Miałam coś napisać tak po prostu. Potem stwierdziłam, że napiszę tego obiecanego niemal rok temu partowca z Liamem, ale czułam, że historia, która tworzy mi się w głowie potrzebuje Nialla. Tak wiec oto wstęp do historii, którą piszę natchniona silnymi, negatywnymi uczuciami z własnego życia w ostatnich dniach. I pewnie jej nie dokończę XD
_____________________________________________________________________
Poniedziałek. Odetchnąłem głęboko, wdychając znajomy zapach
starej tapicerki. Krople deszczu uderzały w szyby, spływając w dół długimi
torami. Wpatrywałem się pusto w szare, pochmurne niebo, w jakiejś cichej
nadziei, że czas się zatrzyma i będę mógł siedzieć tutaj wieczność, bez
konieczności wychodzenia do ludzi, błądzenia po szkolnych murach z wściekle czerwonej
cegły. Przymknąłem powieki. Gdyby nie edukacja, która niestety wciąż była moim
obowiązkiem, pewnie nie wiedziałbym nawet jaki jest dzisiaj dzień tygodnia.
Wszystkie wyglądały dla mnie tak samo, z wyłączeniem weekendów kiedy właściwie
nie wychodziłem z łóżka. Włożyłem kluczyki do stacyjki i odpaliłem silnik,
który zaryczał głośno. Nie pracowałem nad silnikiem od dawna, pewnie niedługo
słono za to zapłacę, bo samochód działał tylko dlatego, że niegdyś poświęcałem
mu mnóstwo uwagi; mechanika to było mój konik. Przynajmniej do niedawna. Będę
musiał się za to zabrać. Inaczej zostanę zmuszony do jazdy komunikacją miejską.
To oznaczało kolejne 40 minut dłużej wśród ludzi dziennie. Ostatnia rzecz,
której bym chciał.
Ruszyłem powoli, przez swoje chwile dumania i tak byłem już spóźniony, nie było sensu męczyć silnika jeszcze bardziej. Dotarłem pod szkołę 8:08. Mogłem zapomnieć o miejscu na parkingu, więc zaparkowałem w sąsiedniej uliczce. Nałożyłem kaptur na głowę, znowu zapomniałem parasola. Powinienem zostawiać go w aucie, w ten sposób nie moknąłbym za każdym razem. Włożyłem dłonie w kieszenie bluzy i ze spuszczonym na własne stopy wzrokiem, powoli podążyłem znaną na pamięć drogą do budynku. 3 minuty wystarczyły, żebym był całkowicie mokry. Pociągnąłem nosem otwierając drzwi. Woźny potraktował mnie nieprzyjemnym spojrzeniem. Zdążył już sobie mnie zapamiętać. Nie było tygodnia, w którym nie przychodziłbym chociaż w jeden dzień po czasie. Znalazłem swoją klasę i bez słowa wszedłem do środka. 26 par współczujących oczu zmierzyło mnie wzrokiem. Skierowałem się do swojej ławki zauważając jeden ewenement. Dzisiaj w klasie było 27 par oczu. Chociaż te dodatkowe poświęcały uwagę raczej postaciom za oknem, śpieszącym się gdzieś w swoich ciemnych płaszczach, a nie mi. Dziewczyna ubrana w całości na czarno, we włosach spiętych w niedbały kucyk i bez śladu makijażu na zmęczonej, chociaż wciąż stosunkowo ładnej twarzy, siedziała obok mojego miejsca. Nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi kiedy do niej dołączyłem. Nie znałem jej, musiała być nowa. Pewnie nie zwróciłbym na nią uwagi tak jak na całą resztę ludzi dookoła mnie, gdyby nie fakt, że jej buzia wydawała się być nawet smutniejsza od mojej. Kiedy nauczyciel wywołał jej imię i obróciła się do niego, w je niemal czarnych oczach błysnął strach. Postawa jej ciała wskazywała jakby była w każdej chwili gotowa do ucieczki. Profesor poprosił ją, aby wyszła przed klasę i powiedziała kilka słów o sobie. Przymknęła powieki na sekundę, a całym jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Stanęła pod tablicą i dopiero wtedy złapałem się na tym, że cały czas ją obserwowałem, rejestrując każdy detal je sylwetki i najdrobniejszy grymas jej delikatnych rys. Zamknąłem oczy i ścisnąłem swoją kość nosową kciukiem i palcem wskazującym. To nie było ani do mnie podobne, ani miłe, ani chociaż dyskretne. Nowa wyglądała na zagubioną i mogłem ją tym dodatkowo wystraszyć, jeśli by to zauważyła.
- Mam na imię Meridian. Urodziłam się w Cork w Irlandii i do zeszłego miesiąca tam właśnie mieszkałam. Nie mam szczególnych zainteresowań ani hobby. Nie szukam tutaj przyjaciół.
Jej głos był zaskakująco czysty i przyjemny, głęboki. Skłonił mnie do otworzenia oczu już przy pierwszych dźwiękach. Meridian wróciła do ławki, ignorując nieco zaskoczone spojrzenia nauczyciela i zaciekawionych jej postawą uczniów. Do końca lekcji nic nie zwróciło jej uwagi.
Ruszyłem powoli, przez swoje chwile dumania i tak byłem już spóźniony, nie było sensu męczyć silnika jeszcze bardziej. Dotarłem pod szkołę 8:08. Mogłem zapomnieć o miejscu na parkingu, więc zaparkowałem w sąsiedniej uliczce. Nałożyłem kaptur na głowę, znowu zapomniałem parasola. Powinienem zostawiać go w aucie, w ten sposób nie moknąłbym za każdym razem. Włożyłem dłonie w kieszenie bluzy i ze spuszczonym na własne stopy wzrokiem, powoli podążyłem znaną na pamięć drogą do budynku. 3 minuty wystarczyły, żebym był całkowicie mokry. Pociągnąłem nosem otwierając drzwi. Woźny potraktował mnie nieprzyjemnym spojrzeniem. Zdążył już sobie mnie zapamiętać. Nie było tygodnia, w którym nie przychodziłbym chociaż w jeden dzień po czasie. Znalazłem swoją klasę i bez słowa wszedłem do środka. 26 par współczujących oczu zmierzyło mnie wzrokiem. Skierowałem się do swojej ławki zauważając jeden ewenement. Dzisiaj w klasie było 27 par oczu. Chociaż te dodatkowe poświęcały uwagę raczej postaciom za oknem, śpieszącym się gdzieś w swoich ciemnych płaszczach, a nie mi. Dziewczyna ubrana w całości na czarno, we włosach spiętych w niedbały kucyk i bez śladu makijażu na zmęczonej, chociaż wciąż stosunkowo ładnej twarzy, siedziała obok mojego miejsca. Nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi kiedy do niej dołączyłem. Nie znałem jej, musiała być nowa. Pewnie nie zwróciłbym na nią uwagi tak jak na całą resztę ludzi dookoła mnie, gdyby nie fakt, że jej buzia wydawała się być nawet smutniejsza od mojej. Kiedy nauczyciel wywołał jej imię i obróciła się do niego, w je niemal czarnych oczach błysnął strach. Postawa jej ciała wskazywała jakby była w każdej chwili gotowa do ucieczki. Profesor poprosił ją, aby wyszła przed klasę i powiedziała kilka słów o sobie. Przymknęła powieki na sekundę, a całym jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Stanęła pod tablicą i dopiero wtedy złapałem się na tym, że cały czas ją obserwowałem, rejestrując każdy detal je sylwetki i najdrobniejszy grymas jej delikatnych rys. Zamknąłem oczy i ścisnąłem swoją kość nosową kciukiem i palcem wskazującym. To nie było ani do mnie podobne, ani miłe, ani chociaż dyskretne. Nowa wyglądała na zagubioną i mogłem ją tym dodatkowo wystraszyć, jeśli by to zauważyła.
- Mam na imię Meridian. Urodziłam się w Cork w Irlandii i do zeszłego miesiąca tam właśnie mieszkałam. Nie mam szczególnych zainteresowań ani hobby. Nie szukam tutaj przyjaciół.
Jej głos był zaskakująco czysty i przyjemny, głęboki. Skłonił mnie do otworzenia oczu już przy pierwszych dźwiękach. Meridian wróciła do ławki, ignorując nieco zaskoczone spojrzenia nauczyciela i zaciekawionych jej postawą uczniów. Do końca lekcji nic nie zwróciło jej uwagi.
***
Skończyły się wszystkie lekcje, a jedyne co z nich
zapamiętałem to pewien powtarzający się schemat. Meridian za każdym razem
wychodziła z klasy ostatnia, a na kolejne lekcje przychodziła przynajmniej 2
minuty po dzwonku. Przy czym nie wyglądała na buntowniczkę, która próbuje
zwrócić na siebie uwagę albo zdenerwować swoim zachowaniem belfrów. Ewidentnie
w jej czynach był jakiś ukryty sens. Nie było za to sensu w mojej obserwacji
jej. Od dawna nic mnie nie intrygowało ani wywoływało we mnie jakiejś większej
reakcji. Przechodziłem przez każdy kolejny dzień jak cień, który znikał wraz z
zachodem słońca. Nie wiedziałem czy to dobrze, że w końcu coś wyrwało mnie z
tej monotonii, czy źle, bo interesowanie się płcią przeciwną było dla mnie w
tym momencie raczej niewskazane. Byłem zbyt wypruty z uczuć, żeby się w coś
angażować. Z resztą o czym ja w ogóle mówię, ta cała Meridian nie znała nawet
mojego imienia, a ja nic o niej nie wiedziałem. I nie musiałem się tego
dowiadywać.
Wstąpiłem do biblioteki, żeby oddać lektury, których normalnie w życiu bym nie przeczytał, ale ostatnio książki zdawały się być dla mnie jedyną ucieczką od smutnej rzeczywistości, która mnie otaczała. Wchodząc nie zauważyłem wychodzącej postaci i zderzyłem się z nią gwałtownie. Książki upadły na ziemię, a ja ostatniej chwili przytrzymałem nieszczęśnika, który miał pecha na mnie trafić. Poczułem szczupłe ramiona, które całe się trzęsły pod moim dotykiem i szybko wyrwały się z mojego uścisku. Rozpoznałem natychmiast kto to.
- Przepraszam - zwróciłem się do Meridian, która spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. Jej wargi zdawały się drgać, a klatka piersiowa unosiła się i opadała nienaturalnie szybko. Zmarszczyłem brwi na jej reakcję. - Wszystko w porządku? Nie zrobiłem Ci nic?
Dziewczyna przełknęła ślinę i odsunęła się powoli ode mnie. Kucnąłem, żeby podnieść swoje i jej książki z ziemi. Podałem ostrożnie jej własność, widząc wciąż strach w podejrzanie zaszklonych oczach. Trzęsącymi się dłońmi wzięła ode mnie książki i przytuliła je do klatki piersiowej.
- W porządku - powiedziała cicho, a jej usta lekko się wygięły jakby próbowała się uśmiechnąć, ale nie miała wystarczająco dużo sił.
- Jestem Niall - wyrwało mi się.
- Meridian.
- Wiem, siedzimy razem. - Posłałem jej coś na kształt uśmiechu. Po ostatnich 3 miesiącach nie sądziłem, abym był jeszcze do tego zdolny. Wpatrywała się we mnie jakby coś analizowała. Wciąż miała tą obronną postawę jakby spodziewała się, że w każdej chwili mogę ją zaatakować. Co było przecież zupełnie absurdalne i surrealistyczne.
- Widziałam cię wcześniej, na mieście - powiedziała cicho. Wyrwało mi się ledwo słyszalne prychnięcie.
- Musiałaś mnie z kimś pomylić, poza szkołą praktycznie wcale nie jeżdżę na miasto.
- Och, miałam na myśli w miasteczku, w Harrington. Byłeś na molo pierwszego dnia kiedy tu przyjechałam z rodzicami i rzuciłeś mi się w oczy, bo byłeś tam jedyną osobą - wytłumaczyła szybko. Po chwili wyglądała jakby żałowała, że to powiedziała.
- Też mieszkasz w Harrington? Mogę cię podwieźć jeśli nie masz transportu, komunikacja między Grimsby a tą dziurą jest beznadziejna. - Sam nie wiem dlaczego to zaproponowałem. Właściwie od rana nie miałem pojęcia co robię. Wychodziłem poza utarte schematy. W oczach Meridian błysnął niepokój.
- Nie! Nie trzeba… - Zaczęła się ode mnie oddalać jakby wystraszona. Cholera, jeszcze ją do siebie jakoś zraziłem. Ta propozycja wyrwała mi się sama, zupełnie jej nie przemyślałem, ona mogła ją odebrać jako zbyt nachalną chociaż próbowałem tylko być miły. Dlaczego nie mam pojęcia.
- W porządku rozumiem. Nie chciałem się narzucać albo sprawić, żebyś poczuła się nieswojo. Po prostu sam jeździłem wiele lat komunikacją miejską i własny samochód to zbawienie - próbowałem jakoś się wytłumaczyć. Wydawała się nieco uspokoić.
- Rodzice mnie zawożą i odwożą. To dlatego.
- Aaa w takim razie, do zobaczenia jutro?
- Przepraszam jeśli zachowałam się niegrzecznie… Nie lubię obcych. - Uśmiechnęła się przepraszająco. Ten uśmiech był tak smutny, że wywołał we mnie dziwną chęć naprawienia go. - Do zobaczenia Niall.
Patrzyłem za nią długo po tym jak zniknęła za rogiem. Była inna. Wystraszona. Może to głupie, ale wyczuwałem w niej coś znajomego sobie. Jakiś ból, który odgradza ją od społeczeństwa. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego jak to musi wyglądać dla kogoś z zewnątrz. Człowiek, który coś przeszedł jest zupełnie różny od kogoś kto nie został naznaczony takim cierpieniem jak ja. Byłem jak czarna smuga na białej ścianie. Nie dało się jej zetrzeć, można ją było tylko zamalować farbą, w tym znaczeniu ignorować. Tak właśnie robiła większość ludzi. Widziała mnie jako problem lub chciała wymazać, udając, że mnie nie ma. Nie winiłem ich za to. Sam czasami chciałem się wymazać. Nocą właściwie tylko to wydawało się być dobrym rozwiązaniem.
A Meridian? Hmm… Czułem, że nadchodzą jakieś zmiany. Ona zdecydowanie miała jakieś problemy. Ja też je miałem. Na jej widok chciałem jej jakoś pomóc. Może sobie też powinienem?
Wstąpiłem do biblioteki, żeby oddać lektury, których normalnie w życiu bym nie przeczytał, ale ostatnio książki zdawały się być dla mnie jedyną ucieczką od smutnej rzeczywistości, która mnie otaczała. Wchodząc nie zauważyłem wychodzącej postaci i zderzyłem się z nią gwałtownie. Książki upadły na ziemię, a ja ostatniej chwili przytrzymałem nieszczęśnika, który miał pecha na mnie trafić. Poczułem szczupłe ramiona, które całe się trzęsły pod moim dotykiem i szybko wyrwały się z mojego uścisku. Rozpoznałem natychmiast kto to.
- Przepraszam - zwróciłem się do Meridian, która spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. Jej wargi zdawały się drgać, a klatka piersiowa unosiła się i opadała nienaturalnie szybko. Zmarszczyłem brwi na jej reakcję. - Wszystko w porządku? Nie zrobiłem Ci nic?
Dziewczyna przełknęła ślinę i odsunęła się powoli ode mnie. Kucnąłem, żeby podnieść swoje i jej książki z ziemi. Podałem ostrożnie jej własność, widząc wciąż strach w podejrzanie zaszklonych oczach. Trzęsącymi się dłońmi wzięła ode mnie książki i przytuliła je do klatki piersiowej.
- W porządku - powiedziała cicho, a jej usta lekko się wygięły jakby próbowała się uśmiechnąć, ale nie miała wystarczająco dużo sił.
- Jestem Niall - wyrwało mi się.
- Meridian.
- Wiem, siedzimy razem. - Posłałem jej coś na kształt uśmiechu. Po ostatnich 3 miesiącach nie sądziłem, abym był jeszcze do tego zdolny. Wpatrywała się we mnie jakby coś analizowała. Wciąż miała tą obronną postawę jakby spodziewała się, że w każdej chwili mogę ją zaatakować. Co było przecież zupełnie absurdalne i surrealistyczne.
- Widziałam cię wcześniej, na mieście - powiedziała cicho. Wyrwało mi się ledwo słyszalne prychnięcie.
- Musiałaś mnie z kimś pomylić, poza szkołą praktycznie wcale nie jeżdżę na miasto.
- Och, miałam na myśli w miasteczku, w Harrington. Byłeś na molo pierwszego dnia kiedy tu przyjechałam z rodzicami i rzuciłeś mi się w oczy, bo byłeś tam jedyną osobą - wytłumaczyła szybko. Po chwili wyglądała jakby żałowała, że to powiedziała.
- Też mieszkasz w Harrington? Mogę cię podwieźć jeśli nie masz transportu, komunikacja między Grimsby a tą dziurą jest beznadziejna. - Sam nie wiem dlaczego to zaproponowałem. Właściwie od rana nie miałem pojęcia co robię. Wychodziłem poza utarte schematy. W oczach Meridian błysnął niepokój.
- Nie! Nie trzeba… - Zaczęła się ode mnie oddalać jakby wystraszona. Cholera, jeszcze ją do siebie jakoś zraziłem. Ta propozycja wyrwała mi się sama, zupełnie jej nie przemyślałem, ona mogła ją odebrać jako zbyt nachalną chociaż próbowałem tylko być miły. Dlaczego nie mam pojęcia.
- W porządku rozumiem. Nie chciałem się narzucać albo sprawić, żebyś poczuła się nieswojo. Po prostu sam jeździłem wiele lat komunikacją miejską i własny samochód to zbawienie - próbowałem jakoś się wytłumaczyć. Wydawała się nieco uspokoić.
- Rodzice mnie zawożą i odwożą. To dlatego.
- Aaa w takim razie, do zobaczenia jutro?
- Przepraszam jeśli zachowałam się niegrzecznie… Nie lubię obcych. - Uśmiechnęła się przepraszająco. Ten uśmiech był tak smutny, że wywołał we mnie dziwną chęć naprawienia go. - Do zobaczenia Niall.
Patrzyłem za nią długo po tym jak zniknęła za rogiem. Była inna. Wystraszona. Może to głupie, ale wyczuwałem w niej coś znajomego sobie. Jakiś ból, który odgradza ją od społeczeństwa. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego jak to musi wyglądać dla kogoś z zewnątrz. Człowiek, który coś przeszedł jest zupełnie różny od kogoś kto nie został naznaczony takim cierpieniem jak ja. Byłem jak czarna smuga na białej ścianie. Nie dało się jej zetrzeć, można ją było tylko zamalować farbą, w tym znaczeniu ignorować. Tak właśnie robiła większość ludzi. Widziała mnie jako problem lub chciała wymazać, udając, że mnie nie ma. Nie winiłem ich za to. Sam czasami chciałem się wymazać. Nocą właściwie tylko to wydawało się być dobrym rozwiązaniem.
A Meridian? Hmm… Czułem, że nadchodzą jakieś zmiany. Ona zdecydowanie miała jakieś problemy. Ja też je miałem. Na jej widok chciałem jej jakoś pomóc. Może sobie też powinienem?