czwartek, 31 października 2013

Imagine 29 Niall



            - Kiedy Ty wreszcie zrozumiesz, że to nie ma sensu?! - krzyknęłaś wpychając kolejne ubrania do walizki. Łzy ciekły po Twoich policzkach, a ręce drżały. Poczułaś jak czyjeś ręce owijają się wokół Twojej talii.
            - (t.i.) proszę... - powiedział cicho Niall. Zacisnęłaś powieki. Prawie nigdy nie mówił do Ciebie po imieniu. Zawsze byłaś dla niego 'kochaniem'. Nie. Koniec tego
            - Puść mnie - warknęłaś przez zaciśnięte zęby. - Nie rozumiesz, że to się nie uda? Widzę Cie tak rzadko, że czasami zapominam jak wygląda Twoja twarz! Nie potrafię tak dłużej...
            Twoje ciało zrobiło się słabe. Osunęłabyś się na ziemie, gdyby czyjeś silne dłonie nie podtrzymały Cie w odpowiednim momencie. Usiadłaś na podłodze, a Niall przyciągnął Cie do siebie i mocno przytulił. Wtuliłaś się w jego koszulę i łkałaś cicho.
            - Jestem nieszczęśliwa Niall - wydukałaś. Wyczułaś, że wszystkie jego mięśnie się napięły, a jego serce zabiło nieco szybciej.
            - Powinienem być tym, który daje Ci szczęście - powiedział, a w jego głosie było coś takiego co raniło Twoje serce jeszcze bardziej. Bo on o tym wiedział. Po prostu nie potrafił tego zmienić. - Nie chce żebyś odchodziła (t.i.).
            - Niall... Czasami sama chęć nie wystarcza... - mruknęłaś łamiącym się głosem.
            Jedna z jego dłoni głaskała Cie delikatnie po plecach muskając co jakiś czas włosy. Jego dotyk był dla Ciebie ukojeniem. A jednocześnie sprawiał Ci ból, bo za każdym razem, gdy czułaś na sobie jego dłonie wiedziałaś ile czasu dane Ci będzie odczekać zanim znowu poczujesz to ciepło. Usłyszysz jego głos. Poczujesz jego zapach. Dotkniesz jego twarzy. Posmakujesz jego ust. Torturowałaś się tak raz za razem wiedząc, że będzie jeszcze gorzej, gdy zniknie. Ale i tak popełniałaś ten błąd znając jego konsekwencje i łudząc się, że tym razem będzie inaczej. Ale nigdy nie było.
            - Nie można mieć dwóch rzeczy na raz Niall. Albo kariera albo miłość. A przynajmniej najwyraźniej nie w naszym przypadku - powiedziałaś cicho, a każde słowo raniło Cie jeszcze bardziej, bo wiedziałaś, że to prawda.
            - Dla Ciebie jestem w stanie zrezygnować ze wszystkiego - odparł pewnie stanowczym głosem.
            Odsunęłaś się, żeby móc spojrzeć na jego twarz. W te piękne niebieskie oczy. Czasami wydawało Ci się, że ktoś tak piękny nie może istnieć naprawdę. Wyglądał jak anioł.
            - Ale ja nie chcę, żebyś to robił rozumiesz?! Zespół jest całym Twoim życiem. Nie mogę być tak samolubna, żeby odbierać Cie światu. Oni Cie potrzebują, a ja... Nie jesteś mój. Należysz do nich Niall - urwałaś walcząc z chęcią wybuchnięcia jeszcze większym płaczem. Rysy chłopaka stężały.
            - Nigdy tak nie mów. Jestem Twój, tylko Twój rozumiesz? Nawet, gdybym chciał nic by tego nie zmieniło. A uwierz mi, że nie chcę. Kocham Cie. Boje się za to, że Ty...
            - Niall, dobrze wiesz że jestem Twoja. Jesteś całym moim cholernym światem, ale...
            - I tak mi nie wierzysz prawda? - spytał smutno. Pokręciłaś przecząco głową. - Jesteś moim życiem. Nie pozwolę Ci odejść. Zrobię wszystko, żebyś przy mnie została. Co sprawi, że zostaniesz?
            Intensywnie wpatrywał się w Twoje oczy jakby poszukiwał w nich odpowiedzi. Zamknęłaś powieki chcąc odciąć się od tego wszystkiego. Bałaś się powiedzieć cokolwiek. Jeśli się zgodzisz może się nic nie zmienić. A jeśli odejdziesz... Zacisnęłaś zęby na samą myśl o bólu, który niesie ze sobą rozstanie. Nie. Nie potrafiłabyś tego zrobić.
            - Po prostu...nie zostawiaj mnie już - szepnęłaś. Chłopak wzmocnił swój uścisk, a z jego piersi wyrwało się pełne ulgi westchnienie. Schował twarz w Twoich włosach.
            - Już nigdy.

 _________________________________________________________________

I jak Wam się podoba króciutki imagine z Niallem? :) W pierworodnej wersji był z Louisem jako prezent dla mojej przyjaciółki, ale jako, że ostatnio było duuużo Louisa to zmieniłam go na Nialla i trochę rozwinęłam. W końcu dobiliśmy do 10 000 wyświetleń. Wciąż nie mogę w to uwierzyć... Kocham Was Miśki :*
Komentarz za komentarz

poniedziałek, 28 października 2013

Imagine 28 Louis Part VI (The end)



             Nerwy zżerały mnie od środka. Od kiedy ja się denerwuję? I to przed randką?! Wyrzuciłem wszystkie swoje ubrania na łóżko i od 10 minut zastanawiałem się co mam ubrać. To było do mnie tak cholernie niepodobne, że aż zacząłem zastanawiać się czy (t.i.) nie wpłynęła przypadkiem na moje zdrowie psychiczne. Nigdy wcześniej nie przejmowałem się tak spotkaniem z dziewczyną. A teraz martwiłem się najgłupszymi rzeczami. Czy lokal jej się spodoba, czy odpowiednio się ubiorę, czy nie zrobię czegoś głupiego... Mogłem wymieniać w nieskończoność. Dobra Lou, weź się w garść! Wziąłem głęboki wdech i przeczesałem palcami włosy. Spojrzałem na zegarek i omal nie zakrztusiłem się powietrzem, gdy zobaczyłem, że jestem już prawie spóźniony. Ubrałem pierwsze lepsze dżinsy i koszulkę z nadrukiem, wsunąłem na nogi swoje najwygodniejsze buty i wybiegłem z domu. Wielokrotnie przekroczyłem dopuszczalną prędkość jadąc po (t.i.), więc odruchowo zacząłem błagać w myślach, żeby nie złapała mnie policja. Zajechałem pod dom dziewczyny z piskiem opon, bo zbyt gwałtownie zahamowałem. Wyszedłem z auta i zatrzymałem się w pół kroku. (t.i.) czekała już na mnie przed domem. Miała na sobie wiśniową sukienkę idealnie wpasowującą się w jej kształty i luźno opadającą do połowy ud. Na nogach miała czarne szpilki, jedne z tych które uwielbiałem najbardziej. Jej włosy były rozpuszczone i otulały jej twarz swoim kolorem podkreślając jej hipnotyzujące oczy. Myślę, że na moment przestałem oddychać, gdy te dwie głębie spotkały się z moim spojrzeniem.
            - To miało mi niby zaimponować Tomlinson? - odezwała się unosząc kącik ust ku górze. Zamrugałem parę razy powiekami, żeby wrócić na ziemię.
            - Ale co? - spytałem marszcząc brwi. Przewróciła oczami.
            - Nie jestem typem dziewczyny, na której szpanowanie autem robi wrażenie wiesz? - zakpiła. Cholera. Nawet nieświadomie muszę tracić u niej punkty.
            - To było przypadkiem.
            Zaśmiała się odsłaniając białe zęby. Pokonała dzielącą nas odległość i spojrzała na mnie z dołu. Nawet w tak wysokich szpilkach patrzyłem na nią z góry.
            - Jesteś głupi - powiedziała marszcząc zabawnie nosek. Mój wzrok powędrował na chwilę na jej usta, ale szybko przeniosłem go z powrotem na jej oczy.
            - Dla Ciebie mogę być nawet idiotą jeśli pozwolisz mi sprawić, że dzisiejszy wieczór będzie jednym z najlepszych w Twoim życiu - powiedziałem odgarniając zbłąkany kosmyk włosów z jej twarzy.
            - Zdajesz sobie sprawę z tego, że wciąż jestem na Ciebie wściekła? - Uniosła brew. Westchnąłem.
            - Zdziwiłbym się, gdybyś nie była. Ale chyba po to są drugie szanse prawda? Udowodnię Ci, że potrafię być...
            - Normalny? Mniej... czy ja wiem... Zboczony? - dodała zgryźliwie. Pokręciłem głową ze śmiechem.
            - Miałem na myśli romantyczny i inne takie, ale skoro nalegasz na normalność i nudę... - Szturchnęła mnie w pierś.
            - Jest pan niereformowalny panie Tomlinson - powiedziała. Zaśmiałem się i chwyciłem ją w talii.
            - Aj żebyś tylko wiedziała... - zawiesiłem głos prowadząc ją do auta.
            Otworzyłem jej drzwi po czym okrążyłem auto, żeby samemu usiąść na miejscu kierowcy. Odpaliłem silnik i wyjechałem z jej ulicy zwilżając językiem usta. Uśmiechnąłem się, gdy poczułem na sobie spojrzenie dziewczyny obok mnie.
            - Dyskretna to Ty nie jesteś - mruknąłem rozbawiony.
            - Nie wiem o co Ci chodzi - burknęła. Spojrzałem w jej kierunku chwilę przed tym jak ukryła twarz za włosami. Zdążyłem jednak zobaczyć delikatny rumieniec na jej policzkach.
            - Tak, tak. - Pokiwałem głową próbując się nie roześmiać.
            - Ja przynajmniej nie noszę koszulki 'I'm in love with cookies' - zachichotała. Otworzyłem szeroko oczy i przełknąłem ślinę. Rzuciłem okiem na swoją klatkę i mentalnie walnąłem się po głowie. Ze wszystkich swoich t-shirtów musiałem ubrać akurat ten idiotyczny, który dostałem od młodszej siostry? Idiota.
            - Może i noszę głupią koszulkę, ale za to mam obok siebie piękną dziewczynę - powiedziałem patrząc na nią przez chwilę. Wzniosła oczy do nieba.
            - Jakiś Ty słodki Louis, mam Ci może pokłony składać? - prychnęła rozbawiona.
            - Nie mam nic przeciwko. - Poruszyłem brwiami. Dziewczyna zamknęła na chwile powieki i wzięła głęboki wdech.
            - Skąd się biorą tacy ludzie jak Ty? - westchnęła z rozbrajającym uśmiechem.
            - Myślałem, że rodzice przeprowadzili już z Tobą rozmowę na ten temat. - Podrapałem się po brodzie.
            - Dobra, porzućmy kwestię Twojego powstania; gdzie mnie zabierasz?
            - Niespodzianka - odparłem skręcając w jedną z bocznych ulic.
            - Nienawidzę niespodzianek - burknęła zniżając się w fotelu. Zaśmiałem się cicho.
            - Ta Ci się spodoba.
            - Ehe. Akcja przy stole też mi się może miała podobać? - zakpiła.
            - Wiesz... W innych okolicznościach...w samotności...u mnie na przykład...
            - Zamknij się - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Wcale mi się nie podobało.
            - Nie twierdziłem, że tak było. Jup, chyba wpadłaś - odparłem układając usta w dziubek i mrugając powiekami w jej kierunku.
            - Gdybyś nie prowadził to przestawiłabym Ci szczękę - warknęła.
            Na chwilę w aucie zapanowała cisza. Zastanawiałem się czy nie przesadziłem, ale w tym momencie dojechaliśmy na miejsce. Na jej twarzy pojawiło się kompletne zauroczenie miejscem, w którym się znaleźliśmy. Nie dziwiłem się jej, bo zareagowałem tak samo, gdy pierwszy raz tu byłem. Mała restauracja o niewątpliwym uroku znajdująca się przy samym jeziorze w dodatku o zachodzie słońca była widokiem, który trudno zapomnieć. Niebo miało różowo-pomarańczowy kolor, a promienie słoneczne odbijały się w tafli wody. Wszystko wyglądało wręcz magicznie i niesamowite było, że takie miejsce znajdowało się tylko kilometr od miasta. Sama restauracja zbudowana była z drewnianych beli, które swoje już przeżyły i nadawały temu miejscu specyficzny klimat. Na czymś w rodzaju tarasu poustawiane były stoliki, na których stały wazony z różnobarwnymi kwiatami. Pora była idealna na spotkania takie jak moje i (t.i.), więc było sporo osób, ale liczyłem na to, że później będzie lepiej.
            - Myślałam, że z tym romantyzmem to sobie żartowałeś - powiedziała (t.i.) wpatrując się w to wszystko z oszołomieniem. - Boże Louis, tu jest pięknie!
            - Wiem - potwierdziłem z uśmiechem. Wysiadłem z auta i otworzyłem jej drzwi.  Dziewczyna wysiadła pochłaniając wszystko wzrokiem i nawet nie próbując powstrzymać szerokiego uśmiechu na malinowych ustach. - Idziemy?
            (T.i.) pokiwała głową i nawet nie zaprotestowała, gdy wziąłem ją za ręke. Poprowadziłem ją do naszego stolika umiejscowionego przy samej barierce skąd mieliśmy widok na całe otoczenie. Zamówiliśmy jedzenie i skupiliśmy się na sobie. W środku byłem tak cholernie szczęśliwy, że jestem tu z nią, że było mi aż głupio, że nie zacząłem od zabrania jej tutaj. Gdybym tylko nie działał tak głupio i impulsywnie... Nie musiałem jej od razu uwodzić! Wszystko powinno dziać się swoim tempem, nie powinienem niczego przyspieszać.
            - O czym myślisz? - spytała nagle wpatrując się we mnie z ciekawością. Słońce schowało się już za drzewami i wokół rozbłysły lampy dające ciepłe i nieco rozproszone światło.
            - O tym... - Przykryłem jej dłoń leżącą swobodnie na stole swoją i zacząłem gładzić kciukiem jej delikatną skórę. - ...że nie powinienem zaczynać od nachodzenia Cie w domu.
            - Cóż... Nie będę zaprzeczać, że gdybyś najpierw zabrał mnie tutaj i nie próbował tak cholernie onieśmielić to uniknęlibyśmy tego całego zamieszania - odparła nie patrząc mi w oczy.
            - Hej, spójrz na mnie - poprosiłem delikatnie. Niepewnie zwróciła swoje oczy w moim kierunku. - Przepraszam. Postaram się być mniej niecierpliwy.
            - Myślisz, że dasz radę utrzymać swoje ręce z dala ode mnie Tomlinson? - zakpiła.
            - Tak długo jak będziesz chciała - powiedziałem z uśmiechem. - I tak w końcu ulegniesz mojemu urokowi.
            - Skromnością to pan nie grzeszy profesorze - zaśmiała się.
            - Już nie jestem Twoim nauczycielem.
            - Wiem.
            - Więc czemu...?
            - Bo lubie Cie denerwować.
            - Zauważyłem - mruknąłem sięgając po szklankę. Upiłem łyk soku i spojrzałem na sierp księżyca ledwo widoczny zza chmur. (t.i.) posłała mi słodki uśmiech. Nagle rozbrzmiała delikatna muzyka. Niektóre pary wyszły na środek i zaczęły kołysać się w rytm melodii. Spojrzałem pytająco na dziewczynę naprzeciwko mnie.
            - Zatańczymy?
            - Uprzedzam, że koszmarna ze mnie tancerka - powiedziała nieco skołowana.
            - Spokojnie. Nie pozwolę Ci mnie zdeptać - odparłem z powagą. Dziewczyna przewróciła oczami i wstała przyjmując dłoń, którą jej podałem.
            - Zobaczymy - mruknęła. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna zdjęła buty i położyła je na ziemi obok naszego stolika. - Mówiłam, że nie chcę Cie zabić.
            Zaśmiałem się cicho. Wyszliśmy na środek parkietu. Objąłem ją w talii, a ona zarzuciła mi ręce na szyję. Delikatnie się kołysaliśmy ciesząc się chwilą.
            - Dlaczego nie patrzysz mi w oczy? - spytałem. Zarumieniła się lekko.
            - To zbyt...rozpraszające - urwała.
            Uśmiechnąłem się jednym kącikiem ust i przyciągnąłem ją do siebie jeszcze bliżej. Teraz byliśmy do siebie przytuleni i ledwo pamiętaliśmy o tym, żeby się poruszać. Położyłem brodę na jej głowie, a ona wtuliła się w moją pierś.
            - W życiu nie spodziewałam się, że to się tak skończy - szepnęła. Pogłaskałem jej kręgosłup dłonią czując jak drży pod moim dotykiem.
            - Ja też - powiedziałem cicho. Przymknąłem powieki chcąc w pełni oddać się uczuciu, które ogarnęło moje serce. - Umówisz się ze mną drugi raz?
            - I trzeci, i czwarty, i każdy kolejny Lou - szepnęła.

 _________________________________________________________________

 I jak Wam się podoba ostatnia część? Dziękuję wszystkim, którzy komentowali i czytali, nie spodziewałam się, że ten partowiec przypadnie Wam do gustu w takim stopniu, to wiele dla mnie znaczy :** Dziękuję także za kilku nowych obserwatorów <3 Prawdopodobnie dzisiaj albo jutro dobijemy do 10 000 wyświetleń! To niemożliwe jak szybko ta liczba rośnie, jesteście niesamowici ~ Eva
 Komentarz za komentarz

sobota, 26 października 2013

Imagine 28 Louis Part V


[t.i.]

            - Dziękuje bardzo za kolację - powiedział Louis z czarującym uśmiechem na twarzy. Stałaś sztywno obok niego nie potrafiąc spojrzeć w oczy ani jemu ani swoim rodzicom.
            - To my dziękujemy za przemiłe towarzystwo. (t.i.) odprowadź Louisa do drzwi - odparła Twoja mama zbierając naczynia ze stołu.
            Wydałaś z siebie niezrozumiały dźwięk mający być potwierdzeniem. W całkowitej ciszy szłaś z chłopakiem do drzwi. Nagle zebrała się w Tobie niesamowita wściekłość za to co zrobił. Wyszliście na dwór. Zamknęłaś drzwi i spojrzałaś na niego gniewnie.
            - Mam ochotę Cie teraz zabić wiesz?! Co Ty sobie wyobrażasz? A gdyby się zorientowali?! Nigdy w życiu nikt mnie tak nie upokorzył! Nienawidzę Cie! - Z każdym słowem szturchałaś dłońmi jego pierś, a w oczach zebrały Ci się łzy. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie.
            - Ale...
            - Myślałeś, że co? Że mi się podobało? - Twoja twarz zrobiła się czerwona. - Po co się mieszasz w moje życie?! Nigdy nie powiedziałam, że Cie w nim chcę!
            Jego zwykła pewność siebie gdzieś uleciała. W jego oczach czaiła się niepewność. Chwycił Twoją dłoń, ale wyrwałaś ją z jego uścisku. Twoja broda drżała od powstrzymywania łez. Nie mogłaś pozwolić im na popłynięcie.
            - Nienawidzę Cie.

[Louis]

            Gapiłem się tępo w sufit. Czy ja naprawdę to zrobiłem? Zaufałem głupiemu, złośliwemu impulsowi i jej dotknąłem. Teraz (t.i.) mnie nienawidzi. Nie powinienem się tym aż tak bardzo przejąć prawda? Przecież nic do niej nie czuję to tylko te cholerne pożądanie. W rzeczywistości mi na niej nie zależy. Jasne, okłamuj się dalej. Dlaczego jestem takim kretynem?! Zmarnowałem swoją jedyną szansę! Mogłem pokazać jej, że może mi zaufać, zaprosić ją gdzieś na prawdziwą randkę, być z nią. Tak długo czekałem, żeby móc bez wyrzutów sumienia, że jestem jej nauczycielem, po prostu z nią porozmawiać. Ale nie jak z uczennicą tylko jak z dziewczyną, po prostu. Ukryłem twarz w dłoniach i przejechałem nimi aż do włosów rozczochrując je jeszcze bardziej. Kobiety dobrze mówią, że mężczyźni nie myślą mózgiem tylko tym niżej. I mają cholerną rację, bo ja na pewno nie myślałem tym co trzeba w tamtej chwili. Dziwne pragnienia się ujawniają, gdy czeka się na kogoś tak długo. A teraz straciłem jedyną szansę. Ona mnie nienawidzi. I nie wiem co mam zrobić, żeby przestała.

[t.i.]

            Nie widziałaś Louisa już tydzień od czasu tamtej nieszczęsnej kolacji. Czułaś się źle. Dlatego, że nie potrafiłaś go wyrzucić ze swojego umysłu. Był tam o każdej porze dnia i nocy. Szczególnie nocy. Wspomnienie jego ust na Twojej szyi dręczyło Cie najmocniej. Co takiego we mnie jest, dlaczego to właśnie mnie wybrał? Z irytacją wstałaś z łóżka i wciągnęłaś na siebie pierwsze lepsze dżinsy. Założyłaś trampki i spięłaś włosy w wysoki kucyk. Wyszłaś z domu nie informując nikogo gdzie idziesz. Dlatego, że sama nie wiedziałaś. Nogi same poniosły Cie na przystanek. Potrzeba wydostania się z tego miejsca była silniejsza niż zdrowy rozsądek. Wsiadłaś do pierwszego autobusu, który przyjechał. Był całkowicie pusty i dopiero na następnym przystanku wsiadł jakiś starszy mężczyzna. Patrzyłaś przez okno na mijane budynki i miejsca, z którymi wiązałaś wiele wspomnień. Potem przymknęłaś powieki i żeby nie myśleć o Louisie zaczęłaś odtwarzać w myślach jedno z nich. Nim zauważyłaś zajechałaś do zupełnie innego miasta. Wysiadłaś na ostatnim przystanku. Rozejrzałaś się niepewnie po otoczeniu. Znowu pozwoliłaś, żeby nogi same Cie gdzieś poniosły. Zatrzymałaś się dopiero w centrum miasta i usiadłaś na ławeczce na rynku. Podkuliłaś nogi i objęłaś je kolanami. Wystawiłaś twarz do słońca. Twoje myśli powędrowały ku Louisowi...

[Louis]

            Nie mogłem już usiedzieć w domu. Moje życie zmieniło się w powtarzanie trzech czynności. Praca. Jedzenie. Spanie. Pomiędzy i w czasie było tylko myślenie o [t.i.]. Nie potrafiłem przestać. Jeśli wcześniej miałem bzika na punkcie (t.i.) i obserwowałem jej podczas każdej lekcji marząc o tym by zobaczyła we mnie kogoś więcej niż nauczyciela, to teraz przeszło to w swego rodzaju obsesję. Moi współpracownicy dziwnie na mnie patrzyli, bo powinienem być szczęśliwy jak oni, w końcu mieliśmy przed sobą całe dwa miesiące bez męczarni z uczniami. Podczas gdy im uśmiech nie schodził z ust ja żyłem w letargu. Przytomny byłem tylko z zewnątrz. Wyszedłem z mieszkania i wsadziłem ręce do kieszeni spodni. Spuściłem głowę w dół i biłem się ze swoimi myślami. Planowałem iść do lasu, z dala od ludzi, bo mieszkanie w centrum miasta miało aż za wiele wad w moim obecnym nastroju. Przechodziłem przez rynek kiedy coś zwróciło moją uwagę. Błyszczące w słońcu włosy dziewczyny odwróconej tyłem do mnie. Ich kolor był identyczny jak ten (t.i.). Nogi same poniosły mnie w kierunku tej dziewczyny. Zamarłem, gdy spojrzałem na jej twarz. To była ona. Dziewczyna, która opętała mój umysł. Siedziała z zamkniętymi powiekami oddychając głęboko z twarzą wystawioną do słońca. Wiatr delikatnie poruszał jej włosami. Pierwszy raz na jej widok nie poczułem tego desperackiego pożądania. Tym razem poczułem ucisk w sercu, który przypomniał mi o tym, że wszystko się zmieniło. Zależało mi na niej.

[t.i.]

            Poczułaś się dziwnie. Jakbyś była obserwowana. Otworzyłaś oczy i zamrugałaś parę razy, aby Twój wzrok powrócił do normy po długotrwałym wystawianiu twarzy w stronę słońca. Zerwałaś się z miejsca, gdy w sylwetce przed sobą rozpoznałaś Louisa.
            - Śledzisz mnie?! - warknęłaś czując jak serce przyspiesza Ci na jego widok. Z wściekłości i tego drugiego uczucia, tak podobnego, a jednocześnie innego. Chłopak patrzył na Ciebie ze skołowaną miną.
            - Mieszkam tutaj. To ja powinienem raczej zapytać Ciebie o to co tu robisz - powiedział nerwowym ruchem drapiąc się po karku. Wypuściłaś powietrze z płuc i wzięłaś głęboki wdech.
            - Opalam się nie widać? - prychnęłaś sarkastycznie.
            - Widać - mruknął. - Możemy porozmawiać?
            - My nie mamy o czym rozmawiać - burknęłaś siadając z powrotem na ławce i krzyżując ręce pod biustem. Louis usiadł obok Ciebie, ale nie zbyt blisko co mimowolnie doceniłaś. Przynajmniej starał się nie działać Ci na nerwy.
            - Chce... Chce Cie przeprosić - odparł cicho. Spojrzałaś na niego zaskoczona. Zabrzmiał tak...szczerze. Jakby naprawdę przejął się tym co powiedziałaś mu tydzień temu. - Nie powinienem był tego robić. Po prostu... Cholera, tak długo czekałem aż przestaniesz być moją uczennicą, że chyba zapomniałem, że w tym wszystkim równie mocno liczy się to co Ty czujesz. Żałuję, że zmarnowałem szansę poznania Ciebie i nie dziwię się, że mnie nienawidzisz. Na Twoim miejscu też bym siebie nienawidził.
            W ciszy analizowałaś jego słowa. Brzmiał inaczej niż wcześniej. Wtedy jasno dawał Ci do zrozumienia, że wszystko na czym mu zależy to Twoje ciało. Po tym co powiedział zwątpiłaś w to. Louis wstał i rzucił Ci smutny uśmiech. Odwrócił się i zaczął odchodzić. A więc tak to się skończy? Po prostu odejdzie? Wstałaś gwałtownie sama nie wierząc, że to robisz. Pobiegłaś za nim i pociągnęłaś go za rękę. Obrócił się zdziwiony, gdy napotkał Twoje spojrzenie.
            - Umów się ze mną.
            - Co?! - Otworzył szeroko oczy. Przełknęłaś ślinę.
            - Umów się ze mną. Ale bez żadnych...niespodzianek - dodałaś złośliwe mając na myśli to co zdarzyło się ostatnio. Louis wplótł palce w swoje włosy i głośno wypuścił powietrze przez usta.
            - Skąd ta zmiana? - zapytał. Spuściłaś wzrok na siebie.
            - Powiedziałeś, że chciałeś mnie poznać. Chyba, że to nieaktualne.
            Chłopak podniósł Twoją brodę do góry dwoma palcami. Spojrzał Ci głęboko w oczy. W jego własnych kłębiło się tyle emocji, że nie wiedziałaś nawet jak nazwać chociaż połowę z nich.
            - Aktualne. Zawsze.

 _________________________________________________________________

 I jak Wam się podoba przedostatnia część? Pisałam ją w centrum handlowym, więc z góry przepraszam jeśli coś jest z nią nie tak ;D Dziękuje Wam badzo za komentarze pod ostatnią częścią, nawet nie wiecie jak lubię liczbe 6 ;D Kocham Wasi do następnego wpisu <3 ~ Eva
 Komentarz za komentarz

środa, 23 października 2013

Imagine 28 Louis Part IV (+18)



            - Co Ty robisz na moim łóżku?! - powiedziałaś przez zaciśnięte zęby. Chciałaś krzyczeć, ale wtedy Twoja mama zorientowałaby się, że coś jest nie tak.
            - Testuję miękkość i sprężystość - odparł ze stoickim spokojem wpatrując się w Ciebie z mądrą miną. Prychnęłaś kręcąc głową.
            - To jest chyba jakiś żart... - westchnęłaś wplatając ręke we włosy. Odgarnęłaś je do tyłu i podeszłaś do niego z każdym krokiem tracąc i tak już śladowe ilości odwagi. - Dlaczego ja?
            Nim się zorientowałaś co się dzieje Louis pociągnął Cie mocno za ręke przez co wylądowałaś na jego twardym ciele. Natychmiast zaczęłaś się podnosić, ale wtedy on oplótł swoje ręce wokół Twojej talii uniemożliwiając Ci ucieczkę.
            - Puść mnie! - warknęłaś. Jego klatka piersiowa zatrzęsła się od śmiechu. Jego oczy błyszczały, gdy to robił. Mimowolnie spięłaś się, gdy zdałaś sobie sprawę z tego jak blisko jesteś jego twarzy.
            - Wiesz, gdy na czymś bardzo mi zależy, nigdy tego nie puszczam - odpowiedział więżąc Cie w głębinach swojego spojrzenia.
            Jego ręka bardzo powoli wsunęła się pod Twoją bluzkę i zaczęła przesuwać się pod nią po Twojej skórze. Jego dotyk rozpalał Twoje ciało. Gdy dotarł do zapięcia Twojego stanika zamarłaś i próbowałaś się mu wyrwać. Louis delikatnie odsunął swoje palce od tego miejsca widząc jak reagujesz. Jego dłoń powędrowała z powrotem w dole Twoich pleców. Mężczyzna bez trudu odczytał uczucie w Twoich oczach.
            - Co Cie tak dziwi? - spytał unosząc brew. Poczułaś jak na Twoje policzki napływa ciepło.
            - Że nie...no wiesz... - urwałaś pąsowiejąc jeszcze bardziej.
            - Chyba nie wiem. Może mnie oświecisz? - W kącikach jego ust czaił się uśmiech.
            - Myślałam, że zrobisz to co chciałeś zrobić - burknęłaś nie patrząc mu w oczy. Poczułaś jak kciukiem delikatnie głaszcze skórę na Twoich plecach.
            - Nie jestem tym typem mężczyzny. - Podniosłaś brwi wyraźnie nie dowierzając w jego słowa.
            - A to wcześniej? Co to niby było? - prychnęłaś. Uśmiechnął się krzywo.
            - Jakoś nie bardzo protestowałaś - zaśmiał się.
            - Świnia - burknęłaś.
            Louis obrócił was szybko tak, że teraz Ty byłaś na dole. Twoje nogi spoczywały między nogami mę... Musisz przestać tak o nim myśleć. Miał rację. Przecież on miał tylko 26 lat! A Ty traktowałaś go jak zaawansowanego trzydziestolatka. Chłopak. Mimo wszystko to wciąż był chłopak. Nie wiadomo czemu ta myśl dodała Ci odrobinę otuchy.
            - Wracając do tego wcześniej... Nie zrobię niczego na co nie masz ochoty. Zrobię tylko to... - Przybliżył usta do Twojej szyi. Zacisnęłaś powieki, gdy poczułaś pierwsze muśnięcie jego warg w tym miejscu. - ...na co oboje mamy ochotę.
            Po tych słowach zaczął torturować Twoją szyję i składać na niej gorące pocałunki. Odnalazł bez trudu Twoje czułe miejsce i przyssał się do niego ustami. Z Twojego gardła wydobył się jęk, którego nie potrafiłaś dłużej powstrzymywać. Chłopak warknął na jego dźwięk i zjechał ustami na miejsce gdzie zaczynała się Twoja szczęka. Wędrował w górę zatrzymując się tuż przy ustach. Wydawał się wahać, jakby nie do końca pewny czy powinien kontynuować. Twoje wargi się rozchyliły w oczekiwaniu. Poczułaś już delikatne muśnięcie, a wtedy...
            - (t.i.)! Kolacja gotowa! Chodźcie do jadalni! - zawołała Twoja mama.
            O Boże. Natychmiast zepchnęłaś z siebie Louisa, który niezadowolony wylądował na ziemi. Wstałaś z całą czerwoną twarzą i wyciągnęłaś w jego kierunku rękę.
            - Przepraszam... To nie miało być takie...gwałtowne - urwałaś zawstydzona. Chłopak potarł głową ze skrzywioną miną.
            - Następnym razem jak będziesz chciała mnie zabić - uprzedź - powiedział. Nieoczekiwanie z Twoich ust wydobył się śmiech. Pierwszy skierowany do niego. Jego twarz się rozjaśniła. Pozwolił pomóc sobie wstać, ale nie puścił Twojej ręki nawet kiedy stał już przed Tobą.
            - Powinnaś częściej się przy mnie śmiać - odparł niemal czule. Zaczerwieniłaś się jak zwykle. Jak to możliwe, że cała Twoja rozgadana i pewna siebie osobowość odchodziła przy nim w zapomnienie?
            - To zależy raczej od Ciebie - powiedziałaś nie patrząc mu w oczy. Louis położył palce pod Twoją brodę i podniósł ją do góry, żebyś na niego spojrzała.
            - Wiele zależy ode mnie - mruknął sugestywnie.
            Wyrwałaś się i cała czerwona wyszłaś z pokoju. Usłyszałaś za sobą jego śmiech, a chwilę później poczułaś jak szczypie Cie w tyłek.
            - Louis!
            - No co? - odparł z niewinnym uśmieszkiem zamykając drzwi do Twojego pokoju.  Przewróciłaś oczami.
            - Jesteś niemożliwy - westchnęłaś.
            - Żałuj, że nie widziałaś mnie w łóżku - szepnął Ci do ucha. Odskoczyłaś i niemal pobiegłaś do jadalni gdzie siedział już Twój brat i ojciec. Z miejsca atmosfera zrobiła się spięta.
            - To jest mój...kolega Louis, Louis mój brat i tata - przedstawiłaś chwilę zastanawiając się jakiego użyć słowa przy określeniu Louisa.
            Mężczyźni przywitali się tym typowym uściskiem, który wszyscy osobnicy płci męskiej znają chyba od urodzenia. Nie dowierzałaś, gdy już po chwili zaczęli rozmawiać z ożywieniem o głupich meczach, samochodach i innych takich. To się nie dzieje naprawdę. Twój nauczyciel siedzi z Tobą przy stole i rozmawia z Twoim ojcem jakby byli starymi przyjaciółmi. Nagle bez ostrzeżenia poczułaś dłoń Louisa na swoim kolanie. Spięłaś się natychmiast, ale nie mogłaś nic powiedzieć, bo Lou był tak zajęty rozmową, że wyglądało by dziwnie, gdybyś im przerwała oskarżaniem go o molestowanie, naruszanie przestrzeni osobistej i posiadanie najseksowniejszego tyłka świata. Boże, to ostatnie wykreślić. Jego dłoń zaczęła przesuwać się w powoli w górę. Nie potrafiłaś myśleć o niczym innym tylko o tym, że masz na sobie cholerną spódnicę, bo jesteś leniem i nie przebrałaś się po zakończeniu. Teraz żałowałaś własnego nieróbstwa. Jego palce bez problemu zaczęły wsuwać się pod obcisły materiał. Chciałaś dyskretnie strząsnąć jego rękę kiedy musnął Twoją bieliznę. Zakrztusiłaś się, a oczy omal nie wyleciały Ci z orbit. Wszyscy przy stole łącznie z mamą, która dołączyła do was chwilę wcześniej, spojrzeli na Ciebie zdziwieni. Przybrałaś najbardziej neutralny wyraz twarzy na jaki było Cie stać i schowałaś rękę pod stół. Chwyciłaś go za nadgarstek i próbowałaś odciągnąć. Wtedy on bez ostrzeżenia mocno przejechał palcem po miejscu u styku Twoich nóg. Zacisnęłaś zęby, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, a w podbrzuszu poczułaś nieznany ucisk. Nim ponowiłaś próbę odciągnięcia jego ręki, Louis powtórzył swoją torturę. Raz i drugi, i trzeci i czwarty... Twoja ręka osłabła i puściłaś jego nadgarstek. Twoja bielizna szybko zrobiła się wilgotna. Zasłoniłaś twarz włosami, żeby nikt nie zobaczył Twoich rumieńców.
            - (t.i.), czemu nie jesz? - spytała Twoja mama.
            Z miejsca wpakowałaś sobie do ust trochę sałatki, która z trudem przeszła Ci przez gardło, bo Louis w tym samym momencie przestał się cackać i wsunął palce pod koronkę i zwiększył tempo. Miałaś ochote się wić, ale wszystko co mogłaś zrobić to wstrzymać powietrze licząc na to, że się nad Tobą zlituje. Nagle poczułaś dziwne uczucie. Z każdą chwilą czułaś, że TO jest coraz bliżej. O Boże.
            - (t.i.)? Wszystko w porządku? Masz wypieki na twarzy - zauważył Twój ojciec z troską.
            - Wszystko jest...cudownie - wydukałaś ostatkami samokontroli powstrzymując głośny jęk, gdy Louis dotarł do najczulszego punktu.
            Z przerażeniem poczułaś, że on nie zamierza przestać. Ukryłaś twarz w dłoniach bardzo dobrze udając zmęczenie. W rzeczywistości rozchyliłaś wargi i zaczęłaś oddychać przez usta. Gdy coś w Tobie wybuchło, a niesamowita przyjemność rozlała się po Twoim ciele zdałaś sobie sprawę z czegoś przerażającego. Doszłaś przez swojego nauczyciela. Przy swoich rodzicach.

 _________________________________________________________________

To mój pierwszy prawdziwy imagine +18 dlatego wybaczcie, ale może być trochę nieogarnięty ;P Dziękuje za to, że czytacie i komentujecie, nic tak bardzo nie motywuje do działania jak Wasze miłe słowa. Kocham Was <3 ~ Eva
 Komentarz za komentarz

wtorek, 22 października 2013

Imagine 28 Louis Part III


            Wieczorem miała być impreza u jednej popularnej dziewczyny. Była już 18, a Ty wciąż nie mogłaś się zdecydować czy na nią iść. Z jednej strony chciałaś jeszcze raz zobaczyć wszystkich razem i spędzić z nimi ten czas, ale z drugiej... Tomlinson tak bardzo wkradł się do Twojego umysłu, że wszystko o czym potrafiłaś myśleć to on. Nie sądziłaś, żeby fantazje o nauczycielu, nieważne że byłym, pomagały rozluźnić się i dać się ponieść zabawie. Pewnie nie potrafiłabyś się nawet do porządku upić. Albo co gorsza zrobiłabyś coś pokroju pójścia do niego i... I tu kończyła się Twoja wyobraźnia. Sama nie potrafiłaś wywnioskować co w zasadzie zrobiłabyś pod wpływem alkoholu. Chyba lepiej będzie jak po prostu nie pójdziesz. Nagle odezwał się dzwonek Twojego telefonu.
            - Halo? - spytałaś po tym jak na ekranie wyświetlił się nieznany numer.
            - Jeśli zamierzasz iść na dzisiejszą imprezę dam Ci dobrą radę. Nie idź - usłyszałaś niski głos po drugiej stronie. Twoje serce zamarło, a oczy rozszerzyły się do nienaturalnie dużego rozmiaru.
            - Kto mówi? - wydukałaś. Melodyjny i charakterystyczny śmiech sprawił, że wciągnęłaś ze świstem powietrze w płuca.
            - Louis. - Mężczyzna zaśmiał się ponownie. Zamknęłaś powieki i ścisnęłaś dwoma palcami kość nosową.
            - Czego pan...czy może raczej Ty, ode mnie chcesz? - spytałaś siadając na łóżku. - I skąd wiesz imprezie?
            - Bo ja dużo wiem. A Ty jesteś inteligentną dziewczyną. Sama zgadnij - powiedział. Przełknęłaś ślinę.
            - A co jeśli nie jestem tak mądra za jaką mnie pan uważa i potrzebuję podpowiedzi?
            - Hmm... Wtedy chyba musiałbym trochę Cie douczyć. Bo bardzo zależy mi na tym, żebyś sama na to wpadła - wymruczał.
            Już miałaś odpowiedzieć kiedy usłyszałaś dzwonek do drzwi.
            - (t.i.) otwórz! - zawołała Twoja mama.
            - Przepraszam, muszę kończyć - mruknęłaś.
            Z prawdziwą ulgą nacisnęłaś czerwoną słuchawkę. Wszystkie Twoje mięśnie jak na zawołanie rozluźniły się, a powietrze znowu zaczęło wypełniać Twoje płuca w normalnym tempie. Poszłaś do przedpokoju i z rozmachem otworzyłaś drzwi. Stanęłaś jak wryta kiedy Twoim oczom ukazał się wysoki mężczyzna o bystrym spojrzeniu i przystojnej twarzy. Na jego głowie spoczywała czapka zakrywająca w większości jego gęste, rozczochrane włosy, a ubranie było znacznie mniej oficjalne niż to, w którym zazwyczaj go widywałaś. I wyglądał w takiej wersji cholernie dobrze.
            - Co Ty tu... - zaczęłaś z niedowierzaniem. Twój były nauczyciel wyciągnął zza pleców bukiet pięknych kwiatów o fioletowej i żółtej barwie.
            - Hej - odparł unosząc kącik ust ku górze.
            - O, dzień dobry - powiedziała Twoja mama stając obok Ciebie.
            - Dzień dobry pani. Jestem przyjacielem (t.i.), czy wspominała, że dzisiaj przyjdę? - zapytał z tak niewinnym i czarującym uśmiechem, że nie wiedziałaś czy masz go walnąć po głowie czy może westchnąć z zachwytu.
            - Nie wspominała, ale pewnie wyleciało jej z głowy, proszę wejdź chłopcze - odparła Twoja mama.
            Nawet nie zdążyłaś wymyślić czegokolwiek co wyplątałoby Cie z tej sytuacji. I poza tym 'chłopcze'? Czy kogoś o wyglądzie 25-letniego modela cholernego Calvina Kleina można nazwać chłopcem? Poważnie zaczęłaś zastanawiać się nad zdrowiem psychicznym i/lub wzrokiem swojej rodzicielki. Louis wszedł do środka i z pięknym uśmiechem podał kwiaty Twojej mamie.
            - Dla pani i dla Ciebie - powiedział wyjmując jedyną czerwoną różę w całym bukiecie, którą wcześniej przeoczyłaś, bo zasłoniły ją płatki innego kwiatu. Przyjęłaś ją rumieniąc się mimowolnie.
            - Zjesz z nami? Właśnie miałam szykować kolację.
            Co? Nie nie nie! On nie może tu zostać! A już na pewno nie będzie siedział przy tym samym stole co Ty. Otworzyłaś już usta, żeby zapobiec katastrofie, ale Louis uprzedził Cie uprzednio splatając dłonie i opuszczając je w dół.
            - To będzie prawdziwa przyjemność. - Uśmiechnął się szczerze, ale tylko Ty widziałaś złowrogi błysk w jego oczach. O Boże. To się nie dzieje naprawdę.
            - Przyjdźcie za 20 minut.
            Po tych słowach zostawiła waszą dwójkę w korytarzu. Louis nie czekał i natychmiast przyparł Cie do ściany unieruchamiając Twoje nadgarstki nad głową. Pochylił się i musnął wargami Twoją szyję.
            - Co Ty...- wydukałaś nietrzeźwo zbyt oszołomiona nagłą bliskością.
            - Ułatwiam Ci odgadnięcie czego od Ciebie chcę - wychrypiał muskając nosem wrażliwą skórę z Twoim uchem.
            - Ale Ty jesteś moim nauczycielem! - zaprotestowałaś cicho, mimowolnie przymykając powieki, gdy jego język dotknął Twojej szyi. Serce tłukło Ci się w piersi jak jakaś pieprzona bomba gotowa w każdej chwili wybuchnąć.
            - Po pierwsze - już nie, po drugie - jestem tylko 7 lat starszy, a po trzecie... - Docisnął swoje biodra do Twoich sprawiając, że z Twoich rozchylonych ust wydobył się cichutki jęk. - A po trzecie oboje wiemy, że tego chcesz.
            - Wcale nie. - Chciałaś powiedzieć to stanowczo, ale w tym momencie złapał płatek Twojego ucha między zęby i zabrzmiało to jak westchnienie. Poczułaś jak jego pierś wibruje, gdy się zaśmiał.
            - Wcale tak.
            Wyjął z Twojej uniesionej nad głowę dłoni różę i sekunde się jej przyglądał. Z uśmieszkiem nie wróżącym niczego dobrego zaczął przejeżdżać po Twoim policzku. Dotyk delikatnych płatków przyprawił Cie o dreszcze, a oczy Louisa były wpatrzone w Ciebie z całą swoją intensywnością. Kwiat zjechał na Twoje wargi, a potem brodę, żeby po chwili dotknąć Twoich obojczyków. Gdzie jest do cholery Twój zdrowy rozsądek i jakikolwiek instynkt samozachowawczy?! Tomlinson odsunął od Ciebie narzędzie tortur i oderwał jeden płatek. Wrzucił Ci go za bluzkę nim zdałaś sobie sprawę z jego zamiarów. Delikatna struktura musnęła Twoją pierś zanim nie spadła dalej.
            - Następnym razem to będą moje usta - powiedział władczo.
            Odsunął się od Ciebie i jakby nic się nie stało poszedł w głąb korytarza gdzie przypadkiem znajdował się Twój pokój.
            - Ja chyba śnie... - szepnęłaś do jego pleców.
            TO był jeden wielki popieprzony i cholernie pociągający absurd.
            - Idziesz? Chciałbym w końcu zobaczyć Twój pokój. - Uśmiechnął się zawadiacko.
            - A mam jakiś wybór? - Uniósł brew co nadało mu młodszy wygląd.
            - Jesteś pewna, że chcesz znać odpowiedź na to pytanie? Gdzie jest Twój pokój?
            - Ostatnie drzwi na lewo. Ja... Muszę iść na chwilę do łazienki.
            Bez dalszych wyjaśnień wparowałaś do małego pomieszczenia i oparłaś ręce o umywalkę. Spojrzałaś na swoją zarumienioną twarz i przypomniałaś sobie o tym cholernym płatku. Wsadziłaś dłoń pod bluzkę i starałaś się go znaleźć. Jak na złość, nawet to musiało pójść nie po Twojej myśli. Miałaś tylko nadzieję, że wypadł gdzieś na korytarzu. Ochlapałaś twarz zimną wodą i z nerwami rozsadzającymi Twoje ciało wyszłaś z łazienki. Gdy znalazłaś się w końcu w swoim pokoju Twoje oczy zatrzymały się na Tomlinsonie, a ciało napięło się do granic możliwości. W końcu nie codziennie widzi się swojego byłego nauczyciela w swobodnej pozie na własnym łóżku.

_________________________________________________________________

Po pierwsze dziękuję za 9 tysięcy wyświetleń, jeszcze tysiąc i dojdziemy do 5-cio cyfrowej liczby! A skoro już zaczęłam od podziękowań to bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednią częścią, mile mnie zaskoczyliście <3 Zapowiadam, że prawdziwa akcja zacznie się dopiero w następnej części, więc musicie czekać cierpliwie do jutra lub czwartku ;P
Komentarz za komentarz ;)

poniedziałek, 21 października 2013

Imagine 28 Louis Part II



            Leżałaś na łóżku cały czas w ubraniu ze szkoły. W Twojej głowie szalało tornado myśli nie pozwalające dopuścić do siebie tak prozaicznych rzeczy jak zdjęcie butów czy przebranie się w coś wygodniejszego. Byłaś oszołomiona tym co stało się w klasie. Pan Tomlinson nigdy nie był taki...odważny w stosunku do Ciebie. To nie tak, że to zaczęło się dzisiaj i dlatego byłaś zszokowana. Nie. To zaczęło się o wiele wiele wcześniej, ale dopiero teraz on dał Ci znak, że też to czuje. To cholerne pragnienie rozrywające Cie od środka. Póki byłaś jego uczennicą to były tylko fantazje, snute w chwilach słabości, odległe i niemożliwe do spełnienia. A za mniej niż dobę, pan Tomlinson oficjalnie przestanie być Twoim nauczycielem i... I co właściwie? Zdjęłaś ze stóp szpilki i zsunęłaś obcisłe spodnie z nóg. Weszłaś pod kołdrę i otuliłaś się nią dając sobie złudne poczucie bezpieczeństwa. Zamknęłaś powieki starając się ze wszystkich sił wyprzeć ze świadomości wspomnienie niebiesko-szarych oczu, które prześladowały Cie o każdej porze dnia i nocy. Nawet kiedy nie był w pobliżu miałaś wrażenie, że czujesz jego zapach. Zawsze ulotny i nie do końca rozpoznawalny, bo nigdy nie byłaś na tyle blisko, żeby poczuć go w pełni. To nie była szczeniacka miłość do nauczyciela tylko chora obsesja kimś z zupełnie innego świata. Kimś starszym, bogatszym w doświadczenia, o których Tobie zdarzało się tylko czytać. Zacisnęłaś powieki. Dla Ciebie Louis moja droga. Podświadomie czułaś, że te słowa były początkiem czegoś czego równie mocno pragnęłaś i się bałaś.

***

            Spojrzałaś z dumą na świadectwo. No cóż, idealne nie było, ale te przedmioty, na których Ci zależało wyciągnęłaś na najlepsze oceny na jakie było Cie stać. Z uśmiechem uściskałaś przyjaciółkę chwilę po tym jak odebrała swoje. Akademia przeciągała się niemiłosiernie. Krzywiłaś się z niecierpliwością siedząc na niewygodnym krzesełku. Obróciłaś głowę w bok, żeby spojrzeć przez okno. Obserwowałaś o wiele ciekawsze rzeczy dziejące się za szybą kiedy czyjś głos przyprawił Cie o dreszcze w okolicach kręgosłupa.
            - No cóż, tak jak powiedziała pani dyrektor, będziemy tęsknić za waszym rocznikiem, nie łudzę się, że z wzajemnością - przerwał z szerokim uśmiechem, a tłum roześmiał się z jego żartu.
            Jego widok zaparł Ci dech w piersiach. Idealnie skrojona marynarka, czarne przylegające spodnie i luźno spuszczone szelki, który sprawiały, że wyglądał prawie jak uczeń. Prawie. To jego twarz rozwiewała wszelkie wątpliwości. Ktoś o tak idealnie męskich i dojrzałych rysach nie mógłby być Twoim rówieśnikiem. Delikatny zarost zdawał się miękko otulać jego szczękę, a włosy rozczochrane na wszystkie strony łagodziły odrobinę jego obłędnie seksowny wizerunek. Jakby wyczuwając, że na niego patrzysz jego hipnotyzujące oczy zwróciły się w Twoim kierunku. Natychmiast odwróciłaś wzrok.
            - Zaczynacie nowy etap w życiu, każde z was pójdzie w inną stronę. Proszę was tylko, żebyście nie zapomnieli kim jesteście w tym całkowicie nowym dla was świecie dorosłych. No i nie zapomnijcie o waszym narwanym matematyku oczywiście - wyszczerzył się, a pani dyrektor wzniosła oczy do nieba kręcąc głową. - Nie przedłużając, bo nasz szanowna pani dyrektor już patrzy na mnie wzrokiem bazyliszka, gratuluje wam wszystkim i życzę sukcesów!
            Uczniowie zaczęli bić głośne brawa panu Tomlinsonowi, który był zdecydowanie ulubionym nauczycielem wszystkich. A już szczególnie Twoim. Gdy akademia dobiegła końca tłum wylał się z auli na korytarz. Próbowałaś w tym tłumie znaleźć swoją przyjaciółkę jednak nigdzie nie mogłaś jej dostrzec. Na zewnątrz jej nie było więc wróciłaś do środka gdzie wciąż była masa uczniów. Co jakiś czas posyłałaś znajomym osobom uśmiech i pytałaś czy widzieli Twoją zgubę. W końcu ktoś powiedział, że widział jak szła z kwiatami do wychowawcy. Klepnęłaś się w czoło. Oczywiście, że tak. Jak mogłaś o tym zapomnieć? Pobiegłaś do swojej sali i skręcając w boczny korytarz zderzyłaś się z czyimś twardym ciałem. Nieznajomy podtrzymał Cie za ramiona. Spojrzałaś w górę szukając oczu tej osoby i zamarłaś.
            - Pan Tomlinson - wydukałaś prostując się w jednej sekundzie.
            Mężczyzna przymrużył seksownie oczy i oparł się swobodnie o ścianę jedną ręką. Był tak blisko, że czułaś promieniujące od niego ciepło. Jego koszula uniosła się z boku odrobinę do góry odsłaniając niewielki fragment jego umięśnionego brzucha. Mały, ale wystarczający, żeby wywołać w Twoim brzuchu przyjemny ucisk.
            - Co ja Ci mówiłem o nazywaniu mnie 'panem Tomlinsonem'? Ciebie to już nie dotyczy - powiedział.
            Przełknęłaś ślinę, gdy pochylił się lekko i wyciągnął przed siebie ręke jakby chciał dotknąć Twojego policzka. Spięłaś się cała w oczekiwaniu. Wstrzymałaś oddech i wypuściłaś powietrze z płuc dopiero kiedy odsunął swoją dłoń od Twojej twarzy muskając wcześniej Twoje włosy. Spojrzałaś na niego pytająco.
            - Miałaś coś we włosach - odparł prostując się jakby nic się przed sekundą nie stało. Jakby Twoje serce omal nie stanęło w piersi na myśl o dotyku tej szorstkiej, ciepłej dłoni na swojej skórze.
            - Szukasz kogoś? - spytał jednocześnie minimalnie się do Ciebie przybliżając. Jego ruch sprawił, że do Twoich nozdrzy napłynął jego męski, drażniący zmysły zapach. Rozkojarzyło Cie to na tyle, że potrzebowałaś zdecydowanie za dużo czasu, żeby zrozumieć proste pytanie.
            - Mojej przyjaciółki, widział ją pan?
            - Nie widziałem. Louis.
            - Co Louis? - zmarszczyłaś brwi. Zaśmiał się nisko i melodyjnie.
            - Tak trudno było użyć mojego imienia? Louis. Tak mam na imię. Louis - powtórzył z naciskiem na pierwszą sylabę..
            - A, no tak. Ja...
            - Tak? - W jego oczach kryło się rozbawienie. W zasadzie nie 'kryło', bo kryć to on się z tym za bardzo nie próbował.
            - Muszę ją znaleźć. Do widzenia panie...Louis. - Jego imię przeszło Ci z ogromną trudnością przez gardło. Mężczyzna pochylił się wysyłając strumień dreszczy wzdłuż Twojego karku.
            - Uwielbiam dźwięk mojego imienia w Twoich ustach - wychrypiał Ci do ucha.
            Odsunęłaś się jak oparzona i wyminęłaś go kierując się w głąb korytarza. Czułaś na sobie jego spojrzenie tak długo dopóki nie skręciłaś w bok. Gdy tylko zniknęłaś mu z pola widzenia oparłaś się plecami o ścianę i zaczęłaś szybko oddychać. Wplotłaś palce we włosy i pociągnęłaś je lekko chcąc w jakikolwiek sposób ulżyć emocjom rozsadzającym Cie od środka. To zaczynało się robić coraz bardziej skomplikowane. I równie mocno pociągające.

 _________________________________________________________________

Nie trudno zauważyć, że ten imagine nie zdobył jak na razie zbyt wielu fanów, i w zasadzie nie dziwię się po I części, ale obiecuję, że przyłoże się do niego bardziej. Ten wpis to już i tak pewien postęp. Mam pomysł na tego imagina i będę wdzięczna jeśli ktoś (ktokolwiek) napiszę mi co o nim na razie sądzi ;)
Jak zapewne niektórzy zauważyli zawsze odwdzięczam się za komentarz, bo stosuje się do zasady komentarz za komentarz ;)

niedziela, 20 października 2013

Imagine 28 Louis Part I

            Zapewne ku uciesze niektórych (ja wcaaale nie mam tu na myśli Car) ten imaginek będzie z rodzaju tych gorących. Jeszcze nie podjęłam decyzji czy będzie + 18, ale...hmm...<złowrogi uśmieszek>. Następna cześ pojawi się prawie na pewno jutro ;)
              Ponieważ zbliżamy się do kolejnej pełnej dziesiątki to informuję, że imagine 30 z gwiazdką (czyli długi) będzie z Harrym ;)


            Do sali weszła pani dyrektor. Zaczęła gadać o jakiś nieistotnych pierdołach. Zakończenie roku, podziękowania, gratulacje i inne głupoty. Słowa wlatywały mi jednym uchem, a wylatywały drugim. Kompletnie nie obchodziło mnie to co mówiła. Całą swoją uwagę skupiałem na dziewczynie w ostatniej ławce w środkowym rzędzie. Spod blatu wystawały jej długie nogi w czarnych obcisłych dżinsach i szpilkach. Włosy układały się swobodnie wokół jej twarzy kończąc się w okolicach wciętej talii. Obserwowałem jak bardzo powoli przenosi na mnie swój wzrok, żeby po chwili odwrócić go w zupełnie inną stronę przygryzając wargę. Kusicielka. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że na nią patrzę. Zaśmiałem się w myślach. Mimo swojej pozy pewnej siebie kobiety w środku była słodka i niewinna. Cholernie niewinna. Dyrektorka wyszła rzucając mi oburzone spojrzenie, gdy nie odpowiedziałem na jej 'do widzenia'. Musiałem się skupić. Świadomość tego, że jutro o godzinie 10 (t.i.) nie będzie już moją uczennicą zdecydowanie źle działała na moją psychikę. Tak samo jak jej wydekoltowana bluzka. Miałem 26 lat, a przy niej zachowywałem się jak oszalały przez hormony nastolatek. Nagły impuls kazał mi powiedzieć słowa, których pożałowałem już sekundę po tym jak wyszły z moich ust.
            - (t.i.) do tablicy.
            - Proszę pana, jest koniec roku, a w klasie jest może 10 osób. Naprawdę pan tego ode mnie wymaga? - zapytała marudnie.
            Uniosłem brew i posłałem jej krzywy uśmieszek, który miał być odpowiedzią na jej pytanie. Skrzywiła się i wstała z gracją ze swojego miejsca. Przeszła przez całą salę przy akompaniamencie stukotu wysokich czarnych szpilek. Stanęła przed tablicą najpierw rzucając mi wrogie spojrzenie. Zakaszlałem próbując ukryć śmiech. Z irytacją zaczęła rozwiązywać przykład, który jej podyktowałem.
            - Czekaj, pomyliłaś się - wtrąciłem w połowie.
            Wstałem i stanąłem obok niej zmazując ostatnią linijkę nabazgranych przez nią cyfr. Skrzyżowała ręce w talii wypychając piersi do góry. Ze wszystkich sił starałem się nie patrzeć w tamtym kierunku. Zacząłem pisać kredą po tablicy. Nagle ta złamała się w pół i połowa odskoczyła na ziemię. Oboje kucnęliśmy w tym samym momencie, żeby ją podnieść. Byłem szybszy i podniosłem ją zanim ona zdążyła to zrobić. Mój wzrok bardzo powoli przesunął się od ziemi przez jej ciało zatrzymując się na dłużej przy biuście. Na jej policzkach wykwitły różowe plamy i gwałtownie podniosła się do pionu. To było dostatecznym dowodem jej niewinności. Wstałem chwilę po niej i wróciłem do pisania jakby nic się nie stało. A stało się. Straciłem nad sobą panowanie. Przełknęła ślinę, gdy podałem jej kredę i kiwnąłem głową, żeby dokończyła. Zanim skończyła przykład wiele razy się myliła, a ja znałem tego powód. To nie była nowość, napięcie między nami zaczęło się pierwszego dnia mojej pracy tutaj kiedy była w przedostatniej klasie. Pierwszy raz jednak któreś z nas okazało to w tak oczywisty sposób. Usiadła na swoje miejsce i starała się unikać mojego wzroku. Korzystając z tego obserwowałem każdy jej ruch. Prawdę mówiąc odliczałem godziny do końca szkoły. Wtedy przestanie być moją uczennicą. I będę mógł zrobić to na co mam ochotę. Dziewczyna przeczesała włosy i zamknęła na chwilę powieki, jakby chciała się uspokoić. Odetchnęła głęboko, gdy zadzwonił dzwonek, ostatni w tym roku. Zebrała swoje rzeczy i udałaś się do drzwi razem z resztą klasy.
            - (t.i.)? Mogłabyś chwilkę zostać? - spytałem uśmiechając się w duchu.
            Dziewczyna zamarła i odwróciła się powoli w moją stronę. Podeszła do mnie sztywnym krokiem i drgnęła, gdy drzwi do klasy zostały zamknięte z hukiem przez jakiegoś ucznia.
            - Tak panie Tomlinson? - spytała ściskając pasek swojej torebki. Uśmiechnąłem się czarująco widząc jak jej klatka na chwilę przestaje się unosić, żeby po chwili przerwy robić to z podwojoną szybkością.
            - Chciałem tylko życzyć Ci miłych wakacji przed studiami - powiedziałem opierając się o swoje biurko. Rozluźniłem krawat śmiejąc się w duchu na widok jej czujnego spojrzenia obserwującego z uwagą moje ruchy.
            - Och, to... Dziękuje panie profesorze - bąknęła przygryzając wargę. Palcem wskazującym dotknąłem jej płaskiego brzucha, na co jej oczy leciutko się rozszerzyły.
            - Teraz już nie jestem Twoim profesorem - odparłem sugestywnie podnosząc jedną brew. Jej niezawodna  pewność siebie opuściła ją w jednej chwili. Łaskawie opuściłem dłoń przez co rozluźniła się odrobinę.
            - Rzeczywiście. Ja też życzę miłych wakacji - odparła starannie omijając moje moje oczy.
            - Oj będą miłe. Możesz być tego pewna - powiedziałem nisko. Dziewczyna przełknęła ślinę.
            - To do widzenia panie Tomlinson - mruknęła kierując się w stronę wyjścia.
            - Dla Ciebie Louis moja droga - powiedziałem, gdy była już przy drzwiach.
            Dziewczyna nie odwróciła się tylko szybkim krokiem wyszła na korytarz pełen hałasujących uczniów cieszących się, że koszmar szkoły średniej dobiegł końca. Gdy zostałem w sali sam roześmiałem się głośno. O tak. Uwodzenie tej dziewczyny będzie czystą przyjemnością.

sobota, 19 października 2013

Ważne!

Przepraszam, dzisiaj zawaliłam i nie dałam rady napisać imagina. Pojawi się on prawdopodobnie jutro. Zamiast tego zapraszam Was na mojego bloga 'Lost', gdzie przed chwilą pojawił się 5 rozdział. Zapraszam Was do czytania i komentowania i jeszcze raz przepraszam.


Dodatkowo dziękuje za ponad 8 tysięcy wyświetleń, to niesamowite jak szybko przybywa nam wyświetleń *.* Kocham Was wszystkich bardzo bardzo bardzo <3


czwartek, 17 października 2013

Imagine 27 Liam


            Dźwięki Twojej ulubionej piosenki niosły się po całym pokoju. Leżałaś na łóżku i próbowałaś skupić wzrok na rozmazujących się przed oczami cyferkami. W końcu poddałaś się i z irytacją zrzuciłaś podręcznik do matematyki na ziemię. Ukryłaś twarz w poduszce. Jak miałaś się na czymkolwiek skupić skoro ON wracał. Twój przyjaciel, bratnia dusza, po prostu Liam. Minęło parę miesięcy od kiedy widziałaś go ostatni raz. A teraz miał wrócić do swojego rodzinnego miasta na ślub swojej kuzynki. Od paru tygodni wszystko o czym potrafiłaś myśleć to jego śmiech i zrozumienie w oczach, gdy zwierzałaś mu się z najskrytszych słabości i marzeń. Gdybyś tylko była starsza i nie musiała chodzić wciąż do tej głupiej szko... Odgłos przypominający pukanie wyrwał Cie z zamyślenia. Podniosłaś się gwałtownie.
            - Proszę! - powiedziałaś.
            Jednak drzwi pozostawały zamknięte, a pukanie rozległo się ponownie. Zmieszana wstałaś z łóżka i poszłaś otworzyć. Twoje brwi uniosły się na widok pustego korytarza. Miałaś już zamknąć drzwi, kiedy ponownie rozległo się pukanie. Tym razem było głośniejsze i jakby niecierpliwe. Oszalałam czy co? Rozejrzałaś się po pokoju , błądząc oczyma po każdym najdrobniejszym nawet szczególe szukając źródła uporczywego dźwięku. Podeszłaś niepewnie do okna. Pukanie rozległo się ponownie i tym razem wiedziałaś już skąd dobiega. Rozsunęłaś jednym szarpnięciem zasłony, a Twoje oczy rozszerzyły się gwałtownie na widok chłopaka na dachu, który nieco się wzdrygnął przez gwałtowność Twoich ruchów. Zaraz jednak na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Chciałaś natychmiast otworzyć okno, ale Twoje ruchy były chaotyczne znacznie to opóźniając. Gdy w końcu Ci się udało, poczułaś na skórze chłodny powiew powietrza.
            - Cześć Księżniczko - powiedział Liam uśmiechając się szeroko.
            Kompletnie oszołomiona, nie namyślając się zbyt długo wciągnęłaś go do środka z siłą, o którą byś się nie podejrzewała. Chłopak zachwiał się, ale zaraz stanął wyprostowany górując nad Tobą wzrostem.
            - Jak Ty... To... - zaczęłaś wpatrując się w niego z zaskoczeniem. Zaśmiał się i przyciągnął do siebie mocno. Przytulony do Twojego ciała i z brodą na Twojej głowie wziął głęboki wdech.
            - Stęskniłaś się? - zapytał. Czułaś pod policzkiem jak żywo bije jego serce.
            - Co to za pytanie w ogóle! Ty kretynie, mogłeś sobie kark połamać! - wydarłaś się odsuwając się odrobinę, żeby móc na niego spojrzeć. Jego klatka zawibrowała, gdy się śmiał.
            - Ciszej głupolu, myślisz że dlaczego wszedłem przez okno zamiast przez drzwi? Żeby nie wkurzać samym swoim widokiem Twoich rodziców - zachichotał.
            - Masz nierówno pod sufitem wiesz? - Przewróciłaś oczami.
            - To nie cieszysz się, że mnie widzisz? - Zrobił sztucznie smutną minę. Walnęłaś go lekko w pierś.
            - Mówiłam Ci już, że jesteś głupi?
            - Przepraszam jaki? To było seksowny czy boski? - zapytał niewinnie marszcząc brwi. Prychnęłaś.
            - Na pewno nie skromny - mruknęłaś. Uśmiechnął się pokazując równy rządek białych zębów. - Co Ty tu robisz? Miałeś się pojawić dopiero jutro na ślubie.
            - No niby tak, ale najpierw musiałem zobaczyć jak się ma moja księżniczka - odparł i mrugnął uroczo oczami.
            - Twoja 'księżniczka' ma już 18 lat, a nie 8 pamiętasz? - zakpiłaś.
            - Ależ wiem. Księżniczko - zachichotał na widok Twojej zbolałej miny. - Wiesz, że lubie Cie tak nazywać.
            - Pamiętam - burknęłaś. Po chwili zdałaś sobie sprawę z tego, że dalej jesteście do siebie przytuleni. Znałaś go jednak tak długo, że było to równie naturalne co oddychanie.
            - No To co tam u Ciebie?
            - Em... Właśnie poległam w bitwie z algebrą. - Wzruszyłaś ramionami. Ułożył usta w dziubek.
            - Biedactwo moje. W takich chwilach dziękuje Panu za to, że szkołę mam już za sobą - westchnął.
            - Tak i w dodatku jesteś sławny na cały świat i uganiają się za Tobą tłumy nastolatek - powiedziałaś marudnie. Uniósł brew.
            - Zazdrosna? - zapytał.
            - Bardzo. Wiesz przecież jak mnie kręcą psychiczne dwunastolatki... - zawiesiłaś znacząco głos i wzniosłaś oczy do nieba. Ścisnął Cie mocniej.
            - No wiesz? Nie tylko dwunastolatki. Znalazło by się parę gorących osiemnastek - powiedział dumnie.
            - Na przykład?
            - Hmm... No na przykład Ty - wyszczerzył się.
            - A zapomniałam, przecież jestem taaaka gorąca - prychnęłaś rozbawiona.
            - No bardzo Księżniczko - powiedział muskając swoim nosem Twój. Tęskniłaś za takim czułymi gestami między wami. Liam był jak brat i najlepszy przyjaciel w jednym. - A już na pewno gorąco będziesz wyglądać jutro.
            - Heh. Zobaczyłbyś jaką sukienkę wmusiła we mnie Twoja kuzynka to byś się roześmiał. Będę wyglądać jak jakaś karykatura - burknęłaś. Chłopak spojrzał na Ciebie z góry pięknymi oczami
            -  Niby dlaczego?
            - Ta sukienka odsłania zdecydowanie za dużo jak na mój gust i figurę - powiedziałaś.
            - Nawet nie zaczynaj chudzino jedna Ty. - Zmarszczył zabawnie nos. Spojrzałaś na niego powątpiewająco, ale nie skomentowałaś w rzaden sposób jego słów. - O której mam jutro po Ciebie przyjechać?
            - A zamierzasz? - Uniosłaś brwi.
            - No bardzo - zaśmiał się wesoło.
            - No to... 9:40?
            - Czego tylko sobie życzysz Księżniczko. Muszę już iść, obowiązki wzywają.
            - A jakie Ty masz niby obowiązki? - zakpiłaś. Wyprostował się dumnie i wyciągnął z tylnej kieszeni czapkę, którą miał chyba od zawsze. Zaśmiałaś się na widok znaku nietoperza.
            - Jak to jakie? Batman musi uratować dzisiaj jakąś piękną damę w opałach - odparł ze sztuczną powagą. Szturchnęłaś go lekko w klatkę nie ukrywając rozbawienia.
            - Zacznij od ratowania swojej garderoby. Miałeś tą czapkę już w podstawówce - zakpiłaś. Zrobił obrażoną minę.
            - Ale teraz jest jeszcze zajebistsza. W końcu zmienia się razem ze mną - zaśmiał się.
            - Narcyz. Zjeżdżaj zanim moi rodzice się zorientują, że tu jesteś.
            - Już lecę Księżniczko.
            Przytulił Cie jeszcze raz, a Ty stanęłaś na palcach, żeby nie musiał się tak bardzo pochylać. Pocałował Cie w policzek wyszedł ostrożnie przez okno na dach. Obserwowałaś z napięciem jak skacze na ziemię. Oczywiście jak to on wylądował bez problemu i odwrócił się, żeby Ci pomachać po czym potknął się o własne nogi i rozłożył na ziemi jak długi. Klepnęłaś się w czoło wznosząc oczy do nieba.
            - Gdzie zgubiłeś skrzydła Batmanie? - zakpiłaś.
            - To że ich nie widzisz wcale nie znaczy, że nie istnieją - odparł dumnie wstając i otrzepując spodnie.
            - Z takimi tekstami to nie do mnie.
            - Pa Księżniczko! - rzucił na odchodne, a jego śmiech słyszałaś w swojej głowie długo po tym jak zniknął Ci z oczu.

***

            Chyba nie spodziewałaś się, że po wszystkich zabiegach starszej siostry będziesz wyglądać tak...pięknie. Czarna sukienka, która wydawała Ci się nieodpowiednia w sklepie, ściśle otulała Twoje ciało, a dekolt ciągnący się do połowy pleców wydał się nagle bardziej seksowny niż śmieszny. Włosy miękko otaczały Twoją sylwetkę, a rysy nabrały łagodności przez naturalny makijaż.
            - Dziękuje - powiedziałaś przytulając ją mocno.
            - Dobra, dobra bo się rozpłaczę, a ten makijaż robiłam pół godziny! - zaśmiała się odwzajemniając uścisk.
            Twoja siostra pojechała na miejsce razem z rodzicami, a Ty czekałaś aż Liam po Ciebie przyjedzie. Równo o 9:40 pod dom podjechał czarny samochód. Chłopak wysiadł z auta i rozpromienił się na Twój widok.
            - Nie brzydko wyglądasz - przywitał się.
            - U Ciebie bywało lepiej. - Pokręciłaś z udawanym smutkiem głową. Zrobił obrażoną minę.
            - No wiesz? Ja tu Ci takie komplementy prawię, a Ty... - westchnął z rozczarowaniem.
            - Przepraszam mój Ty poeto. Nikt nigdy nie powiedział mi tyle miłych rzeczy - zakpiłaś.
            - No co?
            Przytulił Cie, gdy w końcu pokonałaś ostatni dzielący was metr. Jego ręka zastygła na Twoich odkrytych plecach. Odsunął się szybko i odwrócił Cie tyłem. Spojrzał lekko rozkojarzony na Twoje gołe plecy.
            - Gdzie jest reszta sukienki? - zapytał marszcząc brwi.
            - Nie ma Liaś. I o to chodzi - powiedziałaś rozbawiona. Rzucił Ci dziwne spojrzenie, ale nie powiedział nic więcej. Otworzył Ci drzwi i po chwili sam usiadł na miejscu kierowcy. Dojechaliście na miejsce w niecałe 5 minut. Weszliście do kościoła i zajęliście miejsca na samym przedzie. Nagle poczułaś, że Liam nachyla się do Ciebie lekko.
            - Zakryj włosami te plecy - szepnął.
            - O co Ci zaś chodzi?
            - Nie chcę, żeby ktoś się na nie gapił - powiedział stanowczo.
            - To moje plecy i moja sprawa - odparłaś zirytowana.
            Chłopak wyprostował się cały czas mając na twarzy niezadowolony grymas. Nie wiedziałaś o co mu chodzi. Ślub był piękny i minął zdecydowanie za szybko. W najbardziej wzruszających momentach ściskałaś nieświadomie dłoń Liama i dyskretnie ścierałaś łzy. Kuzynka Liama wyglądał tak pięknie otulona białym puchem, z włosami ułożonymi w skomplikowanego koka i kwiatami wpiętymi w gorset. Gdy wychodziłaś z kościoła poczułaś rękę Liama obejmującą Cie w talii. Chłopak starł ostatnią zbłąkaną łzę z Twojej twarzy.
            - Dziękuje - szepnęłaś bezgłośnie.

***

            Wesele trwało w najlepsze, a Ty zatańczyłaś już chyba z połową gości płci przeciwnej. Jedyną osobą, na której naprawdę Ci zależało, żeby poprosiła Cie do tańca był Liam, ale ten nie ruszał się z miejsca. W końcu ból stóp był nie do wytrzymania i usiadłaś z ulgą na swoim miejscu. Liam przez cały czas się do Ciebie nie odzywał, ale byś wcześniej zbyt roztargniona, żeby to zauważyć.
            - Wszystko w porządku Li? - zapytałaś spoglądając na niego. Jego szczęka była napięta, a spojrzenie wydawało się odległe i nieobecne.
            - Co?
            - Czy wszystko w porządku? - powtórzyłaś kładąc ręke na jego ramieniu. Jego wzrok spoczął na Twojej dłoni.
            - Tak. - Przełknął ślinę. - Chyba tak.
            Nie drążyłaś tematu. Przez kilka następnych godzin grzecznie odmawiałaś prośbom o taniec. W końcu para młoda odjechała kierując się na swój miesiąc miodowy, a większość gości rozeszła się już do domów.
            - Idziemy już? - zapytałaś chłopaka. Spojrzał na Ciebie prosząco.
            - Możemy jeszcze zostać? To ważne.
            - No...dobrze - powiedziałaś niepewnie.
            Minuty mijały i w końcu na sali zostaliście tylko wy dwoje i kelnerzy powoli biorący się za sprzątanie. Nagle Liam wstał i wyciągnął przed siebie ręke. Ujęłaś ją nie rozumiejąc o co mu chodzi. Wstałaś, a chłopak poprowadził Cie na sam środek parkietu. Mimo słabego światła widziałaś dokładnie niezwykły kolor jego oczu.
            - Możesz dać mi swojego ipoda? - zapytał.
            - Em... Jasne. Skąd wiedziałeś, że go przy sobie mam? - Zmarszczyłaś brwi. Jego twarz rozjaśnił delikatny uśmiech.
            - Zawsze go masz - odpowiedział.
            Wyciągnęłaś z malutkiej torebki niebieski odtwarzacz i podałaś mu go wciąż nie rozumiejąc o co w tym wszystkim chodzi. Chłopak wziął go od Ciebie i poszedł w miejsce gdzie wcześniej występował zespół. Podpiął urządzenie do głośników. Chwilę majstrował przy ipodzie aż w końcu skończył, a na sali rozległ się delikatny dźwięk Twojej ukochanej piosenki. Spojrzałaś zaskoczona na Liama. Ten podszedł z powrotem do Ciebie i wyciągnął przed siebie dłoń.
            - Mogę?
            Pokiwałaś głową. Chłopak ujął Twoją dłoń, a drugą położył na Twojej talii. Kołysaliście się bez słowa w rytm spokojnej melodii. Jego oczy przeszywały Cie na wskroś, a palce delikatnie gładziły kręgosłup. Przełknęłaś ślinę próbując opanować ciarki przechodzące po całym Twoim ciele. Poczułaś coś czego zdecydowanie nie powinnaś poczuć w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela.
            - Skąd wiedziałeś, że to moja ulubiona piosenka?
            - Wiem o Tobie wszystko Księżniczko.
            Pokiwałaś głową zgadzając się w zupełności z jego słowami.
            - Dlaczego wcześniej nie poprosiłeś mnie do tańca?
            - Bo chciałem coś sprawdzić.
            - Co chciałeś sprawdzić.
            - Czy to prawda czy tylko mi się wydawało.
            - Co Ci się wydawało? - spytałaś powoli denerwując się jego odpowiedziami.
            - Czy jestem o Ciebie zazdrosny.
            Słowa zawisły między wami, a ciała nie przestały kołysać się delikatnie do łagodnej melodii.
            - I? - zapytałaś.
            Serce przyspieszyło Ci sama nie wiesz dlaczego. To Twój przyjaciel. To Liam. Ten chłopak, z którym dzielisz każde wspomnienie z dzieciństwa, dlaczego więc myślisz jakby to było zasmakować jego ust?!
            - Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? - Spojrzałaś na niego z irytacją. Chciałaś wreszcie wiedzieć.
            - Liam!
            - Dobrze. Byłem cholernie zazdrosny.
            Zatrzymaliście się i oboje czekaliście aż któreś z was coś zrobi. Cofnie te słowa, zaśmieje się, zrobi coś, żeby cofnąć te słowa i nie przekraczać granicy przyjaźni.
            - I co z tym zrobimy? - zapytałaś cicho czekając w napięciu na jego odpowiedź. Chłopak przejechał kciukiem po Twoim kręgosłupie wywołując na skórze rozkoszny dreszcz.
            - Możemy to zignorować albo...
            - Albo?
            Twój oddech przyspieszył, gdy Liam pochylił się lekko, żeby znaleźć się bliżej Twojej twarzy. Jego wargi dotknęły delikatnie Twoich, najpierw niepewnie potem z potrzebą. Zamknęłaś powieki. Twoje serce galopowało w piersi, a ręce opadły wzdłuż ciała. Liam powoli badał Twoje usta wciąż się wahając. Otworzyłaś oczy i położyłaś dłonie na jego piersi odsuwając go od siebie delikatnie.
            - Nie wiem jak to się stało. Przysięgam, że wczoraj nawet nie śniło mi się o tym, że moglibyśmy...że Ty...i..ja... - mówił szybko i nieskładnie.
            - Ja też. Nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni, ale...
            - Ale? - zapytał, a w jego oczach było tyle obawy, że odruchowo sięgnęłaś ręką do jego włosów i przeczesałaś je delikatnie, żeby go uspokoić. Odprężył się widocznie pod Twoim dotykiem.
            - Ale nie dowiemy się czy to błąd dopóki nie spróbujemy - dokończyłaś. Chłopak zamknął oczy i oparł swoje czoło o Twoje.
            - Nigdy nie sądziłem, że poczuje coś takiego do najlepszej przyjaciółki, ale... Boże, chyba dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że Cie kocham. Kocham Cie Księżniczko.
            - Kocham Cie Batmanie.

_________________________________________________________________

I co sądzicie? :)
Zachęcam Was do zaobserwowania mojego bloga, wtedy żaden post Wam nie umknie ;)