poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Imagine 46 Louis Part IX

Cisza, która zapanowała między nami po moim wyznaniu doprowadzała mnie do szału. Nienawidziłem milczenia. Wolałabym już krzyki, kłótnie i wrzaski tylko nie ciszę. Ona sprawiała, że czułem jak to wszystko mnie przytłacza i jak wiele zależy od tego co odpowie dziewczyna. Bo prawda była taka, że owinęła mnie sobie wokół małego palca, mimo że nie zdawała sobie chyba z tego sprawy. Bardziej jej już nie mógłbym być. Należałem do niej tak bardzo jak tylko się dało. Szczególnie po wczorajszej nocy. Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego i zachowam to wspomnienie do końca życia. A teraz przyznałem się w końcu jak wiele dla mnie znaczy. A w zamian otrzymałem ciszę.
- Louis... - wydukała w końcu. - To jest złe. Nie może tak być... Nie możesz się we mnie zakochać - powiedziała czerwieniąc się na twarzy.
- Dlaczego? - spytałem ze złością.
- Bo nie chce żebyś cierpiał jeśli coś pójdzie nie tak podczas operacji... - Ukryła twarz w dłoniach, a ja zacisnąłem zęby.
- Najpierw chcesz się ze mną kochać, a potem mówisz mi coś takiego? Wiesz w ogóle ile ta noc dla mnie znaczy? To jest znaczyła dopóki zabroniłaś mi poczuć coś więcej do ciebie niż tylko sympatię. A co jeśli w jestem w tobie zakochany? Co wtedy zrobisz?
- Nie jesteś Louis. Nie chce żebyś był. Nie chcę żebyś mnie kochał. - Bardziej nie mogła mnie zranić. Nie wiem czy zdawała sobie sprawę z tego jak mocno zabolały mnie jej słowa, ale chyba usłyszała jak urywa się mój oddech, bo objęła mnie ramionami i wtuliła twarz w moją szyję. - To nie może tak być. Jesteśmy przyjaciółmi. To nic nie zmieniło. Mimo że ty też jesteś dla mnie bardzo ważny. Ale nie możemy sobie pozwolić na więcej.
- Dlaczego? - spytałem gotowy udowodnić jej, że się myli.
- Bo inaczej oboje będziemy cierpieć.
- Nie obchodzi mnie to - powiedziałem twardo.
- Ale mnie tak - zaprzeczyła. - Chce stąd iść. Zabierz mnie do domu. Do mojego domu.
***
Wciąż nie wierzyłem w to co się stało, a minęło już parę dni. Prawdopodobnie ją kochałem. Możliwe, że ona mnie też. Ale zabroniła mi coś do siebie czuć. Zakazała sobie coś czuć do mnie. Skazała tą nierozwiniętą miłość na śmierć. A ja wciąż nie rozumiałem dlaczego. Byłem gotów znieść każde cierpienie, ale wierzyłem, że operacja uda się bez żadnych komplikacji, bo zapisałem ją do najlepszej kliniki w Stanach i wiedziałem, że oddam ją w bezpieczne ręce i wróci z operacji całkowicie zdrowa. Dlaczego coś miałoby się stać? Wszystko będzie dobrze. Dlaczego ona w to nie wierzy? Czemu cały czas gasi nadzieje, która we mnie tkwiła? Momentami miałem nawet wrażenie, że nie dopuszczała do siebie myśli, że operacja mogłaby się udać. Że dla niej to wszystko jest z góry skazane na porażkę. Irytowało mnie to. Wiedziałem, że zawsze byłem wiecznym optymistą i czasami aż przesadzałem, ale ona za to była ukształtowana całkowicie w inną stronę. Na początku wydawało mi się, że jest pod tym względem raczej podobna do mnie. Myślałem, że jest taka silna i pełna wiary i wszystko akceptuje. Prawda była taka, że zasłaniała swoje prawdziwe uczucia za wymuszoną siłą, jej wiara była tylko na pokaz i tak naprawdę chciała być normalna i nie chciała by ktokolwiek zauważył, że różni się od innych. I mimo że dla mnie wciąż pozostawała silna i niesamowita to tak naprawdę mógłbym czuć się oszukany. Bo ani pierwsze wrażenie o niej nie było trafne, ani to które odniosłem kiedy w końcu wydawało mi się, e ją poznałem. Ona była jeszcze bardziej skomplikowana. A ja i tak byłem w niej szaleńczo zakochany. Nie rozumiałem dlaczego. To nie miało sensu. To była mieszanina podziwu, pragnienia opiekowania się nią, chorego pragnienia bycia blisko niej przez każdą sekundę dnia i czystego uczucia miłości. Po wspólnej nocy doszła do tego jeszcze zaborczość, której nigdy w sobie nie posiadałem w takich ilościach. Była moja. Te słowa jakby wryły się w mój umysł. Każda myśl o tym, że mógłbym ją stracić albo zostać zmuszony oddać ją komuś była dla mnie jak rozżalony pręt wbity prosto w serce. Uzależniłem się od niej. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że człowiek może zakochać się tak szybko. I mocno.


***
- Ty drżysz - szepnąłem kiedy chwyciłem dłoń dziewczyny przed kliniką.
Widziałem ją pierwszy raz od dwóch miesięcy i niemal umarłem w środku ze szczęścia kiedy zobaczyłem ją znowu. Nie wstydziłem się łez, które zebrały się w moich oczach, bo przy niej mogłem nie ukrywać swoich uczuć. Dopóki nie wydałbym z siebie żadnego dźwięku nie dowiedziałaby się, że płacze dlatego, że ją w końcu widzę i mogę jej dotknąć. Tak mało, a tak wiele dla wraka człowieka, którym staje się, gdy jestem daleko od niej.
- Wszystko będzie dobrze. Nie denerwuj się tak.
- Boje się, że będzie za dobrze i odzyskam wzrok. Wolałabym chyba umrzeć - wydukała. Złapałem ją za ramiona na środku parkingu i oparłem swoje czoło o jej czoło.
- Dlaczego wciąż to mówisz? Co jest takiego złego w odzyskaniu wzroku? Z resztą nikt nie powiedział, że tak się stanie. Poza tym wtedy nie musiałabyś za wszelką cenę udawać, że jesteś w pełni sprawna, bo byłabyś taka. Czy to nie tego zawsze chciałaś?
- Nie wiem - mruknęła opierając głowę na mojej klatce piersiowej. Objąłem ją i zanurzyłem twarz w jej włosach raczej mało dyskretnie wdychając zapach jej szamponu.
- Jesteś skomplikowana - powiedziałem szczerze.
- Dopiero teraz to zauważyłeś? - mruknęła.
- Od początku to wiedziałem. Po prostu nie myślałem, że tak bardzo będę chciał rozwiązać zagadkę, którą jesteś.
- Chciałabym już mieć to za sobą.
- Jeszcze możesz zmienić zdanie - odparłem niepewnie, bo wiedziałem, że powinienem jej to powiedzieć, ale za nic w świecie nie chciałem, żeby się teraz wycofała. Zbyt wielkie nadzieje wiązałem z tą operacją. Jakby nie było wciąż wisiało nad nią widmo szybkiej śmierci i pragnąłem, żeby było po wszystkim, żeby była zdrowa i żebym mógł w końcu powiedzieć jej to wszystko co tak bardzo cisnęło mi się na usta.
- Podjęłam decyzje. I nie robię tego dla ciebie - dodała, ale w jej glosie brakowało przekonania.
- Nie musisz robić niczego na siłę - powiedziałem głaszcząc ją po plecach. Czułem jak przechodzą ją ciarki.
- Mówiłam ci już Louis. Podjęłam decyzję. Nie zmienię jej.
Prowadziłem dziewczynę aż do momentu kiedy zauważyła nas jedna z pielęgniarek. Chwile później wieźli ja na wózku na ostatnie badania. Wtedy miałem widzieć ją taką po raz ostatni. Następnym razem kiedy ją zobaczę będzie po operacji i albo będzie pomiędzy nami lepiej albo znienawidzi mnie do końca życia jeśli odzyska wzrok. Dlaczego to wydawało jej się takie złe? Wiedziałem, że na pewno się tego boi, ale przecież nauczyłbym ją wszystkiego! Dla niej zrobiłbym wszystko. Trwałbym przy niej kiedy tylko bym mógł. Trasa miała trwać jeszcze tylko kilka miesięcy. Potem byłbym z nią już cały czas. Bo zamierzałem odejść z zespołu. Nie wiem, w którym momencie to do mnie przyszło. Ale wiedziałem, że podjąłem już decyzje. Od dawna dusiłem się w swoim własnym życiu. Lepiej było tylko przez pewien czas kiedy się nam układało. Przez ostatnie dwa miesiące znów byłem zgorzkniały. Nie rozumiałem siebie. Z zewnątrz miałem wszystko. Każdy tego pragnął prawda? Sławy, pieniędzy, przyjaciół na pęczki... Po co ja się oszukuje. To nie było to czego pragnąłem. Od początku to miało wyglądać inaczej. Gdybyśmy nie stali się tak sławni... Może taki Harry radzi sobie z tym dobrze i takie życie nie namieszało mu w głowie, ale ja byłem inny od swojego przyjaciela. Inny od nich. Oni dawali radę. Części z nich nawet pasowało takie życie. Ale nie mi. Ja wolałabym, żeby One Direction było małym zespołem z małą grupką fanów i zaledwie wspomnieniem raz na jakiś czas w gazetach. Miałem dość widoku swojej twarzy na większości okładek. To było...denerwujące. Upokarzające. Czułem się jak produkt. Nie jak wartościowy człowiek tylko jak coś na czym można zarobić. I musiałem z tym w końcu skończyć.
Czekanie to prawdopodobnie najgorsza możliwa czynność jakiej można doświadczyć w swoim życiu. Napięcie i nerwy doprowadzały mnie do białej gorączki. Wiedziałem, że nic nie ma prawa się stać. Lekarze chyba 10 razy tłumaczyli mi na czym polega zabieg i jak wiele już takich wykonali. Ale ja i tak chodziłem po korytarzu w kołku bez wyraźnego celu, gapiąc się tępo na idealnie czystą wykładzinę. Co jakiś czas moje dłonie lądowały we włosach, bo nie potrafiłem już znieść ich drżenia. Nagle usłyszałem jakieś hałasy i zobaczyłem pielęgniarkę, która biegła w kierunku jakiegoś pokoju. Nie przejąłbym się tym tak bardzo jakby nie fakt, że wybiegła z sali, na której (t.i.) była operowana, a na jej twarzy wymalowany był stres i adrenalina.
- Co się dzieje?! - krzyknąłem i próbowałem ją złapać za ramię, ale natychmiast mi się wyrwała.
- Tracimy ją! Biegnę po wsparcie! - krzyknęła.
Nogi się pode mną ugięły. Nie. To nie miało tak być. Nie. Ona nie umrze. Nie umrze! Nie pozwalam! Nie mogą pozwolić jej odejść. Czułem, że szaleństwo ogarnia mnie do reszty. Kilka osób, które kręciło się po korytarzu rzuciło mi współczujące spojrzenie. Opadłem na kolana i ukryłem twarz w dłoniach, próbując ukryć agonię, która wymalowała się na mojej twarzy. Boże! To moja wina! To wszystko przeze mnie! Mogła jeszcze żyć! Odsunąłem ręce kiedy usłyszałem krzyki i zobaczyłem jak pielęgniarka biegnie z jakimś starszym, lekarzem. Płomień nadziei wciąż tlił się gdzieś głęboko we mnie, ale umysł zasnuły już najczarniejsze wizje i obrazy. To ja ją zabiłem. Mogła żyć jeszcze 2 lata tak jak powiedział lekarz. A ja odebrałem jej nawet to. Jestem potworem. Zniszczyłem wszystko co kochałem. Kiedy lekarz i pielęgniarka weszli na salę i drzwi przez chwilę zostały otwarte zanim same się zamknęły usłyszałem nienaturalnie szybkie pikanie aparatury i zimny głos lekarza, który wydawał polecenia. Czułem jakby ktoś mnie spoliczkował. To się nie może tak skończyć. Nie może. Nie pozwalam. Bo jaki byłby sens tego wszystkiego? Jaki?! Jeśli ona umrze to to wszystko straci sens... Wtedy to ja pogrążę się w ciemności. I już nigdy z niej nie wyjdę.

__________________________________________________________________

Jejku jak ja sie za Wami stęskniłam! Kocham czytać Wasze komentarze i bez nich było mi jakoś tak dziwnie... Co do jednej z czytelniczek, która cały czas ma jakiś problem, kochanie po co te nerwy, oddaliłaś się ode mnie okej, ale czy to powód, żeby wrzeszczeć na mnie na blogu i jeszcze się kłócić z czytelnikami, którzy mnie bronią i którzy mają racje? Mam też swoje życie, a Twoje zachowanie bardzo mi się nie podoba. Nie będę z Tobą więcej dyskutować, bo nie mam czasu na takie rzeczy.
Uprzędzę pytanie jak było na obozie, cuuudownie, poznałam wielu ludzi za którymi będę strasznie tęsknić, nabawiłam się okropnego przeziębienia, bo tylko mistrzowie chorują w Bułgarii, kupiłam podróbe vansów w kwiatki za niecałe 80 złotych po przeliczeniu na nasze, najadłam się pizzy za wszystkie czasy, 3 dni pod rząd piłam na plaży jak jakiś lump przy czym ostatniego dnia zjadłam tak mało, że Panie i Panowie najebałam się niecałymi dwoma puszkami piwa <czeka na oklaski> i sikałam 2 razy na plaży z dwoma równie genialnymi koleżankami, a potem uparłyśmy się, że my MUSIMY teraz umyć ręce w morzu i skończyłyśmy całe mokre, zalało mi portfel i następnego dnia płaciłam mokrymi pieniędzmi, chwiałyśmy się tak bardzo, że to cud, że ani razu się nie przewróciłyśmy. Aj rozpisałam się trochę, w każdym razie schudłam 2 kg, bo żarcie w hotelu było niejadalne, ale nie martwcie się już to nadrabiam ciastkami z biedronki, a i jeszcze bylismy w klubie Lazur i jakieś miliard facetów próbowało mnie zgwałcić i w życiu nie zostałam tak obmacana. Będę miała koszmary O.O I strzeżcie się ziemniaków w proszku jako prowiantu na drogę powrotną!!

13 komentarzy:

  1. Tak strasznie za tb tesknilam i nie moglam sie doczekac nastepnej czesci <33

    OdpowiedzUsuń
  2. fajne czekam na następną część ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahaha biedna:D suuper że się wybawiłaś;) co do imagina to cudo:) do następnego:) /aga

    OdpowiedzUsuń
  4. jak dobrze że wróciłaś.!!Część świetna ale mam nadzieje że ona nie umrze :<! I nie przejmuj się tym kimś kto Ci pisze te głupie komentarze ! .A ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha nie wiedziałam co zaznaczyć w reakcjach, bo notka była śmieszna a na imaginie się prawie popłakałam :D/:( Ale obawiam się, że na kolejnej części po raz pierwszy w życiu rozkleję się podczas czytania ;( To jest takie piękne, a za razem takie niesprawiedliwe ;( Nie chcę żeby Lou odchodził z zespołu, ale umrzeć też nie chcę :D Trzymam kciuki za siebie i za niego, uśmiercając mnie złamałabyś mi serce (chciałam, żebyś wiedziała xD), oby wszystko się dobrze skończyło *krzyżuje palce* I to dobrze, że się świetnie bawiłaś na obozie, ja jesienią wyjeżdżam zdemoralizować Londyn xD pozdraśki! ~Mania

    OdpowiedzUsuń
  6. Tęskniłam za tobą, a co do imagina mam nadzieję że nie zrobisz mi tego i nie każesz mi płakać przy następnym heh, liczę na happy end :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten imagin na okrągło mnie wzrusza, aż mam łzy w oczach. Zniecierpliwiona czekam na następnego.

    OdpowiedzUsuń
  8. G E N I A L N E
    Nie wiem co zrobię jesli już skonczysz ten imagin, więc proszę - nigdy go nie kończ

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesteś w końcu ♥♥♥ straaasznie się za tobą stęskniłam! ♥ codziennie po kilka razy wchodziłam na bloga i patrzyłam, czy już napisałaś i dzisiaj o mało się nie przewróciłam XD! Ale się cieszę! Kurde jestem 4dreamer ♥♥♥ Co do imagina to świetny *.*. Kocham go ♥ świetnie, że się wybawiłaś, współczuję tego gwałtu XDDD pozdrawiam cieplutko ~B. ;**

    OdpowiedzUsuń
  10. Dlaczego to zrobiłaś?! Ona nie może umrzeć! Ewa, nie, proszę!
    @ilypena

    OdpowiedzUsuń
  11. Miło że już jestes z powrotem :) zazdroszczę Ci tych wakacji .Mam nadzieje ze t.i. nie umrze i ze będą żyli długo i szczęśliwie .No ale decyzja należy do Ciebie i cokolwiek napiszesz będzie wspaniale :))
    BCurly

    OdpowiedzUsuń