czwartek, 24 grudnia 2015

Imagine 55 Louis

Notka dla odmiany na początku... Długo mnie tu nie było i nie planowałam wracać. Nie sądziłam, że pisanie przestanie być kiedykolwiek moją pasją, ale jednak tak się stało... Ale mój sen i wigilia natchnęły mnie dzisiaj do napisania czegoś. Męczyłam się dobrych kilka godzin i wyszło to. Mam nadzieje, że nie jest gorsze od tego co zwykle wstawiałam i uwaga, spróbuje dokończyć imagina z Harrym, a potem zoabczymy co będzie :') Jeśli ktoś ze starych czytelników jeszcze tu zagląda to hej, tęskniłam :') PLUS WESOŁYCH ŚWIĄT MISIE <3
________________________________________________________________

Była piękna. Temu nie mógłbym zaprzeczyć. Miała najsłodszy śmiech na świecie. Taki, którego można by słuchać godzinami, a wciąż wywoływałby ciepło w sercu. Jej skóra idealnie gładka, wrażliwa na najlżejszy dotyk, przywodziła na myśl jedwab, który owinął atletyczne, gibkie ciało. No i te oczy. Niepowtarzalne. I przeklinam siebie, że to jedyne co widziałem kiedy na nią patrzyłem. Przy niej stawałem się zupełnie nieczuły na otoczenie. Nie zauważyłem żadnych oznak prawdy przez prawie 2 lata. Wciąż niektóre rzeczy do mnie nie dochodziły. Miałem nadzieje, że obudzę się z tego złego snu. Znów ślepy. Bo wiara w to co mieliśmy była tym na czym chciałem zbudować swoje życie. Teraz wszystko się posypało. Skoro straciłem jedyne w co wierzyłem to jak miałem żyć dalej?
Wpakowałem ostatnie prezenty do bagażnika samochodu i zamknąłem go z głośnym hukiem. Zdecydowanie za mocno jak na auto, które kosztowało tyle co cały mój dom łącznie z wyposażeniem. Otrzepałem buty ze śniegu i wsiadłem do środka. Spojrzałem na kobietę siedzącą obok. Tak idealna. Tak moja. Poczułem ucisk w sercu.
- Możemy już ruszać? - spytała znudzona poprawiając szminkę w lusterku. Wziąłem głęboki wdech. Czułem wewnętrzny konflikt. Z jednej strony chciałem zakończyć to teraz w jednym momencie i pojawić się u rodziny sam. Z drugiej nie potrafiłem być tak nieczuły, żeby zostawić ją w święta.
- Tak. - Nie mogłem jej zranić. Nawet teraz nie byłem w stanie odrzucić całkowicie miłości do niej. Nawet jeśli nigdy jej nie odwzajemniała.
Całe 2 godziny drogi w korkach słuchałem jak opowiadała o swoim tygodniu. Wytyczała listę prezentów, które ma nadzieje dostać i wyśmiała własną matkę, że w tym roku znowu wysłała jej jakieś marne tanie naczynie. Jej mama malowała ręcznie wazony, które po jej obróbce stawały się arcydziełem i sam czasem załatwiałem je dla swoich przyjaciół, oczywiście w tajemnicy przed ukochaną. Dla niej twórczość mamy była powodem do wstydu. Zmarszczyłem brwi i zerknąłem na pierścionek na jej dłoni. Gdybym tylko wiedział wszystko trochę wcześniej nie zdążyłbym się jej oświadczyć. Teraz byłem zaręczony z kobietą, która mnie nie kochała, a jedyne czego pragnęła to być w moim świecie i żyć za moje pieniądze. Miałem ochotę wyrzucić ją z samochodu albo przynajmniej sam z niego wysiąść i położyć się twarzą w śniegu z wrzaskiem. Bycie idiotą boli jednak z opóźnieniem.
Gdy znalazłem się pod rodzinnym domem uśmiech sam wypłynął mi na usta. Nie mogłem być tak całkowicie nieszczęśliwy ze świadomością, że spędzę czas z ludźmi, których kocham. Już po chwili wybiegło prawie całe moje rodzeństwo poza tym za małym by biec i zbyt dorosłym, żeby to zrobić. Wysiadłem i z ogromnym uśmiechem dałem się im wszystkim zamknąć w wielkim uścisku. Poczułem się tak dobrze pierwszy raz odkąd mój świat runął. Obróciłem się i zobaczyłem jak dziewczyna z lekkim zawstydzeniem spogląda w naszym kierunku. Nienawidziłem siebie za przypływ miłości, który poczułem na jej widok. Poszedłem wypakować wielkie torby z prezentami, mijając ją bez słowa. Jak miałem niedługo zerwać nasz związek skoro teraz nie potrafiłem nawet zranić jej odrobinę swoją obojętnością. Nawet nie patrzyłem czy za mną idzie tylko wparowałem do domu za zgrają dzieciaków. Na progu przywitałem się z mamą i jej mężem, którzy wzięli ode mnie pakunki. Poczułem zapach, od którego automatycznie zrobiłem się głodny. Wytrzymać dzisiejszy wieczór, kilka dni, sylwester kolejne parę dni i wszystko będzie skończone. Muszę dać rade.
***

Coś mi się nie zgadzało. Kiedy po 2 godzinach przy świątecznym stole moja narzeczona nie wypowiedziała ani jednego słowa poza zdawkowym odpowiedziami i wymuszonymi uśmiechami, wiedziałem, że coś jest nie tak. Zacząłem się martwić. Chyba zupełnie postradałem zmysły, żeby przejmować się stanem kogoś kto mnie wykorzystywał przez niemal 2 lata. Ale taki już byłem. Można mnie było zdeptać a ja spytałbym się czy nie ubrudziłem sobą podeszwy oprawcy. Cały wieczór patrzyła na pierścionek, obracała go na palcu i miałem wrażenie, że jest… smutna. A ja się denerwowałem o co chodzi, czy wszystko z nią w porządku. W końcu nie wytrzymałem.
- Kochanie? - Drgnęła na dźwięk mojego głosu i spojrzała jakby ze zrezygnowaniem. Wtedy wszystko mi się rozjaśniło. Musiała wiedzieć, że ja wiem. Teraz nie było odwrotu. - Mogę cie na chwilkę prosić?
- Oczywiście - mruknęła głosem, który łamał mi serce. To był ten sam to, który miała kiedy mówiłem jej, że przez bite 3 tygodnie będę po drugiej stronie globu i nie będziemy się widzieć. I to jest ta sama kobieta, która nigdy mnie nie kochała? Tym bardziej bolało, bo musiała być doskonałą aktorką.
Wyszliśmy z salonu przepraszając wszystkich. Skierowałem się odruchowo do swojego starego pokoju, malutkiej klitki, w której teraz mieszkała któraś z moich sióstr. Stanąłem przy oknie a ona usiadła na łóżku i złożyła dłonie na kolanach.
- Wszystko w porządku? - spytałem bijąc się z myślami. Wciąż nie podjąłem decyzji. Nie podniosła wzroku.
- Nie - odpowiedziała prosto. Zdziwiłem się. Myślałem, że będzie kręcić, próbować mi wmówić, że wszystko jest dobrze. Tak jak zawsze. Właściwie rzadko na cokolwiek się skarżyła albo na coś narzekała. Jedynie takie drobnostki, które zdawały się ją zawstydzać jak hobby jej mamy.
- O co chodzi?
- Po prostu czułam, że to się niedługo stanie. Zaraz po tym jak mi się oświadczyłeś, zmieniłeś się. Wiedziałam, że zrozumiałeś, że to błąd. - Zmarszczyłem brwi. Rzeczywiście zorientowała się, że o wszystkim już wiem. Niedługo nie będzie już moja. Ta myśl omal nie zwaliła mnie z nóg.
- Cóż, ktoś pomógł mi to zrozumieć - mruknąłem. Właściwie nie tak to sobie wyobrażałem. Myślałem, że rozstaniemy się w krzyku i przy wielu słowach, których oboje byśmy żałowali , niszcząc wszystko co między nami było bezpowrotnie.
- Przez 2 ostatnie lata próbowałam być jak one. Idealne, bez żadnej skazy. Kobiety w Twoim otoczeniu, które zawsze były idealnie umalowane, nigdy nie paplały głupot, nie pochodziły z jakiegoś nieznaczącego państewka, nie popełniały błędów, nie miały rodziców, którzy słabo znają angielski. Myślałam, że mi się uda zmydlić wszystkim oczy. Przede wszystkim, że ty mi uwierzysz, że na ciebie zasługuje. Jestem prawdziwą kretynką, myśląc, że możesz mnie pokochać - powiedziała ze łzami w oczach. Zaczęła zdejmować pierścionek, ale powstrzymałem ją ręką, bo coś gwałtownie we mnie drgnęło.
- Nie wiem co masz na myśli mówiąc to wszystko. Jedyne co wydaje mi się z tego prawdą to zmydlenie nam wszystkim oczu. Dzień po naszych zaręczynach spotkałem twojego przyjaciela Lucasa. Byłego przyjaciela właściwie. Wszystko mi powiedział. To jak planowałaś od dawna złapać jakiegoś bogatego frajera, żeby się wybić i w końcu żyć tak jak uważasz, że na to zasługujesz. I kiedy przypadkiem poznałaś mnie, postanowiłaś mnie oczarować. Pochłonięta próbą zdobycia mnie odłączyłaś się całkowicie od swojego starego życia, wykorzystywałaś mnie, żeby zdobyć pozycję i bogatych przyjaciół. Brzydzę się tobą. Nigdy mnie nie kochałaś. Pewnie nawet nie lubiłaś. Byłem nikim… - urwałem widząc jak gwałtownie zbladła. Wziąłem to za potwierdzenie moich słów. Zaczęła się cała trząść.
- Lucas… Lucas nigdy nie potrafił zrozumieć co w tobie widzę. Dlaczego uganiam się za jakąś gwiazdką jak to ciebie określił. Nie dziwie się, że to zrobił. Właściwie może to i dobrze.
- Dzięki niemu w końcu znam prawdę - powiedziałem. Z jej oczu popłynęły łzy.
- Louis kochanie… Nie znasz nawet malutkiej części prawdy.
- To opowiedz wszystko, bo powoli zaczynam się gubić w tym co jest prawdą a co kłamstwem - warknąłem.
- Wyjechałam z Polski, żeby pójść na studia. Marzyła mi się medycyna, ale trochę się bałam, że nie dam rady. Poznałam Lucasa niedługo po przyjeździe. Był jak moja bratnia dusza, w tym przyjacielskim znaczeniu. Próbował wyciągać mnie na imprezy, mimo że wiedział, że nie mam czasu, bo pracuje i odkładam na studia. Udało mu się ten jeden jedyny raz. Wtedy poznałam ciebie. Nie wyobrażasz sobie nawet jak szybko się w tobie zakochałam. Gdy zacząłeś wprowadzać mnie w swój świat od razu zauważyłam różnicę pomiędzy tamtymi ludźmi a mną. Wszyscy byli idealni. A ja? Czułam się jak kopciuszek przy prawdziwych księżniczkach. Zdałam sobie sprawę z tego, że to tylko kwestia czasu kiedy ty też to zauważysz. Więc robiłam wszystko, żeby się do nich upodobnić. Tak mocno grałam, że prawie sama uwierzyłam, że to prawdziwa ja. A to wszystko po to, żebyś mnie pokochał. Jak widać się nie udało… Lucasowi nie spodobała się ta ‘nowa ja’, więc urwał kontakt. Nie sądziłam, że może mieć mi za złe to kim próbowałam się stać. Pomyliłam się. Nigdy nie chciałam cie wykorzystać. Uwierz mi, że pieniądze nie mają dla mnie kompletnie żadnego znaczenia. Były dla mnie ważne póki chciałam iść na studia. Po poznaniu ciebie jedyne czego pragnęłam to być z tobą. Pogubiłam się jednak w tym wszystkim tak mocno, że… Louis, nigdy tak naprawdę nie poznałeś  prawdziwej mnie. Nie wiesz kim jestem, znasz tylko tą cholerną maskę. Przepraszam. Przepraszam, że straciłeś przeze mnie tyle czasu. Powinnam to skończyć kiedy zorientowałam się, że nie jestem dziewczyną dla ciebie – dokończyła chowając twarz w dłoniach, ukrywając przede mną swój płacz.
Opadłem na kolana przed nią. Całe moje życie było jednym wielkim kłamstwem, do którego zmusiłem miłość swojego życia. Wierzyłem jej. Jak mógłbym jej nie uwierzyć?
- To ja przepraszam.
Spojrzała na mnie załzawionymi oczami. Jej makijaż zostawił czarne smugi, ale Boże wciąż była piękna.
- Przeze mnie udawałaś kogoś kim nie jesteś… i nie musisz być. - Oparłem swoje czoło o jej i poczułem jak drży. - Pokochałem cie w momencie kiedy omal nie wylałaś na mnie mojego własnego drinka, gdy pierwszy raz cie zobaczyłem. Pokochałem cie p kilku pierwszych spotkaniach. Potem zbyt zaślepiony własną miłością, nie zauważyłem, że się zmieniłaś. I Jezu niepotrzebnie. Dla mnie jesteś idealna w momencie kiedy rano budzisz się bez makijażu i z włosami wplątanymi w zamek poduszki, a na twarzy masz minę mordercy, bo ‘cholerny budzik ośmielił się zadzwonić’. Taką cie kocham. Nie musisz nikogo udawać dla ludzi, których obchodzą te wszystkie śmieszne bogactwa.
- Ale Louis…
- Nie. Kocham cie. Nie pozwolę ci odejść. Oboje popełniliśmy błędy. Ale nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie - powiedziałem szybko. Wziąłem jej twarz w dłonie i spojrzałem w oczy, te które sprawiają, że jestem w stanie przetrwać wszystko.
- Kocham cie Louis - szepnęła.
- Wiem. Teraz już wiem.

6 komentarzy:

  1. WRÓCIŁAŚ!!!!! :D :D :D :D :D :D :D :D KOCHAM CIĘ!!!! <3 <3 <3 <3 <3 TWÓJ POWRÓT I TWOJE NOWE OPOWIADANIE TO NAJPIĘKNIEJSZY PREZENT ŚWIĄTECZNY JAKI MOGŁAM DOSTAĆ!!!! DZIĘKUJĘ! :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze że wrocilas :) A te opowiadanie to cudo :)
    Życzę weny do opowiadania z Harrym bo jestem fanką tego opowiadania :**
    Wesołych Świąt :**
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak bardzo się cieszę, że wróciłaś. ;* Cudowny imagin.
    Życzę Ci dużo weny i Wesołych Świąt. ♥♥♥
    ~Asia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku Ewa, ten imagin jest tak piękny, że normalnie czytam go już 74848 raz 😭😭

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę opisać jak bardzo się cieszę, że znów piszesz na tym blogu <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak cudownie :) weszłam przez przypadek, a tu proszę jaka niespodzianka :D

    OdpowiedzUsuń