sobota, 9 marca 2013

Imagine 2 Zayn Part III


Zadzwoniłaś do przyjaciółki. Była nieźle zmartwiona. A gdy usłyszała kto Ci towarzyszy zaczęła piszczeć swoim chorym gardłem. Potem z nieartykułowanych dźwięków, które z siebie wydawała wywnioskowałaś, że całkowicie straciła głos. Rozłączyłaś się i napisałaś jej, że masz auto w naprawie i nie możesz do niej przyjechać. Wróciłaś do auta. Podałaś telefon Zaynowi. Był zamyślony i nic nie powiedział.
- Idziemy gdzieś czy...?
- Och, sory, odpłynąłem - rozbrajająco się uśmiechnął. - Tak, na mapie pisze, że jest tu dobry hotel. Pójdziemy się tam odświeżyć, a potem zabiorę Cię na gofry.
- Czemu na gofry?
- Masz cos do gofrów?!
- Eee...nieee...
- Ja myślę!
Wysiedliście z auta. Miałaś rozkojarzony wyraz twarzy przez dziwną rozmowę, którą przed chwilą przeprowadziliście. Zayn spojrzał na Ciebie i wybuchnął śmiechem.
- A teraz o co Ci chodzi? - zapytałaś zrezygnowana.
- Warto robić z siebie kretyna, żeby zobaczyć Twoją minę - zachichotał.
Obraziłaś się i walnęłaś go w ramie. Jego jedyną reakcją był jeszcze intensywniejszy śmiech.
- Dupek.
- Już to mówiłaś. Dziewczyno! Więcej oryginalności!
- Musisz się ze mnie nabijać? - prychnęłaś.
- Musisz się ze mnie nabijać?
- Zamknij się.
- Pocałuj mnie.
Stanęłaś jak wryta. Obróciłaś się w jego stronę. Unikał Twojego wzroku.
- Sory, przesadziłem ja...
- Sam tego chciałeś.
Wspięłaś się na palce i mocno przywarłaś do jego ust. Przyciągnęłaś go do siebie za kark. Zaczął gorąco odwzajemniać Twoje pocałunki. Oderwałaś się od niego po chwili z triumfującym uśmieszkiem. Miał oczy szeroko otwarte, a jego oddech był przyśpieszony. Twój również, ale starałaś się to ukryć, żeby nie zobaczył, że na Tobie też zrobił wielkie wrażenie ten pocałunek. Nic nie mówiąc odwróciłaś się i wznowiłaś marsz w stronę hotelu. Zayn dołączył do Ciebie po dłuższej chwili.
- To nie było fair - mruknął.
- Wolałbyś, żebym tego nie robiła?
- Wolałbym, żebyś nie przestawała.
Zamilkliście. W całkowitej ciszy doszliście do hotelu. Zayn załatwił wam w recepcji tymczasowy dostęp do pokoju z łazienką. Zatrzymaliście się pod drzwiami z liczbą 69.
- Hazza czuwa - mruknął Zayn przekręcając klucz w zamku.
- Co? - zmarszczyłaś brwi. On spojrzał na Ciebie i uśmiechając się lekko przewrócił oczami.
- Jesteś zabawna, gdy nie wiesz o co chodzi - powiedział rozbawiony.
- Nie próbowałam być zabawna - burknęłaś.
- I to jest najlepsze.
Przepuścił Cię w drzwiach. Weszliście do...jebanego apartamentu dla nowożeńców. Wszędzie dookoła były czerwone róże w wazonach, a wielkie łoże z purpurowa pościelą działało na wyobraźnie. Gdy spojrzałaś na Zayna dostrzegłaś na jego policzkach rumieńce. Zdaje się, że nie tylko on pomyślał o jego różnorodnym zastosowaniu... Otrząsnęłaś się z marzeń.
- Kto idzie pierwszy do łazienki? - zapytałaś.
- Ty idź. I masz moją torbę, tam znajdziesz dezodorant, grzebień i inne duperele - podał Ci swoją czarną torbę i odwrócił wzrok.
- Dzięki.
Poszłaś do łazienki. Zamknęłaś przezornie drzwi na zasuwę. Rozebrałaś się i wskoczyłaś pod prysznic. Ciepła woda sprawiła, że się zrelaksowałaś. Użyłaś hotelowego mydełka o zapachu róż. Umyłaś włosy hotelowym szamponem o nieokreślonej woni i wyszłaś z kabiny. Owinęłaś się w ręcznik. Zaczęłaś szukać grzebienia w torbie Zayna. Nagle natrafiłaś na coś bardzo ciekawego. Szare bokserki. Z zabójczym uśmieszkiem wyjęłaś je i odłożyłaś na szafkę. Znalazłaś dezodorant i grzebień. Rozczesałaś mokre włosy. Wytarłaś ciało i sięgnęłaś po jego bokserki. Założyłaś je i od razu zrobiło Ci się gorąco. Ubrałaś dżinsy i resztę swojego wczorajszego stroju. Użyłaś dezodorantu Zayna. Wysuszyłaś włosy hotelową suszarką i ułożyłaś je tak jak wyglądają najlepiej, gdy są rozpuszczone. Nie miałaś przy sobie kosmetyków, więc tylko umyłaś twarz. Całe szczęście, że nie malowałaś się wczoraj, gdy jechałaś do swojej przyjaciółki, bo miałabyś rano wyglądające na podbite oczy. W zamian za to wyglądałaś teraz świeżo i znów mogłaś pokazać się ludziom. Wyszłaś z łazienki. Zayn uciął sobie drzemkę na łóżku. Leżał na brzuchu z rozłożonymi rękami i nogami. Zachichotałaś na ten widok. Położyłaś się na plecach na półmetrowym niezajętym kawałku łóżka. Ręce podparłaś pod głowę. Cisze zakłócały jedynie wasze oddechy. Zamknęłaś oczy i odpłynęłaś. Obudził Cię czyjś śpiew. Dopiero po kilku dłuższych sekundach zorientowałaś się, że to nie radio ani telewizor tylko Zayn pod prysznicem. Musiałaś przyznać, że był naprawdę dobry. Podniosłaś się i przeciągnęłaś. Chwile później z łazienki wyszedł Zayn...w samym ręczniku.
- Hej kwiatuszku - powiedział niskim głosem podczas szukania czegoś wzrokiem. Przewróciłaś oczami na to określenie.
- Nie masz czegoś lepszego niż ''kwiatuszku''?
- Niech pomyśle... Może wolisz ''precelku''?
- Pozostańmy przy kwiatuszku...
- No!
Zachichotałaś. Zayn znalazł to czego szukał i poszedł z powrotem do łazienki. Przeczesałaś palcami włosy i odetchnęłaś głęboko. Widok Zayna w samym ręczniku zdecydowanie źle działał na Twoje ciało. W życiu nie obcowałaś z tak przystojnym chłopakiem. Była w nim taka chłopięca słodkość, ale z drugiej strony był taki męski, że wytrącało to Twoje zmysły z równowagi. Usłyszałaś dźwięk otwieranych drzwi. Zayn wyszedł, tym razem ubrany, z łazienki z zadowolonym uśmieszkiem. Miałaś ochotę mu go zetrzeć z tej boskiej twarzy. Wstałaś i podeszłaś do drzwi wyjściowych. Spojrzał na Ciebie pytająco.
- Nie chcesz jeszcze chwile odpocząć?
- Nie... Mam ochote na coś nowego.
To mówiąc unisłaś bluzke pare centymetrów tak, że zobaczył fragment jego własnej bielizny. Upuścił z wrażenia torbę na ziemię. Wybiegłaś z pokoju zostawiając go z szeroko otwartymi oczami i ustami. Zemsta jest słodka.

środa, 6 marca 2013

Imagine 2 Zayn Part II


Spojrzałaś na niego mrużąc oczy.
- Zboczeniec.
Zaśmiał sie tak intensywnie aż sie auto zatrzęsło. Dopiero teraz zauważyłaś, że jedne z drzwi były otwarte, a na nich powieszone były Twoje ubrania.
- Ty je powiesiłeś?
- Nie, Myszka Miki - odparł sarkastycznie.
- Kiedy?
- Rano. Co Ty taka ciekawska?
- Nic. Chciałam tylko podziękować.
Podniosłaś się i wygładziłaś ręką włosy. Wolałaś sobie nawet nie wyobrażać w jakim są stanie. Sięgnęłaś po ubrania. Okazało się, że całkowicie wyschły. Spojrzałaś znacząco na Zayna. Ten przewrocił oczami i wyszedł z auta. Ubrałaś się i dałaś mu jego koszulkę. Z jakiegoś powodu cała ta sytuacja była dla Ciebie zawstydzająca.
- To co zrobimy z moim autem?
Zastanawiał sie przez chwilę.
- Moge je podczepić do mojego to jakoś pojedzie - wzruszył ramionami.
- Jesteś już trzeźwy? - zapytałaś podejrzliwie. Wzniósł oczy do nieba.
- W takim sensie o jakim myslisz tak.
- A w jakim niby nie jesteś? - uniosłaś brwi.
Przyjrzał Ci się uważnie. Jego spojrzenie zdawało się mówić: ''jesteś aż taka ślepa?''. Nie wiedziałaś o co mu chodzi. Lekko skołowana usiadłaś na miejscu pasażera. Po chwili byliście już przy Twoim staruszku. W porównaniu z drogim, błyszczącym autem Zayna Twój sprawiał wrażenie jakby miał się zaraz rozlecieć. Zawstydziło Cie to, ale Twój towarzysz nie skomentował tej różnicy w żaden sposób. W duchu podziękowałaś mu za to. Zayn sprawnie podpiął jedno auto do drugiego i już po chwili mogliscie ruszać. Włączył radio. Poleciała jakaś nieznana Ci piosenka od jakiegoś zespołu, ale okazało się, że Zayn zna cały teskt. Jego głos był niesamowity. A potem, gdy na refren zaczą śpiewać ktoś inny w piosence oniemiałaś. Albo Zayn i tamten chłopak mieli identyczne głosy albo...
- Zayn? - spytałaś troche oszołomiona tym co możesz od niego usłyszeć.
- Tak? - przerwał na chwile śpiewać. Zamiast tego nucił.
- Czym tak w zasadzie się zajmujesz?
- Jestem w zespole - wzruszył ramionami. Wskazałaś palcem na radio.
- A czy to nie jest przypadkiem ten zespół?
Spojrzał na Ciebie zaskoczony, a po chwili klepnął sie w czoło jakby sobie coś przypominając.
- Tak, to jest ten zespół. Następnym razem jak natrafie na dziewczyne, która jakimś cudem mnie nie zna to nie będę przy niej śpiewać piosenek swojego zespołu. Ale ja potrafie być tępy.
- Czyli, że jesteś jakąś tam gwiazdką z boysbandu?
- Nooo... - zachichotał. - Pewnie nawet nie wiesz jak się nazywamy.
- Co w tym śmiesznego? - uniosłam jedną brew.
- Nic - powiedział, ale zaśmiał się po chwili zaprzeczając własnym słowom. - Gdzieś Ty była przez ostatnie 3 lata?
- Nie rozumiem o co Ci chodzi - burknęłaś. - Jak masz na nazwisko? Może uda mi się Cie jednak jakoś skojarzyć.
- Malik.
- Nie. Dalej Cie znikąd nie kojarze. Nazwa zespołu?
- One Direction.
- Wciąż...zaraz! Czy to nie wy ostatnio wygłupialiście się w radiu i śpiewaliście...jak to bylo? In west Pihiladelphia...
- Born and raise!
- Czyli, że to wy doprowadziliście moją kuzynkę do histerycznego śmiechu!
- Czym? - wyglądał jakby się zmartwił.
- No tym jak na końcu któremuś z was zmienili głos.
- Oni mi wcale nie zmieniali głosu.
- Och...
- Ładnie wzdychasz.
- Słucham?
- I mówisz przez sen.
- Co?!
O Boże... Zastanawiałaś się co takiego wygadywałaś. Dobrze, że nie widziałaś jego twarzy w pełnym świetle przed zaśnięciem, bo zapewne wspomniałabyś o tym jaki jest przystojny. Żałowałaś, że nie możesz stać się niewidzialna.
- Powiedziałaś, że jestem Twoim bohaterem - wyszczerzył się.
- Przez sen nigdy nie mówi sie prawdy - burknęłaś obronnie.
- Słyszałem coś innego - mial dumny usmieszek na ustach.
- Możemy zostawić ten temat w spokoju? - poddałaś się.
- Skoro tak ładnie prosisz... - znacząco zawiesił głos.
- Och, zamknij się.
Uderzyłaś go lekko w głowe. On tylko zachichotał. Zajechał do jakiegoś wasztatu. Wysiadłaś stamtąd z ulgą i wtedy coś sobie przypomniałaś - nie miałaś przy sobie pieniędzy.
- Zayn...
- Tak kwiatuszku? - zamrugał zalotnie oczami.
- Najgorsze słowo jakim ktoś kiedykolwiek mnie określił.
- Żartujesz? Nie słyszałaś jak nazywam Liama - zachichotal. Spojrzałaś na niego z nierozumiejacą miną.
- Skąd mam wiedzieć kim jest Liam?
- Ludzie... Znalazłem ideał - zachichotał. - Ty na serio nic o nas nie wiesz. Liam należy do One Direction.
- Twojego zespołu?
- Tak - ponownie zachichotał. - A co chciałaś?
- Bo ja tak jakby...eee...
- Nie masz pieniędzy, prawda?
Spojrzałaś na niego zaskoczona. Dobry był. Sprawiał wrażenie jakby czytał Ci w myślach.
- No - zawstydzona spuściłaś wzrok.
- Masz szczęście, że zawsze płacę na pierwszej randce - puścił do Ciebie oczko.
- To nie jest...
- Pozwól pomarzyć człowiekowi - usmiechnął się szeroko.
Przypatrywałaś mu się oniemiała, gdy podchodził do nabliższego mechanika. W życiu nie spotkałaś takiego chłopaka. Był beszczelny, przesadnie pewny siebie, opiekuńczy, zabawny, groźny i zabójczo przystojny. Znajdźcie mi takiego drugiego na świecie, pomyślałaś kręcąc głową. Po chwili podszedł do Ciebie z czarującym uśmiechem.
- To potrwa pare godzin, a za ten czas pokaże Ci uroki... - rozejrzał się i zatrzymał wzrok na znaku drogowym - ...Crawley. Cudowne miasto!
- Nigdy tu nie byłeś prawda?
- Taaak... Ale co tam. Mam GPS'a i piękną dziewczyne u boku. Poradze sobie.
- Jaką niby... - wzniósł oczy do nieba. - Potrzebujesz chyba dobrych okularów.
Skrzyżowałaś ręce na klatce piersiowej i poszłaś w kierunku auta Zayna. Ten dogonił Cie w kilku krokach dzięki długim nogom.
- Za to Ty potrzebujesz lusterka.
- Broń Boże!
Objął Cie w talii i zmusił do spojrzenia mu w oczy. Denerwował Cie tym, że był taki silny. Gdyby chciał mógłby Cie po prostu przerzucić przez ramie i zawlec do lasu. Niezbyt optymistyczna wizja, wzdrygnęłaś się.
- Czemu nie widzisz jak śliczna jesteś? - powiedział. W jego głosie pobrzmiewała taka szczerość, że prawie mu uwierzyłaś. Prawie.
- Nie wiem jaką masz wade wzroku, ale w każdym razie musze Cie rozczarować. Jestem za gruba, nieświeża, moje włosy przypominają nie jeden, a dwa stogi siana i...
Położył palec na Twoich ustach. Puścił Cie i kiwnął głową w strone swojego auta. Nieco naburmuszona usiadłaś na swoim miejscu. Ruszyliście w głąb nieznanego miasta. Zayn szybko połapał się gdzie możecie znalesc coś ciekawego i już po chwili parkowaliście w starym mieście. Wysiedliście, a Ty od razu pobiegłaś do telefonów. Zayn złapał Cie za ramie w połowie drogi.
- Gdzie uciekasz? - szepnął Ci do ucha. Dostałaś gęsiej skórki.
- Nie uciekam. Chce zadzwonić do przyjaciólki - tłumaczyłaś się.
- Nie możesz użyć mojego telefonu? - obrócił Cie do siebie. Uniósł jedną brew do góry, a jego oczy śmiały się z Ciebie mimo, że usta nawet nie drgnęły.
- Nie mogłeś wcześniej...
- Nie prosiłaś - odparł z niegrzecznym uśmiechem.
- Dupek.
- Chcesz ten telefon czy nie?
- Dawaj.
- Magiczne słowo - uniósł swój telefon daleko poza Twoj zasięgiem.
- Nie ma mowy!
- To moze całus? - zapytał z łobuzerskim uśmieszkiem.
- To już wolę to pierwsze - prychnęłaś. Wzięłaś głęboki wdech. - Prosze Cie Zayn, czy pożyczyłbyś mi swój telefon?
- Tylko na tyle Cie stać? - zakpił.
Przybliżyłas sie do niego i położyłaś ręce na jego klatce piersiowej. Na Twoich ustach zagościl malutki uśmieszek, a oczy zdawały sie być żywe i płonące. Poczułaś jak się spina.
- Zayn...prosze...
Starałas się, żeby Twoj głos zabrzmiał nisko i seksownie. Nie miałas nie wiadomo jak wielkiego doświadczenia w tych sprawach, ale mina Zayna świadczyla o tym, że zadziałało. Wciągnął gwałtownie powietrze, a jego oczy sie rozszerzyły. Pod swoimi palcami wyraźnie wyczulas, że jego serce przyśpieszylo. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Wcisnął Ci do rąk telefon i kręcąc głową ruszył w kierunku auta.
- Co Ty ze mna robisz dziewczyno... - usłyszałaś jak mruczy pod nosem.
Miałaś ochote zadać mu podobne pytanie. Co on robił z Tobą?

wtorek, 5 marca 2013

Imagine 4 Harry Part III (The end)

TY
Byla niedziela. Wstalas z lozka bardzo pozno, bo plakalas niemal cala noc. Wszystko do Ciebie wrocilo. Odrzucenie Harrego, zdrada Christiana, śmierć siostry...i niedawny wypadek z Lucasem. Mozna miec wiekszego pecha? Watpliwe. Spojrzalas w lustro. Wygladalas jak jedno wielkie nieszczescie. Miekkie fale zmienily sie w straki, ktorym do wlosow bylo daleko, twarz mialas zaczerwieniona i umazana resztkami tuszu. 
Ogarnelas sie jako tako i w dresie bez makijazu z wlosami spietymi w wysoki kucyk poszlas pobiegac. To mnie otrzezwialo. Co prawda Twoje mozliwosci byly ograniczone przez niedawna kontuzje, ale nie zwazajac na bol ruszylas przez park. Unikalas wspolczujacych spojrzen, przezylas ich za duzo w swoim zyciu by byc w stanie zniesc kolejne. Wszyscy w miescie wiedzieli co sie stalo.

HARRY
Wybralem sie na spacer do parku, zeby oczyscic umysl. Musialem wszystko jej wytlumaczyc. Blagalem w duchu o szanse. Wooow. Szybko! Zobaczylem ja biegnaca naprzeciwko mnie. Sadzac po tym, ze nie zawrocila jeszcze mnie nie zobaczyla.
- (t.i.)! - krzyknalem.
Zatrzymala sie gwaltownie. Jej wyraz twarzy mowil: ''za jakie grzechy?!''. Nie poprawilo mi to humoru. Szybko do niej dobieglem.
- Prosze, wysluchaj mnie... - blagalem.
- Robie to tylko dla swietego spokoju! - zmeczenie i gniew pobrzmiewal w jej glosie. Usiedlismy na lawce. Musialem troche zmienic prawde. Na pewno jej nie obchodzi to, ze ja kocham.
- A wiec... - nie wiedzialem od czego zaczac.
- Moze najpierw powiesz mi dlaczego zerwales nasza przyjazn?
- Bo sie w tobie zakochalem.

TY
Patrzylas na niego niedowierzajaco. Zakochal sie we mnie? - myslalas. Jak to mozliwe, przeciez...
- Naprawde?
- Myslisz, ze bym zartowal z takich rzeczy? - prychnal. Zawstydzilas sie.
- Kontynuuj.
- Z dnia na dzien bylo coraz gorzej. Ty chodzilas z Christianem, a ja bylem dla ciebie jak kochany braciszek. Nie moglem dluzej wytrzymac. Doszedlem do wniosku, ze lepiej dla nas obu bedzie jesli zakonczymy nasza przyjazn. Ty kochalas innego, a ja nie chcialem niszczyc naszej przyjazni klopotliwym wyznaniem. Wiec zaczalem cie ignorowac. Mimo, ze to bolalo.
- Mogles mi powiedziec.
- Nie sadze. Czy uwazasz, ze wszystko byloby dalej tak samo jesli powiedzialbym ci jak bardzo cie kocham...kochalem?
- Pewnie nie.
- Potem wszystko dzialo sie tak szybko, w koncu mi przeszlo, teraz jestem z Taylor. Ale nie moge sobie wybaczyc tego, ze cie zranilem.
- Slusznie.
On Cie kochal. Jak moglas tego nie zauwazyc? Teraz z biegiem czasu zaczelas dostrzegac pewne szczegoly, ktore by o tym swiadczyly. Nie lubil Christiana. Zasypywal Cie komplementami jakbys byla jego dziewczyna, a nie przyjaciolka. Na urodziny kupowal Ci czerwone roze, a nie glupoty. W Twoim zachowaniu tez moznaby sie dopatrzec takich drobiazgow. Uwielbialas jego meski zapach. Sekretnie podziwialas jego cudownie zbudowane cialo, jakiego nie posiadal ani Chris ani Lucas. Lubilas trzymac go a reke... Zachowywaliscie sie jak para! Nic dziwnego, ze zaczal cos do Ciebie czuc. Gdybys nie byla slepa tez pewnie bys zaczela! I co mialas teraz zrobic?

HARRY
- Wybaczysz mi kiedykolwiek?
- Juz ci wybaczylam - spojrzalem na nia niedowierzajaco. - Ale to nie oznacza, ze chce bys znowu byl czescia mojego zycia.
- Blagam! Co mam zrobic, zebys do mnie wrocila?! Chce twojej przyjazni jak niczego innego na swiecie!
Bylem calkowicie szczery. Tym razem przyjazn musiala mi wystarczyc.
- Nie wiem czy potrafie... - wahala sie. A to dawalo szanse.
- Sprobuj. Najwyzej chlisniesz mi w twarz jesli nie wyjdzie.
- To zrobie nawet jesli wyjdzie - podniosla jedna brew.
- Zgadzasz sie?

TY
Jaki w tym sens? Bedzie Twoim przyjacielem przez dwa tygodnie, a potem znowu ruszy w swiat. Czy potrzebne Ci takie cierpienie? Czy zaryzykuje? Tak. Dlaczego? Nie mialas gownianego pojecia.
- Tak.
Objal Cie mocno. Lzy zebraly Ci sie w oczach, gdy poczulas jego dawny, niezmienny zapach. Czy postapilas zle? A moze na przeciw calemu swiatu to byla dobra decyzja? Coz... Tego mialas sie dopiero dowiedziec.

Imagine 4 Harry Part II

HARRY
Garnitur lezal swietnie, ale mialem problem z krawatem. A raczej jego brakiem. Westchnalem i ruszylem do auta. Wciaz wspominalem wczorajszy wieczor. Jej dom wygladal calkowicie inacze. Mama (t.i.) wyrazila sie jasno: ''ona nie chce cie widziec Harry''. Powinienem sie tego spodziewac po tym wszystkim, ale gdzies tam w srodku wciaz mialem nadzieje. Tesknilem za nia tak bardzo! Nawet jej nie zobaczylem.
- W porzadku Harry? - zaptala mama z siedzenia kierowcy.
- Nic nie bedzie dopoki (t.i.) mi nie wybaczy.
Mama wiedziala o calej sytuacji, pomijajac ta czesc z moim uczuciem. Nazmyslalem cos, gdy podawalem powod konca naszej przyjazni.
- (t.i.) sie zmienila. Na pewno masz jeszcze szanse - pocieszala mnie.
- Chcialbym, zebys miala racje.
Przyjecie odbywalo sie w wynajetej przez moja rodzine sali. Byly to urodziny mojej mamy. Weszlismy tylnym wejsciem serdecznie powitani przez obsluge. Kilka kelnerek poprosilo mnie o autografy. Jak zwykle spelnilem ich zyczenia mimo, ze spieszno mi bylo na glowna sale. Do (t.i.).

TY
- Czy jest jakakolwiek mozliwosc, ze go nie bedzie? - spytalas bez wiekszej nadzieji Twoja najlepsza przyjaciolke.
- (t.i.)...
- Tak wiem. Mam sie przestac dolowac. Latwo ci powiedziec. A twoje uwielbienie do jego zaspolu wcale mi nie pomaga!
- Przepraszam. Co poradze...idzie!
Odwrocilas glowe we wskazanym przez nia kierunku. Byl tam, razem z rodzicami, rozmawial z jakimis goscmi.
- Wciaz nie wie, ze ty to ty?
- Nie... I lepiej, zeby tak zostalo! Od teraz jestem Allie, a nie (t.i.).
- (t.i.)...
- Allie.
- Jestes pewna, ze to dobry pomysl?
- Absoltnie. Najlepiej jesli bede go po prostu omijac szerokim lukiem.
- To nie ma sensu. Pogadaj z nim.
- O nie. Patrzy tutaj!

HARRY
Dostrzeglem w tlumie dziewczyne, ktora widzialem tydzien temu. Nie miala juz nogi w gipsie. Dluga czerwona sukienka bez ramiaczek wspaniale eksponowala jej ksztalty. Miala rozpuszczone wlosy, ktore ukladaly sie w bujne fale. Wygladala pieknie. I seksownie. Ciekaw bylem kim jest ta dziewczyna. Wydawala sie znajoma. Nasze oczy na chwile sie spotkaly. Nawet stad widzialem, ze byla czyms mocno poruszona. Przeprosilem towarzystwo i ruszylem w jej kierunku.
- Witam panie - powiedzialem grzecznie. - Widze, ze juz ci zdjeli gips.
- Tak. Czyz to niecudowne? Akurat na tyle wczesnie, zebym mogla pojsc bez problemow na bal - w jej glosie pobrzmiewal sarkazm.
Podszedl do nas kelner z szampanem. Wypilem lyk i ponownie spojrzalem na owa dziewczyne. Omal nie zakrztusilem sie, gdy napotkalem ZIELEN jej oczu. Poprzednim razem byly niebieskie. Ale nie to mnie zmartwilo. Znalem te oczy lepiej od wlasnych. To byly oczy (t.i.).
- Allie to ja pojde zlozyc zyczenia jubilantce - wymigala sie...(i.t.n.p)? Chyba tak miala na imie. Kojarzylem ja ze szkoly.
- A wiec Allie.
- Zadowolony, ze wreszcie znasz moje imie? Teraz zostawisz mnie juz w spokoju? - zdenerwowala sie.
- Jestes moze spokrewniona z (t.i.) (t.n.)? - w jej oczach dostrzeglem zaniepokojenie.
- Moznaby tak powiedziec - burknela.
- Co masz na my... - przerwal mi glos pani (t.n.).
- Och kochanie! Tu jestes! Czas na twoja piosenke!
Dziewczyna poszla z kobieta w strone sceny. Podeszlem jak najblizej sie dalo w obecnym tloku. Bycie mna troche w tym pomagalo, bo ludzie odruchowo odsuwali sie z szacunkiem pozwalajac mi przejsc. Dziewczyna wyszla na scene. Wziela mikrofon w dlon i spojrzala na tlum z nerwowym usmiechem.
- Witam gosci i rodzine cudownej kobiety, ktorej urodziny dzis obchodzimy. Nie jestem zbyt dobra w przemowach - tu tlum zasmial sie serdecznie - dlatego postanowilam zaspiewac.
Chwile potem jej piekny glos oczarowal zebranych. Slowa nieznanej piosenki sprawily, ze w oczach mojej matki pojawily sie lzy. Gdy skonczyla na sali rozlegly sie ogromne brawa. Oszolomiony przypatrywalem sie dziewczynie skromnie przyjmujacej brawa.
- Napisalam ta piosenke z mysla o Tobie, ale nawet slowa nie potrafia powiedziec jak bardzo kocham cie za to co zrobilas dla mnie i mojej rodziny. Rzucilas sie w ogien, zeby uratowac cztery istnienia. Moja siostra na pewno jest ci ogromnie wdzieczna, ze nas uratowalas - po jej policzkach poplynely lzy. - Wiem, ze wypominasz sobie, ze nie zdazylas do niej dotrzec, ale jestem pewna, ze ona czuje tylko wdziecznosc, ze nie pozwolilas odejsc takze nam.
Zeszla ze sceny i rzucila sie w objecia mojej matki. Obie plakaly, a ja wciaz nie wiedzialem o co chodzi.
- Przepraszam pana o co w tym wszystkim chodzi? - spytalem mezczyzne obok mnie.
- Pan nie wie? No coz... Rok temu wybuchl ogromny pozar w domu (t.n.), panska matka wybierala sie wtedy do nich w odwiedziny, dlatego byla tam przed straza pozarna. Uratowala z plonacego budynku panstwo (t.n.) i jedna z ich corek, (t.i.). (i.t.siostry) niestety umarla zanim do niej dotarla.

TY
Nie moglas sie uspokoic. Lzy wciaz ciekly po Twoich policzkach. Poczulas dlon na swoich plecach. Oderwalas sie od ramion jubilantki.
- Harry?
- Musimy porozmawiac.
- Wiem.
Chcialas na nowo poczuc ten gniew, cala nienawisc, ktora do niego czulam. Tylko, ze nie potrafilas przez nadmiar emocji. Wyszliscie na balkon. Otarlas lzy i oparlas sie o barierke.
- (t.i.)..
- Mozemy zapomniec o tym wszystkim? - poprosilas. Melancholijna muzyka dobiegajaca z wewnatrz Cie uspokojala.
- O czym konkretnie?
- Wszystkim. I tak ci na mnie nie zalezy, wiec nie ma co udawac.
- Przepraszam. Bylem dupkiem. Przykro mi z powodu Twojej siostry.
- Wciaz nim jestes. I dziekuje.
- Nie bede zaprzeczac.
- Sprawiles, ze chcialam umrzec.

HARRY
Nie moglem uwierzyc w to co powiedziala. Chciala umrzec? Przeze mnie?
- Dlaczego? - spytalem ostroznie.
- Christina kochalam, ale to ty byles dla mnie calym swiatem. Po tym jak sie ode mnie odsunales wszystko zaczelo sypac. Plakalam kazdej nocy. I nawet nie wiem dlaczego mnie zostawiles!
Obrocila sie twarza do mnie. Znow miala lzy w oczach. Jak moglem do tego doprowadzic?

Imagine 4 Harry Part I

TY
Mieszkalas w stosunkowo nieduzym miescie, tym samym, w ktorym Harry Styles przed rozpoczeciem swojej wielkiej kariery. Chodzilas z nim nawet do tej samej szkoly! Nie lubilas go za czasow szkolnych i nie lubisz go teraz, gdy jest TYM Stylesem. Dlatego tez wcale nie ucieszyly Cie plotki o tym, ze przyjezdza do swojego rodzinnego zakatka. I to na cale trzy tygodnie! Znowu wszystko bedzie sie krecilo wokol niego. Powod Twojego braku sympatii do niego nie jest zbyt skomplikowany. Przyjaznilas sie z nim kiedys, a pewnego dnia po prostu PUFF - zaczal Cie ignorowac. Nie siadal juz z Toba w stolowce, nie przychodzil do Ciebie po zajeciach, jesli baknal Ci czasem ''czesc'' na korytarzu uznawalas to wrecz za dziwne. Potem cale to zamieszanie z x-factorem, teraz jest po prostu jednym z tych slawnych snobow. Nie jestes zazdrosna o jego slawe, alez skad, nie przepadasz za byciem w centrum uwagi. A najgorsze bylo to jak caly czas bil sie z Toim teraz juz bylym chlopakiem. Oczywiscie to on wygrywal - no bo jak inaczej! Na Ciebie nie zwracal uwagi. Palant!

HARRY
Nerwowo spogladalem na zegarek. Jeszcze godzina! Czas dluzyl mi sie niemilosiernie jak to zawsze w samolotach. Nie moglem sie doczekac az zobacze cala rodzine, strasznie za nimi tesknilem. W tym roku powzialem takze postanowienie, sprostuje wszystko z (t.i.). Teraz, gdy minelo juz tyle czasu i nic do niej nie czulem do moglem wszystko jej wyjasnic, moze znow bylibysmy przyjaciolmi? Zachowalem sie jak kretyn pare lat temu. Ona byla moja przyjaciolka od najmlodszych lat, a takze moja pierwsza miloscia. Utrzymywalem przez cale lata moje fatalne zadurzenie w tajemnicy. Ona nie czula tego co ja, nie chcialem niszczyc naszej przyjazni. Ale jak to ja i tak to zrobilem. Pewnego dnia, gdy zobaczylem ja przed kawiarnia, taka piekna, w tych swoich krociutkich wlosach do brody i okularach, zza ktorych wylanialy sie piekne zielone oczy... Stwierdzilem, ze nie dam dluzej rady. Kochala innego, a mnie traktowala jak kochanego starszego braciszka. To stawalo sie juz niewykonalne. Czekala wtedy na mnie, wreszcie znalazla dla mnie chwile czasu, a ja odwrocilem sie i wrocilem do domu. Nastepnego dnia ignorowalem ja zupelnie. Myslalem, ze to bedzie latwiejsze, ale jak bardzo sie mylilem! Zranilem ja, ona wymagala wyjasnien, a ja dalem jej tylko jedno - milczenie. Dupek ze mnie. Teraz, gdy wreszcie moje uczucie do niej wygaslo, moglem przywrocic rzeczy do popszedniego stanu.

TY
Bylas wlasnie na zakupach. Noga w przepastnym gipsie nie ulatwiala Ci tej czynnosci. Chcialas kupic tylko cholerna wode! Tylko niech Ci ktos powie jak mialas siegnac najwyzszej polki? Z wsciekloscia wyszlas z wielkiego marketu. Za co? Szlas chodnikiem podpierajac sie kulami, wciaz nie opanowalas jeszcze do konca tej czynnosci. A minal juz miesiac! Za dwa dni mieli Ci zdjac ta cegle z nogi. Cale szczescie. Przeszlas przez pasy. Niemal upadlas na twarz przez wlasna glupote - cholerny kraweznik! Chodnik po tej stronie ulicy byl zniszczony i pelen dziur. Oczywiscie w jednej z nich musiala utknac jedna z kul.
- Cholera jasna! - mruknelas.
Tylko Ty mozesz miec takie szczescie. Zaczelas ja szarpac, ale to nic nie dawalo. Mialas problemy z zachowaniem rownowagi.
- Pomoc ci? - uslyszalas niski, ochryply glos za soba.
Jeszcze sie pyta! Spojrzalas na niego nie skupiajac za bardzo uwagi na jego osobie. Chlopak mial nalozony na glowe kaptur spod ktorego wystawaly loki, okulary przeciwsloneczne oraz przepastna torbe na ramieniu. Wydawal sie znajomy, ale nie mialas czasu sie teraz nad tym zastanawiac. Sprawnie wyciagnal Twoja kule z pulapki i podal Ci ja.
- Dzieki - szepnelas zmeczona wlasna glupota.
Mruknal cos niezrozumialego i poszedl
w druga strone. Durny chodnik.

HARRY
Wysiadlem z autobusu. To cud, ze nikt mnie nie rozpoznal. Ruszylem przed siebie. Moja uwage zwrocila odwrocona tylem do mnie dziewczyna. Miala gips na nodze i chodzila o kulach. Wzdrygnalem sie, gdy przypomnialem sobie, gdy sam bylem w takiej sytuacji. Nic przyjemnego. Dziewczyna miala dlugie brazowe wlosy konczace sie tuz nad pupa. Krotkie czarne spodenki odkrywaly niesamowicie dlugie i zgrabne nogi. No co?! Jestem tylko facetem! Dziewczyna przeszla przez ulice i ruszyla podniszczonym chodnikiem. W pewnym momencie zauwazylem jak jej kula utknela w dziurze w chodniku. Podeszlem do niej i uslyszalem jej ciche przeklenstwo.
- Pomoc ci? - zaoferowalem sie.
Podniosla glowe i spojrzala na mnie przelotnie bez wiekszego zainteresowania. Miala niebieskie oczy i piekne usta. Cala z reszta wygladal jakby zeszla z okladki magazynu o modzie. I bylo w niej cos znajomego. Moze chodzilem z nia do szkoly? Skinela lekko glowa. Wyciaganalem kule i podalem jej ja.
- Dzieki - szepnela cichutko z frustracja w glosie przez co zabrzmialo to nieszczerze.
Odwrocilem sie i poszedlem w druga strone do kwiaciarni.
- Cala przyjemnosc po mojej stronie - mruknalem, raczej tego nie uslyszala.
Szybko zalatwilem sprawe w kwiaciarni, musialem kupic jakis ladny bukiet dla matki. Juz po kilku minutach drogi zauwazylem tamta dziewczyne. Siedziala na lawce ze zrezygnowana mina patrzac na kule, ktora stala pionowo na srodku chodnika. Znowu jej utknela.
- Pomoc ci? - powtorzylem poprzednia formulke z usmiechem.
Spojrzala na mnie zaskoczona. Po chwili zmruzyla oczy.
- Nie nabijaj sie ze mnie - powiedziala glosno. - Nie moja wina, ze... A z reszta! Po co ja ci to tlumacze!
- Wcale nie mialem takiego zamiaru. Moze pomoc ci dojsc do domu?
- Sama swietnie sobie radze.
- Wlasnie widze - zgromila mnie wzrokiem.
- Wyciagnij tylko to ustrojstwo z tej cholernej szczeliny i daj mi zachowac resztki godnosci - byla zdenerwowana.
- Jestes doprawdy przemila - burknalem spelniajac jej zyczenie.
- Gdybys byl na moim miejscu tez bys byl.
- Kiedys bylem.
- Nie chodzi mi o noge.
- Wiec o co?
- O pewnego pajaca.
- Twoj chlopak?
- A w zyciu! Glupek nie potrafil sie nawet przyjaznic nie mowiac juz o glebszych uczuciach. Nie zeby mi na nich zalezalo.
- Pewno mial jakis powod - bylem w podobnej sytuacji, wiec odruchowo zaczalem bronic kolesia.
- Zapewne brak serca i mozgu. Z naciskiem na to pierwsze - prychnela. Przysiadlem sie do niej.
- Coz... A czym cie tak wkurzyl?
- Tym, ze wrocil. Nie moge sie wprost doczekac kiedy go zobacze. Przetrzepie mu ten wymuskany ryj - w jej glosie pobrzmiewal gniew.
Ciekawe czy (t.i.) myslala tak samo o mnie. Zrobilem jej niewatpliwa krzywde, ale czy trzymala uraze tak jak dziewczyna obok mnie?
- Jak masz na imie?
- Nie znam cie. Nie mam powodu by zawierac znajmosc z przypadkowym chlopakiem. Moze jestes gwalcicielem, a ja sie naiwna zgodze pojsc gdzies z toba? Zapomnij.
- Czy jesli ja sie przedstawie to powiesz mi swoje imie?
- Watpliwe, ale mozesz sprobowac.
- Harry.
- To glupie imie. Kojarzy mi sie tylko z Potterem.
- Widze, ze jestes naprawde przeurocza.
- Wiem.
- Jak to sie stalo?
- Co?
- Noga i ten opatrunek na skroni.
- Moj byly wrabal we mnie autem.
- Matko. Dlaczego?
- Nie mam powodu, zeby ci mowic.
- Czemu jestes taka nieufna?
- Mam za soba ciekawy bagaz doswiadczen panie Harry...
- Styles. Harry Styles - podpowiedzialem.
Spojrzala na mnie oszolomiona. Zacisnela zeby.
- W takim razie panie gwiazdo...spieprzaj.
Z tymi slowami zostawila mnie samego na lawce z zaskoczeniem wypisanym na twarzy.

TY
Dlaczego ze wszystkich ludzi na swiecie to musial byc on? Na szczescie chyba Cie nie poznal. Zmienilas sie troche. Nie ubieralas sie juz jak ucielesnienie niewinnosci, zapuscilas wlosy, zmienilas okulary na kolorowe soczewki i wydoroslalas. Nawet glos troche Ci sie zmienil przez lekcje spiewu, ktore regularnie bralas, zlagodnial troche. Cale szczescie, ze sie nie przedstawilas!
Lezalas wlasnie na lozku i czytalas kryminal, gdy uslyszalas pukanie do drzwi.
- Prosze!
Do pokoju weszla Twoja mama. Miala niezadowolona mine.
- Harry przyszedl.
- Zartujesz.
- Nie, chociaz uwierz mi, ze bym chciala - westchnela. - Zamierzasz do niego zejsc?
- Nie.
- Tak myslalam. Ale wiesz, ze w sobote i tak bedziesz go musiala zobaczyc, bo idziemy na przyjecie urzadzane przez jego matke?
- A moglabym...
- Wykluczone.
- Ale...
- Wiem, ze nie cierpisz tego chlopca, ale na przyjecie idziesz. Masz juz sukienke, a poza tym czyzbys zapomniala co jego matka dla nas zrobila?
- Nie mamo. Przepraszam - poczulas wyrzuty sumienia i lzy w oczach. - Bede jej wdzieczna do konca zycia, ale on...
- Nie mow tego.
- Dobrze pojde. Ale nie licz na to, ze bede dla niego mila. Dla mnie jest nikim.