niedziela, 15 lutego 2015

Imagine 52 Harry Part X


            Zamknęłam piekarnik ze szczerym znudzeniem. Ciasto miało piec się przez 25 minut. Prawie pół godziny spędzę siedząc na ziemi wpatrując się tępo w breję w foremce, z której pewnie nie wyjdzie nic dobrego, bo kucharka była ze mnie marna. Ja ogólnie byłam beznadziejna. Mój nastrój pogarszał się z każdą sekundą. Dzisiaj były urodziny mojego brata, stąd to ciasto. Oparłam głowę o szafkę i podkuliłam nogi, chwytając je rękoma. Przymknęłam oczy. Wszystko wydawało się być całkowicie pozbawione sensu. To już nie tylko moje życie, ale cały ten świat. Byłam rozbita psychicznie do tego stopnia, że wzięłam urlop i trzeci dzień z rzędu nic nie robiłam. Nawet nie jadłam. To sprawiało, że byłam słaba. A przez to większość czasu spałam. Czułam się pusta i nie miałam kompletnie pojęcia co czuje, czego chce i po co mi to wszystko. Życie to najgorsze przekleństwo człowieka.
            - Kochanie? Dlaczego siedzisz na podłodze? - spytała moja mam wchodząc do kuchni.
            - Pilnuje ciasta - mruknęłam bez entuzjazmu nawet na nią nie patrząc.
            - Och... To może... Będziesz tu siedzieć tak?
            - Tak - odparłam sucho. Wyczułam jej zmartwione spojrzenie na mojej sylwetce.
            - To ja idę posprzątać w salonie. Wołaj jakbyś czegoś potrzebowała skarbie - powiedziała cichutko i wycofała się z pomieszczenia.
            Westchnęłam. Okropne uczucie. Wiedziałam, że swoim zachowaniem ranie i dołuje wszystkich dookoła, a mama znów zaczęła brać leki na uspokojenie z mojego powodu, ale to jakby do mnie nie dochodziło. Zdawałam sobie z tego sprawę i nie chciałam, żeby tak było, ale z drugiej strony było mi to zupełnie obojętne i mnie nie obchodziło. Zgaduje, że to właśnie jest depresja. Kiedy nawet ci których kochasz nie są w stanie wzbudzić w tobie głębszych emocji. Wiem, że ich to boli. I chciałabym to zmienić. Ale wiem też, że ich ból jest znośny. A ja nie mam siły tego zmieniać. Depresja jest przedsionkiem śmierci. Żyjesz, ale cie nie ma. To prawie romantyczne. Albo nienormalne.
Walnęłam głową o szafkę. Moje myśli podążały w rejony, z których wyciągnął mnie mój terapeuta dwa miesiące temu. I znowu tu jestem. Jeszcze bardziej nienormalna niż kiedyś. Zdawałam sobie sprawę z tego, że ludziom przydarzają sie o wiele gorsze rzeczy. Dlatego tak często nie rozumie się ludzi z depresją i twierdzi, że wymyślają i życie powinno skopać im ten leniwy tyłek. Jednak depresja oznacza bycie w tak ciemnym miejscu własnej psychiki, że to tak jakby próbować wypłynąć na powierzchnie z wielkim ciężarem przyczepionym do nóg. Człowiek na początku walczy. Potem po prostu się poddaje.


***

            - Jakaś ty bladziutka kochanie! I strasznie schudłaś! - paplała jedna z moich ciotek.
            Uśmiechałam sie na siłę i powtarzałam, że wszystko jest w porządku. W końcu nie każdy w mojej rodzinie wiedział co sie działo ostatnimi czasy w moim życiu. Nie potrzeba ich tym obarczać, mają swoje problemy. Czekałam z utęsknieniem na pierwszą lepszą okazję, żeby stąd uciec. Wtedy właśnie zadzwonił dzwonek do drzwi, więc zerwałam się ze swojego miejsca mając nadzieje, że to kolejny gość, który odwróci uwagę wszystkich, a ja spokojnie zaszyje się w swoim pokoju. Otworzyłam drzwi próbując się uśmiechnąć. Niemal natychmiast pożałowałam, że nie zostałam w pokoju. Próbowałam zatrzasnąć szybko drzwi, ale to tak jakbym siłowała się ze ścianą. Wystarczyło, że położył rękę na drewnie i włożył odrobine wysiłku w ich unieruchomienie. Moja szczęka drgnęła.
            - Czego chcesz Styles? - warknęłam. Patrzył na mnie bez słowa przez sekundy, które równie dobrze mogły być minutami. Pod spojrzeniem jego zielonych oczu czas zdawał się wykrzywiać i gubić.
            - Źle wyglądasz - powiedział. Zaśmiałam się sucho.
            - No co ty nie powiesz. Pierwsze słyszę - parsknęłam sarkastycznie. Skrzyżowałam ręce pod biustem i rzuciłam mu twarde spojrzenie. Nie chciałam go widzieć. Nie teraz. Najlepiej nigdy.
            - Nie ma cie w pracy od trzech dni. Twój kierownik powiedział, że wzięłaś urlop na żądanie - odparł jakby szukając u mnie potwierdzenia tych słów.
            - Tak.
            - To teraz ja żądam, żebyś wróciła.
            - Nie masz prawa czegokolwiek ode mnie żądać. Ani pojawiać sie nagle w moim domu. Porywać mnie. Zmuszacw do jedzenia z tobą pieprzonych lunchy i obiadów. Kazać mi leżeć w swoim gabinecie. Zwalniać moich byłych. Całować mnie bez ostrzeżenia...
            - A z ostrzeżeniem mogę?
            - Co?
            - Ostrzegam cie, że właśnie zamierzam cię porwać po raz drugi. I planuje pocałować cię w najbliższym czasie. A teraz planuje przerzucić cie sobie przez ramię i wynieść z twojego własnego domu. Lepiej?
            - Jesteś...
            - Tak? - Uśmiechnął się nagle niewyobrażalnie słodko. Nie sądziłam, że jego twarz jest zdolna do czegoś takiego. I nie sądziłam, że będzie miał wtedy dwa głębokie dołeczki, a jego oczy zaczną błyszczeć. Zabrakło mi języka w gardle. - Poczekaj tu chwilkę.
            Po tych słowach pocałował mnie szybko w czoło i wszedł głębiej do mojego domu. Stałam tam jak wryta nie wiedząc czy bardziej jestem poruszana tym jak tu kolejny raz wtargnął czy tym jak piękny potrafił być jego uśmiech. Chyba tym drugim. Bo do jego impulsywności byłam już przyzwyczajona. Wrócił zanim byłabym w stanie ruszyć się z miejsca. Podniósł mnie z ziemi i przerzucił sobie przez ramię jakbym była jakimś pieprzonym workiem ziemniaków. Nawet nie protestowałam. To nie miało najmniejszego sensu, bo z nim nie dało się wygrać. A ja miałam za mało siły. Pomógł mi wsiąść do swojego samochodu i zapiął za mnie pasy dwa razy sprawdzając czy wszystko jest w porządku. Wciągnęłam powietrze do płuc pozwalając, żeby jego ciężki zapach dotarł do moich zmysłów. Nie wiedzieć dlaczego jego zapach zaczął mi się kojarzyć z bezpieczeństwem, mimo że przebywanie z Harrym i to co robił nie miało z tym nic wspólnego. Może poza jego troskliwością, której przyczyny nie znałam.
            Ruszyliśmy powoli jak na Harrego w ciszy przerywanej jedynie mruczeniem silnika. Odchyliłam głowę do tyłu. Przypomniałam sobie o tych wszystkich rzeczach, które Harry powiedział mi na skraju lasu. Spojrzałam na niego kątem oka. To wszystko wciąż wydawało się być niedorzeczne. I nieważne ile godzin spędziłby na wyjaśnianiu mi tego co się miedzy nami dzieje i tak nie wiedziałabym więcej niż teraz. A w tym momencie nie wiedziałam nic.
            - Jedziemy do mnie jeśli to cię tak zastanawia - powiedział biorąc ostry zakręt. Odwróciłam wzrok od jego jakby wyrzeźbionych w kamieniu rys twarzy.
            - Nie o tym myślałam - mruknęłam.
            - To o czym? - Wyczułam w jego głosie zaskoczenie. Odruchowo na niego spojrzałam, żeby dowiedzieć się, że on też patrzył na mnie. Poczułam się nieswojo pod jego uważnym wzrokiem. Nie spodziewał się, że się pomyli. To zapewne to tak mocno zbiło go z tropu.
            - O tym, że nic nie wiem.
            - To znaczy? - Drążył temat zniecierpliwiony. Westchnęłam.
            - Właśnie o to chodzi, że nie wiem.
            - Jesteś dzisiaj jeszcze trudniejsza do rozgryzienia niż zwykle - mruknął ściskając kość nosową dwoma palcami.
            - Ćwiczę tajemniczość.
            - Próbujesz być śmieszna? - spytał po chwili.

            - Nie bardzo. Raczej próbuje nie zwariować. - Zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam jak w aucie rozbrzmiewa cicho muzyka. Melodia była przyjemna i wprowadzała w swego rodzaju trans. - Co to?
            - Madness od Muse.
            - Nie znam. - Zmarszczyłam brwi.
            - No to trzeba to zmienić - odparł odrobine zwiększając głośność.
            Spokojnie wsłuchałam się w słowa. Nie wiem czy to melodia czy treść tej piosenki, ale w pewnym momencie zaczęłam odczuwać jakby napięcie w samochodzie zaczęło rosnąć. Mój oddech przyspieszył, a skóra zdawała się naelektryzować. I poczułam ogromną potrzebę, żeby dotknąć Harrego. To uczucie tak bardzo zbiło mnie z tropu, że siedziałam po prostu nieruchomo słuchając jak wykonawca śpiewa o szaleństwie. Odważyłam się spojrzeć na Harrego kiedy wjeżdżaliśmy na podjazd jego wielkiego domu. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a jabłko Adama skakało za każdym razem, gdy przełykał ślinę. Więc on też to poczuł. Ciekawe.
            Wysiadłam z samochodu chwytając dłoń, którą mi podał. Jednak nawet kiedy stałam już stabilnie, a drzwi były zamknięte, on nie wyglądał jakby miał zamiar ją puszczać. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie weszliśmy do środka. Zamiast tego Harry zaprowadził mnie na tyły domu, a ja oniemiałam.

            Wysiadłam z samochodu chwytając dłoń, którą mi podał. Jednak nawet kiedy stałam już stabilnie, a drzwi były zamknięte, on nie wyglądał jakby miał zamiar ją puszczać. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie weszliśmy do środka. Zamiast tego Harry zaprowadził mnie na tyły domu, a ja oniemiałam. Przed nami rozpościerał się mały park z mnóstwem drzew i zwykłą wydeptaną ścieżką zamiast eleganckiego chodnika. Wszystko było porośnięte roślinami i wyglądało to jakby ktoś specjalnie nie przycinał tu trawy ani krzaków. Wtedy wyglądało to bardzo naturalnie. Wszystko wyglądało na takie miękkie, że miałam ochotę po prostu położyć się na miękkiej trawie, która sięgała moich kolan i leżeć do końca świata. To miejsce wydało mi sie romantyczne chociaż nie podchodziło pod zwyczajną definicje tego słowa. A jednak im głębiej wchodziliśmy w ten nowy świat, tym bardziej nie mogłam uwierzyć, że ktoś tak pełen kontroli i uwielbiający perfekcje może być właścicielem takiego miejsca. Poczułam się jak w bajce. Żałowałam tylko, że było tak zimno, no nawet po tym jak Harry oddał mi swoją marynarkę mimo moich protestów, wciąż czułam chłód. A jednak tutaj wszystko kwitło jakby nie zważając na temperaturę i to, że niebawem miała nadejść zima i była to kwestia niewiele ponad miesiąca. Doszliśmy do centrum tego miejsca, które jak się okazało było zwykłym oczkiem wodnym jednak w zdecydowanie nietypowym rozmiarze, bo do małych nie należało. Oprócz tego była tu jedna samotna ławka, lekko porośnięta z jednej strony bluszczem albo inną rośliną. Spojrzałam w górę, żeby zobaczyć moment, w którym słońce zdołało sie przedrzeć przez grubą warstwę chmur i oświetlić moją twarz. Prawie poczułam to miłe ciepło, które ze sobą niosło. Czułam, że Harry na mnie patrzy, a jego kciuk delikatnie przesuwa się po grzbiecie mojej dłoni. Zamknęłam oczy pozwalając słońcu pieścić moją twarz. Wtedy poczułam jak obie ręce Harrego znajdują się na moich policzkach. Otworzyłam oczy i spojrzałam prosto w jego zielone tęczówki. Zasłonił moje słońce tak, że znowu znalazłam się w mroku, za to jego włosy mieniły się pod wpływem promieni. Próbowałam spokojnie oddychać, ale nie byłam w stanie. Byłam przecież na niego zła za to, że wmieszał się w moje sprawy... W moje życie. Że zwolnił Tommy'ego. Za tyle rzeczy, że przestałam już je liczyć. Wiec dlaczego nie potrafiłam poczuć nawet odrobiny niechęci kiedy patrzyłam na jego twarz. Nie dało się przecież nienawidzić aniołów. A on miał jego twarz.
            - Czy mogę spróbować cię naprawić? - spytał cicho. Zamrugałam w zaskoczeniu. Co? Naprawić mnie? Ciekawie to ujął. Czy to było w ogóle możliwe?
            - Harry... Mnie się nie da naprawić. Już nigdy nie będę działać tak jak powinnam. - W moich oczach pojawiły się łzy kiedy to sobie uświadomiłam. Harry starł jedną z nich, której udało się wydostać. Jego spojrzenie było takie ciepłe i troskliwe jak nigdy. Nie znałam tego Harrego. Miałam wrażenie, że patrzę w jego zielone oczy po raz pierwszy.
            - Chce żebyś była szczęśliwa. Czuje ból kiedy widzę w jakim jesteś stanie. Jak nieobecny jest twój wzrok i jak mocno starasz się ukryć swoje cierpienie. Jak twoje życie wymyka ci się z rąk i nie potrafisz go kontrolować. Jesteś smutna nawet kiedy się uśmiechasz. Nie wiem co mną kieruje, nigdy nie czułem tak silnej potrzeby przebywania obok kogoś innego. Byłem samotnikiem. Teraz chce się tobą zaopiekować i odgrodzić od całego zła tego świata. - Oparł swoje czoło o moje. - Nie jestem pewny co mną kieruje. Ale nie pozwolę ci uciec do twojego malutkiego świata. Teraz jesteś w moim świecie czy ci się to podoba czy nie.

sobota, 14 lutego 2015

2 LATA BLOGA!

Na dole jest imagine!
(Uprzedzam, bo w tamtym roku nie wszyscy wiedzieli i olali ten post xd)



Wow. Dwa lata. Jakoś to do mnie nie dochodzi, że blog obchodzi dzisiaj swoje drugie urodziny... Bo kiedy to się stało? To aż niemożliwe jak wiele się zmieniło od tego czasu... Między innymi to, że od dawna nie śledzę tego co dzieje się z chłopcami i nie słucham już ich piosenek, ale myślę, że Directioner nie da się przestać być... To za duża część mojego życia. Podziękowania będą na końcu, bo one zajmą najwięcej miejsca tak mi się coś wydaje...



5 faktów o mnie, o blogu, tym jak zmienił moje życie i co mi dał:

1. Blog został założony w Walentynki. Dlaczego? Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że miało to coś wspólnego z wielkim wkurwem na cały świat i chęcią stworzenia czegoś co będzie tylko moje.

2. Pierwsze imaginy to największa porażka mojego życia i kiedyś jak będę w jeszcze większej depresji i desperacji niż teraz to będę je czytać na poprawę humoru.

3. Wyświetlenia jednego imagina to średnio od 700 do 1 500. Wyjątkiem jest imagine +18 z Louisem. On ma 9 000 wyświetleń buahahhahaha.

4. Dzięki jednemu z imaginów zajęłam 3 miejsce w jakimś dziwnym konkursie i w nagrodę dostałam uwaga uwaga BRELOCZEK. #no_nieźle

5. Potrafię płakać czytając Wasze komentarze.


 Imagine 54 Liam Part I

         Chwiejąc się na wszystkie strony i śmiejąc jak nienormalna dotarłam w końcu do stolika, przy którym siedzieli moi przyjaciele. Upiłam drinka koleżance na co zmierzyła mnie ostrzegawczym spojrzeniem. Zaraz jednak usiadłam jej na kolanach i objęłam mocno, a ona zaczęła chichotać.
         - Jesteś pijana wiesz? - spytała ze śmiechem, do którego dołączyła większość obecnych.
         - Yhym... - mruknęłam nieprzytomnie. - Te światełka są takie kolorowe...
         - Jezu jesteś chora, złaź ze mnie - zaśmiała się dziewczyna.
         - Ale ja cię kocham - mamrotałam ściskając ją jeszcze mocniej. James, jeden z moich przyjaciół podniósł mnie bez trudu, umieszczając mi ręce pod pachami jak małemu dziecku. - Jesteś taki silny Jake...
         - James pamiętasz? - Przewrócił oczami. Przytuliłam się do niego mocno.
         - Kocham cię wiesz? Jesteś taki duży, ale masz koszmarną fryzurę, wyglądasz jak taka przerośniętą małpka z tymi kudłami na głowie...
         - Ty chyba powinnaś iść już do domu, mam racje? - Uśmiechnął się do mnie pobłażliwie. Zawsze traktował mnie jak młodszą siostrę, którą trzeba się było opiekować.
         - Ale ja nie chcę! Chodźmy potańczyć!
         Sama nie wiem skąd wzięłam tyle siły, żeby zaciągnąć go na sam środek parkietu. Tańczyłam jakbym tylko to robiła całe życie, całkowicie się w tym zatrącając. James w końcu uległ i zaczął ruszać się razem ze mną. Kręcił mną na wszystkie strony, przez co zaczęłam się zastanawiać gdzie nauczył się tak tańczyć. Piosenki mijały w zawrotnym tempie, w kolejna oznaczała jeszcze więcej podskoków i kręcenia się wokół Jamesa jakby był jedynym mężczyzną na świecie. Kiedy nadszedł czas na coś spokojniejszego zarzuciłam mu ręce na szyję. Nagle chłopak dostrzegł coś za mną i zmarszczył brwi.
         - Co jest? - spytałam głośno. Teraz była chociaż szansa, że mnie usłyszy, podczas poprzednich typowo klubowych piosenek nie było na to szans. Chłopak westchnął.
         - Ktoś kogo znasz jest kilka metrów od nas - powiedział zbliżając usta do mojego ucha, żebym lepiej go słyszała. Obróciłam się wesoło wypatrując znajomej twarzy. Nic nie przygotowało mnie na to co zobaczyłam.
         Otrzeźwiałam praktycznie w ciągu sekundy. Czułam jak cała krew odpływa mi z twarzy, a serce bije jak szalone. Ile to już czasu minęło odkąd ostatni raz go widziałam? To nie tak, że liczyłam. Przypadkiem wiedziałam, że to już 16 miesięcy. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, to tak jakby wszystko dookoła się zatrzymało. Dziewczyna w jego ramionach wciąż kołysała się w rytm spokojnej muzyki, ale on stał jak słup wpatrzony prosto we mnie. Poczułam jak panika ogarnia całe moje ciało. Wyjść. Musiałam natychmiast stąd wyjść. Wyplątałam się z ramion Jamesa, nie słysząc nawet tego co do mnie mówi. Przepchnęłam się między ludźmi do miejsca gdzie siedzieli moi przyjaciele. Zabrałam swoją torebkę i bez słowa pognałam do wyjścia, ignorując ich nawoływania. Powietrze. Tego teraz potrzebowałam.
         Na dworze otrzeźwił mnie zimny wiatr. Cholera. Zapomniałam swojej kurtki. Teraz stałam na mrozie w dżinsach i krótkim topie. Oddychałam powoli, żeby nie oszaleć. Ból i niedorzeczne poczucie zazdrości uderzyło prosto w moje serce. Uszczypnęłam się jakbym oczekiwała, że to tylko sen. W dodatku mnie poznał. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że po tak długim czasie powinno mu to chwilę zająć. W końcu to on zapomniał o mnie z taką łatwością.
         - (t.i.)? - Usłyszałam za sobą ten cholerny głos. Zamknęłam oczy w głupiej nadziei, że jeśli ja nie będę mogła go zobaczyć to on mnie też. Jego znajomy akcent uruchomił w mojej głowie lawinę wspomnień. Odwróciłam się powoli. Nie zachowywałam pozorów uśmiechając się sztucznie. Nie miałam na to siły. Starałam się być neutralna, to wszystko na co było mnie stać.
         - Liam. Sporo czasu minęło. Co tutaj robisz? - spytałam. Chłopak zbliżył się do mnie, ale zachował lekki dystans.
         - Wróciłem tydzień temu - powiedział w końcu. Otworzyłam szerzej oczy.
         - Miałeś wyjechać tylko na pół roku. - Miałam ochotę walnąć głową w słup. To zabrzmiało jakbym miała mu to za złe. Miałam nie okazywać emocji.
         - Tak wiem. Ale to się przedłużyło kiedy okazało się, że nie mam już do czego wracać - odparł, a mnie zamurowało. Nie musiał mówić tego tak dosłownie. Usłyszeć od niego prosto w twarz, że nie warto było dla mnie wracać to był cios poniżej pasa. I nienawidziłam się za to, że po tylu miesiącach to wciąż boli.
         - No jasne. Dzięki - rzuciłam sarkastycznie. Chciałam od niego odejść, ale położył mi rękę na ramieniu. Tego było dla mnie za wiele. Jak to możliwe, że wciąż tęsknię za nim i jego dotykiem? Po wszystkim co zrobił powinnam się nim brzydzić.
         - Czekaj, mam wrażenie, że źle to zrozumiałaś... - zaczął nerwowo. Spojrzałam na niego kręcąc głową jakby powiedział najbardziej absurdalną rzecz na świecie.
         - Uwierz mi Liam, rok temu zrozumiałam cię wręcz doskonale zważywszy na to jak dosadny byłeś. Wybaczysz jeśli pójdę teraz w cholerę gdzie nie będę musiała patrzeć na twoją parszywą twarz? Tak? Dziękuję - prychnęłam sama sobie odpowiadając.
         - Zamarzniesz tu. Podwioze cię do domu. Czy gdzie tam...czy z kim teraz mieszkasz - dodał niechętnie.
         - Pod mostem Liam. Mieszkam pod mostem.
         - Co?!
         - Gdzie masz ten cholerny samochód, nie mam czasu zmagać się z twoim brakiem inteligencji - mruknęłam. Poddałam się tylko dlatego, że zaraz zamarzłabym na śmierć jeśli nie znalazłbym się w jakimś ciepłym miejscu, a nie zamierzałam wracać do klubu.
         - Tam stoi - powiedział po chwili wskazując ręką ciemny, niczym niewyróżniający się samochód. Chyba, że za element odróżniający go od innych można uznać to, że był wyjątkowo czysty. Dopiero kiedy podeszłam bliżej i zauważyłam podarty w jednym miejscu pokrowiec na siedzeniu kierowcy, 2 lata temu zszyty nieudolnie przeze mnie, zdałam sobie sprawę z tego, że to ten sam samochód, który Liam miał kiedy jeszcze ze sobą byliśmy. W tym momencie zaczęłam żałować, że jednak się zgodziłam. Ale było za późno, bo Liam otworzył mi już drzwi.
         Wsiadłam do środka i zniżyłam się w siedzeniu, odruchowo układając się w najwygodniejszej pozycji. Nie zrobiłam tego świadomie, po prostu moje ciało tak dobrze znało układ wnętrza samochodu. To nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Wręcz przeciwnie. Kiedy wytłumaczyłam Liamowi gdzie teraz mieszkam, musiałam powstrzymać się od tłumaczenia mu dlaczego wyprowadziłam się od rodziców, jaką frajdę sprawiło mi urządzanie mieszkania, a co za tym idzie skąd mam pieniądze co prowadziło do tematu mojej nowej pracy. Poczułam się zbyt bezpiecznie i naturalnie kiedy byłam razem z nim w aucie przesiąkniętym jego zapachem i naszymi wspomnieniami. A to było dla mnie niebezpieczne.
         - Co u ciebie? - spytał nagle chłopak. Spojrzałam na niego, ale szybko odwróciłam wzrok. Nie mogłam się przyzwyczajać do jego widoku. To tylko chwilowe i muszę o tym pamiętać.
         - U mnie doskonale, nigdy nie byłam szczęśliwsza - mruknęłam. Nie interesowało mnie to czy w moim głosie słychać jakiekolwiek przekonanie do tego co mówię. - A u ciebie?
         - Dokładnie na odwrót - powiedział po dłuższej chwili. Zmarszczyłam brwi. Nie chciałam się do tego przyznawać, ale zaintrygował mnie tym co powiedział
         - Dlaczego? - Chłopak westchnął i nagle coś przykuło jego uwagę.
         - Ty też to słyszysz? Ten dziwny dźwięk czy tylko mi się wydaje?
         - Eee nie wiem, tak było już odkąd wsiedliśmy, myślałam, że te stukotanie jest naturalne. Chociaż kiedyś go nie było.
         Boże kolejny raz musiałam wypalić z czymś takim. Znajome otoczenie sprawiło, że zapomniałam o całej krzywdzie, którą wyrządził mi Liam i miałam wrażenie, że to tylko kolejny dzień kiedy wracamy razem z imprezy po tym jak przetańczyliśmy całą noc, tak cholernie w sobie zakochani. Liam zatrzymał samochód i wyszedł, żeby sprawdzić podejrzany stukot. Korzystając z okazji schowałam twarz w dłoniach i gwałtownie mrugałam, żeby się nie rozryczeć. Co ja tu robię? Nie powinno mnie tu być. Moj wzrok powędrował odruchowo na schowek wbudowany w samochód. Spojrzałam do tyłu, ale Liam coś grzebał przy aucie więc nie mógł mnie zobaczyć. Otworzyłam go nieco niepewnie. Zamknęłam do gwałtownie kiedy coś znajomego rzuciło mi się w oczy. Wciągnęłam gwałtownie powietrze w płuca. Otworzyłam schowek jeszcze raz. Dotknęłam znajomy materiał swojego szalika, tego którego przez przypadek zostawiłam w jego samochodzie ostatni raz kiedy nim jechałam. Czemu wciąż go tu trzymał? Grzebałam dalej aż znalazłam swój stary breloczek od kluczy i zdjęcie. Dokładniej moje zdjęcie z naszych jedynych wspólnych wakacji. Nawet nie pamiętałam, żeby je robił. Było wymięte i miało poobrywane rogi jakby ktoś często trzymał je w dłoniach.
         Usłyszałam jak Liam zamyka bagażnik i podskoczyłam na swoim siedzeniu. Szybko schowałam wszystko z powrotem i usiadłam prosto, bojąc się, że mógł coś zauważyć. Chłopak wsiadł do środka z zawstydzonym uśmiechem.
         - Nie zamknąłem bagażnika i to stąd ten dziwny dźwięk - powiedział.
         - Lepiej bagażnik niż jakaś usterka - mruknęłam z sercem wciąż walącym szybko w piersi. Było blisko. To mogłoby być więcej niż dziwne jeśli przyłapałby mnie na grzebanie w jego rzeczach. To znaczy w moich tak właściwie. Nie powinnam czuć tego miłego ciepła w całym ciele. Na pewno nie zostawił tych rzeczy z sentymentu, prawdopodobnie nie ma po prostu czasu, żeby je wyrzucić.
         - To auto to złom, powinienem je już dawno wymienić na coś nowszego - parsknął.
         - To dlaczego wciąż nim jeździsz? Przecież na pewno zarobiłeś mnóstwo pieniędzy za granicą, po to tam przecież jechałeś. Podobno - dodałam po chwili marszcząc brwi. Liam rzucił mi ostre spojrzenie.
         - Wyobraź sobie, że właśnie po to tam pojechałem. Żeby zarobić na nasze mieszkanie - warknął. Zamarłam. Serce na chwilę przestało mi bić.
         - Nigdy o tym nie mówiłeś...
         - Chciałem zrobić ci niespodziankę. Planowałem kupić mieszkanie zaraz po powrocie i... Nieważne - urwał. W jego głosie pobrzmiewało zmęczenie jakby musiał trzymać na barkach cały świat.
         - Właśnie. Nieważne skoro potem zmieniłeś plany - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
         - Nie powiem kto mnie do tego zmusił - burknął. Spojrzałam na niego z oburzeniem.
         - Sugerujesz, że to była moja wina? To przeze mnie ze mną zerwałeś? Bo co, bo umierałam z tęsknoty za tobą?! Jesteś popieprzony wiesz? Nie zwalisz winy na mnie.
         - Być może, ale jakby nie było to ja pozostałem ci wierny - prychnął. Tego było dla mnie za dużo.
         - Zwariowałeś. Kompletnie zwariowałeś. Do twojej wiadomości odkąd wyjechałeś nie byłam z nikim. I to twoja wina. To twoja wina, że każdego chłopaka porównuje do ciebie i żaden nie jest wystarczająco dobry. Żaden nie jest tobą.
         Zapadła cisza pełna napięcia i niewypowiedzianych słów. Żałowałam tego co powiedziałam, nie chciałam się tak przed nim odsłaniać, ale w moich żyłach wciąż krążył alkohol, nawet jeśli udało mi się odrobine otrzeźwieć przez szok spowodowany widokiem Liama i mimo wszystko nie panowałam do końca nad swoim językiem. A oto efekty. Chłopak zatrzymał się na miejscu, do którego go nakierowałam. Tak naprawdę mój blok znajdował się ulice dalej, ale nie chciałam, żeby Liam wiedział gdzie mieszkam.
         - Chyba powinniśmy sobie wyjaśnić parę rzeczy. Spotkasz się ze mną jutro? - spytał nagle. Przeklęłam w myślach.
         - Nie sądzę, aby to był dobry pomysł...
         - Tylko o to cię proszę. Potem obiecuje, ze zniknę z twojego życia na zawsze. - Przełknął ślinę. - Czyli zrobię dokładnie to czego chcesz. Tylko proszę spotkaj się ze mną ostatni raz, tym razem na trzeźwo. Mam wrażenie, że jest wiele rzeczy, których oboje nie wiemy.
         - Potem dasz mi spokój?
         - Tak.
         - Na zawsze? - Zawahał się.
         - Jeśli będziesz tego chciała. Tak.
         - Dobrze Liam. Przyjedź tu jutro o 15. A potem zniknij w cholerę z mojego życia.
         Wyszłam z samochodu trzaskając drzwiami. Wiedziałam, że Liam nie odjedzie dopóki nie zobaczy, że bezpiecznie wchodzę do klatki. Znałam go na wylot, nawet jeśli nie chciałam, aby tak było. Weszłam do najbliższego bloku i schowałam się za drzwiami. Po chwili spojrzałam przez szybę w drzwiach, żeby zobaczyć pustkę w miejscu gdzie wcześniej stal samochód Liama. Wróciłam do swojego domu, rzucając się na łóżko kiedy tylko znalazłam sie w sypialni. I już wiedziałam, że tej nocy nie zasnę.


Był jeszcze drugi imagine ale z powodów technicznych (genialny laptop taty nie potrafi otworzyć wiadomości z tekstem na wp (y) ) dodam go jutro jak tylko będę w stanie :c

Chciałam podziękować Wam wszystkim i każdemu z osobna, tym którzy komentują, którzy czytają, którzy nabili mi wyświetlenia wchodząc tu przez przypadek, tym którzy mnie znają i przeczytali to wszystko i mimo to wciąż ze mną rozmawiają doskonale wiedząc jak nienormalna jestem i co mam w głowie, dziękuje za Waszą cierpliwość, za niecierpliwość, wszystkie miłe słowa, za ten niemiłe, które mnie motywowały, za każdego hejtera i obrońcę, za każdy długi komentarz, który wywołuje uśmiech na mojej twarzy, gdy tylko widzę, że ktoś poświęcił czas, żeby napisać coś do mnie, za te krótkie komentarze też dziękuje, bo nawet one wymagają odrobine wysiłku i chęci, za to że byliście i jesteście ze mną, że wytrzymujecie moje humorki, moje problemy, to że potrafię tak długo nic nie dodawać, że wybaczacie mi to że notorycznie nie dotrzymuje obietnic, że mieliście ogromny wpływ na moje życie, na to czy mój dzień był dobry, że Was mam i nawet kiedy jestem najgorszą blogerką na świecie i nic nie dodaje to Wy i tak wchodzicie i czekacie, dziękuje za każdego nowego czytelnika, za każdego przypadkowego czytelnika, za każdego stałego czytelnika, Wszystkim Wam dziękuje, przepraszam, kocham Was tak bardzo, że nie da się tego opisać słowami i mam nadzieje, że nawet kiedy ten blog przestanie funkcjonować to miło będziecie wspominać mnie i historie, które napisałam. Jesteście aniołami.


niedziela, 1 lutego 2015