Większość
ludzi powtarza zawsze, że miłość potrzebuje czasu. Że taka prawdziwa, dojrzała
miłość przychodzi po wielu miesiącach i latach i to wtedy kiedy jesteśmy już
dorośli. Że jeśli wciąż chodzimy do szkoły, to to wszystko jest szczeniackie,
nieistotne i śmieszne w porównaniu z prawdziwym uczuciem, które przychodzi
przecież kiedy jesteśmy już ustatkowani i gotowi do małżeństwa. Ale czy
prawdziwą miłość da się w ogóle zaplanować? Czy można myśleć że od tak pewnego
dnia wstaniemy i stwierdzimy: 'Mam 25 lat, dzisiaj znajdę towarzysza swojego
życia i oddam mu całe swoje serce, a potem będziemy żyli długo i szczęśliwie'?
No właśnie, to śmieszne. Twierdzenie, że to uczucie będzie działało zgodnie z
naszą wolą. Ono pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie, czasami skierowane
jest do osoby, którą znamy całe życie i nagle zdajemy sobie sprawę z tego, że
to ten/ta jedyna. A czasami do kogoś zupełnie obcego. A jeśli wydaje nam się,
że je oszukaliśmy i sami wybraliśmy odpowiedni czas to znaczy, że nie ono padło
ofiarą kłamstwa tylko my. Bo taka miłość jest nieprawdziwa. Nie zaplanujesz
powodzi, nie zaplanujesz tego, że do pociągu wsiądzie ktoś kto stanie się całym
Twoim życiem, ani nie zaplanujesz tego, że samochód zepsuje Ci się na środku
ulicy. Tak samo nie zaplanujesz czegoś co działa zgodnie z własną wolą, a nie
naszą. Dlatego właśnie miłość nie pyta o wiek ani o pochodzenie. Decyduje za
nas.
Koszmary pojawiły się już pierwszej nocy. Tej w której po raz ostatni go widziałaś. Najpierw wszystko było skąpane w ciemnościach; jedna jedyna latarnia oświetlała słabym światłem całą długą ulicę. Twoje buty wydawały dźwięk, który w tej ciszy zdawał się brzmieć jak systematyczne uderzanie w bębny. Stuk Stuk. Jeden rytm, cały czas ta sama melodia. Wiedziałaś, że gdy przejdziesz tą ulice znajdziesz się w bezpiecznym miejscu, że w oddali widać już migoczące światełka miasta i jesteś już blisko. Ale odległość zdawała się nie maleć. Wprost przeciwnie, każdy krok zdawał się oddalać Cię od miasta, od świateł, od.. Od czegoś jeszcze. Wiedziałaś, że na końcu drogi czeka na Ciebie jeszcze coś dobrego. Może nawet ktoś. Oddech urywał Ci się z wysiłku, każdy krok był coraz większą męczarnią. Obracałaś się za siebie, czując czyjąś obecność. Za każdym razem było pusto. Po lewej stronie ciągnęły się stare kamienice, a po prawej drzewa, wśród których wybudowano ponuro wyglądający park. Zimny wiatr obijał się o Twoje ciało z każdej strony, jakbyś znalazła się w jego epicentrum. Wkrótce wszystko zaczęło się rozpadać. Budynki z hukiem zapadały się pod ziemię, wzbijając w górę chmury pyłu, drzewa przewracały się na siebie i na drogę, co chwile odcinając Ci drogę. Z coraz większym strachem przeskakiwałaś i przechodziłaś przez kłody, ale ich było coraz więcej, nie mogłaś biec, nie mogłaś zawrócić ani uciec w bok. Mimo to brnęłaś na przód, bo wiedziałaś, że tam na końcu czeka na Ciebie bezpieczeństwo. Coś albo ktoś, które Ci je zapewni, a macki ciemności nie będą mogły Cię dosięgnąć. Ale nie dawałaś już rady, pot spływał nie tylko po Twoim czole, ale po całym ciele i nawet jakimś cudem zimny wiatr nie był w stanie go zniwelować. W tym śnie krzyczałaś i wrzeszczałaś, brakowało Ci już sił, a niebo przesłaniały coraz gęstsze czarne chmury. Z oddali dochodziły dźwięki grzmotów, a błyskawice przecinały niebo oświetlając na chwilę mroczną scenerie. Wszystko się waliło i jakimś dziwnym sposobem zawsze wiedziałaś, że to wszystko odzwierciedla to jak czułaś się na jawie, w prawdziwym życiu. Ale teraz śniłaś. Potknęłaś się i upadłaś na zimny asfalt, raniąc kolana i ręce, które piekły przy tym mocniej niż powinny. Podniosłaś głowę kiedy pierwsze krople deszczu spadły na ziemię. Wyciągnęłaś rękę w kierunku miasta i wtedy go zobaczyłaś. Stał tam i patrzył z daleka prosto na Ciebie. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć. Wtedy miasto zaczęło się jeszcze bardziej oddalać. Znikać.
- Nie!!! Zayn!!! Nie zostawiaj mnie! Zayn...
Otworzyłaś gwałtownie oczy i złapałaś się za serce, które jak oszalałe próbowało nadążyć z pompowaniem krwi. Ledwo łapałaś oddech, a całe Twoje ubranie przykleiło się do ciała. Włosy przylgnęły Ci do mokrej twarzy, a oczy skakały po otoczeniu próbując zrozumieć co się stało i gdzie teraz jesteś. I gdy tylko wszystko do Ciebie doszło, opadłaś na poduszki, a po Twoich policzkach potoczyły się łzy. To był ten etap, że już nawet nie płakałaś tak normalnie, nie wstrząsały Tobą lekkie dreszcze, a z ust nie wydobywały się ciche dźwięki. Nie. Łzy po prostu płynęły, a wszystkie odczucia skryły się głęboko w środku. Wszystko było inne. Krótki czas z odpowiednią osobą może zamienić nas w narkomanów, w ludzi, którzy żeby żyć potrzebują bliskości tej osoby. Na początku myślałaś, że to się zmieni. Że pewnego dnia Twoi rodzice przyjdą do Ciebie z przeprosinami i pozwolą Ci żyć tak jak chcesz. Albo że Zayn wejdzie Ci do pokoju przez okno z psotnym uśmiechem i planem ucieczki. Albo że po prostu spotka się z Tobą potajemnie. Ale nie. Dotrzymał swojej obietnicy. Opuścił Twoje życie. 3 miesiące. To długi okres czasu prawda? Tyle czasu nie rozmawiałaś z rodzicami. Tyle czasu nie widziałaś Zayna. Tyle czasu i ten sam sen każdej nocy, prześladujący Cię za każdym razem w tym samym upiornym schemacie. I zawsze kończył się tak samo. Byłaś ciekawa czy Zayn w ogóle jeszcze o Tobie myśli. I czy kiedykolwiek przypuszczał, że ktoś tak silny jak Ty, ktoś kogo nie obchodziło zdanie innych, może tak łatwo się złamać. Jak zapałka. Zdolna rozpalić ogień. A jednocześnie tak krucha. I bezużyteczna, gdy się ją już złamało.
Jaki był w takim razie sens tego wszystkiego? Twoja zmiana i przekonanie się do Zayna, jego zaufanie do Ciebie i te krótkie chwile, które spędziliście razem? Z perspektywy czasu wydawałoby się, że lepiej byłoby jakbyś go po prostu nigdy nie poznała. Ale to tak jakbyś całe życie nie znała swojego ojca i nagle spędziła z nim tydzień. Nieważne, ze później miałabyś go już nie zobaczyć, nigdy nie żałowałabyś tych kilkunastu dni, które z nim spędziłaś. I tak samo było z Zaynem.
Koszmary pojawiły się już pierwszej nocy. Tej w której po raz ostatni go widziałaś. Najpierw wszystko było skąpane w ciemnościach; jedna jedyna latarnia oświetlała słabym światłem całą długą ulicę. Twoje buty wydawały dźwięk, który w tej ciszy zdawał się brzmieć jak systematyczne uderzanie w bębny. Stuk Stuk. Jeden rytm, cały czas ta sama melodia. Wiedziałaś, że gdy przejdziesz tą ulice znajdziesz się w bezpiecznym miejscu, że w oddali widać już migoczące światełka miasta i jesteś już blisko. Ale odległość zdawała się nie maleć. Wprost przeciwnie, każdy krok zdawał się oddalać Cię od miasta, od świateł, od.. Od czegoś jeszcze. Wiedziałaś, że na końcu drogi czeka na Ciebie jeszcze coś dobrego. Może nawet ktoś. Oddech urywał Ci się z wysiłku, każdy krok był coraz większą męczarnią. Obracałaś się za siebie, czując czyjąś obecność. Za każdym razem było pusto. Po lewej stronie ciągnęły się stare kamienice, a po prawej drzewa, wśród których wybudowano ponuro wyglądający park. Zimny wiatr obijał się o Twoje ciało z każdej strony, jakbyś znalazła się w jego epicentrum. Wkrótce wszystko zaczęło się rozpadać. Budynki z hukiem zapadały się pod ziemię, wzbijając w górę chmury pyłu, drzewa przewracały się na siebie i na drogę, co chwile odcinając Ci drogę. Z coraz większym strachem przeskakiwałaś i przechodziłaś przez kłody, ale ich było coraz więcej, nie mogłaś biec, nie mogłaś zawrócić ani uciec w bok. Mimo to brnęłaś na przód, bo wiedziałaś, że tam na końcu czeka na Ciebie bezpieczeństwo. Coś albo ktoś, które Ci je zapewni, a macki ciemności nie będą mogły Cię dosięgnąć. Ale nie dawałaś już rady, pot spływał nie tylko po Twoim czole, ale po całym ciele i nawet jakimś cudem zimny wiatr nie był w stanie go zniwelować. W tym śnie krzyczałaś i wrzeszczałaś, brakowało Ci już sił, a niebo przesłaniały coraz gęstsze czarne chmury. Z oddali dochodziły dźwięki grzmotów, a błyskawice przecinały niebo oświetlając na chwilę mroczną scenerie. Wszystko się waliło i jakimś dziwnym sposobem zawsze wiedziałaś, że to wszystko odzwierciedla to jak czułaś się na jawie, w prawdziwym życiu. Ale teraz śniłaś. Potknęłaś się i upadłaś na zimny asfalt, raniąc kolana i ręce, które piekły przy tym mocniej niż powinny. Podniosłaś głowę kiedy pierwsze krople deszczu spadły na ziemię. Wyciągnęłaś rękę w kierunku miasta i wtedy go zobaczyłaś. Stał tam i patrzył z daleka prosto na Ciebie. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć. Wtedy miasto zaczęło się jeszcze bardziej oddalać. Znikać.
- Nie!!! Zayn!!! Nie zostawiaj mnie! Zayn...
Otworzyłaś gwałtownie oczy i złapałaś się za serce, które jak oszalałe próbowało nadążyć z pompowaniem krwi. Ledwo łapałaś oddech, a całe Twoje ubranie przykleiło się do ciała. Włosy przylgnęły Ci do mokrej twarzy, a oczy skakały po otoczeniu próbując zrozumieć co się stało i gdzie teraz jesteś. I gdy tylko wszystko do Ciebie doszło, opadłaś na poduszki, a po Twoich policzkach potoczyły się łzy. To był ten etap, że już nawet nie płakałaś tak normalnie, nie wstrząsały Tobą lekkie dreszcze, a z ust nie wydobywały się ciche dźwięki. Nie. Łzy po prostu płynęły, a wszystkie odczucia skryły się głęboko w środku. Wszystko było inne. Krótki czas z odpowiednią osobą może zamienić nas w narkomanów, w ludzi, którzy żeby żyć potrzebują bliskości tej osoby. Na początku myślałaś, że to się zmieni. Że pewnego dnia Twoi rodzice przyjdą do Ciebie z przeprosinami i pozwolą Ci żyć tak jak chcesz. Albo że Zayn wejdzie Ci do pokoju przez okno z psotnym uśmiechem i planem ucieczki. Albo że po prostu spotka się z Tobą potajemnie. Ale nie. Dotrzymał swojej obietnicy. Opuścił Twoje życie. 3 miesiące. To długi okres czasu prawda? Tyle czasu nie rozmawiałaś z rodzicami. Tyle czasu nie widziałaś Zayna. Tyle czasu i ten sam sen każdej nocy, prześladujący Cię za każdym razem w tym samym upiornym schemacie. I zawsze kończył się tak samo. Byłaś ciekawa czy Zayn w ogóle jeszcze o Tobie myśli. I czy kiedykolwiek przypuszczał, że ktoś tak silny jak Ty, ktoś kogo nie obchodziło zdanie innych, może tak łatwo się złamać. Jak zapałka. Zdolna rozpalić ogień. A jednocześnie tak krucha. I bezużyteczna, gdy się ją już złamało.
Jaki był w takim razie sens tego wszystkiego? Twoja zmiana i przekonanie się do Zayna, jego zaufanie do Ciebie i te krótkie chwile, które spędziliście razem? Z perspektywy czasu wydawałoby się, że lepiej byłoby jakbyś go po prostu nigdy nie poznała. Ale to tak jakbyś całe życie nie znała swojego ojca i nagle spędziła z nim tydzień. Nieważne, ze później miałabyś go już nie zobaczyć, nigdy nie żałowałabyś tych kilkunastu dni, które z nim spędziłaś. I tak samo było z Zaynem.
***
*Zayn*
*Zayn*
Zaśmiałem
się z kolejnego głupiego żartu Nialla, który nie miał kompletnie żadnego sensu.
Może dlatego właśnie tak bardzo mnie śmieszył. Od kilkunastu tygodni tak
właśnie tłumiłem to co siedziało w moim wnętrzu. Potwora, który kazał mi do
Niej wrócić i kontynuować niszczenie Jej życia. Zagłuszałem go praktycznie cały
czas przebywając wśród przyjaciół i starając się udawać tak szczęśliwego jak
nigdy. Wszyscy to kupili dlatego, że rzeczywiście w nowej szkole jeszcze nigdy
nie miałem ataku, stałem się popularny i tym samym sposobem kilka nowych osób
wkradło się do naszej paczki. Ale nie miałem nic przeciwko. Febby w końcu
znalazła chłopaka i zrozumiała, że nie jestem dla niej. Kochałem ją, ale jak
przyjaciółkę tak jak resztę swoich przyjaciół. I tylko na taką miłość sobie
pozwalałem. Większość czasu spędzałem teraz na rozpraszaniu się. Na robieniu
wszystkiego, żeby myśli o Niej uleciały z mojej głowy. Ale problem był taki, że
tak samo jak zawsze byłem wściekły i zdolny do połamania czyichś kości, nawet
teraz gdy siedziałem ze swoimi przyjaciółmi, tak zawsze chociażby na dnie
mojego umysłu czaiły się myśli o Niej. Nie potrafiłbym o niej zapomnieć nawet
za milion lat. Ona jedna w pełni zaakceptowała to kim i jaki jestem. Nie bała
się mnie podczas ataku i potrafiła sprowadzić z powrotem na ziemię. Zrobić coś
co według lekarzy było niemożliwe. Oni twierdzili, że podczas ataku moja
świadomość była wyłączona, a emocja która akurat mnie wypełniała, była jedynym
co czułem i o czym myślałem. A wystarczyła sama jej obecność, żeby ta
świadomość została mi przywrócona. Żeby moja pięść zatrzymała się w ostatniej
chwili i jedynie dotknęła jej talii. Ale nie kochałem jej tylko za to. Kochałem
ja za jej charakterek. I za to, że mimo że zgrywała diablicę, to była moim
aniołem. Powinienem wiedzieć, że ludziom takim jak ja nie przydarzają się takie
rzeczy. Za dużo szczęścia otrzymałem od życia. Więc teraz pozostaje przy moim
sztucznym uśmiechu, czekając aż policzki całkowicie zdrętwieją mi od tej
czynności. A całym sercem będę teraz przy niej. Mimo że na pewno już o mnie nie
pamięta.
Tego dnia pierwszy raz przyszedłem pod Jej dom. Długo po prostu stałem w ukryciu zastanawiając się czy gdybym zakradł się do niej przez okno jak ostatnio to czy i tym razem by mi otworzyła. Czy może tym razem ze strachem zawołała ojca. Albo zignorowała mnie. Czarne scenariusze przelatywały przez moją głowę podczas, gdy moje oczy wpatrzone były w Jej okno. Nie marzyłem o niczym innym jak o tym, żeby chociaż na chwile się w nim pojawiła. Spojrzała na niebo albo otworzyła je, żeby wpuścić do środka trochę powietrza. Ale nie pojawiała się. Światło było zapalone. Zastanawiałem się co teraz robi. Czy odrabia zadanie? Zaśmiałem się pod nosem z absurdalności swoich myśli. Jasne. Ona i nauka. Westchnąłem cicho i kontynuowałem swoje domysły. Może leży na łóżku w tych obcisłych dżinsach, które doprowadzały mnie do szału ilekroć Ją w nich widziałem. Albo rozmawia przez telefon z przyjaciółką. Na pewno się już przecież pogodziły. Uśmiechnąłem się smutno. Przynajmniej udało mi się naprawić Jej życie. Moje w tym momencie było nieważne. Miałem całe życie, żeby być samolubnym. Narażać każdego dnia swoich przyjaciół na to, że stracę przy nich kontrole i cos im zrobię. Albo że skrzywdzę swoje siostry kiedy przypadkiem, któraś mnie zdenerwuje. Obiecałem sobie, że nigdy nie skrzywdzę kobiety, a już szczególnie takiej na jakiej mi w jakiś sposób zależy. Ale bylem nieprzewidywalny. Może Ją kiedyś też bym skrzywdził. Tą którą uważam nie tylko za swoją jedyna prawdziwą miłość, ale również swego rodzaju włącznik, bo przywracała mi świadomość, włączała moja samokontrole. Może nawet Ją bym skrzywdził fizycznie. Skoro zrobiłem to już psychicznie to nie byłoby trudne.
Nagle kiedy zupełnie nie byłem na to przygotowany dziewczyna pojawiła się w oknie. Otworzyła je całkowicie i przeszukała podwórko jakby czegoś szukała. Nie widziałem jej twarzy, bo zasłaniały ją włosy. Po chwili wydaje mi się, że westchnęła i pokręciła głową jakby ze smutkiem. Przełożyła jedna nogę przez framugę i już po chwili siedziała na zewnętrznym parapecie. Cieszyłem się, że wyglądało to w miarę bezpiecznie, bo inaczej nie wytrzymałbym i pobiegłbym tam, żeby wepchać ją z powrotem do środka. Wtedy podniosła głowę, a mnie zamurowało. Jej skóra wydawała się być niemal przeźroczysta, a wory pod oczami mogłem dostrzec bez problemu mimo odległości kilkudziesięciu metrów. Miałem wrażenie, że płacze, ale jej twarz była tak spokojna, że ogarniały mnie wątpliwości. Była chudsza. Niemile chudsza. Wymizerowana. Wyglądała jak własny cień, widmo tego kim kiedyś była. Jak to się stało? Czy w tym czasie kiedy mnie nie było wydarzyło się cos strasznego? Może ktoś z jej rodziny umarł? Skąd miałem wiedzieć? Nie było mnie przy niej! Zostawiłem ją zupełnie samą. Zacisnąłem dłoń na korze drzewa, o które się opierałem i które było moim schronieniem. Kora przecięła mi skórę przez mój mocny chwyt, ale nawet tego nie poczułem. Tylko Ona była ważna. Jak mogłem ją zostawić?! A co... A co jeśli to przeze mnie? Jeżeli rozglądała się wcześniej tak dokładnie jakby kogoś wypatrywała, bo szukała mnie mając nadzieje, że jak wtedy wespne się na drzewo i i wejdę do jej pokoju przez okno. A to by znaczyło, że musiała tak robić od dawna. Wszystko w mojej głowie zaczęło się układać w logiczną całość. I zrozumiałem, że zostawiając ją nie uratowałem jej. Ja Ją zniszczyłem.
Tego dnia pierwszy raz przyszedłem pod Jej dom. Długo po prostu stałem w ukryciu zastanawiając się czy gdybym zakradł się do niej przez okno jak ostatnio to czy i tym razem by mi otworzyła. Czy może tym razem ze strachem zawołała ojca. Albo zignorowała mnie. Czarne scenariusze przelatywały przez moją głowę podczas, gdy moje oczy wpatrzone były w Jej okno. Nie marzyłem o niczym innym jak o tym, żeby chociaż na chwile się w nim pojawiła. Spojrzała na niebo albo otworzyła je, żeby wpuścić do środka trochę powietrza. Ale nie pojawiała się. Światło było zapalone. Zastanawiałem się co teraz robi. Czy odrabia zadanie? Zaśmiałem się pod nosem z absurdalności swoich myśli. Jasne. Ona i nauka. Westchnąłem cicho i kontynuowałem swoje domysły. Może leży na łóżku w tych obcisłych dżinsach, które doprowadzały mnie do szału ilekroć Ją w nich widziałem. Albo rozmawia przez telefon z przyjaciółką. Na pewno się już przecież pogodziły. Uśmiechnąłem się smutno. Przynajmniej udało mi się naprawić Jej życie. Moje w tym momencie było nieważne. Miałem całe życie, żeby być samolubnym. Narażać każdego dnia swoich przyjaciół na to, że stracę przy nich kontrole i cos im zrobię. Albo że skrzywdzę swoje siostry kiedy przypadkiem, któraś mnie zdenerwuje. Obiecałem sobie, że nigdy nie skrzywdzę kobiety, a już szczególnie takiej na jakiej mi w jakiś sposób zależy. Ale bylem nieprzewidywalny. Może Ją kiedyś też bym skrzywdził. Tą którą uważam nie tylko za swoją jedyna prawdziwą miłość, ale również swego rodzaju włącznik, bo przywracała mi świadomość, włączała moja samokontrole. Może nawet Ją bym skrzywdził fizycznie. Skoro zrobiłem to już psychicznie to nie byłoby trudne.
Nagle kiedy zupełnie nie byłem na to przygotowany dziewczyna pojawiła się w oknie. Otworzyła je całkowicie i przeszukała podwórko jakby czegoś szukała. Nie widziałem jej twarzy, bo zasłaniały ją włosy. Po chwili wydaje mi się, że westchnęła i pokręciła głową jakby ze smutkiem. Przełożyła jedna nogę przez framugę i już po chwili siedziała na zewnętrznym parapecie. Cieszyłem się, że wyglądało to w miarę bezpiecznie, bo inaczej nie wytrzymałbym i pobiegłbym tam, żeby wepchać ją z powrotem do środka. Wtedy podniosła głowę, a mnie zamurowało. Jej skóra wydawała się być niemal przeźroczysta, a wory pod oczami mogłem dostrzec bez problemu mimo odległości kilkudziesięciu metrów. Miałem wrażenie, że płacze, ale jej twarz była tak spokojna, że ogarniały mnie wątpliwości. Była chudsza. Niemile chudsza. Wymizerowana. Wyglądała jak własny cień, widmo tego kim kiedyś była. Jak to się stało? Czy w tym czasie kiedy mnie nie było wydarzyło się cos strasznego? Może ktoś z jej rodziny umarł? Skąd miałem wiedzieć? Nie było mnie przy niej! Zostawiłem ją zupełnie samą. Zacisnąłem dłoń na korze drzewa, o które się opierałem i które było moim schronieniem. Kora przecięła mi skórę przez mój mocny chwyt, ale nawet tego nie poczułem. Tylko Ona była ważna. Jak mogłem ją zostawić?! A co... A co jeśli to przeze mnie? Jeżeli rozglądała się wcześniej tak dokładnie jakby kogoś wypatrywała, bo szukała mnie mając nadzieje, że jak wtedy wespne się na drzewo i i wejdę do jej pokoju przez okno. A to by znaczyło, że musiała tak robić od dawna. Wszystko w mojej głowie zaczęło się układać w logiczną całość. I zrozumiałem, że zostawiając ją nie uratowałem jej. Ja Ją zniszczyłem.
__________________________________________________________________
Tak jak obiecałam odpowiem Wam na Wasze pytania, dziękuje bardzo za każde z nich i mam nadzieję, że to pomoże Wam trochę bardziej mnie poznać :))
Tak jak obiecałam odpowiem Wam na Wasze pytania, dziękuje bardzo za każde z nich i mam nadzieję, że to pomoże Wam trochę bardziej mnie poznać :))
1.Kiedy stałaś się directionerką?
Dokładnie w dzień, w którym wyszło WMBY, zupełnie przypadkiem trafiłam na
teledysk i zakochałam się od pierwszego obejrzenia, od razu moim ulubieńcem
stał się Harry, na początku nie lubiłam Zayna, bo wydawał mi się próżny ( ;p )
i wkurzało mnie to, że Liama stylizowali jako tego ‘głównego’. W dwa dni
nauczyłam się wszystkiego o nich, obejrzałam wszystkie możliwe filmiki i
nauczyłam się odróżniać ich głosy ^^ Tak więc… Tak… Jestem prawdziwym stalkerem
:D
2.Kiedy zaczęłaś pisać?
W wieku 12 lat zaczęłam pierwszy raz pisać ‘na poważnie’, jak byłam młodsza to
zdarzało mi się w notesie nabazgrać krótkie opowiadanie.
3.Ile masz wzrostu? Rozmiar buta? Kolor oczu? Kolor włosów? Kiedy się
urodziłaś?
Ostatni raz jak mnie mierzono miałam 169 cm xD Ale teraz myślę, że bd już 170
;p Chciałabym być niższa :/
39/40
Urodziłam się 24 lutego 1998 roku około godziny 15 (ta dokładność xD), mam zielono-żółto-szare oczy a moje włosy są brązowe i jakimś cudem zrobiło mi się
naturalne ombre…
4.Ulubiona piosenka 1D?
Stole My Heart, żaden nowy kawałek tego nie zmieni, wszystkie kocham, ale to
jest ta do której zawsze wracam.
5.Masz chłopaka?
Nie, forever alone xD
6.Ulubiony przedmiot?
Angielski, ale nie ten w szkole tylko na zajęciach dodatkowych z Brytyjczykiem,
który nie mówi kompletnie po polsku. Więc tak moi drodzy, słyszę angielski
akcent na żywo w każdy poniedziałek :’)
7.Coś co najbardziej chciałabyś dostać?
Powiem trochę inaczej, bo typowe dobra materialne nie mają dla mnie dużego
znaczenia, chciałabym mieć możliwość pojechania do innego kraju i studiowania
tam.
8. Jak Ci poszedł egzamin z polskiego?
Dla mnie był bardzo prosty, tylko rozprawkę dowalili taką, że szkoda gadać -,-
9.Ulubiona rasa psów?
Kundelki są najukochańsze, wiem bo sama mam i nazywa się Kuzko.
10.Czy masz jakiś talent/zainteresowania poza pisaniem?
Uprzykrzanie życia swojej rodzinie samą swoją obecnością (talent) i czytanie
wszystkiego co się da, łącznie ze składem pasty jak myję zęby, niedługo naucze
się go na pamięć (zaintersowanie) xD
Świetny :)
OdpowiedzUsuńFajnie poznać kilka szczegółów o tobie :D ♥
Świetny rozdział :) B.
OdpowiedzUsuńHehe mamy podobyn talent ;D kiedyś uzupełniałam pewien test o mnie przy Mamie i miałam napisać tam na czym umiem grać wtedy mama mi powiedziała
OdpowiedzUsuń-napisz kochanie że na nerwach XD
ZAYN WRÓĆ DO NIEJ, TERAZ, ZARAZ, NOW.
OdpowiedzUsuńBŁAGAM <3
Jaki smutny. Ej no. Nie zabijaj mnie:(
OdpowiedzUsuńCzekam na next.
Pozdrawiam,
@ilypena
Ta część jest super ,znowu kończysz w takim momencie!!Jak możesz nam to robić. Nie wierze !Mam 3 ulubione piosenki 1d i jedną z nich jest Stole my heart <3 Kocham !A. ;*;*
OdpowiedzUsuńCudowna ta część. Czekam na kolejną i nnaprawde mam nadzieje ze skonczy sie to opowiadanie szczesliwie. Jestes niesamowita, piszesz najcudowniejsze opowiadania pod sloncem. Ze nawet na lekcji sprawdzam kilkukrotnie czy nie dodalas nastepnej czesci. Boze dziewczyno koocham cie, i prosze cie pisz dalej:**.
OdpowiedzUsuńMatko Boska. Padnę na zawał no. Kończyć w takim momencie? Nieeeee!!! Oni jeszcze będą razem! Muszą, są dla sb stworzeni. Dziewczyno ty masz taki talent ze WOOW *0* czekam na next kisski :**
OdpowiedzUsuń~Oliv~
Dzięki za odpowiedzi <3 a imagin CUDNY jak zwykle! Ty chyba nie umiesz pisać nic do dupy bo absolutnie ZAWSZE wszystko wychodzi świetnie, kochana! Oby tak dalej, do końca świata albo jeszcze dłużej <3 ~Mania JustMe
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział .Tylko taki trochę smutny :( Mam nadzieję ze skoro Zayn zrozumiał swój błąd to teraz będą już razem i nikt ich nie powstrzyma :) Czekam co się wydarzy dalej :*
OdpowiedzUsuńPS Fajnie ze mogliśmy się czegoś o tobie dowiedzieć .Zazdroszczę ci tych lekcji angielskiego i możliwości słuchania brytyjskiego akcentu <3:D
Ta część jest po prostu cudna. Jak ją czytałam to się normalnie wzruszyłam :) To opowiadanie jest świetne i nie tylko dlatego, że jego bohaterem jest Zayn ;D, ale z każdej części można coś wywnioskować, bo każda czegoś uczy i pokazuje różne odczucia i sytuacje życiowe. Pierwszy akapit jest piękny i po prosu mnie rozwalił. Błagam dodaj szybko kolejnego parta i niech Malik do niej pójdzie ;) Pozdrawiam i do następnego <3
OdpowiedzUsuńTo chyba jedna z najpiękniejszych części!!! Jest NIESAMOWITA!!!!!!! Taka skłaniająca do myślenia, trochę taka dramatyczna, no po prostu CUDNA!!!!
OdpowiedzUsuńW końcu Zayn zrozumiał, że nie pomógł jej, gdy odszedł, tylko, że ją zniszczył. Zobaczył, że gdy go nie ma ona nie ma nikogo kto by ją wspierał. Bez niego nie żyła bo on skradł jej serce. Skoro nie żyje to jest duchem (widmem, cieniem - jak kto woli, to to samo) co Zayn potwierdza w tej części "Wyglądałam jak własny cień, widmo tego kim kiedyś była". Myślę, że on nie tylko zrozumiał co zrobił, ale także zobaczył tego skutki.
Mam nadzieję,że wrócà do siebie bo może osobno nie są idealni, ale razem są <3
Pozdrawiam, buźka i do następnego -wstaw szybko! :*
popłakałam się naprawdę tak mi się to strasznie podoba to ne jest jakieś głupie opowiadanie o głupiej zdradzie czy o Zayn'ie który kocha się sam w sobie jak to jest pokazane w 3/4 imaginów/opowiadań itp. To jest piękna historia która opowiada przemianę człowieka, który się zakochał i obrazuje nam jak miłość może być wielka. Dziękuję że to piszesz :)
OdpowiedzUsuńO kurczaki! Przegapiłam zadawanie pytań w komentarzach pod ostatnim postem :(( Ale rozwalił mnie twój talent i zainteresowania, haha :D A co do części... Była taka... nie wiem nawet jak to nazwać... piękna? smutna? głęboka? wzruszająca? niesamowita? chyba wszytko na raz! Z niecierpliwością czekam na następną część ;) xx
OdpowiedzUsuńciekawy ;) już nie mogę się doczekać następnej części ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam @Oliczkaaa
Uwielbiam czytać twoje opowiadania, wczoraj znalazłam twój blog i od wczoraj do teraz przeczytałam wszystkie opowiadania od początku do końca:) Ile w planach masz jeszcze napisać rozdziałów tej serii o Zaynie? z niecierpliwością czekam na następne i następne:) Może następne napiszesz z Niallem ale takie dłuższe:D
OdpowiedzUsuńKrótko mówiąc piękne jak zawsze :")
OdpowiedzUsuńRozdział taki smutny :(
OdpowiedzUsuńJest coś w nim pięknego i przyjmującego...
Kocham twój styl pisania :3
Dzięki że odpowiedziałeś na moje pytanie :)
Kocham o zapraszam do sb, Ola :$
Kocham po prostu <3
OdpowiedzUsuńPiękny <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a
Wstaw jak najszybciej nie mogę się doczekać.
Czekam z niecierpliwiścią na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńGenialny <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już barrrdzo duuużo różnych imaginów, niektóre były naprawdę super, ale NIGDY żaden nie wciągnął mnie tak jak ten! Po prostu to jest GENIALNE! Każda kolejna część sprawia, że nie mogę przestać tego czytać, że nie mogę doczekać się kolejnej części. Zawsze czekam z niecierpliwością jak dodasz kontynuację.
OdpowiedzUsuńŚwietny blog! Każdy Twój imagin jest supuer, ale ten... Ten jest pi prostu ughtughfh. Ten pomysł, żeby napisać coś takiego jest strzałem w 10!
Kocham to! <3
Jesteś cudowna i niewyobrażam sobie, gdybyś teraz przestała pisać!
Nigdy nie przestawaj bo wychodzi Ci to perfekcyjnie!
Z niecierpliwością czekam na next'a i życzę weny! :* / Jula xx.
Kocham tooooo !
OdpowiedzUsuńBoziu boski !
OdpowiedzUsuń