zatrzymać, mam wezwać ochronę...? - powiedziała przerażona asystentka wbiegając za mną. Harry siedzący na swoim fotelu uniósł dłoń, aby zakończyć jej nerwową mowę.
         - W porządku Clare, myślę że sobie poradzę - odparł z lekkim uśmieszkiem. - Zostaw nas samych.


         - Och...oczywiście panie Styles - wymamrotała. Z wściekłością cisnęłam w niego dokumentem zwiniętym w kulkę. Nawet nie drgnął.
         - Jak możesz robić coś takiego?! Jesteś całkowitym idiotą! Za kogo ty się uważasz?! Myślisz, że będę taka potulna jak wszyscy?! Ooo nie PANIE STYLES, nie będę tolerować tego, że...
         - Że co? Że awansowałem cię na wyższe stanowisko? - przerwał mi spokojnie.
         - Mówię też o podwyżce, która jest trójkrotnie większa od mojej aktualnej wypłaty! I jeszcze 'prywatny gabinet w sektorze I' ?! Czyś ty zwariował?! Co jest z tobą nie tak?? - wydarłam się. Cała się trzęsłam i czułam kołatanie mojego serca, które ledwo nadążało swoim nierównym rytmem za pompowaniem krwi.
         - Przede wszystkim usiądź i porozmawiaj ze mną spokojnie.
         - Nie będę rozmawiała z tobą spokojnie kiedy ty... - pokonałam ostatnie dwa kroki dzielące mnie od jego biurka i nieoczekiwanie cały mój świat się zakręcił i został zniekształcony przez czarne plamy. Podparłam się o blat ledwo utrzymując się w pionie. Niemal natychmiast poczułam wokół siebie silne ręce, które podtrzymały mnie delikatnie aczkolwiek stanowczo.
         - Co ci jest? - spytał poważnie. Nie wiedziałam czy to tylko złudzenie czy rzeczywiście tak było, ale usłyszałam w jego głosie cień strachu. Próbowałam się wyplątać z jego uścisku, ale równie dobrze mogłam przesunąć ręce rzeźby. Jego uścisk był zbyt mocny.
         - Nic, możesz mnie puścić? - Chciałam, żeby mój głos zabrzmiał stanowczo, ale jego drżenie rozwiało moje nadzieje, że tak właśnie zabrzmi.
         - Nie ma mowy.
         Poprowadził mnie do skórzanej kanapy stojącej pod ścianą i pomógł usiąść. Schowałam twarz w dłoniach, zastanawiając się czy może być jeszcze gorzej czy osiągnęłam już jakieś pieprzone apogeum. Wstał i chwilę później klęknął przede mną i wziął jedną z moich rąk. Patrzyłam jak zakłada mi dziwne urządzenie na nadgarstek i klika pare razy ze skupieniem w mały ekranik. Po chwili zrozumiałam co to takiego. Ciśnieniomierz. Wydało mi się dziwne, że tak po prostu miał go na wierzchu w jakiejś szufladzie, ale na razie nie pytałam. Jego oczy rozszerzyły się kiedy wyświetliły się wyniki pomiaru.
         - Masz cholernie wysokie ciśnienie - powiedział marszcząc brwi. - Wzywam karetkę.
         - Nie! Prosze cię, tylko nie to - mruknęłam. Miałam wrażenie, że serce zaraz rozwali mi płuca.
         - Zaraz mi tu zemdlejesz, nie ma mowy, żebym to tak zostawił - zaprotestował. Pochyliłam głowę do przodu i westchnęłam. Nieoczekiwanie Harry ustawił się tak, żebym mogła oprzeć swoje czoło o jego. Nie ruszyłam się. 
         - Dlaczego miałeś na wierzchu ciśnieniomierz? - spytałam kładąc swoje lodowate dłonie na kolanach. Kiedy w końcu postanowił odpowiedzieć, dotarł do mnie jego ciepły oddech pachnący miętą.
         - Muszę stale monitorować swoje ciało.
         - Maniak kontroli? - wytknęłam mu.
         - Gdybym tego nie robił mógłbym przegapić moment, w którym moje życie będzie zagrożone. Cierpię na bardzo złośliwą chorobę serca i układu krwionośnego. Moja 'mania kontroli' jak to określiłaś utrzymuje mnie przy życiu - powiedział spokojnie, a ja poczułam się okropnie.
         - Przepraszam. Nie wiedziałam... - wydukałam zawstydzona. Usłyszałam, że wzdycha.
         - Nikt nie wie. 
         Podniosłam głowę i spojrzałam na niego zaskoczona. Wyraz jego twarzy pozostał kamienny. Serce zabiło mi szybciej. I tym razem nie miało to nic wspólnego z wysokim ciśnieniem.
         - Dlaczego mi powiedziałeś skoro nikt o tym nie wie? - spytałam drżącym głosem. Przez chwilę milczał, a w jego oczach trwała walka. W końcu westchnął jakby przegrała ta część jego której kibicował.
         - Powiem ci jak tylko się tego dowiem. Bo na razie nie znam odpowiedzi na to pytanie - mruknął. - A teraz wybacz, ale muszę zadzwonić po pogotowie - powiedział wstając. Natychmiast chwyciłam go za ręce.
         - Proszę nie rób tego - poprosiłam z desperacją w głosie. Nienawidziłam takiego zamieszania wokół mojej osoby. Poza tym naprawde nie czułam się aż tak źle. Ta chwila nierównowagi to było tylko chwilowe. A przynajmniej to próbowałam sobie wmówić. - Błagam.
         Harry spojrzał na mnie z niecierpliwością. Nagle coś zabłysnęło w jego oczach, a atmosfera w pokoju zmieniła się tak szybko jakby ktoś zapalił światło. Wstrzymałam oddech czując jak napięcie w pomieszczeniu rośnie, a nasze złączone dłonie zdają się być jak naelektryzowane. Zobaczyłam jak jego jabłko Adama podskakuje kiedy ten przełknął ślinę. Oddychając płytko postanowiłam ponowić swoją prośbę.
         - Proszę Harry - bąknęłam.
         Jego szczęka drgnęła. Puściłam jego dłonie próbując przerwać to dziwne połączenie. Podziałało tylko przez chwilę. Harry odwrócił się i wplótł swoje dłonie we włosy. Jego marynarka ledwie mieściła rozbudowane ramiona. Nie mogłam odwrócić od nich wzroku. Dlaczego tak trudno było mi odróżnić tego zadufanego w sobie i aroganckiego dupka od niesamowicie atrakcyjnego mężczyzny, który sprawiał, że moje serce biło jak szalone tylko przez zwykły uśmiech albo opiekuńczy gest. Nie dochodziło do mnie, że to jest ta sama osoba. 
         - Zgoda.
         - Co? - Byłam pewna, że musiałam źle usłyszeć.
         - Nikogo nie powiadomię. Ale zostaniesz tutaj. - Odwrócił się do mnie, a na jego twarzy pojawił się spokój. No tak. Znowu kontrolował sytuację.
         - Jak to tutaj? 
         - Clare! - zawołał. Dosłownie sekundę później weszła asystentka blada na twarzy z nerwów. - Załatw mi proszę koc, poduszki i wodę mineralną.
         - Oczywiście panie Styles.
         Chwila ciszy nastała kiedy asystentka wyszła z pomieszczenia. Harry włożył ręce do kieszeni jakby odcinając się znowu ode mnie.
         - Tak powinnaś się do mnie odzywać - powiedział w końcu.
         - Dlaczego? - Działał mi na nerwy ciągłym powtarzaniem tego. On nie mówił do mnie po nazwisku, a raz nawet użył słowa 'kochanie'.
         - Bo jestem twoim szefem? - Uniósł brew.
         - Jesteś dupkiem Harry. I nie zgadzam się na awans - powiedziałam hardo przypominając sobie jaki był początkowy cel mojej wizyty. Moment później dodałam coś, żeby go zdenerwować.  - Nic od ciebie nie chcę, Harry.
         Nie pytam cie o zdanie. I przestań powtarzać moje imię. - Spojrzał na mnie groźnie. Nie wiem dlaczego, ale już się go nie bałam.

         - Dlaczego Harry? Masz z tym jakiś problem...Harry? Harry, Harry, Harry, Ha...
         Mężczyzna pojawił się przede mną niemal w ułamku sekundy pokonując dzielącą nas odległość, wziął moje twarz w dłonie i mocno złączył nasze usta. O Boże. Sięgnęłam rękoma do jego ramion, żeby go odepchnąć, ale zdałam sobie sprawę z tego, że trzymam je tam i nie potrafię ich ruszyć. Serce waliło mi w piersi mocno i szybko, a oczy zamknęły się jakby bez udziału mojej woli. Zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie pozwalam całować się swojemu szefowi, ale cholera jasna! To był najlepszy pocałunek w moim życiu i byłam bliska omdlenia. Ale go był mój szef. To był mój pieprzony szef. 
         Przerwałam pocałunek ostatkami swojej woli wiedząc, że chwila dłużej i stopniałabym w jego dłoniach jak wosk chcąc pozwolić mu na wszystko. Ale nie ma takiej możliwości, żeby to się stało. Harry spojrzał na mnie spokojnie, jego twarz wydawała się wręcz zimniejsza niż zwykle. Ale teraz już miałam pewność. To była maska. I nie mogłam się bardziej pomylić kiedy pomyślałam, że Harry nie jest ogniem. On był jak pożar i niech mnie piekło pochłonie, ale chciałam być tą, która pozwoli się mu rozprzestrzenić.

__________________________________________________________________

Na szczęście odzyskałam w końcu mój sprzęt do pisania i chwała mojemu tacie za to! <3 Wstawiłabym coś wcześniej, ale miałam pewną nieprzyjemną przygodę, która mnie oświeciła, zmieniła moje życie i te sprawy ;p długo by gadać, a wolę żebyście nie zmienili o mnie opinii haha xd Z dosyć sporym spóźnieniem życzę Wam szczęśliwego nowego roku, żebyście nie modlili się o to, żeby pewne rzeczy się stały, czasami naszemu szczęściu trzeba trochę pomóc! I więcej odwagi kotki, nie bójcie się powiedzieć ludziom co do nich czujecie, co o nich myślicie, czy Was zranili i jakie macie problemy. Jeśli nie wyjdzie, to znaczy, że to po prostu nie są jeszcze Ci ludzie, których powinniście spotkać na swojej drodze i czekają na Was o wiele prawdziwsi, wierniejsi, lojalniejsi (lol dziwne słowo) i czulsi ludzie, nie życzę Wam cierpliwości, bo to od Was zależy czy znajdziecie tych ludzi albo wpuścicie ich do swojego życia. A resztę cweluchów puśćcie wolno. Niektórzy ludzie po prostu nie zasługują na to, żeby być w naszym życiu i trzeba zrobić miejsce innym :))))