piątek, 18 lipca 2014

Imagine 46 Louis Part VIII

WIEŚNIACKIE POZDROWIENIA DLA DARCZI ;***

                Zacisnąłem powieki kiedy tylko poczułem, że wybudzam się z głębokiego snu, żeby przedłużyć jeszcze tą chwilę. Przewróciłem się na drugi bok i zdałem sobie sprawę z tego, że moja głowa spoczywa na czyimś nagim ramieniu. Otworzyłem gwałtownie oczy i poczułem jakby całe powietrze z pokoju wtłoczyło się w moje płuca. Moje serce zaczęło walić jak szalone. To się naprawdę stało. To nie był sen. Kochałem się z nią. Co ja zrobiłem. Nic nie będzie już takie jak dawniej. Nie będę potrafił na nią patrzeć bez wspomnienia pragnienia i zaufania do mnie w jej oczach. A ona nie traktowała tego w ten sposób. Chciała to przeżyć przed operacją. To wszystko. Byłem najlepszym kandydatem, bo wiedziała, że zależy mi na niej i mi ufa. Przetarłem twarz dłońmi i odsunąłem się delikatnie, starają się jej nie obudzić. Nie miałem jej tego za złe. Naprawdę. W pewnym sensie ją rozumiałem. I na pewno tego nie żałowałem. Nie potrafiłbym żałować czegoś tak pięknego. To nie było ślepe pożądanie bez odrobiny uczucia, zwykły seks dla rozrywki i przyjemności. To było coś więcej. Ale nie śmiałem sądzić, że ona tak to odczuwała. Na pewno było to dla niej ważne wydarzenie i cieszyła się, że zrobiła to ze mną. Ale zapewne na tym będzie chciała skończyć. Byliśmy więcej niż przyjaciółmi. Ale nie w ten sposób w jaki chciałem.
                Ostrożnie wyplątałem się z pościeli i wcisnąłem na siebie wczorajsze bokserki. Spojrzałem na nią i westchnąłem lekko. Jej włosy były rozrzucone po poduszkach jak aureola wokół jej głowy. Wyglądała jak mały aniołek, a malutki uśmiech, który czaił się na jej ustach sprawiał, że coś ściskało nie tylko moje serce, ale każdą część mojego ciała. Odgarnąłem kosmyki włosów, które opadły mi na czoło i wyszedłem z pokoju. Byłem tu tylko dwa razy, więc znalezienie kuchni zajęło mi dłuższą chwilę. Zrobiłem sobie mocną kawę, żeby troche się otrzeźwić. Usiadłem na blacie i spokojnie popijałem ciemny napój kiedy usłyszałem w głębi domu jakiś trzask. Natychmiast zeskoczyłem z blatu i pobiegłem odkładając po drodze kubek na pierwszą lepszą szafkę. Czułem jak adrenalina buzuje w całym moim ciele ze strachu, że dziewczyna coś sobie zrobiła. Zdążyłem zawołać ją przynajmniej 3 razy dopóki nie odpowiedziała dzięki czemu wiedziałem gdzie mam jej szukać. Znalazłem ją przy schodach i domyśliłem się, że chciała mnie znaleźć, ale nie zorientowała się, że tu są schody i po prostu na nie wpadła. Odetchnąłem z ulgą kiedy zobaczyłem, że poza kilkoma siniakami i małym zadrapaniem na czole nic jej nie jest. Wziąłem ją szybko na ręce przytulając odruchowo do swojego ciała.
                - Wszystko w porządku? Co tu robiłaś? Dlaczego nie zostałaś w łóżku? - Ostatnie pytanie zadałem niemal z wyrzutem. Dziewczyna przygryzła wargę i odwróciła odruchowo głowę  jakby chciała ukryć przede mną swoje emocje, chociaż to i tak nic nie dało, bo nie wiedziała, że wciąż widzę jej twarz i zawstydzenie na niej wymalowane. Nie było sposobu, żeby mogła ukryć przede mną swoje uczucia, tak sądzę. Wszystko było wypisane w jej rysach.
                - Kiedy się obudziłam i nie mogłam Cię znaleźć pomyślałam, że to wczoraj się nie wydarzyło, a potem dostałam paniki, bo nie wiedziałam gdzie jestem i chciałam Cię znaleźć, ale Ciebie nigdy nie było i… - Urwała, bo jej głos załamał się od płaczu. Przyciągnąłem jej głowę do klatki piersiowej i pocałowałem ją w czoło. Ostrożnie ruszyłem w kierunku kuchni, trzymając jej drobne ciałko owinięte jedynie w prześcieradło. Skarciłem się w myślach, bo nie potrzebnie rano odłożyłem nasze ubrania na komodę i pewnie nie mogła ich znaleźć. Nie przewidziałem tego, że obudzi się tak szybko.
                - Spokojnie, jestem tutaj. Poszedłem tylko napić się kawy - powiedziałem. Było mi głupio, bo przeze mnie mogło jej się stać coś o wiele gorszego niż tylko lekkie poobijanie się. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby z mojej winy coś poważnego jej się stało. Wróciłem do kuchni i posadziłem ją ostrożnie na krześle. Dziewczyna obwinęła się dokładnie białym prześcieradłem. Była cała spięta. Klęknąłem przed nią i chwyciłem jej dłonie w swoje. - Hej, co się dzieje? Czym się tak martwisz?
                - Nie czuje się pewnie, gdy…gdy nie wiem gdzie jestem. - Zacisnęła na chwilę zęby, a później zwilżyła nieco usta koniuszkiem języka. - Czuje się jakbym trwała w nicości, bo nie potrafię sobie wszystkiego wyobrazić, nie wiem gdzie są przeszkody i po prostu… Bardzo rzadko jestem w takiej sytuacji, a to że dopiero się obudziłam jeszcze to pogłębia.
                - Nie bój się, ja tu jestem. Zrobię Ci śniadanie okej? Chcesz naleśniki? - spytałem odgarniając jej miękkie włosy za ucho. Skrzywiła się nieco, bo tego nie lubiła, a ja uśmiechnąłem się lekko.
                - Jasne.
                Spróbowała się lekko uśmiechnąć. Zacisnąłem szczękę najmocniej jak potrafiłem, bo o niczym innym nie marzyłem w tej chwili tak bardzo jak o pochyleniu się i pocałowaniu jej najmocniej jak potrafiłem i zaniesieniu jej z powrotem do łóżka. Ale tego nie było w naszej ‘umowie’. To słowo brzmiało tak zimno i bezuczuciowo. Jakby to był interes. Seks za operację. Miałem ochotę roześmiać się ponuro. W pewnym sensie tak było. Nie wiedziałem całkowicie co siedziało w jej głowie. Możliwe, że ona tak to traktowała, Zgodziła się na operacje pod warunkiem, że się z nią prześpię. Boże jestem okropny. Jak mogłem w ogóle tak o niej pomyśleć. O tej delikatnej istotce, którą wczoraj przez całą noc trzymałem w swoich ramionach. Ona nie była taka. Zgodziła się na operację zanim mnie o to poprosiła. To nie miało związku. Muszę to sobie wbić do głowy.
                Wstałem i ruszyłem w kierunku lodówki. Wyciągnąłem z niej wszystko co potrzebne i dołożyłem do tego rzeczy z szafek. Zacząłem robić ciasto na naleśniki, a moje ręce drżały przy każdym ruchu przez ciszę, która między nami panowała. Co jakiś czas odwracałem się, żeby sprawdzić czy dziewczyna dalej tam jest. Byłem bliski paranoi, bo miałem wrażenie, że za którymś razem kiedy się obrócę jej tam nie będzie. Smażyłem w milczeniu naleśniki, ale dwa pierwsze mi nie wyszły, bo byłem zbyt roztargniony przy obracaniu ich na drugą stronę i po prostu rozpadały się przy tej czynności. Dopiero za trzecim razem wyszło z tego coś sensownego. Wyjąłem z lodówki jakąś konfiturę i bitą śmietanę. Bawiłem się chwilę w dekorowanie, chociaż wiedziałem, że to nie ma sensu. Nie mogła tego zobaczyć. Czułem, że to działa na mnie coraz gorzej. To jest coraz trudniejsze. To że nie widziała i bałem się o nią w każdej sekundzie, że coś sobie zrobi, przewróci się jak przed chwilą albo coś gorszego, to że nigdy nie zobaczy tego co jest dookoła niej i nie mogę się z nią dzielić tymi wrażeniami. Nie mogę sprawić jej radości głupimi naleśnikami. Położyłem talerze z jedzeniem na stole i stałem jeszcze przez chwilę z twarzą ukrytą w dłoniach.
                - Nie usiądziesz? - spytała dziewczyna. Ocknąłem się i natychmiast z miejsca usiadłem na krześle.
                - Smacznego - powiedziałem starając się, żeby mój głos zabrzmiał w miarę wesoło. Bo mój nastrój znacznie się różnił od tego jaki próbowałem udawać. Po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że będzie jej trudno zjeść coś tak przyrządzonego, więc zacząłem to wszystko układać widelcem tak, żeby nie miała z tym problemu, zwinąłem naleśnika w rulonik, a bitą śmietanę przełożyłem na bok. Podałem jej sztućce i nakierowałem ją. Już po chwili dziewczyna jadła wszystko bez problemu, a ja po raz kolejny spojrzałem na nią z podziwem. Pomagała sobie co jakiś czas ręką, ale poza tym jej sposób jedzenia nie różnił się w żaden sposób od normalnego.
                - Czemu nie jesz? - spytała nagle. Była trochę nerwowa i zastanawiałem się czy to przez ciszę czy po prostu doszło do niej co wczoraj zrobiliśmy. Milczenie między nami się przeciągało, a ja dalej nie wiedziałem co odpowiedzieć. Sam nie wiedziałem co właściwie się ze mną dzieje. Dlatego po prostu sięgnąłem po sztućce i włożyłem pierwszy kęs naleśników do ust. Były pyszne, ale nawet w małej części nie poprawiły mojego humoru. - Louis!
                - Co?! - warknąłem, a dziewczyna odsunęła się odruchowo z lekko przestraszoną miną. – Przepraszam - burknąłem.
                - Dlaczego taki jesteś? - spytała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Poczułem się jak ostatnia świnia i pragnąłem cofnąć ostatnie kilka minut. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale ona kontynuowała. - Jeśli żałujesz to po prostu powiedz! Jak zmieniłeś zdanie po tym wszystkim i nie zależy Ci na mnie na tyle, żeby zostać ze mną do operacji to trudno! Jakoś przeżyję mimo że będzie mnie to cholernie bolało, ale powiedz coś przynajmniej! - zakończyła krzycząc tak głośno, że jej głos ochrypł i załamał się przy ostatnim słowie. Po jej policzkach potoczyły się łzy, a kolor oczu zrobił się intensywniejszy. Ukryła twarz w dłoniach, a ja natychmiast odsunąłem swoje krzesło i chwyciłem ją tak, że usiadła na moich kolanach, a jej nogi zwisały po obu stronach moich bioder.
                - Zależy mi. - Oparłem swoje czoło o jej czoło i zamknąłem oczy. Oplotłem ręce wokół jej pleców i westchnąłem. - Po prostu boje się, że zależy mi tak bardzo, że mnie to zabija od środka. Jesteś dla mnie wszystkim. Wszystkim. 

_______________________________________________________________

Kochani, a więc wstawiam ostatni post przed obozem, bo wyjeżdżam za jakieś 11 godzin... Ugh, wciąż to do mnie nie dochodzi i zaczynam się troszkę bać xd Dziękuje za Wasze kochane komentarze, ciesze się, że niektórzy z Was piszą takie długie, bo to sprawia, że czuje jacy mi jesteście bliscy jakbym z Wami rozmawiała tylko, że nie mam szansy, żeby powiedzieć jak ważny dla mnie jest każdy z Was... Nawet Ty, droga osobo która potraktowała mnie trochę niemile pod postem o 200 tysiącach wyświetleń, ja się bardzo staram, ale chyba nikt nie zauważył, że te ostatnie imaginy mają jakieś 500-1000 słów więcej niż zwykle (poza tym bo pisałam go na szybko), a od początku wakacji wyspałam się tylko kilka razy, bo zarywam dla Was noce, przykro mi że twierdzisz, że się ode mnie oddalasz, ale nie rozumiem jednego, chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że właśnie tak funkcjonuje mój blog, prowadzę go sama, wiec posty nie pojawiają się tak często, a partowce to coś w czym czuje się najlepiej i właśnie ich piszę najwięcej. Jak coś nie pasuję to polecam maść na ból dupki i 438274587584 innych blogów z imaginami ;))))
A wracając do czytelników, któzy doceniają moją pracę, to będę za Wami tęsknić i wracam około 30-31 zależy jak autokar dojedzie i ciągu dwóch dni od powrotu coś pojawi się na blogach ;) KOCHAM WAS, BUZIAKI ;***

wtorek, 15 lipca 2014

200 000 views!





Nie wiem co jest bardziej przejmujące... To że licznik osiągnął 200 000 WYŚWIETLEŃ (jfbdfdbfjdbskfbkd) czy to że zdobył kolejne 100 tysięcy wyświetleń zaledwie w 3,5 miesiąca! Kochani! Jesteście tak niesamowici, to jest niemożliwe.... Nigdy nawet nie marzyłam o tym, że ten blog tyle osiągnie... W pierwszy miesiąc było około 100 wyświetleń... Teraz do godziny 9 jest na ogół więcej! Rozumiecie? W kilka godzin blog osiąga to co kiedyś osiągał w miesiąc... Popłacze się zaraz... Ten blog to jest jedyna rzecz w moim życiu, która mi się udała tak całkowicie... Nie wiem jak mogłam żyć zanim Wasze komentarze nie poprawiały mi humoru, dodawały siły i wywoływały uśmiech na twarzy... Kiedy miałam gorsze momenty zawsze czytałam Wasze słowa i od razu wszystko stawało się piękniejsze... To się wydaje niemożliwe, ale nigdy nie dostałam negatywnego komentarza, tego przysłowiowego kopa w dupę, więc wciąż czekam na ten pierwszy krytyczny komentarz chociaż jednocześnie mam nadzieje, że on nigdy nie nadejdzie... Czasami nawet śmie marzyć, że uda mi się związać przyszłość z pisaniem, a to wszystko dzięki Wam pyszczki, jesteście całym moim światem i dziękuje Wam za wszystko!!!


A tutaj komentarz, który bardzo mi się spodobał i jest wśród moich ulubionych, szczególnie słowa, że ktoś jest ze mnie dumny :')))


KOOOOOCHAM WAS <3333




niedziela, 13 lipca 2014

Imagine 46 Louis Part VII (+18)


                - Chce się z tobą kochać.
                Czułem jakby moje stopy wrosły w ziemię, a serce zamarło. Miałem wrażenie, że cały świat się zatrzymał. Jakby to wszystko było fikcją. Patrzyłem prosto w jej oczy, nie potrafiąc nawet oddychać. Całe moje ciało zdawało się napiąć wewnętrznie, każda nawet najmniejsza cząstka drżeć. Zgodziła się. Zgodziła się na operację. I chciała…chciała… Byłem jak sparaliżowany, bo nie potrafiłbym jej odmówić. Nie byłem wystarczająco silny. Po jej słowach każda komórka tworząca moje ciało wręcz wyrywała się do niej. Miałem ochotę objąć ją, przyciągnąć tak blisko jak tylko się da, położyć ją na łóżku i całować każdy centymetr jej miękkiej skóry. I to pragnienie było tak silne, że sam przeraziłem się intensywnością swojej reakcji na jej słowa. W końcu wypuściłem z siebie powietrze z głuchym świstem. Jej policzki zdawały się z każdą sekundą stawać coraz różowsze, a jej płytki oddech tylko działał na mnie jeszcze mocniej. Pochyliłem się lekko w stronę jej prawego ucha. Otoczył mnie zapach jej subtelnych perfum. Nie mógłbym nie zauważyć, że zaczęła ich używać dopiero kiedy zacząłem tutaj przyjeżdżać. W tej chwili drażniły moje zmysły, pobudzały do czegoś czego zapewne później bym żałował. Jej oddech przyspieszył kiedy przez przypadek musnąłem nosem skórę na jej szyi. Zamknąłem oczy. Nie mogłem. Nie miałem prawa. Zniszczylibyśmy tą delikatną przyjaźń, którą udało się nam stworzyć i oboje byśmy tego żałowali. Trudno było mi jednak odmówić kiedy była tak blisko mnie, a ja uświadomiłem sobie, że jest aktualnie jedyną rzeczą w moim życiu, której straty bym nie przeżył. Nie byłą to kariera, pieniądze, fani, sława, ‘przyjaciele’ których zyskałem podczas krótkich lat popularności. To ona. Ta mała istotka, która chciała się ze mną kochać, nieświadoma tego jak bardzo mogłoby ją skrzywdzić życie z kimś takim jak ja.
                - Dlaczego ze mną? - szepnąłem. - Znasz mnie zaledwie dwa miesiące, a ja nie jestem nikim wyjątkowym… Czemu chcesz to zrobić właśnie ze mną? - spytałem, a w moim głosie dało się wyczuć nutkę desperacji. Chciałem, żeby zmieniła zdanie równie mocno jak tego, żeby pozwoliła mi się teraz pocałować. To jakby dwie osobne, oddzielone od siebie części mojego umysłu toczyły ze sobą wojnę. A wewnątrz sam nie wiedziałem, którą stronę powinienem obrać.
                - Nie chcesz mnie? - wydukała, a ja poczułem ucisk w sercu, który sprawił mi ból. Poczułem jak jej palce puszczają powoli materiał mojej koszulki, a ja odruchowo przeniosłem swoje ręce z ramy drzwi na jej dłonie i stanąłem pewniej, żeby odzyskać równowagę, którą wcześniej straciłem.
                - Kochanie błagam… - Oparłem swoje czoło o jej i starałem się przywrócić normalny rytm swojemu sercu. Bezskutecznie. - Oczywiście, że Cie chce. Po prostu nie uważam, że jestem właściwą osobą… Najważniejsze, że się zgodziłaś na operację. Nie mam pojęcia dlaczego w końcu to zrobiłaś, ale to jest dla mnie priorytet. Nie chcę, żebyś później czegoś żałowała.
                - Dlaczego miałabym czegoś żałować? Jesteś kimś kogo brakowało w moim życiu. Nie wiedziałam, że czegoś w nim nie ma dopóki nie poznałam Ciebie. Myliłam się. Nie wszyscy ludzie są tacy sami. Tylko Ty wróciłbyś do mnie po tym jak uciekłeś kiedy przestraszyłeś się, że jestem niewidoma. Tylko Ty traktujesz mnie jak normalnego człowieka, mimo że wiem, że jesteś przewrażliwiony i cały czas boisz się, że coś mi się stanie, że się potknę i spadnę ze schodów albo źle wyliczę kroki. Nie muszę widzieć, żeby czuć na sobie Twój wzrok. Nie mam pewności, że wciąż będę niewidoma kiedy przejdę operację. Więc chce przeżyć to będąc wciąż w stu procentach sobą. A sobą jestem kiedy wokół mnie jest ciemność i słyszę obok Twój głos. Możesz zrobić z tą wiedzą co chcesz. Chciałam, aby mój pierwszy raz był idealny. A idealny byłby tylko z Tobą. - Przy ostatnich słowach jej głos zadrżał pokazując mi jak wiele odwagi wymagało od niej wypowiedzenie tych słów. Zacisnąłem powieki jeszcze bardziej. Jej słowa uderzyły w miejsca w moim umyśle, o których istnieniu nie miałem pojęcia. Czułem, że jestem niedojrzały, niewystarczająco dobry i nie zasługuje na to, żeby oddała mi coś co można oddać tylko raz.
                - Dlaczego zgodziłaś się na operację? - powiedziałem. Zastanawiałem się czy miałem jakieś szanse. Ale nie wątpiłem w to, że tak nie było. Byłem stracony. Już do niej należałem.
                - Dla Ciebie. Żebyś mnie nie stracił. Może nie znaczę dla Ciebie tyle co Ty dla mnie, ale ja dla Ciebie jestem w  stanie zrobić wszystko. Wszystko, żeby Cię nie stracić. I przedłużyć czas, który dane mi będzie z Tobą spędzić.
                - Głuptasie - wymsknęło mi się po czym przyciągnąłem ją do siebie i wtuliłem twarz w jej pachnące owocowym szamponem włosy. - Ty jesteś dla mnie całym światem. Ty jesteś moim światem.
***

                - Nie bój się - szepnąłem. Trzymałem jej rękę podczas, gdy drugą prowadziłem samochód. Czułem, że drży. Była taka odkąd podjechałem pod Ośrodek i zaprowadziłem ją do samochodu. I tym razem nie było to dlatego, że bała się wyjść ze swojego bezpiecznego otoczenia, gdzie zna każdy kąt i położenie najmniejszego przedmiotu w swoim pokoju.
                - Nie boje się - powiedziała niepewnie. Jakby chciała przekonać przy okazji samą siebie.
                - Nie musisz tego robić. Możesz się wycofać - odparłem chociaż wiedziałem, że była zbyt uparta by to zrobić, a ja zbyt podekscytowany by taką odmowę przyjąć. Pozwoliłbym oczywiście jej zrezygnować, ale sam przeżyłbym to gorzej niż byłbym w stanie się przyznać. Moja skóra zdawała się wibrować, oczekiwać jej dotyku i ciepła. Chciałem, żeby było wyjątkowo. Dlatego kazałem jej zaczekać. To powinno być wydarzenie, które zapamięta do końca życia. Nie coś co robi się na skrzypiącym, starym łóżku w jej malutkim pokoju. Dlatego zaplanowałem zawieść ją gdzieś gdzie to przeżycie stanie się najpiękniejszym wydarzeniem w jej życiu. A sama myśl, że będę w tym uczestniczyć dodawała mi pewnej dumy.
                - Nie wycofam się Louis. To jest to czego pragnę najbardziej - powiedziała w końcu, a w jej głosie tym razem nie było słychać śladu zawahania. Spojrzałem na nią przez sekundę zanim mój wzrok powrócił  na drogę. Trochę nie wierzyłem, że to dzieje się naprawdę. Czy po tym coś się zmieni? Czy będę potrafił wrócić do bycia tylko jej przyjacielem? Nikim więcej. Tylko przyjazną jej duszą. Zacisnąłem dłonie i poczułem jak (t.i.) odwzajemnia ucisk. Wziąłem głęboki wdech. Wszystko jakoś się ułoży. Musi.
                Dojechaliśmy na miejsce w niecałą godzinę. Czułem, że z każdą upływającą sekundą robie się coraz bardziej nerwowy. Wysiadłem i okrążyłem samochód, żeby otworzyć dziewczynie drzwi. Podałem jej dłoń kiedy w końcu uporała się z pasem. Pomogłem jej wysiąść i poczułem jak zadrżała pod wpływem chłodnego, nocnego powietrza. Wyobraziłem sobie jej reakcję, gdyby mogła zobaczyć to co było dookoła nas. Przyjaciel ‘pożyczył’ mi swoją willę na obrzeżach miasta na odludziu, gdzie gwiazdy były tak jasne, że widok zapierał dech w piersiach. Niebo było całkowicie czarne, a w powietrzu unosił się zapach roślinności niesiony przez delikatny wietrzyk. Zdjąłem swoją kurtkę i założyłem ją na jej ramiona. Czułem, że ten gest nieco ją uspokoił.
                - Louis? - szepnęła cichutko przez co ledwo ją usłyszałem. Zgiąłem kolana, żeby być na jej poziomie i lepiej ją słyszeć. - Będziesz moimi oczami? - spytała. W pierwszej chwili nie zrozumiałem co ma na myśli. Dopiero po chwili zorientowałem się o co jej chodzi. Wyprostowałem się i objąłem ją w talii, a dłoń, która znajdowała się bliżej mnie, uniosłem do góry i przyłożyłem do swoich ust, żeby złożyć na niej delikatny pocałunek.
                - Jeśli tego pragniesz - powiedziałem cicho. Nie chciałem psuć atmosfery. Wszystko było tak magiczne i nierealistyczne, że wciąż nie mogłem uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Czułem się pierwszy raz od dawna…onieśmielony.
                Prowadziłem ją przez ogród, opisując jej kwiaty, które widziałem omijając temat ich kolorów, bo nie wiedziałem jak miałbym jej wytłumaczyć jak wygląda kolor różowy skoro nigdy go nie widziała. Pozwalałem jej przystanąć na dłużej i dotknąć ich płatków, poczuć ich delikatny zapach wiedząc, że potrzebuje jak najwięcej czasu, żeby przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Kiedy przeprowadzałem ją przez drewniany mostek, pod którym płynął sztuczny strumyczek dziewczyna nagle się zatrzymała.
                - Czy to woda? Słyszę jakiś szum… - Obróciła się w moją stronę, a jej wzrok utkwiony był gdzieś na poziomie mojej klatki piersiowej. Księżyc dokładnie oświetlał jej twarz sprawiając, że wydała mi się jeszcze bardziej nierealna i nie mogłem pozbyć się wrażenia, że za chwilę zniknie jeśli tylko zamknę oczy.
                - Pod nami jest  strumyk, a to co słyszysz to malutki wodospad. - Podniosłem jej brodę do góry jednym palcem i wtedy poczułem, że to ta chwila. Ta na którą tyle czekałem. - Chciałbym, żebyś mogła zobaczyć jak tu pięknie.
                - Widzę Louis. - Odnalazła dłonią mój szorstki od zarostu policzek. - Ty jesteś moimi oczami.
                Pochyliłem się ostrożnie i ująłem jej twarz w swoje dłonie. Przygryzła wargę wiedząc co się teraz stanie. Pogłaskałem ją po policzku, patrząc na nią jak na skarb, którego człowiek nie spodziewał się otrzymać.
                - Nie bój się - szepnąłem.
                Wypuściła swoją wargę spomiędzy zębów i zamknęła oczy kiedy moje usta delikatnie musnęły jej. To był odruch, bo nieważne, że nie robiło jej różnicy czy miała je otwarte czy zamknięte. Uczucie, które niosło ze sobą połączenie naszych ust to sprawiało. To była reakcja, która dosięgnęła także mnie, chwilę po niej. Dziewczyna nieśmiało wplotła palce w moje włosy, bawiąc się ich przydługimi końcami. Stanęła na palcach i pozwoliła mi pogłębić pocałunek chociaż zrobiła to bardzo niepewnie. Musiałem być tez pierwszym, z którym się całowała i ta myśl ponownie napełniła mnie dumą. Chciałem, żeby to działo się powoli, ale kiedy przygryzła moją wargę z moich ust wydostał się niekontrolowany jęk. Wziąłem ją na ręce nie odrywając ust od jej miękkich warg. Przeszedłem ostatnie metry, które dzieliły nas od przeszklonych drzwi prowadzących do środka wielkiej willi. Postawiłem ją na ziemi i wstukałem kod, który pozwolił mi je otworzyć. W środku automatycznie zapaliło się światło kiedy wprowadziłem nas do środka. Kucnąłem i rozwiązałem jej buty i pomogłem się ich pozbyć. Sam zsunąłem swoje w kilka sekund. Chwyciłem ją za rękę i poprowadziłem powoli, żeby zapoznała się z zapachem domu i miękkością beżowego dywanu, po którym stąpaliśmy. Jej policzki były słodko zaróżowione, a wargi nieco opuchnięte po naszym niespodziewanym pocałunku. O niczym tak bardzo nie marzyłem jak o ponownym połączeniu naszych ust, ale wiedziałem, że potrzebuje czasu. To ja byłem tak nienasycony i spragniony jej do bólu. Kiedy znaleźliśmy się w sypialni poczułem, że wszystko we mnie wrze. Pragnąłem jej i chciałem, żeby było idealnie. Ona na to zasługiwała. Zbliżyłem się do niej powoli i zobaczyłem, że przełyka ślinę. Zapomniałem, że ma wyczulony słuch i wiedziała, że się zbliżam. Delikatnie przejechałem palcem po odkrytej skórze jej ramienia. Zadrżała nawet pod wpływem tej niewinnej pieszczoty. Obróciłem ją tyłem od siebie bardzo powolnym ruchem i zbliżyłem usta do jej szyi. Zacząłem składać w tym miejscu delikatne pocałunki na jej skórze i usłyszałem jak wzdycha. Oparła się całym ciałem o mnie, a ja przygryzłem miękką skórę pokrywającą jej szyję. Z jej ust wydobył się zaskoczony jęk, a chwilę później jej ust składały gorące pocałunki na moich własnych. Podniosłem ją, a  ona odruchowo oplotła nogi wokół moich bioder. Poznawałem wnętrze jej ust z dokładnością, która wydobywała z gardła dziewczyny coraz intensywniejsze jęki. Zacząłem się cofać dopóki nie na trafiłem wewnętrzną częścią kolan na łóżko, a wtedy położyłem się na nim. Zobaczyłem zarysy twarzy (t.i.) która wydawała się być zawstydzona nową pozycją, bo siedziała mi teraz na biodrach. Jednym ruchem obróciłem nas tak, że teraz to ja byłem na górze. Wiedziałem, że poczuła twardość, która napinała moje spodnie, bo wciągnęła gwałtownie powietrze i poczułem dreszcz, który ją przeszedł.
                - Wszystko w porządku? - spytałem ochrypłym głosem.
                - T-tak - wydukała, a chwilę po tym przygryzła wargę, bo poruszyłem się lekko przez co mogła to poczuć jeszcze lepiej.
                - Na pewno? - spytałem dla pewności.
                Dziewczyna przyciągnęła mnie do pocałunku, który oddałem z zaangażowaniem. Po minucie poczułem jak jej dłonie nieśmiało sięgają pod moją koszulkę, żeby dotknąć napiętych mieści na moim brzuchu i piersi. Odsunąłem się na chwilę i ściągnąłem koszulkę, żeby ułatwić jej dostęp. Badała moje ciało powolnymi ruchami. Kiedy musnęła wrażliwą część mojej piersi nie wytrzymałem i bardzo delikatnie wsunąłem palce pod jej bluzkę. Wciągnęła nieco gwałtowniej powietrze, ale nic zaprotestowała. Zataczałem małe kółka na jej skórze tak długo aż nie wytrzymała i sama pozbyła się koszulki. Szeroki uśmieszek pojawił się na moich ustach jednak za chwilę poczułem nieznośny ucisk w lędźwiach kiedy zobaczyłem jej piersi w prostym, czarnym staniku. Całowałem jej skórę w każdym dostępnym miejscu. Widziałem jak bardzo powoli wybywa się wrodzonego wstydu i odruchu zasłaniania ciała rękami. Zupełnie niepotrzebnie. Miała piękne ciało. Nie musiała być idealna jakby zeszła z okładki bez grama tłuszczu na ciele. Wystarczy, że była idealna dla mnie. Pozwoliła mi zsunąć z siebie spodnie chwile po tym jak wstałem i sam to zrobiłem. Teraz oboje byliśmy tylko w bieliźnie. Nigdy się tak nie czułem. To nie był mój pierwszy raz. Ale nigdy nie robiłem tego z kimś kogo…kogo kocham. To przyszło tak nagle, że zanim zdałem sobie sprawę z tego co się dzieje, jej stanik wylądował na ziemi razem z resztą naszych ubrań. Wziąłem w dłonie jej piersi patrząc z nieukrywaną radością jaką przyjemność jen sprawiam. Pocałowałem ją lekko i chwyciłem jej dłoń. Zjechałem nią w dół i położyłem na twardości, która boleśnie opinała moją bieliznę. Jej oddech momentalnie się urwał, a ja poczułem jak kropelki potu występują mi na czoło kiedy go dotknęła.
                - Jesteś pewna? - spytałem jeszcze raz. Zagryzłem wargę tak mocno jakbym chciał ją przegryźć kiedy delikatnie przesunęła palcami przez całą jego długość. Powstrzymywałem jęk, ale nie wiedziałem czy wytrzymam długo.
                - Jestem - powiedziała pełnym emocji głosem.
                - Zdejmij - szepnąłem przenosząc obie jej ręce na krawędź moich bokserek.
                Czułem jak jej ręce trzęsą się odrobinę, kiedy zsuwała ze mnie bokserki do momentu kiedy dosięgała, a później sam zsunąłem je do końca i pozwoliłem im dołączyć do reszty ubrań. Nie spodziewałem się tego i pewnie dlatego nie powstrzymałem jęku, który wydobył się z moich ust kiedy dotknęła go nieśmiało. Zaczęła poruszać swoją ręką w dół i górę, a ja wtuliłem twarz w zagłębienie między jej szyją a barkiem nie potrafiąc wykrztusić czegokolwiek co brzmiałoby sensowniej niż jej imię.
                - Czekaj - wydukałem w końcu i zatrzymałem jej dłoń.
                - Robię coś nie tak? - spytała niepewnie.
                - O nie, robisz to za dobrze… Po prostu to nie ja jestem tu najważniejszy kochanie - wyszeptałem.
                Opuściła dłonie wzdłuż ciała, a ja pocałowałem ją krótko i głęboko. Wsunąłem ostrożnie dłoń pod ostatni dzielący nas materiał, a ona wydała z siebie krótki protestujący okrzyk. Ponownie złączyłem nasze usta, żeby się uspokoiła i delikatnie przejechałem palcem po jej kobiecości. Zadrżała, ale przestała protestować, więc zacząłem ją delikatnie pieścić. Szeptałem uspokajające słowa i to jaka jest piękna i ile dla mnie znaczy, widząc jak jej twarz wykrzywia niespodziewana przyjemność. Widziałem i czułem, że jest blisko. Czułem, że pot na moim czole zlepia kosmyki moich włosów, a mój oddech jest o wiele szybszy niż powinien. Doszła gwałtownie wykrzykując moje imię, a ja zamarłem i pocałowałem ją czule. Moje kochanie. Moje maleństwo. Moje wszystko. Dałem jej odpocząć i spytałem ostatni raz czy jest pewna. Ale widziałem potrzebę w jej oczach i jej odpowiedź była oczywista. Chyba umarłbym, gdyby chciała teraz przerwać. Zsunąłem majtki z jej nóg i sięgnąłem na szafkę po małe opakowanie. Otworzyłem je i wsunąłem zabezpieczenie na całą swoją długość. Ustawiłem się przy jej wejściu, wiedząc że za chwilę zadam jej ból i sobie tego nie wybaczę.
                - Jest w porządku Luis, naprawdę. Chce tego - szepnęła biorąc moją twarz w swoje dłonie. Złączyłem je ze swoimi i położyłem na łóżku.
                - To zaboli tylko troszkę, obiecuje.
                Zacisnęła powieki, a ja powoli w nią wszedłem zaciskając zęby na przyjemność, którą poczułem i grymas bólu na jej twarzy. Łzy spłynęły na jej policzkach, a ja wziąłem sobie za punkt honoru, żeby jej to wynagrodzić. Zacząłem się poruszać, na początku powoli, ale kiedy usłyszałem pierwszy jęk spowodowany przyjemnością, który wydobył się z jej ust i był, przyspieszyłem. Idealnie wpasowała się w rytm i po chwili całą sypialnie wypełniły odgłosy naszej miłości. Bo tym to właśnie było. W tym samym momencie wspięliśmy się na wyżyny, a przed moimi oczami rozbłysło milion gwiazd i ostatkami siło powstrzymałem się przed powiedzeniem, że ją kocham. W tej chwili nie byłbym zdolny wypuścić jej z ramion. Była moja.

_____________________________________________________________

Ja wiem. Louis. Czujecie to samo co ja prawda? Boże mam totalny fangirling przez coś co sama napisałam. I jak ja mam zyć po napisaniu czegoś takiego? No KUŹWA DAJCIE MI TAKIEGO LOUISA dfnjfnjnrfgnjfgbfrb
Mam nadzieje, że mi się udało to napisać tak jak chciałam i się Wam podoba :))


wtorek, 8 lipca 2014

Imagine 46 Louis Part VI

                Dziewczyna miażdżyła moją dłoń w żelaznym uścisku i często zapominała o oddychaniu. Nie sądziłem, że będę musiał kiedykolwiek kogoś upominać, że za długo wstrzymuje powietrze. Zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? Przestałem już mówić do niej uspokajające formułki, bo zdążyłem już zauważyć, że to nic nie daje i nie było sensu tego ciągnąć. Równie dobrze mogłem milczeć, bo i tak nic z tego co do niej mówiłem do niej nie docierało. Nie miałem pojęcia co siedzi  jej głowie, czego tak bardzo się boi. Była spokojna kiedy wychodziliśmy z Ośrodka, ale w momencie kiedy wsiadła do samochodu, nagle zbladła i zrobiła się nerwowa. Kiedy byliśmy już na miejscu, złapała się mojego ramienia tak jakbym był jej kołem ratunkowym, a ją pochłaniało rozwścieczone morze. Teraz siedzieliśmy w poczekalni, a jako, że była to prywatna klinika przed nami była tylko jedna osoba. Patrzyłem na nią zmartwiony. Zgodziła się tylko na to, żeby zrobić badania, ale powiedziała, że niezależnie od wyników nie zgodzi się zrobić operacji. Liczyłem na to, że jednak uda mi się ją jakoś przekonać po badaniach. Była uparta, ale… Musiałem ją złamać. Nie mógłbym odpuścić. Nie teraz kiedy całe moje życie kręciło się nie wokół koncertów i wywiadów, a małego Ośrodka dla Osób Niepełnosprawnych. Wokół ludzi, którzy okazali się inni niż ludzie myśleli. I wokół niej. Nie mówiłem, że byłem zakochany… Miałem po prostu pewien rodzaj obsesji na jej punkcie. Uzależniłem się od długich, a jednak wciąż zbyt krótkich rozmów z nią, jej szczerości i uśmiechu, tego jaka silna była i jak mocno starała się ukryć swoje słabości. Nawet teraz. Widziałem w jej oczach, że była czymś przerażona, ale nie zamierzała protestować i prosić mnie o powrót. Może jestem świnią, ale wykorzystałem to. Jeśli bym jej uległ kazałaby odwieść się z powrotem do Ośrodka. A ja nie będę spokojny dopóki ona nie będzie zbadana. A najlepiej zdrowa.
                Westchnąłem i przyciągnąłem do siebie dziewczynę. Była zaskoczona, ale uspokoiła się kiedy nieco niezdarnie objąłem ją ramionami i przytuliłem. Położyłem brodę na czubku jej głowy i oddychałem spokojnie. A przynajmniej starałem się to robić, bo wiedząc jak blisko była mojego serca i jak dobrze mogła je usłyszeć, czułem się obnażony. Gdyby przyspieszyło mogłaby zorientować się jak działa na mnie jej bliskość. A nie chciałem jej do niczego zmuszać. Pewnie traktowała mnie jak tymczasowy dodatek do życia. Nie chciałem się narzucać. Mimo że mniej szlachetna część mojego umysłu przedstawiała mi zupełnie inne scenariusze. Wydaje mi się, że trochę się uspokoiła, bo jej oddech się unormował i pozwoliła się lekko kołysać.
                - Dlaczego tak bardzo się boisz? - spytałem cicho pochylając się tak, żeby ustami być przy jej uchu. Poczułem jak zadrżała.
                - Nie boje się - powiedziała dumnie. Chyba pierwszy raz mnie okłamała. Znałem ją zbyt dobrze i wiedziałem, że tak nie brzmiał jej głos kiedy odpowiadała mi na pytanie. Poza tym udzieliła odpowiedzi zbyt szybko.
                - Wiesz, że przede mną nie musisz nic ukrywać. Teraz czuje się winny tego, że Cię tu przyprowadziłem i jeszcze bardziej winny przez to, że nie zamierzam pozwolić Ci się wycofać. Powiedz mi proszę. Nie będę Cię oceniać, nieważne czy powiesz, że mnie teraz nienawidzisz albo że boisz się badania. Zaufaj mi. - Usłyszałem jej westchnienie. Oparła głowę na mojej piersi i przez chwilę milczała. Odezwała się dopiero wtedy, kiedy myślałem już, że nie odpowie.
                - Nie lubię się przyznawać do swoich słabości kiedy wszyscy wiedzą jaka jest moja największa. Robię wszystko, żeby nie okazywać w jakikolwiek sposób, że to, że nie widzę utrudnia mi życie, ale… Całe życie spędziłam w Ośrodku. Bardzo rzadko wychodzę na zewnątrz. Świat zewnętrzny mnie przeraża. Nie znam tutaj każdego centymetra, ile mam zrobić kroków, jakie czekają na mnie tutaj przeszkody. Panicznie boje się, że puścisz moją rękę i się zgubię. Dla mnie tutaj wokół jest nicość. A nie znam osoby, która potrafiłaby się w niej odnaleźć. - Jej słowa mocno mną poruszyły. T dlatego nie chciała niedawno pójść porozmawiać na jakąś łąkę albo nad wodę. Bo bała się, że ją zostawię i nie będzie potrafiła wrócić. Przeszedł mnie dreszcz, a na moich rękach pokazały się wyraźne ślady gęsiej skórki. Na samą myśl tego, że mogłaby być gdzieś sama, bez żadnego wsparcia i wiedzy jak wrócić do domu ogarniał mnie tak silny instynkt opiekuńczy, że na chwilę wstrzymałem powietrze.
                - Nigdzie się nie wybieram. Może powinnaś mieć taką specjalną biało-czerwoną laskę jak inni…
                - Nie! Nie chcę, żeby każdy po pierwszym spojrzeniu wiedział, że jestem niewidoma. Ludzie wszyscy są tacy sami. Reagują dystansem na takie osoby jak ja, Riker czy reszta. Może i uważam to za śmieszne i niedojrzałe, bo przecież w środku jestem taka sama jak wy i znam swoją wartość, ale… Po prostu wolę się nie wyróżniać - dokończyła nieco buntowniczo. Wiedziałem, że to wyznanie było dla niej trudne. Zawsze grała taką silną, a nagle musiała przede mną odsłonić swoją słabość. Przynajmniej w końcu dowiedziałem się, że jakąś ma. Wcześniej myślałem, że nic nie stanowi dla niej problemu, że wszystkie przeszkody potrafi pokonać sama. Cieszyłem się, że tą pokona razem ze mną.
                - Jestem przy Tobie. - Miałem nadzieję, że te 3 słowa ostatecznie pozwolą jej się uspokoić. W tym momencie drzwi gabinetu się otworzyły i wyszła z nich wysoka blondynka w eleganckim, kremowym płaszczu z dziewczyną wyglądającą jak jej młodsza wersja. Domyśliłem się, że to matka i córka i cieszyłem się, że (t.i.) nie widzi, bo gdyby zobaczyła ich zrozpaczone miny po tym czego najwyraźniej dowiedziały się od lekarza, prawdopodobnie załamałaby się całkowicie i chciałaby stąd uciec. – Wchodzimy. Jesteś gotowa?
                - Nie mam wyboru. Prowadź Louis. I nie puszczaj mnie nawet na chwilę.
***

                3 godziny później po wielu badaniach i oczekiwaniach wpatrywałem się w wyniki jak zamrożony. Wiedziałem. Czułem to, że jest źle. Ale nie, że aż tak! Lekarz nie opieprzył jej za to, że zwróciła się tutaj tak późno tylko dlatego, że zapłaciłem grube pieniądze za wizytę w tej klinice. Ale widziałem w jego oczach, że ratowanie ludzkiego życia jest dla niego najważniejsze, a ludzka ignorancja problemu była tym czego najbardziej nienawidził. W tej chwili czułem to samo co on. Dopiero kiedy przejrzałem jej akta zobaczyłem, że była wzywana kilkakrotnie do szpitala, żeby sprawdzić czy guz się nie rozwinął, czy nie przeistoczy się w nowotwór złośliwy. Za każdym razem nie stawiała się we wskazanym terminie. A na pewno o tym wiedziała. Więc dobrowolnie ignorowała te wezwania. Byłem wściekły. Szkodziła sama sobie. A guz powiększył się o 15% procent od czasu jej ostatniej wizyty 4 lata temu. W takim tempie lekarz powiedział, że bez interwencji może umrzeć nawet za 2 lata. Ręce mi drżały i nie odezwałem się do niej w drodze powrotnej. Nie potrafiłem nawet na nią spojrzeć, wiedząc teraz już na 100% jak kruche jest jej życie. Nic nie mówiła kiedy lekarz przekazał nam złe wiadomości. Jedyną jej reakcją było to, że zacisnąłem za mocno dłoń na jej własnej kiedy dowiedziałem się jak mało zostało jej być może czasu, wzdrygnęła się lekko, a ja zmniejszyłem uścisk, żeby nie połamać jej drobnej dłoni. Byłem po prostu zrozpaczony. I bezsilny. Miałem pieniądze, żeby załatwić jej tą operacje nawet za miesiąc. Ale nie mogłem nic zrobić bez jej zgody i chęci. Utknąłem w martwym punkcie. I nie potrafiłem sobie z tym poradzić.
                Zaprowadziłem ją pod same drzwi jej pokoju, mimo że nie odzywaliśmy się do siebie słowem odkąd wyszliśmy z gabinetu. Puściłem jej dłoń i otworzyłem jej drzwi. Stałem jeszcze przez chwilę i  wziąłem głęboki wdech. Nie byłem gotowy na rozmowę. Jeszcze nie. Odchodziłem już i poczułem, że dziewczyna łapie mnie za koszulkę na brzuchu, bo nie trafiła na rękę. Przyciągnęła mnie z siłą, na którą nie wskazywała jej budowa ciała. Wpadłem na nią zaskoczony i musiałem się przytrzymać framugi, żeby się na nią nie przewrócić. Znalazłem się niebezpiecznie blisko jej, nasze nosy się stykały, a przez to miałem wrażenie, że patrzy mi w oczy, bo pierwszy raz wiedziała gdzie mniej więcej są. I to uczucie było warte wszystkiego, nieważne że było tylko złudzeniem. Uchyliła usta i poczułem jej oddech na swoich wargach co było wystarczającym powodem, żeby całe moje ciało się napięło.
                - C-co? - wydukałem niewyraźnym głosem. Dziewczyna zaczęła nerwowo miętosić moją koszulkę, muskając przypadkowo i tak już napięte mięśnie na moim brzuchu.
                - Nie chcę, żebyś odchodził bez pożegnania - wyjąkała. - Nie chcę niszczyć tego co jest pomiędzy nami. I ja… - Zarumieniła się po same korzonki włosów. - Muszę Ci coś powiedzieć…
                - Tak? - spytałem łamiącym się głosem. Zachowywałem się jakby pierwszy raz w życiu był tak blisko dziewczyny. Cóż, byłem pierwszy raz tak blisko tej jednej konkretnej dziewczyny i to wystarczyło.
                - Zgadzam się na operację, ale… Ale wiem, że mogę odzyskać wzrok i… I chcę… Ja… Chcę to zrobić dopóki byłabym dalej całkowicie sobą, w ciemnościach swojego umysłu, ale nie chcę, żeby to był byle kto, bo… Ja…
                - Co próbujesz mi powiedzieć? - spytałem z sercem bijącym z takim szałem jakby chciało wyskoczyć z piersi.
                - Chce się z Tobą kochać.

_______________________________________________________________

Zacznę od tego, że to nie miało tak być, ale jedna czytelniczka i mi to zaproponowała w komentarzu i... no po prostu zakochałam się w pomyśle, żeby oni dnfjdnfjndj jezuuu znowu się jaram tym co sama napisałam -,- da ktoś numer do dobrej kliniki?
A teraz chciałam Wam powiedzieć, że jestem mega zaskoczona i wewnętrznie roztrzęsiona po tym ile miłych, ciepłych słów od Was usłyszałam po ostatniej notce... Nie spodziewałam się, że tylu z Was się przejmie, a to wiele dla mnie znaczy,  zwłaszcza, że wielu z Was się rozpisywało... Nie chcialam z tego robić wielkiej afery itd., ale nie sądziłam, że Wy się naprawdę tak bardzo zżyliście z tym blogiem, po prostu kocham Was tak mocno i tego bloga i...ech, brak mi słów. Kocham Was.

piątek, 4 lipca 2014

Imagine 46 Louis Part V

Błagam przeczytaj notkę pod rozdziałem i włącz muzykę w odpowiednim momencie słońce.

                Uśmiech sam wypłynął na moje usta kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że dzisiaj znowu ją zobaczę. Podczas ostatnich dwóch miesięcy widziałem ją aż  4 razy. To było nieprawdopodobne zważywszy na nasz napięty plan trasy. Rozmowy z nią sprawiały, że czułem się lepiej. Wiedziałem, że się zmieniam. Nie musiałem już na siłę uśmiechać się przy zdjęciach i spotkaniach z fanami – robiłem to szczerze. Zacząłem znowu doceniać to co mam. Wciąż w środku twierdziłem, że to za dużo, że najmniejsze stadiony czy nawet teatry w zupełności by mi wystarczyły, ale otrzymałem od losu tak dużo, że nie wypadało mi narzekać. Zwłaszcza, że teraz byłem po prostu szczęśliwy. Remont Ośrodku ruszył kilka dni po tym jak wpłaciłem fundusze i dyrekcja znalazła odpowiednią ekipę. Teraz to miejsce zmieniało się za każdym razem jak tu byłem. Drzwi wejściowe były 3 razy szersze i prowadził do nich wjazd zamiast schodów jak kiedyś. Uśmiechnąłem się do siebie. Zrobiłem to bez wiedzy menadżerów, więc nie mogli tego rozgłośnić i czułem dumę, bo to było coś co sam z własnej woli chciałem zrobić, żeby polepszyć tym ludziom życie, a nie zarobić na nich pieniądze. Firanka w oknie poruszyła się i moment później drzwi otworzyły się i ze środka wyleciały bliźniaczki. Dwie słodkie istotki, obie nieco opóźnione w rozwoju. Rzuciły się na mnie z piskiem, opowiadając niestworzone historie, które ‘wydarzyły się’ podczas mojej obecności. Wziąłem obie na ręce, bo razem nie ważyły chyba nawet połowy tego co ja. Wszedłem do środka, a tam powitała mnie z uśmiechem starsza pani, która jak zawsze siedziała za okienkiem. Najpierw odwiedziłem pokój wspólny witając się z wszystkimi.
                - Louis! - Na twarzy Rikera pojawił się wyszczerz, który tylko podkreślał to, że chłopak miał wyrwane z przodu mleczaki. Wyglądał przez to jeszcze pocieszniej niż zwykle. Rozczochrałem mu włosy i pochyliłem się, żeby mógł mnie przytulić. - Czemu tak długo Cię nie było? Bliźniaczki wariowały już, że nie wrócisz! Są nieznośne - dodał, a dziewczynki spojrzały na niego jak na robaka i wróciły do patrzenia na mnie z radością. Czułem się jakbym był dobrym wujkiem ich wszystkich. Albo nawet bratem. Tak bliscy stali mi się przez ostatnie tygodnie, że wiedziałem, że zabolałoby mnie, gdybym musiał rozstać się z nimi na zawsze,
                - Miałem urwanie głowy. Ale codziennie o was wszystkich myślałem. Co sądzicie o wyremontowanych pomieszczeniach? - Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać i wygłaszać swoje opinie na raz. Wybuchłem śmiechem widząc jak bardzo się spierali w tym, kto ma teraz lepszy pokój. - Heeej, spokojnie - wyszczerzyłem się. - A jakieś ‘dziękuje’? - Zaczęli krzyczeć jeszcze głośniej, a ja nie mogłem już wytrzymywać ze śmiechu. Wtedy do środka weszła ona. Natychmiast przestałem się śmiać, bo zabrakło mi powietrza. Wyglądał ślicznie. Dzisiaj jej włosy były w zdecydowanie większym bałaganie niż normalnie, ale i tak była najśliczniejszą dziewczyną jaką widziałem. Bez makijażu i ubrań od projektantów. Po prostu moja słodka (t.i.) z huraganem na głowie i w starym dresie. To jej uśmiech i blask w oczach tworzył to wrażenie. - Cześć - powiedziałem głośno, żeby miała pewność, że mówię do niej. Bliźniaczki poleciały do niej i z łapały ją za ręce i zaczęły prowadzić w moim kierunku. Dziewczyna zaskoczona pisnęła, ale kiedy dziewczynki popchnęły ją na mnie przez co wpadła prosto w moje ramiona, zarumieniła się i nie wyglądała jakby chciała zaprotestować.
                - Hej - mruknęła zawstydzona. Zachichotałem i przytuliłem ja lekko. Rozległy się gwizdy i śmiechy, a ja przewróciłem oczami.
                - Zazdrośni? - Pokazałem im język, a (t.i.) burknęła pod nosem, że zaraz spali się ze wstydu. To wywołało tylko szerszy uśmiech na moich ustach. - Wrócę do was tylko pójdę pogadać z (t.i.) dobrze? - Rozległy się protesty, a ja zrobiłem głupią minę, żeby wszystkim powróciły dobre humory. - Słowo harcerza, obiecuje!
                Chwyciłem dziewczynę w talii, żeby pomóc jej wyjść, bo wiedziałem, że na pewno straciła orientację w terenie kiedy bliźniaczki zaciągnęły ją do środka pokoju wspólnego.
                - Szaleństwo - mruknęła pod nosem. - Są gotowi zrobić dla Ciebie wszystko. Jak to możliwe, że skradłeś ich serca tak szybko? Normalnie są okropnie nieufni. Jaki jest Twój sekret Louis?
                - A więc tak: nieprzeciętny wygląd, wrodzony urok, niepowtarzalny głos, siła przekonywania, skromność, atrakcyjny ty…
                - Dobra już załapałam - zaśmiała się wesoło. Nigdy nie widziałem jej tak szczęśliwej. Gdy ją poznałem była zadowolona z życia, akceptowała je w pełni i czerpała z niego korzyści. Ale nie tak jak teraz. Promieniowała nim na wszystkie strony. Sprawiała, że ja sam byłem jeszcze pozytywniej nastwiony do życia. Jeszcze tylko musiała się zgodzić. Dzisiaj miała mi odpowiedzieć na pytanie, które zadałem jej już dawno temu, ale twierdziła, że potrzebuje dużo czasu, żeby podjąć decyzję. Nie dziwiłem się, ale z natury byłem niecierpliwy. Chciałem w końcu wiedzieć.
                - Właściwie to… Może zamiast pójść do Ciebie jak zawsze, przejdziemy się po okolicy? Znajdziemy jakiś odludne miejsce, żeby nikt nam nie przeszkadzał - zaproponowałem. W jej oczach coś błysnęło. Chyba strach albo podobnie silne uczucie.
                - Ja… Nie wiem… Rzadko wychodzę - powiedziała nerwowo. Chwyciłem jej dłoń w swoją i pogładziłem jej grzbiet swoim kciukiem.
                - Jeśli się boisz to w porządku. Możemy zostać tutaj - odparłem uspokajająco. Wydawało mi się, że lekko odetchnęła, jakby z ulgą. Chciałem wyjść gdzieś z nią na świeże powietrze, może nad jakąś wodę, ale nie zamierzałem jej do niczego zmuszać. To jej decyzja. Dziewczyna przygryzła wargę jakby kłóciła się sama ze sobą. - Hej, spokojnie, możemy iść na strych trochę pograć albo…
                - Dawno nie grałam - mruknęła jakby do siebie. W jej oczach widziałem, że na chwilę odpłynęła. Często jej się to zdarzało. Nie dziwiłem się temu. W środku miała własny świat, którego ja nigdy nie poznam. Kiedy nie słyszała żadnych dźwięków musiała wyłączać się automatycznie z naszej rzeczywistości. Pewnie dlatego lubiła muzykę i nie przeszkadzał jej hałas w pokoju wspólnym. Wtedy trzymała się tutaj na ziemi, z nami.
                - To chodź na górę. - Podprowadziłem ją pod barierkę schodów, żeby wiedziała gdzie jesteśmy. Gdy tylko dotknęła drewnianej poręczy natychmiast wróciło jej opanowanie i spokojnie ruszyła w górę schodów, a później przez korytarz. Lubiłem się przyglądać temu jak się poruszała. Nie tylko dlatego, że podziwiałem to, że nie potrzebowała niczyjej pomocy, chodziło też o to, że robiła to z nieprawdopodobną gracją i swobodą. - Czemu od dawna nie grałaś? Myślałem, że to lubisz.
                - Kocham grać. Ale ostatnio mam na to mniejszą ochotę, bo większość czasu przesiaduje w pokoju wspólnym z resztą. Zżyliśmy się ze sobą ostatnio. Dawno nie było żadnej kłótni. Wprowadzasz w nas wszystkich zmiany Louis. - Drgnąłem na dźwięk swojego imienia w jej ustach. Musiałem się tego oduczyć, bo to nie pomagało w koncentracji. Ani trochę.
                - Może poproszę, żeby przenieśli pianino do pokoju wspólnego? - spytałem, gdy w końcu dotarł do mnie sens jej słów, a nie tylko moje imię. I d i o t a.
                - Nie! Tylko nie to, wolę żeby było na strychu - zaprotestowała szybko. Uniosłem brwi, ale wiedziałem, że dopóki czegoś nie powiem nie będzie znała mojej reakcji. Czasami to było denerwujące. Ja rozumiałem ja bez słów, ale niestety nie działało to w obie strony.
                - Dlaczego? Tak mogłabyś grać i być z wszystkimi jednocześnie. - Pionowa zmarszczka pojawiła się między moimi brwiami. Nie rozumiałem do czego dążyła. W końcu westchnęła i wyczuła ręką klamkę drzwi prowadzących na strych.
                - To nie byłoby to samo. Tamto miejsce nie ma w sobie tyle magii. Poza tym to już zawsze będzie mi się dobrze kojarzyć, tak sądzę. Dlatego wole, żeby pianino zostało tutaj. - Weszła po schodach pierwsza, a ja odruchowo ją asekurowałem chociaż to nie miało sensu. Prędzej ja bym się potknął niż ona. Jej dokładność w stawianiu każdego kroku lekko mnie przerażała, ale także wzbudzała podziw. Jakby na zawołanie walnąłem stopą w schodek i upadłbym na twarzy, gdybym nie wsparł się na stopniu wyżej. Usłyszałem cichy i dźwięczny śmiech dziewczyny przez co lekko się speszyłem. - W porządku? - spytała bez problemu wchodząc na samą górę i przeszła przez strych w odpowiednim momencie omijając dziurę i siadając przy pianinie. Pozwólcie, że powtórzę. I d i o t a.
                - Tak. Tylko się zachwiałem - skłamałem gładko. Jej cichy śmiech świadczył o tym, że mi nie uwierzyła. Nic już nie mówiłem, żeby się nie pogrążać. Usiadłem obok niej i otworzyłem klapę, która ukrywała klawisze. Przetarłem je dłonią, bo były leciutko zakurzone mimo teoretycznej ochrony. Dziewczyna niemal natychmiast zaczęła grać. Bez nut, bez niczego. Utwór pochodził najpewniej prosto z jej  głowy. Dlatego ją podziwiałem. Ona tworzyła swoją muzykę, a ja jak ten debil nie potrafiłem nawet jednocześnie śpiewać i grać. Żenujące. - Podjęłaś już decyzje? - spytałem z napięciem.
                Dziewczyna przerwała grę. Westchnęła i ścisnęła wargi jakby nie chciała odpowiedzieć. Nagle jej palce powróciły na klawisze. Powoli jakby z zastanowieniem nacisnęła na klika z nich i nagle wznowiła grę. Zamarłem. Nie mógłby nie poznać tej melodii. Ścisnęło mnie w gardle. Nie mógłbym jej nie poznać. Przełknąłem ślinę czując jak ogarnia mnie dziwne uczucie. Grała to z taka lekkością. Jakby nie robiła tego pierwszy raz. To znaczyło, że przesłuchała naszą muzykę. I wybrała właśnie w tym momencie tą piosenkę. Mój oddech urywał się kilkakrotnie, kiedy spoglądałem to na jej twarz to na jej zgrabne dłonie. Chciałem znać odpowiedź. Ale nie potrafiłbym jej teraz przerwać. Nie potrafiłbym się odezwać. Oddychać. Nuciłem cicho od czasu do czasu śpiewając poszczególne linijki. Wtedy przymykała oczy. I tylko wtedy kiedy słyszała mój głos jak śpiewam.
                - Proszę… Zgódź się. Pozwól mi Cie uratować - szepnąłem. Dziewczyna zacisnęła oczy. Kilka łez wydostało się na zewnątrz i spłynęło po jej policzkach. Starłem je najdelikatniej jak potrafiłem i wpatrywałem się w nią z uczuciem. Nie może odmówić. Chciałem jej pomóc. Chciałem, żeby żyłą tyle ile powinna, żeby nic ni zabrało jej z tego świata wcześniej niż…niż byłem na to gotowy.
                - Nie chcę. Przepraszam Louis. Nie zgadzam się na operację - powiedziała w końcu. Czułem jakby coś we mnie umarło. - Jeśli mam umrzeć wcześniej przez tego guza to trudno. Takie jest życie.
                - Nie uważasz, że właśnie to życie dokopało Ci już dostatecznie?! Jesteś niewidoma, a Twoi bliscy odwrócili się od Ciebie! Zasługujesz na to, żeby przeżyć swoje życie, nie możesz spokojnie czekać aż to Cię zabije! - krzyknąłem. Z bezsilności. Ze strachu. Z bólu.
                - I tak kiedyś umrę Louis! Co za różnica czy zrobię to teraz, za tydzień czy za 30 lat?! To się w końcu stanie! wybuchła. Łzy ciekły jej po policzkach, a ja po prostu nie wiedziałem co mam zrobić.
                - Dlaczego tak bardzo nie chcesz dać sobie pomóc? - spytałem z bezsilności. Wziąłem jej dłonie w swoje. Nikt mi jej nie zabierze. Nikt i nic. Nie pozwolę na to.
                - Bo się boje! - urwała i wyrwała swoje ręce z mojego uścisk, żeby móc ukryć twarz w dłoniach. Zamilkłem i powoli oderwałem jej palce od oczu i reszty jej buzi.
                - Czego się boisz? Wynajmę najlepszych specjalistów, nic Ci się nie stanie. Będę przy Tobie tak długo jak pozwolą mi na to lekarze i zaopiekuje się Tobą po wszystkim. Wszystko będzie dobrze, naprawdę. Przeżyjesz i obudzisz się bez guza, całkowicie bezpieczna od śmierci, która masz rację, w  końcu przyjdzie, ale później. O wiele później.
                - Nie boje się operacji - wydukała.
                - Więc czego? Czego tak bardzo się boisz? - spytałem z desperacją. Przez jej twarz przemknął cień.
                - Boje się tego, że po operacji otworzę oczy i będę widzieć. Boje się, że odzyskam wzrok.

_______________________________________________________________________

Emocje. Za dużo emocji. Podoba Wam się w ogóle ten imagine? Bo prawie nikt nie komentuje i to nie tak, że proszę się teraz o komentarze czy coś, po prostu nie wiem czy nie robię czegoś nie tak. Wiecie ile z Was komentuje średnio jednego imagina? 1%. Więc jeden imagine ma średnio około 1000 wyświetleń, a tylko tak mało osób komentuje. Jest mi po prostu trochę przykro zwłaszcza, że ostatnio staram się dodawać wszystko regularniej... Co robię źle? Powiedzcie mi, proszę, obiecuje że się poprawie tylko muszę wiedzieć co zmienić... Bo boje się, że gdy wrócę po obozie to najzwyczajniej w  świecie nikt nie będzie już tu na mnie czekał. A ten blog to moje wszytko. Jedyna taka rzecz w moim życiu, która zdaje się mieć dla mnie jakieś znaczenie oprócz przyjaciół i rodziny. Po prostu powiedzcie. To tylko minuta, a ja będę wiedzieć czy to ma jeszcze sens. Bo już nawet na Unreal i Lost czytelnicy się bardziej angażują.
Po prostu mi smutno.

wtorek, 1 lipca 2014

Imagine 46 Louis Part IV

                Tym razem zostaliśmy w pokoju wspólnym, ale było tu zupełnie pusto. Nikt jeszcze nie wstał, a Rikera rodzice zabrali do siebie na cały dzień. Dziewczyna wytłumaczyła mi w skrócie jak to z nim jest; chłopak miał wypadek samochodowy jak był mały kiedy jechał w wujkiem, jego wujek nie przeżył, a on stracił czucie w nogach, jego rodzice nie mieli pieniędzy, żeby go utrzymywać ani warunków w domu przez to, że poruszał się na wózku. Widywał swoich rodziców rzadko, bo od 3 lat mieli małą córeczkę i zajmowali się głównie nią. To okropne. Jak można zapomnieć o swoim dziecku, zwłaszcza, gdy jest w takim stanie i jak nic innego potrzebuje miłości i wsparcia najbliższych sobie osób. Nic dziwnego, że na każde okazanie mu zainteresowania reaguje ogromnym entuzjazmem. Gdy się z nami żegnał wydawało mi się nawet, że wolałby zostać tu z nami. Spojrzałem na dziewczynę, która siedziała obok mnie. Z jej twarzy czytało się jak z otwartej książki, bo nie zdawała sobie  sprawy z tego, że uczucia można ukrywać. Teraz łatwo poznałem, że jest rozdarta pomiędzy smutkiem z powodu Rikera, a ciekawością dlaczego tutaj jestem. Jedyną zaletą w tym wszystkim było to, że mogłem marszczyć brwi i wyrywać sobie włosy ze złości, bo nie wiedziałem od czego mam zacząć, a ona nic z tego nie zobaczy. Przynajmniej nie będzie wiedziała jak bardzo zwariowałem. Nie do końca na jej punkcie… Raczej tym co ze mną robiła. Jaką osobę we mnie wyzwalała i do jakich przemyśleń mnie skłaniała.
                - Miło, że mnie jednak odwiedziłeś. Po 3 tygodniach myślałam, że już nigdy się nie pojawisz. Lubię porozmawiać czasem z kimś kogo jeszcze nie znam - stwierdziła odgarniając włosy, które wpadły jej na twarz. Trochę dziwnie czułem się z tym, że patrzyłem na nią tak otwarcie. Wzrokiem kreśliłem kontury wokół jej ust, nosa, oczu… Ocknąłem się po chwili i zganiłem w myślach, że jak zwykle odpływam myślami i musiałem naprawdę wytężyć umysł, żeby zdać sobie sprawę z tego co powiedziała.
                - Mam wrażenie, że znasz mnie już doskonale. Przecież twierdzisz, że jestem typowy i przewidywalny - powiedziałem po sekundzie. Zaraz pożałowałem swoich słów, bo pobrzmiewała w nich głęboka gorycz. Nie chciałem, żeby pomyślała, że mam jej to za złe albo że się nad sobą użalam.
                - Nigdy nie powiedziałam, że to cos złego. Jednak chciałabym, żebyś zobaczył, że nie wszystko jest takie jakie się wydaje. Może i nie widzę, ale czy zaważyłeś, żebym wypominała to całemu światu twierdząc, że to jego wina? Są i takie przypadki, ale większość w końcu się z tym wszystkim godzi. Nie wiem, może to błogosławieństwo, że ja od zawsze to akceptowałam. Nauczyłam się sobie radzić. I naprawdę nie trzeba mi współczuć. Jestem dokładnie taka jak inni - dokończyła. Jej wzrok był martwo utkwiony gdzieś na mojej szyi, ale przynajmniej skierowany był w moim kierunku. To dawało mi złudne wrażenie, że złapałem z nią jakiś kontakt.
                - Jesteś zupełnie inna. Właśnie o to chodzi - szepnąłem, ale ona doskonale to usłyszała dzięki wyczulonemu słuchowi co poznałem po tym, że w jej pięknych tęczówkach zobaczyłem, że myśli dokładnie nad tym co powiedziałem.
                - Dlaczego inna? Zawsze starałam się upodobnić do Was. Być zwyczajna i zachowywać się jakbym widziała. Dlatego ludzie często dziwią się kiedy dowiadują się, że jestem niewidoma. Bo chodzę tak pewnie po całym Ośrodku. Tutaj nie używam nawet laski, bo znam każdą deskę i centymetr wykładziny w całym budynku - mruknęła splatając palce i podciągając nogi pod brodę przez co odwróciła twarz  bokiem do mnie. Chwyciłem jej brodę palcami i delikatnie jakbym trzymał szkło, obróciłem jej głowę w swoim kierunku. Jej oczy otworzyły się szerzej pod wpływem mojego dotyku. Tak naprawdę kochałem to, że mogłem zobaczyć na jej twarzy, w oczach i gestach co czuła. Nie musiałem się zastanawiać. Po prostu wiedziałem.
                - Nigdy tego nie rób. Nawet się nie waż próbować być taka jak my. My jesteśmy ślepi na wiele spraw, które Ty widzisz lepiej od nas, mimo że…mimo że teoretycznie nie możesz. - Nie potrafiłem się powstrzymać i kciukiem lekko pogłaskałem jej skórę. Była taka miękka. I ciepła. - Powinnaś być sobą.
                - Ty też powinieneś Louis - odparła po chwili. Opuściłem rękę, ale po krótkiej chwili wahania wziąłem jej dłoń w swoją. Wydawała się być zaskoczona, a jej policzki zaróżowiły się słodko. Wiedziałem, że nie powinien. Że wciągam się w coś na co nie było miejsca w moim życiu, ale… Ale nie potrafiłem się powstrzymać. Każda komórka w moim ciele chciała przy niej zostać. Nieważne czy w końcu uznałaby mnie za natręta, dziwaka czy kogokolwiek podobnego. Ja najzwyczajniej w świecie chciałem być obok.
                - Ale ja jestem sobą - zaprzeczyłem.
                - To dlaczego nie jesteś szczęśliwy? Riker czytał mi artykuły o Tobie. Jesteś bogaty, pół świata leży u Twoich stóp, masz wielką rodzinę, która Cię kocha, zespół, który z każdą chwilą jest jeszcze popularniejszy… Jedyny powód, dla którego mógłbyś być nieszczęśliwy to to, że sam się w tym wszystkim gubisz. Gdybyś był szczęśliwy nie przyszedłbyś do mnie kolejny raz. Szczęśliwi ludzie odwracają wzrok od cudzej krzywdy, udają, że jej nie widzą chociaż mogą. Zranione dusze ciągnie tam gdzie ich smutek spotyka się ze zrozumieniem.
                - Jak to możliwe, że jesteś taka mądra? - spytałem, a dziewczyna zaśmiała się słodko. Widziałem, że sprawiłem jej radość swoimi słowami.
                - A wątpiłeś w to kiedykolwiek? - Jej uśmiech wyczyniał jakieś dziwne rzeczy z moim oddechem. Przy niej mogłem być całkowicie sobą. Ale nie mogłem zapominać, że robiłem to tylko dlatego, że nie widziała. Więc w pewnym sensie wciąż się ukrywałem. Pogłaskałem jej dłoń.
                - Nigdy. Muszę Ci coś powiedzieć - wydukałem w końcu. Powinienem od tego zacząć. Przecież po to tutaj przyjechałem. Nie planowałem siedzenia z nią na jednej kanapie i wpatrywania się w jej nieobecne oczy, błagając w duchu o jakikolwiek kontakt. Wiem, że to było niedorzeczne, ale… Od czasu kiedy ostatni raz ją widziałem parę razy śniłem o tym, że dziewczyna patrzy mi w oczy. I tak samo jak niedorzeczne to było, równie mocno wiedziałem, że nie mam prawa w ogóle o niej śnić. - Przyjechałem po to, żeby dofinansować wasz Ośrodek. Dać fundusze na wybudowanie windy dla Rikera i innych, odnowić to miejsce, żebyście żyli tutaj w należnych wam dobrych warunkach.
                Mina dziewczyny zmieniła się z zaskoczonej na zawiedzioną. Delikatnie aczkolwiek stanowczo wyplątała swoją dłoń z mojej i przygryzła wargę odwracając ponownie głowę w drugą stronę. Czekałem w napięciu na jej reakcję, aż coś powie, ale ona długo milczała. W końcu westchnęła i spuściła nogi na dół. Stopy bezszelestnie oparły się o wytartą wykładzinę, a ona sama utkwiła wzrok w ścianie naprzeciwko siebie chociaż tak naprawdę dla niej była tam tylko czarna pustka.
                - To wspaniale. Rikerowi należy się coś od życia. I innym. - Zamrugała gwałtownie powiekami, a między jej brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka, którą miałem ochotę wygładzić kciukiem, ale nie odważyłbym się teraz tego zrobić. - Tylko dlatego tu przyjechałeś? Żeby dać nam pieniądze i zniknąć?
                - Co? Nie ja… To znaczy… - plątałem się we własnych słowach. Nie wiedziałem o co jej chodzi ani co powinienem powiedzieć. Bo prawda była znacznie bardziej skomplikowana. I zdecydowanie nie była też prosta. Dziewczyna obróciła głowę w moim kierunku tak, że mogłem spojrzeć w jej oczy. To naprawdę nie powinno tak bardzo mnie poruszać za każdym razem, ale… Tak bardzo chciałem, żeby moje spojrzenie było odwzajemnione. Pragnąłem tego wręcz obsesyjnie. - Jest coś jeszcze.
                - Tak? - spytała wyczekująco. Wydawało mi się, że bardzo zależy jej na tym, żeby znać odpowiedź. Porywałem się na coś prawdziwie głupiego. Miałem z tym poczekać. Ale nie mógłbym jej okłamać.
                - Zastanawiałem się nad Twoimi słowami. Powiedziałaś, że masz guza w mózgu. Czy on zagraża Twojemu życiu? - Głos zadrżał mi przy ostatniej części. Myśl, że ktoś kto siedzi pół metra od Ciebie może mieć nad sobą mroczne widmo śmierci była świadomością gorszą niż mógłbym to sobie wyobrazić. Dziewczyna cała się napięła. Widziałem w jej oczach, że to był ostatni temat, o którym chciałaby dyskutować. Ale wiedziała też pewnie, że nie zamierzałem odpuścić dopóki nie dostanę odpowiedzi. Za bardzo mi na niej zależało. To znaczy na odpowiedzi. Kogo ja oszukuję?! To na niej mi zależy! Jakimś cholernym cudem zależy mi na dziewczynie, którą widzę trzeci raz w życiu.
                - Pogodziłam się ze swoim losem. Dla kogoś takiego jak ja to co dostałam od życia to i tak dużo. To coś w mojej głowie to tykająca bomba. Robią mi tu badania tak rzadko, że pewnie nawet nie zorientuje się kiedy to zacznie się powiększać. Każdy w końcu umiera - dokończyła. Wydawała się być pewna tego co mówi. Ona naprawdę była gotowa umrzeć w każdej chwili jeśli tylko taki czeka ją los. Zacisnąłem dłonie w pięści. Ale ja nie byłem gotowy. I nie było pieprzonej możliwości, żebym na to pozwolił. Nie kiedy mogę jej jakoś pomóc.
                - Powiem Ci dlaczego tu przyjechałem. Nie zamierzam stać  obok kiedy mogę ocalić Twoje życie. Chcę opłacić operację usunięcia tego guza. - Dziewczyna zamarła.
                - Dlaczego? Nie znasz mnie! Po co miałbyś pomagać komuś obcemu? - Przy swoich słowach gestykulowała gwałtownie, a ja nie mogłem się powstrzymać i złapałem jej nadgarstki i obróciłem ją przodem do siebie. Wiem, że zwariowałem i wszystko o czym potrafiłem myśleć to zatrzymanie jej tutaj, na tym świecie. To tutaj było jej miejsce. Nie mogłem oddać mojego anioła. Jeszcze nie. A najlepiej nigdy. - A poza tym co jeśli nie chcę, żeby ktoś mnie ratował?
                - To nie ma znaczenia. Zabraniam Ci odchodzić i opuszczać Rikera i innych. - I mnie, dodałem w myślach. - Przejdziesz operację, wszystko się uda i zostaniesz tutaj. Nie możesz żyć z tym czymś w swojej głowie. To Cię w końcu zabije. A ja nie zamierzam na to patrzeć,
                - Dlaczego miałbyś na to patrzeć? Jak tylko znowu wyjedziesz to już nigdy tu nie wrócisz. Jak moi rodzice i wielu innych. Wszyscy tak robią po pewnym czasie. Zostawiają nas.
                - Wierz mi lub nie, ale nie zamierzam Cię opuścić. Nigdy. Będę wracał za każdym razem.

________________________________________________________________________

Hej kochani, no i jak tam wakacje? Ja dostaję nerwicy za każdym razem jak pada i wygrażam niebu i chmurom swoją nadzwyczaj giętką dłonią zwiniętą w pięść, no jak to tak, żeby padaaaało w wakacje?! Foch. W każdym razie mam nadzieje, że spędzicie te wakacje z osobami, które kochacie albo też takie poznacie, jeśli jesteście sceptyczni to pamiętajcie, że wakacje są długie, a po nich przychodzi nowy rok szkolny, jeśli teraz nie macie przyjaciela czy partnera to wiedzcie, że gdzieś tam na pewno na Was czeka, ja jestem forever alone a jednak wierze, że jakis frajer spod biedronki w końcu na mnie wpadnie i wyzna mi dozgonną miłość, wiecie jak to jest haha xD Trzymajcie się cieplutko w te jak na razie (a przynajmniej u mnie) chłodne wakacje i bądźcie wyznawcami zasady yolo, wtedy wszystko naprawdę jest prostsze :))
Dziękuje ~Mania za jej kochany komentarz, naprawdę jesteście dla mnie ważni i to ja powinnam być dumna z tego, że mam tak wspaniałych i mądrych czytelników, którzy potrafią wyłapać w moich imaginach jakiś przekaz.
Koooooooocham Was wszystkich ;**