piątek, 25 grudnia 2015

Imagine 56 Zayn

Brawa dla mnie 2 tysiące wyrazów już następnego dnia XD Mam nadzieję, że się spodoba, bo szczerze mówiąc ja sama nie wiem co to jest i kiedy pierwotny pomysł się w to przerodził... Cóż, miłej lektury i jejciu nawet nie wiecie jak się cieszę, że ktoś się odezwał pod ostatnim postem i są to starszy czytelnicy :') Kocham mocno <3

_________________________________________________________________________

Oczy same zamykały mi się ze zmęczenia. Już dawno uodporniłam się na hałas i mogłabym zasnąć na stojąco tutaj, w samym środku pubu, do którego przychodziły rozwrzeszczane nastolatki, na których brak dowodów przymykano oko, żeby więcej zarobić. Dla mnie był to beznadziejny pomysł. W ten sposób lokal odstraszał starszych klientów, a my ryzykowaliśmy problemami z prawem. Ale jednak zapewniał stały dochód, bo w okolicy nie było dużo takich miejsc. Spojrzałam na zegar wiszący przy wejściu. Było już lekko po północy i nic nie wskazywało na to, żeby zaraz miało zrobić się tu pusto. ‘Czynne do ostatniego klienta’. Chyba zgłoszę gorący sprzeciw do tej zasady szefowi. Zaśmiałam się pod nosem. Nie, nie zgłoszę, bo zastąpi mnie kimś innym, a ja potrzebuje pieniędzy. Nie mam wyboru.
W końcu wszyscy wyszli, łącznie z drugim nieszczęśnikiem, który dzisiaj ze mną pracował. Była 1:30. Nie marzyłam o niczym innym jak położeniu się w swoim łóżku, zamknięciu oczu i oddaniu się w ramiona Morfeusza. Piękna perspektywa. Sprzątnęłam ze stołów i zdjęłam firmowy fartuszek. Ubrałam ciepłą, puchową kurtkę, która czekała na mnie na zapleczu i wyszłam w pośpiechu zamykając wszystkie zamki. Noc była ciemniejsza od tych, które zwykle witały mnie podczas powrotów. Chmury zakryły księżyc i gwiazdy, a okoliczne latarnie świeciły słabym, żółtym światłem w dużej odległości od siebie, nie dając poczucia bezpieczeństwa. Wzdrygnęłam się. Jeszcze parę miesięcy i wyjadę z tej dziury zostawiając za sobą tą koszmarną pracę. Odszukałam wzrokiem swój samochód na końcu ulicy, gdzie zostawiłam go po południu kiedy niemal wszystkie miejsca parkingowe były zajęte. Mocniej owinęłam się szalikiem, kiedy uderzył we mnie lodowaty podmuch wiatru. Spojrzałam w górę na niego i aż przystanęłam. Drobniutkie śnieżynki leciały z nieba osiadając na moich włosach, ubraniu i całym otoczeniu. Uśmiechnęłam się leciutko. Nim zdążyłam dojść do samochodu, rozpętała się prawdziwa śnieżyca, ta podczas której nie da się zbyt dużo dostrzec, a płatki śniegu zlepiają się ze sobą w locie. Przyśpieszyłam lekko i wtedy wpadłam z impetem na ciemną postać. Poczułam szarpnięcie przy szyi, które zwaliło mnie z nóg. Torebka, którą miałam przewieszoną przez ramię w ten sposób, żeby była bezpieczniejsza została mi wyrwana. Upadłam na ziemię osłaniając odruchowo głowę ręką. Zemdliło mnie na dźwięk łamanej kości. Otworzyłam oczy, które odruchowo zacisnęłam mocno przy upadku. Zobaczyłam coś co sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej skołowana. Nie wiedziałam czy dwoi mi się przed oczami czy rzeczywiście widzę dwie pary nóg. Obróciłam nieco głowę, żeby zobaczyć więcej akurat w momencie kiedy jedna z postaci odepchnęła mocno drugą, sprawiając, że opadła na czworaka i w pośpiechu podniosła się i uciekła. Zamrugałam parę razy i zobaczyłam jak ten, który został, zaciska pięści. W jednej z nich znajdował się pasek mojej torebki, która swobodnie zwisała, omal nie ocierając się o ziemię pokrytą już cieniutką warstewką śniegu. Wtedy poczułam cały ból, który wcześniej hamował szok. Z moich ust wydobył się cichy jęk. Usłyszałam przekleństwo wypowiedziane ze złością i po chwili zobaczyłam, że ktoś przy mnie klęka. Dopadły mnie mdłości i byłam pewna, że ze stresu zaraz zwrócę wszystko co dzisiaj zjadłam.
- Żyjesz? - Usłyszałam szorstki głos.
- Nie - mruknęłam. Chłopak prychnął.
- To nie wiem po co się trudziłem z ratunkiem.
Serio? W całym tym nieszczęściu musiał mnie jeszcze uratować jakiś chamski typu, który prawdopodobnie za chwilę zostawi mnie tu po środku niczego, żeby zrobiła się ze mnie zaspa śnieżna? Kocham swoje życie.
- Zamierzasz tak leżeć? - spytał znudzony.
Zacisnęłam zęby z irytacji i spróbowałam się podnieść. Moja prawa ręka mocno zaprotestowała i z bólu po policzkach popłynęły mi łzy. Chłopak westchnął i ostrożnie mnie podniósł. Kiedy stanęłam już na nogach, próbując utrzymać drugą ręką swoją uszkodzoną kończynę w bezruchu, mogłam uważnie przyjrzeć się swojemu mało przyjaznemu ‘bohaterowi’. Znowu poczułam zastrzyk adrenaliny. Nie było w nim nic z wybawcy. Szczerze mówiąc byłam prawie pewna, że niedoszły złodziej wyglądał bardziej sympatycznie. Ale mimo wszystko to on mi pomógł i jego wygląd musiał być mylący. Szczególnie te ciemne oczy patrzące na mnie przeszywająco jakby przenikały przez moją duszę. Poczułam dreszcz, który rozszedł się po całym mi ciele.
- To chyba twoje. - Podał mi torebkę. Uniósł brew i przyjrzał mi się oceniająco. - Miałaś szczęście.
- Nie sądzę - burknęłam z trudem, czując jak ból w ręce staje się nie do zniesienia. - Mimo wszystko dziękuje.
- Luz. Nie lubię nierobów, którzy żywią się czyimś nieszczęściem. - Odpalił papierosa i dmuchnął zaraz obok mojej twarzy. Byłam przyzwyczajona do zapach dymu ze względu na swoją pracę, ale i tak było to nieprzyjemne. - Masz jak wrócić do domu?
- Chyba do szpitala - prychnęłam wymijając go w końcu. Tutaj się moja wdzięczność kończyła. Dogonił mnie błyskawicznie na długich, chudych nogach.
- Mieszkasz w szpitalu? - zachichotał. Zaczynał mnie poważnie denerwować.
- Nie, złamałam rękę i chciałabym, żeby ktoś wsadził mi ją w gips, żebym następnym razem mogła przywalić nim temu idiocie albo tobie jeśli akurat będziesz w pobliżu - wycedziłam przez  zęby ze sztucznym uśmiechem. W jego oczach błysnęło kolejno zaskoczenie, rozbawienie i ostrzeżenie.
- Nie radzę. Połamałabyś sobie gips. - Uśmiechnął się nieoczekiwanie i poczułam jak przyrastam do ziemi. Miał ten typ uśmiechu, który sprawia, że serca dziewczyn przystają, a policzki zalewają się krwistym rumieńcem. I cholera nie byłam wyjątkiem. - Jak zamierzasz się tam dostać? Zamówię ci taksówkę.
- Mam samochód. – Przewróciłam oczami i wznowiłam marsz. Znalazłam się przy aucie już miałam zacząć szukać kluczyków w torebce, kiedy poczułam za sobą obecność. Odchyliłam głowę do tyłu i zobaczyłam nad sobą twarz chłopaka w wielkim wyszczerzu. - Co znowu?!
- Zastanawia mnie jak zamierzasz prowadzić skoro jedną ręką musisz trzymać kierownicę, a drugą zmieniać biegi - powiedział ze śmiechem. Oparłam czoło o górną krawędź auta. Okej. Przestaje myśleć z tego wszystkiego. Ból się zwiększył i mimo zaciśniętych powieki, zaczęły się spod nich wydobywać łzy. - Jezu nie rycz - westchnął. Poczułam jak niezdarnie mnie do siebie przytula, uważając, żeby nie ruszyć mojej prawej ręki. - Jeśli mi pozwolisz to mogę cie podwieźć do szpitala, a potem do domu i na koniec ładnie oddać ci kluczki.
- Nie znam cie!
- Zayn.
- Co?
- Już mnie znasz. I lepiej jedźmy już do tego szpitala. Może się jeszcze w główkę uderzyłaś, bo coś słabo myślisz - zachichotał.
- Śmieszy cie to wszystko?
- Troszkę. Daj mi kluczyki i wsiadaj po stronie pasażera - rozkazał.
- Nie ma mowy! - Oburzyłam się. Mogłam wymyślić coś innego niż oddanie samochodu w ręce obcego, który bardziej wygląda jak złodziej i morderca niż wybawiciel. Spojrzał na mnie uważnie.
- Nie jestem tym złym. Chce ci pomóc.
***
Złamana w dwóch miejscach, gips na 2 miesiące. Ukryłabym twarz w dłoniach i rozpłakała się jak małe dziecko, gdyby nie fakt, że teraz było to średnio możliwe. Cóż. Będzie mi musiała wystarczyć jedna. Usiadłam na krześle na korytarzu i oparłam czoło o zdrową rękę. I pozwoliłam łzom płynąć. Jestem skończona. Szef mnie zwolni, a ja nie znajdę drugiej takiej pracy, gdzie zarobię drugie tyle ile wynosi wypłata na napiwkach. I utknę tutaj kolejny rok. W tej cholernej dziurze bez perspektyw. Będę musiała wrócić do domu rodziców, żeby nie płacić za wynajem mieszkania z odłożonej kwoty, zapomnieć o swoim aucie… Na samą myśl o tym jak bardzo oddalają się ode mnie moja marzenia dostawałam załamania nerwowego. Poddaje się.
- Hej, nie płacz już… Dali ci coś przeciwbólowego? - Usłyszałam głos Zayna. Odsłoniłam twarz, żeby na niego spojrzeć. Kucnął przede mną i położył dłonie na moich kolanach. Wyglądał prawie łagodnie kiedy miał takie zatroskany wyraz twarzy. Ale i tak wzdrygnęłam się lekko. Wywoływał we mnie niepokój.
- Tak - wydukałam. Broda trzęsła mi się, gdy mówiłam. Właściwie byłam wdzięczna, że chłopak tutaj jest. Nie był taki zły. Po prostu się go bałam, bo nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać.
- Więc czemu dalej płaczesz? - Zmarszczył brwi.
- Bo mi się świat zawalił.
- Bo złamałaś rękę? - Uniósł kpiąco kącik ust. Wziął moją dłoń w swoją. Powstrzymałam się od wyrwania mu jej. To byłoby niemiłe, a widziałam, że chciał mnie pocieszyć. - To jeszcze nie koniec świata.
- Dla mnie tak. Stracę pracę, będę musiała wrócić do rodziców i nigdy się stąd nie wyniosę.
- Czemu chcesz się stąd wynieść?
- Bo potrzebuje. Dusze się tutaj. Chcę czegoś więcej niż ludzie dookoła mnie. Chcę przeżyć swoje życie a nie tylko patrzeć jak mija. - Zamknęłam oczy. Dzieliłam się najskrytszymi pragnieniami z kimś kto dopiero co poznał moje imię.
- A co jeśli jestem w stanie spełnić twoje marzenia?
- Jak? - zakpiłam. - Kupisz mi bilet na samolot do Nowego Yorku albo jeszcze gdzieś indziej i skoczysz ze mną na bungee?
- A jeśli tak? - Uśmiechnął się.
- Jesteś niedorzeczny.
- Nie. - Przewróciłam oczami.
- Jesteś.
- Nie. Powiedzmy, że spodobało mi się to całe działanie dobroczynne na rzecz ładnych dziewczyn z połamanymi kończynami - powiedział próbując powstrzymać śmiech. - Zaryzykowałaś kiedykolwiek w życiu tak naprawdę? Marzysz o tym, żeby się stąd wyrwać, a założę się, że od dawna masz odpowiednią sumę po prostu boisz się rzeczywiście zrobić to o czego tak bardzo chcesz.
- Nieprawda! Ja… - Zarumieniłam się. Może Zayn miał rację? Ale to nie był jeszcze powód, żeby gdziekolwiek z nim jechać! Chłopak spojrzał na mnie znacząco. - Okej. Boje się. Zadowolony?
- Ehh chodź, zawiozę cie do domu.
Wstałam i poczułam jak Zayn mnie obejmuje. Czułam się skrępowana. Nie znam go. Wpojone zasady o tym, żeby nie ufać obcym cały czas krzyczały w mojej głowie. A z drugiej strony… on naprawdę mi pomógł. Nie tylko chodzi o odepchnięcie złodzieja, zawiezienie mnie do szpitala i doprowadzenie do jako takiego stanu. Uświadomił mi coś ważnego.
***

Całą drogę powrotną myślałam o tym co Zayn powiedział w szpitalu. I tak byłam prawie pewna, że sobie żartuje, ale… Sama wizja zrobienia w końcu tego o czym tak bardzo marzę… Kusiła mnie cholernie. Chłopak zaparkował idealnie w miejscu, z którym ja męczyłabym się dobre 10 minut i wyłączył silnik. Wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi zanim ja dałam radę się wyplątać z pasów bezpieczeństwa. Nagle doszło do mnie coś bardzo istotnego.
- O mato Zayn! Jak ty teraz wrócisz do domu?! Nie wierzę w siebie… - Chłopak uśmiechnął się łagodnie. Tak zdążyłam się przyzwyczaić do jego groźnego wyglądu, że właściwie przestał mi się już wydawać taki straszny. Nawet tatuaże wystające spod rękawów jakoś zlały się z jego postacią i nie rzucały się już tak bardzo w oczy.
- Gdy zobaczyłem jak tamten koleś chcę cie okraść akurat wracałem od znajomego, z którym prowadzę biznes. Miałem przed sobą jakieś pół godziny drogi pieszo. Teraz mam z 40 minut. Poradzę sobie. - Odgarnął mi włosy za ucho i podał kluczyki. Serce mi przyspieszyło kiedy przypadkowo musnął palcami mój policzek.
- Nie no, może przenocujesz u mnie…
- Wolałbym, żebyś się wyspała. Gdybym u ciebie spał pewnie całą resztę nocy spędziłabyś na czatowaniu czy przypadkiem nie chcę cię okraść, zabić albo wejść ci do łóżka - zaśmiał się.
- A zrobiłbyś którąś z tych rzeczy?
- Dwie pierwsze nie. A co do trzeciej nie zrobiłbym nic bez twojej zgody. - Spojrzał na mnie z góry i poczułam jak mimowolnie się rumienię.
- Tak w ogóle jaki biznes miałeś na myśli? - Zmieniłam szybko temat. Zaśmiał się wesoło.
- Nic nielegalnego. Mamy sklep internetowy – odpowiedział rozbawiony.
- Och…
- Nie spodziewałaś się takiej odpowiedzi prawda? Nie jestem tym złym. Mówiłem ci już. Chcę ci pomóc w końcu zacząć realizować to czego pragniesz. Może przy okazji sam też to robiąc.
- Naprawdę pojechałbyś z nieznajomą gdziekolwiek by chciała? - Uniosłam brew.
- Pojechałbym. Bo nie jesteś nieznajomą. Wiem gdzie mieszkasz - zachichotał. Wzniosłam oczy do nieba. - Lubię ryzyko. I myślę, że ty też byś je polubiła.
- Ale musze się zastanowić i załatwić wiele spraw…
- Mam dużo czasu.
- Jesteś niedorzeczny.
- Czy tym razem to komplement?
- Tak. - Uśmiechnęłam się. - Dobranoc Zayn.
Wspięłam się szybko na palce i musnęłam ustami jego policzek, po czym szybko uciekłam w stronę swojego bloku z sercem walącym w piersi mocniej niż kiedykolwiek.
- Dobranoc…

5 komentarzy:

  1. Jestem BARDZO mile zaskoczona! :D Tak często teraz dodajesz rozdziały! Mam nadzieję, że dalej będziesz tak robiła :) Co do opowiadanie z Harrym, mam nadzieję, że będziesz miała wenę i chęć, do kontynuowania tej historii :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie masz pojęcia jak sie cieszę ze wróciłaś :D od dobrych paru miesięcy codziennie sprawdzałam czy nie pojawił sie nowy imagin albo kolejna część z Harry'm. Życzę weny kochana ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Super ciekawa jestem co bedzie dalej i jeszcze raz cieszę się że wrocilas:)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudownie, teraz tylko lecę czytać o harrym

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam kiedyś Twojego bloga kochałam czytać jak piszesz zapomniałam jaka to radość.. Ale wróciłam i będę czytać bo kocham to jak piszesz :*
    Twoja wieczna fanka Aga ;*

    OdpowiedzUsuń