środa, 30 grudnia 2015

Imagine 58 Harry #zamówienie

Zamówienie dla Weroniki Ścibor, nie jestem pewna czy o to Ci chodziło, ale mam nadzieję, że mimo wszystko będziesz zadowolona :D Wszystkim życzę miłego czytania i udanego Sylwestra, bo nwm czy dam radę coś wstawić jeszcze jutro XD KC <3

____________________________________________________________________________

Nie mogłam zasnąć. Powinnam się już przyzwyczaić do nowego miejsca, ale wciąż nie potrafiłam się do końca zaaklimatyzować. Nie czułam się z tym zbyt dobrze. Zwykle nie miałam z tym problemów, czułam się dobrze praktycznie w każdym towarzystwie i potrafiłam się dopasować. Teraz jednak nie była to kwestia pójścia gdzieś z zupełnie nieznaną grupą znajomych, z których znałam jedną osobę albo poradzenie sobie w dorywczej pracy z obcymi ludźmi o zupełnie różnych osobowościach i poglądach. Tym razem wylądowałam po drugiej stronie kraju, w miejscu, którego nie dało się poznać w 3 tygodnie, wśród ludzi, którzy mieli inną mentalność i średnio aprobowali mój charakter. Przeprowadzki były do niczego.
Nagle usłyszałam dziwny dźwięk, jakby ktoś pukał w moje okno. Cała zdrętwiałam. Mój pokój mieścił się na 1 piętrze, a na zewnątrz rosło duże drzewo, po którym z łatwością mógłby się wspiąć jakiś złodziej albo psychopata. Wzięłam głęboki wdech. Histeryzuje. To pewnie tylko jakiś ptak. Jednak dźwięk powtórzył się jeszcze kilka razy. Podeszłam do okna z sercem, które zdawało się być bliskie rozbicia się o żebra. Odsunęłam powoli starą, pachnącą lawendowym płynem firankę i zerknęłam przez szybę, próbując dostrzec cokolwiek w ciemności. Jakaś postać stała na dole, grzebiąc w ziemi. Otworzyłam okno z wściekłością patrząc na intruza.
- Ty! - zawołałam ostrzegawczo. Postać podniosła się gwałtownie i przyłożyła palec do ust w panice. Zmarszczyłam brwi. Po chwili rozpoznałam w niej dziewczynę, która trzymała się mnie odkąd tylko pojawiłam się w nowej szkole, wychwalając pod niebiosa fakt, że w końcu pojawił się ktoś normalny. - Anika?
- Ciszej - powiedziała przyciszonym tonem.
- Co ty tu robisz? Jest po północy...
- Narzekałaś, że to miasto jest jak kurort dla emerytów. Chcę ci pokazać tą lepszą stronę - zachichotała. Spojrzałam na nią jakby urwała się z psychiatryka. - Nie patrz tak na mnie tylko wciskaj portki na tyłek i chodź zanim twoja babcia się obudzi.
- Jesteś chora.
- Tylko troszkę. To twoja ostatnia szansa, ubieraj się albo to miasto na zawsze pozostanie dla ciebie zupą z flaczków. - Złapałam się za czoło po jej słowach. Ona była nienormalna.
- O czym ty do cholery…
- Boże to przenośnia, pośpiesz się!
Schowałam się z powrotem do pokoju i stanęłam w bezruchu, nasłuchując czy babcia się obudziła. Jednak dom milczał. Jedynym dźwiękiem był mój przyspieszony oddech. Czy ja naprawdę zamierzam… Ugh, nieważne. Robiłam gorsze rzeczy. Rzuciłam się w poszukiwaniu spodni i ubrałam je szybko, rozglądając się za czymś wierzchnim. Padło na szarą, grubą bluzę, którą miałam rano w szkole. Wyjęłam z szafy swoje nowe reeboki, bo inne buty trzymałam w szafce na dole i nie miałam większego wyboru. Wzięłam telefon i trochę pieniędzy do kieszeni w typowym dla siebie odruchu. Wróciłam do okna. Anika bez słowa wskazała ręką drzewo. Co za cholerna istota. Przerzuciłam nogi przez parapet i próbowałam sięgnąć do najbliżej grubej gałęzi, ale była za daleko. Jeśli umrę to będzie to chyba najgłupsza śmierć jaką mogę sobie wyobrazić.
- Niech cię szlag - burknęłam.
Trzymając się czego się dało, stanęłam na parapecie i wychyliłam się w końcu sięgając do gałęzi. Wzięłam głęboki wdech i puściłam się framugi, żeby drugą ręką złapać inną gałąź i wiedząc, że i tak już za późno, skoczyłam. Zsunęłam się kawałek zanim owinęłam ręce wokół pnia, a nogi zatrzymałam na wystających częściach, które musiały być ściętymi gałęziami. Uśmiechnęłam się do siebie. Znowu poczułam, że żyję. Jak przed wprowadzeniem się do najnudniejszej części kraju. Powoli zeszłam kawałek, aż mogłam swobodnie skoczyć na ziemię. Wyjęłam gałązkę z włosów i spojrzałam wyczekująco na dziewczynę przed sobą.
- Zadowolona jesteś z siebie? - spytała krzyżując ręce pod biustem.
- Bardzo - zakpiłam.
- No to świetnie. Idziemy.
Po drodze próbowałam wyciągnąć z niej gdzie idziemy i co tak właściwie zamierzamy robić, ale to był jedyny temat, na który milczała. Poza tym nie zamykała ust cały czas o czymś opowiadając. Wsadziłam dłonie w kieszenie bluzy, kryjąc swój uśmiech za włosami. Przypominała kilku moich starych przyjaciół. Ale nie zamierzałam się rozklejać z tęsknoty za nimi. Byłam twarda i nie widziałam sensu w płakaniu za czymś co było kiedyś. To nie sprawi, że wszystko wróci. Teraz byłam tu i musiałam kształtować swoją przyszłość z tą gadatliwą i osobliwą dziewczyną, która miała jakieś podejrzane plany i najwyraźniej postanowiła trzymać mnie w niepewności do samego końca.
Po 20 minutach kiedy zaczynałam mieć już dosyć i zaczęłam podejrzewać, że to miał być tylko zwykły spacer, coś zaczęło się dziać. Z daleka usłyszałam śmiech i wiele podniesionych głosów na raz. Anika przyspieszyła, a ja za nią tym razem nawet o nic nie pytając. Byłyśmy w jakiejś nieciekawej okolicy, same stare magazyny i pustostany. Nie był to dla mnie ani nowy ani jakoś przesadnie straszny widok. Bywałam w takich miejscach i wiedziałam, że na ogół tylko wyglądały tak ponuro i niebezpiecznie. W gruncie rzeczy w taką zwykłą noc były opuszczone i w grupie przyjaciół, nie miało prawa się nic stać. Dźwięki były coraz głośniejsze i powoli mimo niewiedzy zaczęłam odczuwać podekscytowanie. W końcu wyszłyśmy zza rogu i naszym oczom ukazał się spory tłum ludzi mniej więcej w moim wieku i trochę starszych, ale nikt nie miał raczej więcej niż 25 lat na moje oko. W starych metalowych beczkach ludzie porobili coś na kształt ognisk, które miały oświetlać otoczenie, bo poza tym były tu może dwie stare latarnie, które mrugały żółtym światłem. Było tu sporo osób wyglądających, jakby dopiero skończyli swoją odsiadkę w więzieniu, ale starałam się nie utrzymywać z nimi kontakt wzrokowego. Anika wzięła mnie za rękę i przepchała się przez największe zbiorowisko, aż na sam początek, odkrywając w końcu nasz cel. Nielegalne wyścigi. Uśmiechnęłam się szeroko i rozejrzałam w poszukiwani kierowców dwóch niesamowitych samochodów czekających tylko aż ktoś do nich wsiądzie. Teraz dostrzegłam sens w rozmieszczeniu tłumu. Po dwóch stronach ulicy stały gromady ludzi ciągnące się przez dobre 100 metrów.
- Podziękujesz mi potem - powiedziała Anika klepiąc mnie po ramieniu z poważną miną. W końcu nie wytrzymała i roześmiała się serdecznie.
Nawoływania ludzi wzmogły się kiedy dwóch chłopaków wyszło z tłumu. Oboje nosili czarne skórzane kurtki, jednak podczas, gdy jeden z nich miał typową urodę bad boya, drugi… Wydawał się kompletnie inny. Bardziej nieprzewidywalny. Miał długie wijące się wokół niego włosy, kończące się przy ramionach, a każdy odkryty fragment skóry, taki jak nadgarstki i klatka wyłaniająca się zza rozpiętych guzików czarnej koszuli, pokryty był tatuażami. Jego twarz wyrażała pełne skupienie. Był przystojny, ale to jego oczy przykuwały największą uwagę. Kiedy rozejrzał się po tłumie dostrzegłam w nim coś jeszcze. Niesamowitą pewność siebie. Miałam wrażenie, że zatrzymał swoje jasne tęczówki na nieco dłużej w okolicy gdzie stałam, ale nie mogłam mieć pewności. Byłam w niego tak wpatrzona, że mogłam to sobie wymyślić. Wszyscy skandowali jedno nazwisko.
- Który z nich to Styles? - spytałam Aniki.
- Ten w długich włosach. Nigdy nie przegrywa.
- Pewnie ma po prostu szczęście - prychnęłam.
- Zwariowałaś? Jest niepokonany od 2 lat, to nie jest szczęście - powiedziała patrząc na mnie jakbym była z innej planety.
Kierowcy wsiedli do samochodów i zaczęło się odliczanie. Udzieliły mi się emocje i krzyczałam razem z resztą. Oboje ruszyli z piskiem opon i hukiem, który rozbrzmiał w moich uszach. Oddalili się z prędkością, która sprawiła, że poczułam jak adrenalina wybucha w moim ciele, mimo że to nie ja prowadziłam jedną z tych machin.
- Ile ma być okrążeń? - Próbowałam przekrzyczeć tłum.
- Zwykle są 3 - wrzasnęła Anika.
Kiedy po jakimś czasie z daleka wyłonił się czarny punkt, nietrudno było się domyśleć kto to, po krzykach tłumu. Styles. Chociaż wciąż nie wierzyłam, że to kwestia tego niesamowitego talentu. Pewnie miał dobrze przerobiony wóz i tyle. Minął nas jeden, a kilka sekund po nim drugi. Nie zdążyłam dostrzec kierowców. Przy drugim okrążeniu nieoczekiwanie to szablonowy bad boy prowadził. Kiedy pod koniec trzeciego okrążenia to znowu on wyłonił się jako pierwszy, uśmiechnęłam się triumfalnie. Wtedy jednak Styles pojawił się jakby znikąd i w ostatniej chwili wyprzedził go, wywołując szał wśród tłumu. Zatrzymał się tuż przy nas i wysiadł z krzywym uśmieszkiem na ustach. Skrzywiłam się co przykuło jego uwagę.
- Hej, źle postawiłaś?! - zawołał ze śmiechem. Tłum wysunął mnie nieco do przodu.
- Nie, po prostu podziwiam - prychnęłam. - Musi być fajnie mieć takie szczęście. - Mój głos aż ociekał sarkazmem. Chłopak zwilżył kącik ust językiem.
- Nazywasz to szczęściem?
- A czym innym? - zakpiłam.
- Hmm no nie wiem na przykład niespotykanym talentem? - zaśmiał się, a tłum zaczął skandować jego nazwisko kolejny raz. Dopiero teraz zauważyłam, że tłum wypychał mnie coraz bardziej aż w końcu znalazłam się praktycznie 2 metry przed Stylesem. Nikt nawet nie zauważył jak mocno wkurzony bad boy kłóci się o coś z paroma ludźmi.
- Chyba masz poważne problemy z samooceną… Może próbujesz wyścigami i ładnym autkiem nadrobić brak w innych miejscach? - Uśmiechnęłam się do niego słodko. Podniósł w zaskoczeniu brwi, że odważyłam się coś takiego powiedzieć, a tłum zabuczał. Skrzyżowałam ręce pod biustem i spojrzałam na niego wyczekująco. Myślałam, że będzie bardziej wyszczekany. - Pewnie to twoje autko pomogło ci wygrać. - Wygięłam usta w podkówkę. Chłopak odchrząknął i parsknął śmiechem.
- To może ty spróbujesz tego… szczęścia? - Uniósł brew.
- Co? - Zachichotał widząc moją reakcję.
- Przejedź się ze mną. Mój przyjaciel, który właśnie bezskutecznie próbuje wymusić dogrywkę, z chęcią się z nami pościga - zachichotał. Tamten chyba usłyszał, że o nim rozmawiamy, bo odwrócił się zainteresowany. - Chyba, że się cykasz?
- Proszę cię, raczej ty o to, że udowodnię, że mam rację.
- Okej… jeśli wygrasz wyścig to znaczy, że jestem zwykłym szczęściarzem z dobrym sprzętem… - Spojrzał na mnie znacząco nawiązując do tego co zasugerowałam mu wcześniej. - A jeśli przegrasz… Będziesz musiała wyczyścić moje jak to nazwałaś ‘autko’.
- Nie sądzisz, że to trochę nie fair?
- A kto powiedział, że gram fair słonko?
- Na litość boską wracaj tu - krzyknęła Anika. Odwróciłam się i rzuciłam jej krótkie spojrzenie.  Uśmiechnęłam się krzywo prosto w stronę Stylesa. Właściwie to bawiłam się cudownie. I nie zamierzałam zmarnować takiej okazji. Zbliżyłam się do chłopaka tak bardzo, że ledwo mogłam wyciągnąć w jego kierunku dłoń.
- Przyjmuję zakład.
- Na to liczyłem - szepnął podając mi swoją rękę. Miał ciepłą i szorstką dłoń, w której moja zupełnie zginęła.
Wsiadłam pewnie do jego samochodu od strony kierowcy, a po chwili Styles pojawił się tuż obok. Wewnątrz było mnóstwo dziwnych wskaźników, które widziałam pierwszy raz w życiu. Ale byłam dobrym kierowcą i nie raz zdarzało mi się urządzać pseudo zawody na autostradzie ze swoimi nienormalnymi przyjaciółmi na niepłatnych odcinkach. Między innymi przez takie rzeczy rodzice posłali mnie tutaj, licząc na to, że zmądrzeje. Przygryzłam wargę. Chyba średnio mi idzie.
Chłopak przez 5 minut tłumaczył mi na szybko jak wszystko funkcjonuje, obiecując, że jak spanikuje, mogę zawsze zahamować, bo samochód sobie z tym poradzi nawet przy zawrotnych prędkościach, tylko mogę mu trochę zjechać hamulce. Nie wydawał się tym zbytnio przejmować. Otworzył okno, żeby pokazać kciuka w górę, że jesteśmy gotowi. Poczułam zastrzyk adrenaliny, taki prawdziwy jakiego nie miałam od dawna.
- Trasa jest prosta, podążaj za moimi instrukcjami. Jest jedno okrążenie, bo to dogrywka. Może przyjedziesz 5 minut po Louisie - zakpił. Cóż, przynamniej w końcu bad boy dostał imię.
Między samochody wyszła dziewczyna z flagą, którą widziałam już wcześniej. Odliczanie się zaczęło, a ja uśmiechnęłam się, skupiając się całkowicie na tym by ‘poczuć’ samochód. Ruszyłam z piskiem opon jak tylko flaga poszła w dół. Nie skupiałam się zupełnie na tym gdzie w tym momencie jest mój przeciwnik. Całkowicie wczułam się machinę i uważnie słuchałam tego co mówi do mnie Styles. Czułam jak prędkość przyprawia moje serce o stan bliski palpitacji, ale ignorowałam wszelkie reakcję. Nie sądziłam, że to może być takie… Cholernie dobre uczucie. Na zakręcie omal nie wrąbałam prosto w jakiś budynek, ale zostawiając za sobą kłęby dymu i zapewne czarne ślady na asfalcie udało mi się skręcić. Chłopak krzyczał rozkazując mi co mam robić, a ja chowając swoje ego, robiłam wszystko co kazał. Z daleka dostrzegłam w końcu tłum. Dopiero kiedy nie zobaczyłam na samym końcu samochodu Louisa, pozwoliłam sobie spojrzeć w lusterka. Był tam! Za mną! Wyszczerzyłam się i zajechałam mu drogę, żeby upewnić się, że mnie nie prześcignie. Gdziekolwiek się nie ruszał, ja podążałam w tym samym kierunku, w końcu przejeżdżając przez umowny koniec trasy. Zatrzymałam się z piskiem opon, robiąc dokładnie to co chłopak obok mnie nazwał zjechaniem hamulców. Słyszałam jak tłum krzyczy, chyba jeszcze głośniej niż za pierwszym razem. Spojrzałam na Stylesa, a ten wpatrywał się we mnie z niekrytym podziwem, a jednocześnie głębokim szokiem wypisanym na przystojnych rysach.
- Chyba wygrałam - powiedziałam uśmiechając się uroczo i wychodząc z samochodu.
Jakimś cudem znalazłam się w górze kiedy tłum mnie uniósł, skandując moje imię. Znalazłam wzrokiem Anikę, która musiała być tego sprawcą. Patrzyła na mnie zszokowana i cholernie szczęśliwa.
- Jesteś nienormalna!!!
- Też cię kocham - krzyknęła w odpowiedzi.
W końcu znalazłam się na ziemi kiedy Styles kiwnął palcem i postawili mnie na ziemi. Spojrzałam na niego wyzywająco.
- Chyba jesteś tylko szczęściarzem - powiedziałam z udawanym smutkiem.
- Nie. Jestem Harry - Uśmiechnął się. - I właśnie doprowadziłaś Louisa do depresji. - Spojrzałam we  wskazanym kierunku gdzie bad boy walił stopą w jedną z metalowych beczek, która przestała się palić. Zachichotałam. - Myślę, że z wielką chęcią nauczyłbym cię jeszcze paru rzeczy, żebyś kiedyś mogła wziąć udział w prawdziwym wyścigu. Przeciwko mnie. Wtedy zobaczymy kto jest szczęściarzem.
- To wyzwanie? - spytałam unosząc brew. Zbliżył się do mnie i chwycił moją brodę palcami.
- Przyjmujesz je?
- Z chęcią skopię ci tyłek.
Schylił się i myślałam, że chce mi coś szepnąć na ucho, ale zamiast tego przygryzł je lekko powodując, że moje nogi nagle stały się jak z waty. Wciągnęłam gwałtownie powietrze.
- Przyjdź tu jutro o tej samej porze. Poćwiczyłbym nie tylko to. - Spojrzał mi prosto w oczy, a ja miałam wrażenie, że nie mogę się uwolnić. Dawno nie czułam się tak... żywa.
- W twoich snach - prychnęłam mimo wszystko omal się nie rumieniąc.
- Dzisiejszych na pewno.
Pocałował mnie lekko w usta zanim zdążyłam zareagować po czym mrugnął do mnie i wsiadł do swojego samochodu odjeżdżając wśród krzyków tłumu. Wypuściłam powietrze z płuc, które trzymałam tam chyba przez wieczność. Jednak nie takie złe to miasto. 

wtorek, 29 grudnia 2015

Imagine 52 Harry Part XX

Myślałam, że nie dam rady jeszcze dzisiaj, ale jednak jest - przedostatnia część tego partowca. Powoli mam w głowie pomysły na kolejnego, ale jeszcze się nie mogę zdecydować z kim XD Dawno nie było czegoś dłuższego z Liamem albo Niallem, więc chętnie wysłucham Waszych opinii kogo byście chcieli widzieć w kolejnym może tym razem nie AŻ tak długim partowcu XD Miłego czytania i dziękuje za tak dużą ilość wyświetleń, ledwo wróciłam, a Wy potroiliście tę liczbę :') KC <3

________________________________________________________________________________

Firmowy sylwester miał odbyć się na dwóch ostatnich poziomach budynku Styles Enterprise Inc. Była to jedna z wielu części, których nigdy nie widziałam. Miałam wrażenie, że Harry też się denerwuje, a nie było to coś co jak sądziłam można było zobaczyć często. Jak dotąd nigdy nie sądziłam, że on w ogóle ma w swoim słowniku coś takiego jak stres. Widząc jak pobladł jeszcze bardziej, przeczuwałam, że musiało być coś więcej. Sam wieczór nie mógł wywoływać w kimś tak opanowanym takiej otwartej reakcji. Pewnie nie chciał mi czegoś powiedzieć. Zaparkował na swoim stałym miejscu. Wokół zgromadziło się już mnóstwo samochodów. Sama nigdy bym tutaj nie przyszła. Firmowe imprezy były okazją pokazania się, zdobycia sympatii wśród wyższych stanowiskiem i szansą na awans, jeśli było się odpowiednio zdeterminowanym i towarzyskim. Przed paroma tygodniami nie zależało mi ani na awansie ani na nowych znajomościach. Chciałam tylko zniknąć. Wzięłam gwałtowny wdech, przykuwając uwagę Harrgo, gdy otwierał mi drzwi.
- Wszystko w porządku? - spytał podając mi dłoń; chłodniejszą niż zwykle. Stanęłam obok niego i pogłaskałam jego policzek, lekko szorstki od zarostu, który zdążył się pojawić w ciągu dnia.
- Jak najbardziej - skłamałam gładko, odwracając jego uwagę krótkim pocałunkiem, żeby się nie zorientował.
Zamknął samochód i wziął mnie za rękę. Weszliśmy do windy, która prowadziła bezpośrednio z parkingu do poszczególnych pięter. Oparłam się o ścianę, obserwując jak Harry ze spokojem wciska guzik z największym numerem. Oblizał wargi i spojrzał na mnie twardo.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że wiem, że kłamałaś? - Spuściłam nerwowo wzrok. Jak mogłam w ogóle myśleć, że uda mi się go oszukać? Od początku przerażało mnie to jak doskonale potrafił przewidzieć każdy mój ruch, a nawet myśl. Nie stracił tej umiejętności przez chwilowe poddanie się nerwom. - Nie chcę, żebyś jeszcze kiedykolwiek to zrobiła. Chcę, żebyś była wobec mnie szczera.
- Bo co? Boisz się, że któregoś dnia nie rozpoznasz mojego kłamstwa i stracisz nade mną swoją chorą kontrolę? - wyrzuciłam mu gniewnie. Otworzył szerzej oczy.
- Pieprzyć kontrolę.
Nieoczekiwanie przyciągnął mnie z gwałtownością o którą bym go nie podejrzewała i namiętnie przywarł do moich ust. Zmiękłam w jego ramionach całkowicie zdana na niego. Chwycił mnie mocno jakbym była jego kołem ratunkowym, podczas gdy to właśnie ja czułam, że bez niego utonę i pogrążę się w mrocznych głębinach własnego umysłu. Wplotłam palce w jego włosy, wywołując w nim cichy pomruk przyjemności. Harry sprawiał, że coś co było niedorzeczne i w normalnych warunkach w życiu bym na to nie przystała, stawało się całkowicie normalne. A wręcz wyczekiwałam na kolejne jego kroki, doskonale wiedząc jak bardzo lubił ryzykować. Stawałam się plasteliną w jego rękach.
Winda zapiszczała, sygnalizując, że jesteśmy na miejscu. Odskoczyliśmy od siebie gwałtownie, a ja ekspresowo doprowadziłam się do porządku. Harry wziął mnie za rękę i weszliśmy do małego, skąpanego w bieli pomieszczenia. Wielkie przeszklone drzwi były otwarte, ukazując w środku dużą salę, wypełnioną ludźmi. Niektóre twarze rozpoznawałam już z daleka. Ścisnęła mocniej dłoń Harrego. Zatrzymałam się w pół kroku i spojrzałam na niego spanikowana.
- Harry… - Przełknęłam nerwowo ślinę. -  Kim my właściwie jesteśmy? Mam się przygotować na wredne komentarze i domysły, a sama muszę się domyślać jak mogę to w ogóle nazwać i…
- Ćśś - uciszył mnie pocałunkiem w czoło. - A jak chciałabyś to nazwać? - Zesztywniałam i zamknęłam oczy. Kiedy już miałam mu wszystko wyznać, pojawił się ktoś kto mnie powstrzymał.
- Dzień dobry panie Styles, czy mam zabrać płaszcze? - zapytał młody mężczyzna w czarnym garniturze, któremu oczy się zaświeciły na widok samego założyciela firmy.
- Oczywiście, dziękuje.
Harry pomógł mi się rozebrać kiedy tylko chłopak zrobił pierwszy krok w moim kierunku. Zacisnęłam usta, żeby się nie uśmiechnąć. Wcisnął mu oba płaszcze w ręce i zmierzył wrogim spojrzeniem kiedy tamtemu zaświeciły się oczy na mój widok. Zaborczo chwycił mnie w talii i wprowadził do środka. Próbowałam sobie wmówić, że wcale wszystkie oczy nie były na nas skierowane i wcale rozmowy nie wydały się być nieco bardziej przyciszone i jakby wzmożone jednocześnie.
- Nie przejmuj się - powiedział cicho. Jednak nie był aż taki domyślny jak mu się wydawało. To nie ludzie byli przyczyną mojego stresu. Tylko on.
Przez pierwszą godzinę nie odezwałam się ani słowem. W środku cała się trzęsłam, ale na zewnątrz grałam twardą i nie przestawałam się uśmiechać. Wiedziałam, że Harry będzie jedyną osobą na sali, która będzie zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest to szczery uśmiech. Cała reszta się nabierze. Tak jak moja rodzina, która nawet przez chwilę nie podejrzewała w jak głębokiej depresji byłam cały ten czas. Dopóki Harry nie wkroczył w moje życie… A raczej dosłownie porwał mnie i wprowadził do swojego.
- Szkoda tylko, że nikt nie tańczy - marudziła żona, któregoś z ważnych inwestorów. Harry spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- Mogę prosić?
Ukłonił się przede mną i wyciągnął rękę, którą bez zastanowienia chwyciłam. Poprowadził mnie na sam środek parkietu. Nawet nie zauważyłam momentu, w którym zaczęliśmy tańczyć. Cały czas byłam wpatrzona w jego oczy. Czułam tylko jak każdy jego ruch na zmianę oddala mnie i zbliża do niego. Wszystko zniknęło. Na ziemi trzymała mnie zieleń jego tęczówek, drgające wciąż kąciki ust, które świadczyły o tym, że walczył z uśmiechem, jego zapach, którym byłam otoczona i… lodowate dłonie. Nim zdążyłam zapytać, Harry w końcu uśmiechnął się tak szczerze jak nigdy, powodując głęboki dołeczki w policzkach i rozbłysk czegoś ulotnego i ciepłego w oczach. Wtedy zapomniałam o wszystkim.
- Kocham cię - wyznałam.
Reakcja nieco odbiegała nawet od najczarniejszego scenariusza. Jego oczy rozszerzyły się ze strachu, a usta rozwarły. To raczej nie oznaczało, że odwzajemniał moje uczucie. Krzyknął coś, ale nie zrozumiałam go, bo poczułam silne uderzenie w tył głowy, które zwaliłoby mnie z nóg, gdyby Harry szybko nie szarpnął mnie za siebie. W amoku poczułam tylko jak ktoś inny łapie mnie zanim zdążyłabym upaść na ziemię. Obróciłam się i zobaczyłam jak Tommy uderza w brzuch Harrego, a ten łamie się w pół. Wrzasnęłam i próbowałam się wyrwać, przerażona, że zrobi mu coś jeszcze. Dojrzałam z daleka dwóch ochroniarzy, którzy biegli przez tłum, ale ludzie byli rozproszeni i w za dużym szoku, aby ułatwić im dostanie się do centrum wydarzeń. Harry oddał cios prosto w szczękę Tommy’ego. Jego głowa odskoczyła na bok, ale nie przewrócił się tak jak podejrzewałam, że się stanie. Krzyczałam, żeby ktoś coś zrobił, ale goście wyraźnie nie przywykli do takich widoków i bali się cokolwiek zrobić. Mój były zaczął walić wściekle, gdzie tylko zdołał. Twarz Harrego pokryła się krwią. Moje wrzaski nic nie dawały, odciągali mnie coraz dalej od zagrożenia. Harry podniósł się i uderzył ostatni raz w brzuch przeciwnika, dopóki ochroniarze nie obezwładnili w końcu intruza.
- Zabierzcie tego śmiecia z dala od mojej kobiety, firmy i ludzi, którzy ją budowali zamiast okradać - warknął wściekle. 
Wyrwałam się w końcu i pobiegłam do niego, nie analizując zbytnio tego co krzyczał do mnie Tommy, o tym jak to go zdradziłam i że dostałam to czego chciałam. Wbiegłam prosto w ramiona Harrego, mocno się w niego wtulając.
- Już dobrze, tak strasznie cię przepraszam… Nie wiem jakim cudem on się tu dostał… - szeptał w ciężkim szoku, głaszcząc mnie po włosach i sprawdzając czy nic mi nie jest. Byłam tak odurzona adrenaliną, że nie czułam bólu. Widziałam tylko jego białą twarz pokrytą krwią. I wtedy to poczułam. Jego ręce oplecione wokół mojego ciała jakby osłabły, a jego oczy zrobiły się mętne. Zaczął upadać, a ja nie miałam dosyć siły, żeby go przytrzymać. Opadł na ziemię, z moją dłonią pod głową, którą próbowałam zamortyzować upadek.
- Harry co się dzieje?!
- Moja choroba… Ciśnienie spada…
Poczułam jakby moją pierś rozerwano. Spojrzał na mnie jeszcze raz i zamknął oczy.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Imagine 52 Harry Part XIX

Wstawianie codziennie daje mi i Wam dużo radości, ale chcę Was uprzedzić, że to z powodu świąt i potem nie będę już w stanie robić tego tak często... Ale mam nadzieję, że nie stracę motywacji, żeby to robić chociaż raz na tydzień :') Odpowiadając na pytanie Anna K, na ekonomii są w 2 i 4 klasie </3 Prawdopodobnie będą jeszcze tylko dwie części tego partowca jeżeli wszystko wyjdzie tak jak bym tego chciała :') Mam nadzieje, że się Wam wciąż podoba i cóż mogę więcej powiedzieć... Miłego czytania <3

_______________________________________________________________________________

Powolne budzenie się ze snu ma to do siebie, że przez kilka pierwszych chwil jesteśmy zupełnie nieświadomi tego co czeka nas w świecie rzeczywistym. Wszystko wydaje się lekkie, mamy wrażenie, że płyniemy i jesteśmy nie do końca świadomi tego, że ten stan nie trwa wiecznie. Końcowym etapem naszej podróży ze snu do realnego życia jest dziwny skurcz wszystkich mięśni, kiedy odzyskujemy kontrolę nad swoim ciałem, a zaraz po nim nasz umysł otwiera po kolei szufladki z każdym naszym zmartwieniem, które do tej pory zostało odłożone na bok. Otwieramy oczy. I sen się kończy.
Poczułam szorstkie dłonie owinięte wokół swojego ciała i równy oddech na szyi. Miękkie loki łaskotały moje policzki i zdałam sobie sprawę z tego, że moje plecy są przyciśnięte to ciepłej klatki piersiowej. Wokół mnie roztaczał się mój ulubiony zapach. Zapach Harrego. Jednak nie wszystkie pobudki były takie złe. Niektóre były jeszcze lepsze niż wyśniony świat bez problemów.
- Dzień dobry. - Usłyszałam za sobą ochrypnięty, poranny głos Harrego. Rozleniwiony uśmiech wypłynął na moje usta. Obróciłam się w jego ramionach i spojrzałam w górę prosto w roziskrzone, zielone tęczówki.
- Dzień dobry. - Próbowałam powstrzymać uśmiech na widok jego włosów, które zamiast być starannie ułożone, kręciły się w każdym możliwym kierunku. Wplotłam palce w miękkie kosmyki, na co ten przewrócił oczami.
- Śmieszą cię moje włosy? - Uniósł brew. Przygryzłam dolną wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Może odrobinę? - zaśmiałam się.
- Pożałujesz - warknął
Przetoczył się ze mną przez wielkie łóżko aż znalazłam się pod nim, unieruchomiona przez jego kolana ściskające po obu stronach moje biodra i z jego rękoma przyciskającymi moje nadgarstki do poduszki. Moja klatka piersiowa unosiła się szybciej niż zwykle co skutecznie przyciągnęło jego uwagę, mimo że byłam w jego koszulce z dekoltem pod samą szyję. Wykorzystując ten moment, próbowałam się mu wyrwać… bezskutecznie. Harry spojrzał na mnie z politowaniem. Mimowolnie się zarumieniłam i odwróciłam wzrok. Nagle poczułam jego dłonie pod koszulką, zmierzające powoli po mojej skórze rozgrzewając ją, w stronę moich piersi. Uderzyłam go pięścią w twardy brzuch, a on zaskoczony opadł na mnie z chichotem.
- Wygrałam - powiedziałam z dumą.
- Jesteś tego pewna? - szepnął mi do ucha. Poczułam jak ścisnął moje piersi dłońmi, powodując ukłucie przyjemności. Krew napłynęła mi do twarzy. Odchrząknęłam nerwowo. Zaśmiał się wesoło, po czym podniósł i wyszedł z łóżka, ostatni raz zahaczając kciukiem o mój sutek.
- Nienawidzę cię - burknęłam przewracając się na brzuch i chowając twarz w poduszce, ale tak, żeby wciąż móc go widzieć jednym okiem. Przeciągnął się i sięgnął po zegarek leżący na szafce.
- Słyszałem już gorsze słowa wychodzące z twoich ust w moim kierunku. - Spojrzał na mnie tym swoim firmowym, opanowanym spojrzeniem. To dziwne jak z biegiem czasu nauczyłam się rozpoznawać prawdziwe emocje pod tą maską obojętności, którą zakładał na siebie przez 99% czasu poza momentami, kiedy był nieświadomy, że pozwolił jej opaść.
- Na przykład? - Podniosłam się nieco, a on patrzył na mnie o sekundę za długo, żebym nie zorientowała się o czym myślał lustrując moją sylwetkę. Zbliżył się do mnie i złapał moją brodę w dwa palce.
- Na przykład, że jestem pieprzonym idiotą z obsesją kontroli i… w tym momencie chyba trochę odleciałaś - odparł z niebezpiecznym błyskiem w oku, a ja przypomniałam sobie wczorajszą noc, kiedy dokładnie coś takiego powiedział zanim… Moja twarz zalała się gorącem.
- Jesteś okropny - mruknęłam. Uśmiechnął się niebezpiecznie.
- Jestem. - Pocałował mnie szybko w czoło i zniknął w łazience, z której po chwili dało się usłyszeć dźwięki branego prysznica.
Rozłożyłam się wygodnie na łóżku i przetarłam twarz dłońmi. Świat zwariował. Nie chciałam tego nawet nazywać w żaden sposób. Określanie tego w jakikolwiek sposób wiązałoby się z niemymi obietnicami lub wprost przeciwnie - ich całkowitym brakiem. W pokoju rozbrzmiały dźwięki jakiejś rockowej piosenki. Rozejrzałam się i znalazłam przyczynę  - budzik na szafce nocnej. Wyłączyłam go na oślep przez przypadek, strącając coś na podłogę. Zamarłam w strachu, że zapewne strąciłam coś drogiego i cennego. Wychyliłam się i spojrzałam na podłogę. Spoczywało na niej dziwne urządzenie, którego chyba na szczęście nie zniszczyłam. Podniosłam je i od razu rozpoznałam w nim coś podobnego do tego, które Harry założył mi na rękę w swoim gabinecie parę tygodni temu. Ciśnieniomierz. Wyglądał na bardzo zużyty. Przypomniałam sobie słowa Harrego. Odłożyłam go na miejsce z ciężkim sercem. Trochę bolała mnie myśl, że mogę nigdy nie być na tyle ważna, żeby dowiedzieć się co mu jest tak dokładnie. Nikt nie wie. Spojrzałam na drzwi prowadzące do łazienki. Chciałam dowiedzieć się o nim wszystkiego. Wiedzieć jaka historia doprowadziła go do momentu, w którym był teraz. Każdą najdrobniejszą rzecz, która uczyniła go tym niesamowitym człowiekiem. Którego kocham. Łzy spłynęły mi po policzkach. Wiedziałam, że to się stanie. Nie potrafiłam robić czegoś połowicznie. Już dawno byłam stracona. Oddałam mu swoje serce gdzieś pomiędzy pierwszym błyskiem emocji w oczach a którymś z kolei porwaniem. Zakochałam się w swoim szefie.
***
- Jesteś pewna, że dasz radę pójść ze mną? Zawsze możesz przyjść jako zwykły pracownik, a nie… - Wykonał nieokreślony gest ręką. Przyjrzałam się mu uważnie.
- Chcę pójść z tobą Harry. Ale jeżeli zmieniłeś zdanie i nie chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli wystarczy powiedzieć. Zrozumiem - odparłam. Pokonał dzielącą nas odległość i pocałował mnie delikatnie.
- Nie zmieniłem zdania. Chcę iść na tego głupiego, firmowego sylwestra z tobą. - Chwycił moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. Jego wydawały się takie niewzruszone i pełne kontroli. Ja miałam wrażenie, że moje pokazują całą moją miłość do niego. Odwróciłam wzrok, bo bałam się, że moje uczucia są aż nazbyt widoczne. - Wszystko w porządku?
- Tak. - Przybrałam na twarz sztuczny uśmiech. Wiedziałam, że się nie nabierze, ale chyba postanowił dać mi spokój.
- W pokoju gościnnym jest sukienka, którą dla ciebie wybrałem i jakieś kosmetyki, które przyniosła Teresa. Użyj czego tylko chcesz - odparł po czym pocałował mnie w czoło i oddalił się.
Poszłam według jego wcześniejszych instrukcji do pomieszczenia dla gości. Na łóżku leżał długi czarny pokrowiec, który rozpięłam, żeby wiedzieć jakich cieni użyć. Zamarłam na widok srebrno złotej sukni od jednego ze światowych projektantów. Nigdy nie widziałam czegoś piękniejszego. Dotknęłam materiału drżącą ręką. Jak miałam nosić ją na sobie przez całą noc skoro obawiałam się przejechać po niej palcami z obawy, że ją uszkodzę? Zamknęłam szybko pokrowiec, żeby nie musieć na nią patrzeć. Koniec.
Ktoś zapukał do drzwi, ale nie wchodził do środka, więc szybko włożyłam drugiego brylantowego kolczyka i ostrożnie, bo byłam na wysokich obcasach podeszłam do nich, żeby otworzyć. Rozpoznałam gosposię Harrego. Uśmiechnęłam się do niej ciepło. Wzbudzała we mnie same dobre emocje, bo jakoś czułam, że była jedną z nielicznych bliskich dla niego osób.
- Pan Styles czeka na panią na dole - powiedziała.
- Dziękuje. Emm Tereso? - Zatrzymałam ją kiedy chciała już odejść.
- Czy Harry zawsze był taki… zimny i nieobecny? - spytałam nieśmiało. Kobieta uśmiechnęła się do mnie, a wokół jej ust i oczu pojawiły się gęste zmarszczki, zdradzające jej wiek.
- Obie wiemy, że tak naprawdę taki nie jest. Przybrał taką maskę kiedy wkroczył w świat biznesu i chyba trochę oduczył się ją ściągać. Ale myślę, że przy tobie się nauczy.
- Jak długo go pani zna? - zapytałam jeszcze, bo nie mogłam połapać się w tych wszystkich pytaniach, które miałam, a nie potrafiłam ich sformułować.
- Całe życie. W domu dziecka zawsze byłam jego ulubioną opiekunką. - Uśmiechnęła się na samo wspomnienie, a ja znieruchomiałam.
- Co się stało z jego rodzicami? - Teresa pogłaskała mnie po ramieniu ze spokojnym wyrazem twarzy.
- Będziesz mieć jeszcze mnóstwo czasu, żeby się tego dowiedzieć z jego własnych ust słonko. - Spochmurniałam.
- Nie jestem tego taka pewna…
- Więcej wiary w tego chłopaka. I przede wszystkim w siebie.
Odeszła pozostawiając po sobie zapach ciasteczek korzennych i innych pyszności. Wzięłam głęboki wdech. Więcej wiary. Łatwo powiedzieć. Odtworzyłam w pamięci drogę jaką pokonałam, żeby się tu znaleźć i już po chwili byłam na schodach w głównym holu. Na samym dole czekał Harry, wpatrując się w sufit z zamyśleniem. Był piękny. Nie dało się tak po prostu zignorować jego urody. Było w nim coś ulotnego. Miałam wrażenie, że za chwilę zniknie. Jednak on zamiast zniknąć spojrzał w górę i wyprostował się na mój widok. Wziął głębszy wdech i rozchylił wargi. Zeszłam powoli ze schodów, pod koniec chwytając jego wyciągniętą rękę. Wydawał mi się nieco bledszy niż rano, ale i tak niesamowicie przystojny w całkowitej nieprzeniknionej czerni, bez ani jednego jaśniejszego elementu.
- Wyglądasz cudownie - powiedział. Zarumieniłam się lekko, jak zawsze nad tym nie panując. Uśmiechnął się i podał mi ramię. - Idziemy?
Skinęłam głową i chwyciłam się Harrego. Byłam gotowa stawić czoło światu, pytaniom i wszelkich komentarzom na nasz temat. Nie byłam tylko gotowa przyznać się mężczyźnie obok jak wiele dla mnie znaczy.

niedziela, 27 grudnia 2015

Imagine 52 Harry Part XVIII

Poprzednia część [tutaj]

Hej misie, mam dla Was kolejną część partowca z Harrym, jedną z ostatnich, bo ojeju rozpędziłam się i wypada to w końcu zakończyć XD Mam nadzieję, że się Wam spodoba i (w tym momencie słodzę Wam o wyświetlenia, komentarze i że jesteście bla bla bla) <3 Miłego czytania :)))

_______________________________________________________________________

Wyszłam z pracy w pośpiechu. Uderzył we mnie lodowaty podmuch wiatru pełen puchatych płatków śniegu. Wzdrygnęłam się z zimna. Miał mnie dzisiaj odebrać brat, żebym pomogła mu wybrać nowy szyld warsztatu. Poprzedni runął wczoraj przez ilość śniegu, która się zebrała na dachu i wyłamała uchwyty szyldu, omal mnie nie miażdżąc i tylko jego refleks sprawił, że byłam dzisiaj w biurze, a nie w szpitalu. Dlatego uznał to za priorytet, a przez wyrzuty sumienia chciał, żebym była obecna przy wybieraniu i montowaniu, na wypadek jakbym miała się teraz bać zaglądać do warsztatu mu pomagać. To było kochane, że się tak troszczył, ale nie rozumiałam o co tyle zachodu. Nic się nie stało. Oboje wpadliśmy w zaspę i żadne z nas nie miało nawet siniaka.
Westchnęłam zniecierpliwiona i rozejrzałam się dookoła, ale nie widziałam nigdzie jego samochodu. Obiecał, że podjedzie o równej godzinie pod budynek, żeby nie musieć płacić za parking. Było 5 po i cały czas pusto. Stałam tam samotnie, zamieniając się powoli w bałwana, bo śnieg przylegał do mojego płaszcza, włosów i całej reszty. Trzęsłam się jakbym miała jakiś atak, ale bałam się zadzwonić, bo jeśli właśnie prowadził, to pewnie wpadłby jeszcze na genialny pomysł, żeby odebrać, a doskonale wiedziałam czym się takie rzeczy kończą. A jak na mechanika mój brat i tak miał już za dużo stłuczek. Poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia. Obróciłam się automatycznie i w jednej chwili z twarzy odpłynęła mi cała krew. Cofnęłam się odruchowo, żeby jego ręka spadła z mojego barku.
- Czego chcesz Tommy - warknęłam. Chciałam się od niego odizolować po tym jak widziałam go ostatni raz. Robiłam wszystko, żeby zapomnieć tą cholerną chwilę słabości, kiedy moje serce zmiękło, gdy usłyszałam jego słowa o byciu miłością jego życia. To wszystko kłamstwa, a on jest oszustem. Przez niego wpadłam w stan, którego nie sądziłam, że kiedykolwiek doświadczę w życiu.
- Miałem iść do góry, żeby poinformować twojego szefa o tym, że złożyłem pozew sądowy. Ale cię zobaczyłem. Chcę porozmawiać… Potrzebuję, żebyś mi zaufała jeszcze raz. Mogę cię podwieźć do domu albo możemy skoczyć gdzieś, zjeść coś lub…
- Stop. O czym ty w ogóle mówisz? Nigdzie z tobą nie pójdę. Wiem za to gdzie ty możesz iść razem ze swoim durnym pozwem sądowym. - Zacisnęłam zęby i spojrzałam na niego bojowo. Unikałam jego oczu, bo wiedziałam, że kiedy tylko spojrzę w te niebieskie tęczówki, to ulegnę. Koncentrowałam uwagę na każdym punkcie jego postaci poza tym jednym. Tommy westchnął i zwiesił głowę w dół.
- Obrócił cię przeciwko mnie. Nie jestem nawet pewien czy chciałbym dowiedzieć się wszystkich tych kłamstw, którymi cię nakarmił. Nie jestem zły. Nigdy nie byłem. Rozstałem się z tobą dla twojego dobra, żebyś nie musiała czekać na mnie godzinami, żeby dowiedzieć się, że wrócę z pracy za kolejne 2 h. Nie widywalibyśmy się prawie w ogóle. Nie mogłem znieść myśli o tym jak bardzo będziesz cierpieć. Nie potrafiłem zadać ci takiego bólu. Wolałem, żebyś mnie znienawidziła niż płakała po nocach. Oboje nie bylibyśmy szczęśliwi. Ale teraz już możemy być. Wrócę do miasta i znajdę jeszcze lepszą pracę jak już wygram sprawę w sądzie. Kochanie, w końcu zamieszkamy razem… - Wyciągnął do mnie ręce jakby chciał mnie przytulić. Odsunęłam się od niego jak oparzona. Mój oddech przyspieszył.
- Jak śmiesz?! Ty pieprzony idioto jak śmiesz mówić mi to wszystko! Że zrobiłeś to dla mojego dobra, że zostawiłeś mnie samą, że pozwoliłeś mi myśleć, że jestem nic nie warta i mnie nie kochasz!!! - Zaczęłam okładać go pięściami, wrzeszcząc histerycznie. Próbował mnie uspokoić w końcu złapał moje nadgarstki i przyciągnął mnie do siebie mocno.
- Wszystko już dobrze, jestem tu i nigdzie się nie wybieram - powtarzał głaszcząc mnie po włosach i plecach. Próbowałam go odepchnąć, bo czułam jak z każdej strony dopada mnie jego słodki zapach, który przywoływał tyle wspomnień, że moje ciało i umysł zaczęło rozpadać się w agonii. - Nie odpychaj mnie proszę… Razem zniszczymy Stylesa, oskarżysz go o molestowanie seksualne i już nigdy więcej Styles Enterprise Inc. nam nie zaszkodzi…
- Co… Tommy o czym ty w ogóle mówisz? Puść mnie do cholery! - wrzasnęłam.
- Przepraszam czy jest jakiś problem? - Usłyszałam znajomy głos ochroniarza, który codziennie witał mnie krótkim ‘dzień dobry’ ze znudzonym uśmiechem. - Proszę ją zostawić albo będę zmuszony interweniować - oznajmił trzymając jedną dłoń przy pasku, gdzie zapewne znajdowała się broń, a w drugiej krótkofalówkę. Tommy odsunął się niechętnie. Jego szczęka drgnęła, a oczy błysnęły nienawiścią. Jego spojrzenie złagodniało, gdy spojrzał na mnie po raz ostatni.
- Jesteś albo ze mną albo przeciwko mnie. Ciebie też mogę zniszczyć - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Moje serce waliło jak szalone. Przez chwilę czułam coś ciepłego w ciele kiedy uzmysłowiłam sobie, że Tommy nie zostawił mnie, bo mnie nie kochał. Teraz jednak czułam tylko przerażenie tym, co dzieje się z człowiekiem ogarniętym żądzą zemsty. I marzyłam tylko o jednym co wywołało jeszcze większe łzy w moich oczach, bo poczułam się słaba. Potrzebowałam się wtulić w ciepłe ciało Harrego i zanurzyć twarz w jego pachnącej marynarce. Ale nie mogłam. Nie był mój.
***
Odeszłam na chwilkę od dwóch przemiłych panów, którzy pokazali mi chyba 10 z kolei rodzaj szyldu produkowany na zamówienie w ich firmie, żeby odebrać telefon, który uparcie dzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz i mimowolnie uniosłam kąciki ust do góry. Harry.
- Cze…
- Gdzie do cholery jesteś i czy możesz mi wyjaśnić dlaczego nic mi do cholery nie chcesz mówić?! - Usłyszałam jego wzburzony głos zanim zdążyłam się w ogóle przywitać.
Zmarszczyłam brwi. Dosyć ludzi chciało dzisiaj mną władać. Rozłączyłam się bez chwili zastanowienia, stanowczo wkładając telefon z powrotem do kieszeni i wracając do brata i reszty. Telefon rozdzwonił się ponownie, więc go wyciszyłam. Teraz wibrował przynajmniej 5 kolejnych razy. Mężczyźni w pomieszczeniu spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Niech pani pójdzie odebrać - poradził starszy pan ze zmarszczkami wokół ust, które uwydatniły się kiedy się uśmiechnął.
- Czy ludzie mogą przestać mi rozkazywać? - burknęłam i natychmiast spłonęłam rumieńcem. - Przepraszam.
Oddaliłam się ponownie i kolejny raz wyciągnęłam telefon z kieszeni. Spojrzałam na wyświetlacz. 6 nieodebranych połączeń. Zdecydowanie nie zamierzał się poddać. Na dowód na ekranie pojawił się jego numer i urządzenie zaczęło wibrować w mojej dłoni. Z niechęcią przesunęłam zieloną słuchawkę, żeby odebrać.
- Słucham. - Tym razem przynajmniej zdążyłam się przywitać.
- Cześć, możesz mi powiedzieć gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie i wytłumaczysz mi po drodze dlaczego mi nic do cholery nie chcesz mówić - powiedział przesłodzonym głosem. Mimo że sytuacja była średnia, zachichotałam cicho. Mogłam sobie wyobrazić jak jego kamienny wyraz twarzy zmienia się we wściekły i to rozbawiło mnie jeszcze bardziej. - Skończyłaś już się ze mnie śmiać?
- Jestem na obrzeżach centrum. Plus nie rozumiem czego znowu ci nie mówię i dlaczego miałabym ci mówić wszystko swoją drogą - mruknęłam. Usłyszałam jak wzdycha. Chyba miał mnie dość.
- Bo mogę tego od ciebie żądać - westchnął. Wolałam usłyszeć ‘bo mogę’ Harrego, mimo że doprowadzało mnie do szału niż jakiekolwiek słowa wychodzące z ust Tommy’ego.
- Żądać sobie możesz dużo rzeczy, ale nie wszystkie dostaniesz.
Podałam mu adres i rozłączyłam się bez pożegnania.
***

Kiedy podjechało czarne, matowe lamborghini, nawet się nie zastanawiałam tylko wsiadłam do środka, przewracając oczami. Jakoś przyzwyczaiłam się do jazdy drogimi samochodami, których wcześniej nie miałam okazji widzieć na oczy, ale fakt, że Harry traktował je zmiennie jak skarpetki był dla mnie wyjątkowo zabawny.
- Jesteś chory - przywitałam się.
- Dzięki. A jak tobie minął dzień? - Uśmiechnął się i wziął moją brodę w dwa palce, po czym pochylił się i pocałował delikatnie. Serce omal mi nie stanęło. Ruszył z piskiem opon, wciskając mnie w siedzenie. Spojrzałam na niego zaskoczona. Chyba koniec słodkości. Jego twarz nie wyrażała emocji.
- Nienajgorzej - mruknęłam.
- Nic ciekawego się nie wydarzyło? Żaden nadpobudliwy były nie próbował cię skrzywdzić pod moją firmą? - spytał z pozoru beznamiętnym głosem. Odwróciłam twarz w stronę okna i zacisnęłam pięści.
- Nic się nie stało. Nie zrobiłby mi krzywdy… - zawahałam się przy tych słowach i doskonale wiedziałam, że to usłyszy. Sama pogarszałam swoją sytuację.
- Nie wydaje mi się, żebyś mogła być tego pewna. Boje się o ciebie. Nie będę spokojny dopóki pan Davis nie będzie setki kilometrów stąd.
- Wniósł oskarżenie. I chciał mnie przekonać, żebym wniosła swoje - powiedziałam w końcu na niego zerkając. Zmarszczył brwi wyraźnie zaskoczony.
- Jakie oskarżenie?
- O molestowanie. - Jego szczęka drgnęła, a oczy zaszły gniewem. - Wytłumaczył mi też dlaczego mnie zostawił. Chciał mnie chronić. Bo wiedział, że będę cierpieć jeśli nie będzie miał dla mnie czasu przez nową pracę. - Zacisnęłam powieki. - Nie zniósłby tego, gdybym przez niego płakała po nocach i tęskniła za nim. Wolał…
- Przepraszam, ale nie mogę tego słuchać - przerwał mi. Wzięłam głęboki wdech. Łzy zebrały mi się w oczach. Wierzyłam, że mówił wtedy prawdę. To co powiedział później powstrzymało mnie od zrobienia czegoś głupiego. Pokazał swoją prawdziwą twarz. - Pogadamy w domu.
- Twoim? - Pokiwał tylko głową.
Zamknęłam oczy i próbowałam się przygotować na powiedzenie mu całej reszty. Miałam dosyć. Tommy wrócił do mojego życia, Harry się w nim pojawił, a ja pogubiłam się w tym całkowicie. A nigdy nie byłam zbyt dobra w szukaniu wyjścia. Potrzebowałam kogoś kto weźmie mnie za rękę i poprowadzi.
Poczułam, że się zatrzymujemy, więc otworzyłam oczy. Zasypany śniegiem, dom Harrego robił jeszcze większy wrażenie. Nabierał odrobiny magii i spokoju. Marzyłam, żeby wejść do środka i coś zjeść, bo umierałam z głodu. Drzwi były oczywiście zamknięte i musiałam czekać aż Harry je otworzy. Gdy tylko wysiadłam porwał mnie w ramiona i mocno do siebie przytulił. Zaskoczona niezdarnie odwzajemniłam uścisk wtulając się w jego miękki, pachnący nim płaszcz. I nagle wszystko było na swoim miejscu. Harry wtulił twarz w moje włosy, a ja westchnęłam jakby z ulgi. Znowu czułam się bezpieczna.

sobota, 26 grudnia 2015

Imagine 57 Niall

Święta to piękny czas... bo można cały dzień pisać :') Technikum to kupa, a egzaminy zawodowe w 2 klasie już wgl, ale ehh nwm po co Wam to mówię, po prostu mi źle na myśl o nauce, ale postanowiłam sobie, że w tym roku już książek nie tknę! Może w przyszłym. Wiem. Suche XD Miłej lektury misie, ponad 2 200 wyrazów specjalnie dla Was w II dzień świąt <3

________________________________________________________________________


Bal w ostatniej klasie powinien być czymś bajkowym i niezapomnianym. Miałam go zapamiętać do końca życia jako najlepszą noc moich nastoletnich lat. Pociągnęłam nosem. Zamiast tego będzie to zapewne najgorsza noc mojego życia. Nic nie układało się tak jak powinno. Powoli traciłam nadzieję, że będę w ogóle w stanie tam pójść. Siedziałam na łóżku wpatrując się załzawionymi oczami w swoją piękną, kremową sukienkę, która teraz potargana leżała na moich kolanach. Makijaż tak starannie zrobiony przez kosmetyczkę spływał mi po policzkach, zostawiając zapewne po sobie ciemne smugi. Trzeba być mną, żeby mieć aż takiego pecha, żeby własna przyjaciółka tak bardzo cie znienawidziła, żeby podrzeć twoją sukienkę, która była opłacona z pieniędzy zarobionych przez całe wakacje. Gdybym jeszcze wiedziała co takiego jej zrobiłam. Ale dziewczyna nie odbierała, nie odpisywała na moje wiadomości… Zanosiłam się coraz głośniejszym szlochem.
- Na litość boską co to za… dźwięki. Kochanie co się stało?! - Moja mama wparowała do pokoju w szoku, przykładając dłoń do ust, gdy zobaczyła w jakim stanie się znajdowałam. - Boże sukienka!
- Czy ona coś mówiła kiedy ją tutaj wpuszczałaś? - wydukałam.
- Twoja przyjaciółka? To ona to zrobiła? Powiedziała tylko, że wpadła szybko oddać ci coś ważnego i leci się szykować na bal. Przepraszam, gdybym tylko wiedziała, że się pokłóciłyście i mogłaby zrobić coś takiego…
- To nie twoja wina. Nawet nie wiem co jej zrobiłam - powiedziałam pusto wpatrując się w podłogę. - Bez znaczenia. Mój partner złamał nogę, moja sukienka i makijaż są do niczego… A na samym balu czeka na mnie ktoś kto najwyraźniej mnie nienawidzi. Nigdzie nie idę.
- Nie ma mowy! A Greg? Przyjaźnicie się przecież, nie możesz iść z nim? Jego mama jest krawcową jestem pewna, że coś szybko wymyśli! A makijaż jest w dobrym stanie, byłaś u profesjonalistki jest wodoodporny kotku!
- Ehh mamo nie mam siły już walczyć… Może to znak, że nie powinnam tam iść? – westchnęłam zrezygnowana.
- Nie ma mowy. Masz jeszcze całe 2 godziny, a w razie czego możesz się jeszcze spóźnić. Greg na pewno uratuje sytuację. - Mama przytuliła mnie do siebie i pogłaskała po włosach. – Pójdziesz tam i jej pokażesz, że jesteś silniejsza od niej i jej tanie zagrywki cie nie pokonają. Chyba, że chcesz jej dać wygrać?
- W życiu! - Uśmiechnęłam się przez łzy. Mama powycierała swoim rękawem moje łzy. – Dziękuje.
- Nie dziękuj tylko leć do Grega!
***
Zapukałam kilka razy nerwowym ruchem. Stałam przed drzwiami domu swojego przyjaciela, czując się nieco głupio, mimo że byłam tutaj przynajmniej 3 razy w tygodniu. Greg był ode mnie kilka lat starszy i czasami był nadopiekuńczy, ale poza tym był najlepszym przyjacielem jakiego mogłam sobie wyobrazić. I… zdecydowanie nie był blondynem, który właśnie otworzył mi drzwi i patrzył na mnie niebieskimi oczami, które były niemal identyczne jak Grega, ale jednak troszkę inne. Zdawały się promieniować kiedy usta chłopaka wygięły się w uśmiechu.
- Cześć - odparł opierając się swobodnie o framugę z szelmowskim uśmieszkiem.
- Niall kto to? - Usłyszałam głos swojego przyjaciela wydobywający się z wnętrza domu.
- Niall? - Powtórzyłam. Młodszy brat Grega. Nigdy go nie widziałam, bo wyjechał do szkoły prywatnej kilka miesięcy przed moją przeprowadzką tutaj. To ma być brat Grega? Wyobrażałam go sobie jako dzieciaka, w końcu był ode mnie rok młodszy. A nie… tak. Przełknęłam ślinę.
- Jakaś dama w potrzebie zapewne do ciebie! Nie mówiłeś, że masz dziewczynę! - zawołał chłopak.
- Bo nie mam! - wrzasnął Greg i po chwili pojawił się za ramieniem blondyna.
- Tym lepiej dla mnie - zachichotał Niall, a ja przewróciłam oczami. Moim przyjacielem wyraźnie wstrząsnął mój widok. Starałam się doprowadzić do porządku, ale on znał mnie na wylot. Wiedział, że coś jest nie tak.
- Wchodź do środka - nakazał i trzasnął ręką po głowie swojego brata. Mimowolny śmiech wyrwał się z mojej piersi i nawet kaszel nie dał rady go zatuszować.
Opowiedziałam mu wszystko co się stało, znowu o mało się nie rozklejając. Pani Horan natychmiast wzięła się za moją sukienkę. Absolutnie kocham tę kobietę, ale nie wiem czy da radę coś z niej jeszcze wyciągnąć. Cały dół był w strzępach. Bolało mnie samo patrzenie na nią. Trochę przybiło mnie kiedy Greg powiedział, że nie wpuszczą go ze względu na wiek, bo partnerowi mogli mieć góra 23 lata. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Nawet na biletach było to napisane. Ale w tym wszystkim zupełnie wypadło mi z głowy. Zaproponował, żebym poszła z jego bratem, ale odmówiłam gorąco. Sama nie wiem dlaczego, ale jakoś mnie ta myśl zbyt… burzyła. Był rok młodszy i wiem, że nie powinnam się przejmować wiekiem, ale… To raczej fakt, że przyjście z kimś młodszym da mojej byłej przyjaciółce da jeszcze większą satysfakcję. No i zapewne i tak by mi go odbiła. Przyjście samotnie było bezpieczniejsze. A przynajmniej to próbowałam sobie wmówić.
Poszłam do łazienki poprawić makijaż i fryzurę i właściwie zaczęłam się cieszyć, że idę, bo inaczej pieniądze, które na nie wydałam by się zmarnowały. Kiedy próbowałam poprawić jedną z malutkich spineczek, które trzymały upięte w luźnego, eleganckiego koka loki, do środka wszedł Niall. Nieco się speszyłam. Wydawał się taki pewny siebie. Pewnie była to kwestia prywatnej szkoły, może wydawało mu się, że należy do jakiejś elity. Albo po prostu zdawał sobie sprawę z tego jakie robi wrażenie. Bo o Boże mi to naprawdę nie pomagało. Chłopak złożył ręce na klatce piersiowej i oparł się biodrem o szafkę, wpatrując się we mnie uważnie.
- Słyszałem, że nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry, żeby zastąpić ci partnera - powiedział wpatrując się we mnie uważnie. Przełknęłam ślinę i obróciłam się w jego stronę. - Wiesz zawsze myślałem, że jestem dosyć dobrą partią - zachichotał. Mogłam się założyć, że wiele dziewczyn uległo temu pięknemu uśmiechowi. I czułam się okropnie z faktem, że też miałam ochotę to zrobić.
- Wybacz, ale po prostu nie chciałam iść z kimś obcym - zaprzeczyłam. Schowałam ręce za sobą, bo z niewiadomych mi przyczyn zaczęły się lekko trząść.
- Mamy jeszcze całe pół godziny, żeby się poznać. - Wyszczerzył się. - A tak szczerze, opowiedz mi co się stało, że posypało ci się wszystko co mogło? - Westchnęłam i spojrzałam na własne stopy.  Jakoś nie miałam ochoty tego wszystkiego kolejny raz opowiadać.
- Powiedzmy, że to najgorszy dzień mojego życia - mruknęłam.
Chłopak podszedł bliżej i podniósł moją brodę palcem, żebym na niego spojrzała. Z bliska był jeszcze przystojniejszy. Nie rozumiałam dlaczego nie odrzucał mnie ze względu na swoje podobieństwo do Grega. Zawsze wydawało mi się, że mój przyjaciel jest atrakcyjny, ale był dla mnie jak brat. Może świadomość, że chłopaka przed sobą nie muszę traktować w ten sposób tak na mnie działała.
- To będzie słabe pocieszenie, ale uwierz mi, będą gorsze. - Uśmiechnął się nieco smutno.
- A co może być gorsze od zdrady ze strony własnej przyjaciółki? - spytałam bardziej retorycznie niż naprawdę odczekując odpowiedzi.
- Na pewno poddanie się. Ale ty tego nie zrobiłaś i chwytasz się każdej brzytwy, żeby tylko wyjść na powierzchnię i jej udowodnić, że wyszłaś z tego z koroną na głowie. I wiesz, jestem dobry w pokazywaniu zawistnym i pełnym nienawiści ludziom gdzie ich miejsce. Z chęcią pomógłbym ci udowodnić, że wygrałaś ten pojedynek. - Spojrzał na mnie tymi niebieskimi oczami i poczułam, że topnieje. Ale nie chciałam się od tak poddać. Nie byłam typem uległej dziewczyny, miałam swój charakter.
- A może ja nie chcę z tobą pójść?
- To było pytanie? - zakpił.
- Nie! Zdanie oznajmiające. Tak, zdecydowanie - odparłam mocno gestykulując.
Złapał moje nadgarstki i zbliżył się do mnie, przez co uderzył we mnie jego zapach, nieco ostry, ale przyjemny. Odchrząknęłam nerwowo. Już miał coś powiedzieć kiedy usłyszałam jak jego mama woła mnie, że sukienka skończona. Wyrwałam się szybko i uciekłam z łazienki jakby w obawie, że mnie dogoni i… Sama nie wiem czego mogłabym się spodziewać. Weszłam do salonu i praktycznie wrosłam w ziemię na widok sukienki, którą pani Horan trzymała w rękach.
- Jakim cudem? - wydukałam podchodząc do niej i gładząc materiał. Sukienka została skrócona bo zapewne całego długiego i pięknego dołu nie dało się uratować, ale góra przeżyła i została ozdobiona drobnymi kryształkami w miejscach, gdzie nie dało się naprawić rozerwanego materiału. Właściwie wyglądała teraz nawet lepiej, marzyłam o długiej sukience księżniczki, bo tak sobie zawsze wyobrażałam ten dzień, ale w tej wersji wiedziałam, że będę wyglądać dobrze i będzie mi wygodnie. Nie mogłam się napatrzeć na to jak teraz mieniła się przy każdym ruchu przez kryształki.
- Jest pani niesamowita. - Przytuliłam ją mocno z łzami w oczach.
***
Spojrzałam na siebie w lustrze i obróciłam się wokół własnej osi. Nie wygrasz ze mną. Nie wiem co zrobiłam swojej przyjaciółce, ale pokażę jej, że to co ona zrobiła, było dziecinne i nie zniszczy mi mojej wyczekiwanej nocy. Zasłużyłam na to, żeby się dobrze bawić. Zeszłam ostrożnie na wysokich szpilkach po schodach. Zatrzymałam się na dole, czując jak gorąco wypływa na moje policzki i dekolt. Na dole czekał Niall, ubrany w czarny garnitur z krawatem, który pasował odcieniem do mojej sukienki. Włosy postawił do góry, wyglądając przez to jeszcze lepiej o ile to w ogóle możliwe. Ale to jego zachwycone spojrzenie i wielki uśmiech sprawiły, że spuściłam nieśmiało wzrok.
- Postanowiłem, ze spróbuję jeszcze raz. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pozwolisz mi zostać twoim partnerem na balu? - spytał wyciągając w moim kierunku dłoń.
- Ok - szepnęłam.
- Co? Bo nie dosłyszałem. - Przewróciłam oczami. Wróciła mi odwaga.
- Tak idioto.
- To było niemiłe - zaśmiał się, biorąc mnie w końcu za rękę, nie czekając na moją reakcję. – Greg bardzo się zdziwił, że jednak się zgodziłaś. Pożyczył nam swój samochód, więc nie będzie problemu z transportem.
- Ale przecież dopiero się… Założyłeś z góry, że się zgodzę prawda? – Zmarszczyłam brwi. Nie zdążyłam zareagować kiedy pocałował mnie szybko w policzek i pociągnął do przedpokoju.
- Nie marudź tylko chodź udowodnić swojej przyjaciółce, że jesteś ponad jej tanie zagrywki.
To ucięło wszystkie moje argumenty przeciwko niemu jakie miałam. Niall miał rację. Najważniejszy był ten wieczór. Pokazanie jej, że mi go nie zniszczy. Poza tym on był bratem Grega. Wiedziałam, że się mną zaopiekuje i nie pozwoli, żebym chociaż przez chwilę była smutna. Horanowie to najbardziej pozytywne istoty na świecie. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam mocno do chłopaka. Poczułam jak sztywnieje zapewne z zaskoczenia i niezdarne obejmuje moje plecy.
- Dziękuje.
***
- Dlaczego wszyscy się gapią? - wymamrotałam nerwowo do ucha Nialla kiedy weszliśmy na salę ustrojoną milionem odbijających światło elementów, przez co wszystko się błyszczało, cała reszta utrzymana była w srebrno białych kolorach. Chłopak ścisnął mocniej moją dłoń.
- Bo jesteś tu najpiękniejsza - szepnął. Spojrzałam w górę, prosto w jego niebieskie tęczówki. Chciałam coś powiedzieć, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Chłopak pogłaskał mnie delikatnie po policzku. - Chodź znajdziemy sobie miejsce. - Rozejrzałam się dookoła.
- Tam siedzą moi znajomi i… ona. – Zacisnęłam zęby. Siedziała tam i śmiała się z innymi jakby nic się nie stało. Pewnie wymyśliła jakąś wredną wymówkę dlaczego mnie nie ma. O nie. Nie ukradniesz mi tego wieczoru. - Chodźmy.
- Jesteś pewna?
- Zdecydowanie.
Obecność chłopaka dodała mi pewności siebie. Zauważyła nas już z daleka. Szok widoczny na jej twarzy był wszystkim czego potrzebowałam w tym momencie. Uśmiechnęłam się szeroko. Przywitałam z każdym, nawet z jej partnerem, ale jej posłałam tylko szeroki uśmiech.
- Myśleliśmy, że…
- Miałam tylko problemy z partnerem, bo Tom złamał nogę. Ale Niall akurat wrócił z Dublina, więc problem rozwiązany. Wszystkie właściwie. - Zerknęłam z wyższością na swoją przyjaciółkę.
- Możemy pogadać? - Chciałam zaprzeczyć, ale na widok jej determinacji odpuściłam. - Proszę.
- Niech będzie. Niall poczekaj tutaj okej? - Chłopak spojrzał na mnie niepewnie, ale pokiwał głową. Chwyciłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go w policzek. Jego oczy zabłyszczały.
Wyszłam z sali na korytarz, który prowadził do toalet i innych pomieszczeń. Słyszałam stukot szpilek, który świadczył o tym, że dziewczyna idzie za mną. Przystanęłam w końcu i obróciłam się. Spojrzałam na nią z wyczekiwaniem.
- Słuchaj wiem, że to co zrobiłam było niedojrzałym i głupim posunięciem, ale musiałam to zrobić! Ty się wykazałaś równą dziecinnością co ja podbijając do mojego chłopaka! – burknęła. Otworzyłam szerzej oczy.
- Słucham?!
- Sally powiedziała, że próbujesz mi go odbić i…
- Czekaj, a więc uwierzyłaś najwredniejszej dziewczynie w całej naszej szkole, a nie spytałaś swojej wieloletniej przyjaciółki o to jaka jest prawda? Ani swojego chłopaka? Widzę, że na nim się nie zemściłaś skoro z nim przyszłaś. Wiesz co? Jeśli jej uwierzyłaś to chyba nie mamy o czym rozmawiać. Wybrałaś już swoją przyjaciółkę. Żal mi ciebie. Ufasz złym ludziom. Moja mama miała ogromne wyrzuty sumienia, że to przez nią moja sukienka została zniszczona, bo cię wpuściła. Spróbuj wmieszać moją mamę jeszcze raz w coś takiego. Masz ją przeprosić osobiście. A teraz wybacz, ale idę się bawić z Niallem i prawdziwymi przyjaciółmi. Powodzenia w życiu.
Wyminęłam ją zanim zdążyła odpowiedzieć. Uśmiechnęłam się szeroko i przyspieszyłam widząc Nialla, który rozmawiał z moim przyjacielem z ławki. Podeszłam do nich i objęłam Nialla od tyłu. Obkręcił się zaskoczony i uśmiechnął na mój widok. Odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy.
- Pójdziemy zatańczyć? - spytałam.
- Z przyjemnością.
Byłam więcej w powietrzu niż na ziemi, kiedy Niall zaczął mną obracać, przyciągać do siebie, a potem odchylać do tyłu, aż prawie dotykałam ziemi. Sprawiał, że ta noc naprawdę była spełnieniem moich marzeń. Byłam szczęśliwa, że poszłam. Może nawet zadowolona z tego co się stało. Odkryłam kto nie jest moim prawdziwym przyjacielem i jestem tu dzisiaj z Niallem. Nie mogłam bardziej wygrać.
Chłopak przytulił mnie do siebie i jedną rękę przyłożył do twarzy, po czym musnął policzek kciukiem. Kiedy się pochylił, wiedziałam co zamierzał zrobić. I przyjęłam jego pocałunek z przyjemnym ciepłem rozchodzącym się w sercu.

piątek, 25 grudnia 2015

Imagine 56 Zayn

Brawa dla mnie 2 tysiące wyrazów już następnego dnia XD Mam nadzieję, że się spodoba, bo szczerze mówiąc ja sama nie wiem co to jest i kiedy pierwotny pomysł się w to przerodził... Cóż, miłej lektury i jejciu nawet nie wiecie jak się cieszę, że ktoś się odezwał pod ostatnim postem i są to starszy czytelnicy :') Kocham mocno <3

_________________________________________________________________________

Oczy same zamykały mi się ze zmęczenia. Już dawno uodporniłam się na hałas i mogłabym zasnąć na stojąco tutaj, w samym środku pubu, do którego przychodziły rozwrzeszczane nastolatki, na których brak dowodów przymykano oko, żeby więcej zarobić. Dla mnie był to beznadziejny pomysł. W ten sposób lokal odstraszał starszych klientów, a my ryzykowaliśmy problemami z prawem. Ale jednak zapewniał stały dochód, bo w okolicy nie było dużo takich miejsc. Spojrzałam na zegar wiszący przy wejściu. Było już lekko po północy i nic nie wskazywało na to, żeby zaraz miało zrobić się tu pusto. ‘Czynne do ostatniego klienta’. Chyba zgłoszę gorący sprzeciw do tej zasady szefowi. Zaśmiałam się pod nosem. Nie, nie zgłoszę, bo zastąpi mnie kimś innym, a ja potrzebuje pieniędzy. Nie mam wyboru.
W końcu wszyscy wyszli, łącznie z drugim nieszczęśnikiem, który dzisiaj ze mną pracował. Była 1:30. Nie marzyłam o niczym innym jak położeniu się w swoim łóżku, zamknięciu oczu i oddaniu się w ramiona Morfeusza. Piękna perspektywa. Sprzątnęłam ze stołów i zdjęłam firmowy fartuszek. Ubrałam ciepłą, puchową kurtkę, która czekała na mnie na zapleczu i wyszłam w pośpiechu zamykając wszystkie zamki. Noc była ciemniejsza od tych, które zwykle witały mnie podczas powrotów. Chmury zakryły księżyc i gwiazdy, a okoliczne latarnie świeciły słabym, żółtym światłem w dużej odległości od siebie, nie dając poczucia bezpieczeństwa. Wzdrygnęłam się. Jeszcze parę miesięcy i wyjadę z tej dziury zostawiając za sobą tą koszmarną pracę. Odszukałam wzrokiem swój samochód na końcu ulicy, gdzie zostawiłam go po południu kiedy niemal wszystkie miejsca parkingowe były zajęte. Mocniej owinęłam się szalikiem, kiedy uderzył we mnie lodowaty podmuch wiatru. Spojrzałam w górę na niego i aż przystanęłam. Drobniutkie śnieżynki leciały z nieba osiadając na moich włosach, ubraniu i całym otoczeniu. Uśmiechnęłam się leciutko. Nim zdążyłam dojść do samochodu, rozpętała się prawdziwa śnieżyca, ta podczas której nie da się zbyt dużo dostrzec, a płatki śniegu zlepiają się ze sobą w locie. Przyśpieszyłam lekko i wtedy wpadłam z impetem na ciemną postać. Poczułam szarpnięcie przy szyi, które zwaliło mnie z nóg. Torebka, którą miałam przewieszoną przez ramię w ten sposób, żeby była bezpieczniejsza została mi wyrwana. Upadłam na ziemię osłaniając odruchowo głowę ręką. Zemdliło mnie na dźwięk łamanej kości. Otworzyłam oczy, które odruchowo zacisnęłam mocno przy upadku. Zobaczyłam coś co sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej skołowana. Nie wiedziałam czy dwoi mi się przed oczami czy rzeczywiście widzę dwie pary nóg. Obróciłam nieco głowę, żeby zobaczyć więcej akurat w momencie kiedy jedna z postaci odepchnęła mocno drugą, sprawiając, że opadła na czworaka i w pośpiechu podniosła się i uciekła. Zamrugałam parę razy i zobaczyłam jak ten, który został, zaciska pięści. W jednej z nich znajdował się pasek mojej torebki, która swobodnie zwisała, omal nie ocierając się o ziemię pokrytą już cieniutką warstewką śniegu. Wtedy poczułam cały ból, który wcześniej hamował szok. Z moich ust wydobył się cichy jęk. Usłyszałam przekleństwo wypowiedziane ze złością i po chwili zobaczyłam, że ktoś przy mnie klęka. Dopadły mnie mdłości i byłam pewna, że ze stresu zaraz zwrócę wszystko co dzisiaj zjadłam.
- Żyjesz? - Usłyszałam szorstki głos.
- Nie - mruknęłam. Chłopak prychnął.
- To nie wiem po co się trudziłem z ratunkiem.
Serio? W całym tym nieszczęściu musiał mnie jeszcze uratować jakiś chamski typu, który prawdopodobnie za chwilę zostawi mnie tu po środku niczego, żeby zrobiła się ze mnie zaspa śnieżna? Kocham swoje życie.
- Zamierzasz tak leżeć? - spytał znudzony.
Zacisnęłam zęby z irytacji i spróbowałam się podnieść. Moja prawa ręka mocno zaprotestowała i z bólu po policzkach popłynęły mi łzy. Chłopak westchnął i ostrożnie mnie podniósł. Kiedy stanęłam już na nogach, próbując utrzymać drugą ręką swoją uszkodzoną kończynę w bezruchu, mogłam uważnie przyjrzeć się swojemu mało przyjaznemu ‘bohaterowi’. Znowu poczułam zastrzyk adrenaliny. Nie było w nim nic z wybawcy. Szczerze mówiąc byłam prawie pewna, że niedoszły złodziej wyglądał bardziej sympatycznie. Ale mimo wszystko to on mi pomógł i jego wygląd musiał być mylący. Szczególnie te ciemne oczy patrzące na mnie przeszywająco jakby przenikały przez moją duszę. Poczułam dreszcz, który rozszedł się po całym mi ciele.
- To chyba twoje. - Podał mi torebkę. Uniósł brew i przyjrzał mi się oceniająco. - Miałaś szczęście.
- Nie sądzę - burknęłam z trudem, czując jak ból w ręce staje się nie do zniesienia. - Mimo wszystko dziękuje.
- Luz. Nie lubię nierobów, którzy żywią się czyimś nieszczęściem. - Odpalił papierosa i dmuchnął zaraz obok mojej twarzy. Byłam przyzwyczajona do zapach dymu ze względu na swoją pracę, ale i tak było to nieprzyjemne. - Masz jak wrócić do domu?
- Chyba do szpitala - prychnęłam wymijając go w końcu. Tutaj się moja wdzięczność kończyła. Dogonił mnie błyskawicznie na długich, chudych nogach.
- Mieszkasz w szpitalu? - zachichotał. Zaczynał mnie poważnie denerwować.
- Nie, złamałam rękę i chciałabym, żeby ktoś wsadził mi ją w gips, żebym następnym razem mogła przywalić nim temu idiocie albo tobie jeśli akurat będziesz w pobliżu - wycedziłam przez  zęby ze sztucznym uśmiechem. W jego oczach błysnęło kolejno zaskoczenie, rozbawienie i ostrzeżenie.
- Nie radzę. Połamałabyś sobie gips. - Uśmiechnął się nieoczekiwanie i poczułam jak przyrastam do ziemi. Miał ten typ uśmiechu, który sprawia, że serca dziewczyn przystają, a policzki zalewają się krwistym rumieńcem. I cholera nie byłam wyjątkiem. - Jak zamierzasz się tam dostać? Zamówię ci taksówkę.
- Mam samochód. – Przewróciłam oczami i wznowiłam marsz. Znalazłam się przy aucie już miałam zacząć szukać kluczyków w torebce, kiedy poczułam za sobą obecność. Odchyliłam głowę do tyłu i zobaczyłam nad sobą twarz chłopaka w wielkim wyszczerzu. - Co znowu?!
- Zastanawia mnie jak zamierzasz prowadzić skoro jedną ręką musisz trzymać kierownicę, a drugą zmieniać biegi - powiedział ze śmiechem. Oparłam czoło o górną krawędź auta. Okej. Przestaje myśleć z tego wszystkiego. Ból się zwiększył i mimo zaciśniętych powieki, zaczęły się spod nich wydobywać łzy. - Jezu nie rycz - westchnął. Poczułam jak niezdarnie mnie do siebie przytula, uważając, żeby nie ruszyć mojej prawej ręki. - Jeśli mi pozwolisz to mogę cie podwieźć do szpitala, a potem do domu i na koniec ładnie oddać ci kluczki.
- Nie znam cie!
- Zayn.
- Co?
- Już mnie znasz. I lepiej jedźmy już do tego szpitala. Może się jeszcze w główkę uderzyłaś, bo coś słabo myślisz - zachichotał.
- Śmieszy cie to wszystko?
- Troszkę. Daj mi kluczyki i wsiadaj po stronie pasażera - rozkazał.
- Nie ma mowy! - Oburzyłam się. Mogłam wymyślić coś innego niż oddanie samochodu w ręce obcego, który bardziej wygląda jak złodziej i morderca niż wybawiciel. Spojrzał na mnie uważnie.
- Nie jestem tym złym. Chce ci pomóc.
***
Złamana w dwóch miejscach, gips na 2 miesiące. Ukryłabym twarz w dłoniach i rozpłakała się jak małe dziecko, gdyby nie fakt, że teraz było to średnio możliwe. Cóż. Będzie mi musiała wystarczyć jedna. Usiadłam na krześle na korytarzu i oparłam czoło o zdrową rękę. I pozwoliłam łzom płynąć. Jestem skończona. Szef mnie zwolni, a ja nie znajdę drugiej takiej pracy, gdzie zarobię drugie tyle ile wynosi wypłata na napiwkach. I utknę tutaj kolejny rok. W tej cholernej dziurze bez perspektyw. Będę musiała wrócić do domu rodziców, żeby nie płacić za wynajem mieszkania z odłożonej kwoty, zapomnieć o swoim aucie… Na samą myśl o tym jak bardzo oddalają się ode mnie moja marzenia dostawałam załamania nerwowego. Poddaje się.
- Hej, nie płacz już… Dali ci coś przeciwbólowego? - Usłyszałam głos Zayna. Odsłoniłam twarz, żeby na niego spojrzeć. Kucnął przede mną i położył dłonie na moich kolanach. Wyglądał prawie łagodnie kiedy miał takie zatroskany wyraz twarzy. Ale i tak wzdrygnęłam się lekko. Wywoływał we mnie niepokój.
- Tak - wydukałam. Broda trzęsła mi się, gdy mówiłam. Właściwie byłam wdzięczna, że chłopak tutaj jest. Nie był taki zły. Po prostu się go bałam, bo nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać.
- Więc czemu dalej płaczesz? - Zmarszczył brwi.
- Bo mi się świat zawalił.
- Bo złamałaś rękę? - Uniósł kpiąco kącik ust. Wziął moją dłoń w swoją. Powstrzymałam się od wyrwania mu jej. To byłoby niemiłe, a widziałam, że chciał mnie pocieszyć. - To jeszcze nie koniec świata.
- Dla mnie tak. Stracę pracę, będę musiała wrócić do rodziców i nigdy się stąd nie wyniosę.
- Czemu chcesz się stąd wynieść?
- Bo potrzebuje. Dusze się tutaj. Chcę czegoś więcej niż ludzie dookoła mnie. Chcę przeżyć swoje życie a nie tylko patrzeć jak mija. - Zamknęłam oczy. Dzieliłam się najskrytszymi pragnieniami z kimś kto dopiero co poznał moje imię.
- A co jeśli jestem w stanie spełnić twoje marzenia?
- Jak? - zakpiłam. - Kupisz mi bilet na samolot do Nowego Yorku albo jeszcze gdzieś indziej i skoczysz ze mną na bungee?
- A jeśli tak? - Uśmiechnął się.
- Jesteś niedorzeczny.
- Nie. - Przewróciłam oczami.
- Jesteś.
- Nie. Powiedzmy, że spodobało mi się to całe działanie dobroczynne na rzecz ładnych dziewczyn z połamanymi kończynami - powiedział próbując powstrzymać śmiech. - Zaryzykowałaś kiedykolwiek w życiu tak naprawdę? Marzysz o tym, żeby się stąd wyrwać, a założę się, że od dawna masz odpowiednią sumę po prostu boisz się rzeczywiście zrobić to o czego tak bardzo chcesz.
- Nieprawda! Ja… - Zarumieniłam się. Może Zayn miał rację? Ale to nie był jeszcze powód, żeby gdziekolwiek z nim jechać! Chłopak spojrzał na mnie znacząco. - Okej. Boje się. Zadowolony?
- Ehh chodź, zawiozę cie do domu.
Wstałam i poczułam jak Zayn mnie obejmuje. Czułam się skrępowana. Nie znam go. Wpojone zasady o tym, żeby nie ufać obcym cały czas krzyczały w mojej głowie. A z drugiej strony… on naprawdę mi pomógł. Nie tylko chodzi o odepchnięcie złodzieja, zawiezienie mnie do szpitala i doprowadzenie do jako takiego stanu. Uświadomił mi coś ważnego.
***

Całą drogę powrotną myślałam o tym co Zayn powiedział w szpitalu. I tak byłam prawie pewna, że sobie żartuje, ale… Sama wizja zrobienia w końcu tego o czym tak bardzo marzę… Kusiła mnie cholernie. Chłopak zaparkował idealnie w miejscu, z którym ja męczyłabym się dobre 10 minut i wyłączył silnik. Wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi zanim ja dałam radę się wyplątać z pasów bezpieczeństwa. Nagle doszło do mnie coś bardzo istotnego.
- O mato Zayn! Jak ty teraz wrócisz do domu?! Nie wierzę w siebie… - Chłopak uśmiechnął się łagodnie. Tak zdążyłam się przyzwyczaić do jego groźnego wyglądu, że właściwie przestał mi się już wydawać taki straszny. Nawet tatuaże wystające spod rękawów jakoś zlały się z jego postacią i nie rzucały się już tak bardzo w oczy.
- Gdy zobaczyłem jak tamten koleś chcę cie okraść akurat wracałem od znajomego, z którym prowadzę biznes. Miałem przed sobą jakieś pół godziny drogi pieszo. Teraz mam z 40 minut. Poradzę sobie. - Odgarnął mi włosy za ucho i podał kluczyki. Serce mi przyspieszyło kiedy przypadkowo musnął palcami mój policzek.
- Nie no, może przenocujesz u mnie…
- Wolałbym, żebyś się wyspała. Gdybym u ciebie spał pewnie całą resztę nocy spędziłabyś na czatowaniu czy przypadkiem nie chcę cię okraść, zabić albo wejść ci do łóżka - zaśmiał się.
- A zrobiłbyś którąś z tych rzeczy?
- Dwie pierwsze nie. A co do trzeciej nie zrobiłbym nic bez twojej zgody. - Spojrzał na mnie z góry i poczułam jak mimowolnie się rumienię.
- Tak w ogóle jaki biznes miałeś na myśli? - Zmieniłam szybko temat. Zaśmiał się wesoło.
- Nic nielegalnego. Mamy sklep internetowy – odpowiedział rozbawiony.
- Och…
- Nie spodziewałaś się takiej odpowiedzi prawda? Nie jestem tym złym. Mówiłem ci już. Chcę ci pomóc w końcu zacząć realizować to czego pragniesz. Może przy okazji sam też to robiąc.
- Naprawdę pojechałbyś z nieznajomą gdziekolwiek by chciała? - Uniosłam brew.
- Pojechałbym. Bo nie jesteś nieznajomą. Wiem gdzie mieszkasz - zachichotał. Wzniosłam oczy do nieba. - Lubię ryzyko. I myślę, że ty też byś je polubiła.
- Ale musze się zastanowić i załatwić wiele spraw…
- Mam dużo czasu.
- Jesteś niedorzeczny.
- Czy tym razem to komplement?
- Tak. - Uśmiechnęłam się. - Dobranoc Zayn.
Wspięłam się szybko na palce i musnęłam ustami jego policzek, po czym szybko uciekłam w stronę swojego bloku z sercem walącym w piersi mocniej niż kiedykolwiek.
- Dobranoc…

czwartek, 24 grudnia 2015

Imagine 55 Louis

Notka dla odmiany na początku... Długo mnie tu nie było i nie planowałam wracać. Nie sądziłam, że pisanie przestanie być kiedykolwiek moją pasją, ale jednak tak się stało... Ale mój sen i wigilia natchnęły mnie dzisiaj do napisania czegoś. Męczyłam się dobrych kilka godzin i wyszło to. Mam nadzieje, że nie jest gorsze od tego co zwykle wstawiałam i uwaga, spróbuje dokończyć imagina z Harrym, a potem zoabczymy co będzie :') Jeśli ktoś ze starych czytelników jeszcze tu zagląda to hej, tęskniłam :') PLUS WESOŁYCH ŚWIĄT MISIE <3
________________________________________________________________

Była piękna. Temu nie mógłbym zaprzeczyć. Miała najsłodszy śmiech na świecie. Taki, którego można by słuchać godzinami, a wciąż wywoływałby ciepło w sercu. Jej skóra idealnie gładka, wrażliwa na najlżejszy dotyk, przywodziła na myśl jedwab, który owinął atletyczne, gibkie ciało. No i te oczy. Niepowtarzalne. I przeklinam siebie, że to jedyne co widziałem kiedy na nią patrzyłem. Przy niej stawałem się zupełnie nieczuły na otoczenie. Nie zauważyłem żadnych oznak prawdy przez prawie 2 lata. Wciąż niektóre rzeczy do mnie nie dochodziły. Miałem nadzieje, że obudzę się z tego złego snu. Znów ślepy. Bo wiara w to co mieliśmy była tym na czym chciałem zbudować swoje życie. Teraz wszystko się posypało. Skoro straciłem jedyne w co wierzyłem to jak miałem żyć dalej?
Wpakowałem ostatnie prezenty do bagażnika samochodu i zamknąłem go z głośnym hukiem. Zdecydowanie za mocno jak na auto, które kosztowało tyle co cały mój dom łącznie z wyposażeniem. Otrzepałem buty ze śniegu i wsiadłem do środka. Spojrzałem na kobietę siedzącą obok. Tak idealna. Tak moja. Poczułem ucisk w sercu.
- Możemy już ruszać? - spytała znudzona poprawiając szminkę w lusterku. Wziąłem głęboki wdech. Czułem wewnętrzny konflikt. Z jednej strony chciałem zakończyć to teraz w jednym momencie i pojawić się u rodziny sam. Z drugiej nie potrafiłem być tak nieczuły, żeby zostawić ją w święta.
- Tak. - Nie mogłem jej zranić. Nawet teraz nie byłem w stanie odrzucić całkowicie miłości do niej. Nawet jeśli nigdy jej nie odwzajemniała.
Całe 2 godziny drogi w korkach słuchałem jak opowiadała o swoim tygodniu. Wytyczała listę prezentów, które ma nadzieje dostać i wyśmiała własną matkę, że w tym roku znowu wysłała jej jakieś marne tanie naczynie. Jej mama malowała ręcznie wazony, które po jej obróbce stawały się arcydziełem i sam czasem załatwiałem je dla swoich przyjaciół, oczywiście w tajemnicy przed ukochaną. Dla niej twórczość mamy była powodem do wstydu. Zmarszczyłem brwi i zerknąłem na pierścionek na jej dłoni. Gdybym tylko wiedział wszystko trochę wcześniej nie zdążyłbym się jej oświadczyć. Teraz byłem zaręczony z kobietą, która mnie nie kochała, a jedyne czego pragnęła to być w moim świecie i żyć za moje pieniądze. Miałem ochotę wyrzucić ją z samochodu albo przynajmniej sam z niego wysiąść i położyć się twarzą w śniegu z wrzaskiem. Bycie idiotą boli jednak z opóźnieniem.
Gdy znalazłem się pod rodzinnym domem uśmiech sam wypłynął mi na usta. Nie mogłem być tak całkowicie nieszczęśliwy ze świadomością, że spędzę czas z ludźmi, których kocham. Już po chwili wybiegło prawie całe moje rodzeństwo poza tym za małym by biec i zbyt dorosłym, żeby to zrobić. Wysiadłem i z ogromnym uśmiechem dałem się im wszystkim zamknąć w wielkim uścisku. Poczułem się tak dobrze pierwszy raz odkąd mój świat runął. Obróciłem się i zobaczyłem jak dziewczyna z lekkim zawstydzeniem spogląda w naszym kierunku. Nienawidziłem siebie za przypływ miłości, który poczułem na jej widok. Poszedłem wypakować wielkie torby z prezentami, mijając ją bez słowa. Jak miałem niedługo zerwać nasz związek skoro teraz nie potrafiłem nawet zranić jej odrobinę swoją obojętnością. Nawet nie patrzyłem czy za mną idzie tylko wparowałem do domu za zgrają dzieciaków. Na progu przywitałem się z mamą i jej mężem, którzy wzięli ode mnie pakunki. Poczułem zapach, od którego automatycznie zrobiłem się głodny. Wytrzymać dzisiejszy wieczór, kilka dni, sylwester kolejne parę dni i wszystko będzie skończone. Muszę dać rade.
***

Coś mi się nie zgadzało. Kiedy po 2 godzinach przy świątecznym stole moja narzeczona nie wypowiedziała ani jednego słowa poza zdawkowym odpowiedziami i wymuszonymi uśmiechami, wiedziałem, że coś jest nie tak. Zacząłem się martwić. Chyba zupełnie postradałem zmysły, żeby przejmować się stanem kogoś kto mnie wykorzystywał przez niemal 2 lata. Ale taki już byłem. Można mnie było zdeptać a ja spytałbym się czy nie ubrudziłem sobą podeszwy oprawcy. Cały wieczór patrzyła na pierścionek, obracała go na palcu i miałem wrażenie, że jest… smutna. A ja się denerwowałem o co chodzi, czy wszystko z nią w porządku. W końcu nie wytrzymałem.
- Kochanie? - Drgnęła na dźwięk mojego głosu i spojrzała jakby ze zrezygnowaniem. Wtedy wszystko mi się rozjaśniło. Musiała wiedzieć, że ja wiem. Teraz nie było odwrotu. - Mogę cie na chwilkę prosić?
- Oczywiście - mruknęła głosem, który łamał mi serce. To był ten sam to, który miała kiedy mówiłem jej, że przez bite 3 tygodnie będę po drugiej stronie globu i nie będziemy się widzieć. I to jest ta sama kobieta, która nigdy mnie nie kochała? Tym bardziej bolało, bo musiała być doskonałą aktorką.
Wyszliśmy z salonu przepraszając wszystkich. Skierowałem się odruchowo do swojego starego pokoju, malutkiej klitki, w której teraz mieszkała któraś z moich sióstr. Stanąłem przy oknie a ona usiadła na łóżku i złożyła dłonie na kolanach.
- Wszystko w porządku? - spytałem bijąc się z myślami. Wciąż nie podjąłem decyzji. Nie podniosła wzroku.
- Nie - odpowiedziała prosto. Zdziwiłem się. Myślałem, że będzie kręcić, próbować mi wmówić, że wszystko jest dobrze. Tak jak zawsze. Właściwie rzadko na cokolwiek się skarżyła albo na coś narzekała. Jedynie takie drobnostki, które zdawały się ją zawstydzać jak hobby jej mamy.
- O co chodzi?
- Po prostu czułam, że to się niedługo stanie. Zaraz po tym jak mi się oświadczyłeś, zmieniłeś się. Wiedziałam, że zrozumiałeś, że to błąd. - Zmarszczyłem brwi. Rzeczywiście zorientowała się, że o wszystkim już wiem. Niedługo nie będzie już moja. Ta myśl omal nie zwaliła mnie z nóg.
- Cóż, ktoś pomógł mi to zrozumieć - mruknąłem. Właściwie nie tak to sobie wyobrażałem. Myślałem, że rozstaniemy się w krzyku i przy wielu słowach, których oboje byśmy żałowali , niszcząc wszystko co między nami było bezpowrotnie.
- Przez 2 ostatnie lata próbowałam być jak one. Idealne, bez żadnej skazy. Kobiety w Twoim otoczeniu, które zawsze były idealnie umalowane, nigdy nie paplały głupot, nie pochodziły z jakiegoś nieznaczącego państewka, nie popełniały błędów, nie miały rodziców, którzy słabo znają angielski. Myślałam, że mi się uda zmydlić wszystkim oczy. Przede wszystkim, że ty mi uwierzysz, że na ciebie zasługuje. Jestem prawdziwą kretynką, myśląc, że możesz mnie pokochać - powiedziała ze łzami w oczach. Zaczęła zdejmować pierścionek, ale powstrzymałem ją ręką, bo coś gwałtownie we mnie drgnęło.
- Nie wiem co masz na myśli mówiąc to wszystko. Jedyne co wydaje mi się z tego prawdą to zmydlenie nam wszystkim oczu. Dzień po naszych zaręczynach spotkałem twojego przyjaciela Lucasa. Byłego przyjaciela właściwie. Wszystko mi powiedział. To jak planowałaś od dawna złapać jakiegoś bogatego frajera, żeby się wybić i w końcu żyć tak jak uważasz, że na to zasługujesz. I kiedy przypadkiem poznałaś mnie, postanowiłaś mnie oczarować. Pochłonięta próbą zdobycia mnie odłączyłaś się całkowicie od swojego starego życia, wykorzystywałaś mnie, żeby zdobyć pozycję i bogatych przyjaciół. Brzydzę się tobą. Nigdy mnie nie kochałaś. Pewnie nawet nie lubiłaś. Byłem nikim… - urwałem widząc jak gwałtownie zbladła. Wziąłem to za potwierdzenie moich słów. Zaczęła się cała trząść.
- Lucas… Lucas nigdy nie potrafił zrozumieć co w tobie widzę. Dlaczego uganiam się za jakąś gwiazdką jak to ciebie określił. Nie dziwie się, że to zrobił. Właściwie może to i dobrze.
- Dzięki niemu w końcu znam prawdę - powiedziałem. Z jej oczu popłynęły łzy.
- Louis kochanie… Nie znasz nawet malutkiej części prawdy.
- To opowiedz wszystko, bo powoli zaczynam się gubić w tym co jest prawdą a co kłamstwem - warknąłem.
- Wyjechałam z Polski, żeby pójść na studia. Marzyła mi się medycyna, ale trochę się bałam, że nie dam rady. Poznałam Lucasa niedługo po przyjeździe. Był jak moja bratnia dusza, w tym przyjacielskim znaczeniu. Próbował wyciągać mnie na imprezy, mimo że wiedział, że nie mam czasu, bo pracuje i odkładam na studia. Udało mu się ten jeden jedyny raz. Wtedy poznałam ciebie. Nie wyobrażasz sobie nawet jak szybko się w tobie zakochałam. Gdy zacząłeś wprowadzać mnie w swój świat od razu zauważyłam różnicę pomiędzy tamtymi ludźmi a mną. Wszyscy byli idealni. A ja? Czułam się jak kopciuszek przy prawdziwych księżniczkach. Zdałam sobie sprawę z tego, że to tylko kwestia czasu kiedy ty też to zauważysz. Więc robiłam wszystko, żeby się do nich upodobnić. Tak mocno grałam, że prawie sama uwierzyłam, że to prawdziwa ja. A to wszystko po to, żebyś mnie pokochał. Jak widać się nie udało… Lucasowi nie spodobała się ta ‘nowa ja’, więc urwał kontakt. Nie sądziłam, że może mieć mi za złe to kim próbowałam się stać. Pomyliłam się. Nigdy nie chciałam cie wykorzystać. Uwierz mi, że pieniądze nie mają dla mnie kompletnie żadnego znaczenia. Były dla mnie ważne póki chciałam iść na studia. Po poznaniu ciebie jedyne czego pragnęłam to być z tobą. Pogubiłam się jednak w tym wszystkim tak mocno, że… Louis, nigdy tak naprawdę nie poznałeś  prawdziwej mnie. Nie wiesz kim jestem, znasz tylko tą cholerną maskę. Przepraszam. Przepraszam, że straciłeś przeze mnie tyle czasu. Powinnam to skończyć kiedy zorientowałam się, że nie jestem dziewczyną dla ciebie – dokończyła chowając twarz w dłoniach, ukrywając przede mną swój płacz.
Opadłem na kolana przed nią. Całe moje życie było jednym wielkim kłamstwem, do którego zmusiłem miłość swojego życia. Wierzyłem jej. Jak mógłbym jej nie uwierzyć?
- To ja przepraszam.
Spojrzała na mnie załzawionymi oczami. Jej makijaż zostawił czarne smugi, ale Boże wciąż była piękna.
- Przeze mnie udawałaś kogoś kim nie jesteś… i nie musisz być. - Oparłem swoje czoło o jej i poczułem jak drży. - Pokochałem cie w momencie kiedy omal nie wylałaś na mnie mojego własnego drinka, gdy pierwszy raz cie zobaczyłem. Pokochałem cie p kilku pierwszych spotkaniach. Potem zbyt zaślepiony własną miłością, nie zauważyłem, że się zmieniłaś. I Jezu niepotrzebnie. Dla mnie jesteś idealna w momencie kiedy rano budzisz się bez makijażu i z włosami wplątanymi w zamek poduszki, a na twarzy masz minę mordercy, bo ‘cholerny budzik ośmielił się zadzwonić’. Taką cie kocham. Nie musisz nikogo udawać dla ludzi, których obchodzą te wszystkie śmieszne bogactwa.
- Ale Louis…
- Nie. Kocham cie. Nie pozwolę ci odejść. Oboje popełniliśmy błędy. Ale nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie - powiedziałem szybko. Wziąłem jej twarz w dłonie i spojrzałem w oczy, te które sprawiają, że jestem w stanie przetrwać wszystko.
- Kocham cie Louis - szepnęła.
- Wiem. Teraz już wiem.