sobota, 28 czerwca 2014

Imagine 46 Louis Part III

                Byłem tak zamyślony, że przegapiłem swoją solówkę. Już trzeci raz podczas ostatnich 5 koncertów. Fani pytali mnie czy wszystko w porządku, a chłopaki śpiewali za mnie chociaż wiedzieli, że to nie jest normalne. Bo to nie było tak, że pomyliłem się i myślałem, że moja część już była albo dopiero będzie jak to zawsze było. Ja po prostu się wyłączałem, a podczas refrenów ledwo śpiewałem. Byłem rozdrażniony i roztargniony. Chciałem ją wyrzucić z umysłu. Ale nie potrafiłem. Cały czas myślałem o tym co mówiła i jak dotykała mojej twarzy, żeby ją poznać. Nigdy nie wiedziałem, że ludzie niewidomi tak robią. Może wtedy byłbym na to przygotowany. Nagle Niall klepnął mnie po plecach i wskazał, że zmieniamy miejsca. Uśmiechnąłem się z zakłopotaniem, chociaż najchętniej po prostu zszedłbym ze sceny i poszedłem na miejsce Liama czekając aż będzie refren, żeby włączyć się w śpiewanie. Nie chciałem, żeby fani byli zawiedzeni mimo wszystko. Zapłacili o wiele za dużo, żeby patrzeć na nieobecnego, nieśpiewającego głupka, który nie potrafi zapomnieć o dziewczynie, którą widział dwa razy w życiu. Ona po prostu była inna. I zupełnie różna od mojego wyobrażenia takiej osoby. Zdawała się w pełni akceptować swój los i potrafiła w tym wszystkim jeszcze być szczęśliwą. Mimo że nie widziała i mieszkała w Ośrodku bez swojej rodziny. O ile w ogóle jakąś miała. Nie zapytałem jej o to, bo nawet o tym nie pomyślałem. Ostatnimi czasy chyba wcale tego nie robię, bo zachowuje się jak ignorant lub/i idiota. Po tej piosence miałem coś powiedzieć, podziękować jak zawsze, ale stwierdziłem, że powinienem zrobić coś innego. Spojrzałem na tłum, tysiące ludzi wpatrzonych w moją twarz i krzyczących moje imię. Przyzwyczaiłem się do tego uczucia, ale to nie znaczyło, że nie robiło to już na mnie wrażenia.
                - Dziękuje za to, że przyszliście na koncert i czekaliście w kolejce długie godziny, żeby móc tutaj wejść. Jesteście niesamowici. Chciałem Was przeprosić za to, że ostatnio jestem taki nieobecny, ale wydarzyło się w moim życiu coś co dało mi do myślenia… Chciałem w każdym razie powiedzieć jak wiele dla mnie wszyscy znaczycie. Niedawno poznałem pewną niewidomą dziewczynę, która jest naprawdę niesamowita, chce ją pozdrowić i powiedzieć jak bardzo ją podziwiam. Jest wzorem dla nas wszystkich. A teraz wszyscy ręce w górę, bo następna piosenka to Midnight Memories!
                Chłopaki spojrzeli na mnie nieco dziwnie, ale przez resztę koncertu zachowywałem się wzorowo. To znaczy wzorowo w moim wypadku, bo nie wiem czy oblanie Zayna wodą z wiadra można przyporządkować do dobrego zachowania. Albo przynajmniej do normalnego. Zeszliśmy ze sceny naładowani energią. Czasami mam wrażenie, że im bardziej przeciąga się koncert, tym bardziej chcemy, żeby nigdy się nie kończył. I tak było zawsze.
                Przez całą noc mieliśmy jechać do kolejnego miasta. Leżałem już na swoim miejscu przyzwyczajony do tego, że nade mną spał Zayn i jego ręka zwisała z boku obok zasłonki. To dziwne, bo jedyne o czym potrafiłem teraz myśleć to to, że z każdą chwilą jestem coraz dalej od niej. Chciałbym móc bardziej ją poznać. Ale wiedziałem, że tydzień temu widziałem ją po raz ostatni. Po prostu nie podobała mi się ta świadomość. Dopadła mnie frustracja jakiej chyba nigdy wcześniej nie czułem. Nie w takim stopniu. Nikt nigdy tak bardzo mnie nie zaintrygował. Nikt nigdy nie sprawił, że tak bardzo zacząłem zastanawiać się nad swoim życiem. Ona skłaniała mnie do myślenia o rzeczach, o których nigdy nie myślałem. Zacząłem dziękować w duchu za to, że jestem zdrowy i sprawny i mam ludzi którzy mnie kochają i mogę ich nazwać swoją rodziną. I nie mówię tu tylko o rodzicach, rodzeństwie i tak dalej. Fani też w pewnym sensie byli moją rodziną. I chłopaki. Czułem, że ona ma na mnie dobry wpływ. Chociaż na chwilę przestałem budzić się rano z pytaniem co ja tutaj właściwie robię. To było miłe uczucie. I nie chciałem, żeby odeszło. Ale co miałem zrobić skoro jedyna osoba, która potrafiła doprowadzić mnie do takiego stanu znajdowała się aktualnie za oceanem, tysiące kilometrów ode mnie i pewnie nawet nie miała powodów, żeby chcieć mnie widzieć?
***
                Minął miesiąc odkąd po raz ostatni ją widziałem. Nie sądziłem, że to wszystko tak szybko przejdzie. Wróciłem do punktu wyjścia. Znów zwątpiłem. Nienawidziłem tego. Budzenie się ze świadomością, że się nie wie czego się chce było torturą. Prawdziwą i niemal bolesną. Potrzebowałem jej. W jej słowach znajdowałem coś wyjątkowego coś co skłaniało mnie do dobrych przemyśleń. Ale czas ścierał to wszystko z mojej głowy, jak gumka do gumowania, która zmazuje ołówek pozostawiając tylko słabiutki ślad na kartce jakby nigdy go tam nie było. Musiałem ją znowu zobaczyć. Trochę przerażało mnie to jak bardzo potrzebowałem tej magii, którą wprowadziła na ulotną chwilę do mojego życia. Powinienem był wiedzieć, że to się tak skończy. Trzeba było nie iść do niej wtedy po raz drugi. Nie wchodzić głębiej w jej życie. ‘…Jestem niewidoma od urodzenia. W moim mózgu znajduje się guzek, który napiera na nerw, który odpowiedzialny jest za wzrok. Mam zdrowe oczy, ale po prostu mój mózg nie przekazuje mi obrazu…’. Te słowa chodziły po mojej głowie niemal bez przerwy. Czy to znaczy, że w końcu umrze? Guzki nie znikają tak po prostu. Dlaczego nikt się nim nie zajmuje? Gdyby go usunąć może nawet odzyskałaby wzrok. Albo raczej zyskała, nie da się odzyskać czegoś czego nigdy się nie miało. Może nie miała na to pieniędzy? To było bardzo możliwe. A Ośrodek na pewno nie był w stanie opłacić takiej operacji. Zerwałem się tak gwałtownie, że uderzyłem głową w ‘sufit’. Wyszedłem pokracznie ze swojego nazwijmy to parodią łóżka w tour busie i natychmiast pobiegłem do Paula, który siedział z przodu obok kierowcy.
                - Daj mi plan trasy - zażądałem z rozbiegu. Mężczyzna spojrzał na mnie z zaskoczeniem i zaczął się rozglądać i sprawdzać swoje kieszenie. - Proszę, to ważne.
                - Już jasne… - zamyślił się przez chwilę. Wypuścił powietrze przez usta i potarł z zastanowieniem czoło. - Jeden jest chyba w schowku nad kanapą.
                - Dzięki Paul, jesteś wielki! - zawołałem wracając do miejsca gdzie przebywaliśmy kiedy nie chciało nam się spać, gdzie jedliśmy i po prostu spędzaliśmy ze sobą czas w trasie.
                Przekopałem cały schowek w końcu znajdując to czego szukałem. Plan był tak dokładnie rozpisany, że nie zakładał opóźnień dłuższych niż o 30 minut. Nie miałem za bardzo możliwości, żeby do niej polecieć. Koncerty w tej części świata skończyły się już jakiś czas temu. A trasa kończy się za kilka miesięcy. Następne wolne dni zaczynały się dopiero za tydzień. W te 2 dni musiałbym zdążyć przelecieć pół świata, spotkać się z nią i wrócić na drugi koniec półkuli. Zgniotłem plan i wrzuciłem go z powrotem do schowka. Nie miałem wyjścia. Inaczej zwariuje. Muszę zrobić dla niej coś co sprawi, że zapomnę. Pomogę jej, a wtedy nie będę się czuł tak bardzo uzależniony od każdego jej słowa. Po prostu zapomnę.
                Świadomość, że niedługo ją zobaczę jakoś mnie uspokajała. To znaczy to, że jej pomogę. Musiałem przestać o tym myśleć w takiej kategorii. Priorytetem jest to, żeby jej pomóc. To że przy okazji znowu będę mógł z nią porozmawiać było tylko dodatkiem. Wierciłem się na swoim fotelu w samolocie zastanawiając się co jej powiem. Nie chciałem za bardzo narzucać się ze swoją pomocą. Najpierw musiałem jakoś wzbudzić jej zaufanie. Zrobić coś, żeby przestała myśleć o tym, że jestem typowy i jak wszyscy inni. Czułem do siebie lekką odrazę przez to, że dziewczyna odczuła, że traktuję ją jak z porcelany, bo jest niewidoma. A ona najwyraźniej nie potrzebowała niczyjej pomocy. Akceptowała w pełni to jaka jest i nie miała do nikogo wyrzutów z tego powodu. Miałem przeczucie, że gdybym to ja był na jej miejscu, nie poradziłbym sobie. Ona nauczyła się widzieć swoimi pozostałymi zmysłami. Ja zamknąłbym się w sobie i pozwolił by ciemność dookoła mnie pochłonęła. Chciałem, żeby dziewczyna miała szansę na normalne życie. Zezłościłem się, gdy dowiedziałem się, że nie przekazaliśmy żadnych pieniędzy na Ośrodek. My zyskaliśmy na opinii przychodząc tam, a oni? Nic. Chwilę radości, że ktoś się nimi zainteresował. Zamierzałem naprawić ten błąd jaki popełnili nasi menadżerowie. Tym ludziom należało się trochę od życia skoro los potraktował ich z góry gorzej od nas. My żyliśmy w dostatku, zdrowi i szczęśliwi. To szczęście było kwestią względną, ale mniejsza z tym. Najważniejsze było to, że oni też zasługiwali na coś więcej. Pierwsze co zamierzałem zrobić to wpłacić pieniądze na budowę windy dla Rikera i innych. Żeby mógł poczuć się trochę normalniej. To dziwne jak nieosiągalne są dla niektórych tak zwykłe czynności jak wejście po schodach na wyższe piętro. On nie miał tej możliwości. I zamierzałem to zmienić. Zamknąłem oczy licząc na to, że prześpię te kilka godzin podróży. Chciałem chociaż na chwilę przestać tak bardzo się tym wszystkim stresować.
***
                Stałem przed budynkiem odruchowo szukając oczami miejsc gdzie była potrzebna renowacja. Szczególnie lewe skrzydła zdawało się potrzebować remontu. Po tamtej pory wciąż były stare okna, które musiały wpuszczać w zimie strasznie dużo chłodu do środka. Ale nie tylko one potrzebowały wymiany. Całe to miejsca należało odmienić. Wziąłem głęboki wdech i ostrożnie otworzyłem skrzypiące drzwi wejściowe. Tym razem w okienku była ta przemiła starsza pani, której przedstawiłem się jako odwiedzający Rikera. Kobieta zadzwoniła do jego opiekuna, żeby go tu przysłać, ale zanim ktoś zdążyłby odebrać, chłopak wjechał na korytarz z szeroki, podekscytowanym uśmiechem.
                - Louis! Nie wiedziałem, że przyjedziesz! Widziałem Cię w telewizji, to Ty jesteś sławny? - spytał z rozdziawionymi ustami. Nie sądziłem, że mógłby się tak bardzo ucieszyć na mój widok. Sprawiło mi to nieopisaną przyjemność. Zwłaszcza, że naprawdę polubiłem chłopaka kiedy ostatni raz tu byłem.
                - Tak jakby. No troszkę jestem - zaśmiałem się kucając przed nim i dając mu pstryczka w noc. Chłopczyk skrzywił się i zaraz uśmiechnął szeroko.
                - (t.i.) też już wie. Powiedziałem, że byłeś w telewizorze i podgłośniłem, żeby usłyszała jak śpiewasz. Powiedziała, że masz najsłodszy głos świata! - Poczułem, że drżę. Przełknąłem ślinę i wciąż się uśmiechnąłem, mimo że w środku robiłem wszystko, żeby moje serce w końcu się uspokoiło z dosyć marnym skutkiem. Wie o mnie. Podoba jej się mój głos. To naprawdę nie powinno tak bardzo na mnie wpływać, ale cholera! Po prostu wpływa. - I chyba pierwszy raz słyszałem, żeby powiedziała, że żałuje, ze nigdy Cię nie zobaczy.
                To było już za wiele. W środku zareagowałem tak gwałtownie, że sam się przestraszyłem. Ona nie była typem osoby, która narzeka na swój los. A jednak raz pożałowała, że nie widzi. I to z powodu mnie. Żałowała, że to właśnie mojej twarzy nie zobaczy. Naszły mnie wątpliwości. Właśnie teraz kiedy wszystko było praktycznie rzecz biorąc ustalone, a czeki wypisane. I to nie dlatego, że nie wiedziałem czy chcę dać pieniądze na Ośrodek. Dlatego że nie wiedziałem czy dam radę nie zdradzić się z tym jak dziwne i głębokie przemyślenia mam z nią związane. Nagle usłyszałem kroki. Dziwnie regularne. Jakby każdy krok było dokładnie przemyślany i obliczony z powalającą dokładnością. Spojrzałem w górę, a Riker orócił swój wózek, że dokładnie mogłem zobaczyć nadchodzącego intruza. W jednej chwili poczułem, że nogi mi słabną i zapomniałem jak się mówi. Dziewczyna byłą milion razy piękniejsza niż zapamiętałem. Tylko to jej nieobecne spojrzenie. Dla mnie to była po prostu tortura. Zatrzymała się nagle i zdawała się nasłuchiwać.
                - Kto tu jest? - spytała. Głos też miała bardziej niesamowity niż zapamiętałem. Naprawdę zwariowałem, bo chwilę później pomyślałem, że tego głosu mógłbym słuchać całe życie.
                - Riker. I Louis. Przyjechał do nas znowu! - zawołał chłopak z radością. Kąciki ust dziewczyny drgnęły, a oczy wypełniły się niedowierzaniem. Jej oczy były najbardziej szczerymi jakie kiedykolwiek widziałem. Bo nie zdawała sobie sprawy z siły ich mocy. Więc mówiły wszystko. - Cieszysz się?
                - Louis…

_______________________________________________________________

Jeee impreza w domu bo udało mi się wyrobić i wstawić to jeszcze dzisiaj :D Składam sobie uroczyste gratulacje i pozwalam bić brawa <bije sama sobie brawa bo jest głupia>. Dobra to zacznę od tego, że chciałam Wam podziękować za Wasze  cudowne komentarze, każdy pojedynczy, szczególnie teraz kiedy przechodzę mały kryzys i jeden komentarz jest dla mnie lekarstwem i każdy kolejny zwiększa dawkę. Jesteście po prostu najcudowniejsi na świcie *hug*. A tak poza tym to jak tam wakacje? :D Kto idzie po wakacjach do nowej szkoły? Ja idę do technikum ekonomicznego, żeby razem z przyjaciółką księgować w przyszłości sosy i kierunki (wtajemniczeni zrozumieją), a Wy? Macie jakieś plany na wakacje? Ja wyjeżdżam na obóz do małego miasteczka w Bułgarii i zamierzam tam robić siarę ludziom i trochę odpocząć, żeby mieć siłę w przyszłym roku szkolnym :D Także wypocznijcie moi kochani i korzystajcie z życia, naprawdę, nie spędźcie całych wakacji przed komputerem, jak tylko wyjdziecie to wszystko od razu stanie się bardziej kolorowe :)) Nawet jeśli mielibyście wyjść sami, samotność odpowiednia dawkowana może być zbawienna, uwierzcie mi że wiem co mówię. Także ten, yolo i do następnego, słuchajcie nowej płyty Ed'a i sosów, buziaki ;**

czwartek, 26 czerwca 2014

Imagine 46 Louis Part II

              Nie mogłem spać już drugą noc z rzędu. Wyrzuty sumienia wyżerały mnie od środka. Tarłem swoje czoło dłonią, marząc o tym, żeby po prostu zniknąć. Albo chociaż cofnąć czas. Gdybym od początku wiedział, że jest niewidoma potraktowałbym to wszystko zupełnie inaczej. Byłbym delikatniejszy. A zachowałem się jak ostatni idiota. Nie było nawet słów, które wyraziłyby jak bardzo było mi wstyd. Nie chciałem wiedzieć co musiała sobie o mnie pomyśleć. Pewnie tylko na zewnątrz grała twardą i uśmiechniętą, a w środku cierpiała z powodu niesprawności swoich oczu. Pewnie nawet nie wiedziała jak piękna była. Życie potrafiło być prawdziwym potworem dla niektórych z nas. Przewróciłem się na drugi bok. Dzisiaj wieczorem stąd wyjeżdżaliśmy. Miałem ostatnią okazję, żeby… Właściwie żeby co? Odkąd tylko obudziłem się dziś rano czułem wewnętrzną potrzebę pójścia tam jeszcze raz. Chciałem to jakoś sprostować, przeprosić, że tak uciekłem. Nawet nie zapytałem jej o imię. Naprawde zwariuje. Ponownie zmieniłem pozycję chociaż wiedziałem, że to bezcelowe. Tej nocy też się nie wyśpię jak poprzedniej. Musiałem coś z tym zrobić. Pewnie okropnie ją uraziłem, a jej życie było już przecież wystarczająco trudne i bez mojego szczeniackiego zachowania. Musiałem coś z tym zrobić. Po prostu musiałem.
                 Rano mieliśmy wolne, więc korzystając z okazji wstałem bardzo wcześnie, nawet Paul i reszta jeszcze spała, a obok ochrony w hotelu przemknąłem bez problemu. Wyszedłem tylnym wyjściem, które pokazała mi jakaś starsza pani, która na pewno nie wiedziała kim jestem, więc miałem szansę, że dostane się do Ośrodka dla Osób Niepełnosprawnych bez wiedzy nikogo. Zaryzykowałem i wziąłem taksówkę. Szczęście rzeczywiście mi sprzyjało, bo kierowca nawet na mnie nie spojrzał, z resztą sądząc po jego wieku i tak by nie wiedział kim jestem. Poprosiłem go, żeby podjechał dosłownie ulicę od Ośrodka. W pierwszym momencie chciałem kupić jej kwiaty. Na pewno by się ucieszyła. I wtedy przypomniałem sobie, że i tak by ich nie zobaczyła. Co jej po jakiś chwastach skoro jedyne co może zrobić to ich dotknąć? Powinienem zacząć myśleć, bo jeżeli chodzi o tą biedną dziewczynę to popełniłem już stanowczo za dużo błędów. Założyłem kaptur i praktycznie pobiegłem tam, mając nadzieje, że uda mi się uniknąć zauważenia przez kogoś. Kochałem swoich fanów, ale naprawdę potrzebowałem samotności w tym momencie. Otwierając główne drzwi spojrzałem w bezchmurne niebo jakby w podzięce za to, że los mi sprzyjał. Powitał mnie zapach starych, drewnianych mebli i chłód pochodzący od potężnych murów tego budynku. Rozejrzałem się niepewnie. W miejscu gdzie poprzednim razem siedziała miła starsza pani i powitała nas wręczając nam plakietki gości przez okienko, było pusto. Musiałem radzić sobie sam. Poszedłem w kierunku pokoju wspólnego, to było jedyne miejsce, do którego wiedziałem jak dojść. W środku zastałem kilka dzieci bawiących się na wykładzinie i chłopaka na wózku, wyglądającego na jakieś 8 lat, który szperał w kasetach z filmami. Niepewnie przemierzyłem dzielącą nas drogę i kucnąłem, żeby podać mu film z najniższej półki, do którego próbował dosięgnąć.
                - Dzięki. Jesteś nowym opiekunem? Ostatni odszedł po 2 miesiącach. Nie lubił bliźniaczek Smith, to pewnie przez nie - powiedział chłopak patrząc na mnie w dół, bo wciąż kucałem.
                - Nie, szukam pewnej dziewczyny. Wczoraj przez przypadek na nią trafiłem i potraktowałem ją bardzo niegrzecznie - przyznałem się.
                - Przyszedłeś ją przeprosić? - spytał patrząc na mnie mądrymi oczami zza okrągłych okularów. Pokiwałem głową. - Jak ma na imię?
                - Nawet nie wiem. Pomożesz mi ją znaleźć? Jest bardzo ładna i pięknie gra na pianinie. No i jest niewidoma - dodałem chociaż te słowa ciężko przeszły mi przez gardło. Chłopak przez chwile się zastanawiał. W końcu coś błysnęło w jego inteligentnych, zielonych oczach.
                - To na pewno (T.I.). Opiekuje się Klausem jak bliźniaczek nie ma. Kiedyś próbowała nauczyć mnie grać, ale ja wole jej słuchać. Ostatnio gra coraz rzadziej, bo mówi, że nie ma dla kogo. A my wszyscy lubimy jak ona gra. Bo ona nie widzi naszych reakcji i myśli, że nam się nie podoba - powiedział smutno. Otworzyłem szerzej oczy. Sama myśl, że komuś mogła się nie podobać jej muzyka była dla mnie absurdalna. To jak grała.. Dla mnie to była magia, a jej umiejętności czymś co było odległe i poza moim zasięgiem. Całe życie zajęłoby mi chyba dojście do jej poziomu.
                - A wiesz gdzie ona teraz jest? - zapytałem go. Miałem wrażenie, że chłopiec jak najbardziej chciał przedłużyć naszą rozmowę. Pewnie rzadko miał do czynienia z kimś nowym, codziennie musiał oglądać te same twarze. Nie widziałem go wczoraj, poznawałem tylko dzieci, które bawiły się na dywanie, ale one były zbyt zajęte sobą, żeby mnie zauważyć. Zrobiło mi się żal chłopaka.
                - Będziesz musiał wejść na pierwsze piętro, ale dalej nie wiem gdzie. Nigdy tam nie byłem - powiedział smutno patrząc w dół na swoje nieruchome i słabe nogi na wózku. Uśmiechnąłem się do niego lekko.
                - A chciałbyś? - Otworzył szeroko oczy i pokiwał gwałtownie głową z podekscytowaniem.
                Położyłem palec na ustach na znak, żeby był cicho i wstałem. Przepuściłem chłopaka, żeby pojechał jako pierwszy. Podjechaliśmy aż pod same schody, a wtedy spojrzał na mnie z nadzieją. Nie potrafiłbym nie spełnić jego marzenia. Może to było małe, głupie życzenie dla kogoś normalnego. Ale on nie mógł tak po prostu wstać i wejść po tych schodach. Dla niego to było coś odległego i niemożliwego. Wziąłem go na ręce tak jak wielokrotnie wcześniej swoje siostry. Chłopak owinął ręce wokół mojej szyi, a ja podtrzymując go jedną, w drugą dłoń złapałem jego wózek. Był tak radosny jakby to było wielkie i emocjonujące wydarzenie. Cóż, dla niego było. Wszedłem po schodach na pierwsze piętro i ostrożnie posadziłem chłopaka z powrotem w wózku.
                - Dzięki - powiedział z szerokim uśmiechem - Chodźmy poszukać Twojej dziewczyny.
                Byłem tak zaskoczony, że nawet nie zdążyłem tego sprostować, bo ten już pędził do przodu w kierunku pokoi. Pobiegłem, żeby się z nim wyrównać i wtedy zza otwartych drzwi ktoś wyszedł wpadając prosto na mnie. Przytrzymałem tego kogoś, bo odrzuciło go tak mocno, że mógłby skończyć na ziemi.
                - O, (T.I.), szukaliśmy Cię! - zawołał chłopiec, a ja zdałem sobie, że osoba, którą trzymam w ramionach to ta sama dziewczyna od której uciekłem dwa dni temu. Delikatnie ją puściłem upewniając się, że stoi stabilnie. Jej oczy były prawdopodobnie najpiękniejszymi jakie w życiu widziałem i tym bardziej żałowałem, że nigdy nie spojrzą w moje. Ani żadne inne. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i obróciła głowę w kierunku, z którego pochodził głos chłopczyka.
                - Cześć Riker! Co Ty tu robisz? - spytała. To że jej wzrok był utkwiony w martwym punkcie mnie przerażało.
                - Twój chłopak wniósł mnie na górę. On chce Cię przeprosić, musisz mu wybaczyć, bo później musi mnie znieść - powiedział mądrym tonem. Nie mogłem się nie uśmiechnąć.
                - Mój chłopak? – spytała zdezorientowanym tonem.
                - To ja. Louis. 2 dni temu… Chciałem z Tobą porozmawiać - wydukałem w końcu. - To znaczy jeśli masz czas…
                - Oczywiście, że mam. Riker tamte drzwi prowadzą do pokoju Sammy, poczekasz tam grzecznie aż Louis będzie mógł Cię znieść? - spytała, a ja drgnąłem kiedy użyła mojego imienia. Chłopak pokiwał głową i odjechał machając mi jeszcze z uśmiechem. Dziewczyna wróciła do swojego pokoju, a ja niepewnie podążyłem za nią. Doszła do swojego łóżka jakby wszystko widziała, normalnym tempem bez żadnych pomocy. Każdy mógłby pomyśleć, że dziewczyna widzi. Wszystko w jej pokoju było idealnie ułożone i miało swoje miejsce. Miała mnóstwo płyt. Odważyłbym się powiedzieć, że niewiele brakowało jej do setki. Usiadłem niepewnie na krześle przy jej biurku. – Miło, że przyszedłeś. Za co chciałeś mnie przeprosić? – spytała marszcząc lekko brwi.
                - Za to jak się zachowałem dwa dni temu. Powinienem mieć trochę taktu… Nie miałem pojęcia, że Ty…że nie…
                - Jestem niewidoma, to nie jest koniec świata. - Uśmiechnęła się z politowaniem. Spojrzałem na nią dziwnie. Jakbym ja był na jej miejscu użalałbym się nad sobą aż wszyscy mieliby mnie dość. Ona traktował jakby to było coś zupełnie normalnego. Jakby nie odróżniało jej to od innych i w niczym nie przeszkadzało.
                - W każdym razie przepraszam, że uciekłem i podsłuchiwałem jak grasz. - Przygryzłem wargę nie wiedząc czy powinienem coś jeszcze dodać. Dziewczyna bez problemu odnalazła po prawej stronie czarną, puszystą poduszkę i przytuliła ją do siebie. Wydawało mi się, że jest zaskoczona, że ją przepraszam. Zastanowiło mnie to. Wydaje mi się, że nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś przeprasza ją za to, że źle ją potraktował ze względu na to, że nie widzi.
                - Nic nie szkodzi – powiedziała w końcu. Bawiła się rogiem poduszki i przechyliła lekko głowę na bok. – Dlaczego właściwie przestałeś wtedy grać? Na początku myślałam, że zapomniałeś jak to dalej szło, ale potem uzmysłowiłam sobie, że to była powtórka refrenu, który zagrałeś chwilę wcześniej. Więc dlaczego?
                - Bo nie potrafiłem zrozumieć dlaczego wydawałaś się taka szczęśliwa. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że taka osoba jak Ty powinna być nieszczęśliwa. Kolejny powód, dla którego powinienem Cię przeprosić. Nie powinienem zakładać czegoś skoro Cię nie znam. Chciałem Ci kupić kwiaty, ale…
                - Ale pomyślałeś, że po co mi one skoro i tak ich nie zobaczę? Myślisz w bardzo typowy sposób. Jestem niewidoma od urodzenia. W moim mózgu znajduje się guzek, który napiera na nerw, który odpowiedzialny jest za wzrok. Mam zdrowe oczy, ale po prostu mój mózg nie przekazuje mi obrazu. Nie mam więc za czym tęsknić. Dla Ciebie kwiaty to tylko coś ładnego co można dać, żeby kogoś przeprosić czy mu podziękować. A dla mnie to zapach, miękkość płatków i ostrość kolców… Musiałbyś być jak ja, żeby to zrozumieć. Szkoda, że ich nie kupiłeś.
                Poczułem się jak idiota. Ponownie. Powiedziała, że jestem typowy. Przez ostatnie lata słyszałem tylko, że jestem wyjątkowy, bo mam talent i jestem w zespole. Ale teraz dochodzę do wniosku, że dziewczyna ma rację. Niczym nie różniłem się od innych. Myślałem stereotypowo, nie próbowałem jej zrozumieć tylko stworzyłem sobie obraz tego jaki powinien być człowiek niewidomy. Nieszczęśliwy i pogrążony w smutku. Ale ona taka nie była. Ona była wesoła i miła dla każdego, nawet takiego głupka jak ja. Odpowiadało jej życie takie jakie było, nauczyła się sobie radzić i nie potrzebowała do tego wzroku. Mimo to cały czas tego nie pojmowałem. Bo ja na jej miejscu byłbym bardzo nieszczęśliwy.
                - Dlaczego ubierasz się cała na czarno? - spytałem nagle. Właściwie już wcześniej mnie to zastanawiało. Nie pasowało to do jej błyszczących oczu i uśmiechniętych ust. Kontrast był tak duży, że każdy by go zauważył.
                - Moja opiekunka kupuje mi same czarne ubrania, bo twierdzi, że w ten sposób nieważne co bym na siebie nie ubrała to będzie do siebie pasować, bo inaczej wyglądałabym jak clown. W życiu żadnego nie widziałam to trudno mi powiedzieć jakby to było, ale zakładam, że źle - zażartowała, a ja zaśmiałem się lekko patrząc na nią z podziwem. Zaraz spuściłem wzrok z zawstydzeniem i dopiero po chwili przypomniałem sobie, że przecież ona i tak tego nie zobaczy. I perfidnie wykorzystałem ten fakt, żeby móc się na nią gapić. Była zbyt piękna. Nie potrafiłem się powstrzymać.
                - Podziwiam Cię - powiedziałem bez wahania w głosie. Uniosła brwi.
                - Dlaczego?
                - Ja bym nie dał rady - stwierdziłem zgodnie z prawdą. Nie wyobrażałem sobie życia bez możliwości spojrzenia na świat, na ludzi i budynki, nawet na siebie, mimo że mogłoby się to wydawać nieco dziwne. Ale to nie miało żadnego narcystycznego podłoża. Po prostu nie mogłem sobie wyobrazić jakie to uczucie nie znać swojej twarzy.
                - Nie wiesz czy byś dał czy nie. Jakby od zawsze wszystko wokół Ciebie spowijała ciemność i nie znałbyś tego wszystkiego co widzisz na co dzień, nie miałbyś za czym tęsknić. Ja poznaje to wszystko przez dotyk. Wyobrażam sobie coś po dotknięciu tego chociaż nie wiem czy to jest prawdziwe. Nie wiem jak to wszystko powinno wyglądać, więc gdyby ktoś widział moje wyobrażenia to chyba spadłby z krzesła  powiedziała zgryźliwie.
                - To jak wyobrażasz sobie czyjąś twarz? - wymsknęło mi się. Dziewczyna wstała i stawiając ostrożne, ale jednocześnie pewne kroki podeszła do mnie. Podniosła dłonie sięgnęła nimi w moim kierunku. Przełknąłem ślinę gdy dotknęła mojej klatki piersiowej. Chyba wydawało jej się, że jestem niższy, a więc i moja twarz jest niżej. Błądziła dłońmi ku górze i zaczęła delikatnie przesuwać palcami po moich policzkach, czole, nosie…nawet ustach. Wstrzymałem powietrze jak zaczarowany wpatrując się w jej utkwione w jednym punkcie oczy. Wiedziałem, że to zachodzi za daleko, ale po prostu nie potrafiłem się powstrzymać i pozwalałem jej na to. Chciałem, żeby znała moją twarz. Jestem dziwny? Czy po prostu zwariowałem? Po jakimś czasie dziewczyny opuściła dłonie wzdłuż boków i lekko zacisnęła piąstki.
                - Właśnie tak wyobrażam sobie czyjąś twarz, poznaje ją przez dotyk. Twoja mi się podoba. Jest inna. Masz bardzo ciepłą skórę - mruknęła i zmarszczyła czoło jakby walczyła sama ze sobą. Wziąłem głębszy wdech, bo zdałem sobie sprawę z tego, że praktycznie cały czas nie oddychałem. - Odwiedź mnie kiedyś. Proszę.
________________________________________________________________________

Jak Wam się podoba kolejna część? Ja osobiście mam nadzieję, że polubicie tego imagina, mimo że jest trochę inny niż na ogół, podobnie jak poprzedni partowiec z Zaynem, czasami chcę po prostu napisać coś co nie będzie takie proste i słodkie, bo życie takie nie jest, ale to nie znaczy, że nie może być piękne. Dobra, skończę poetować i zapraszam Was na Lost i Unreal, bo jakiś czas temu dodałam nowe rozdziały. Poza tym dziękuje za Wasze komentarze i mam nadzieje, że nie zostawicie Waszej wiecznej marzycielki samej :))

wtorek, 24 czerwca 2014

Imagine 46 Louis Part I

                Otworzyłem oczy i sekundę później tego pożałowałem. We śnie wszystko było łatwiejsze. Mogłem uciec. Prawdziwe życie mnie przytłaczało. To jak napięty miałem terminarz, jak rzadko udawało mi się mieć chwilę dla rodziny, nie mówiąc już o czasie dla siebie. Przerażało mnie to jak popularny stał się zespół. Chciałem tego, ale.. Do pewnego momentu. Nigdy nie byłem przygotowany na to, że miliony ludzi na całym świecie będzie znało moje imię. Kochałem zespół… Czterech młodszych od siebie idiotów, fanów, to że mogłem robić to co najbardziej lubiłem… Ale chyba po prostu nie potrafię znieść tego w jakim stopniu zabrano mi moje życie. Czasem tęskniłem po prostu za swoimi znajomymi. Nie potrafiłbym zliczyć z iloma z nich straciłem kontakt przez karierę. Przetarłem dłońmi twarz, stwierdzając przy okazji, że już dawno temu powinienem się ogolić. Jakoś przestało mi zależeć na tym jak wyglądam. Nie pamiętam kiedy ostatni raz ścinałem włosy, które już poważnie zaczęły mi przeszkadzać, nie tylko w widzeniu, ale także w wielu innych czynnościach. Spojrzałem na zegar wiszący nad drzwiami. Za jakieś 5 minut Paul przyjdzie sprawdzić czy już się obudziłem. Dzisiaj o 10 mieliśmy wizytę w Ośrodku dla Osób Niepełnosprawnych, a wieczorem koncert. Miałem wrażenie, że od występowania na coraz większych stadionach rozwija się we mnie powoli agorafobia. Wiedziałem, że mam urojenia, bo po prostu nie potrafię sobie poradzić z tym wszystkim, ale łatwiej było myśleć, że to jakieś schorzenie w mózgu, a nie wina moja i mojej słabej psychiki. W końcu zebrałem się z łóżka i w tym samym momencie Paul przyszedł, żeby powiedzieć mi, że za 30 minut wychodzimy. Widziałem w  jego oczach, że się martwił. Widział co się ze mną dzieje, ale nie potrafił mi pomóc. Powiedziałem do niego coś zabawnego, żeby trochę go uspokoić. To niesamowite, że ten człowiek jest z nami już tak długo. Zżyliśmy się z nim jakby był częścią naszej 5-osobowej rodziny. Ubrałem szybko jakiś biały t-shirt, który podrzuciła mi wczoraj stylistka i zwykłe czarne spodnie. Poleciałem do Lou, żeby chociaż odrobinę poprawiła stan moich włosów, ale szczerze mówiąc mogła tego nie robić. Mi nie robiło to różnicy, ale musieliśmy dobrze wyglądać na zdjęciach z ośrodka. Brzydziłem się tym, że zarabiamy nawet na takich rzeczach. Oczywiście, że robimy coś dobrego, ale to nie było z czystości serc, to menadżerowie ustalali te spotkania w szpitalach i tak dalej, żeby zwiększyć naszą popularność. Dla nich liczyły się tylko zera na ich kontach. Nie widzieli w tym nic więcej, bo wiedzieli, że fundusze, które wpłacimy na takie miejsca, zwrócą się dwukrotnie. Jak dla mnie było to po prostu przykre, że ktoś może zarabiać na takich rzeczach. Chcąc czy nie chcąc, ja też należałem do tych ludzi.
                Wyjechaliśmy spod hotelu, robiąc sobie uprzednio kilka zdjęć z fanami, którzy czekali tam zapewne całą noc. Podczas podróży nie zwracałem uwagi na chłopaków. Wiedzieli, że coś się dzieje, ale domyślali się o co chodzi, więc zostawiali mnie w spokoju. Rozumieli mnie, mieli to samo i żadne z nas nie wiedziało jak poradzić sobie z przytłaczającą nas sławą, więc omijaliśmy ten temat szerokim łukiem. Dojechaliśmy na miejsce w jakieś 20 minut. Nawet tutaj było kilku fanów, chociaż zdecydowanie mniej, bo zapewne nie wszyscy zdążyli się dowiedzieć, że tutaj będziemy. Powtórka z historii, zdjęcia i autografy. Nic dziwnego, że kiedy weszliśmy do środka poczułem ulgę. Na początek trzymałem się planu, robiliśmy niespodziankę pacjentom, przytuliłem mnóstwo małych istotek, na widok których serce mi krwawiło. Świat jest niesprawiedliwy, jedni z nich byli niepełnosprawni przez wypadek, Ci byli szczególnie nieszczęśliwi, a niektórzy byli tacy od urodzenia. Im był trochę łatwiej, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Oni nie poznali życia w pełnej sprawności, więc nie mieli za czym tęsknić. Zaśpiewaliśmy kilka piosenek i dużo rozmawialiśmy z tymi ludźmi.
                W pewnym momencie usłyszałem dźwięk pianina dochodzący z bardzo daleka. Udawałem, że cały czas jestem tutaj z wszystkimi, ale moje myśli krążyły tylko wokół tej ledwo słyszalnej melodii. W końcu nie wytrzymałem i przeprosiłem wszystkich, dałem im jakąś marną wymówkę i pospiesznie opuściłem pokój wspólny, w którym się znajdowaliśmy. Na korytarzu melodia była nieco głośniejsza, ale wciąż bardzo cicha. W tak wielkim i starym gmachu jak ten, muzyka bardzo się rozpraszała, trudno było mi określić skąd dochodzi. W końcu zacząłem iść w jednym kierunku, z którego wydawało mi się, że pochodzi melodia. Musiałem wejść po schodach na drugie piętro i przejść spory kawałek, ale przynajmniej dźwięk był coraz głośniejszy. Oniemiałem. Umiejętności tego kogoś były naprawdę niesamowite, poczułem się jak kompletne beztalencie, a przecież nie słyszałem nawet wyraźnie jak ten ktoś grał. Większość drzwi tutaj była otwarta, więc mogłem zajrzeć do środka jednak w żadnym z nich nie znalazłem ani pianina, ani muzyka. Gdy chciałem się już poddać z myślą, że może ta melodia wydobywa się z radia albo innego podobnego urządzenia, zauważyłem uchylone drzwi na samym końcu korytarza. Różniły się one znacznie od pozostałych, były stare i obdrapane, a nawet trochę mniejsze. Gdy otworzyłem je szerzej, zaskrzypiały przeraźliwie jakby naśladując konającego człowieka. Skrzywiłem się nieznacznie i spojrzałem do góry, bowiem wewnątrz znajdowały się wąskie schody, które najpewniej prowadziły na strych albo inne podobne miejsce. Już wiedziałem, że nie było nawet najmniejszej szansy, żeby muzyka była nagrana. Dźwięki, które ktoś wydobywał z instrumentu były zbyt żywe, przesiąknięte emocjami, których nagranie by nie oddało. Powoli wszedłem do góry, rozglądając się po obszernym, zagraconym strychu kiedy tylko byłem na tyle wysoko, żeby coś zobaczyć. Tajemniczy muzyk siedział tyłem do mnie, przy starym pianinie, z ciemnego drewna, pełnym zadrapań i rys. Była to dziewczyna, której włosy w całości odgarnięte do tyłu spoczywały na jej plecach. Wydawała się być bardzo spokojna co silnie kontrastowało z dźwiękami, które wydobywały się z pianina. Przez chwilę po prostu stałem tam oczarowany, obserwując jej wyprostowane plecy i słuchając jak grała. Nie wyglądała na pacjentkę. A przynajmniej nie od tyłu. Była ubrana inaczej niż reszta. Zupełnie zwyczajnie, w całości na czarno, ale nie w piżamę czy miękki dres jak inni. Nagle przestała i wydawało mi się, że westchnęła.
                - Nie musisz się czaić. Wiem, że tam jesteś. Czy to Ty Ratt? - usłyszałem, że mówi i poczułem, że cały się napinam. To głupie. Nie powinienem się tak przejmować, że zostałem przyłapany na podglądaniu jej, a jednak czułem, że naruszyłem jej prywatność.
                - Przepraszam ja… Jestem Louis, usłyszałem, że ktoś gra i poszedłem za dźwiękiem no i… Przepraszam, powinienem dać Ci znać o swojej obecności - urwałem czując się w pewien dziwny sposób zawstydzony. - Nie będę Ci więcej przeszkadzać.
                - Możesz zostać. Poza tym wiedziałam od samego początku, że tu jesteś, nie mógłbyś mnie przestraszyć. Jesteś nowym pacjentem? Nie znam nikogo o imieniu Louis w Ośrodku - powiedziała. Zastanawiało mnie to dlaczego nawet na mnie nie spojrzała. Może nie chciało jej się nawet tracić na mnie czasu. Albo… Momentalnie zrobiło mi się głupio. Może dziewczyna została oszpecona w wypadku i wstydziła się mi pokazać, a ja od razu założyłem, że była zbyt wyniosła by się obrócić w moim kierunku.
                - Nie jestem pacjentem, odwiedzałem…kogoś. - Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie potrafiłem jej powiedzieć, że odwiedzałem wszystkich pacjentów razem ze swoim zespołem. Na razie chyba nie wiedziała kim jestem i coś mi odbiło, żeby utrzymywać ten stan. - Masz wielki talent, długo grasz?
                - Całe życie. W muzyce piękne jest to, że wszyscy nie mogą jej zobaczyć ani dotknąć, a jednak ona istnieje. Grałeś kiedyś? Może chcesz spróbować? - spytała i przesunęła się na jedną stronę drewnianej ławeczki, na której siedziała, robiąc dla mnie miejsce. Było mi głupio odmówić, więc wszedłem na samą górę i poszedłem w jej kierunku. - Uważaj przy 10 kroku, chociaż wnioskuje pod częstotliwości Twoich kroków, że masz dłuższe nogi, więc zapewne dziura w podłodze jest tuż przy Twojej stopie.
                Spojrzałem w dół i aż przeszedł mnie zimny dreszcz. Kilka centymetrów przed moją lewą stopą znajdowała się nieduża dziura w drewnianej podłodze, w którą idealnie zmieściłaby się moja noga, gdyby dziewczyna mnie nie ostrzegła. Poczułem się trochę niepewnie. Skąd wiedziała takie rzeczy? Poza tym nawet na mnie nie spojrzała, skąd mogła wiedzieć czy mam dłuższe nogi od niej? Głupio było mi przyznać, że trochę mnie to przestraszyło. Właściwie odkąd usłyszałem melodię, którą grała wszystko stało się nieco nierzeczywiste. Ominąłem dziurę i podszedłem na tyle blisko, że mogłem zobaczyć jej profil. Zdecydowanie nie była oszpecona. Nie miała na sobie grama makijażu, a jednak właśnie w takim wydaniu całkowicie zaślepiła mi wszystko dookoła. Przełknąłem ślinę i ociągając się usiadłem obok niej. Cały czas na nią patrzyłem, ale ona miała wzrok utkwiony w jednym punkcie. Jakby…jakby nie widziała nic dookoła.
                - Potrafisz coś zagrać? - spytała delikatnie się uśmiechając. Pokiwałem odruchowo głową. Ale ona nie zareagowała. Zalała mnie fala współczucia. Zrozumiałem. W końcu zrozumiałem. Była niewidoma.
                - T-tak, potrafię. Chcesz, żebym teraz zagrał? - Tym razem to dziewczyna pokiwała głową.
                Położyłem dłonie na klawiszach, niemal z czcią. Jak to możliwe, że ona… Dźwięki, które wydobywały się z instrumentu kiedy grała były niesamowite. Nie wątpiłem, że to jej zasługa, a nie dobrze nastrojonego pianina. To było niesamowite. Zacząłem grać jedną ze swoich ulubionych piosenek, której grę opanowałem w swoim przekonaniu niemal do perfekcji. Omal nie przestałem grać z wrażenia kiedy dziewczyna przyłączyła się do mnie i zaczęła grać melodię idealnie wkomponowującą się w to co grałem. Jej palce poruszały się zwinnie po klawiszach, znała położenie i dźwięk każdego z nich na pamięć. W mojej głowie pojawiło się tyle pytań. Jak straciła wzrok? Jak udało jej się nauczyć tego wszystkiego? Jak…jak potrafi wytrzymać nie widząc jak wschodzi słońce, twarzy swojej rodziny, przyjaciół…nawet swojej własnej!  Zacisnąłem zęby, bo czułem, że jeszcze chwila, a łzy niewątpliwie pojawią się w moich oczach. Natychmiast przestałem grać i przeczesałem palcami swoje włosy, ciągnąc lekko za ich końce.
                - Coś się stało? - spytała z troską. - Zapomniałeś jak to dalej szło? Mogę Ci pokazać… - Na oślep przesunęła swoją ręką w prawo aż natrafiła na moją dłoń położoną na kolanie. Odskoczyłem gwałtownie i wstałem jak rażony piorunem. - Przepraszam.
                - Nie to ja przepraszam, nie powinienem w ogóle… Ja… Przepraszam - bąknąłem i uciekłem stamtąd dostając jeszcze jedno ostrzeżenie przed dziurą w podłodze. Zbiegłem po schodach i biegłem dopóki nie znalazłem się z powrotem przed pokojem wspólnym. Zachowałem się jak idiota. Zsunąłem się po ścianie w dół. Dlaczego ona cały czas się uśmiechała? Ja na jej miejscu byłbym zrozpaczony. Nie potrafiłbym tego wszystkiego zaakceptować, nigdy bym się z tym nie pogodził. Musiała być milion razy silniejsza ode mnie. Ukryłem głowę między kolanami. Dlaczego uciekłem? Czemu jestem takim cholernym tchórzem? Potraktowałem ją okropnie. Mogła to odebrać na różny sposób. Mogła pomyśleć nawet, że się jej brzydzę! Jestem okropnym człowiekiem. Czemu to na mnie tak bardzo zadziałało? Dlaczego zachowałem się jak niedojrzały dzieciak, a ją potraktowałem jak trędowatą? Zaśmiałem się ponuro. A jeszcze rano moje problemy wydawały mi się takie niemożliwe do pokonania! Bo co, bo ludzie kochali moją muzykę i chcieli mi to okazać swoim zainteresowaniem? Ona była ślepa. Ale to ja byłem głupi.
________________________________________________________________

Kolejny partowiec przed nami, mam nadzieje, że spodoba się Wam równie mocno jak poprzednie. Nie obiecuję, że wszystko będzie pojawiać się szybko i regularnie, ale obiecuję, że dołożę wszystkie swoje starania, żeby tak było. Pamiętajcie, że to Wy karmicie moją wenę, to dzięki Wam chce mi się pisać i każdy Wasz komentarz to dla mnie zastrzyk energii i chęci. Chciałabym Wam jeszcze podziękować za to, że jesteście, bo jesteście najlepszymi czytelnikami na świecie. A ja przepraszam, że jestem taka beznadziejna i nie potrafię się wyrobić i wstawiać na wszystkie 3 blogi regularnie nowe części. Nie dziwie się, że wyświetlenia mi spadają, ale nie użalam się nad sobą z tego powodu. Wiem, że cześć z Was i tak zostanie tu przy mnie i za to tak bardzo Was kocham ;**** A poza tym... DZIĘKUJE ZA PONAD 180 TYS. WYŚWIELEŃ FJDFJDFJFDNFKDNFN <33333

środa, 11 czerwca 2014

Imagine 45 #zamówienie specjalne

Zamówienie dla mojej kochanej przyjaciółki Karoliny, która ma bzika na punkcie bitej śmietany. Albo raczej ludzi w bitej śmietanie. Z truskawkami. Mam nadzieje, że Tobie i czytelnikom się spodoba ;**

Imagine z... Ashton Irwin


                Znów to dziwne uczucie. Czułam się osaczona i obserwowana co było nienormalne zważywszy na to, że stałam tu zupełnie sama. Za każdym razem kiedy się obracałam albo rozglądałam z sercem wyrywającym się z piersi, za mną widziałam jedynie pusty, skąpany w ciemnościach korytarz. To tylko złudzenie. Mam paranoje, bo naoglądałam się za dużo horrorów. Jestem tu przecież całkowicie bezpieczna. A mój chłopak tylko próbuje wyciągnąć ze szkolnego sejfu swój telefon, bo potrzebuje adres, który jest zapisany w notatkach. Nie powinnam była tu z nim przychodzić. Wiem, że Ashton naprawdę bardzo potrzebuje ten durny adres, ale mogłam się w to nie mieszać. Z resztą chłopak zabronił mi tu z nim przychodzić. To ja muszę być tak koszmarnie uparta i całkowicie ignorować czyjeś ostrzeżenia. Następnym razem, gdy ktoś mi zabroni gdzieś iść to po prostu go posłucham.
                Znowu. Znowu to samo uczucie. Po karku przeszedł mi dreszcz. Błagam Ashton, pospiesz się, bo zwariuje i ucieknę stąd z krzykiem. Ta cisza mnie dobijała. Wolałabym słyszeć chociaż głupie tykanie zegara. Nagle usłyszałam kroki. Zmieniam zdanie. Cisza była prawdziwym błogosławieństwem. Obróciłam się gwałtownie ledwo powstrzymując chęć ucieczki. Pusto. Objęłam swoje ramiona i błagałam w myślach, żeby Ashton się pospieszył. Nawet nie chciałam wiedzieć jakie czekałyby na nas konsekwencje, gdyby ktoś nas złapał. Może mi się tylko wydawało. Kto oprócz nas miałby tutaj być o 1 w nocy? Może ktoś zostawił otwarte okno w którejś z klas? I to ono wydało taki dźwięk. Albo... Pisnęłam gwałtownie, gdy czyjeś ramiona owinęły się wokół mojego ciała, a jego dłoń zasłoniła moje usta. Próbowałam się wyrwać, ale ten ktoś był zbyt silny.
                - Przepraszam bardzo... - usłyszałam szept przy swoim uchu. Zacisnęłam powieki marząc o tym, żeby to był jakiś koszmar z którego zaraz się obudzę. - Czy wiesz kto będzie za sekundę najszczęśliwszą osobą na ziemi? - Zostałam obrócona w ułamek sekundy i spojrzałam w górę trzęsąc się ze strachu. Wystarczyło jedno spojrzenie na twarz oprawcy, żebym poczuła jednocześnie niewyobrażalną ulgę i złość.
                - Ashton debilu! - Próbowałam się wyrwać chłopakowi wściekła na niego, że przestraszył mnie na śmierć. Chłopak roześmiał się cicho i pochylił się, żeby mnie pocałować. Odwróciłam głowę w ostatniej chwili i jego usta dotknęły jedynie mojego policzka.
                - Heeej, nie obrażaj się na mnie, to był tylko żart - powiedział cicho próbując skierować moje spojrzenie na niego chwytając moją brodę. Zamiast mu ulec jak zawsze kolejny raz próbowałam się wyrwać, ale był za silny. - (t.i.) przepraszam okej? Nie wiedziałem, że aż tak się przestraszysz... - mruknął ze skruchą.
                - Puść mnie - burknęłam tylko. Serce wciąż waliło mi w piersi jak szalone i nie potrafiłam się uspokoić. To nie było ani trochę śmieszne. Byłam naprawdę przerażona, w głowie miałam już scenariusze seryjnego mordercy, który poderżnie mi gardło. Ashton chyba w końcu zrozumiał, że jeśli mnie nie puści to zacznę wrzeszczeć i opuścił swoje ramiona, a ja natychmiast odskoczyłam od niego i zaczęłam iść w kierunku dodatkowego wyjścia dla sprzątaczek, którym wcześniej tu weszliśmy.
                - (t.i.)! - zawołał cicho Ashton. Wzdrygnęłam się tylko i przyśpieszyłam chociaż wiedziałam, że zachowuje się dziecinnie. Usłyszałam, że chłopak za mną biegnie i wyprzedza mnie, żeby zagrodzić mi drogę. Próbowałam go wyminąć, ale nie dawał mi na to szansy. W końcu stanęłam z rękoma skrzyżowanymi na żebrach i próbowałam nie rzucić się na niego z pazurami.
                - Błagam nie gniewaj się już na mnie, nie wiedziałem, że tak bardzo Cię to przestraszy, jestem idiotą - powiedział próbując mnie dotknąć. Odsunęłam się i zacisnęłam zęby. Łzy zbierały mi się w oczach; chyba nigdy nic mnie tak bardzo nie przestraszyło. Jestem tylko dziewczyną, ciemna nic w szkole wystarczy, żeby moja wyobraźnia zaczęła pracować na najwyższych obrotach, a Ashton i jego głupie pomysły jeszcze tylko pogorszyły sprawę. W końcu za którymś razem przestałam opierać się chłopakowi i pozwoliłam, żeby mnie przytulił. Objął mnie ściśle swoimi ramionami, a ja wtuliłam się w jego pierś wdychając jego znajomy zapach. - Przepraszam kochanie, jestem idiotą i kretynem.
                - Jesteś - mruknęłam w jego koszulkę przez którą czułam ciepło promieniujące od jego ciała.
                - Wybaczysz mi? - powiedział cichutko głaszcząc mnie po plecach. Wtuliłam się w niego mocniej, żeby całkowicie się uspokoić.
                - Jeśli zabierzesz mnie stąd w końcu. Chcę do domu - szepnęłam. - Masz ten adres?
                - Mam, dziękuje że tu ze mną przyszłaś, bez Ciebie bym się chyba nie odważył, a naprawdę potrzebuje tego adresu, bo... - zaczął, a w jego głosie było słychać ulgę.
                - Wiem Ash, musisz wysłać ten głupi list. Następnym razem nie daj się złapać na lekcji, że do kogoś piszesz, wiedząc, że Twoja mama prędzej Cię wydziedziczy niż będzie latać do szkoły po Twój telefon - mruknęłam i chwilę później poczułam jak klatka piersiowa chłopaka wibruje od jego śmiechu.
                - Będę o tym pamiętał, ale wiesz, odpisywałem na Twojego smsa, wiec jesteś tak jakby współwinna. - Nawet nie musiałam patrzeć na jego twarz, żeby wiedzieć, że ma na twarzy wredny uśmieszek.
                - Nie zapominaj, że dalej jestem na Ciebie wkurzona - powiedziałam podnosząc głowę i mrużąc oczy, gdy na niego spojrzałam. Chłopak uśmiechnął się tym swoim kochanym uśmiechem, w którym dawno temu się zakochałam i dźgnął mnie swoim nosem w mój własny. - Chodźmy już stąd, chce spędzić tą noc we własnym łóżku.
                - Możesz w moim jak chcesz - powiedział niewinnym głosem, biorąc mnie za rękę i prowadząc do wyjścia. Jak dobrze, że w naszej szkole nie ma kamer. Inaczej bylibyśmy skończeni. Przewróciłam oczami na słowa Ashtona i wyszłam razem z nim na zewnątrz po tym jak chłopak otworzył drzwi dorobionym nie wiadomo skąd i jak kluczem. Byłam zmęczona i marzyłam tylko o tym, żeby dostać się do swojego łóżka i nie być przyłapaną przez rodziców. Wtedy zasnę spokojnie.
***
                Następnego dnia w szkole miałam urojone wrażenie, że wszyscy wiedzą, że wczoraj się tu włamaliśmy i nie potrafiłam spojrzeć dyrektorce w oczy kiedy mówiłam jej 'dzień dobry'. Ashton od rana się nie odzywał i nie było go w szkole, więc z jednej strony strasznie się martwiłam, a z drugiej miałam wrażenie, że zaspał jak zawsze i jeszcze śpi, mimo że jest już po drugiej lekcji. Pojawił się dopiero w połowie czwartej lekcji z włosami przygładzonymi z jednej strony, a rozczochranymi z drugiej po czym poznałam, na którym boku dzisiaj spał. Miał bardzo rozkojarzony wyraz twarzy i prawie wpadł na biurko nauczyciela idąc do naszej ławki, ale w ostatniej chwili zdał sobie sprawę z tego, że powinien skręcić. Kocham go, ale czasami naprawdę mam wrażenie, że ten chłopak ma swój własny świat. Gdy siadał próbował się nawet do mnie uśmiechnąć, ale wyszedł mu z tego bardziej zaspany grymas. Splotłam swoją dłoń z jego pod ławką i patrzyłam na niego podziwiając jak słońce odbija się w jego włosach.
                - Gapisz się na mnie - powiedział chłopak ściskając moją dłoń, a ja nawet nie odwróciłam wzroku tylko dalej na niego patrzyłam.
                - Wiem. Podziwiam swojego chłopaka - odparłam wywołując na jego twarzy rozkoszny uśmieszek.
                - Wybaczyłaś mi już to wczorajsze? - spytał, a w jego głosie pobrzmiewało poczucie winy.
                - Tak, ale nie rób mi czegoś takiego już nigdy. To nie było zabawne - mruknęłam, chcąc cofnąć rękę, ale chłopak zatrzymał ją i splótł swoje palce z moimi.
                - Kocham Cię wiesz? - szepnął. Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową. Chłopak puścił mi oczko i odwrócił się w stronę okna. Przez moment wydawało mi się, że w jego oczach błysnęło zmartwienie i niepokój. Zrobił się jakiś nerwowy i chwilę później rozplótł nasze dłonie. Nie miałam szansy, żeby zapytać go o co chodzi, bo nauczyciel kazał wszystkim być cicho. Zmarszczyłam brwi i skupiłam całą swoją uwagę na chłopaku, ale on zdawał się mnie ignorować. Właściwie nie ignorować, był tak bardzo zamyślony, że po prostu nie zauważył mojego spojrzenia. Kiedy zadzwonił dzwonek pierwsze co zrobiłam to spakowałam swoją torebkę i chwyciłam chłopaka za rękę, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.
                - Ashton, wszystko w porządku? - spytałam zmartwiona. Chłopak kiwnął głową, żebyśmy wyszli na zewnątrz. Kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, szliśmy tak długo dopóki nie znaleźliśmy się w odosobnieniu co nie było łatwe podczas przerwy. - Ashton co się dzieje?
                - Muszę jeszcze raz sprawdzić coś na telefonie - powiedział poważnym głosem. Uniosłam brwi do góry. - Potrzebuje jeszcze jednej informacji, wczoraj o tym zapomniałem. Musze się skontaktować z wujkiem… Kiedy w końcu zdobyłem jego adres po tym jak mama tak długo go ukrywała nie mogę czekać. Potrzebuje jeszcze tylko nazwę ośrodka, w którym go umieścili. Wczoraj do późna szukałem tego miejsca w internecie, ale ten adres jest bardzo okrojony, bez nazwy nic nie zdziałam. Po tym jak pokłócili się jak jeszcze byłem mały nie miałem już nim kontaktu. A to że jest chory jeszcze bardziej sprawia, że chce się z nim jakoś skontaktować. Dlatego chce się włamać jeszcze raz.
                - Ashton to głupie, już za pierwszym razem mogli nas złapać, nie możemy się tak narażać! - powiedziałam kładąc mu rękę na ramieniu. W jego znaczącym spojrzeniu zobaczyłam, że wcale nie zamierzał tym razem brać mnie ze sobą. - Zwariowałeś! Nie możesz tam iść drugi raz i to sam! Musisz przekonać jakoś swoją mamę, żeby odebrała ten telefon! Może raz się udało, ale następnym razem ktoś na pewno Cie złapię! Nie możesz tak ryzykować…
                - Muszę! Nie wiem w jakim stanie jest wujek, znalazłem tylko jego stary list do mamy, w którym napisał, że jest chory, może już nawet nie żyje, nie wiem! Dlatego chce się dowiedzieć, to moja rodzina, to on zaraził mnie miłością do perkusji… Nie mogę tak tego zostawić. Gdyby tylko mama nie wyrzuciła tego listu… Przepraszam (t.i.), ale i tak to zrobię.
                - Czyli nie obchodzi Cię to, że to niebezpieczne i że proszę Cię o to, żebyś tego nie robił? Błagam Ashton, to było szalone za pierwszym razem, teraz to jest po prostu nieodpowiedzialne, niebezpieczne i możesz sobie tym zniszczyć życie! Nie będę spokojnie patrzeć na to jak igrasz z losem! - Podniosłam głos. Niemożliwe, nie wierze, że on naprawdę chce to zrobić. Rozumiem jego sytuację, ale nie może poświęcać wszystkiego dla wujka.
                - Przepraszam, ale tym razem Twoje zdanie nie ma dla mnie znaczenia. I tak to zrobię. Zrozumiałabyś jakbyś…
                - Rozumiem Ashton! Rozumiem to wszystko, ale dlaczego nie możesz poczekać?! To się źle skończy… Jeśli Cie złapią to nie będą ich interesować wyjaśnienia, będziesz uznany za zwykłego włamywacza i zapewne złodzieja albo wandala. Takie rzeczy kończą się w sądzie! Nie pozwolę Ci zrobić czegoś tak głupiego! - Przy ostatnim zdaniu już krzyczałam. Ashton odwrócił wzrok. Miałam wrażenie, że nic z tego co do niego mówię do niego nie dociera.
                - Nie zmienię zdania. Zrobię to dzisiaj w nocy, przepraszam, ale nic nie przekona mnie do zmiany zdania - powiedział twardo.
                - Nawet ja? - spytałam łamiącym się głosem. Chłopak zacisnął zęby i przez chwilę milczał. Cały ten czas miałam nadzieję, że to przemyśli, że zmieni zdanie. Ale się myliłam.
                - Nawet Ty.
***
                Jedyne o czym potrafiłam myśleć to to, że Ashton jest zapewne teraz w szkole. Było po 1 w nocy. Nie mogłam zmrużyć oka, bo byłam zbyt roztrzęsiona. Chciało mi się płakać, nie tylko dlatego, że najwyraźniej nie jestem dla niego zbyt ważna, żeby zrezygnował z czegoś dla mnie, ale również dlatego, że tak bardzo się o niego bałam. A co jeśli tym razem ktoś go zauważy i zadzwoni na policję? To była szkoła, obok było mnóstwo budynków, każdy mógł go zauważyć, nieważne że wchodził tylnymi drzwiami dla personelu. Zwinęłam się w kłębek na swoim łóżku i wtuliłam się w poduszkę. Dlaczego mnie nie posłuchał? Czemu nie mógł poczekać? Jego mama w końcu poszłaby po ten telefon, może zajęłoby to kilka tygodni, ale w końcu by to zrobiła. Jeśli go złapią to sobie tego nie wybaczę. Może był jakiś sposób, żeby go od tego odwieść. A może po prostu nie zależy mu na mnie na tyle, żeby czegoś nie robić, bo ja go o to proszę. Proszę? Praktycznie go błagałam, żeby tego nie robił! Czemu nie mógł mnie po prostu posłuchać? Przewróciłam się na drugi bok i wytarłam łzy, które spływały po moich policzkach. Nawet jeśli nikt go na szczęście nie złapie to jak ja mu jutro spojrzę w oczy? Nie będę potrafiła udawać, że nic się nie stało. Ja zrobiłabym dla niego wszystko. Bo go kocham i potrafiłabym odmówić sobie każdej rzeczy jeśliby mnie o to poprosił. Pewnie jestem po prostu naiwna.
                Rano miałam nadzieje, że dostane jakąś wiadomość od Ashtona, ale po chwili skarciłam się za głupotę, przecież jego telefon był w sejfie. Więc jeśli coś się stało to nawet się nie dowiem. Ta świadomość była okropna. Marzyłam o tym, że chłopak przyjdzie do mnie i powie, że wszystko poszło dobrze, a ja wtedy nawrzeszczę na niego przez godzinę, ale później wszystko będzie dobrze. Po prostu potrzebowałam wiedzieć, że z Ashtonem wszystko w porządku. Bałam się do niego pójść. Bałam się odpowiedzi. I tego czy coś się między nami zmieniło. To co wczoraj powiedział… ‘Nawet Ty’. To tak cholernie bolało. Że nie byłam w stanie odwieść go do tego głupiego pomysłu.
                O 18 dostałam nagle wiadomość z nieznanego numeru. Jej treść sprawiła, że moje serce zabiło szybciej. To był Ashton. Chciał się ze mną spotkać u siebie. Ubrałam się szybciej niż kiedykolwiek i wybiegłam z domu zanim rodzice zdążyliby chociaż zapytać gdzie idę. Dotarłam do niego chyba o połowę czasu szybciej niż normalnie. Chciałam zapukać kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że drzwi nie są zamknięte. Popchnęłam je lekko, a one wydały przy tym cichy, skrzypiący jęk, który świadczył o tym, że ktoś powinien już dawno coś z nimi zrobić. Pierwsze co wydało mi się dziwne to zapach kwiatów, który uderzył we mnie, gdy tylko weszłam do środka. Zamknęłam drzwi i przyjrzałam się dokładnie mieszkaniu Ashtona, które wyglądało tak samo z jedną małą różnicą. Cała podłoga usłana była różowymi różami i białymi kwiatami, których nazwy nie znałam, które tworzyły swego rodzaju dróżkę. Serce zaczęło mi szybciej bić  nie odważyłam się odezwać. Powoli przeszłam kilka kroków cieniutkim paskiem po środku, który był wolny od kwiatów. Ręce zaczęły mi drżeć z nerwów. Kwiaty kończyły się przy drzwiach do pokoju Ashtona. Widziałam z daleka, że są otwarte. Na trzęsących się nogach przeszłam ostatnie metry i zajrzałam do pokoju. Ashton siedział zdenerwowany na łóżku i kiedy tylko mnie zobaczył wstał tak gwałtownie, że omal się nie zachwiał. Sięgnął ręką do karku co robił tylko kiedy czymś się bardzo denerwował. Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego wyczekująco. Nie przyzwyczaił mnie do takich gestów i nie wiedziałam czego mam się spodziewać.
                - Hej - wydukał w końcu. Skrzyżowałam ręce pod biustem i spojrzałam na niego wyczekująco. Chłopak zdawał się zrobić jeszcze bardziej nerwowy. - Ja… Chciałem… Cholera. - Sięgnął ręką do włosów i potargał je lekko jakby to miało mu pomóc w zebraniu myśli. W końcu zbliżył się do mnie na tyle, że musiałam podnieść głowę do góry, żeby móc mu spojrzeć w oczy. - Nie zrobiłem tego. Nie potrafiłem po tym co mi powiedziałaś. Zachowałem się jak kretyn. Miałaś rację, robienie tego w pojedynkę po raz drugi byłoby nieodpowiedzialne i głupie. Powinienem był od razu Cię posłuchać. Chciałem zrobić coś romantycznego, ale nie znam się na tym, więc wykupiłem pół kwiaciarni, a później odwaliło mi jeszcze bardziej i zrobiłem…to. Jestem beznadziejny w takich sprawach - powiedział po chwili zakrywając dłonią oczy. Chwyciłam jego rękę i odsunęłam z twarzy. Stanęłam na palcach i objęłam go za szyję.
                - Najważniejsze, że wszystko jest w porządku. A to co zrobiłeś jest słodkie, romantyczne i… I kocham Cię - dokończyłam. Byłam tak szczęśliwa, że wszystko skończyło się dobrze, że nie potrafiłam nawet porządnie się wysłowić.
                - Wujek poczeka. Jeśli pisane jest mi jeszcze kiedykolwiek się z nim skontaktować i go zobaczyć to tak się stanie. Będę musiał poczekać. Najważniejsze, że nie zniszczyłem tego co jest między nami z własnej głupoty - odparł mocno mnie do siebie przytulając. - Kocham Cię. Jesteś moim słońcem. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił. Przepraszam, że Cię tak potraktowałem. Wybaczysz mi? - szepnął.
                - Tobie jestem w stanie wybaczyć wszystko Ash.

___________________________________________________________________

Mam nadzieje, że podobał się Wam imaginek :)) Przepraszam po raz 737843784 za to, że tak rzadko coś wstawiam, ale mam nadzieje, że długość dwóch ostatnich imaginów chociaż trochę Wam to wynagradza... Byle do wakacji xD Życzcie mi powodzenia, bo składam podanie o odwołanie się od oceny u najgorszej żylety w całej szkole, która mnie nie lubi... Boje się jak cholera, bo to w dodatku matematyka, ale mam nadzieje, że Wasze wsparcie jakoś doda mi siły...

czwartek, 5 czerwca 2014

Imagine 44 Niall

Imagine urodzinowy dla anonimka, który mnie o to poprosił, wszystkiego najlepszego słońce ;* Mam nadzieję, że spodoba Ci się ten imagine i wybaczysz mi, że jest taki długi ;p

                Nie potrafię podjąć decyzji. Kiedyś myślałam, że coś takiego jest niemożliwe. A przynajmniej, że mi coś takiego się nie przydarzy. Od dziecka wyobrażałam sobie, że znajdę kogoś kogo będę kochać, a on będzie kochał mnie, że będę dla niego najważniejsza i spędzę z nim całe swoje życie. Do głowy by mi nie przyszło, że znajde się w takiej sytuacji. Czy to źle o mnie świadczy? Może coś jest ze mną nie tak? Bo w końcu znalazłam tego jedynego. A nawet dwóch. I w tym tkwił problem. Bo każdy z nich był wyjątkowy i ważny dla mnie. I jakimś cudem kochałam ich obu. Tylko że jeden nawet o tym nie wiedział. To powinno ułatwiać sprawę, prawda? To że mój najlepszy przyjaciel nie wiedział, że jestem w nim zabójczo zakochana od zawsze. Dzięki temu mogłam być w stałym i cholernie udanym związku z Jamesem, chłopakiem, którego poznałam rok temu i niemal natychmiast staliśmy się parą. Było nam ze sobą dobrze, uzupełnialiśmy się na wszystkie możliwe sposoby. I nigdy się nie kłóciliśmy. Jednak jak mam wytłumaczyć to, że kiedy jestem z nim myślę o Niallu? A kiedy jestem z Niallem myślę o Jamesie. Unieszczęśliwiam siebie z każdym dniem, coraz bardziej plącząc się we własnych uczuciach. Nigdy nie rozumiałam dziewczyn, które nie potrafiły wybrać między dwoma chłopakami. Cóż… Teraz byłam jedną z nich. I za cholerę nie wiedziałam co mam zrobić.
                Pobudka była dzisiaj wyjątkowa brutalna. Nie każdy lubi budzić się na krawędzi łóżka i przez jeden głupi ruch spaść na zimną, twardą podłogę. Od jakiegoś czasu za każdym razem kiedy działo mi się coś takiego, wmawiałam sobie, że mi się należy. Kto oszukuje dwie najważniejsze dla siebie osoby? Przy Jamesie udaje, że jest moją pierwszą i jedyną miłością, a przy Niallu udaje, że jest dla mnie tylko przyjacielem. Stałam się mistrzynią w okłamywaniu swoich bliskich. I siebie. Doszłam już do tego momentu, że sama wmawiałam sobie coś co było nieprawdziwe. Udawałam, że wcale nie kocham się we własnym przyjacielu i jestem w szczęśliwym, szczerym związku. Jestem psychiczna. Może powinnam zostać na tej podłodze, umrzeć z zimna i głodu piękną poetycką śmiercią… Jasne, chciałoby się. Jak teraz nie wstanę to spóźnie się do szkoły. A wtedy nie zobaczę dzisiaj Nialla. To ostatnie przeważyło szalę. Podniosłam się i poszłam się wyszykować do łazienki. Po drodze prawie wrąbałam w ścianę, ale w sumie z rana wyglądałam tak, że zmiażdżony nos nie zrobiłby różnicy. No prawie. Nie siedziałam długo w łazience, bo nie miałam dzisiaj humoru, żeby się stroić. Z resztą ludzie powinni lubić człowieka za charakter i zachowanie, nie za to czy nałoży 30 warstw błyszczyku. A przynajmniej tak właśnie powinno być. Wyszłam do szkoły na styk, więc musiałam iść bardzo szybko, żeby mieć pewność, że zdążę. Niall jak zawsze czekał na mnie przed szkołą i bawił się zamkiem w pokrowcu na swoją gitarę. Jeszcze do niedawna normalnym było to, że grał dla mnie i śpiewał piosenki, które sam napisał. Po prostu dzielił się ze mną swoją pasją. To że od jakiegoś czasu przestał to robić nie tylko mnie gryzło, ale również w pewien sposób martwiło. Dalej grywał na akademiach czy wśród swoich innych przyjaciół. Ale przestał robić to dla mnie. I ta część mnie, która go kochała była tym załamana. Bo cholernie lubiłam słuchać jak śpiewał. Teraz słyszałam jego głos podczas śpiewania tak rzadko, że czasami bałam się, że zapomnę dźwięk jego wyjątkowej barwy głosu. Ale musiałam pamiętać, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie mam prawa wymagać od niego śpiewania dla mnie. Chociaż tęskniłam za tym bardziej niż kiedykolwiek mogłabym przyznać. Chłopak uśmiechnął się do mnie, gdy tylko mnie zobaczył. Nasze powitanie też nie było zbyt wylewne. Nawet nie wiem kiedy to wszystko odeszło. Te drobne gesty, które były kiedyś nieodłączną częścią naszej przyjaźni. Wszyscy brali nas za parę, bo Niall przytulał mnie bez powodu, a czasami nawet trzymał za rękę. I wtedy to było normalne. Ostatni raz Niall przytulił mnie chyba podczas walentynek w szkole. I zaraz po tym odsunął się z dziwną miną i zaciśniętą szczęką. Udawał, że wszystko jest w porządku, ale nie byłam głupia. Do tej pory mnie to dręczyło. Co się między nami zmieniło? Czy to przez Jamesa? Niemożliwe, James lubił Nialla, nigdy nie był o niego zazdrosny i wiedziałam, że w pełni akceptuje moją przyjaźń z nim. Niall też sprawiał wrażenie, że nie ma nic do Jamesa. Więc nie mogło chodzić o to. Być może przeoczyłam coś oczywistego, ale nie wiedziałam skąd ta zmiana. W każdym razie wolałabym, żeby nigdy nie zaszła. Bo mam wrażenie, że Niall się ode mnie odsuwa. A nie chciałam stracić najlepszego przyjaciela. Bo to najgorsze co może człowieka spotkać.
                Lekcje minęły mi tak szybko, że nawet nie zauważyłam, a już żegnałam się z Niallem pod szkołą. Dzisiaj był wyjątkowo nieobecny. Miałam wrażenie, że kiedy rozmawiamy, myślami jest zupełnie gdzie indziej. Lubiłam na niego patrzeć kiedy miał rozmarzoną minę, ale nie kiedy wyglądał na czymś sfrustrowanego. A gdy go o to spytałam, powiedział, że wszystko jest w porządku i mi się wydaje. Ale znałam go jednak nie od wczoraj tylko większą część życia, wiedziałam kiedy coś było nie tak. Kolejny dowód, że chłopak się ode mnie odsuwa. Wróciłam do domu jakieś pół godziny przed spotkaniem z Jamesem. Mieliśmy dzisiaj iść do niego i oglądać filmy. Cieszyłam się, że go zobaczę, ale nie potrafiłam przestać myśleć o Niallu. Martwiłam się tym co się działo z nim, z nami. Chciałam mojego przyjaciela z powrotem. Może przesadzałam, ale naprawdę miałam wrażenie, że wszystko się zmieniło. Dobrze, że spędzę dzisiaj trochę czasu z Jamesem. Może uda mi się chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
                Czekałam pod swoim domem aż James przyjedzie. Czas niewyobrażalnie mi się dłużył, mimo że chłopak spóźniał się dopiero zaledwie 2 minuty. Chyba po prostu nie mogłam się doczekać aż go zobaczę. Jego granatowy samochód pojawił się tuz przede mną po minucie. Wsiadłam do auta z rosnącym podekscytowaniem. Kiedy tylko zobaczyłam jego niesamowity uśmiech i kochające oczy, poczułam się sto razy lepiej.
                - Hej - powiedział pochylając się i całując mnie delikatnie w usta. Odwzajemniłam pocałunek, czując jak moje serce pęcznieje. Tak bardzo go kochałam. Był dla mnie idealny pod każdym względem. Nie chodzi o to, że nie miał wad, miał jak każdy człowiek, ale dla mnie te drobnostki nie miały znaczenia, kochałam go przez nie jeszcze bardziej.
                - Hej. - Uśmiechnęłam się do niego. Chłopak ruszył i po chwili jechaliśmy główną drogą w kierunku jego domu. - Wybrałeś filmy?
                - Tak, same głupie i nie mające najmniejszego sensu - wyszczerzył się. Przewróciłam oczami. – No proszę, jest koniec roku szkolnego, nauczyciele tak nas gonią ze sprawdzianami i powtórkami, że można zwariować. Musimy się jakoś odstresować. - Mrugnął do mnie.
                Lubiłam w nim to, że mimo że byliśmy już ze sobą tak długo to nic się miedzy nami nie zmieniło. James dalej ze mną flirtował i zachowywał się jakby musiał walczyć o moje względy chociaż już dawno pokonał wszelką konkurencję. No prawie. Z wyjątkiem jednego chłopaka. Skarciłam się w duchu. Miałam o nim nie myśleć tak? To czemu w jedną sekundę moją głowę wypełni jego śmiech i wszystkie te cechy, których inni nawet nie zauważali, a dla mnie były tylko kolejnymi rzeczami, za które go kochałam. A ich lista była nieskończenie długa. Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka. Kiedy to się skończy? Kiedy będę mogła spojrzeć w lustro bez wstydu, że kocham dwóch chłopaków. Nie mogłam już dłużej tak funkcjonować. To było chore. Oparłam głowę o oparcie i westchnęłam.
                - Wszystko w porządku? - spytał James z troską. Natychmiast przybrałam na twarz uśmiech.
                - Oczywiście, czemu miałoby nie być? Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, które filmy wybrałeś - powiedziałam kryjąc swój zepsuty nastrój. Nie chciałam mu zrobić przykrości. Chłopak posłał mi szeroki uśmiech, który świadczył o tym, że wyobraża sobie moją reakcję na wszystkie filmy. Znając jego znalazł najgłupsze i najśmieszniejsze filmy jakie istnieją. Może trochę śmiechu dobrze mi zrobi.
                Przez resztę drogi James opowiadał o tym jak spędził dzień w szkole. Głupio mi było przyznać się, że w ogóle go nie słuchałam. To było jak lawina. Kiedy raz pomyślałam o Niallu, nie mogłam przestać. Z każdej strony zasypywały mnie myśli o nim, wspomnienia i wszystkie te chwile sprzed związku z Jamesem kiedy chciałam mu powiedzieć, że go kocham. Właściwie to Jamesa poznałam dokładnie w momencie, w którym o tym myślałam. A potem wszystko stało się tak szybko… Nie miałam problemu z tym, żeby zdradzić mu swoje uczucia. Chłopak był tak otwarty, że sam kilka razy wcześniej mówił mi ile dla niego znaczę. Więc słowa ‘kocham Cię’ wyszły z moich ust z łatwością jakiej nigdy nie potrafiłam osiągnąć w stosunku do Nialla. To wszystko było zbyt pokręcone, żebym mogła się w tym odnaleźć.
                - …(t.i.)? Jesteśmy na miejscu, na pewno wszystko w porządku? Wydajesz się być dzisiaj strasznie nieobecna - odparł James, a ja jakby wybudziłam się z transu, w który sama się wprowadziłam.
                - Tak tak, wszystko gra, naprawdę. - Posłałam mu swój najbardziej przekonujący uśmiech, licząc na to, że mi uwierzy i odpuści. To raczej nie była sprawa, o której mogłabym z nim porozmawiać.
                James mi uwierzył. Zawsze to robił. Można by pomyśleć, że był łatwowierny, ale wiedziałam, że mi po prostu ufa. A to, że nie było to do końca właściwe zważywszy na to, że w myślach zdradzałam go wiele razy, było już inną sprawą. Wysiadłam z auta i obejmowana przez Jamesa poszłam w kierunku jego domu. Był to imponujących rozmiarów dom jednorodzinny, w którym spokojnie mogłaby zamieszkać jakaś mniej ważna gwiazda. James długo ukrywał przede mną to, że jest bogaty, bo nie chciał, żeby to był jedyny powód mojej sympatii do niego. Trochę mnie to wtedy uraziło, bo z góry założył, że jestem materialistką, ale co zostało raz wybaczone, do tego się nie wraca. Chłopak poszedł do kuchni przygotować jedzenie, bo miał bzika na punkcie gotowania, a ja w tym czasie poszłam do jego pokoju. Położyłam na kanapie trochę poduszek z jego łóżka, żeby było nam wygodnie i zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Wzięłam jego telefon i zaczęłam grać w jakąś głupią grę, żeby się czymś zając. Po chwili naszła mnie głupia myśl, ale zaraz mentalnie się za nią walnęłam po głowie. Przecież ufam Jamesowi, nie muszę tego robić… Cholera. Jestem tylko człowiekiem. Sprawdziłam czy James nie idzie i weszłam w jego wiadomości na telefonie. Przeglądałam po rozmowach, tak jak myślałam byłam tam ja, jego rodzice i pięć tysięcy przyjaciół z siłowni, kilka dziewczyn (te wiadomości przejrzałam bardzo dokładnie) i… Zatkał mnie całkowicie. Co??
                Niall Horan
                Dlaczego James miałby pisać z Niallem? Przecież zamienili ze sobą może kilka słów podczas całego mojego związku i w dodatku przypadkiem lub z grzeczności. Nie mogłam się powstrzymać i tym razem. Weszłam w rozmowę i przewinęłam ją na sam początek. I wtedy wszystko zaczęło się sypać.

J: ‘Masz przestać się z nią spotykać. Ona jest moja rozumiesz? Wybrała mnie, nie ciebie. Nie potrzebuje cię w swoim życiu.’
N: ‘Będę się spotykał z kim chcę. Ona nie jest twoją własnością. Znam ją całe swoje życie, nie odpuszczę sobie tak łatwo.’
J: ‘Jeśli kiedykolwiek ją dotkniesz zabije cię. Koniec przytulania się i trzymania za rączki jak w przedszkolu. Ona woli mnie.’
N: ‘Tak? Zawsze mogę jej pokazać twoje wiadomości. Jak myślisz, co wtedy zrobi? Będzie chciała być z kimś kto grozi jej najlepszemu przyjacielowi?’
J: ‘Jeśli kiedykolwiek jej powiesz… Lepiej dotrzymaj swojej obietnicy, a ja w zamian nic jej nie powiem o twoim sekrecie.’
N: ‘Pamiętaj, że to działa w obie strony. I nie waż się jej o tym nigdy powiedzieć.’


                Telefon wypadł z moich dłoni i roztrzaskał się na podłodze. O Boże. Teraz wszystko miało sens. To że Niall odsunął się ode mnie, przestał nawiązywać jakikolwiek kontakt cielesny ze mną, choćby głupi uścisk dłoni i… Boże James groził mu, że go zabije! On taki nie był, to niemożliwe. A jego słowa… Jakbym była jego trofeum, które należało tylko do niego. Nie znałam go od tej strony. Może wcale go nie znałam. Nie wiedziałam co mam zrobić. Chłopak zaraz tu przyjdzie, bo na pewno usłyszał hałas wywołany spadającym telefon, a ja nie miałam kompletnie żadnego planu. Nie mogłam udawać, że nic się nie stało i telefon po prostu spadł mi na ziemię kiedy przekładałam poduszki. Nie po tym wszystkim co przeczytałam. Ale jeśli zrobię mu awanturę to… Nigdy się nie kłóciliśmy. Skąd miałam wiedzieć jak się zachowa? Na litość boską on groził komuś, że go zabije! Nie miało już aż takiego znaczenia, że chodziło tu o Nialla, ale o samą deklarację! Czy przeoczyłam coś istotnego w jego zachowaniu? Nigdy nie był agresywny. Aż nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje.
                - (t.i.)?! Co tam się stało? - zawołał James z kuchni. - Mam do Ciebie przyjść?
                - Nie!! Wszystko jest okej! - krzyknęłam.
                Potrzebowałam jeszcze chwilę do namysłu. Wiedziałam co muszę zrobić. Po prostu to oznaczało, że podjęłam w końcu decyzję kogo wybieram. To było jasne od samego początku. Nie mogłam mieć ich obu. Wybrałam numer Nialla na swoim telefonie i modliłam się o to, żeby odebrać. Musiałam się dowiedzieć więcej. Może źle to wszystko zrozumiałam? Musiało być jakieś wytłumaczenie.
                - Halo? - usłyszałam głos Nialla w słuchawce. Poszłam na sam koniec pokoju, przymykając wcześniej drzwi. Nie zamykałam ich, bo bałam się, że James mógłby to usłyszeć i tutaj przyjść. Nie mogłabym mu teraz spojrzeć w oczy.
                - Niall, musisz mi powiedzieć coś bardzo ważnego - zaczęłam cicho.
                - Co się dzieje? Czemu mówisz tak cicho? - zmartwił się chłopak. Przełknęłam ślinę coraz bardziej nerwowa.
                - Niall czy Ty i James…czy on… Czy James kiedykolwiek Ci groził? Czy on Ci coś zrobił? – spytałam drżącym głosem. Po drugiej stronie zapadła całkowita cisza. Odczekałam chwilę, przez moment bałam się, że chłopak się rozłączył, ale połączenie wciąż trwało. - Niall?
                - Jesteś bezpieczna? Jesteś u niego prawda? Jak się dowiedziałaś? - pytał bardzo nerwowym tonem. Wydawało mi się, że w tle słyszę krzątanie. Przeszedł mnie dreszcz. To prawda. James groził Niallowi. Mojemu Niallowi. A teraz jestem z nim sama w domu. I przy okazji moje serce zdawało się rozpadać na miliony kawałków. Mimo wszystko wciąż go kochałam. Nie da się przestać kogoś kochać w ciągu kilku sekund.  Nawet tak okropnych jak te, w których przeczytałam jego smsy.
                - Jestem u niego. Przeczytałam jego smsy, Niall o co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego James Ci groził? Czy wiesz coś czego ja nie wiem?! Błagam powiedz mi, bo zaczynam się bać! - Byłam bliska histerii. Nic z tego wszystkiego nie rozumiałam.
                - Najlepiej jeśli pójdziesz stamtąd najszybciej jak możesz, nie wydaje mi się, żeby Tobie zrobił krzywdę, ale lepiej nie ryzykować… Wszystko Ci wytłumaczę, już po Ciebie jadę - powiedział, a ja poczułam się nieco pewniej.
                - Dobrze, będę czekać wymyślę coś, żeby… - Odwróciłam się gwałtownie i poczułam się tak jakby ktoś strzelił mi w policzek. James stał w drzwiach. A jego mina wskazywała na to, że wszystko słyszał. - J-ja muszę kończyć.  Przełknęłam głośno ślinę.
                - (t.i.)? Coś się dzieje? On tam jest? Uważaj na…
                Rozłączyłam się i schowałam telefon do tylnej kieszeni dżinsów. Przez chwilę tylko na siebie patrzyliśmy bez słowa. I ta cisza był o wiele gorsza niż każda możliwa kłótnia. A przynajmniej tak mi się wydawało.
                - James… - wydukałam.
                - Rozmawiałaś z nim prawda? Już wszystko wiesz? - powiedział smutno. Po chwili zaśmiał się ponuro. - Byłem głupi sądząc, że to się uda. Przecież Ty go kochasz. Prędzej czy później tak by się to skończyło. Myślałem, że jak go od Ciebie odsunę, jak zagrożę mu, że coś mu zrobię to wszystko się rozwiąże. Ale nie przemyślałem tego dokładnie. Nie jestem dobry w tych sprawach. - Parsknął niewesołym śmiechem. - Może to i lepiej. Inaczej byłbym psychopatą.
                - James… - powtórzyłam. Nie tego się spodziewałam. Myślałam, że James ma ze sobą jakieś problemy. Że teraz będzie chciał mnie skrzywdzić albo coś. Chyba za bardzo dramatyzowałam. - To nie tak ja…
                - Nic nie mów. Wiem, że zachowałem się okropnie. Przeze mnie prawie straciłaś najlepszego przyjaciela. A ja się jeszcze z tego cieszyłem. - Ukrył twarz w dłoniach. Poczułam łzy w oczach. Boże. Dopiero teraz zdałam sobie z czegoś sprawę. To wszystko powinno być na odwrót. Skrzywdziłam Jamesa i myślałam, że będę bezkarna. Ale on nie był ślepy. Widział jak bardzo kocham Nialla. Nigdy nie powinnam pozwolić, żeby ten związek miał miejsce. Podeszłam bliżej do chłopaka i chciałam go przytulić, ale on odepchnął mnie gwałtownie. - Nie! To jest zbyt chore. Nie możemy być razem, ale nie możemy być też przyjaciółmi, rozumiesz? To będzie złe dla nas obu. Oboje popełniliśmy błędy i oboje wiemy kogo kochasz naprawdę. A on też Cię kocha. Chyba wreszcie czas żebyście oboje to przyznali. I nie mieszali w to już nigdy nikogo więcej. Takie trójkątny miłosne są koszmarem.
                - James… - Dlaczego jedyne co potrafiłam wykrztusić to jego imię? Powinnam zaprzeczyć, powiedzieć, że nie musimy się rozstawać. Ale wtedy wrócilibyśmy do tego co było. James miał rację.  To był trójkąt. Toksyczny trójkąt. To musiało się w końcu skończyć. - Przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. - Chłopak spojrzał na mnie z góry, a ja mimo że protestował, stanęłam na palcach i mocno się do niego przytuliłam. Odwzajemnił uścisk dopiero po chwili.
                - Ja też przepraszam. I też mam nadzieje, że mi wybaczysz
                Wyszłam z jego domu nawet nie próbując powstrzymać łez. Nie tak to wszystko miało być. Nie chciałam nikogo skrzywdzić, a już na pewno nie Jamesa. Ale jak widać wszyscy krzywdziliśmy się nawzajem. A świadomość, że straciłam wszystko co budowałam z Jamesem przez rok była szczególnie bolesna. Przeszłam zaledwie kilka kroków kiedy zobaczyłam samochód Nialla. Chłopak zatrzymał się gwałtownie, a auta wydało głośny dźwięk na znak protestu. Niall wybiegł z samochodu i znalazł się tuż przede mną jednak zawahał się i nie przytulił mnie. A właśnie tego najbardziej potrzebowałam.
                - Wszystko w porządku? - zapytał niepewnie. Spojrzałam w jego niebieskie oczy i bez chwili wahania zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam twarz we wgłębienie pomiędzy jego barkiem a szyją. Chłopak objął mnie niezdarnie, ale jakby z ulgą.
                - Jestem okropną osobą - wydukałam przez łzy.
                - Co Ty mówisz? Jesteś najcudowniejszą osobą jaką znam - zaprzeczył Niall bez śladu wahania w głosie. - Co tam się stało?
                - Zerwaliśmy. To nie miało sensu. Tylko sprawialiśmy sobie ból. Nawet nie wiedziałam, że on o wszystkim wie. A on skrzywdził mnie grożąc najważniejszej osobie w moim życiu. Przez chwilę myślałam o tym co bym zrobiła, gdyby naprawdę to zrobił. Gdybym obudziła się następnego dnia w świecie, w którym Ciebie by nie było. I zrozumiałam coś. Życie jest za krótkie by tracić czas na kłamstwa i ukrywanie się.
                - Ale o czym wie? - spytał Niall jakby ignorując całą resztę mojej wypowiedzi. Spojrzałam w górę i zdobyłam się w końcu na słowa, które powinnam wypowiedzieć już dawno temu.
                - O tym, że Cię kocham Niall. Myślałam, że dobrze to ukrywam. W końcu robię to od zawsze, powinnam już nabrać wprawy. Wiem, kiepski żart. Wiem, że to niszczy naszą przyjaźń, bo ja chciałabym od Ciebie czegoś o wiele więcej, ale…
                - Kochasz mnie? Od tak dawna mnie kochasz i nic mi nie powiedziałaś?! - Niall był zszokowany. Poczułam gorąco na policzkach. Mówienie mu tego w twarz po tym wszystkim było zbyt surrealistyczne.
                - Tak. Nie zamierzam się już z tym dłużej kryć - powiedziałam pewnym głosem. Koniec kłamstw i udawania. Koniec. Niall przełknął ślinę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem w oczach. Ale i czymś innym. Ale nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę to, więc wmówiłam sobie, że się mylę. Ale Niall udowodnił mi, że tak nie jest.
                - James na pewno Ci to już powiedział. Ale chyba lepiej będzie jeśli powiem to sam. – Wziął głęboki wdech, który skończył się pięknym uśmiechem. – Ja też Cię kocham. Od tak dawna, że to niemożliwe, że dopiero teraz w końcu to wykrztusiłem. Kocham Cię. Całą, dokładnie taką jaka jesteś.
                Teraz wiedziałam, że to co zobaczyłam w jego oczach było prawdziwe. Miłość. To miłość była w jego oczach.
____________________________________________________________________

Przeczytałam wszystkie Wasze komentarze i zdecydowałam, że zmienię formę na pierwszoosobową. Mam nadzieje, że będziecie wyrozumiali jeśli gdzieś zrobię błąd, bo nie łatwo mi będzie się przerzucić :) Przepraszam Was bardzo za wygląd tego posta, ale w moim domu wszystko postanowiło się jebać i to jest naprawdę bradzo długa historia, której na pewno nie chcecie słuchać ;p
Chciałam Wam również powiedzieć, że XIX część imagina z Zaynem była ostatnią, bo nie wszyscy się zorientowali, wiem że będziecie tęsknić za tym imaginem, ja także, ale wszystko ma swój koniec. To chyba najlepsze co w życiu napisałam i chcę Wam podziękować za wszystkie 14 505 wyświetleń łącznie wszystkich części tego imagina, to niesamowite ile z Was go przeczytało. Wciąż nie moge się przyzwyczaić, że jeden mój imagine ma średnio 700-1000 wyświetleń... A rekordzistą jest +18 z Louisem (5,5 tysiąca xD)...  Kocham Was aniołki moje, módlmy się, żeby w Bułgarii gdzie jadę na obóz znalazło sie gdzieś wi-fi, żebym mogła wstawiać imaginy i rozdziały, bo zbzikuje! :D

wtorek, 3 czerwca 2014

Imagine 43 #zamówienie specjalne

Na początek wytłumaczę krótko, zamówienie specjalne to takie, w którym nie występuje ktoś z 1D, ale które jestem w stanie zrealizować, jeżeli znam tego kogoś z kim ma być zrobione zamówienie. To pierwsze takie zamówienie, więc proszę powstrzymajcie hejty, że to może ktoś kogo nie lubicie, jeśli tak jest to po prostu nie czytajcie :) Z reszta sądzę, że liczy się sama historia, a to kto w niej występuje nie jest już takie ważne. Podobne zamówienia możecie zamawiać w przeznaczonej do tego zakładce :) 

Jest to imagine specjalny dla mojej kochanej Darczi, która niosła mnie razem z Patu przez całą szkołę do gabinetu higienistki kiedy skręciłam kostkę, jest to podziękowanie dla Ciebie Kochanie + czekolada dla Ciebie chociaż dalej mam focha, że nie pozwoliłaś mi dać Ci takiej prawdziwej!



Imagine z... Connor Ball


                Czułem się nieco dziwnie wśród tych wszystkich punków i innych dziwnych osób, czekając aż nauczycielka otworzy drzwi do klasy gdzie miała odbywać się nasza kara. W białej koszulce i jasnych dżinsach nie mogłem się bardziej odróżniać od tej bandy ubranej w większości na czarno. Zadałem sobie chyba po raz setny pytanie po co mi to do cholery było. Mogłem siedzieć cicho kiedy ta wredna małpa wstawiła mi niedostateczny na koniec roku, mimo że z moich ocen można by wystawić nawet słabą tróję. Ale nie, ja musiałem się z nią kłócić i obdarować wyzwiskami, których jej jakże drogocenne uszy nie życzyły sobie słuchać. No to teraz mam. Godzinną karę przez tydzień kiedy do końca roku szkolnego zostały niecałe 4 tygodnie. Przynajmniej ta jędza ma satysfakcje. Ja jej pokaże niedostateczny. Trzymałem się raczej na uboczu, goci i wytatuowani pseudo buntownicy nie byli raczej towarzystwem dla mnie. Mój przyjaciel kiedyś był w kozie i poznał tam swoją dziewczynę, która była całkowicie normalna. Dlaczego więc mi trafiła się godzina z dziwakami? Czy normalni ludzie zmówili się, żeby dzisiaj wyjątkowo nie narozrabiać? Z moim szczęściem wszystko było możliwe. Weszliśmy do klasy kiedy nauczycielka historii, bardzo chuda i starsza kobieta, otworzyła nam drzwi. Ci którzy wyglądali na uczniów, którzy przewinili najbardziej usiedli z tyłu. Ja usiadłem w pierwszej ławce pod oknem, ostatniej która została wolna, niemal natychmiast kierując swój wzrok za szybę i ignorując to co mówiła do nas kobieta. Tak wiemy, cała godzina męczeństwa tutaj, mamy się zachowywać jak dorośli i przemyśleć swoje zachowanie. Ani myślę poświęcić tej wrednej babie, która wstawiła mi o 2 stopnie niższą ocenę, chociaż minutę swojego czasu tutaj na przemyślenia o tym co zrobiłem. Ułożyłem brodę na położonych na ławce rękach i zamknąłem oczy. Nauczycielka zostawiła nas samych, ale powiedziała, że co jakiś czas będzie nas sprawdzać, więc nie radzi uciekać. Szkoda. W mojej głowie kształtował się już plan zwiania i tego co powiem portierce przy wyjściu. Miałem naprawdę sensowną przemowę a tu taka porażka. Trzeba będzie po prostu wytrzymać te nieszczęsne 60 minut.
                Kiedy po 10 minutach usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi nawet nie podniosłem głowy. To pewnie tylko ta nauczycielka. Trwałem w tej myśli tak długo dopóki nie usłyszałem szmeru odsuwanego krzesła przy swojej ławce. Zamrugałem parę razy i obróciłem głowę, żeby spojrzeć w bok na intruza. Była to dziewczyna w dżinsach i czarnej bluzie z miną jakby chciała kogoś zabić. Nawet na mnie nie spojrzała tylko utkwiła wzrok w zegarze nad tablicą. Rozpoznałem ją po kilku chwilach i uniosłem brew z lekkim zdziwieniem. To była dziewczyna, która chodziła do klasy niżej i zawsze sprawiała wrażenie kogoś kto nie sprawia problemów, uczestniczy w życiu szkoły i innych podobnych głupstwach. Rozpoznałem ją po włosach, kiedyś jak przechodziłem korytarzem jakaś dziewczyna miała do niej problem i powiedziała coś o obraźliwego i zupełnie nieuzasadnionego o jej włosach, żeby jej dopiec, a ta odpyskowała jej tak efektownie, że każdy w promieniu 10 metrów kto to usłyszał wybuchnął śmiechem. Kącik moich ust podniósł się ku górze. Taaak. Zdecydowanie ją pamiętam.
                - Za co siedzisz? - spytałem w końcu. Głupio tak siedzieć w ciszy skoro mogliśmy przecież porozmawiać, byliśmy najnormalniejsi z całej tej grupy, więc tylko do siebie mogliśmy się odezwać. Dziewczyna spojrzała na mnie jakby nieco zaskoczona, że tu jestem. Nie wyglądało na to, żeby mnie kojarzyła. Troszkę zabolało to mojego ego, ale przecież nie będę z tego powodu płakał.
                - Nie Twój interes - warknęła odwracając wzrok z irytacją.
                - Dobra, tylko spytałem - mruknąłem. Nawet wtedy na korytarzu wydawała się milsza. Pozory mylą. Dziewczyna westchnęła i odgarnęła kosmyki włosów, które spadły jej na twarz. Spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej z tego raczej grymas niż uśmiech. A wiedziałem, że potrafi się pięknie uśmiechać.
                - Przepraszam, miałam koszmarny dzień i aktualnie mam ochotę wszystkich pozabijać, nie bierz tego do siebie - odparła lekko skołowana.
                - Nie, skąd. - Powstrzymałem krzywy uśmieszek cisnący mi się na usta. Dziewczyna lekko przewróciła oczami. - Wiesz, ja się dzisiaj dowiedziałem, że nie zdam klasy, bo nauczycielka postanowiła, że właśnie teraz odsłoni się ze swoją nienawiścią do mnie i zniszczy mi życie. Wiesz, normalny dzień. - Wzruszyłem ramionami wywołując uśmiech na twarzy dziewczyny. Miałem racje, że pięknie się uśmiecha. Po chwili westchnęła i obróciła się lekko do mnie siadając bokiem do tablicy. Wyprostowałem się nieco i spojrzałem na nią zachęcająco.
                - Od czego zacząć? - zapytała posyłając mi rozbawione spojrzenie. Przynajmniej nie wyglądała już na tak wściekłą jak zaraz po wejściu.
                - Od początku jeśli można. - Zacisnąłem usta, żeby się nie roześmiać. Dziewczyna wzniosła oczy do nieba i zastanowiła się przez chwilę.
                - Cóż, sam tego chciałeś, zacznijmy od tego, że pokłóciłam się rano z rodzicami i prawdopodobnie składają teraz wniosek o wydziedziczenie mnie, nie żeby mnie to przeszkadzało, jeszcze zatęsknią. Co następne, a tak!, przez kłótnie spóźniłam się do szkoły i dostałam koze, później pokłóciłam się z przyjaciółką, później jakaś kretynka z niższej klasy wylała na mnie sok porzeczkowy i muszę tu teraz siedzieć w bluzie pożyczonej od chłopaka, którego nawet nie znam, ale przyjaciółka, która łaskawie postanowiła mi wybaczyć SWOJĄ winę, oddała mu swoje śniadanie w zamian za bluzę, dlatego obawiam się troche, że to jakiś menel był, a na koniec tego wszystkiego zawaliłam test z matematyki i wychodząc z klasy wyraziłam nieco za głośno swoją opinie o całej tej szkole i dostałam podwójną kozę, na którą w dodatku się spóźniłam, więc teraz koza awansowała na potrójną! - powiedziała prawie nie biorąc wdechów w czasie mówienia. Uniosłem brwi i starałem się nie roześmiać. To wszystko naprawdę było przykre, ale dziewczyna przedstawiła to w tak zabawny sposób, że walczyłem z atakiem śmiechu, który na pewno by ją uraził. Dziewczyna chyba zauważyła moja reakcje, bo na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Słodko.
                - Jestem Connor - odparłem, żeby oszczędzić jej zawstydzenia i może trochę odwrócić uwagę od tematu. Wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, którą ujęła po krótkiej chwili wahania. Miała bardzo miękkie i gładkie ręce.
                - (t.i.) - mruknęła. Wyraźnie jej ulżyło, że nie śmiałem się z niej. Była w tym momencie cholernie urocza.
                - Wiesz, następnym razem możesz poprosić mnie o pożyczenie bluzy, nie jestem menelem. - Wyszczerzyłem się do niej. Kąciki jej ust drgnęły ku górze. Nawet jej nie znam, a już uwielbiam jej uśmiech.
                - Skąd mam mieć pewność? - zakpiła unosząc wyzywająco brew. Podrapałem się po brodzie udając, że głęboko się nad tym zastanawiam.
                - Cóż... Możesz mnie powąchać. Zapewniam, że nie pachnę jak menel. - Dziewczyna zakryła usta dłonią, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
                - Leczysz się może? - zapytała, gdy w końcu się troche uspokoiła. Posłałem jej szeroki uśmiech.
                Cholera. Naprawdę dobrze mi się z nią rozmawiało. Była zabawna. I wydawała się nie być tak zadufana w sobie jak połowa dziewczyn w szkole. Nie przejmowała się za bardzo swoim wyglądem i jak na złość dziewczynom, które spędzały w łazience 2 godziny było jej ładnie w naturalnym makijażu i lekko poburzonych włosach i nie potrzebowała nic więcej. Właśnie taka była idealna, bo była sobą. Miałem już dosyć tych sztucznych dziewczyn, które dbają tylko o swój wygląd, rozmowa z kimś takim jak ona była dla mnie miłą odmianą.
                - Jestem zupełnie zdrowy. I serio możesz mnie powąchać. - Wyszczerzyłem się, a ona parsknęła śmiechem.
                Jesteś psychiczny, nie znam Cię, nie będę Cię wąchać! - zaśmiała się. Jakiś got siedzący za nami kazał nam się zamknąć co tylko wywołało u nas jeszcze większy śmiech. Może koza to nie jest jednak takie złe miejsce. Jeśli mam spędzić pozostałe pół godziny z dziewczyną, która siedziała na przeciwko mnie i uśmiechała się do mnie wesoło, to nie miałem nic przeciwko zostawaniu tu częściej.
                - Dlaczego? Tchórzysz? Boisz się, że co? Że wciągnę Cię pod ławkę i... - urwałem, bo zasłoniła mi usta ręką widząc, że do środka weszła nauczycielka. Zawstydzona udawała, że przez cały ten czas siedziała cicho. Kiedy tylko nauczycielka wyszła spojrzała na mnie kręcąc głową.

                - Mówiłam Ci Connor, jesteś chory! - mruknęła. Gdy się śmiała jej oczy błyszczały. To niesamowite, ale nigdy nie rozmawiałem z kimś tak swobodnie po 20 minutach znajomości. 
                - Po prostu wymiękasz. Boisz się do mnie zbliżyć? Czy boisz się, że śmierdzę? - spytałem zbliżając sie do niej lekko. Dziewczyna drgnęła i zarumieniła się lekko.
                - Matko Connor, przestań błagam! - zaśmiała się kryjąc twarz w dłoniach. Nie wiem dlaczego, ale coś mnie podkusiło, żeby się do niej zbliżyć jeszcze bardziej, więc kiedy w końcu odsunęła dłonie z twarzy i otworzyła oczy, nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze i rozchyliła wargi z zaskoczenia. 
                - Możecie przestać gołąbeczki? - usłyszeliśmy za sobą głos tego gota, którego już wcześniej denerwowaliśmy. Odsunęliśmy się od siebie gwałtownie i spojrzeliśmy na siebie nieco zawstydzeni.
                - Eee... Przepraszam. Może zmienimy temat? - wymamrotałem. Co mnie do cholery napadło? Przecież nawet jej nie znam! Zachowuje się nienormalnie. Jeszcze ją do siebie zrażę swoją nachalnością. Kretyn.
                - Jasne - powiedziała niepewnie unikając mojego wzroku. 
                Łatwo udało nam się naprowadzić rozmowę na inne tory przez co uniknęliśmy zakłopotania. I całe szczęście, bo rozmawiało mi się z nią naprawdę dobrze. Wymieniliśmy się nawet numerami. Kiedy godzina minęła, żałowałem, że nie mogę zostać dłużej razem z nią, ale nauczycielka, która nas pilnowała, kazała większości już wyjść, bo mieli odsiedzieć tylko godzinę jak ja. Opuszczałem salę zawiedziony, że będę musiał się z nią rozstać. Nie wiem co było w niej takiego wyjątkowego, ale po prostu  całkowicie mnie zauroczyła. Różniła się od innych dziewczyn, nie była ani trochę płytka, byla całkowicie sobą. I właśnie taką ją lubiłem. Chciałbym, żeby to nie była tylko jednorazowa rozmowa. Marzyłem o tym, żeby lepiej ją poznać. Bo nikt nigdy nie zrobił na mnie takiego wrażenia w tak krótkim czasie. 
                Wychodząc ze szkoły, poczułem, że telefon w mojej kieszeni wibruje. Zobaczyłem jej imię na ekranie i natychmiast otworzyłem wiadomość.

'Zdecydowanie nie pachniesz jak menel.'

                Uśmiechnąłem się sam do siebie. Powinienem chyba podziękować komuś za umieszczenie mnie w kozie. 

_____________________________________________________________

Darczi przepraszam, wiem że mi nie wyszedł, ale ostatnio w ogóle nie mam pomysłów... :((
Mam do Was bardzo ważne pytanie, zastanawiam się nad zmianą formy pisania imaginów, to znaczy dotychczas były pisane w drugiej osobie, a teraz myślę nad pierwszą osobą, wiem że zdanie mogą być podzielone, bo jedni lubią tą formę, bo mogą się dobrze wczuć w historię, ale za to innym jest tak niewygodnie czytać i wręcz nienawidzą imaginów pisanych w drugiej osobie. Dlatego proszę Was, żebyście mi napisali, którą formę wolicie, tutaj krotka próbka, żebyście wiedzieli o co mi chodzi:

Dotychczasowa forma:
Spojrzałaś w jego oczy i jak zwykle nie potrafiłaś odwrócić wzroku. Nigdy nie potrafiłaś. Wciągał Cie w głębiny swoich zielonych tęczówek i nie chciał wypuścić. Ale kochałaś to uczucie. Nie chciałaś uciekać. Już nie.

Proponowana forma:
Spojrzałam w jego oczy i jak zwykle nie potrafiłam odwrócić wzroku. Nigdy nie potrafiłam. Wciągał mnie w głębiny swoich zielonych tęczówek i nie chciał wypuścić. Ale kochałam to uczucie. Nie chciałam uciekać. Już nie.