Szczerze
mówiąc miałam tego dosyć. Wszyscy potrafili gadać tylko o jednym od tygodnia i
doprowadzało mnie to już do szału. Każdy zachwycał się tym chłopakiem, który
był nowy w naszej szkole jakby był jakimś bogiem. Z tego co wiedziałam cudowna
elitka szkolna chciała go już do siebie przygarnąć. Irytowało mnie coś takiego.
Czy ci ludzie byli naprawdę aż tak płytcy? Wszystko co ich obchodziło to wygląd
i pieniądze. Już wiem dlaczego nie mam życia w tej szkole. Bo nie mam ani
jednego ani drugiego. W dodatku nie spędzam całego swojego wolnego czasu
wgapiając wzrok w ekran telefonu, który wyglądem coraz bardziej przypomina mały
komputer. Ja mam coś takiego jak hobby. Spróbuj się czymś interesować w tej
szkole to już cię znielubią.
Z irytacją trzasnęłam drzwiczkami
swojej szafki, którą w odróżnieniu od innych uczniów wykorzystywałam we
właściwych celach. Nie miałam tam pięciu lusterek, zdjęć z imprez, schowanego
alkoholu, starych kanapek i bluzy chłopaka, którego poznałam 3 dni wcześniej.
Ja w swojej trzymałam książki. To przynajmniej wyjaśnia dlaczego nie mam
przyjaciół i jestem tak mocno przesycona sarkazmem. Nie dziwie się, że matka
już ze mną nie może.
Jeśli chodzi o mnie to jeszcze nawet nie widziałam nowego złotego chłopca naszej szkoły. I jakoś nie było mi z tego powodu przykro. Te kilka osób z którymi rozmawiam patrzą na mnie dziwnie odkąd powiedziałam, że nic mnie nie obchodzi jakiś nowy chłopaczek z grzywką na pół twarzy. Wszyscy zaczęli się wtedy ze mnie śmiać jakbym powiedziała coś naprawdę zabawnego i niezgodnego z prawdą. Cóż, jakoś mi się nie wydaje, żebym się myliła. Jestem pewna, że to kolejny bezmózgi klon, który myśli, że słownik to książka do czytania.
Znalazłam swoją klasę, taszcząc ze sobą gitarę w czarnym pokrowcu. Oczywiście prawie walnęłam nią z całej siły we framugę drzwi i ledwo udało mi się uratować sytuację. Jeśli pojawiła się chociaż jedna mała ryska to chyba sobie coś zrobię. Nienawidzę swojego szczęścia i kalectwa jeśli chodzi o wszelkie czynności związane z koordynacją ruchową. Siadłam w gdzieś w środku, bo z przodu siedziały największy podlizuchy, a z tyłu ci wiecznie naćpani, których czasami się bałam. Nigdy nie wiadomo co człowiek na haju może ci zrobić, więc lepiej ich unikać. Środek był w takim wypadku najbardziej bezpieczną opcją. Lekcję przespałam, żyjąc myślą o nauce gry na instrumencie, którą miałam potem. Chyba jedyny przedmiot, który lubię. Miałam do wyboru to albo prace ręczne, a trzeba wiedzieć, że każdy mój bliższy kontakt z klejem albo nożyczkami kończy się źle. Nie tylko dla mnie, ale też dla innych.
Całą godzinę dwie dziewczyny siedzące za mną rozmawiały z podekscytowaniem o tym nowym chłopaku. Zayn Malik. Coś mi to nazwisko mówiło, ale prawdopodobieństwo, że go znałam było znikome, więc jakoś nie przywiązywałam do tego większej wagi. Zdążyłam się dowiedzieć, że jego oczy były obłędne, rysy tak męskie, że to aż boli, był trochę za chudy i zbyt mądry, bo wszystko wiedział i przez większość czasu te dwie kretynki nie miały pojęcia o czym on mówi, ale przecież jego uroda jakoś łagodzi te wady. Aż mi się wierzyć nie chcę, że dla kogoś inteligencja może być czymś negatywnym. Wstydze się za swoje pokolenie.
Kiedy tylko lekcja się skończyła poleciałam do biblioteki, bo zapomniałam wypożyczyć nuty. Schodziłam po schodach prowadzących w dół jeszcze z parteru, więc była to w pewnym sensie piwnica. Od razu widać jak bardzo interesuje całą dyrekcję prawdziwy rozwój uczniów skoro daje bibliotekę praktycznie w miejscu gdzie nikomu nie chciałoby się schodzić. Byłam w połowie schodów kiedy na samym dole zobaczyłam Jego. Nie miałam wątpliwości, że to on. Czułam, że zwalniam i nie kontrolowałam tego. Boże był piękny. Niesamowity. Miał oczy, które mogłyby należeć równie dobrze do anioła, absurdalnie długie rzęsy, ciemne włosy, w których odbijało się światło. Rysy twarzy tak sympatyczne i ciepłe, a jednocześnie tajemnicze i pociągające, że cholera jasna nawet mi zabiło szybciej serce.
Okej. Był zniewalający. Ale nie padnę mu teraz do stóp jak te trajkoczące idiotki.
Przeszłam obok niego jakby nigdy nic, nie zwracając najmniejszej uwagi po tym jak otrząsnęłam się już z pierwszego wrażenia. Cholera pachniał dobrze. Zbyt dobrze. Chłopaki powinni mieć zakaz używania takich perfum. To zdecydowanie źle działało na słabe nerwy dziewczyn. Na MOJE nerwy.
- Hej! - zawołał za mną. Stanęłam jak sparaliżowana. Pieprzony Zayn Malik. Odwróciłam się powoli z pytającą miną. Z drugiej strony może to nie było do mnie. Uśmiechnął się do mnie trzymając w ręce zawieszkę, którą miałam wcześniej przyczepioną do zamka w pokrowcu na gitarę. - To chyba twoje, prawda?
- Tak moje - mruknęłam cicho zbliżając się do niego niechętnie.
Pewnie zaraz rzuci jakiś nieprzyjemny tekst albo po prostu zabierze mi ten głupi breloczek śmiejąc się ze mnie. Nie żebym nie była do tego przyzwyczajona, ale jednak on był nowy. Nie znał mnie i to bolałoby bardziej. Wyciągnął rękę z moją własnością wciąż ciepło się uśmiechając. I to mi się wydało podejrzane. To nie jest typ uśmiechu, którym ludzie mnie częstują. Wzięłam zawieszkę z jego dłoni przez przypadek muskając jego palce. Przełknęłam ślinę, czekając aż powie mi coś niemiłego. Ale nic takiego się nie stało.
- Dzięki? - To zabrzmiało jak pytanie. Chłopak nie przestawał się uśmiechać i patrzeć na mnie. Spojrzałam w bok, bo zrobiło się niezręcznie.
- Nie ma za co - powiedział. Odważyłam się na niego spojrzeć. Z bliska to zauważyłam. Naprawdę był chudy. Miał chudszą rękę ode mnie. Chciałam się już odwrócić i pójść do biblioteki, ale ten złapał mnie za nadgarstek. - Przepraszam, jak masz na imię?
- Eee… (t.i.) - bąknęłam. Nie wierzę, że ten słaby, skrzeczący dźwięk to mój głos. Zaraz spale się ze wstydu i zmiotę pod ścianę swoje szczątki. Uśmiechnął się znowu.
- Miło mi cię poznać. Bardzo mi miło.
Jeśli chodzi o mnie to jeszcze nawet nie widziałam nowego złotego chłopca naszej szkoły. I jakoś nie było mi z tego powodu przykro. Te kilka osób z którymi rozmawiam patrzą na mnie dziwnie odkąd powiedziałam, że nic mnie nie obchodzi jakiś nowy chłopaczek z grzywką na pół twarzy. Wszyscy zaczęli się wtedy ze mnie śmiać jakbym powiedziała coś naprawdę zabawnego i niezgodnego z prawdą. Cóż, jakoś mi się nie wydaje, żebym się myliła. Jestem pewna, że to kolejny bezmózgi klon, który myśli, że słownik to książka do czytania.
Znalazłam swoją klasę, taszcząc ze sobą gitarę w czarnym pokrowcu. Oczywiście prawie walnęłam nią z całej siły we framugę drzwi i ledwo udało mi się uratować sytuację. Jeśli pojawiła się chociaż jedna mała ryska to chyba sobie coś zrobię. Nienawidzę swojego szczęścia i kalectwa jeśli chodzi o wszelkie czynności związane z koordynacją ruchową. Siadłam w gdzieś w środku, bo z przodu siedziały największy podlizuchy, a z tyłu ci wiecznie naćpani, których czasami się bałam. Nigdy nie wiadomo co człowiek na haju może ci zrobić, więc lepiej ich unikać. Środek był w takim wypadku najbardziej bezpieczną opcją. Lekcję przespałam, żyjąc myślą o nauce gry na instrumencie, którą miałam potem. Chyba jedyny przedmiot, który lubię. Miałam do wyboru to albo prace ręczne, a trzeba wiedzieć, że każdy mój bliższy kontakt z klejem albo nożyczkami kończy się źle. Nie tylko dla mnie, ale też dla innych.
Całą godzinę dwie dziewczyny siedzące za mną rozmawiały z podekscytowaniem o tym nowym chłopaku. Zayn Malik. Coś mi to nazwisko mówiło, ale prawdopodobieństwo, że go znałam było znikome, więc jakoś nie przywiązywałam do tego większej wagi. Zdążyłam się dowiedzieć, że jego oczy były obłędne, rysy tak męskie, że to aż boli, był trochę za chudy i zbyt mądry, bo wszystko wiedział i przez większość czasu te dwie kretynki nie miały pojęcia o czym on mówi, ale przecież jego uroda jakoś łagodzi te wady. Aż mi się wierzyć nie chcę, że dla kogoś inteligencja może być czymś negatywnym. Wstydze się za swoje pokolenie.
Kiedy tylko lekcja się skończyła poleciałam do biblioteki, bo zapomniałam wypożyczyć nuty. Schodziłam po schodach prowadzących w dół jeszcze z parteru, więc była to w pewnym sensie piwnica. Od razu widać jak bardzo interesuje całą dyrekcję prawdziwy rozwój uczniów skoro daje bibliotekę praktycznie w miejscu gdzie nikomu nie chciałoby się schodzić. Byłam w połowie schodów kiedy na samym dole zobaczyłam Jego. Nie miałam wątpliwości, że to on. Czułam, że zwalniam i nie kontrolowałam tego. Boże był piękny. Niesamowity. Miał oczy, które mogłyby należeć równie dobrze do anioła, absurdalnie długie rzęsy, ciemne włosy, w których odbijało się światło. Rysy twarzy tak sympatyczne i ciepłe, a jednocześnie tajemnicze i pociągające, że cholera jasna nawet mi zabiło szybciej serce.
Okej. Był zniewalający. Ale nie padnę mu teraz do stóp jak te trajkoczące idiotki.
Przeszłam obok niego jakby nigdy nic, nie zwracając najmniejszej uwagi po tym jak otrząsnęłam się już z pierwszego wrażenia. Cholera pachniał dobrze. Zbyt dobrze. Chłopaki powinni mieć zakaz używania takich perfum. To zdecydowanie źle działało na słabe nerwy dziewczyn. Na MOJE nerwy.
- Hej! - zawołał za mną. Stanęłam jak sparaliżowana. Pieprzony Zayn Malik. Odwróciłam się powoli z pytającą miną. Z drugiej strony może to nie było do mnie. Uśmiechnął się do mnie trzymając w ręce zawieszkę, którą miałam wcześniej przyczepioną do zamka w pokrowcu na gitarę. - To chyba twoje, prawda?
- Tak moje - mruknęłam cicho zbliżając się do niego niechętnie.
Pewnie zaraz rzuci jakiś nieprzyjemny tekst albo po prostu zabierze mi ten głupi breloczek śmiejąc się ze mnie. Nie żebym nie była do tego przyzwyczajona, ale jednak on był nowy. Nie znał mnie i to bolałoby bardziej. Wyciągnął rękę z moją własnością wciąż ciepło się uśmiechając. I to mi się wydało podejrzane. To nie jest typ uśmiechu, którym ludzie mnie częstują. Wzięłam zawieszkę z jego dłoni przez przypadek muskając jego palce. Przełknęłam ślinę, czekając aż powie mi coś niemiłego. Ale nic takiego się nie stało.
- Dzięki? - To zabrzmiało jak pytanie. Chłopak nie przestawał się uśmiechać i patrzeć na mnie. Spojrzałam w bok, bo zrobiło się niezręcznie.
- Nie ma za co - powiedział. Odważyłam się na niego spojrzeć. Z bliska to zauważyłam. Naprawdę był chudy. Miał chudszą rękę ode mnie. Chciałam się już odwrócić i pójść do biblioteki, ale ten złapał mnie za nadgarstek. - Przepraszam, jak masz na imię?
- Eee… (t.i.) - bąknęłam. Nie wierzę, że ten słaby, skrzeczący dźwięk to mój głos. Zaraz spale się ze wstydu i zmiotę pod ścianę swoje szczątki. Uśmiechnął się znowu.
- Miło mi cię poznać. Bardzo mi miło.
***
Jak
to jest, że jedno spojrzenie i kilka uśmiechów może zmienić człowieka i jego
umysł w jedną, wielką, pełną nonsensu papkę? Jestem chora. Wymyśliłam sobie to
wszystko i świruję. Pewnie się ze mnie naśmiewał i już opowiedział tym
wszystkim swoim znajomym o tym jaka naiwna jestem. Przez niego spóźniłam się na
lekcje, bo rozmawiałam z nim o wiele za długo. Przez niego śmiałam się jak
nigdy dotąd. Przez niego zapomniałam połowy chwytów na gitarze podczas lekcji.
Wszystko przez niego. Ja nie jestem taką dziewczyną. Nie jestem tym typem,
który przeżywa jedno spojrzenie w kółko i w kółko w swojej głowie. A
przynajmniej nie byłam. Bo teraz okazuje się, że mam w głowie tylko jego, a
minął już tydzień odkąd spotkaliśmy się na korytarzu i widziałam go od tej pory
tylko przelotnie. I tydzień odkąd dał mi swój numer. Nie napisałam do niego do tej
pory chociaż już wiele razy zaczynałam. Bo co niby miałabym mu napisać? Nawet jeśli
się ze mnie nie naśmiewa co jest wątpliwe, to nie mielibyśmy o czym rozmawiać,
a on uznałby mnie za nudziarę. Tak by było, wiem to.
- Cześć. - Usłyszałam nagle za sobą. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się na środku korytarza. To było do mnie? Spojrzałam w górę i otworzyłam szerzej oczy na widok Zayna. Uśmiechał się. Znowu. Cholerne serce przyspieszyło całkowicie nie słuchając błagań mojego ciała, żeby się uspokoiło. Staliśmy tak chwilkę, a ludzie mijali nas rzucając nam mało dyskretne spojrzenia. Poczułam, że jeszcze chwila, a zaczne się rumienić. Jeszcze tego mi brakuje. Musze się wziąć w garść. To tylko chłopak. Zwykły chłopak tak?
- Hej - powiedziałam patrząc na niego uważnie.
- Nie napisałaś - stwierdził krótko. Wydawało mi się jakby w jego głosie zabrzmiał zawód. Zaczęłam nerwowo wyginać palce.
- Nie sądziłam, że chciałeś, żebym to zrobiła - mruknęłam. Chłopak zaśmiał się lekko i miałam wrażenie, że wszystko wokół ucichło. Co ja do cholery robię? Dlaczego się tak zachowuje?
- Zwykle kiedy ktoś daje ci swój numer to dlatego, że chcę mieć z tobą jakiś kontakt - powiedział. Chwyciłam swoje łokcie dłońmi, patrząc na niego w zdumieniu. Naprawdę się w tym gubiłam.
- Ale dlaczego chcesz mieć ze mną kontakt? - spytałam. Zayn pochylił się nade mną tak, że nasze twarze dzieliło może kilka centymetrów.
- Bo jesteś jedyną osobą w szkole, która jak do tej pory wydaje się być tego warta.
- Cześć. - Usłyszałam nagle za sobą. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się na środku korytarza. To było do mnie? Spojrzałam w górę i otworzyłam szerzej oczy na widok Zayna. Uśmiechał się. Znowu. Cholerne serce przyspieszyło całkowicie nie słuchając błagań mojego ciała, żeby się uspokoiło. Staliśmy tak chwilkę, a ludzie mijali nas rzucając nam mało dyskretne spojrzenia. Poczułam, że jeszcze chwila, a zaczne się rumienić. Jeszcze tego mi brakuje. Musze się wziąć w garść. To tylko chłopak. Zwykły chłopak tak?
- Hej - powiedziałam patrząc na niego uważnie.
- Nie napisałaś - stwierdził krótko. Wydawało mi się jakby w jego głosie zabrzmiał zawód. Zaczęłam nerwowo wyginać palce.
- Nie sądziłam, że chciałeś, żebym to zrobiła - mruknęłam. Chłopak zaśmiał się lekko i miałam wrażenie, że wszystko wokół ucichło. Co ja do cholery robię? Dlaczego się tak zachowuje?
- Zwykle kiedy ktoś daje ci swój numer to dlatego, że chcę mieć z tobą jakiś kontakt - powiedział. Chwyciłam swoje łokcie dłońmi, patrząc na niego w zdumieniu. Naprawdę się w tym gubiłam.
- Ale dlaczego chcesz mieć ze mną kontakt? - spytałam. Zayn pochylił się nade mną tak, że nasze twarze dzieliło może kilka centymetrów.
- Bo jesteś jedyną osobą w szkole, która jak do tej pory wydaje się być tego warta.
***
Nie
wiem kiedy to się stało. Nagle zorientowałam się, że mój dzień zaczyna się od
jego wiadomości, kończy jego telefonem. Kiedy nie spotkałam go w szkole byłam
zawiedziona i dopiero kiedy wychodziliśmy gdzieś po południu mój dobry nastrój
wracał. Albo kiedy przychodził do mnie. Nigdy ja do niego, bo twierdził, że
jego rodzice są dziwni. Staliśmy się przyjaciółmi. Ludzie ze szkoły jeszcze
bardziej dali mi odczuć to, że mnie nie lubią. Nie rozumieli jak taki chłopak
mógł się zainteresować kimś tak przeciętnym, kto nie interesował się jedynie
życiem towarzyskim i swoją popularnością. Z Zaynem to stało się łatwiejsze. Od
zawsze starałam się nie zwracać uwagi na stosunek ludzi do mnie, ale z nim to
stało się naturalne. Co mnie obchodziło zdanie ich wszystkich skoro miałam przy
sobie kogoś tak cudownego? Zayn był wszechstronny. Inteligentny, zabawny, miał
szeroką wiedzę praktycznie o wszystkim, śpiewał jak anioł chociaż rzadko to
robił, bo wstydził się przy innych co uważałam za słodkie, był zawzięty i
chciał, żebym nauczyła go gry na gitarze chociaż był w tym koszmarny, potrafił
mnie pocieszyć kiedy pokłóciłam się z rodzicami albo miałam po prostu zły dzień.
Zawsze był przy mnie i to mnie trochę przerażało. Bo tak bardzo bałam się do
niego przywiązać. To w każdej chwili mogło okazać się jakiś głupim snem, w którym
zyskuję najlepszego przyjaciela. Ale czy sny mogą trwać 3 miesiące?
Czasami troche się o niego martwiłam. Był bardzo chudy i chociaż nie ujmowało to jego urodzie to po prostu…nie wiem. Czułam, że coś jest nie tak. Nawet jeśli Zayn za każdym razem mówił, że wszystko jest w porządku. Z jakiegoś powodu zawsze dodawał słowo ‘teraz’. Zaczęłam się zastanawiać czy to znaczy, że kiedyś tak nie było. Ale bałam się go spytać. Cały czas miałam wrażenie, że jednym głupim słowem czy gestem mogę to wszystko zniszczyć.
I kiedy zaczęliśmy się ze sobą spotykać jako para to stało się naturalnie. Mimo że wciąż wydawało mi się jakbym żyła czyimś innym życiem. Szalałam za nim. Nie wiedziałam, że ktoś może tak szybko stać się dla mnie całym światem. Zastanawiałam się jak mogłam żyć zanim był obok mnie. Kto pomagał mi zrozumieć mój znienawidzony przedmiot, kłócił się ze mną o najlepszy smak czekolady, przytulał mnie na powitanie jakby nie widział mnie od miesięcy, całował mnie, żeby skończyć kłótnię… On stał się centrum mojego wszechświata i sprawił, ze stałam się troche mniej sarkastyczna, a trochę bardziej otwarta i… Chyba po prostu stałam się sobą. Myślałam, że nic nie ukrywam, że nie wstydze się tego kim jestem, ale najwyraźniej się myliłam. Dopiero przy nim zrozumiałam swoją wartość. Łatwo jest komuś być pewnym siebie kiedy ma obok siebie kogoś kto sprawia, że wierzy się w te wszystkie słowa, które powtarza sobie w głowie.
Właśnie wtedy kiedy wszystko układało się tak dobrze, że myślałam, że żyję w bajce pojawiły się te pogłoski. Za pierwszym razem nie chciałam uwierzyć. Bo to było niemożliwe. Oni wszyscy zdurnieli. To nie mogła być prawda, z resztą Zayn by mi powiedział. A moja pamięć była słaba, nie mogłam tego potwierdzić. Kiedy całą szkołę obiegły te plotki, nie mogłam już tego ignorować, tych spojrzeń i szeptów na nasz widok.
Wieczorem kiedy kładłam się spać sięgnęłam pamięcią daleko wstecz, do pierwszych dni w szkole kiedy miałam zaledwie kilka lat. Trudno było cokolwiek sobie przypomnieć, bo moje życie od zawsze było nudne i samotne, nic się w nim nie działo. Próbowałam sobie przypomnieć ludzi, których wtedy znałam. Wtedy jakieś drobne wspomnienie wkradło się do mojego umysłu, a ja poczułam jak moje ciało staje się zimne i drętwieje. Zayn. Zayn Malik. Poczułam łzy w oczach. Pamiętam. Teraz już pamiętam. Był taki chłopiec, który chodził z nami do szkoły tylko miesiąc. Przyszedł chudy i blady, wyglądał jakby miał się zaraz złamać w pół. Silniejsi od niego od razu wzięli go sobie na ofiarę. Przecież nie poskarży się rodzicom, bo będzie się bał, że dostanie. Kiedy nagle zniknął nikt się tym za bardzo nie przejął. Potem dowiedzieliśmy się, że wykryto u niego nowotwór. Zayn. Mój Zayn. To ten sam chłopak, ta sama osoba. Mój chudziutki jak patyczek Zayn. Nie powstrzymywałam już łez. Płynęły one całkowicie bez udziału mojej woli. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam co się z nim potem stało. Chyba zakładałam, że umarł. Przytuliłam się do poduszki. Myśl, że mogłam go nie poznać była przerażająca. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. To głupie. Znaliśmy się dopiero kilka miesięcy, a ja już wiedziałam, że go kocham. Całym sercem, umysłem, duszą… całą sobą. A on nie powiedział mi o tym wszystkim. Myślałam, że jesteśmy ze sobą szczerzy. Może dlatego nie chciał nigdy, żebyśmy spotykali się u niego. Jego rodzice mogliby coś wspomnieć o jego chorobie. A on tego nie chciał to oczywiste. Po tylu latach przyszedł do szkoły jako nowa osoba, od razu został lubiany i doceniany, nie znałam osoby, która by się nim nie zachwycała. A ja byłam jedną z nich.
Ale mimo wszystko nie powiedział mi.
Czasami troche się o niego martwiłam. Był bardzo chudy i chociaż nie ujmowało to jego urodzie to po prostu…nie wiem. Czułam, że coś jest nie tak. Nawet jeśli Zayn za każdym razem mówił, że wszystko jest w porządku. Z jakiegoś powodu zawsze dodawał słowo ‘teraz’. Zaczęłam się zastanawiać czy to znaczy, że kiedyś tak nie było. Ale bałam się go spytać. Cały czas miałam wrażenie, że jednym głupim słowem czy gestem mogę to wszystko zniszczyć.
I kiedy zaczęliśmy się ze sobą spotykać jako para to stało się naturalnie. Mimo że wciąż wydawało mi się jakbym żyła czyimś innym życiem. Szalałam za nim. Nie wiedziałam, że ktoś może tak szybko stać się dla mnie całym światem. Zastanawiałam się jak mogłam żyć zanim był obok mnie. Kto pomagał mi zrozumieć mój znienawidzony przedmiot, kłócił się ze mną o najlepszy smak czekolady, przytulał mnie na powitanie jakby nie widział mnie od miesięcy, całował mnie, żeby skończyć kłótnię… On stał się centrum mojego wszechświata i sprawił, ze stałam się troche mniej sarkastyczna, a trochę bardziej otwarta i… Chyba po prostu stałam się sobą. Myślałam, że nic nie ukrywam, że nie wstydze się tego kim jestem, ale najwyraźniej się myliłam. Dopiero przy nim zrozumiałam swoją wartość. Łatwo jest komuś być pewnym siebie kiedy ma obok siebie kogoś kto sprawia, że wierzy się w te wszystkie słowa, które powtarza sobie w głowie.
Właśnie wtedy kiedy wszystko układało się tak dobrze, że myślałam, że żyję w bajce pojawiły się te pogłoski. Za pierwszym razem nie chciałam uwierzyć. Bo to było niemożliwe. Oni wszyscy zdurnieli. To nie mogła być prawda, z resztą Zayn by mi powiedział. A moja pamięć była słaba, nie mogłam tego potwierdzić. Kiedy całą szkołę obiegły te plotki, nie mogłam już tego ignorować, tych spojrzeń i szeptów na nasz widok.
Wieczorem kiedy kładłam się spać sięgnęłam pamięcią daleko wstecz, do pierwszych dni w szkole kiedy miałam zaledwie kilka lat. Trudno było cokolwiek sobie przypomnieć, bo moje życie od zawsze było nudne i samotne, nic się w nim nie działo. Próbowałam sobie przypomnieć ludzi, których wtedy znałam. Wtedy jakieś drobne wspomnienie wkradło się do mojego umysłu, a ja poczułam jak moje ciało staje się zimne i drętwieje. Zayn. Zayn Malik. Poczułam łzy w oczach. Pamiętam. Teraz już pamiętam. Był taki chłopiec, który chodził z nami do szkoły tylko miesiąc. Przyszedł chudy i blady, wyglądał jakby miał się zaraz złamać w pół. Silniejsi od niego od razu wzięli go sobie na ofiarę. Przecież nie poskarży się rodzicom, bo będzie się bał, że dostanie. Kiedy nagle zniknął nikt się tym za bardzo nie przejął. Potem dowiedzieliśmy się, że wykryto u niego nowotwór. Zayn. Mój Zayn. To ten sam chłopak, ta sama osoba. Mój chudziutki jak patyczek Zayn. Nie powstrzymywałam już łez. Płynęły one całkowicie bez udziału mojej woli. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam co się z nim potem stało. Chyba zakładałam, że umarł. Przytuliłam się do poduszki. Myśl, że mogłam go nie poznać była przerażająca. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. To głupie. Znaliśmy się dopiero kilka miesięcy, a ja już wiedziałam, że go kocham. Całym sercem, umysłem, duszą… całą sobą. A on nie powiedział mi o tym wszystkim. Myślałam, że jesteśmy ze sobą szczerzy. Może dlatego nie chciał nigdy, żebyśmy spotykali się u niego. Jego rodzice mogliby coś wspomnieć o jego chorobie. A on tego nie chciał to oczywiste. Po tylu latach przyszedł do szkoły jako nowa osoba, od razu został lubiany i doceniany, nie znałam osoby, która by się nim nie zachwycała. A ja byłam jedną z nich.
Ale mimo wszystko nie powiedział mi.
***
-
Zayn musimy porozmawiać - powiedziałam jednego popołudnia kiedy siedzieliśmy
pod kocem na moim łóżku po tym jak próbowałam nauczyć go chwytów najprostszej
piosenki do zagrania jaką znałam. Bez większych skutków z resztą jak zawsze.
- Tak? - Uśmiechnął się do mnie. Jego uśmiech był niezmienny, zawsze tak samo ciepły i dobry, sprawiający, że chciałeś przebywać w jego towarzystwie, żeby tylko móc go zobaczyć, to jak rozświetla jego oczy i wszystko dookoła.
- Czemu nie powiedziałeś mi, że byłeś chory?
Cisza.
Jego uśmiech zgasł, a oczy pociemniały. Spojrzał na mnie jakbym właśnie zrobiła mu coś strasznego. Odsunął się ode mnie i milczał przez dłuższą chwilę. Miałam wrażenie, że w jego głowie przewijają się teraz jakieś okropne wspomnienia, a sądząc po jego cierpiącej minie miałam rację. Chciałam chwycić jego dłoń, ale mnie odtrącił. Po chwili wziął głęboki wdech i sam ujął moją dłoń w swoją.
- Przepraszam - westchnął. - Powinienem był ci powiedzieć. - Spuścił wzrok jakby nie mógł patrzeć mi teraz w oczy. - Jak się dowiedziałaś?
- Po szkole chodziły pogłoski. A potem sobie ciebie przypomniałam. Chodziłeś ze mną do szkoły. Co prawda tylko miesiąc dlatego na początku cię nie pamiętałam, ale teraz już tak. Zayn… Opowiedz mi o tym. Chcę wiedzieć… To ważna część twojego życia, a ja czuje się z niej wykluczona, nie mówiąc już o tym, że cholernie mnie zraniłeś tym, że to przede mną ukrywałeś - dokończyłam łamiącym się głosem. Zayn spojrzał na mnie z bólem w oczach i delikatnie starł kciukiem łzę, która potoczyła się po moim policzku. Wtuliłam się w niego. Szczerze? Byłam na niego wściekła. Jak mógł ukryć coś takiego przede mną?! To jest to co sprawiło, że jest dzisiaj tym kim jest, poza tym jestem jego dziewczyną, jestem pierwszą osobą w kolejności, której powinien powiedzieć o czymś takim, a nie ukrywać to przede mną.
- Przepraszam. Nie chciałem cię tym obarczać. Poza tym ludzie zaczynają mnie traktować zupełnie inaczej kiedy się o tym dowiadują. Nie jestem już chory, nie rozpadnę się na kawałki jeśli spuści się mnie na chwilę z oczu - powiedział twardo co świadczyło o tym, że miał już za sobą takie przypadki. Pogłaskałam go po dłoni. To było trudne dla nas obu, ale musieliśmy przez to przebrnąć. - A więc… Wykryto u mnie chorobę na samym początku pierwszej klasy. Wcześniej podejrzewano dużo innych rzeczy, które miały tłumaczyć moje problemy ze zdrowiem, chudość i bladość. Ale okazało się, że to tak umiejscowiony na moim boku, rozrastający się i przenoszący na narządy wewnętrzne. Miałem jakieś 5% szans na to, że to przeżyję po długich chemioterapiach, zabiegach i operacjach. Ale moi rodzice się nie poddawali. Walczyli o mnie do ostatniej chwili kiedy umierałem na łóżku w stanie, z którego lekarze nie byli już w stanie mnie wyciągnąć. Miałem 14 lat i umierałem. Po latach zbierania pieniędzy na moje leczenia i wyjazdach do najlepszych klinik w kraju, ja i tak umierałem. - Ścisnęłam mocniej jego ramię i zacisnęłam oczy. Płakałam jak głupia, starając się nie wydawać przy tym dźwięków. Byłam wtulona w jego pierś, więc nie widział mojej twarzy, ale jestem pewna, że czuł dreszcze, które mną wstrząsały. – Moje serce zwalniało i zacinało się, moje ciało się poddało, ja sam się poddałem. Całe moje życie to była walka z nowotworem i miałem już tego dosyć. Kochałem moich rodziców i byli jedyną rzeczą za jaką mógłbym zatęsknić. Trzymali mnie za ręce całą noc. Lekarze przewidywali, że do rana opuszczę już ten świat. To był cios dla mojej matki. Była zrozpaczona i dostała szału. Zaczęła krzyczeć, potrząsać mną, mimo że byłem nieprzytomny. Chciała ode mnie jakiejś reakcji, dowodu, że jeszcze żyję. Przyszły po nią pielęgniarki, żeby wyciągnąć ją z pokoju kiedy stało się coś dziwnego. Moje serce zaczęło bić normalnym rytmem. Moja pierś unosiła się mocno i opadała w odpowiednim tempie. Oszukałem przeznaczenie. Sądzę, że i tak się kiedyś po mnie zgłosi, ale to będzie już o wiele później. Przeżyłem. Jakimś cudem przeżyłem. Dożyłem momentu kiedy poznałem ciebie i mogę powiedzieć ci jak bardzo cię kocham. - Uniósł moją brodę i spojrzał mi prosto w moje zapłakane oczy. Po raz pierwszy któreś z nas powiedziało to na głos. Poczułam taką błogość, a jednocześnie strach. Nie mogłam go stracić. Nie teraz.
- Ja ciebie też. Kocham cię tak jak jeszcze nikt nikogo nie kochał.
- Tak? - Uśmiechnął się do mnie. Jego uśmiech był niezmienny, zawsze tak samo ciepły i dobry, sprawiający, że chciałeś przebywać w jego towarzystwie, żeby tylko móc go zobaczyć, to jak rozświetla jego oczy i wszystko dookoła.
- Czemu nie powiedziałeś mi, że byłeś chory?
Cisza.
Jego uśmiech zgasł, a oczy pociemniały. Spojrzał na mnie jakbym właśnie zrobiła mu coś strasznego. Odsunął się ode mnie i milczał przez dłuższą chwilę. Miałam wrażenie, że w jego głowie przewijają się teraz jakieś okropne wspomnienia, a sądząc po jego cierpiącej minie miałam rację. Chciałam chwycić jego dłoń, ale mnie odtrącił. Po chwili wziął głęboki wdech i sam ujął moją dłoń w swoją.
- Przepraszam - westchnął. - Powinienem był ci powiedzieć. - Spuścił wzrok jakby nie mógł patrzeć mi teraz w oczy. - Jak się dowiedziałaś?
- Po szkole chodziły pogłoski. A potem sobie ciebie przypomniałam. Chodziłeś ze mną do szkoły. Co prawda tylko miesiąc dlatego na początku cię nie pamiętałam, ale teraz już tak. Zayn… Opowiedz mi o tym. Chcę wiedzieć… To ważna część twojego życia, a ja czuje się z niej wykluczona, nie mówiąc już o tym, że cholernie mnie zraniłeś tym, że to przede mną ukrywałeś - dokończyłam łamiącym się głosem. Zayn spojrzał na mnie z bólem w oczach i delikatnie starł kciukiem łzę, która potoczyła się po moim policzku. Wtuliłam się w niego. Szczerze? Byłam na niego wściekła. Jak mógł ukryć coś takiego przede mną?! To jest to co sprawiło, że jest dzisiaj tym kim jest, poza tym jestem jego dziewczyną, jestem pierwszą osobą w kolejności, której powinien powiedzieć o czymś takim, a nie ukrywać to przede mną.
- Przepraszam. Nie chciałem cię tym obarczać. Poza tym ludzie zaczynają mnie traktować zupełnie inaczej kiedy się o tym dowiadują. Nie jestem już chory, nie rozpadnę się na kawałki jeśli spuści się mnie na chwilę z oczu - powiedział twardo co świadczyło o tym, że miał już za sobą takie przypadki. Pogłaskałam go po dłoni. To było trudne dla nas obu, ale musieliśmy przez to przebrnąć. - A więc… Wykryto u mnie chorobę na samym początku pierwszej klasy. Wcześniej podejrzewano dużo innych rzeczy, które miały tłumaczyć moje problemy ze zdrowiem, chudość i bladość. Ale okazało się, że to tak umiejscowiony na moim boku, rozrastający się i przenoszący na narządy wewnętrzne. Miałem jakieś 5% szans na to, że to przeżyję po długich chemioterapiach, zabiegach i operacjach. Ale moi rodzice się nie poddawali. Walczyli o mnie do ostatniej chwili kiedy umierałem na łóżku w stanie, z którego lekarze nie byli już w stanie mnie wyciągnąć. Miałem 14 lat i umierałem. Po latach zbierania pieniędzy na moje leczenia i wyjazdach do najlepszych klinik w kraju, ja i tak umierałem. - Ścisnęłam mocniej jego ramię i zacisnęłam oczy. Płakałam jak głupia, starając się nie wydawać przy tym dźwięków. Byłam wtulona w jego pierś, więc nie widział mojej twarzy, ale jestem pewna, że czuł dreszcze, które mną wstrząsały. – Moje serce zwalniało i zacinało się, moje ciało się poddało, ja sam się poddałem. Całe moje życie to była walka z nowotworem i miałem już tego dosyć. Kochałem moich rodziców i byli jedyną rzeczą za jaką mógłbym zatęsknić. Trzymali mnie za ręce całą noc. Lekarze przewidywali, że do rana opuszczę już ten świat. To był cios dla mojej matki. Była zrozpaczona i dostała szału. Zaczęła krzyczeć, potrząsać mną, mimo że byłem nieprzytomny. Chciała ode mnie jakiejś reakcji, dowodu, że jeszcze żyję. Przyszły po nią pielęgniarki, żeby wyciągnąć ją z pokoju kiedy stało się coś dziwnego. Moje serce zaczęło bić normalnym rytmem. Moja pierś unosiła się mocno i opadała w odpowiednim tempie. Oszukałem przeznaczenie. Sądzę, że i tak się kiedyś po mnie zgłosi, ale to będzie już o wiele później. Przeżyłem. Jakimś cudem przeżyłem. Dożyłem momentu kiedy poznałem ciebie i mogę powiedzieć ci jak bardzo cię kocham. - Uniósł moją brodę i spojrzał mi prosto w moje zapłakane oczy. Po raz pierwszy któreś z nas powiedziało to na głos. Poczułam taką błogość, a jednocześnie strach. Nie mogłam go stracić. Nie teraz.
- Ja ciebie też. Kocham cię tak jak jeszcze nikt nikogo nie kochał.
***
Nie
mogę go stracić. Nie teraz.
Moje własne słowa. Kolejny raz. Zacisnęłam powieki, czując, że łzy znowu płyną z moich oczu. Nie potrafiłam już nawet drżeć czy wydawać jakiś dźwięków podczas płaczu. Ból uniemożliwiał mi to wszystko. Patrzyłam pusto przed siebie, trzymając jego rękę. Drugą trzymała mama Zayna. Świat jest cholernie niesprawiedliwy. Zayn miał rację. Jak zawsze ten cholerny głupek miał rację. Oszukał przeznaczenie, a ono upomniało się o niego.
- Nie odchodź - szepnęłam.
To było bezcelowe. Za chwilę mieli go odłączyć. Słyszałam jak ktoś mówił, że on był już martwy od kilku dni. Utrzymywali jego serce przy biciu tylko z naszej prośby. Dostałam dwa lata. Dwa lata spędzone z miłością mojego życia, jedyną osobą, którą kiedykolwiek pokochałam i pokocham. Nikt mi nigdy nie zastąpi mojego Zayna. Jedynej osoby, która akceptowała mnie w całości, która widziała we mnie coś więcej. Mój kochany chudziutki Zayn. Moje całe życie. Nie poradzę sobie bez niego.
Do pokoju wszedł lekarz. Spojrzałam na niego jakby to on był winien temu wszystkiemu. Temu, że Zayn miał nawrót nowotworu, że cierpiał jeszcze bardziej niż ostatnio. Że mnie zostawiał. Boże nie zabieraj mi go. Potrzebuje go. Rozpadne się kiedy on zniknie. Lekarz był coraz bliżej i rzucił nam smutne spojrzenie. W tym momencie nienawidziłam tego człowieka. Nie był niczemu winny, ale ja go nienawidziłam. Zostawcie go! On przeżyje, stanie się cud, jego serce zacznie bić normalnie tak jak ostatnim razem! Nie wytrzymałam i oparłam głowę na piersi Zayna. Nie zabierajcie mi go. Proszę. Proszę…
Chwila napięcia, a później cisza. Lekarz zrobił swoje.
Serce Zayna przestało bić.
W tym momencie ja też umarłam.
Moje własne słowa. Kolejny raz. Zacisnęłam powieki, czując, że łzy znowu płyną z moich oczu. Nie potrafiłam już nawet drżeć czy wydawać jakiś dźwięków podczas płaczu. Ból uniemożliwiał mi to wszystko. Patrzyłam pusto przed siebie, trzymając jego rękę. Drugą trzymała mama Zayna. Świat jest cholernie niesprawiedliwy. Zayn miał rację. Jak zawsze ten cholerny głupek miał rację. Oszukał przeznaczenie, a ono upomniało się o niego.
- Nie odchodź - szepnęłam.
To było bezcelowe. Za chwilę mieli go odłączyć. Słyszałam jak ktoś mówił, że on był już martwy od kilku dni. Utrzymywali jego serce przy biciu tylko z naszej prośby. Dostałam dwa lata. Dwa lata spędzone z miłością mojego życia, jedyną osobą, którą kiedykolwiek pokochałam i pokocham. Nikt mi nigdy nie zastąpi mojego Zayna. Jedynej osoby, która akceptowała mnie w całości, która widziała we mnie coś więcej. Mój kochany chudziutki Zayn. Moje całe życie. Nie poradzę sobie bez niego.
Do pokoju wszedł lekarz. Spojrzałam na niego jakby to on był winien temu wszystkiemu. Temu, że Zayn miał nawrót nowotworu, że cierpiał jeszcze bardziej niż ostatnio. Że mnie zostawiał. Boże nie zabieraj mi go. Potrzebuje go. Rozpadne się kiedy on zniknie. Lekarz był coraz bliżej i rzucił nam smutne spojrzenie. W tym momencie nienawidziłam tego człowieka. Nie był niczemu winny, ale ja go nienawidziłam. Zostawcie go! On przeżyje, stanie się cud, jego serce zacznie bić normalnie tak jak ostatnim razem! Nie wytrzymałam i oparłam głowę na piersi Zayna. Nie zabierajcie mi go. Proszę. Proszę…
Chwila napięcia, a później cisza. Lekarz zrobił swoje.
Serce Zayna przestało bić.
W tym momencie ja też umarłam.
___________________________________________________________________
Witajcie kochanie! Wow, nareszcie, nie mogłam się doczekać tego momentu <3 Wiem, że wejście smoka to raczej nie było, bo imaginek mógł być lepszy i portek Wam raczej nie spaliło z wrażenia (heheh jakie suche, rozumiecie, wejście smoka...spalone portki...dobra już się zamykam), ale kto przykładałby do tego uwage... No dobra ok, wszyscy. Nieważne. W każdym razie ciesze się, że wróciłam, bo okropnie stęskniłam się za Wami, za kontaktem z Wami, patrzeniem jak liczba wyświetleń rośnie i PISANIEM przede wszystkim! Na razie imaginy będą pojawiać się dosyć często, póki mam kilka w zapasie, nie wiem jak będzie potem, ale mam nadzieje, że dotrwam do przerwy świątecznej kiedy z pisaniem będzie lepiej, bo więcej czasu. Co jeszcze? Nie moge się doczekać, aby opowiedzieć Wam o wszystkim co się zmieniło w moim życiu i tak dalej, ale to później. Mam nadzieje, że dacie mi znak, że jesteście tu dalej poprzez komentarz, za nimi stęskniłam się chyba najbardziej i za tym jakiego kopa mi dawały <3 No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak oświadczyć wszem i wobec, że...
BLOG ZOSTAJE OFICJALNIE ODWIESZONY BICZYS!
Witajcie kochanie! Wow, nareszcie, nie mogłam się doczekać tego momentu <3 Wiem, że wejście smoka to raczej nie było, bo imaginek mógł być lepszy i portek Wam raczej nie spaliło z wrażenia (heheh jakie suche, rozumiecie, wejście smoka...spalone portki...dobra już się zamykam), ale kto przykładałby do tego uwage... No dobra ok, wszyscy. Nieważne. W każdym razie ciesze się, że wróciłam, bo okropnie stęskniłam się za Wami, za kontaktem z Wami, patrzeniem jak liczba wyświetleń rośnie i PISANIEM przede wszystkim! Na razie imaginy będą pojawiać się dosyć często, póki mam kilka w zapasie, nie wiem jak będzie potem, ale mam nadzieje, że dotrwam do przerwy świątecznej kiedy z pisaniem będzie lepiej, bo więcej czasu. Co jeszcze? Nie moge się doczekać, aby opowiedzieć Wam o wszystkim co się zmieniło w moim życiu i tak dalej, ale to później. Mam nadzieje, że dacie mi znak, że jesteście tu dalej poprzez komentarz, za nimi stęskniłam się chyba najbardziej i za tym jakiego kopa mi dawały <3 No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak oświadczyć wszem i wobec, że...
BLOG ZOSTAJE OFICJALNIE ODWIESZONY BICZYS!
Kocham Cię normalnie, ale za tą historię mam ochotę wystrzelić Cię z katapulty <3
OdpowiedzUsuńMówiłam Ci że będzie najnajnajlepszy! Moja zdolniacha <3 //Klaudia :*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńAgsghudfhudvjihd!!!!
OdpowiedzUsuńWróciłaś!!!!
Jak ja się za tobą stęskinłam!!!
Czekam na next <3 <3
ZA ŻADNĄ KURWA BLOGERKĄ NIE STĘSKNIŁAM SIĘ NIGDY TAK BARDZO JAK ZA TOBĄ! UWIERZ ŻE W CIĄGU OSTATNICH TYGODNIU BYWAŁAM TU CZĘŚCIEJ NIŻ W SZKOLE.. TAK TO MIAŁO BYĆ ZABAWNE.. DOBRA, NIE NIC. W KĄŻDYM RAZIE CHOLERNIE SIĘ CIESZĘ, ŻE WRÓCIŁAŚ I MAM CHOLERNĄ NADZIEJĘ, ŻE NAS NIE OPUŚCISZ! sh00ke
OdpowiedzUsuńps. naprawdę nigdy nie wiem jak się u Ciebie podpisuję
KLĘKAJCIE NARODY TO JEST NAJBARDZIEJ FENOMENALNY IMAGIN JAKI KIEDYKOLWIEKW SWOIM MARNYM ŻYCIU CZYTALAM O M G HELP MI TAT IS BJURIFUL
OdpowiedzUsuńTak kurewsko tesknilam <3 swietny imagin z reszta jak zawsze! Nie opuszczaj nas juz!!
OdpowiedzUsuńBoże, Ewa:(
OdpowiedzUsuńjak ja cię kocham
ale to opowiadanie było takie cholernie smutne i piękne
kochana
ilypena
Jezu! Jak ja się cieszę, że wróciłaś!!! No tak się za Tobą stęskniłam. Gdy zobaczyłam, że dodałaś imagina szczerzyłam się do telefonu jak jakaś nienormalna :D Teraz po przeczytaniu go płaczę jak głupia... To jest jeden z najpiękniejszych imaginów jakie czytałam, w dodatku jest Zayn'em i bardzo Ci za niego dziękuję <3 Tak strasznie mi się podoba, ale to zakończenie jest okrutne... Dlaczego on z nią nie został? W ogóle te opisy jej przeżyć były tak realistyczne, że naprawdę bez problemu można było wczuć się w uczucia bohaterki co już całkiem pod koniec mnie dobiło. Przepraszam, że ten mój komentarz jest taki dziwny i nie składny, ale po prostu rozwaliłaś mnie tym imaginem.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się kolejnych i jeszcze raz powtórzę, że bardzo, bardzo się cieszę, że do nas wróciłaś :)
Buziaki i do następnego :*
Doma
Uwielbiam tego bloga!!!! Cieszę się, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńO boże! Boże! Boże! Wróciłaś!!! Ale się meha cieszę!!! :D Zaraz lecę czytać... O boże! Kocham cię!
OdpowiedzUsuńOmg! Omg! juz jesteś! Nie mogłam się doczekać, historia jak zwykle piękna. Pozdrawiam i życzę weny. Od przepraszam, ze pisze tak mało komentarzy, ale takie coś to nie jest moja dobra strona, no chyba, ze w opowiadaniach :)
OdpowiedzUsuń