Hej misie, mam dla Was kolejną część partowca z Harrym, jedną z ostatnich, bo ojeju rozpędziłam się i wypada to w końcu zakończyć XD Mam nadzieję, że się Wam spodoba i (w tym momencie słodzę Wam o wyświetlenia, komentarze i że jesteście bla bla bla) <3 Miłego czytania :)))
_______________________________________________________________________
Wyszłam z pracy w pośpiechu. Uderzył we mnie lodowaty
podmuch wiatru pełen puchatych płatków śniegu. Wzdrygnęłam się z zimna. Miał
mnie dzisiaj odebrać brat, żebym pomogła mu wybrać nowy szyld warsztatu.
Poprzedni runął wczoraj przez ilość śniegu, która się zebrała na dachu i
wyłamała uchwyty szyldu, omal mnie nie miażdżąc i tylko jego refleks sprawił,
że byłam dzisiaj w biurze, a nie w szpitalu. Dlatego uznał to za priorytet, a
przez wyrzuty sumienia chciał, żebym była obecna przy wybieraniu i montowaniu,
na wypadek jakbym miała się teraz bać zaglądać do warsztatu mu pomagać. To było
kochane, że się tak troszczył, ale nie rozumiałam o co tyle zachodu. Nic się
nie stało. Oboje wpadliśmy w zaspę i żadne z nas nie miało nawet siniaka.
Westchnęłam zniecierpliwiona i rozejrzałam się dookoła, ale nie widziałam nigdzie jego samochodu. Obiecał, że podjedzie o równej godzinie pod budynek, żeby nie musieć płacić za parking. Było 5 po i cały czas pusto. Stałam tam samotnie, zamieniając się powoli w bałwana, bo śnieg przylegał do mojego płaszcza, włosów i całej reszty. Trzęsłam się jakbym miała jakiś atak, ale bałam się zadzwonić, bo jeśli właśnie prowadził, to pewnie wpadłby jeszcze na genialny pomysł, żeby odebrać, a doskonale wiedziałam czym się takie rzeczy kończą. A jak na mechanika mój brat i tak miał już za dużo stłuczek. Poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia. Obróciłam się automatycznie i w jednej chwili z twarzy odpłynęła mi cała krew. Cofnęłam się odruchowo, żeby jego ręka spadła z mojego barku.
- Czego chcesz Tommy - warknęłam. Chciałam się od niego odizolować po tym jak widziałam go ostatni raz. Robiłam wszystko, żeby zapomnieć tą cholerną chwilę słabości, kiedy moje serce zmiękło, gdy usłyszałam jego słowa o byciu miłością jego życia. To wszystko kłamstwa, a on jest oszustem. Przez niego wpadłam w stan, którego nie sądziłam, że kiedykolwiek doświadczę w życiu.
- Miałem iść do góry, żeby poinformować twojego szefa o tym, że złożyłem pozew sądowy. Ale cię zobaczyłem. Chcę porozmawiać… Potrzebuję, żebyś mi zaufała jeszcze raz. Mogę cię podwieźć do domu albo możemy skoczyć gdzieś, zjeść coś lub…
- Stop. O czym ty w ogóle mówisz? Nigdzie z tobą nie pójdę. Wiem za to gdzie ty możesz iść razem ze swoim durnym pozwem sądowym. - Zacisnęłam zęby i spojrzałam na niego bojowo. Unikałam jego oczu, bo wiedziałam, że kiedy tylko spojrzę w te niebieskie tęczówki, to ulegnę. Koncentrowałam uwagę na każdym punkcie jego postaci poza tym jednym. Tommy westchnął i zwiesił głowę w dół.
- Obrócił cię przeciwko mnie. Nie jestem nawet pewien czy chciałbym dowiedzieć się wszystkich tych kłamstw, którymi cię nakarmił. Nie jestem zły. Nigdy nie byłem. Rozstałem się z tobą dla twojego dobra, żebyś nie musiała czekać na mnie godzinami, żeby dowiedzieć się, że wrócę z pracy za kolejne 2 h. Nie widywalibyśmy się prawie w ogóle. Nie mogłem znieść myśli o tym jak bardzo będziesz cierpieć. Nie potrafiłem zadać ci takiego bólu. Wolałem, żebyś mnie znienawidziła niż płakała po nocach. Oboje nie bylibyśmy szczęśliwi. Ale teraz już możemy być. Wrócę do miasta i znajdę jeszcze lepszą pracę jak już wygram sprawę w sądzie. Kochanie, w końcu zamieszkamy razem… - Wyciągnął do mnie ręce jakby chciał mnie przytulić. Odsunęłam się od niego jak oparzona. Mój oddech przyspieszył.
- Jak śmiesz?! Ty pieprzony idioto jak śmiesz mówić mi to wszystko! Że zrobiłeś to dla mojego dobra, że zostawiłeś mnie samą, że pozwoliłeś mi myśleć, że jestem nic nie warta i mnie nie kochasz!!! - Zaczęłam okładać go pięściami, wrzeszcząc histerycznie. Próbował mnie uspokoić w końcu złapał moje nadgarstki i przyciągnął mnie do siebie mocno.
- Wszystko już dobrze, jestem tu i nigdzie się nie wybieram - powtarzał głaszcząc mnie po włosach i plecach. Próbowałam go odepchnąć, bo czułam jak z każdej strony dopada mnie jego słodki zapach, który przywoływał tyle wspomnień, że moje ciało i umysł zaczęło rozpadać się w agonii. - Nie odpychaj mnie proszę… Razem zniszczymy Stylesa, oskarżysz go o molestowanie seksualne i już nigdy więcej Styles Enterprise Inc. nam nie zaszkodzi…
- Co… Tommy o czym ty w ogóle mówisz? Puść mnie do cholery! - wrzasnęłam.
- Przepraszam czy jest jakiś problem? - Usłyszałam znajomy głos ochroniarza, który codziennie witał mnie krótkim ‘dzień dobry’ ze znudzonym uśmiechem. - Proszę ją zostawić albo będę zmuszony interweniować - oznajmił trzymając jedną dłoń przy pasku, gdzie zapewne znajdowała się broń, a w drugiej krótkofalówkę. Tommy odsunął się niechętnie. Jego szczęka drgnęła, a oczy błysnęły nienawiścią. Jego spojrzenie złagodniało, gdy spojrzał na mnie po raz ostatni.
- Jesteś albo ze mną albo przeciwko mnie. Ciebie też mogę zniszczyć - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Moje serce waliło jak szalone. Przez chwilę czułam coś ciepłego w ciele kiedy uzmysłowiłam sobie, że Tommy nie zostawił mnie, bo mnie nie kochał. Teraz jednak czułam tylko przerażenie tym, co dzieje się z człowiekiem ogarniętym żądzą zemsty. I marzyłam tylko o jednym co wywołało jeszcze większe łzy w moich oczach, bo poczułam się słaba. Potrzebowałam się wtulić w ciepłe ciało Harrego i zanurzyć twarz w jego pachnącej marynarce. Ale nie mogłam. Nie był mój.
Westchnęłam zniecierpliwiona i rozejrzałam się dookoła, ale nie widziałam nigdzie jego samochodu. Obiecał, że podjedzie o równej godzinie pod budynek, żeby nie musieć płacić za parking. Było 5 po i cały czas pusto. Stałam tam samotnie, zamieniając się powoli w bałwana, bo śnieg przylegał do mojego płaszcza, włosów i całej reszty. Trzęsłam się jakbym miała jakiś atak, ale bałam się zadzwonić, bo jeśli właśnie prowadził, to pewnie wpadłby jeszcze na genialny pomysł, żeby odebrać, a doskonale wiedziałam czym się takie rzeczy kończą. A jak na mechanika mój brat i tak miał już za dużo stłuczek. Poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia. Obróciłam się automatycznie i w jednej chwili z twarzy odpłynęła mi cała krew. Cofnęłam się odruchowo, żeby jego ręka spadła z mojego barku.
- Czego chcesz Tommy - warknęłam. Chciałam się od niego odizolować po tym jak widziałam go ostatni raz. Robiłam wszystko, żeby zapomnieć tą cholerną chwilę słabości, kiedy moje serce zmiękło, gdy usłyszałam jego słowa o byciu miłością jego życia. To wszystko kłamstwa, a on jest oszustem. Przez niego wpadłam w stan, którego nie sądziłam, że kiedykolwiek doświadczę w życiu.
- Miałem iść do góry, żeby poinformować twojego szefa o tym, że złożyłem pozew sądowy. Ale cię zobaczyłem. Chcę porozmawiać… Potrzebuję, żebyś mi zaufała jeszcze raz. Mogę cię podwieźć do domu albo możemy skoczyć gdzieś, zjeść coś lub…
- Stop. O czym ty w ogóle mówisz? Nigdzie z tobą nie pójdę. Wiem za to gdzie ty możesz iść razem ze swoim durnym pozwem sądowym. - Zacisnęłam zęby i spojrzałam na niego bojowo. Unikałam jego oczu, bo wiedziałam, że kiedy tylko spojrzę w te niebieskie tęczówki, to ulegnę. Koncentrowałam uwagę na każdym punkcie jego postaci poza tym jednym. Tommy westchnął i zwiesił głowę w dół.
- Obrócił cię przeciwko mnie. Nie jestem nawet pewien czy chciałbym dowiedzieć się wszystkich tych kłamstw, którymi cię nakarmił. Nie jestem zły. Nigdy nie byłem. Rozstałem się z tobą dla twojego dobra, żebyś nie musiała czekać na mnie godzinami, żeby dowiedzieć się, że wrócę z pracy za kolejne 2 h. Nie widywalibyśmy się prawie w ogóle. Nie mogłem znieść myśli o tym jak bardzo będziesz cierpieć. Nie potrafiłem zadać ci takiego bólu. Wolałem, żebyś mnie znienawidziła niż płakała po nocach. Oboje nie bylibyśmy szczęśliwi. Ale teraz już możemy być. Wrócę do miasta i znajdę jeszcze lepszą pracę jak już wygram sprawę w sądzie. Kochanie, w końcu zamieszkamy razem… - Wyciągnął do mnie ręce jakby chciał mnie przytulić. Odsunęłam się od niego jak oparzona. Mój oddech przyspieszył.
- Jak śmiesz?! Ty pieprzony idioto jak śmiesz mówić mi to wszystko! Że zrobiłeś to dla mojego dobra, że zostawiłeś mnie samą, że pozwoliłeś mi myśleć, że jestem nic nie warta i mnie nie kochasz!!! - Zaczęłam okładać go pięściami, wrzeszcząc histerycznie. Próbował mnie uspokoić w końcu złapał moje nadgarstki i przyciągnął mnie do siebie mocno.
- Wszystko już dobrze, jestem tu i nigdzie się nie wybieram - powtarzał głaszcząc mnie po włosach i plecach. Próbowałam go odepchnąć, bo czułam jak z każdej strony dopada mnie jego słodki zapach, który przywoływał tyle wspomnień, że moje ciało i umysł zaczęło rozpadać się w agonii. - Nie odpychaj mnie proszę… Razem zniszczymy Stylesa, oskarżysz go o molestowanie seksualne i już nigdy więcej Styles Enterprise Inc. nam nie zaszkodzi…
- Co… Tommy o czym ty w ogóle mówisz? Puść mnie do cholery! - wrzasnęłam.
- Przepraszam czy jest jakiś problem? - Usłyszałam znajomy głos ochroniarza, który codziennie witał mnie krótkim ‘dzień dobry’ ze znudzonym uśmiechem. - Proszę ją zostawić albo będę zmuszony interweniować - oznajmił trzymając jedną dłoń przy pasku, gdzie zapewne znajdowała się broń, a w drugiej krótkofalówkę. Tommy odsunął się niechętnie. Jego szczęka drgnęła, a oczy błysnęły nienawiścią. Jego spojrzenie złagodniało, gdy spojrzał na mnie po raz ostatni.
- Jesteś albo ze mną albo przeciwko mnie. Ciebie też mogę zniszczyć - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Moje serce waliło jak szalone. Przez chwilę czułam coś ciepłego w ciele kiedy uzmysłowiłam sobie, że Tommy nie zostawił mnie, bo mnie nie kochał. Teraz jednak czułam tylko przerażenie tym, co dzieje się z człowiekiem ogarniętym żądzą zemsty. I marzyłam tylko o jednym co wywołało jeszcze większe łzy w moich oczach, bo poczułam się słaba. Potrzebowałam się wtulić w ciepłe ciało Harrego i zanurzyć twarz w jego pachnącej marynarce. Ale nie mogłam. Nie był mój.
***
Odeszłam na chwilkę od dwóch przemiłych panów, którzy
pokazali mi chyba 10 z kolei rodzaj szyldu produkowany na zamówienie w ich
firmie, żeby odebrać telefon, który uparcie dzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz
i mimowolnie uniosłam kąciki ust do góry. Harry.
- Cze…
- Gdzie do cholery jesteś i czy możesz mi wyjaśnić dlaczego nic mi do cholery nie chcesz mówić?! - Usłyszałam jego wzburzony głos zanim zdążyłam się w ogóle przywitać.
Zmarszczyłam brwi. Dosyć ludzi chciało dzisiaj mną władać. Rozłączyłam się bez chwili zastanowienia, stanowczo wkładając telefon z powrotem do kieszeni i wracając do brata i reszty. Telefon rozdzwonił się ponownie, więc go wyciszyłam. Teraz wibrował przynajmniej 5 kolejnych razy. Mężczyźni w pomieszczeniu spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Niech pani pójdzie odebrać - poradził starszy pan ze zmarszczkami wokół ust, które uwydatniły się kiedy się uśmiechnął.
- Czy ludzie mogą przestać mi rozkazywać? - burknęłam i natychmiast spłonęłam rumieńcem. - Przepraszam.
Oddaliłam się ponownie i kolejny raz wyciągnęłam telefon z kieszeni. Spojrzałam na wyświetlacz. 6 nieodebranych połączeń. Zdecydowanie nie zamierzał się poddać. Na dowód na ekranie pojawił się jego numer i urządzenie zaczęło wibrować w mojej dłoni. Z niechęcią przesunęłam zieloną słuchawkę, żeby odebrać.
- Słucham. - Tym razem przynajmniej zdążyłam się przywitać.
- Cześć, możesz mi powiedzieć gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie i wytłumaczysz mi po drodze dlaczego mi nic do cholery nie chcesz mówić - powiedział przesłodzonym głosem. Mimo że sytuacja była średnia, zachichotałam cicho. Mogłam sobie wyobrazić jak jego kamienny wyraz twarzy zmienia się we wściekły i to rozbawiło mnie jeszcze bardziej. - Skończyłaś już się ze mnie śmiać?
- Jestem na obrzeżach centrum. Plus nie rozumiem czego znowu ci nie mówię i dlaczego miałabym ci mówić wszystko swoją drogą - mruknęłam. Usłyszałam jak wzdycha. Chyba miał mnie dość.
- Bo mogę tego od ciebie żądać - westchnął. Wolałam usłyszeć ‘bo mogę’ Harrego, mimo że doprowadzało mnie do szału niż jakiekolwiek słowa wychodzące z ust Tommy’ego.
- Żądać sobie możesz dużo rzeczy, ale nie wszystkie dostaniesz.
Podałam mu adres i rozłączyłam się bez pożegnania.
- Cze…
- Gdzie do cholery jesteś i czy możesz mi wyjaśnić dlaczego nic mi do cholery nie chcesz mówić?! - Usłyszałam jego wzburzony głos zanim zdążyłam się w ogóle przywitać.
Zmarszczyłam brwi. Dosyć ludzi chciało dzisiaj mną władać. Rozłączyłam się bez chwili zastanowienia, stanowczo wkładając telefon z powrotem do kieszeni i wracając do brata i reszty. Telefon rozdzwonił się ponownie, więc go wyciszyłam. Teraz wibrował przynajmniej 5 kolejnych razy. Mężczyźni w pomieszczeniu spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Niech pani pójdzie odebrać - poradził starszy pan ze zmarszczkami wokół ust, które uwydatniły się kiedy się uśmiechnął.
- Czy ludzie mogą przestać mi rozkazywać? - burknęłam i natychmiast spłonęłam rumieńcem. - Przepraszam.
Oddaliłam się ponownie i kolejny raz wyciągnęłam telefon z kieszeni. Spojrzałam na wyświetlacz. 6 nieodebranych połączeń. Zdecydowanie nie zamierzał się poddać. Na dowód na ekranie pojawił się jego numer i urządzenie zaczęło wibrować w mojej dłoni. Z niechęcią przesunęłam zieloną słuchawkę, żeby odebrać.
- Słucham. - Tym razem przynajmniej zdążyłam się przywitać.
- Cześć, możesz mi powiedzieć gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie i wytłumaczysz mi po drodze dlaczego mi nic do cholery nie chcesz mówić - powiedział przesłodzonym głosem. Mimo że sytuacja była średnia, zachichotałam cicho. Mogłam sobie wyobrazić jak jego kamienny wyraz twarzy zmienia się we wściekły i to rozbawiło mnie jeszcze bardziej. - Skończyłaś już się ze mnie śmiać?
- Jestem na obrzeżach centrum. Plus nie rozumiem czego znowu ci nie mówię i dlaczego miałabym ci mówić wszystko swoją drogą - mruknęłam. Usłyszałam jak wzdycha. Chyba miał mnie dość.
- Bo mogę tego od ciebie żądać - westchnął. Wolałam usłyszeć ‘bo mogę’ Harrego, mimo że doprowadzało mnie do szału niż jakiekolwiek słowa wychodzące z ust Tommy’ego.
- Żądać sobie możesz dużo rzeczy, ale nie wszystkie dostaniesz.
Podałam mu adres i rozłączyłam się bez pożegnania.
***
Kiedy podjechało czarne, matowe lamborghini, nawet się nie
zastanawiałam tylko wsiadłam do środka, przewracając oczami. Jakoś
przyzwyczaiłam się do jazdy drogimi samochodami, których wcześniej nie miałam
okazji widzieć na oczy, ale fakt, że Harry traktował je zmiennie jak skarpetki był
dla mnie wyjątkowo zabawny.
- Jesteś chory - przywitałam się.
- Dzięki. A jak tobie minął dzień? - Uśmiechnął się i wziął moją brodę w dwa palce, po czym pochylił się i pocałował delikatnie. Serce omal mi nie stanęło. Ruszył z piskiem opon, wciskając mnie w siedzenie. Spojrzałam na niego zaskoczona. Chyba koniec słodkości. Jego twarz nie wyrażała emocji.
- Nienajgorzej - mruknęłam.
- Nic ciekawego się nie wydarzyło? Żaden nadpobudliwy były nie próbował cię skrzywdzić pod moją firmą? - spytał z pozoru beznamiętnym głosem. Odwróciłam twarz w stronę okna i zacisnęłam pięści.
- Nic się nie stało. Nie zrobiłby mi krzywdy… - zawahałam się przy tych słowach i doskonale wiedziałam, że to usłyszy. Sama pogarszałam swoją sytuację.
- Nie wydaje mi się, żebyś mogła być tego pewna. Boje się o ciebie. Nie będę spokojny dopóki pan Davis nie będzie setki kilometrów stąd.
- Wniósł oskarżenie. I chciał mnie przekonać, żebym wniosła swoje - powiedziałam w końcu na niego zerkając. Zmarszczył brwi wyraźnie zaskoczony.
- Jakie oskarżenie?
- O molestowanie. - Jego szczęka drgnęła, a oczy zaszły gniewem. - Wytłumaczył mi też dlaczego mnie zostawił. Chciał mnie chronić. Bo wiedział, że będę cierpieć jeśli nie będzie miał dla mnie czasu przez nową pracę. - Zacisnęłam powieki. - Nie zniósłby tego, gdybym przez niego płakała po nocach i tęskniła za nim. Wolał…
- Przepraszam, ale nie mogę tego słuchać - przerwał mi. Wzięłam głęboki wdech. Łzy zebrały mi się w oczach. Wierzyłam, że mówił wtedy prawdę. To co powiedział później powstrzymało mnie od zrobienia czegoś głupiego. Pokazał swoją prawdziwą twarz. - Pogadamy w domu.
- Twoim? - Pokiwał tylko głową.
Zamknęłam oczy i próbowałam się przygotować na powiedzenie mu całej reszty. Miałam dosyć. Tommy wrócił do mojego życia, Harry się w nim pojawił, a ja pogubiłam się w tym całkowicie. A nigdy nie byłam zbyt dobra w szukaniu wyjścia. Potrzebowałam kogoś kto weźmie mnie za rękę i poprowadzi.
Poczułam, że się zatrzymujemy, więc otworzyłam oczy. Zasypany śniegiem, dom Harrego robił jeszcze większy wrażenie. Nabierał odrobiny magii i spokoju. Marzyłam, żeby wejść do środka i coś zjeść, bo umierałam z głodu. Drzwi były oczywiście zamknięte i musiałam czekać aż Harry je otworzy. Gdy tylko wysiadłam porwał mnie w ramiona i mocno do siebie przytulił. Zaskoczona niezdarnie odwzajemniłam uścisk wtulając się w jego miękki, pachnący nim płaszcz. I nagle wszystko było na swoim miejscu. Harry wtulił twarz w moje włosy, a ja westchnęłam jakby z ulgi. Znowu czułam się bezpieczna.
- Jesteś chory - przywitałam się.
- Dzięki. A jak tobie minął dzień? - Uśmiechnął się i wziął moją brodę w dwa palce, po czym pochylił się i pocałował delikatnie. Serce omal mi nie stanęło. Ruszył z piskiem opon, wciskając mnie w siedzenie. Spojrzałam na niego zaskoczona. Chyba koniec słodkości. Jego twarz nie wyrażała emocji.
- Nienajgorzej - mruknęłam.
- Nic ciekawego się nie wydarzyło? Żaden nadpobudliwy były nie próbował cię skrzywdzić pod moją firmą? - spytał z pozoru beznamiętnym głosem. Odwróciłam twarz w stronę okna i zacisnęłam pięści.
- Nic się nie stało. Nie zrobiłby mi krzywdy… - zawahałam się przy tych słowach i doskonale wiedziałam, że to usłyszy. Sama pogarszałam swoją sytuację.
- Nie wydaje mi się, żebyś mogła być tego pewna. Boje się o ciebie. Nie będę spokojny dopóki pan Davis nie będzie setki kilometrów stąd.
- Wniósł oskarżenie. I chciał mnie przekonać, żebym wniosła swoje - powiedziałam w końcu na niego zerkając. Zmarszczył brwi wyraźnie zaskoczony.
- Jakie oskarżenie?
- O molestowanie. - Jego szczęka drgnęła, a oczy zaszły gniewem. - Wytłumaczył mi też dlaczego mnie zostawił. Chciał mnie chronić. Bo wiedział, że będę cierpieć jeśli nie będzie miał dla mnie czasu przez nową pracę. - Zacisnęłam powieki. - Nie zniósłby tego, gdybym przez niego płakała po nocach i tęskniła za nim. Wolał…
- Przepraszam, ale nie mogę tego słuchać - przerwał mi. Wzięłam głęboki wdech. Łzy zebrały mi się w oczach. Wierzyłam, że mówił wtedy prawdę. To co powiedział później powstrzymało mnie od zrobienia czegoś głupiego. Pokazał swoją prawdziwą twarz. - Pogadamy w domu.
- Twoim? - Pokiwał tylko głową.
Zamknęłam oczy i próbowałam się przygotować na powiedzenie mu całej reszty. Miałam dosyć. Tommy wrócił do mojego życia, Harry się w nim pojawił, a ja pogubiłam się w tym całkowicie. A nigdy nie byłam zbyt dobra w szukaniu wyjścia. Potrzebowałam kogoś kto weźmie mnie za rękę i poprowadzi.
Poczułam, że się zatrzymujemy, więc otworzyłam oczy. Zasypany śniegiem, dom Harrego robił jeszcze większy wrażenie. Nabierał odrobiny magii i spokoju. Marzyłam, żeby wejść do środka i coś zjeść, bo umierałam z głodu. Drzwi były oczywiście zamknięte i musiałam czekać aż Harry je otworzy. Gdy tylko wysiadłam porwał mnie w ramiona i mocno do siebie przytulił. Zaskoczona niezdarnie odwzajemniłam uścisk wtulając się w jego miękki, pachnący nim płaszcz. I nagle wszystko było na swoim miejscu. Harry wtulił twarz w moje włosy, a ja westchnęłam jakby z ulgi. Znowu czułam się bezpieczna.
Boski rozdział Kocham te opowiadanie o Harrym mogłabyś książkę o tym napisać byłabym pierwsza do kupienia ;**
OdpowiedzUsuńA.
Świetne *.*
OdpowiedzUsuńGenialne :*
OdpowiedzUsuńKolejna część Harry'ego! Oł jea!
OdpowiedzUsuńSorry, że z Anonima, ale coś się nie mogę zalogować :(
Wspanialy !!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego imagina kiedy kolejny ??
OdpowiedzUsuńCudowny!
OdpowiedzUsuń