piątek, 1 stycznia 2021

NCT Fanfiction Yuta, Part II


Znacie te uczucie kiedy zobaczycie znajomą twarz, ale w żaden sposób nie potraficie dopasować jej do nazwiska? Właśnie to od godziny procesował mój umysł. Skąd ja go znam? Od początku swojego życia poznałam kilku Japończyków, ale żaden nie pasował do opisu. Chyba, że moja intuicja mnie zawiodła i pomyliłam narodowość mężczyzny z windy. 
Firma, w której pracowałam była amerykańska, więc wszystko w naszym biurze było stworzone na wzór biur w szklanych biurowcach w USA. Co oznaczało że każdy pracownik siedział w osobnym boxie. Było to bez sensu, bo byliśmy podzieleni dość mocno na poszczególne działy, więc lepiej byłoby nas podzielić tak, aby osoby z tego samego działu przebywały w jednym pomieszczeniu lub przynajmniej utworzenie większych boxów na dany dział. Wtedy nie musielibyśmy wiecznie wstawać ze swojego miejsca, żeby o coś zapytać, komuś dać, dzwonić do siebie o każdą drobnostkę i co tu dużo mówić - wkurzać się średnio co 3 minuty. Jakby wywołany moimi myślami, telefon stacjonarny na moim biurku zaczął cicho dzwonić w krótkich odstępach czasowych, co oznaczało połączenie wewnętrzne.
- Sojin, słucham?
- Przyjdź do mnie proszę, bo znowu nie umiem podpiąć zaliczki do faktury końcowej - usłyszałam głos Hyolyn, która zatrudniła się u nas miesiąc temu. Jako że kierownik mnie nie cierpi, to przydzielił mi ją do przyuczenia. Dziewczyna była naprawdę przemiła, ale zachowywała się jakby dyplom z uczelni kupiła przez internet, bo ilość idiotycznych pytań, które zadawała mi dziennie, przerastała ludzką cierpliwość. 
Wstałam i przeszłam kilka boxów dalej, witając się przy okazji z kilkoma osobami. Hyolyn siedziała ze skupiona miną przy swoim biurku, wpatrując się ekran jakby odpowiedzi na jej pytania miały się tam pojawić, jeśli odpowiednio długo będzie się na niego patrzeć. Zanim zdążyłam się odezwać poczułam dłoń na swoim barku.
- Sojin zaparz kawę dla naszych gości, tylko szybko - powiedział kierownik działu, w którym pracowałam, gdy odwróciłam się żeby na niego spojrzeć. 
Miał jedną z tych twarzy, która kojarzyła się z wujkiem, który zbyt często klepie cię po kolanie na rodzinnym obiedzie, mówiąc jak to wyrosłaś. Skrzywiłam się w środku. Czy ja wyglądam jak chłopiec na posyłki? Po tych wszystkich latach spędzonych na uczelni, żeby zdobyć wyższe wykształcenie? Szczególnie, że mieliśmy dwie sekretarki, które zawsze zajmowały się obsługą gości i klientów. Posłałam przepraszający uśmiech Hyolyn, która wszystko słyszała i kiwnęłam kierownikowi głową.
- Ile tych kaw? I czy goście określili się jaką kawę piją? - "I czym możesz sam je sobie zrobić pedofilu?" miałam ochotę dodać.
- Nie wiem, spytaj. I popraw z łaski swojej włosy zanim wejdziesz do pokoju konferencyjnego, bo wyglądasz jak czarownica.
Zaraz po jego odwróceniu wzniosłam oczy do nieba i westchnęłam ciężko. Przygładziłam nieco swoją wątpliwej jakości po szaleńczym biegu z przystanku fryzurę. Dobrze, że ubrałam dzisiaj szpilki i swój szczęśliwy miętowy garnitur, bo przynajmniej wyglądałam na tyle reprezentacyjnie, żeby pokazać się gościom firmy. Zapukałam do pokoju konferencyjnego i wychyliłam lekko głową po otwarciu drzwi. Światło było zgaszone, bo pokazywano jakąś prezentację z rzutnika. Odchrząknęłam cicho, ale na tyle głośno, żeby mnie usłyszeli. Cztery pary oczu odwróciły się w moim kierunku. Rozpoznałam w nich prezesa firmy, jego 30 lat (jak nie więcej) młodszą żonę… i dwóch mężczyzn, których spotkałam wcześniej w windzie. Ponownie nawiedziło mnie te dziwne uczucie, gdy spojrzałam w oczy tego, który wcześniej przytrzymał dla mnie windę. I znowu posłał mi ten delikatny uśmiech. Na chwilę zaschło mi w gardle.
- Tak? – spytał prezes.
- Ile kaw będzie dla Państwa? Czy są jakieś preferencje? – powiedziałam nieco speszona tym, że rozmawiam z prezesem, widziałam go tak naprawdę trzeci raz w życiu, bo rzadko pojawiał się w firmie, a przynajmniej odkąd tu pracuję.
- Dwie białe, Panie Nakamoto? – skierował zapytanie do mężczyzny z windy.
- Czarną dla przyjaciela, a dla mnie wodę – odpowiedział. Miał przyjemny dla uszu głos.
Ukłoniłam się przed wyjściem i wyszłam stamtąd, wciąż zdezorientowana o co chodzi z reakcją mojego organizmu. Tak jakby moje ciało skądś go pamiętało, ale umysł nie potrafił dopasować odpowiedniego wspomnienia.
Ścisnęłam kość nosową, czując jakby mój mózg się przegrzewał. Kawa parzyła się w expresie, a ja wyciągnęłam 4 filiżanki dla gości. Przez otwarte drzwi weszła jedna z sekretarek i spojrzała na blat.
- O! Sojin, dla kogo parzysz kawę w specjalnej zastawie?
- Dla prezesa, jego żony i dwóch gości w konferencyjnym. Kierownik działu finansów mi kazał. – Zmarszczyłam brwi na moją odpowiedź. – Nawet nie chcę poruszać tematu – westchnęłam.
- Powinnaś mu się postawić. Założe się, że potem będzie marudzić, jeśli czegokolwiek dzisiaj nie zdążysz zrobić, zapominając ile czasu wyjął ci z dnia na czynności, od których są tu przecież ludzie. – Wskazała na swoją twarz palcami wskazującymi i zrobiła śmieszną minę. Roześmiałam się lekko.
- I bez tego będzie mi uprzykrzać życie, a tak przynajmniej może usłyszę coś ciekawego.
- Koniecznie mi powiedz później, jeśli usłyszysz coś ciekawego. Nie dostałam dzisiaj żadnych zadań od asystentki prezesa i nie mam czym się zająć. To chyba pierwszy tak nudny dzień odkąd tu pracuję. – Ziewnęła jakby na potwierdzenie swoich słów. W międzyczasie kawa się już zaparzyła, dodałam mleko do dwóch filiżanek i wlałam do wszystkich kawę. Zapomniałam zapytać jaką wodę życzył sobie Pan Nakamoto, więc dla bezpieczeństwa nalałam niegazowanej. Położyłam wszystko na tacy i spojrzałam na sekretarkę swoim firmowym, sztucznym uśmiechem.
- Lecę usługiwać bogatych ludziom w nadziei na ploteczki. – Mrugnęłam do niej na wyjściu.
Przeszłam ostrożnie przez biuro i otworzyłam łokciem drzwi do pokoju konferencyjnego, wdzięczna za umiejętności nabyte w pracy w restauracji podczas studiów. Przynajmniej niczego po drodze nie rozlałam. Podałam kawy i została mi tylko woda dla Pana Nakamoto. Pochyliłam się lekko, żeby podać mu szklankę i mimowolnie spojrzałam na jego dłonie. Miał gruby pierścień, na środkowym palcu u prawej dłoni. W ciemności nie byłam w stanie dostrzec czy ma na nim jakiś wzór. Wtedy slajd zmienił się i jasne światło oświetliło jego dłonie, ukazując przy okazji tatuaż na tym samym palcu. Szklanka prawie wyślizgnęła mi się z dłoni a z ust wydobyło się ciche przekleństwo.
I nagle wszystko mi się przypomniało.
Ten tatuaż.
Jego twarz.
I coś co dawno temu wymazałam z pamięci.


1 komentarz: