wtorek, 2 kwietnia 2013

Imagine 5 Louis

Wbieglas do sklepu jak torpeda. W srodku rozbrzmiewalo ''Miss You'' Ed'a Sheerana. Twoj autobus mial przyjechac za dwie minuty, a ty musialas kupic ulubione cistka dla ciotki do ktorej jechalas. Tymi cistkami mialas ja udobruchac, zeby zajela sie twoim mlodszym bratem przez najblizsze 3 dni. Sa! I to ostatnie. To sie nazywa szczescie. Pobieglas w kierunku polki, na ktorej staly. Juz siegalas po nie reka kiedy czyjas dlon sprzatnela ci je sprzed nosa.
- Hej! To moje Oreo! - wydarlas sie.
Spojrzalas na chlopaka, ktory triumfalnie trzymal w prawej dloni TWOJE ciastka. Byl przystojny i troche od ciebie starszy. Usmiechal sie drwiaco.
- Mam na ten temat odmienne zdanie - odezwal sie glosem, ktory sprawil, ze przeszedl cie dreszcz. Uniosl wyzywajaco brew.
- Oddaj mi te ciastka! Zapewniam cie, ze ja potrzebuje ich bardziej niz twoj nienazarty zoladek!
Wyciagnelas reke w kierunku opakowania, ale chlopak sprytnie uniosl je nad soba, tak ze teraz moglas po nie co najwyzej skakac, a nie bylas tak bardzo zdesperowana. Jeszcze.
- Dlaczego tak uwazasz? To moje ulubione i nie zamierzam z nich rezygnowac nawet dla takiej slicznotki jak ty.
Uniosl je jeszcze wyzej nad siebie. Skrzyzowalas rece na piersi. Nie moglas nie zauwazyc, ze jego wzrok powedrowal w ich kierunku. Walczylas z rumiencem.
- Zaraz przyjedzie moj autobus, wiec prosze cie oddaj mi te durne ciastka! - wkurzylas sie. Udal, ze zastanawia sie intensywnie nad moja prosba.
- Nie.
- Nie kaz mi przechodzic do rekoczynow! - zagrozilas.
- O moj Boze, ale sie boje - udal strach. Po chwili rozesmial sie glosno.
- Nie mozesz mi ich po prostu dac? Ja je naprawde...potrzebuje.
- A co ja z tego bede mial? Ty dostaniesz ciastka, a ja wroce do domu z pustymi rekoma - powiedzal drapiac sie po brodzie jak grecki mysliciel.
- Nie mozesz kupic innych? - Twoj glos wyrazal jak bardzo zdesperowana bylam.
- A ty nie mozesz? - odcial sie.
- Nie, bo to ulubione ciastka mojej cioci i inaczej nie uda mi sie jej przekonac, zeby...
- No no no... Przekupujemy biedna niczego nieswiadoma ciocie? - zrobil smutna minke. - Nieladnie. Nieeeeladnie.
- To nie jest... - spojrzalas na zegarek. - No swietnie! Autobus mi odjechal!
- Nawet slowa nie wyraza jak bardzo mi z tego powodu przykro - westchnal dramatycznie. - Sory, ale ja kocham te cistka niemal nad zycie.
- Palant - prychnelas i odwrocilas sie, zeby sobie pojsc. Poczulas, ze lapie cie za ramie. - Co zas?!
- Spokojnie - puscil cie i wzniosl oczy do nieba. - Chcialem ci cos zaproponowac.
- Dlaczego myslisz, ze chce sluchac twoich propozycji? - oburzylas sie. Spojrzal na ciebie intensywnie jasnymi oczami. Poczulas sie nagle taka mala pod tym miazdzacym spojrzeniem.
- Czy ja wiem? Moze dlatego, ze jestem taki uroczy i nie mozesz mi sie oprzec? - zapytal wzruszajac ramionami.
- Narcystyczny dupek!
Wybieglas ze sklepu zostawiajac go daleko za soba. Albo jednak nie tak daleko...
- Poczekaj na mnie zlosnico! - krzyknal za toba. Odwrocilas sie zgrzytajac zebami ze zlosci. W rece trzymal ciastka Oreo jak trofeum.
- Czego znowu?! Masz swoje ciastka, wiec odwal sie. Mam nadzieje, ze sie nimi udlawisz!
- Wciaz nie wysluchalas mojej propozycji - przypomnial spokojnie podchodzac do ciebie. Przewrocilas oczami i polozylas rece na biodrach.
- Streszczaj sie. Nie chce przegapic nastepnego autobusu - poddalas sie. Rzucil ci szeroki, zadowolony usmiech, od ktorego musialas przyznac, ze lekko zmiekly ci nogi.
- Moja propozycja brzmi tak: dam ci te ciastka w zamian za jedna mala przysluge z terminem wykonania natychmiast.
- Jaka przysluge? - glos zdradzil twoja ciekawosc.
- O to chodzi, ze nie zamierzam ci powiedzec - wyszczerzyl sie. Zacisnelas zeby. Mimo, ze to bylo glupie wiedzialas, ze bez ciastek nie masz co pojawiac sie u cioci, a bardzo ci zalezalo na jej pomocy. Z cichym westchnieniem wplotlas dlon w wlosy i odgarnelas je w nerwowym odruchu.
- Dobra niech ci bedzie. Ale najpierw ciastka, potem przysluga - pogrozilas mu palcem.
- A jak mi uciekniesz? - zapytal. Jego oczy smialy sie z ciebie.
- Nawet mi to do glowy nie przyszlo - prychnelas.
- To swietnie - poslal ci krzywy usmieszek.
Podal ci szarmancko ciastka. Wyciagnelas po nie reke i z ulga przyjelas, ze bez wyglupow po prostu ci je oddal.
- To teraz zaplata.
- Czyli?
- Zamierzam pocalowac cie jak jeszcze nikt inny - odparl. Otworzylas szeroko oczy.
- Co...
Nim zdazylas dokonczyc opadl na twoje wargi. W pierwszej chwili bylas zbyt oszolomiona, zeby sie wyrwac. A potem... Potem zaczelo ci sie to podobac. Wplotl reke w twoje wlosy, a druga objal w talii. Ciastka, o ktore tak walczylas wypadly ci z reki. Przyciagnal cie blizej jakby to, ze byliscie polaczeni ustami bylo mu za malo. Stykaliscie sie na calej powierzchni waszych cial. O Boze... Wlasnie calowalas sie z nieznajomym. Ale jak! To nie przypominalo niczego co kiedykolwiek wczesniej przezylas. Nawet nie wiesz kiedy wlaczylas sie aktywnie w ta wojne. Cichy pomruk zadowolenia wyszedl z jego ust. Zarzucilas mu rece na szyje. Pachnial mesko, ale jednoczesnie lagodnie. Ten zapach sprawial, ze nogi mialas jak z waty. Nagle oderwal sie od ciebie szybko oddychajac. Spojrzalas na niego zamglonymi od pragnienia oczami. Mial na twarzy najbardziej urocze rumience jakie w zyciu widzialas.
- Nie wiem jak masz na imie, ale zapewniam cie ze bede o ciebie zabiegal tak dlugo jak bedzie trzeba, zebys sie ze mna umowila - powiedzial glosno oddychajac.
Nie wiedzialas co mozesz na to odpowiedzec, wiec zamiast slow przeszlas od razu do czynow. Wspielas sie na palce i przywarlas do jego ust. Z entuzjazmem powrocil do calowania. Oderwal sie tylko na chwile, zeby szepnac:
- Dobra odpowiedz...

1 komentarz: