Zamknęłam piekarnik ze szczerym znudzeniem. Ciasto miało piec się przez 25 minut. Prawie pół godziny spędzę siedząc na ziemi wpatrując się tępo w breję w foremce, z której pewnie nie wyjdzie nic dobrego, bo kucharka była ze mnie marna. Ja ogólnie byłam beznadziejna. Mój nastrój pogarszał się z każdą sekundą. Dzisiaj były urodziny mojego brata, stąd to ciasto. Oparłam głowę o szafkę i podkuliłam nogi, chwytając je rękoma. Przymknęłam oczy. Wszystko wydawało się być całkowicie pozbawione sensu. To już nie tylko moje życie, ale cały ten świat. Byłam rozbita psychicznie do tego stopnia, że wzięłam urlop i trzeci dzień z rzędu nic nie robiłam. Nawet nie jadłam. To sprawiało, że byłam słaba. A przez to większość czasu spałam. Czułam się pusta i nie miałam kompletnie pojęcia co czuje, czego chce i po co mi to wszystko. Życie to najgorsze przekleństwo człowieka.
- Kochanie? Dlaczego siedzisz na podłodze? - spytała moja mam wchodząc do kuchni.
- Pilnuje ciasta - mruknęłam bez entuzjazmu nawet na nią nie patrząc.
- Och... To może... Będziesz tu siedzieć tak?
- Tak - odparłam sucho. Wyczułam jej zmartwione spojrzenie na mojej sylwetce.
- To ja idę posprzątać w salonie. Wołaj jakbyś czegoś potrzebowała skarbie - powiedziała cichutko i wycofała się z pomieszczenia.
Westchnęłam. Okropne uczucie. Wiedziałam, że swoim zachowaniem ranie i dołuje wszystkich dookoła, a mama znów zaczęła brać leki na uspokojenie z mojego powodu, ale to jakby do mnie nie dochodziło. Zdawałam sobie z tego sprawę i nie chciałam, żeby tak było, ale z drugiej strony było mi to zupełnie obojętne i mnie nie obchodziło. Zgaduje, że to właśnie jest depresja. Kiedy nawet ci których kochasz nie są w stanie wzbudzić w tobie głębszych emocji. Wiem, że ich to boli. I chciałabym to zmienić. Ale wiem też, że ich ból jest znośny. A ja nie mam siły tego zmieniać. Depresja jest przedsionkiem śmierci. Żyjesz, ale cie nie ma. To prawie romantyczne. Albo nienormalne.
Walnęłam głową o szafkę. Moje myśli podążały w rejony, z których wyciągnął mnie mój terapeuta dwa miesiące temu. I znowu tu jestem. Jeszcze bardziej nienormalna niż kiedyś. Zdawałam sobie sprawę z tego, że ludziom przydarzają sie o wiele gorsze rzeczy. Dlatego tak często nie rozumie się ludzi z depresją i twierdzi, że wymyślają i życie powinno skopać im ten leniwy tyłek. Jednak depresja oznacza bycie w tak ciemnym miejscu własnej psychiki, że to tak jakby próbować wypłynąć na powierzchnie z wielkim ciężarem przyczepionym do nóg. Człowiek na początku walczy. Potem po prostu się poddaje.
***
- Jakaś ty bladziutka kochanie! I strasznie schudłaś! - paplała jedna z moich ciotek.
Uśmiechałam sie na siłę i powtarzałam, że wszystko jest w porządku. W końcu nie każdy w mojej rodzinie wiedział co sie działo ostatnimi czasy w moim życiu. Nie potrzeba ich tym obarczać, mają swoje problemy. Czekałam z utęsknieniem na pierwszą lepszą okazję, żeby stąd uciec. Wtedy właśnie zadzwonił dzwonek do drzwi, więc zerwałam się ze swojego miejsca mając nadzieje, że to kolejny gość, który odwróci uwagę wszystkich, a ja spokojnie zaszyje się w swoim pokoju. Otworzyłam drzwi próbując się uśmiechnąć. Niemal natychmiast pożałowałam, że nie zostałam w pokoju. Próbowałam zatrzasnąć szybko drzwi, ale to tak jakbym siłowała się ze ścianą. Wystarczyło, że położył rękę na drewnie i włożył odrobine wysiłku w ich unieruchomienie. Moja szczęka drgnęła.
- Czego chcesz Styles? - warknęłam. Patrzył na mnie bez słowa przez sekundy, które równie dobrze mogły być minutami. Pod spojrzeniem jego zielonych oczu czas zdawał się wykrzywiać i gubić.
- Źle wyglądasz - powiedział. Zaśmiałam się sucho.
- No co ty nie powiesz. Pierwsze słyszę - parsknęłam sarkastycznie. Skrzyżowałam ręce pod biustem i rzuciłam mu twarde spojrzenie. Nie chciałam go widzieć. Nie teraz. Najlepiej nigdy.
- Nie ma cie w pracy od trzech dni. Twój kierownik powiedział, że wzięłaś urlop na żądanie - odparł jakby szukając u mnie potwierdzenia tych słów.
- Tak.
- To teraz ja żądam, żebyś wróciła.
- Nie masz prawa czegokolwiek ode mnie żądać. Ani pojawiać sie nagle w moim domu. Porywać mnie. Zmuszacw do jedzenia z tobą pieprzonych lunchy i obiadów. Kazać mi leżeć w swoim gabinecie. Zwalniać moich byłych. Całować mnie bez ostrzeżenia...
- A z ostrzeżeniem mogę?
- Co?
- Ostrzegam cie, że właśnie zamierzam cię porwać po raz drugi. I planuje pocałować cię w najbliższym czasie. A teraz planuje przerzucić cie sobie przez ramię i wynieść z twojego własnego domu. Lepiej?
- Jesteś...
- Tak? - Uśmiechnął się nagle niewyobrażalnie słodko. Nie sądziłam, że jego twarz jest zdolna do czegoś takiego. I nie sądziłam, że będzie miał wtedy dwa głębokie dołeczki, a jego oczy zaczną błyszczeć. Zabrakło mi języka w gardle. - Poczekaj tu chwilkę.
Po tych słowach pocałował mnie szybko w czoło i wszedł głębiej do mojego domu. Stałam tam jak wryta nie wiedząc czy bardziej jestem poruszana tym jak tu kolejny raz wtargnął czy tym jak piękny potrafił być jego uśmiech. Chyba tym drugim. Bo do jego impulsywności byłam już przyzwyczajona. Wrócił zanim byłabym w stanie ruszyć się z miejsca. Podniósł mnie z ziemi i przerzucił sobie przez ramię jakbym była jakimś pieprzonym workiem ziemniaków. Nawet nie protestowałam. To nie miało najmniejszego sensu, bo z nim nie dało się wygrać. A ja miałam za mało siły. Pomógł mi wsiąść do swojego samochodu i zapiął za mnie pasy dwa razy sprawdzając czy wszystko jest w porządku. Wciągnęłam powietrze do płuc pozwalając, żeby jego ciężki zapach dotarł do moich zmysłów. Nie wiedzieć dlaczego jego zapach zaczął mi się kojarzyć z bezpieczeństwem, mimo że przebywanie z Harrym i to co robił nie miało z tym nic wspólnego. Może poza jego troskliwością, której przyczyny nie znałam.
Ruszyliśmy powoli jak na Harrego w ciszy przerywanej jedynie mruczeniem silnika. Odchyliłam głowę do tyłu. Przypomniałam sobie o tych wszystkich rzeczach, które Harry powiedział mi na skraju lasu. Spojrzałam na niego kątem oka. To wszystko wciąż wydawało się być niedorzeczne. I nieważne ile godzin spędziłby na wyjaśnianiu mi tego co się miedzy nami dzieje i tak nie wiedziałabym więcej niż teraz. A w tym momencie nie wiedziałam nic.
- Jedziemy do mnie jeśli to cię tak zastanawia - powiedział biorąc ostry zakręt. Odwróciłam wzrok od jego jakby wyrzeźbionych w kamieniu rys twarzy.
- Nie o tym myślałam - mruknęłam.
- To o czym? - Wyczułam w jego głosie zaskoczenie. Odruchowo na niego spojrzałam, żeby dowiedzieć się, że on też patrzył na mnie. Poczułam się nieswojo pod jego uważnym wzrokiem. Nie spodziewał się, że się pomyli. To zapewne to tak mocno zbiło go z tropu.
- O tym, że nic nie wiem.
- To znaczy? - Drążył temat zniecierpliwiony. Westchnęłam.
- Właśnie o to chodzi, że nie wiem.
- Jesteś dzisiaj jeszcze trudniejsza do rozgryzienia niż zwykle - mruknął ściskając kość nosową dwoma palcami.
- Ćwiczę tajemniczość.
- Próbujesz być śmieszna? - spytał po chwili.
- Nie bardzo. Raczej próbuje nie zwariować. - Zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam jak w aucie rozbrzmiewa cicho muzyka. Melodia była przyjemna i wprowadzała w swego rodzaju trans. - Co to?
- Madness od Muse.
- Nie znam. - Zmarszczyłam brwi.
- No to trzeba to zmienić - odparł odrobine zwiększając głośność.
Spokojnie wsłuchałam się w słowa. Nie wiem czy to melodia czy treść tej piosenki, ale w pewnym momencie zaczęłam odczuwać jakby napięcie w samochodzie zaczęło rosnąć. Mój oddech przyspieszył, a skóra zdawała się naelektryzować. I poczułam ogromną potrzebę, żeby dotknąć Harrego. To uczucie tak bardzo zbiło mnie z tropu, że siedziałam po prostu nieruchomo słuchając jak wykonawca śpiewa o szaleństwie. Odważyłam się spojrzeć na Harrego kiedy wjeżdżaliśmy na podjazd jego wielkiego domu. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a jabłko Adama skakało za każdym razem, gdy przełykał ślinę. Więc on też to poczuł. Ciekawe.
Wysiadłam z samochodu chwytając dłoń, którą mi podał. Jednak nawet kiedy stałam już stabilnie, a drzwi były zamknięte, on nie wyglądał jakby miał zamiar ją puszczać. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie weszliśmy do środka. Zamiast tego Harry zaprowadził mnie na tyły domu, a ja oniemiałam.

- Czy mogę spróbować cię naprawić? - spytał cicho. Zamrugałam w zaskoczeniu. Co? Naprawić mnie? Ciekawie to ujął. Czy to było w ogóle możliwe?
- Harry... Mnie się nie da naprawić. Już nigdy nie będę działać tak jak powinnam. - W moich oczach pojawiły się łzy kiedy to sobie uświadomiłam. Harry starł jedną z nich, której udało się wydostać. Jego spojrzenie było takie ciepłe i troskliwe jak nigdy. Nie znałam tego Harrego. Miałam wrażenie, że patrzę w jego zielone oczy po raz pierwszy.
- Chce żebyś była szczęśliwa. Czuje ból kiedy widzę w jakim jesteś stanie. Jak nieobecny jest twój wzrok i jak mocno starasz się ukryć swoje cierpienie. Jak twoje życie wymyka ci się z rąk i nie potrafisz go kontrolować. Jesteś smutna nawet kiedy się uśmiechasz. Nie wiem co mną kieruje, nigdy nie czułem tak silnej potrzeby przebywania obok kogoś innego. Byłem samotnikiem. Teraz chce się tobą zaopiekować i odgrodzić od całego zła tego świata. - Oparł swoje czoło o moje. - Nie jestem pewny co mną kieruje. Ale nie pozwolę ci uciec do twojego malutkiego świata. Teraz jesteś w moim świecie czy ci się to podoba czy nie.