Z kapturem na głowie podążałem za grupą swoich znajomych w
stronę sali gimnastycznej, znajdującej się może kilkadziesiąt metrów od budynku
szkoły. Natura nie mogła odmówić nam kolejnego beznadziejnie szarego i
deszczowego dnia. Byłem przemoczony do suchej nitki, a przecież tylko kilka
minut dzieliło mnie od celu. Ziewnąłem ze znudzenia, wchodząc przez szklane,
automatyczne drzwi do środka. Zalał mnie zapach chemikaliów do podłóg i potu.
Skrzywiłem się, chociaż wiedziałem, że o ironio niedługo sam będę pachnieć jak
stare kapcie. W szatni panował hałas, chłopaki przekrzykiwali się, gadali o
sporcie i patrzeli na siebie oceniająco, u kogo w końcu siłownia zaczęła
działać. Parsknąłem śmiechem pod nosem. W większości byli ode mnie o połowę
chudsi i wyglądali jakby ich klatki miały się zaraz zapaść.
- Liam! Podobno gramy dzisiaj w siatkówkę, robisz skład? - zapytał Jared, wysoki brunet, jeden z moich kumpli. Bawiło mnie to, że zawsze chcieli, żebym był kapitanem i potem patrzeli na mnie tym swoim szczenięcym spojrzeniem, żebym wziął ich do drużyny. Przebrałem koszulkę, dając sobie chwilę na zastanowienie. Cóż, przynajmniej będzie po mojemu.
- Załatwione - mruknąłem.
Ignorując prośby każdego po kolei, żebym wziął go do składu, wyszedłem z szatni od razu kierując się na salę. Chichoty dziewczyn na mój widok sprawiły, że miałem ochotę zwrócić swoje śniadanie. Większość z nich wyglądała jakby dopiero wyszła z przedszkola i pewnie z resztą były na takim samym poziomie intelektualnym. Zacząłem się rozgrzewać. Moje mięśnie radośnie zareagowały na porcję ruchu. Wf rozpoczął się tak jak zawsze. Piekielnie nudnie. Tęskniłem za zajęciami wf-u w stanach za każdych cholernym razem. Tam był prawdziwy wycisk. Po dwóch godzinach chciało się umrzeć. Ale za to efekty jakie osiągała drużyna były przeogromne. Wygraliśmy zawody równie łatwo jak ja teraz biegłem przynajmniej 5 metrów przed całą resztą uczniów. Tam po prostu panowała inna mentalność. W końcu zatrzymaliśmy się w rogu sali, zaraz obok dziewczyn, które też miały teraz zajęcia. Wydawały się szczególnie mocno czymś przejęte i przekrzykiwały się, ignorując zupełnie upomnienia nauczyciela.
- …nie wierzę, że ona tu zamierza wrócić… dokładnie przecież wszyscy wiedzą co zrobiła i… - Dochodziły do mnie strzępki rozmów. Próbowałem je ignorować, ale wtedy usłyszałem imię, które zwróciło momentalnie moją uwagę. - …jeśli Emily tu wróci to będzie dziwnie… tak wiem, że się przyjaźniłyście… okropność, jakby mój chłopak zginął to pewnie ze ześwirowałabym troszkę, ale bez przesady… skończ, bo Liam się patrzy, on się z nią kiedyś przyjaźnił nie?
Gwałtownie odwróciłem głowę. Emily. Moja Emily?
- Liam! Podobno gramy dzisiaj w siatkówkę, robisz skład? - zapytał Jared, wysoki brunet, jeden z moich kumpli. Bawiło mnie to, że zawsze chcieli, żebym był kapitanem i potem patrzeli na mnie tym swoim szczenięcym spojrzeniem, żebym wziął ich do drużyny. Przebrałem koszulkę, dając sobie chwilę na zastanowienie. Cóż, przynajmniej będzie po mojemu.
- Załatwione - mruknąłem.
Ignorując prośby każdego po kolei, żebym wziął go do składu, wyszedłem z szatni od razu kierując się na salę. Chichoty dziewczyn na mój widok sprawiły, że miałem ochotę zwrócić swoje śniadanie. Większość z nich wyglądała jakby dopiero wyszła z przedszkola i pewnie z resztą były na takim samym poziomie intelektualnym. Zacząłem się rozgrzewać. Moje mięśnie radośnie zareagowały na porcję ruchu. Wf rozpoczął się tak jak zawsze. Piekielnie nudnie. Tęskniłem za zajęciami wf-u w stanach za każdych cholernym razem. Tam był prawdziwy wycisk. Po dwóch godzinach chciało się umrzeć. Ale za to efekty jakie osiągała drużyna były przeogromne. Wygraliśmy zawody równie łatwo jak ja teraz biegłem przynajmniej 5 metrów przed całą resztą uczniów. Tam po prostu panowała inna mentalność. W końcu zatrzymaliśmy się w rogu sali, zaraz obok dziewczyn, które też miały teraz zajęcia. Wydawały się szczególnie mocno czymś przejęte i przekrzykiwały się, ignorując zupełnie upomnienia nauczyciela.
- …nie wierzę, że ona tu zamierza wrócić… dokładnie przecież wszyscy wiedzą co zrobiła i… - Dochodziły do mnie strzępki rozmów. Próbowałem je ignorować, ale wtedy usłyszałem imię, które zwróciło momentalnie moją uwagę. - …jeśli Emily tu wróci to będzie dziwnie… tak wiem, że się przyjaźniłyście… okropność, jakby mój chłopak zginął to pewnie ze ześwirowałabym troszkę, ale bez przesady… skończ, bo Liam się patrzy, on się z nią kiedyś przyjaźnił nie?
Gwałtownie odwróciłem głowę. Emily. Moja Emily?
***
Całe popołudnie spędziłem zastanawiając się nad tym ile
rzeczy mnie ominęło, o których wciąż nie mam pojęcia. Wyjechałem na rok nauki w
Stanach po 2 klasie. Zostawiłem wtedy za sobą całe swoje życie i rodzinę, przez
rok żyłem jak w marzeniu rozwijając karierę sportową i prowadząc bujne życie
towarzyskie. Wszystko za sprawą konkursu, który wygrałem, a do którego namówiła
mnie moja najlepsza wtedy przyjaciółka - Emily. Dziewczyna, w której kochałem
się prawdopodobnie całe swoje życie do momentu, kiedy znalazła swoją własną
miłość, nie dając mi szansy na odważenie się i wyznanie jej swoich uczuć.
Prawie o niej zapomniałem, bo i tak mieliśmy ze sobą bardzo słaby kontakt już
przed wyjazdem. Przestaliśmy pisać w październiku i od tamtej pory nie
słyszałem o niej ani słowa. Nie próbowałem odnawiać kontaktu, gdy wróciłem, bo
stwierdziłem, że tak będzie lepiej. Słyszałem tylko od rodziców, że teraz uczy
się w domu. Może to był błąd i powinienem był się zainteresować nią kiedy
wróciłem?
Pierwszym źródłem informacji o jakim pomyślałem były jej profile na portalach społecznościowych, jednak tam wiało pustkami od grudnia, kiedy zmieniła swoje zdjęcie profilowe. Spojrzałem na jej uśmiechniętą buzię i poczułem ucisk w brzuchu. Wymazanie jej z pamięci spowodowało pewnego rodzaju szok kiedy znowu pozwoliłem sobie na myślenie o niej. I patrzenie. Zdecydowanie była piękną dziewczyną. Nie była może nadzwyczajna, nie zwracała na siebie uwagi każdego kto tylko na nią spojrzał, ale… Miała w sobie to coś. Najbardziej kochałem ją kiedyś za jej osobowość. Niekonwencjonalne poczucie humoru, pyskatość, to, że była chyba największą marzycielką na całej kuli ziemskiej i co więcej, naprawdę wierzyła w możliwość realizacji tych pragnień. Zastanawiałem się czy mam jeszcze jakiś numer do niej. Przejrzałem kontakty w swoim telefonie, ale nic tam nie było. Jak przez mgłę przypomniałem sobie, że kiedyś zmieniała numer i wysłała mi go przez portal społeczności owy. Wpisałem odpowiednią frazę w konwersacji i znalazłem to czego szukałem. Pytanie tylko czy był to aktualny numer i… Co właściwie miałbym jej napisać?
Pierwszym źródłem informacji o jakim pomyślałem były jej profile na portalach społecznościowych, jednak tam wiało pustkami od grudnia, kiedy zmieniła swoje zdjęcie profilowe. Spojrzałem na jej uśmiechniętą buzię i poczułem ucisk w brzuchu. Wymazanie jej z pamięci spowodowało pewnego rodzaju szok kiedy znowu pozwoliłem sobie na myślenie o niej. I patrzenie. Zdecydowanie była piękną dziewczyną. Nie była może nadzwyczajna, nie zwracała na siebie uwagi każdego kto tylko na nią spojrzał, ale… Miała w sobie to coś. Najbardziej kochałem ją kiedyś za jej osobowość. Niekonwencjonalne poczucie humoru, pyskatość, to, że była chyba największą marzycielką na całej kuli ziemskiej i co więcej, naprawdę wierzyła w możliwość realizacji tych pragnień. Zastanawiałem się czy mam jeszcze jakiś numer do niej. Przejrzałem kontakty w swoim telefonie, ale nic tam nie było. Jak przez mgłę przypomniałem sobie, że kiedyś zmieniała numer i wysłała mi go przez portal społeczności owy. Wpisałem odpowiednią frazę w konwersacji i znalazłem to czego szukałem. Pytanie tylko czy był to aktualny numer i… Co właściwie miałbym jej napisać?
Hej tu Liam, nie wiem
czy to twój aktualny numer, ale przyszła dzisiaj do mnie myśl o tobie i
zastanawiałem się co u ciebie słychać?
Czułem się jak debil sekundę po wysłaniu wiadomości.
Powinienem to jakoś inaczej ująć. Albo może wcale nie pisać? Zainteresowałem
się nią dopiero jak usłyszałem strzępki rozmowy. To raczej źle o mnie świadczy.
Co prawda nasz kontakt urwał się przez jej zaniedbanie i uzależnienie od
chłopaka, ale… No właśnie. To co dzisiaj usłyszałem wstrząsnęło mną na tyle, że
chyba postradałem zmysły. Nieważne. Pewnie i tak nie odpisze. Z tą myślą
odpaliłem grę i postanowiłem odciąć się od świata.
Kiedy usypiałem parę godzin później, wybudził mnie dźwięk wibracji koło mojego ucha. Oślepił mnie za jasny ekran, więc szybko zmieniłem ustawienia jasności i przyjrzałem się powiadomieniu, które wyskoczyło. Poczułem dziwny ścisk w ciele.
Kiedy usypiałem parę godzin później, wybudził mnie dźwięk wibracji koło mojego ucha. Oślepił mnie za jasny ekran, więc szybko zmieniłem ustawienia jasności i przyjrzałem się powiadomieniu, które wyskoczyło. Poczułem dziwny ścisk w ciele.
To chyba nieważne co u
mnie po tym jak cię potraktowałam. Plus jesteś po drugiej stronie świata.
Lepiej niech zostanie tak jak jest.
Zmarszczyłem brwi. Nie rozeszliśmy się przecież w kłótni. Po
prostu przestała mieć dla mnie czas. Miałem jej to za złe, owszem, ale po
jakimś czasie zapominamy o ranach, jeśli ich nie rozdrapujemy aż w końcu goją
się całkowicie i zostawiają tylko maleńką bliznę.
Emily ja wróciłem. Nie
zostałem na kolejny rok.
Wysłałem wiadomość zastanawiając się, jaka może być jej odpowiedź.
Ale taa nie przychodziła. Minęło 10 minut, 20, 30. W końcu moje oczy nie
wytrzymały i przestałem czekać. Obróciłem się na drugi bok i postanowiłem
zasnąć. W tym momencie telefon znów zawibrował. Warknąłem pod nosem.
Jestem pod twoim
domem.
Co. Teraz? Ona sobie żartuje?
Zerwałem się z łóżka i wyjrzałem przez okno. Obok zaparkowanego samochodu taty
stał drugi, z zapalonymi światłami. Próbowałem otrząsnąć się z szoku. Poczułem
jak serce mi przyspiesza, a wargi robią się suche. To zdecydowanie nie był
obrót akcji jakiego oczekiwałem. Zarzuciłem bluzę na koszulkę z piżamy i wciągnąłem
na nogi spodnie dresowe, wszystko to co było najbliżej, bo leżało na krześle co
oznaczało, że nie były o ubrania pierwszej świeżości. Wsunąłem w stopy buty z
wf-u, bo inne stały w przedpokoju, a zamierzałem wyjść oknem, żeby nie budzić
rodziców. Miałem okna tak nisko, że nie było to zbyt wielką filozofią, żeby
wyjść rzez nie, nie robiąc sobie krzywdy. Oczywiście padało, bo jakżeby inaczej.
Nałożyłem kaptur na głowę i wyszedłem przez furtkę, którą otworzyłem kluczami,
które tkwiły w kieszeni bluzy. Zamknąłem za sobą i niepewnie podszedłem do
samochodu. Drzwi od strony pasażera się otworzyły, więc z nieco skrępowany
wsiadłem do środka. Szok po zobaczeniu Emily musiał pokazać się na mojej
twarzy, bo natychmiast odwróciła wzrok i wcisnęła pedał gazu. Wyglądała marnie.
Tylko to słowo przychodziło mi do głowy. Jej włosy, niegdyś błyszczące i w
pięknym odcieniu, teraz wydawały się być martwe, spięte w niedbałego kucyka.
Pod jej oczami sine cienie, zgaszone spojrzenie i zaciśnięte w prostą kreskę
usta. Nie wiedziałem co powiedzieć. Jechaliśmy w milczeniu. To była chyba
najbardziej niezręczna przejażdżka w moim życiu. W końcu zatrzymała się po
jakiś 10 minutach. Zaparkowała przy parku. Zgasiła silnik. Odpięła swój pas. W
końcu spojrzała na mnie. W jej oczach pojawiły się łzy. A ja dalej nie
wiedziałem co powiedzieć. Kto właściwie spieprzył sytuację? W tym momencie
wypadło mi z głowy co się stało. Chciałem ją tylko przytulić. Ona miała
najwyraźniej to samo pragnienie, bo ze szlochem zarzuciła mi ręce na szyję i
wtuliła się w mój obojczyk. Poczułem jej zapach, niezmienny od tylu lat. Nadal
uparcie używała tych samych perfum, które dostała od cioci na 14 urodziny, w
których się zakochała i później praktycznie zawsze oszczędzała na kolejny
flakonik.
- Tęskniłam. Boże nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy dopóki nie napisałeś, że tu jesteś - wydukała, a je słowa stłamsił nieco materiał bluzy. Odpiąłem swój pas, żeby móc ją do siebie bardziej przyciągnąć.
- Uwierz mi, że czuję to samo. Przepraszam, że przez ostatni rok ani razu nie zainteresowałem się tym co u Ciebie. Jestem idiotą. - Odsunęła się ode mnie lekko i spojrzała tak intensywnie, że znowu poczułem się jak naładowany hormonami 16-latek, który pragnie, żeby jego najlepsza przyjaciółka zobaczyła w nim coś więcej.
- To ja przecież odsunęłam cię dawno temu, bo zajęłam się kimś kto i tak umarł! - zaszlochała. Zamarłem. Czyli to była prawda. Nie wyobrażałem sobie jak bardzo musi mieć złamane serce. Taylor był całym je życiem.
- Jak to się stało? - spytałem smutno. Odgarnąłem zbłąkany kosmyk z jej twarzy i pogłaskałem ją po policzku. To wydawało się przynieść jej małą ulgę.
- Zginął w wypadku samochodowym na początku grudnia. Przeszłam takie załamanie nerwowe, że wszyscy w szkole traktowali mnie jak wariatkę i musiałam zacząć edukację domową. Nie dziwię się. Potrafiłam wyć w toalecie damskiej przez bitą godzinę. - Uniosła kącik ust do góry, żeby potraktował to jak żart, ale wiedziałem, że naprawdę cierpiała.
- Żałuję, że mnie tu nie było, żeby cię wesprzeć.
- Nie miałoby to pewnie znaczenia. Odsunęłam wszystkich, bo tylko Taylor się dla mnie liczył. A kiedy… Kiedy zniknął okazało się, że nie było już nikogo. - Ostatnie słowa niemal wyszeptała.
Boże. Było mi jej tak żal. Ich miłość była jak ta z filmów, intensywna i uzależniająca, wprawiającą innych w zakłopotanie i zazdrość. Nie mogłem wyobrazić sobie nawet tego, jak bardzo musiała ją złamać jego śmierć. Minęło ile? Niemal 10 miesięcy. A wyglądała tak, że równie dobrze mogło się to zdarzyć wczoraj.
- Cóż, jestem tu teraz i nigdzie się nie wybieram. To prawda, że wracasz do szkoły?
- Czyli wszyscy już wiedzą? - westchnęła. Kiwnąłem głową. Plotka pewnie rozejdzie się szybko i za parę dni rzeczywiście cała szkoła będzie wiedziała. - Nowa sensacja, wariatka Emily wraca na stare śmieci.
- Nie pozwolę im powiedzieć złego słowa na ciebie - zaprzeczyłem szybko. I wiedziałem, że mówię prawdę. Czułe jakby tej przerwy wcale nie było. Wciąż żywiłem do niej intensywne uczucia, niekoniecznie romantyczne. Po prostu potrzebę opiekowania się nią, ochrony przed całym złem świata. - Chcę ci jakoś pomóc. Nie bardzo wiem jak, ale nie zamierzam cię kolejny raz zostawić.
- Przestań, sama namawiałam cię na ten konkurs kiedy jeszcze… zanim zaczęłam chodzić Taylorem i byliśmy przyjaciółmi. Jak w ogóle tam było? Byłeś szczęśliwy? - Na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech.
- Cudownie. Czułem, że to moje miejsce na świecie. Wygrywałem wszystkie mecze z drużyną. Poznałem wspaniałych, otwartych ludzi.
- Więc dlaczego wróciłeś?
- Zaproponowali mi, żebym zakończył edukację u nich, ale… Mama zachorowała. Chcę być przy niej, a nie na innym kontynencie. - Nikomu tego nie mówiłem. Ale poczułem się jak dawniej kiedy mówiłem jej wszystko.
- Nie wiedziałam. Przykro mi. - Teraz to ona pogłaskała mnie po twarzy. Przestała jej płakać a jej oczy miały intensywniejszy kolor przez zaczerwienienie, było to widać nawet w słabym świetle w samochodzie.
- Wyjdzie z tego. Jestem tego pewny, bo to silna kobieta. I ty też sobie poradzisz Emily. Teraz już będę przy tobie. Cały czas.
- Nie zasługuje na to…
- Nigdy tak nie mów.
Jej dłoń wciąż błądziła po moim zaroście. To było intymniejsze niż cokolwiek co kiedykolwiek robiliśmy. Nie wiem dlaczego, ale czułem się jakoś inaczej. Byliśmy doroślejsi i wiedziałem, że to okropne myśleć o tym w tej chwili, ale… Moje głupie serce zadrżało na myśl o tym, że może to szansa dla nas. Może uda mi się postawić ją do pionu, sprawić, żeby znowu cieszyła się życiem i odzyskała dawny błysk w oczach. Może zupełnie przypadkiem podczas tego procesu zakocha się we mnie. Może…
- Będę tutaj przy tobie. Bo mi na tobie zależy. I nawet czas i odległość nie sprawiły, aby moje uczucia minęły.
- Uczucia? - szepnęła.
Coś błysnęło w jej oczach. Coś czego się nie spodziewałem. Jakby odrobina… nadziei? Postanowiłem, że zwolnię. Jeszcze przyjdzie czas. Na razie chciałem, aby poczuła się znowu tą Emily, którą była kiedyś. Żeby odzyskała siły. Wiedziałem już, że wystarczyła chwila rozmowy z ią i zobaczenie jej, żeby zrozumiał, że dalej ją kocham tylko zdusiłem to uczucie. Ale jeszcze kiedyś nadejdzie odpowiedni moment.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Nic się nie zmieniło. I poradzimy sobie. Zobaczysz.
Przytuliłem ją mocno i pocałowałem w czoło. Kocham cię, powiedziałem w jej włosy nie wydając żadnego dźwięku. Emily wtuliła się we mnie mocniej i wiedziałem w tym momencie, że warto będzie czekać.
- Tęskniłam. Boże nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy dopóki nie napisałeś, że tu jesteś - wydukała, a je słowa stłamsił nieco materiał bluzy. Odpiąłem swój pas, żeby móc ją do siebie bardziej przyciągnąć.
- Uwierz mi, że czuję to samo. Przepraszam, że przez ostatni rok ani razu nie zainteresowałem się tym co u Ciebie. Jestem idiotą. - Odsunęła się ode mnie lekko i spojrzała tak intensywnie, że znowu poczułem się jak naładowany hormonami 16-latek, który pragnie, żeby jego najlepsza przyjaciółka zobaczyła w nim coś więcej.
- To ja przecież odsunęłam cię dawno temu, bo zajęłam się kimś kto i tak umarł! - zaszlochała. Zamarłem. Czyli to była prawda. Nie wyobrażałem sobie jak bardzo musi mieć złamane serce. Taylor był całym je życiem.
- Jak to się stało? - spytałem smutno. Odgarnąłem zbłąkany kosmyk z jej twarzy i pogłaskałem ją po policzku. To wydawało się przynieść jej małą ulgę.
- Zginął w wypadku samochodowym na początku grudnia. Przeszłam takie załamanie nerwowe, że wszyscy w szkole traktowali mnie jak wariatkę i musiałam zacząć edukację domową. Nie dziwię się. Potrafiłam wyć w toalecie damskiej przez bitą godzinę. - Uniosła kącik ust do góry, żeby potraktował to jak żart, ale wiedziałem, że naprawdę cierpiała.
- Żałuję, że mnie tu nie było, żeby cię wesprzeć.
- Nie miałoby to pewnie znaczenia. Odsunęłam wszystkich, bo tylko Taylor się dla mnie liczył. A kiedy… Kiedy zniknął okazało się, że nie było już nikogo. - Ostatnie słowa niemal wyszeptała.
Boże. Było mi jej tak żal. Ich miłość była jak ta z filmów, intensywna i uzależniająca, wprawiającą innych w zakłopotanie i zazdrość. Nie mogłem wyobrazić sobie nawet tego, jak bardzo musiała ją złamać jego śmierć. Minęło ile? Niemal 10 miesięcy. A wyglądała tak, że równie dobrze mogło się to zdarzyć wczoraj.
- Cóż, jestem tu teraz i nigdzie się nie wybieram. To prawda, że wracasz do szkoły?
- Czyli wszyscy już wiedzą? - westchnęła. Kiwnąłem głową. Plotka pewnie rozejdzie się szybko i za parę dni rzeczywiście cała szkoła będzie wiedziała. - Nowa sensacja, wariatka Emily wraca na stare śmieci.
- Nie pozwolę im powiedzieć złego słowa na ciebie - zaprzeczyłem szybko. I wiedziałem, że mówię prawdę. Czułe jakby tej przerwy wcale nie było. Wciąż żywiłem do niej intensywne uczucia, niekoniecznie romantyczne. Po prostu potrzebę opiekowania się nią, ochrony przed całym złem świata. - Chcę ci jakoś pomóc. Nie bardzo wiem jak, ale nie zamierzam cię kolejny raz zostawić.
- Przestań, sama namawiałam cię na ten konkurs kiedy jeszcze… zanim zaczęłam chodzić Taylorem i byliśmy przyjaciółmi. Jak w ogóle tam było? Byłeś szczęśliwy? - Na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech.
- Cudownie. Czułem, że to moje miejsce na świecie. Wygrywałem wszystkie mecze z drużyną. Poznałem wspaniałych, otwartych ludzi.
- Więc dlaczego wróciłeś?
- Zaproponowali mi, żebym zakończył edukację u nich, ale… Mama zachorowała. Chcę być przy niej, a nie na innym kontynencie. - Nikomu tego nie mówiłem. Ale poczułem się jak dawniej kiedy mówiłem jej wszystko.
- Nie wiedziałam. Przykro mi. - Teraz to ona pogłaskała mnie po twarzy. Przestała jej płakać a jej oczy miały intensywniejszy kolor przez zaczerwienienie, było to widać nawet w słabym świetle w samochodzie.
- Wyjdzie z tego. Jestem tego pewny, bo to silna kobieta. I ty też sobie poradzisz Emily. Teraz już będę przy tobie. Cały czas.
- Nie zasługuje na to…
- Nigdy tak nie mów.
Jej dłoń wciąż błądziła po moim zaroście. To było intymniejsze niż cokolwiek co kiedykolwiek robiliśmy. Nie wiem dlaczego, ale czułem się jakoś inaczej. Byliśmy doroślejsi i wiedziałem, że to okropne myśleć o tym w tej chwili, ale… Moje głupie serce zadrżało na myśl o tym, że może to szansa dla nas. Może uda mi się postawić ją do pionu, sprawić, żeby znowu cieszyła się życiem i odzyskała dawny błysk w oczach. Może zupełnie przypadkiem podczas tego procesu zakocha się we mnie. Może…
- Będę tutaj przy tobie. Bo mi na tobie zależy. I nawet czas i odległość nie sprawiły, aby moje uczucia minęły.
- Uczucia? - szepnęła.
Coś błysnęło w jej oczach. Coś czego się nie spodziewałem. Jakby odrobina… nadziei? Postanowiłem, że zwolnię. Jeszcze przyjdzie czas. Na razie chciałem, aby poczuła się znowu tą Emily, którą była kiedyś. Żeby odzyskała siły. Wiedziałem już, że wystarczyła chwila rozmowy z ią i zobaczenie jej, żeby zrozumiał, że dalej ją kocham tylko zdusiłem to uczucie. Ale jeszcze kiedyś nadejdzie odpowiedni moment.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Nic się nie zmieniło. I poradzimy sobie. Zobaczysz.
Przytuliłem ją mocno i pocałowałem w czoło. Kocham cię, powiedziałem w jej włosy nie wydając żadnego dźwięku. Emily wtuliła się we mnie mocniej i wiedziałem w tym momencie, że warto będzie czekać.
❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńSuper ����
OdpowiedzUsuńOmg uwielbiam cie za to że dalej piszesz imagine <3
OdpowiedzUsuńhttps://imaginyonedirectionatany.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuń