czwartek, 28 sierpnia 2014

Imagine 48 Liam

                Czasami zastanawiam się czy byłem dla Ciebie chociaż w połowie tak ważny jak Ty dla mnie. Czy uroniłaś chociaż jedną łzę po tym jak wyjechałem. Czy zdawałaś sobie sprawę z tego, że kiedy widziałem przed sobą tysiące twarzy, to Twoja była jedyną, którą chciałem widzieć. Wiesz, może to od początku było skazane na porażkę. Ale zawsze łudziłem się, że mojej miłości wystarczy na nas dwóch. Bo nie mogłem bez Ciebie żyć i to że w środku byłem nieszczęśliwy nie miało znaczenia póki mogłem być obok Ciebie. Czy to była strata czasu? Wiem, że dla Ciebie na pewno tak. Ale ja będę pielęgnował każde wspomnienie jakie mamy, każdą sekundę którą spędziliśmy razem. Mimo że to tak bardzo boli. Ręka mi drży i ten list zapewne będzie wyglądał jakby pisało go dziecko, ale nie potrafię inaczej. Nie planowałem do Ciebie pisać. Ale doszło do mnie, że musze Ci to wszystko powiedzieć.
                Jesteś moim życiem. Umieram bez Ciebie. Zamieniam się w skorupę bez uczuć, bez niczego kiedy nie ma Cię obok. 
                Chciałbym moc Cie przytulic. Usłyszeć Twój śmiech. Dostać jeszcze chociaż dzień z Tobą. To wszystko straciło sens kiedy nie mogę podzielić się z Tobą swoimi przeżyciami. Kiedy nie mogę odwiedzić tych wszystkich miejsc z Tobą. Tęsknię za Tobą. Za naszymi rozmowami. Jesteś jedyną osobą przy, której byłem całkowicie szczery. Bo wiedziałem, że mnie zrozumiesz i nie będziesz oceniać. A teraz to straciłem. I ja już po prostu nie potrafię sobie z tym poradzić.
                Nic mi nie zostało. Nic. To mnie rozrywa od środka. Potrzebuje Cie tak bardzo! Chce żebyś tu była. Obok mnie. Powiedziała mi, że mnie kochasz. Nawet jeśli te słowa miałyby nie być szczere. To nieważne. Ja się rozpadam. Na małe kawałeczki. Jestem nikim bez Ciebie. Nie mogę już znieść tego bólu. On mnie pochłania. Pożera.
                Czasami mam wrażenie, że czuje Twój zapach albo słyszę Twój śmiech gdzieś w tłumie. Wtedy szukam Cię wzrokiem, ale przecież Ciebie tam nie ma. I nie będzie.
                Dlaczego mnie zostawiłaś? Poczekałbym. Poczekałbym całe życie, żebyś mnie pokochała. Dalej jestem gotowy to zrobić. Jestem gotów oddać życie za Ciebie. Zawsze byłem. Ale Ty chciałaś ruszyć dalej. Zapomnieć o mnie. Jak mogłaś mi powiedzieć, że chcesz o mnie zapomnieć?! Te słowa mnie zniszczyły. Nie wiedziałem, że jestem tak slaby póki jedno zdanie nie uświadomiło mi, że Ty jesteś jedyną rzeczą, która może mnie złamać. Żaden ból, żadne tortury i krzywdy jakie życie mogłoby mi zadać nie jest w stanie dorównać temu co czuje po tym jak odeszłaś. Jestem w środku martwy.
                Podobno kogoś masz. Czuje do niego taką nienawiść. Chciałbym zabić go gołymi rękami i wiem, że rozkoszowałbym się każdą sekundą. Ale wtedy bym Cię zranił. Nie potrafię zadać Ci bólu. Popatrz do jakiego stanu mnie doprowadziłaś skoro myślę o morderstwie nie bojąc się, że trafię do więzienia tylko tego, że Cię tym skrzywdzę!
                Jestem na skraju wszystkiego. Załamuje się. Nie chcę już oddychać. Powietrze wydaje się suche i trujące. Nie chcę już żyć. Chcę odejść. I wiem, że mi na to pozwolisz. Dla Ciebie to nie ma znaczenia. Może świat będzie lepszy beze mnie. Może tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Kocham Cię zbyt mocno. Nie potrafię żyć na tym samym świecie co Ty. Po drugiej stronie może odnajdę spokój. Ale nigdy o Tobie nie zapomnę. Będę Twoim aniołem stróżem. Będę Cie chronić. W końcu oboje będziemy szczęśliwi.
                Żegnaj kochana. Zawsze będę Cie kochał. 

Liam

___________________________________________________________________

Tak mnie jakoś wzięło na takiego króciutkiego imagina w środku nocy i przyznam, że ryczałam jak to pisałam, bo wyobrażałam sobie przy tym pewną osobę, że miałabym ją stracić i jak bardzo by mnie to zabolało. Nienawidzę tego, że ludzie których znamy i kochamy nagle tak po prostu odchodzą. Nieważne czy przez śmierć czy to że się od siebie oddalamy czy jeszcze coś innego. Nienawidzę tracić ludzi, na których mi zależy. Dlatego tak bardzo ciesze się, że Was mam i oh god robie się koszmarnie ckliwa o 2 w nocy. Muszę ograniczyć seriale. Lel. Kocham Was.
Tęsknie za Waszymi komentarzami, proszę komentujcie częściej :((


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Imagine 46 Louis Part XII

                Na pewno zdawała sobie sprawę z tego, że wkrótce będzie musiała przestać udawać, że nic się nie stało. Na razie zostawiłem ją w spokoju. Chociaż to była dla mnie jedna z trudniejszych decyzji. Kontaktowałem się z jednym z opiekunów z Ośrodka, który codziennie opowiadał mi o tym co robi i jak się zachowuje. Szczerze mówiąc byłem załamany. Nie wychodziła prawie w ogóle z pokoju, a jeśli już to tylko na chwilę. Kilka razy widział ją nawet jak szła z przepaską na oczach. Domyśliłem się, że bała się, że przez przypadek otworzy oczy. Byłem wściekły na siebie, na nią i na całą tą nienormalną sytuację. Powinno być lepiej. Ta operacja miała wszystko zmienić. Na lepsze. A nie sprawić, że czuje się winny, a ona boi się otworzyć oczy. Wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić. Ale jak na złość miałem za wiele na głowie.
                To był najbardziej intensywny czas w naszej trasie, a w dodatku nagrywaliśmy kolejną płytę. Jeszcze nie przyznałem się im, że chce odejść z zespołu. Najzwyczajniej w świecie zabrakło mi odwagi. Dlatego spędzałem z nimi jak najwięcej czasu, a na koncertach dawałem z siebie wszystko, żeby wykorzystać ostatnie chwile kiedy chłopaki mnie nie nienawidzą, a cały świat chce widzieć mnie na scenie. Niedługo to wszystko się skończy. I coraz bardziej dochodziło do mnie to jak bardzo będę za tym tęsknić. Ale przecież podjąłem już decyzję. I kiedy tylko trasa się skończy, wracam do (t.i.) by zrobić to wszystko co powiedziała pielęgniarka w klinice. Nauczyć ją rozumieć to co widzi i sprawić, żeby pokochała fakt, że teraz może to wszystko zobaczyć. I przekonać ją jak bardzo ją kocham chociaż to nie ma kompletnie sensu. Ale kto powiedział, że miłość musi być logiczna i poukładana? Moja na pewno taka nie była. A jednak byłem pewien, że to jest właśnie to.
                Zapiąłem swoją torbę i ostatni raz sprawdziłem czy nie zostawiłem niczego w swoim hotelowym pokoju. Wtedy ktoś zapukał do drzwi i po chwili bez pytania wszedł do środka. Wiedziałem, że to pewnie któryś z chłopaków albo ktoś z ochrony i miałem rację.
                - Już gotowy? - spytał Niall podnosząc brwi do góry. Chłopak był jeszcze w spodniach dresowych, w których spał i jakimś starym podkoszulku. Nie miał na sobie nawet butów tylko skarpetki w paski, które swoje lepsze czasy miały już za sobą. W tym momencie nikt by nie uwierzył, że Horan jest w tak sławnym zespole jak nasz.
                - Wcześnie wstałem. - Wzruszyłem ramionami. Nagle zadzwonił mój telefon. Zobaczyłem nazwisko opiekuna z Ośrodka i przełknąłem nerwowo ślinę. Odebrałem i przyłożyłem telefon do ucha. - Teraz nie mogę, oddzwonię jak tylko będę wolny - powiedziałem szybko i rozłączyłem się.
                Wiedziałem, że jestem beznadziejny w ukrywaniu niektórych faktów ze swojego życia, ale teraz już osiągnąłem jakieś apogeum. Momentalnie zrobiłem się tak nerwowy, że Niall musiałby być niespełna rozumu, żeby nie zorientować się, że coś jest nie tak. Zwłaszcza, że to nie był pierwszy raz i na pewno nie ostatni. Chłopak przyjrzał mi się uważnie po czym westchnął i rzucił się na moje łóżko, które chwilę wcześniej pościeliłem, a dzięki niemu będę musiał zrobić to jeszcze raz. Chłopak podłożył sobie ręce pod głowę i spojrzał na mnie z dołu.
                - Zdajesz sobie sprawę z tego, że wszyscy wiemy, że coś przed nami ukrywasz prawda? - spytał, a ja zacisnąłem dłoń w pięść. Przeczesałem włosy odwracając wzrok. Usiadłem na ziemi i oparłem się o łóżko.
                - Od jak dawna?
                - Pewnie od samego początku. Nie starasz się chyba za bardzo. Nie umiemy tylko rozgryźć o co dokładnie chodzi. Wiemy tylko to, że to trwa od kilku miesięcy i co jakiś czas wracasz z naszych przerw bardzo przybity albo promieniujący szczęściem jak zakochany szczeniak. Dlatego Harry założył, że się zakochałeś, ale Liam upiera się, że na pewno chodzi o coś większego.
                - A zakochanie się to mało? - prychnąłem. Miałem ochotę dać sobie w twarz. Równie dobrze mogłem powiedzieć po prostu, że jestem zakochany, na jedno by wyszło. Prawie widziałem ten zadowolony z siebie uśmieszek Horana. Zawsze potrafił mnie rozgryźć odkąd się przyjaźniliśmy, a w ostatnim roku przerósł samego siebie.
                - Jak się poznaliście? - spytał tylko. Przygryzłem wargę. Może rzeczywiście będzie lepiej kiedy w końcu się przyznam. Lepiej, żeby dowiedzieli się ode mnie niż po tym jak odejdę z zespołu i zobaczą jakiś artykuł w gazecie. Jestem im to winien.
                - Pamiętasz jak pojechaliśmy do Ośrodka dla Osób Niepełnosprawnych w USA? - Nie czekałem aż odpowie, bo wątpiłem, żeby to pamiętał. Odwiedzaliśmy tyle miejsc, że sam połowy nie pamiętałem. - W każdym razie tam ją poznałem…
                - Jest niepełnosprawna? - spytał nawet nie próbując ukryć zaskoczenia. Wątpiłem czy ktokolwiek zareagowałby na to bez mrugnięcia okiem. To raczej rzadko się zdarza, żeby ktoś kto ma wszystko, zapomniał o całym świecie przez kogoś kto stracił tak wiele. Mógłbym mieć najpiękniejsze modelki czy celebrytki na świecie. Ale ja chciałem moją (t.i.). Z resztą dla mnie ona była piękniejsza i delikatniejsza od każdej z tych wymuskanych i sztucznych lalek, które śmią nazywać się kobietami, mimo że większość ich ciała była zmodyfikowana u chirurga. Dla mnie to było nienormalne, bo kobiety były piękne ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami, chodzi tylko żeby trafić na odpowiednią osobę, która pokocha nawet te części ciała, które dla innych mogą wydawać się brzydkie. - Louis?
                - Przepraszam. Zamyśliłem się.
                - Czy ona jest niepełnosprawna? - spytał ponownie, ale starając się za bardzo na mnie nie naciskać. Westchnąłem i jej obraz pojawił się w mojej głowie. Moja mała perfekcja.
                - Niewidoma.
                Na chwilę zapadła cisza. Sam nie wiedziałem czy czułem się lepiej, że w końcu powiedziałem to komuś bliskiemu komu ufam czy może nie. Na razie byłem po prostu spięty. Obawiałem się, że Niall powie coś co mi się nie spodoba i będę rozdarty pomiędzy swoim uczuciem do (t.i.) a lojalnością w stosunku do przyjaciela. Czekałem cierpliwie na jego odpowiedź, a miliardy myśli przewijało się przez mój umysł, każda zupełnie różna od poprzedniej.
                - Co kochasz w niej najbardziej? - zapytał w końcu chłopak całkowicie mnie zaskakując. Słowem nie skomentował faktu, że była inna. Nie wiedziałem tylko czy zmiana tematu była celowa, bo nie wiedział jak ma zareagować na tą informację czy po prostu tak szybko to zaakceptował.
                Zastanowiłem się nad pytaniem, które mi zadał. Co w niej najbardziej kocham? Co trzyma mnie przy nie tak mocno, że wyczekuje momentu kiedy znowu ją zobaczę, odliczając każdą pojedynczą minutę i błagając, żeby czas biegł szybciej? Może to rozmowy z nią. Albo to jak jej twarz rozświetla się, a oczy błyszczą tym swoim szczerym blaskiem kiedy się śmieje. Albo jak odważna jest i silna, bo walczy z wszystkimi przeciwnościami, mimo że to ją przerasta. Może to jej upór albo sposób w jaki jej ciało idealnie pasuje do moich ramion… Czy odpowiedź w ogóle znajduje się w mojej głowie? Czy na to pytanie istnieje odpowiedź, która oddawałaby w pełni kim dla mnie jest i co kocham w niej najbardziej?
                - Wszystko. Kocham w niej absolutnie wszystko.
                Czasami odpowiedź na proste pytanie jest równie prosta. Bo spędziłbym życie zastanawiając się co tak bardzo mnie do niej ciągnie i co sprawia, że jest dla mnie tak bardzo wyjątkowa. Ale czasem niepotrzebne są poematy i piękne wiersze. Wystarczy jedno słowo.
                - To wpadłeś chłopie - skomentował Horan. Zaśmiałem się lekko.
                - Nie odkryłeś tym Ameryki – parsknąłem. Na chwilę zamilkł jakby się nad czymś zastanawiał.
                - Opowiedz mi wszystko. W momencie kiedy tu wchodziłem wiedziałem, że zapowiada się na dłuższą historię. Coś się stało co cię przygnębia, a ja chce ci pomóc. Nie wiem czy jestem do tego odpowiednią osobą, ale przecież od tego siebie mamy. Jesteśmy przede wszystkim najlepszymi przyjaciółmi. Dopiero później zespołem.
                - Ale obiecujesz, że chociaż postarasz się zrozumieć? - Serce zaczęło mi bić szybciej. Jak zawsze kiedy miałem wyznać coś przez co czułem jakbym odsłaniał swoją duszę i został całkowicie nagi.
                - Po to tu jestem Louis. Żeby zrozumieć. Pomóc. Wesprzeć cię.
***

                 Spokój jaki daje ci rozmowa z przyjacielem zawsze mnie zastanawiał. Każdy chyba zna to uczucie. Kiedy w głowie siedzi ci milion myśli, które napierają na ciebie, czekając aż je uwolnisz. A kiedy w końcu pozwolisz im wyjść na zewnątrz w obecności osoby, której na tobie zależy, która wysłucha cię niezależnie co, czujesz coś w rodzaju ulgi, a całe twoje wewnętrzne ‘ja’ zdaje się uciszyć. Właśnie to poczułem kiedy powiedziałem wszystko Niallowi. To że usiedliśmy naprzeciwko siebie też pomogło. Świadomość, że ktoś cię słucha jest tak bardzo ważna. Widziałem ile emocji pojawiało się i znikało z twarzy chłopaka podczas, gdy mówiłem. A potem zrobił coś co całkowicie mnie zaskoczyło. Nawrzeszczał na mnie. Nie mówiąc nic wybrał telefon do naszego menadżera i ignorując jego protesty kazał przekazać wszystkim stacjom, dziennikarzom i fundacjom, że podczas najbliższych paru dni zespół pojawiać się będzie w niepełnym składzie. A później kazał mi do niej pojechać. W środku tylko czekałem na taki impuls. I w końcu go dostałem. W odpowiednim momencie od odpowiedniej osoby.
                Teraz stałem w holu Ośrodka o 4 w nocy po tym jak ubłagałem w końcu ochroniarza, żeby mnie wpuścił. Dopiero udowodnienie, że to ja jestem inwestorem, który dał pieniądze na odbudowę tego miejsca, skłonił go do wypełnienia mojej prośby. W środku było niemal całkowicie ciemno, bo słońce miało obudzić się dopiero za kilkanaście, może kilkadziesiąt minut. Byłem zdeterminowany. Odrobinę zdesperowany. I wypełniony nadzieją po same brzegi swojej duszy.
                Wspiąłem się po schodach uważając, żeby nie narobić hałasu, bo nie chciałem kogoś obudzić. Do jej drzwi doszedłem jak w amoku, nawet nie wiem kiedy pokonałem całą tą drogę. Nacisnąłem na klamkę nawet nie wiedząc co właściwie zamierzam zrobić, a może powiedzieć.  Otworzyłem drzwi krzywiąc się przy każdym dźwięku, które z siebie wydały. Spojrzałem na jej łóżka i poczułem jak coś we mnie całkowicie się zaciska w ciasny supeł. Łózko było puste. Tak samo jak wszystkie półki i biurko. A po podłodze walały się kartony. Nigdzie nie było (t.i.).
                W pierwszej chwili pomyślałem, że może zmienili jej pokój. Albo może ja się pomyliłem i jej był ten obok. Prawie wpadłem w panikę. Czemu kiedy w końcu miałem odwagę, żeby coś zmienić, wszystko się wali i obraca przeciwko mnie? Nie ma jej tutaj! Nie ma! Opiekun nic nie mówił o tym, że ją przenieśli. Albo co gorsza kazali się wynieść, bo przestała być potrzebująca i niepełnosprawna. Wściekłość zalała moje żyły i już miałem ochotę wyżyć się na nieszczęsnych pudłach kiedy coś rzuciło mi się w oczy. Obok łóżka leżały puszyste kapcie, które należały do dziewczyny. A kołdra była pościelona, ale nieco krzywo. Te drobne szczegóły mogłyby nie znaczyć nic dla kogoś z zewnątrz. Ale we mnie obudziły nowe pokłady energii.
                Wyszedłem z pokoju tak szybko jakby w środku się paliło. Kilkadziesiąt sekund później znalazłem się już przed drzwiami prowadzącymi na strych. Były uchylone. Serce zabiło mi szybciej. Błagam, żebym się nie mylił. Niech chociaż raz w moim życiu pojawi się element jak z bajki. Wszedłem do środka i bardzo powoli wszedłem po schodach, robiąc to bezdźwięcznie, bo ktoś pokrył je miękką wykładziną. Uczucie, które zalało całe moje ciało kiedy zobaczyłem dziewczęce plecy zakryte po części włosami lejącymi się kaskadą w dół. Zamarłem bojąc się wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Z miejsca gdzie stałem widziałem jak jej palce przesuwają się po klawiszach pianina, jednak nie przyciskając ich, żeby nie wydały z siebie żadnego dźwięku. Miałem wrażenie, że ona na nie patrzy. Że nie robi tego nieświadomie. To dało mi nadzieję. Może powoli akceptuje swój wzrok. Ledwo ją widziałem, bo jedynym źródłem światła było małe okno, które wpuszczało do środka jedynie odrobinę jasności, która powoli budziła się na zewnątrz.
                - Moja prababcia mawiała, że w zupełnej ciszy można usłyszeć jak pianino oddycha. - Dziewczyna zamarła i usłyszałem jak wstrzymuje oddech. Stanąłem jakieś 4 metry za nią czując jak krew szumi mi w uszach. - Nigdy nie udało mi się tego usłyszeć, ale może to dlatego, że trochę zwariowała po skończeniu 92 lat.
                Nie byłem przygotowany na to, że dziewczyna zrobi coś takiego chwilę później. Byłem przyzwyczajony do tego, że nie odwracała się pod wpływem głosu. A teraz obróciła się przodem do mnie na małej ławce przy instrumencie jakby z obawą otwierając oczy. Nie widziałem na jej twarzy takiej paniki jak wtedy w szpitalu. Ale może to dlatego, że było tu prawie całkowicie ciemno i sam nie widziałem dokładnie jej twarzy. Wstrzymałem oddech kiedy przesuwała oczami po mojej twarzy lekko się przy tym trzęsąc. Boże, tak bardzo ją kocham. Nie wiem jak wytrzymałem tyle czasu bez jej widoku. Jestem silniejszy niż myślałem. Dziewczyna rozchyliła powoli usta i zamknęła oczy, a pomiędzy jej brwiami pojawiła się drobna, pionowa zmarszczka, którą miałem ochotę wygładzić palcem.
                - Tęskniłem za tobą - powiedziałem po prostu. Wtedy zacisnęła powieki spod których polały się łzy, a jej broda zaczęła niekontrolowanie drżeć. Podszedłem powoli nie chcąc jej przestraszyć i trochę bojąc się odrzucenia. Stanąłem tuż przed nią i wtedy zobaczyłem jak gwałtownie wciąga powietrze, a na jej twarzy pojawia się jakaś tłumiona emocja kiedy najwyraźniej rozpoznała mój zapach.
                - Louis… - Moje imię zabrzmiało w jej ustach jak coś pomiędzy załkaniem, a westchnienie ulgi.
                Wtedy porwałem ją w ramiona, a ona rozpłakała się całkowicie. Nie wiem jak mogłem w nas wątpić. To było przesądzone od początku. Należeliśmy do siebie. Przestałem powstrzymywać łzy. Ten jeden raz nie musiałem być dumnym mężczyzną. Tym razem pozwoliłem sobie być po prostu zakochanym do bólu człowiekiem, który znalazł swoje szczęście i trzymał je w swoich ramionach. Wszystko inne nie ma już znaczenia. Byłem dumny z tych łez, bo one mnie oczyszczały. Oczyszczały z bólu, który w sobie chowałem.
                - Z-zostawiłeś mnie. Chciałam, żebyś to zrobił. Ale umierałam w środku kiedy ciebie nie było obok. S-sam wzrok nie był koszmarem. To fakt, że jedyne na co chciałam p-patrzeć to twoja twarz. A ciebie tutaj nie b-było. Tylko twoją twarz chcę widzieć. T-tylko ciebie znam w tym zupełnie obcym świecie. Byłam głupia… - urwała, bo płacz uniemożliwił jej mówienie. - Nie zostawiaj mnie więcej proszę…tak bardzo cię proszę…wiem że jesteś pewnie tylko moim głupim snem chociaż to wszystko jest takie realistyczne, a twoja twarz tak dokładna chociaż przecież widziałam cię tylko przez chwilę. Boże nie zostawiaj mnie… - załkała i uwiesiła się na mnie, a jej łzy moczyły moją koszulkę. Przygarnąłem jej do siebie mocno. Tych słów potrzebowałem.
                - Nie zostawie cię. Nie śnisz. Jestem prawdziwy. I już nigdy cię nie zostawię choćbyś mnie znienawidziła. Jestem twój.

__________________________________________________________________

Przepraszam, że czekaliście tak długo. Nawet nie umiem sklecić przeprosin, bo po prostu nie mam wytłumaczenia innego jak to, że najzwyczajniej w świecie nie zauważyłam jak ten czas leci, bo wiecznie gdzieś wychodziłam i wykorzystywałam przedostatni tydzień wakacji. A jeszcze miałam dzisiaj taki humor, że ryczałam jak pisałam końcówkę tej części, mimo że to nie jest chyba takie wzruszające. A raczej to na pewno nie jest znając moje zdolności do zrypania każdego imagina gdzie dzieje się coś co powinno wywołać chociaż lekkie zruszenie. No cóż. lel. Obiecuje, że się poprawię co do częstotliwości, a jest to bardzo możliwe szczególnie we wrześniu, bo prawdopodobnie będę chciała uciec myślami od szkoły, więc będę dużo pisać jak w tamtym roku... No cóż, wykorzystajcie ostatni tydzień wakacji i nie gniewajcie się na mnie za tą przerwę. A i przegapiliśmy 1,5 roku bloga... Dopiero teraz to do mnie doszło. Dziękuje Wam. Po prostu.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Imagine 47 Harry

Imagine inspirowany czasem spędzonym na obozie w Bułgarii :))



                 Czułam, że słońce już praży moją skórę, mimo że dopiero co rozłożyłam się na leżaku nad basenem. Wyciągnęłam spod ręcznika balsam do opalania i zaczęłam wcierać go w każdy centymetr skóry, bo na samą myśl, że w podróży powrotnej z obozu miałabym umierać z bólu przez poparzenie słoneczne przechodziły mnie dreszcze. Dziewczyny, które poznałam na wyjeździe siedziały z nogami w basenie śmiejąc się z czegoś tak głośno, że musieli je słyszeć w sąsiednim hotelu. Uśmiech sam wypłynął na moje usta i nie mogąc się powstrzymać przysiadłam się do nich, ignorując fakt, że balsam nie zdążył się wchłonąć i nic nie zostanie z mojej ochrony przed słońcem. Odgarnęłam włosy do tyłu kiedy złapałam jego spojrzenie. Wygłupiał się z jakąś dziewczyną, którą trzymał na barkach.  Uśmiechnęłam się na jego widok i zdusiłam lekkie poczucie zazdrości. Spuściłam wzrok wyobrażając sobie siebie na miejscu tej dziewczyny. Lubiłam patrzeć mu w oczy. On chyba też, bo często łapałam go na tym, że po prostu patrzył na mnie ze skrywanym uśmiechem. Uśmiech też miał śliczny. Nigdy nie wiedziałam czy uśmiecha się do mnie, bo mnie lubi czy się ze mnie śmieje. A robił to często, bo gdy tylko ktoś powiedział cos śmiesznego to łapał moje spojrzenie i się śmiał. Do mnie.   Westchnęłam i włączyłam się do rozmowy dziewczyn zapominając o chłopaku o najzieleńszych oczach jakie w życiu widziałam. Miał po prostu tego pecha, że był idealnie w moim typie. I nie chodzi tylko o wygląd. Odpowiadało mi jego poczucie humoru i to jaki inteligentny w środku był, mimo że nie chciał sprawiać takiego wrażenia. Miałam wrażenie, że jakby ten wyjazd trwał dłużej to zakochałabym się w nim na amen. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę i ciągnie do wody. Wpadłam do basenu z oszołomioną miną kiedy zobaczyłam tuż przed sobą Harrego ze złośliwym uśmieszkiem na pełnych ustach.
                - Co to było? - spytałam patrząc na niego z rozbawieniem. Dziewczyna, która wcześniej siedziała mu na barkach gdzieś zniknęła. W środku ucieszyło mnie to bardziej niż powinno.
                - Nic - odpowiedział niewinnym głosikiem po czym zanurzył się w wodzie po samą brodę. Musiał mocno zgiąć kolana, bo był tak wysoki, że normalnie ta sięgała mu do żeber podczas, gdy mi zakrywała już lekko ramiona.
                - Jasne. - Przewróciłam oczami i odwróciłam się do dziewczyn. Widząc mnie w wodzie również weszły do basenu podtapiając jedna drugą z szerokimi uśmiechami na twarzach. Nagle poczułam, że ktoś wskakuje mi na plecy i oplata moje biodra nogami. - Harry! Na litość boską co ty robisz?!
                - Wchodzę ci na plecy - odpowiedział spokojnie. Czasami zapominałam jak durne miał poczucie humoru. Ale i tak je uwielbiałam.
                - Ile ty ważysz? - spytałam chociaż w wodzie prawie nie czułam jego ciężaru.
                - Dużo - odparł ze śmiechem. - Chodź na głębszą wodę.
                - Jeszcze czego - prychnęłam.
                Wzniosłam oczy do nieba, ale ruszyłam do przodu. Chłopak oplótł ręce wokół mnie, a twarz miał tuż przy moim uchu tak, że słyszałam i czułam jego ciepły oddech na karku. Po drugiej stronie basenu zaczęłam go z siebie zrzucać z dosyć marnym skutkiem, aż w końcu kiedy dziewczyny podpłynęły udało mi się z niego wyplątać. Stanął w wodzie przede mną tak blisko, że góra mojego bikini stykała się z jego umięśnionym brzuchem. Spojrzałam do góry i na widok jego uśmiechu coś ścisnęło mnie w całym ciele. Chłopak odgarnął moje mokre włosy na bok i patrzył w mnie przez chwilę zanim obrócił się do mnie tyłem.
                - Wskakuj na barana - powiedział i zanurzył się lekko, żeby mi to ułatwić.
                - Słucham? Chyba sobie żartujesz! - zaprzeczyłam chociaż w środku zrobiło mi się cieplej. Odruchowo położyłam mu już dłonie na barkach i poczułam jak mięśnie w tym miejscu się napięły.
                - Zrobimy walki kogutów, wskakuj i nie gadaj! - powiedział z entuzjazmem.
                Jedna z dziewczyn usadowiła sobie na barkach moją przyjaciółkę i czekały aż ja wejdę na Harrego. Przygryzłam wargę i opanowałam dziwne uczucie, które sprawiało, że robiłam się nerwowa. Myślałam cały czas o tym, że przecież jutro już wyjeżdżamy i nic się nie stanie jak pozwolę sobie na trochę zabawy. Nieco pokracznie ale jednak, weszłam chłopakowi na barana i chwile później poczułam jak ten kładzie dłonie na moich udach, żeby mnie przytrzymać. Złapałyśmy się z przyjaciółką za ręce i próbowałyśmy nawzajem zrzucić. W pewnym momencie Harry przechylił się w bok przez co poleciałam do wody ciągnąc za sobą przyjaciółkę. Woda przykryła mnie całkowicie i po kilku sekundach wynurzyłam się panicznie machając rękami.
                - Idioto! - krzyknęłam na Harrego, a ten z rozbawionym uśmieszkiem na ustach objął mnie i przyciągnął do siebie. Ignorowałam fakt, że praktycznie jestem w jego ramionach, bo moje serce prawdopodobnie by tego nie wytrzymało.
                - No co? Może powtórka? - powiedział niewinnym głosem łapiąc mnie pod wodą w żelaznym uścisku, z którego w życiu bym się nie uwolniła. Spojrzałam na niego z przerażeniem.
                - Nie Harry nie! Błagam, wszystko tylko nie to, Harry!!!
                Chłopak zanurzył mnie pod wodę, a ja zaczęłam miotać się histerycznie aż w końcu udało mi się uwolnić z jego ramion. Wynurzyłam się z wody i zaczęłam kaszleć próbując jednocześnie złapać oddech. Podpłynęłam pod krawędź basenu i oparłam ręce na płytkach wciąż próbując wtłoczyć tlen do płuc i nie zakrztusić się przy tym wodą, którą miałam dosłownie wszędzie. Z tylu słyszałam śmiech Harrego.
                - Nie płacz już i chodź - zawołał. Zmrużyłam oczy i odwróciłam się przodem do niego.
                - Sam się zaraz popłaczesz dupku - powiedziałam pewnym siebie głosem.
                - Oj, ktoś tu się wkurzył - zachichotał. Spojrzałam znacząco na dziewczyny, a jego mina nieco zrzedła. Uniósł ręce w geście poddania. - Hej...spokojnie...przepraszam, będę grzeczny obiecuje....
                Po chwili jego głowa znalazła się pod wodą kiedy z pomocą dziewczyn udało mi się go podtopić. Nagle poczułam, że dwie duże ręce szarpią mnie za talię w dół i znalazłam się pod wodą. Otworzyłam oczy i spotkałam pod wodą jego spojrzenie zanim nie pozwolił mi się wynurzyć, wypuszczając mnie ze swojego silnego uścisku.
                - Debil - burknęłam odgarniając włosy z twarzy.
                - I tak mnie kochasz - zaśmiał się wesoło przeczesując dłonią mokre loki, żeby nie wpadały mu do oczu.
                A żebyś wiedział, że tak, pomyślałam z irytacją, ale i lekkim uśmieszkiem.
                Zanurzyłam się pod wodę i przepłynęłam tak cały basen, bo do największych nie należał i wynurzyłam się przy odleglej krawędzi. Nie zdążyłam się obrócić kiedy poczułam jak ktoś umieszcza swoje dłonie pod moimi pachami i wyciąga gwałtownie z basenu. Pisnęłam i spojrzałam w górę kiedy ten ktoś postawił mnie w końcu na ziemię. No jasne. Liam. Najgorszy kobieciarz obozu, który myśli, że jakakolwiek dziewczyna poleci na te jego pożal się boże mięśnie, które prezentował przy każdej możliwej okazji. Same ciało, szczególnie jedynie w krótkich spodniach do kąpieli prezentowało się na tyle atrakcyjnie, żeby rumieniec cisnął się na moje policzki. To jego charakter psuł cały efekt.
                - My się chyba jeszcze nie znamy - powiedział głosem, który zapewne miał być pociągający, ale jak dla mnie przesadził z 'seksowną' chrypką. Mimo to trudno było nie czuć się onieśmielonym kiedy trzymał mnie w talii tuż nad krawędzią basenu, a wiedziałam, że ktoś taki spokojnie może być na tyle wredny, żeby mnie do niego wrzucić, jeśli nie okazałabym mu zainteresowania.
                - Cóż, ja znam cię doskonale - odparłam krzywiąc się wewnętrznie na dźwięk tonu swojego głosu. Liamowi jednak wyraźnie się spodobał.
                - Cieszy mnie to. A ty jak masz na imię? - spytał unosząc jedną brew.
                - Ja...
                Nagle usłyszałam głośny, dziewczęcy śmiech i obróciłam w odruchowo. Zabolało. Harry trzymał w wodzie na rękach jakąś dziewczynę i pochylał się do jej ucha zapewne coś do niej szepcząc. Zacisnęłam dłoń w pięść i udałam, że wcale się tym nie przejęłam, mimo że Liam na pewno widział jak Harry wcześniej robi coś podobnego ze mną. Aha. Czyli po prostu byłam pierwszą lepszą dziewczyną, z którą mógł się trochę zabawić, a kiedy sobie poszłam, stracił zainteresowanie. Nie żebym myślała, że on naprawdę mnie lubi i to dlatego. No może przez chwilę.
                - Możemy porozmawiać trochę dalej? Nie czuje się tutaj pewnie - wymruczałam. Prawie mogłam zobaczyć ten błysk w jego oczach kiedy wyciągnął pochopne wnioski z mojej wypowiedzi. Tak dupku, chce się z tobą całować, mimo że nie znasz jeszcze nawet mojego imienia. Co za idiota.
                Przystanęliśmy przy krzewach oddzielających basen od stolików z jadalni rozmieszczonych na zewnątrz pod parasolami. Obróciłam się do niego i zamrugałam rzęsami, czując się jak kretynka. Ale ku mojemu rozbawieniu to naprawdę działało, więc postanowiłam grać dalej.
                - Poczekasz tu chwilkę...na mnie? - spytałam wciąż z tym uroczym tikiem nerwowym jakim było poruszanie rzęsami jak nienormalna. Chłopak posłał mi jeden ze swoich firmowych uśmieszków.
                - Oczywiście, tylko nie każ mi czekać długo. - Mrugnął do mnie. Udałam, że chichocze.
                Kiedy obróciłam się, żeby uciec jak najdalej od Liama zobaczyłam, że Harry przez cały ten czas stał przy basenie i na nas patrzył. I nie widzieć czemu, miałam wrażenie, że jest wściekły. Sama nie wiem czemu posłałam mu wyzywające spojrzenie. Nie chciałam, żeby myślał, że przejęłam się jego odrzuceniem. Z godnością ruszyłam w kierunku wejścia do hotelu. Jak tylko znalazłam się w lobby, szybko poprosiłam o klucz i zaszyłam się w swoim pokoju. Poczułam pewne rozczulenie kiedy zobaczyłam pościelone łóżka i po raz kolejny pożałowałam, że nie będę miała jak podziękować pani, która codziennie to robiła. Przebrałam się w krótkie spodenki i koszulkę z nadrukiem i położyłam się na łóżku. A potem zaczęłam się zastanawiać dlaczego do cholery jestem taka naiwna. Myślałam, że co, że przez kilka rozmów, uśmiechów i wspólne wygłupianie się w basenie mogę rościć sobie do niego jakieś prawa? Nie wierzę, że jestem aż tak głupia.
***

                - Idziemy wieczorem na miasto i oczekuje was tutaj o 21:30 gotowych do wyjścia - powiedziała kierowniczka obozu patrząc na naszą zbitą grupę kilkudziesięciu osób.
                - Proszę pani...ale to za 5 minut - bąknął nieśmiało jakiś chłopak. Kobieta spojrzała na niego znacząco.
                - No właśnie. Kto się spóźni robi pompki.
                Chwila minęła zanim do wszystkich dotarł sens jej słów. Wtedy wszyscy rzucili się do środka hotelu i do dwóch wind, a reszta na schody. Byłam wśród tych 'szczęściarzy', którzy załapali się na windę. Jechałam wciśnięta pomiędzy jakiegoś chłopaka z otyłością i dziewczynę od której waliło alkoholem. Porwałyśmy z dziewczynami swoje torebki i wpakowałyśmy do nich wszystko co mogło być potrzebne i pobiegłyśmy na zbiórkę. I tak byłyśmy jedne z ostatnich, ale udało nam się przemknąć tak, żeby nie dostać kary.
                Nagle poczułam jakby ktoś wywiercał mi dziurę w plecach swoim wzrokiem. Powoli się obróciłam i katem oka zobaczyłam Harrego, który intensywnie na mnie patrzył dopóki nie odwrócił wzroku, gdy zauważył, że zaraz zostanie przyłapany. Skrzyżowałam ręce pod biustem. Jutro wyjeżdżamy i i tak by nic z tego nie było, ale… Naprawdę go polubiłam. Myślałam, że chociaż raz ktoś odwzajemnił moje uczucie, a w rzeczywistości jak zawsze musiałam się zawieść.
                Ruszyliśmy na miasto śpiewając najgłupsze piosenki jakie przyszły nam do głowy podczas gdy obcokrajowcy patrzyli na nas zdziwionym lub rozbawionym wzrokiem. Przynajmniej mój humor odrobine się poprawił. Rozdzieliliśmy się kiedy wychowawca skończył już wykład o tym, że mamy być punktualnie o 1 w nocy w umówionym miejscu. Byłam zirytowana, bo straciliśmy przez to sporo czasu, ale wiedziałam, że dzisiaj była ostatnia noc i było sporo osób, które chciało wykorzystać ją w całości. Trzymałam się dziewczyn, które znałam i starałam się jak najbardziej wyluzować. Jednak gdzie nie spojrzałam, miałam wrażenie, że widzę Harrego. Jeżeli po powrocie do domu jego zielone oczy dalej będą mnie prześladowały to nie wiem jak się z niego wyleczę. Westchnęłam i zdałam sobie sprawę z tego, że jestem kilka kroków za koleżankami. Chciałam je dogonić kiedy poczułam jak ktoś szarpie mnie za rękę w bok. Pisnęłam i spojrzałam w bok, oczekując jakiegoś zboczeńca albo mordercy, bo jak zawsze włączyła się moja nadpobudliwa wyobraźnia, ale się pomyliłam.
                - Czego chcesz Harry - warknęłam niezbyt miło. Był ostatnią osobą, którą chciałam teraz widzieć. Wystarczy, że był bez przerwy w mojej głowie, nie musiał mnie jeszcze nawiedzać w realnym świecie. Chłopak uniósł kącik ust ku górze. Tyle wystarczyło, żeby moje serce zaczęło bić sto razy szybciej.
                - Po pierwsze prawie wpadłaś pod auto, więc powinnaś mi podziękować, że cię odciągnąłem. - Oblałam się rumieńcem. Nawet nie zauważyłam, że coś jechało. - A po drugie to… - Jego dłoń powędrowała do karku jakby bez jego woli. - …chciałem z tobą porozmawiać.
                - O czym? - Uśmiechnęłam się chociaż miałam ochotę stąd uciec. Jakby tego było mało, lekki wietrzyk zawiał w moją stronę, zabierając ze sobą zapach wody kolońskiej chłopaka. Tego było dla mnie o wiele za wiele zważywszy na to, że miałam się trzymać od niego z daleka.
                - Nie tutaj… Jeszcze Liam cię znowu porwie. - Uśmiechnął się krzywo. Uniosłam brew.
                - Masz coś do Liama? – Wiem, że zachowywałam się głupio. Miałam zapewne takie same zdanie o nim jak Harry jednak nie mogłam się powstrzymać przed drażnieniem go. I wydaje mi się, że odniosłam o wiele lepszy skutek niż oczekiwałam.
                - Poza tym, że jest idiotą i fatalnym kobieciarzem to tylko jedno… Wolałbym, żeby trzymał się od ciebie z daleka - burknął chwytając mnie w talii i ciągnąc w kierunku przeciwnym niż poszły dziewczyny.
                Nie śmiałam się odezwać, bo szczerze mówiąc Harry zaczął mnie trochę przerażać. Kiedy mnie do siebie przyciągnął, poczułam od niego alkohol. A teraz był wyraźnie zły, a nie chciałam, żeby wyżywał się na mnie. Co prawda nie sądziłam, że mógłby mi coś zrobić, ale… Wolałam być ostrożna. I tak ufałam bardziej jemu w takim stanie niż ufałabym Liamowi. Nie wątpiłam w to, że ten drugi już dawno wykorzystałby swoją siłę w niekoniecznie przyjemny dla mnie sposób. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że chłopak ciągnie mnie na plażę poczułam jak dreszcz przechodzi mi po plecach.
                - Harry… - Przełknęłam ślinę, a chłopak stanął jak wryty i spojrzał na mnie zaskoczony. Zdałam sobie sprawę z tego ile strachu było w moim głosie. Chłopak natychmiast mnie puścił i przetarł dłońmi twarz.
                - Cholera. Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. Wprost przeciwnie. Chciałem cię do siebie przekonać, ale zrobiłem z siebie idiotę. I tak robię to tylko dlatego, że wypiłem wystarczająco, żeby mieć w końcu na to odwagę - mruknął, a ja zauważyłam jak uparcie mruży oczy, żeby skupić wzrok na mojej twarzy. Powstrzymałam uśmiech. Harry, którego znałam właśnie wrócił. No poza tym alkoholem, ale teraz wiedziałam, że nie zrobi na pewno niczego głupiego.
                - W porządku. Tylko się nie przewróć pijaku - zaśmiałam się. Jego twarz natychmiast się rozpogodziła, wprawiając mnie w osłupienie. W tym świetle wyglądał jak ucieleśnienie marzeń każdej dziewczyny. A może tylko moich. Nie wiem. Dla mnie był idealny.
                - Trzymaj mnie to nie upadnę - powiedział rozbawiony, a ja na przekór mu, położyłam mu dłoń na plecach przez co praktycznie go objęłam. Chłopak spojrzał na mnie spod rzęs i również mnie objął.
                Przeszliśmy na plażę, w dłoniach niosąc swoje buty. Było tak ciemno, że niebo i morze zlewały się w jedną połać czerni przez co wyglądało to jakby tam dalej świat się kończył. Widok był niesamowity. Usiedliśmy metr od zasięgu fal zwróceni w ich kierunku. Przez chwilę panowała między nami cisza, a do mnie doszło, że dziewczyny pewnie już zdały sobie sprawę z tego, że mnie nie ma i wariują ze strachu. Ale po prostu… Pierwszy raz w życiu czułam się tak dobrze. Spędzanie czasu z Harrym było dla mnie skarbem, który zamierzałam pielęgnować jako najlepsze wspomnienia z tych wakacji. Spojrzałam na profil chłopaka i zauważyłam, że przez cały czas na mnie patrzył. Cieszyłam się, że jest całkowicie ciemno, bo nie mógł zobaczyć moich rumieńców.
                - O czym chciałeś pogadać? - zapytałam. To przypomniało mi sytuację na basenie i odrobinę posmutniałam. A co jeśli chciał mnie przeprosić, że robił mi niepotrzebne nadzieje? Chociaż miałam nadzieję, że nie zdradziłam się na tyle ze swoimi uczuciami…
                - Wiesz ile się zbierałem, żeby cię wciągnąć do basenu? - spytał jakby śmiejąc się z samego siebie. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. Powiedziałabym, że przyśpieszyło mi serce, ale jego bieg był niewłaściwy odkąd tylko mnie odciągnął od jadącego samochodu. - Odkąd tylko zobaczyłem, że przyszłaś na basen chciałem…sam nie wiem… To znaczy wiem, ale nie jestem na tyle upity, żeby ci powiedzieć - mruknął co zabrzmiało bardzo dwuznacznie. Powstrzymałam się od mało inteligentnego chichotu.  - W każdym razie kiedy byliśmy już razem w basenie, wygłupialiśmy się i tak dalej, myślałem,  że jesteśmy na dobrej drodze. Ale potem włączył się oczywiście ten pieprzony żigolak Liam… - Parsknęłam śmiechem słysząc to jak nazwał obozowego kobieciarza. To była już lekka przesada, ale… Cholera jak do niego pasowało! - W każdym razie byłem wściekły, bo kiedy w końcu odważyłem się uczynić jakiś krok to ktoś to musiał zniszczyć. Zwłaszcza, że ty tak chętnie reagowałaś na jego marny podryw…
                - Hej! Ja tylko udawałam! Potem mu uciekłam! - zaprotestowałam. Wydawało mi się, że w spojrzeniu chłopaka błysnęła ulga.
                - To dobrze - odparł twardo, a ja ledwo powstrzymałam się od śmiechu. W jego głosie było tyle powagi! – W każdym razie chciałem nieudolnie wywołać w tobie zazdrość, biorąc na ręce jakąś dziewczynę, której imienia nawet nie znałem, ale ciebie to chyba nie ruszało… Potem wrzuciłem ją do wody i przez przypadek nieco podtopiłem za co dostałem w twarz, ale jakoś nie miało to dla mnie już znaczenia. A teraz jak debil zgodziłem się, żeby się napić ze współlokatorami i trochę przesadziłem i dlatego mówię ci to wszystko, mimo że coś w mojej głowie krzyczy, żebym się w końcu zamknął zanim powiem ci, że podobasz mi się od początku obozu i… Ja naprawdę jestem idiotą - dodał odkrywczym tonem kiedy zdał sobie sprawę z tego co powiedział. Tym razem się nie zaśmiałam. Powiedział coś o czym marzyłam odkąd tylko go zobaczyłam. Chwyciłam nieśmiało jego dłoń, żeby na mnie spojrzał, bo wzrok utkwił uparcie w niebie.
                - Wiesz, że jutro wyjeżdżamy i i tak nic z tego nie będzie? - zapytałam chociaż te słowa łamały mi serce.
                - Wiem - powiedział, a jego głos lekko się załamał.
                - A wiesz ile czasu zmarnowaliśmy przez to, że byliśmy zbyt nieśmiali? - mruknęłam po czym przybliżyłam swoją twarz do jego.
                - Więc nie traćmy go więcej.
                Harry zanurzył dłoń w moich włosach i przyciągnął mnie do siebie. Nasze usta spotkały się, na początku nieco nieporadnie po czym poznałam, że to nie tylko mój pierwszy pocałunek. Miał miękkie wargi, które po bliższym poznaniu sprawiły, że cała zmiękłam w jego ramionach i tylko od czasu do czasu było słychać jak któreś z nas bierze urwany wdech. To było idealne. On był idealny. I chociaż wiedziałam, że kiedy to się jutro skończy będę płakać przez całą podróż. Ale nie będę żałować żadnej chwili. Bo teraz liczyło się tylko tutaj i teraz. Ciepłe ramiona chłopaka i to, że gdyby nie przyznał mi się do tego wszystkiego, to teraz byłabym w zupełnie innym miejscu, tęskniąc za czymś co teraz mogłam poczuć naprawdę. Wtuliłam twarz w pierś chłopaka, a on objął mnie tak delikatnie jakby bał się, że mogę odmówić. Ale w życiu bym nie odmówiła. Nie jemu. Nie teraz. Nigdy.

________________________________________________________________________

Ugh, uwierzcie mi że zostanie do niedzieli w górach było ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę, bo przez to jeszcze bardziej opóźniło się dodanie czegoś na bloga :(( Poza tym przyznam, że w takich warunkach pisało się koszmarnie, bo notatki w telefonie to jednak nie to samo co komputer i normalna klawiatura. Ech, cóż… Co do imagina to inspirowany jest odrobinę tym co sama przeżyłam na obozie, ale do pewnego momentu i pomijając cały ten zamęt uczuciowy xD No i my się nie całowaliśmy (i Bogu dzięki bo chłopak miał na imię Joachim jak mój nauczyciel który jest no…dziwny), ale ogólnie to na basenie działo się mniej więcej to co w imaginie xD I serio był tam taki podrywacz xD Podrzucał mnie w basenie w górę i powiedział, że jestem chuda w talii, więc mogę mu wybaczyć to, że był ogólnie niską świnią, która popisywała się swoimi pożal się boże mięśniami xD Poza tym to dziękuje każdemu, który wybacza mi to, że nie dodaje tak często jak obiecywałam i mimo wszystko czeka dłużej, jeśli jesteś takim czytelnikiem to wiedz, że dziękuje Ci za to z całego swojego serduszka <3

wtorek, 12 sierpnia 2014

Imagine 46 Louis Part XI



            Nie zmrużyłem oka od ponad doby, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Czułem się rozbudzony jak nigdy wcześniej. Bałem się zasnąć, bo mógłbym ominąć moment kiedy się obudzi. A chciałem być pierwszą osobą, której głos usłyszy po przebudzeniu. Siedziałem na brzegu jej łóżka i wałczyłem z ogromną potrzebą wzięcia jej za rękę. Jednak nie miałem wystarczająco dużo odwagi. To głupie, ale miałem wrażenie, że jeżeli zrobię coś nie tak to ona tak po prostu zniknie. I chociaż wiedziałem, że to absurdalne to nie potrafiłem zaryzykować. Ostatnio kiedy to zrobiłem omal jej nie strąciłem. Nie wiem co bym zrobił, gdyby lekarz oznajmił mi wtedy jednak, że operacja się nie powiodła i straciła życie. Prawdopodobnie wyrwałbym się trzem szczupłym pielęgniarkom i wyżył na lekarzu, który nic nie zawinił poza tym, że na moją prośbę chciał przedłużyć życie komuś kto był dla mnie wszystkim. Zdążyłem się przyzwyczaić do myśli, że ona mogła już odejść, więc uwierzenie, że się myle, że ona żyje i ma teraz przed sobą długie lata bez strachu i napięcia spowodowanego widmem śmierci, które się nad nią unosiło, było dla mnie więcej niż trudne w pierwszej chwili. Ale teraz już wierzyłem. Potrzebowałem jeszcze tylko spojrzeć w jej oczy, żeby zyskać pewność i bez wahania porwać ją w swoje ramiona. Schowałem twarz w dłoniach, bo byłem tak zmęczony, że coraz trudniej było mi z tym walczyć. Może się jednak chociaż zdrzemnę? Tylko na chwile...chwileczkę...
            Głośny krzyk gwałtownie wyrwał mnie ze snu. Otworzyłem oczy i zerwałem się szybko z łóżka, chaotycznie rozglądając się po pomieszczeniu i szukając zagrożenia. Nagle jakby cos sobie uswiadomiłem. Jakby w spowolnionym tempie obrociłem głowę w kierunku dziewczyny, która leżała na łóżku i aż musiałem złapać się krawędzi łóżka, bo inaczej moje słabe nogi by mnie nie utrzymały. Serce bilo mi w piersi jak dzwon, a krew szumiała w uszach. Spojrzałem jej w oczy. A ona spojrzała w moje. Zamarłem. A ona była przerażona. Jej tęczówki latały to w jedna to w druga stronę, co jakiś czas zatrzymując się na mnie, po czym kontynuowały swoją wędrówkę. Jej pierś unosiła się tak szybko, że krztusiła się lekko, bo nie potrafiła złapać właściwego oddechu. Stałem nieruchomo wsłuchując się w piszczenie aparatury, która wyraźnie wskazywała, że coś jest nie tak. Przełknąłem ślinę, kiedy oczy (t.i.) zatrzymały się w końcu na mnie i juz tam zostały. Były tak szeroko otwarte, że jej rzęsy prawie obijały się o delikatna skore jej luku brwiowego.
            - K-kim jesteś? - spytała tak przerażonym głosem, że poczułem bolesny ucisk w piersi.
            - Louis... To ja Louis. - Jej twarz nieco się uspokoiła, a oczy jeszcze dokładniej śledziły każdą krzywiznę mojego ciała. - Nie bój się...wszystko będzie dobrze... Czy ty...czy ty naprawdę mnie widzisz? - wydukałem w końcu.
            Dreszcz, który ją przeszedł i jeszcze szybsze dźwięki dobiegające z aparatury uświadomiły mi ostatecznie, ze tak. Spróbowałem do niej podejść, ale wzdrygnęła się i wcisnęła w ramę łóżka ze strachem wypisanym w jej delikatnych rysach, który łamał moje serce. Wziąłem głęboki wdech i szybko przeanalizowałem sytuacje. Za nic w świecie nie chciałem jej ponownie przestraszyć.
            - Zamknij oczy - powiedziałem w końcu.
            - Ale... - zaprotestowała.
            - Zaufaj mi.
            Widziałem na jej twarzy jak ze sobą walczy. W końcu cos w moim spojrzeniu chyba ja uspokoiło, bo zacisnęła dłonie w pięści i zamknęła powieki. Wtedy powoli do niej podszedłem i usiadłem na jej łóżku. Delikatnie sięgnąłem po jej dłoń i obserwowałem jej reakcje. Troche się uspokoiła kiedy zacząłem ostrożnie głaskać kciukiem grzbiet jej dłoni.
            - Wszystko jest dobrze, tylko nie otwieraj na razie oczu, jeśli nie jesteś na to gotowa. - Słuchałem jak jej serce powoli się uspokaja dzięki urządzeniom, do których była podpięta.
            - Wiedziałeś, ze odzyskam wzrok? Wiedziałeś?! - zapytała spanikowana mocno ściskając moją dłoń.
            - Nie wiedziałem. Była taka możliwość, ale nie wierzyłem w to, bo to było zbyt niemożliwe... - odparłem z kompletną pustką w głowie.
            - Bo - Boje się. Nie chce otwierać oczu. To wszystko jest obce i takie... Dziwne. I ty jesteś dziwny... Inaczej to sobie wszystko wyobrażałam... - mruczała pod koniec bardziej do siebie niż do mnie.
            - Zawiodłem twoje oczekiwania? - spytałem bez humoru.
            Wtedy obróciła się do mnie i otworzyła oczy. Zacisnęła zęby, a ja wiedziałem, że to dlatego, że tym razem była tak samo przerażona. Jednak miałem wrażenie, że im dłużej patrzyła mi w oczy tym bardziej się uspokajała chociaż mogły to być tylko moje pobożne życzenia. Nagle ostrożnie sięgnęła dłońmi do mojej twarzy i zaczęła ją ostrożnie badać. Przesuwała palcami po moich policzkach pokrytych lekkim zarostem, po ustach, po nosie, szczęce, a nawet brwiach. Wtedy na jej twarzy pojawiło się coś w rodzaju ulgi.
            - To naprawdę ty - westchnęła i przyciągnęła mnie do siebie. Zaskoczony, ale szczęśliwy objąłem ja delikatnie.
            - Oczywiście, że ja - szepnąłem jej do ucha i usłyszałem jak bierze głęboki wdech. - Musze powiedzieć lekarzom, że się obudziłaś i...i ze widzisz. Dla nich to tez będzie duże zaskoczenie...
            - Zaskoczenie? - Odsunęła się ode mnie lekko i zamknęła oczy chyba po to, żeby poczuć się pewniej. - Louis po kilkunastu latach w ciemności nagle tak po prostu zaczęłam widzieć!! Ja... Ja nie chce... Ja się boje...
            - Musisz coś wiedzieć. Lekarze ledwo cię uratowali, bo podczas operacji źle zareagowałaś na jakąś substancje w środku usypiającym i dostałaś palpitacji serca i dodatkowo krwotoku. Wiesz co czułem kiedy przez krotka chwile myślałem że umierasz albo że już umarłaś? Przerażenie. Wiec nie mów mi tutaj o takich rzeczach kiedy przeżyłaś operacje, usunęli ci guza i jesteś całkowicie zdrowa i jeszcze odzyskałaś wzrok chociaż na początku na pewno nie będzie ci z tym łatwo! Strach jest wtedy kiedy myśli się, że straciło sę najważniejszą osobę w całym swoim życiu. A teraz wybacz, ale idę po lekarza - burknąłem wściekły na nią i na samego siebie, ze prawie zacząłem na nią krzyczeć.
            Wypadłem z jej pokoju jak tornado i zacząłem wołać pielęgniarkę. Po chwili podbiegła do mnie ta, z która rozmawiałem pod sala operacyjna.
            - Coś się stało? - spytała zaalarmowana.
            - Nie, po prostu w obudziła. I jeszcze jedno. Ona...odzyskała wzrok - dodałem wciąż nieco oszołomiony. Oczy pielęgniarki rozszerzyły się w szoku.
            - Jak...jak to? - spytała.
            - Kiedy wycięliśmy jej guza, nic nie stało już na przeszkodzie w przesyłaniu impulsów z jej oczu do mózgu. Wiec to oczywiste, ze teraz widzi - powiedział lekarz, który niewiadomo kiedy dołączył do naszej dwójki.
            - Wiedział pan od początku, że tak będzie? - Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
            - Ja tak i myślałem, że wasz lekarz również was o tym poinformował. - Mężczyzna uniósł brwi.
            - Powiedział tylko, że jest taka możliwość...
            - Która wynosiła ponad 90% panie Tomlinson - poprawił mnie.
            To uderzyło we mnie natychmiast. To był błąd tamtego lekarza. Czy jeśli (t.i.) wiedziałaby jak duże są szanse na odzyskanie przez nią wzroku to czy zgodziłaby się na operacje? Znałem odpowiedz i to wcale nie poprawiło mi humoru. Nie. Powiedziałaby nie.
            - Skoro się obudziła to będziemy musieli przeprowadzić kilka badań. Pan w tym czasie tutaj zaczeka - powiedział i kiwnął głową pielęgniarce. Po chwili zniknął w pokoju, w którym leżała (t.i.).
            - Ona mnie znienawidzi - powiedziałem pustym drżącym głosem. Usiadłem na najbliższym krzesełku na korytarzu i wplotłem dłonie we włosy, lekko krótsze niż ostatnio, bo Lou w końcu nie wytrzymała i zrobiła z nimi porządek. Lekki, ale jednak.
            - Dlaczego miałaby to zrobić?
            - Bo ona nie chce widzieć! Od początku nie chciała. Tego bała się bardziej niż śmierci... - wydukałem. Pielęgniarka kucnęła przy mnie i rozejrzała się po korytarzu.
            - Zaraz będę musiała iść, bo już dostałam jedną reprymendę za to, że przerwałam prace, żeby z tobą porozmawiać. Co nie znaczy, że to nie było tego warte. Musisz cos sobie uzmysłowić. Ona może znienawidzić fakt, ze widzi. Ale nie znienawidzi ciebie. Jeżeli jest tak jak myślę i zgodziła się na te operacje głownie przez wzgląd na ciebie to znaczy, że ty też jesteś dla niej tak samo ważny jak ona dla ciebie. O ile nie bardziej. Nie potrafiłaby cię znienawidzić. Teraz musisz tylko nauczyć ją rozumieć to co widzi i czego na początku będzie się bać i sprawić, żeby to pokochała. Ale jestem pewna, że ci się uda. Wierze w ciebie.
            Potem po prostu poszła. Patrzyłem za nią dopóki nie zniknęła za zakrętem i dokładnie przemyślałem jej słowa. Miała racje. A ja miałem tego dosyć. Nic mnie nie obchodzi, że zabroniła mi się w niej zakochać. Zrobiłem to już dawno i będę jej to mówić tak długo i często aż w końcu zrozumie, ze nic tego nie zmieni. I być może odwzajemni moje uczucia. Bo było już tak źle, że teraz powinno być tylko lepiej. Gdyby tylko życie zawsze funkcjonowało tak jakbyśmy tego chcieli.

_____________________________________________________________________

Bardzo Was przepraszam jeśli coś jest nie tak z tym imaginem, ale dodaje go w średnio dogodnych warunkach z tatą, który pospiesza mnie nad uchem no bo  przecież musimy zrobić spacer po wszystkich kuźwa górach po kolei, a kij mu w ucho! Mam nadzieję, że mimo wszystko coś wyszlo z tej części... W każdym razie dziękuje Wam za 220 tysięcy wyświetleń! Jesteście najlepsi! <3

piątek, 8 sierpnia 2014

Imagine 46 Louis Part X


    Siedziałem na zimnej ziemi z pustym spojrzeniem skierowanym na ścianę naprzeciwko mnie. Całe moje ciało zdawało się wrosnąć w podłoże. Moje serce biło tak szybko, że miałem wrażenie, że wszyscy mogą zobaczyć przez koszulkę jak gwałtownie porusza się w mojej piersi. Moje dłonie drżały niekontrolowanie. Czułem kroplę potu, która spływała po mojej skroni w kierunku szczęki. Na korytarzu było zupełnie cicho. Nie miałem pojęcia co dzieje się za drzwiami. Być może dalej ją ratują. A może już nie ma kogo ratować. Zacząłem się krztusić, bo wstrzymałem powietrze tak gwałtownie, że zabolało mnie coś w piersi. Gdy w końcu się uspokoiłem jedna z pielęgniarek, która właśnie przechodził rzuciła mi zaciekawione spojrzenie.
    - Wszystko w porządku proszę pana? – Miała jedwabisty głos o najbardziej uspokajającym działaniu jakie można sobie wyobrazić. Jednak na mnie to nie działało. Nieważne jak łagodne było jego brzmienie. Mnie mógł uspokoić tylko jeden głos. I prawdopodobnie już nigdy go nie usłyszę.
    - Nie, nic nie jestem w porządku. Właśnie na Sali umiera miłość mojego życia. Ale proszę nie zawracać sobie mną głowy i wracać do pracy – powiedziałem głosem, który zabrzmiał pusto i boleśnie. Kobieta zdecydowanie nie spodziewała się z mojej strony takiej odpowiedzi, bo rozchyliła swoje różowe wargi w zaskoczeniu. Ludzie pytając się czy wszystko jest w porządku nie oczekują szczerej odpowiedzi. Oczekują uśmiechu i potwierdzenia, że wszystko jest świetnie. Ale ja nie zamierzałem kłamać. Nie miałem na to siły ani ochoty. Po chwili kobieta przełknęła ślinę i znów wyglądała na całkowicie opanowaną. Odwróciłem wzrok i kątem oka zobaczyłem, że siada pod ścianą obok mnie. Nie mogła być starsza ode mnie o więcej niż 4 lata. Wyglądała bardzo młodo.
    - Kiedy mój mąż umierał jedyne o czym myślałam to czym zawiniłam, że los odbiera mi kogoś z kim chciałam spędzić całe życie, a nie krótkie 2 lata – odparła patrząc prosto przed siebie. Przeniosłem na nią swój wzrok. Zastanawiałem się dlaczego mi o tym mówi.
    - Czy ten ból… Czy to kiedyś mija? – wydukałem w końcu. Dziewczyna przymknęła powieki i westchnęła przeciągle. Potem odwróciła się twarzą do mnie przez co była tak blisko, że mógłbym policzyć wszystkie piegi na jej nosie i policzkach. Spojrzała mi prosto w oczy swoimi intensywnie zielonymi tęczówkami i dopiero teraz zauważyłem jak wiele smutku kryło się za pozornie pogodnym wyrazem twarzy.
    - Nie. To nigdy nie mija. Z czasem po prostu akceptujesz ból. Staje się od tak nieodłączną częścią ciebie, że już nie pamiętasz, że kiedyś byłeś szczęśliwy. Ale twój wybranka może mieć jeszcze szansę. Nie chce ci dawać złudnej nadziei, ale w końcu powiedziałeś, że umiera. Jeszcze tutaj jest.
    - Tego do końca nie wiem. – Nie poznawałem własnego głosu. Załamywał się w najmniej oczekiwanym momencie, a jego słabość skazywała na to, że każde słowo wymagało ode mnie energii, którą do te pory spożytkowałem na powstrzymywanie łez. – Jak umarł?
    - Wypadek samochodowy. 5 lat służył w armii, a zabił go pijany kierowca, który wjechał na przeciwny pas. Nie dostał tytułu bohatera wojennego. Po prostu zniknął. Jednego dnia był przy mnie i trzymał mnie w swoich ramionach. Drugiego go już nie było. – Chwyciłem jej dłoń w swoją dwa razy większą i mocno ścisnąłem. Odwzajemniła ten uścisk bez wahania. Rozumieliśmy się bez słów. Byliśmy dwoma skrzywdzonymi duszami. I to, że z pozoru byliśmy sobie obcy nie miało znaczenia. – Jak się poznaliście? – Byłem wdzięczny, że nie zapytała mnie o przyczyny tego w jakim stanie jest moja ukochana. Lub dlaczego już jej nie ma. Gwałtowna fala bólu zalała moje ciało i potrzebowałem dłuższej chwili, żeby się wysłowić. Dziewczyna cierpliwie czekała nie mówiąc ani słowa.
    - Menadżerowie zespołu do którego należę, zorganizowali spotkanie z dziećmi i młodzieżą z Ośrodka dla Osób Niepełnosprawnych. Razem z zespołem robiliśmy sobie zdjęcia i rozmawialiśmy z wszystkimi kiedy usłyszałem jak ktoś gra na pianinie. Tak cicho, że dziwie się, że cokolwiek wtedy usłyszałem. Mam chyba wyczulony słuch, bo sam kiedyś grałem na pianinie. – Uśmiech sam wypłynął na moje usta kiedy pogrążyłem się na chwilę we wspomnieniach. W swojej głowie przeżywałem o wszystko od nowa. – Poszedłem za tym dźwiękiem aż na strych. Siedziała tyłem do mnie i grała na pianinie. Tak niesamowicie jakby to anioł ją natchnął. Słuchałem w ciszy myśląc, że ona nie wie o mojej obecności. Ale jakimś cudem wiedziała i kiedy odezwała się do mnie, nagle przerywając grę, w środku cały drgnąłem. Chciała, żebym został i przysiadł się do niej. Kiedy w końcu ją zobaczyłem poczułem się tak…niesamowicie, Była taka piękna. Jej piękno polegało na prostocie rys jej twarzy, braku makijażu i skromnym czarnym ubraniu. Idealna – szepnąłem jakby do siebie na to wspomnienie. – Zachowywała się tak inaczej. I nie spojrzała na mnie ani razu. Dłużej niż powinno zajęło mi zorientowanie się, że jest niewidoma. Przestraszyłem się. D teraz nie wiem czego i z jakiego powodu. Chyba mnie to przytłoczyło. By wydawała się być taka szczęśliwa i beztroska, a ja akurat przechodziłem trudny okres i nie rozumiałem jak ona może być szczęśliwa posiadając tak mało, a ja tak nieszczęśliwy posiadając tak dużo. Praktycznie stamtąd uciekłem. Ale wróciłem. A ona mnie przyjęła. Robiłem wszystko, żeby tam wrócić i gdzieś tam w między czasie zakochałem się w niej szaleńczo. A potem dowiedziałem się, że ma guza w mózgu. Niemal siłą zaciągnąłem ją do lekarza, gdzie dowiedzieliśmy się, że jeśli nic z tym nie zrobimy to zostaną jej 2 lata życia. Byłem przerażony tym, że mogę ją stracić. Ale ona nie chciała operacji. A ja byłem samolubny i musiałem ją do niej przekonać. Nie chciałem, żeby odeszła tak szybko. Nie mogłem na to pozwolić. Nie byłem, nie jestem i nie będę na to przygotowany. W końcu mi się udało. – Część o naszej wspólnej nocy ominąłem, bo to było wspomnienie, którym nie chciałem się z nikim dzielić. Było zbyt piękne i zbyt żywe w mojej głowie. A teraz ta sama operacja, która miała uratować jej życie – zabija ją. O ile już tego nie zrobiła. – Nigdy nie słyszałem w swoim głosie tyle bólu.
    - A teraz obwiniasz się o to wszystko prawda? – spytała smutno.
    Pokiwałem słabo głową. Rozmowa z nią trochę mnie uspokoiła. Nie owijała w bawełnę i nie próbowała mnie pocieszyć. Mówiła po prostu prawdę i pozwoliła mi wyrzucić z siebie to wszystko. Nawet ni wiedziałem jak bardzo tego potrzebowałem. Powiedzieć w końcu całą tą historię. Istniała nikła możliwość, że dziewczyna poleci do mediów i wszystko wypapla, ale mało mnie to interesowało. Z resztą nie byłem pewien czy ona w ogóle wie kim jestem. Na pewno nie wyglądałem teraz jak gwiazda. Resztki starego Louisa zostawiłem gdzieś pomiędzy pierwszym atakiem bólu, a bezsilnym opadnięciem na kolana.
    - Czy ona wiedziała co do niej czujesz?
    - Powiedziałem jej, że jest najważniejszą rzeczą w moim życiu – urwałem. Zabiłem ją. Te słowa były tak prawdziwe. Nie potrzebowałem trucizn, broni ani pięści, żeby to zrobić. – Ale nigdy nie powiedziałem, że ją kocham. Nie zdążyłem.
    - Jestem pewna, że to wiedziała – powiedziała spokojnie.
    Zacisnąłem dłonie w pięści. Być może. Sam to zasugerowałem w poranek po naszej wspólnej nocy. Ale ona nie chciała mojej miłości. Wręcz zabroniła mi się kochać. Jakby to miało coś zmienić. Kochałem ją jak nic innego na świecie. A teraz pozwoliłem jej odejść. Łzy zebrały się w moich oczach i tym razem nie miałem już siły ich powstrzymywać. Wydałem z siebie dziwny dźwięk pomiędzy łkaniem, a agonalnym jękiem. Czyjeś drobne ramiona przyciągnęły mnie do siebie, a ja skuliłem się jak małe dziecko przyciągnięty do jej klatki piersiowej. Potrzebowałem jej! Byłem potworem. Samolubnym egoistą, który potrzebował jej do życia. Nie mogli mi jej odebrać. Sam ją sobie odebrałeś – powiedział złośliwy głosik w mojej głowie, przynosząc nową falę bólu. Ten głos miał racje. Sam ją sobie odebrałem. To ja ją zabiłem. Ja. Zabiłem. Miłość. Swojego życia. Z a b i ł e m.
    Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie. Natychmiast wstałem, chwieją się i wspomagając się na ramieniu osoby, która uświadomiła mi, że nie jestem sam. Chociaż na tą krótką chwilę. Ze środka wyłonił się lekarz trzymając w ręku jakieś papiery i długopis. Wydawał się być okropnie zmęczony, a jego ciemne włosy poprzecinane w niektórych miejscach siwizną, były lekko posklejane potem. Nie śmiałem się odezwać. Nie potrafiłem rozszyfrować jego miny. Nie wiedziałem czy było to dobre zmęczenie, zadowolone z wyników własnej pracy czy też zmęczenie zabarwione porażką. Nigdy w życiu tak mocno się nie modliłem. Lekarz spojrzał znad papierów na mnie i uśmiechnął się smutno. Nie. Nie, nie, nie! Ona nie umarła! NIE UMARŁA!
    - Pan Tomlinson? – Pokiwałam głową czując jak mdłości uniemożliwiają mi sklecenie sensownego zdania. – Mam dla pana przykrą wiadomość. Pańska dziewczyna nie…
    - NIE! – krzyknąłem rzucając się na niego. Dwie pielęgniarki, które właśnie wychodziły z sali i ta z którą wcześniej rozmawiałem z trudem mnie zatrzymały, mimo że wyrywałem się jak szaleniec. Lekarz odsunął się i odetchnął nerwowo.
    - Nie dał mi pan dokończyć. Pańska dziewczyna nie zareagowała zbyt dobrze na jeden ze składników środka usypiającego i dostała poważnych palpitacji serca i krwotoku. Ale żyje. Udało się nam ją uratować. Guz został całkowicie usunięty.
    - Co? – wydukałem słabym głosem osuwając się bezwładnie w ramionach trzech drobnych kobiet.
    - Ona żyje proszę pana. Operacja się udała – powiedział lekarz tym razem ze szczerym uśmiechem, który wywołał zmarszczki wokół jego zmęczonych oczu.
    - Żyje – powtórzyłem pustym głosem. W tym momencie z sali wyszło dwóch lekarzy, którzy prowadzili wózek, na którym leżała drobna postać podłączona do mnóstwa kabelków i kroplówki. Z niedowierzaniem spojrzałem na jej zamknięte oczy, lekko bladą teraz skórę, spokojny wyraz twarzy i klatkę piersiową, która miarowo unosiła się w dół i górę. Dowód na to, że żyje. – Żyje…

 ______________________________________________________________________________

Ba dum tsss tego się nie spodziewaliście XD To nie tak że ja też... ĆŚŚŚ!! To wcale nie było na spontana ;p Bo stwierdziłam, że nie chcę uśmiercać głównej bohaterki, bo jeszcze się nie napisałam w tym imaginie, więc jak się domyślacie jeszcze się będzie dziać :D Nieoczekiwanie wynikło, że jutro jadę z rodzicami w góry na tydzień, ale tata bierze laptopa z internetem, więc miejmy nadzieję, że będę miała z Wam kontakt ;p Chciałam jeszcze powiedzieć, że ja też się za Wami stęskniłam i bardzo mi Was brakowało ;**

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Imagine 46 Louis Part IX

Cisza, która zapanowała między nami po moim wyznaniu doprowadzała mnie do szału. Nienawidziłem milczenia. Wolałabym już krzyki, kłótnie i wrzaski tylko nie ciszę. Ona sprawiała, że czułem jak to wszystko mnie przytłacza i jak wiele zależy od tego co odpowie dziewczyna. Bo prawda była taka, że owinęła mnie sobie wokół małego palca, mimo że nie zdawała sobie chyba z tego sprawy. Bardziej jej już nie mógłbym być. Należałem do niej tak bardzo jak tylko się dało. Szczególnie po wczorajszej nocy. Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego i zachowam to wspomnienie do końca życia. A teraz przyznałem się w końcu jak wiele dla mnie znaczy. A w zamian otrzymałem ciszę.
- Louis... - wydukała w końcu. - To jest złe. Nie może tak być... Nie możesz się we mnie zakochać - powiedziała czerwieniąc się na twarzy.
- Dlaczego? - spytałem ze złością.
- Bo nie chce żebyś cierpiał jeśli coś pójdzie nie tak podczas operacji... - Ukryła twarz w dłoniach, a ja zacisnąłem zęby.
- Najpierw chcesz się ze mną kochać, a potem mówisz mi coś takiego? Wiesz w ogóle ile ta noc dla mnie znaczy? To jest znaczyła dopóki zabroniłaś mi poczuć coś więcej do ciebie niż tylko sympatię. A co jeśli w jestem w tobie zakochany? Co wtedy zrobisz?
- Nie jesteś Louis. Nie chce żebyś był. Nie chcę żebyś mnie kochał. - Bardziej nie mogła mnie zranić. Nie wiem czy zdawała sobie sprawę z tego jak mocno zabolały mnie jej słowa, ale chyba usłyszała jak urywa się mój oddech, bo objęła mnie ramionami i wtuliła twarz w moją szyję. - To nie może tak być. Jesteśmy przyjaciółmi. To nic nie zmieniło. Mimo że ty też jesteś dla mnie bardzo ważny. Ale nie możemy sobie pozwolić na więcej.
- Dlaczego? - spytałem gotowy udowodnić jej, że się myli.
- Bo inaczej oboje będziemy cierpieć.
- Nie obchodzi mnie to - powiedziałem twardo.
- Ale mnie tak - zaprzeczyła. - Chce stąd iść. Zabierz mnie do domu. Do mojego domu.
***
Wciąż nie wierzyłem w to co się stało, a minęło już parę dni. Prawdopodobnie ją kochałem. Możliwe, że ona mnie też. Ale zabroniła mi coś do siebie czuć. Zakazała sobie coś czuć do mnie. Skazała tą nierozwiniętą miłość na śmierć. A ja wciąż nie rozumiałem dlaczego. Byłem gotów znieść każde cierpienie, ale wierzyłem, że operacja uda się bez żadnych komplikacji, bo zapisałem ją do najlepszej kliniki w Stanach i wiedziałem, że oddam ją w bezpieczne ręce i wróci z operacji całkowicie zdrowa. Dlaczego coś miałoby się stać? Wszystko będzie dobrze. Dlaczego ona w to nie wierzy? Czemu cały czas gasi nadzieje, która we mnie tkwiła? Momentami miałem nawet wrażenie, że nie dopuszczała do siebie myśli, że operacja mogłaby się udać. Że dla niej to wszystko jest z góry skazane na porażkę. Irytowało mnie to. Wiedziałem, że zawsze byłem wiecznym optymistą i czasami aż przesadzałem, ale ona za to była ukształtowana całkowicie w inną stronę. Na początku wydawało mi się, że jest pod tym względem raczej podobna do mnie. Myślałem, że jest taka silna i pełna wiary i wszystko akceptuje. Prawda była taka, że zasłaniała swoje prawdziwe uczucia za wymuszoną siłą, jej wiara była tylko na pokaz i tak naprawdę chciała być normalna i nie chciała by ktokolwiek zauważył, że różni się od innych. I mimo że dla mnie wciąż pozostawała silna i niesamowita to tak naprawdę mógłbym czuć się oszukany. Bo ani pierwsze wrażenie o niej nie było trafne, ani to które odniosłem kiedy w końcu wydawało mi się, e ją poznałem. Ona była jeszcze bardziej skomplikowana. A ja i tak byłem w niej szaleńczo zakochany. Nie rozumiałem dlaczego. To nie miało sensu. To była mieszanina podziwu, pragnienia opiekowania się nią, chorego pragnienia bycia blisko niej przez każdą sekundę dnia i czystego uczucia miłości. Po wspólnej nocy doszła do tego jeszcze zaborczość, której nigdy w sobie nie posiadałem w takich ilościach. Była moja. Te słowa jakby wryły się w mój umysł. Każda myśl o tym, że mógłbym ją stracić albo zostać zmuszony oddać ją komuś była dla mnie jak rozżalony pręt wbity prosto w serce. Uzależniłem się od niej. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że człowiek może zakochać się tak szybko. I mocno.


***
- Ty drżysz - szepnąłem kiedy chwyciłem dłoń dziewczyny przed kliniką.
Widziałem ją pierwszy raz od dwóch miesięcy i niemal umarłem w środku ze szczęścia kiedy zobaczyłem ją znowu. Nie wstydziłem się łez, które zebrały się w moich oczach, bo przy niej mogłem nie ukrywać swoich uczuć. Dopóki nie wydałbym z siebie żadnego dźwięku nie dowiedziałaby się, że płacze dlatego, że ją w końcu widzę i mogę jej dotknąć. Tak mało, a tak wiele dla wraka człowieka, którym staje się, gdy jestem daleko od niej.
- Wszystko będzie dobrze. Nie denerwuj się tak.
- Boje się, że będzie za dobrze i odzyskam wzrok. Wolałabym chyba umrzeć - wydukała. Złapałem ją za ramiona na środku parkingu i oparłem swoje czoło o jej czoło.
- Dlaczego wciąż to mówisz? Co jest takiego złego w odzyskaniu wzroku? Z resztą nikt nie powiedział, że tak się stanie. Poza tym wtedy nie musiałabyś za wszelką cenę udawać, że jesteś w pełni sprawna, bo byłabyś taka. Czy to nie tego zawsze chciałaś?
- Nie wiem - mruknęła opierając głowę na mojej klatce piersiowej. Objąłem ją i zanurzyłem twarz w jej włosach raczej mało dyskretnie wdychając zapach jej szamponu.
- Jesteś skomplikowana - powiedziałem szczerze.
- Dopiero teraz to zauważyłeś? - mruknęła.
- Od początku to wiedziałem. Po prostu nie myślałem, że tak bardzo będę chciał rozwiązać zagadkę, którą jesteś.
- Chciałabym już mieć to za sobą.
- Jeszcze możesz zmienić zdanie - odparłem niepewnie, bo wiedziałem, że powinienem jej to powiedzieć, ale za nic w świecie nie chciałem, żeby się teraz wycofała. Zbyt wielkie nadzieje wiązałem z tą operacją. Jakby nie było wciąż wisiało nad nią widmo szybkiej śmierci i pragnąłem, żeby było po wszystkim, żeby była zdrowa i żebym mógł w końcu powiedzieć jej to wszystko co tak bardzo cisnęło mi się na usta.
- Podjęłam decyzje. I nie robię tego dla ciebie - dodała, ale w jej glosie brakowało przekonania.
- Nie musisz robić niczego na siłę - powiedziałem głaszcząc ją po plecach. Czułem jak przechodzą ją ciarki.
- Mówiłam ci już Louis. Podjęłam decyzję. Nie zmienię jej.
Prowadziłem dziewczynę aż do momentu kiedy zauważyła nas jedna z pielęgniarek. Chwile później wieźli ja na wózku na ostatnie badania. Wtedy miałem widzieć ją taką po raz ostatni. Następnym razem kiedy ją zobaczę będzie po operacji i albo będzie pomiędzy nami lepiej albo znienawidzi mnie do końca życia jeśli odzyska wzrok. Dlaczego to wydawało jej się takie złe? Wiedziałem, że na pewno się tego boi, ale przecież nauczyłbym ją wszystkiego! Dla niej zrobiłbym wszystko. Trwałbym przy niej kiedy tylko bym mógł. Trasa miała trwać jeszcze tylko kilka miesięcy. Potem byłbym z nią już cały czas. Bo zamierzałem odejść z zespołu. Nie wiem, w którym momencie to do mnie przyszło. Ale wiedziałem, że podjąłem już decyzje. Od dawna dusiłem się w swoim własnym życiu. Lepiej było tylko przez pewien czas kiedy się nam układało. Przez ostatnie dwa miesiące znów byłem zgorzkniały. Nie rozumiałem siebie. Z zewnątrz miałem wszystko. Każdy tego pragnął prawda? Sławy, pieniędzy, przyjaciół na pęczki... Po co ja się oszukuje. To nie było to czego pragnąłem. Od początku to miało wyglądać inaczej. Gdybyśmy nie stali się tak sławni... Może taki Harry radzi sobie z tym dobrze i takie życie nie namieszało mu w głowie, ale ja byłem inny od swojego przyjaciela. Inny od nich. Oni dawali radę. Części z nich nawet pasowało takie życie. Ale nie mi. Ja wolałabym, żeby One Direction było małym zespołem z małą grupką fanów i zaledwie wspomnieniem raz na jakiś czas w gazetach. Miałem dość widoku swojej twarzy na większości okładek. To było...denerwujące. Upokarzające. Czułem się jak produkt. Nie jak wartościowy człowiek tylko jak coś na czym można zarobić. I musiałem z tym w końcu skończyć.
Czekanie to prawdopodobnie najgorsza możliwa czynność jakiej można doświadczyć w swoim życiu. Napięcie i nerwy doprowadzały mnie do białej gorączki. Wiedziałem, że nic nie ma prawa się stać. Lekarze chyba 10 razy tłumaczyli mi na czym polega zabieg i jak wiele już takich wykonali. Ale ja i tak chodziłem po korytarzu w kołku bez wyraźnego celu, gapiąc się tępo na idealnie czystą wykładzinę. Co jakiś czas moje dłonie lądowały we włosach, bo nie potrafiłem już znieść ich drżenia. Nagle usłyszałem jakieś hałasy i zobaczyłem pielęgniarkę, która biegła w kierunku jakiegoś pokoju. Nie przejąłbym się tym tak bardzo jakby nie fakt, że wybiegła z sali, na której (t.i.) była operowana, a na jej twarzy wymalowany był stres i adrenalina.
- Co się dzieje?! - krzyknąłem i próbowałem ją złapać za ramię, ale natychmiast mi się wyrwała.
- Tracimy ją! Biegnę po wsparcie! - krzyknęła.
Nogi się pode mną ugięły. Nie. To nie miało tak być. Nie. Ona nie umrze. Nie umrze! Nie pozwalam! Nie mogą pozwolić jej odejść. Czułem, że szaleństwo ogarnia mnie do reszty. Kilka osób, które kręciło się po korytarzu rzuciło mi współczujące spojrzenie. Opadłem na kolana i ukryłem twarz w dłoniach, próbując ukryć agonię, która wymalowała się na mojej twarzy. Boże! To moja wina! To wszystko przeze mnie! Mogła jeszcze żyć! Odsunąłem ręce kiedy usłyszałem krzyki i zobaczyłem jak pielęgniarka biegnie z jakimś starszym, lekarzem. Płomień nadziei wciąż tlił się gdzieś głęboko we mnie, ale umysł zasnuły już najczarniejsze wizje i obrazy. To ja ją zabiłem. Mogła żyć jeszcze 2 lata tak jak powiedział lekarz. A ja odebrałem jej nawet to. Jestem potworem. Zniszczyłem wszystko co kochałem. Kiedy lekarz i pielęgniarka weszli na salę i drzwi przez chwilę zostały otwarte zanim same się zamknęły usłyszałem nienaturalnie szybkie pikanie aparatury i zimny głos lekarza, który wydawał polecenia. Czułem jakby ktoś mnie spoliczkował. To się nie może tak skończyć. Nie może. Nie pozwalam. Bo jaki byłby sens tego wszystkiego? Jaki?! Jeśli ona umrze to to wszystko straci sens... Wtedy to ja pogrążę się w ciemności. I już nigdy z niej nie wyjdę.

__________________________________________________________________

Jejku jak ja sie za Wami stęskniłam! Kocham czytać Wasze komentarze i bez nich było mi jakoś tak dziwnie... Co do jednej z czytelniczek, która cały czas ma jakiś problem, kochanie po co te nerwy, oddaliłaś się ode mnie okej, ale czy to powód, żeby wrzeszczeć na mnie na blogu i jeszcze się kłócić z czytelnikami, którzy mnie bronią i którzy mają racje? Mam też swoje życie, a Twoje zachowanie bardzo mi się nie podoba. Nie będę z Tobą więcej dyskutować, bo nie mam czasu na takie rzeczy.
Uprzędzę pytanie jak było na obozie, cuuudownie, poznałam wielu ludzi za którymi będę strasznie tęsknić, nabawiłam się okropnego przeziębienia, bo tylko mistrzowie chorują w Bułgarii, kupiłam podróbe vansów w kwiatki za niecałe 80 złotych po przeliczeniu na nasze, najadłam się pizzy za wszystkie czasy, 3 dni pod rząd piłam na plaży jak jakiś lump przy czym ostatniego dnia zjadłam tak mało, że Panie i Panowie najebałam się niecałymi dwoma puszkami piwa <czeka na oklaski> i sikałam 2 razy na plaży z dwoma równie genialnymi koleżankami, a potem uparłyśmy się, że my MUSIMY teraz umyć ręce w morzu i skończyłyśmy całe mokre, zalało mi portfel i następnego dnia płaciłam mokrymi pieniędzmi, chwiałyśmy się tak bardzo, że to cud, że ani razu się nie przewróciłyśmy. Aj rozpisałam się trochę, w każdym razie schudłam 2 kg, bo żarcie w hotelu było niejadalne, ale nie martwcie się już to nadrabiam ciastkami z biedronki, a i jeszcze bylismy w klubie Lazur i jakieś miliard facetów próbowało mnie zgwałcić i w życiu nie zostałam tak obmacana. Będę miała koszmary O.O I strzeżcie się ziemniaków w proszku jako prowiantu na drogę powrotną!!