Chciałam Was tylko poinformować, że mój sprzęt do pisania wziął umarł śmiercią tragiczną i z tego powodu nie mam jak nadrobić zaległości, a nie mam już nic w zapasie, dlatego mam nadzieje, że cierpliwie poczekacie na nowe części i mnie za to nie zabijecie ;c Jak tylko będę znowu w stanie pisać to znów zasypie Was imaginami pyśki! <3 A tak dodatkowo to mam nadzieje, że te święta były cudowne, dostaliście wspaniałe prezenty, może się z kimś pogodziliście i objedliście się za wszystkie czasy :* I nie będziecie pamiętać Waszego sylwestra if you know what I mean xdd
piątek, 26 grudnia 2014
niedziela, 21 grudnia 2014
Imagine 52 Harry Part V
Cieszyłam się, że moge się odświeżyć, bo wiedziałam, że to
doda mi trochę pewności siebie. A przynajmniej taką miałam nadzieję zważywszy
na to jak bardzo zestresowana byłam. Nawet nie wiem skąd mi się to wzięło.
Przecież nie było tak źle - mój cholernie bogaty szef zabrał mnie do swojego
cudownego domu na kolację i był prawie miły zważywszy na jego dominujący
charakter. Mogłam się założyć, że dla swojej konkurencji nie miał ani grama
litości, więc byłam prawdziwą szczęściarą, że mnie traktował w ten sposób. Bo
mogło być znacznie gorzej.
Rozebrałam bluzę zostając w białym podkoszulku ubrudzonym smarem i innymi substancjami z warsztatu. Umyłam twarz zimną wodą, starannie zmywając smugę z czoła. Rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami chociaż widziałam wyraźnie, że na półce leży szczotka. Jednak fakt, że należała do niego nieco wytrącała mnie z równowagi dlatego jej nie użyłam. Spojrzałam w lustro. No, wyglądałam prawie jak człowiek. Szkoda, że kiedy tylko zobaczę mojego towarzysza znów poczuje się okropnie. Nigdy nie widziałam go jeszcze w czymś innym niż garnitur. Przez chwilę mogłam udawać, że nie będziemy się tak bardzo różnić, ale prawda była taka, że podczas gdy ja będę wyglądać jak smarkula z miasta, on będzie wyglądać jak mroczny książę w swoim wielkim pałacu.
Wyszłam z łazienki i natychmiast wiązanka przekleństw zaczęła cisnąć mi się na usta. Nie pamiętałam z której strony przyszłam ani jak dokładnie tu doszłam. Skręciłam w pierwszym lepszym kierunku. Ten dom to naprawdę był pałac. Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Minęłam wielki salon i kilka drzwi, które zapewne były zamknięte, bo wyglądały jakby właściciel nie chciał wpuszczać za nie nikogo. W końcu korytarz się skończył. Zostały ostatnie drzwi, które wykonane były z jasnego rzeźbionego drewna. Dotknęłam ich delikatnie zachwycona ich strukturą. To było dzieło sztuki. Łudziłam się, że może skoro zrobiłam tyle kółek to okaże się, że te drzwi prowadzą do tamtej drugiej części domu, w której powinnam teraz być. Nacisnęłam na klamkę i ku mojemu zaskoczeniu poczułam jak ustępuje. To zdecydowanie nie było przejście do innej części domu. To była absolutnie oszałamiająca sypialnia Harrego z wielkim łożem na samym środku. Cofnęłam się i wpadłam na coś twardego i pisnęłam ze strachu. Sione dłonie chwyciły mnie za ramiona i obróciły przodem do siebie. Zadarłam głowę wysoko do góry żałując, że nie mam na sobie obcasów. Jak nigdy wcześniej potrzebowałam tych dodatkowych centymetrów.
- Możesz mi wyjaśnić czego szukasz w mojej sypialni? - zapytał Harry ostrzegawczym tonem. Był zły. Znowu go rozwścieczyłam. Przełknęłam ślinę, czując się jak malutka dziewczynka. Niespodziewanie przyszła mi do głowy bajka o 'Pięknej i Bestii'. Ja średnio pasowałam do opisu, ale on zdecydowanie był bestią.
- Z-zgubiłam się - wydukałam. Harry uniósł brew nawet na chwilę nie zmieniając pozycji i trzymając mnie wciąż w żelaznym uścisku.
- Dlaczego ci nie wierzę? - Poczułam jak gorąco napływa do każdej komórki mojego ciała, a szczególnie do twarzy.
- Nie kłamię...
- Jesteś pewna? - Pochylił się tuż nad moją twarzą sprawiając, że dzieliły nas może 4 centymetry, a jego nos prawie muskał mój. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe. Spojrzał uważnie w moje szeroko otwarte oczy jakby szukał w nich odpowiedzi. Po chwili odsunął się lekko, a ja ledwo powstrzymałam się od zaczerpnięcia powietrza jakbym nie oddychała od wielu minut. - Hmm... Jestem zdziwiony, że nie kłamiesz.
- Teraz nagle masz pewność? - burknęłam. Wciąż dochodziłam do siebie po naszym zbliżeniu. Harry chwycił moją dłoń i spojrzał na mnie spod rzęs.
- Załóżmy że potrafię czytać w myślach - powiedział bezczelnie. Wciągnęłam powoli powietrze w płuca.
- Jesteś nienormalny wiesz? - Pod wpływem moich słów uśmiechnął się bardzo delikatnie, a mnie po raz kolejny uderzyła jego uroda.
- Wiem. Mówiłaś to już wcześniej. I nie zamierzam zaprzeczać. - Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, ale nie dał mi na to szansy. - Wyglądasz bardzo niepoprawnie w tym podkoszulku.
- C-co? - wydukałam.
- Chce ci przekazać w sposób, którego nie można będzie podporządkować pod molestowanie przez pracodawcę, że wyglądasz piekielnie seksownie. A teraz chodźmy coś zjeść.
Nie byłam w stanie wykrztusić słowa tylko pozwoliłam, żeby mój szef pociągnął mnie za rękę w stronę jadalni jak przypuszczałam. Po raz kolejny musiałam zbierać swoją szczękę, ale tym razem przeleciała dobre 10 metrów w głąb ziemi. Czułam gorąco na dekolcie i wiedziałam, że mam tam czerwone plamy, które wywołał nikt inny tylko Harry.
Jadalnia była wielkim pomieszczeniem, w który można by urządzić wystawny bankiet dla 20 osób. Widziałam, że nasze zastawy są rozstawione w taki sposób, żebyśmy nie byli zbyt blisko siebie. Zmarszczyłam brwi. To było nietypowe jak dla kogoś kto miał w zwyczaju bardzo poważnie naruszać moją przestrzeń osobistą.
- Tereso! - zawołał Harry. Po chwili do pomieszczenia weszła pulchna, starsza kobieta o najmilszym uśmiechu jaki w życiu widziałam.
- Tak? - spytała pogodnie.
- Prosze cię, żebyś następnym razem pamiętała o układaniu zastaw bliżej siebie - odparł. No jasne. Czyli że to nie on decydował o odległości pomiędzy nami przy stole. Teresa zmarszczyła brwi.
- Ale zazwyczaj chcesz zachować dystans... Och najmocniej przepraszam - powiedziała szybko, gdy mnie zauważyła za ramieniem Harrego.
- Nie w tym przypadku Tereso. Ale nic nie szkodzi - odparł łagodnie. Kobieta posłała pełen ulgi uśmiech swojemu pracodawcy. Domyśliłam się, że jest jego gosposią.
- Dziękuję Harry.
Kiedy wyszła spojrzałam na niego nieco podejrzliwie. Czegoś tu nie rozumiałam. W stosunku do mojego brata czyli zwykłego mechanika, kelnera w restauracji czy swojej gosposi zachowywał się uprzejmie i okazywał emocje. A kiedy był w pracy, w towarzystwie tych wszystkich biznesmanów, którzy mijali nas przy windzie był zimny i beznamiętny. Jak to jest, że wydaje się być swobodniejszy przy prostych ludziach skoro nie mógłby nawet udawać jednego z nich, bo tak bardzo się od nich różni?
- Usiądziesz? - spytał odsuwając dla mnie krzesło.
Nie chciałam się z nim kłócić, bo miałam nadzieje na to, że im szybciej się ta kolacja skończy, tym szybciej będę mogła wrócić do domu. Usiadłam i obserwowałam jak Harry przekłada sztućce i talerz na przeciwko mnie. Po chwili wróciła Teresa z jedzeniem i szybciutko zniknęła. O cholera. To niemożliwe, żeby jedzenie mogło pachnieć aż tak dobrze. Harry wzniósł kieliszek z białym winem na znak toastu. Bałam się, że znowu nawiąże do Tommy'ego w swoim toaście jak wtedy kiedy powiedział o starych znajomościach. Ale tym razem nic takiego się nie stało.
- Za porywanie młodych, seksownych kobiet - odparł z czarującym uśmiechem. Z początku mnie zamurowało, a chwilę później pokryłam się głębokim rumieńcem. Gdybym tylko częściej wychodziła do ludzi nie byłabym teraz taka zawstydzona. Chociaż... Właściwie nie wydaje mi się, żeby Harry przestał na mnie działać jeśli byłabym bardziej towarzyskiego. Tu chodziło o to jaki ON był.
- Za niepoprawnych, nieco nadpobudliwych szefów. - Niepewnie stuknęłam swoim kieliszkiem o jego. Zamoczyłam wargi w winie, podczas gdy o nie spuszczał ze mnie wzroku nawet na sekundę. Chyba nawet nie mrugał.
- Uważasz, że jestem nadpobudliwy? - Uniósł brew. Cholera. Nie cierpiałam kiedy aż tak bardzo skupiał całą swoją uwagę na mnie. Przełknęłam ślinę i odłożyłam kieliszek na stół. Ledwo powstrzymywałam się od nerwowego kręcenia na krześle.
- Trochę... I może odrobinę narwany. Nieprzewidywalny. - Niebezpieczny, dodałam w myślach. Miałam wrażenie, że mimo wszystko to ostatnie wyczytał z mojej twarzy.
- Boisz się mnie? - spytał niby od niechcenia. Serce zaczęło walić mi w piersi jak szalone. Zawsze kiedy zniżał głos i przybierał ten dziwnie ostrzegawczy wyraz twarzy, czułam wręcz adrenalinę. I nie byłam pewna czy to ze strachu czy ekscytacji. Prawdopodobnie obu.
- Nie. Dlaczego miałabym się ciebie bać ? - bąknęłam chowając dłonie pod stół.
- To słodkie, że uważasz że uda ci się mnie okłamać. Wielu próbowało, uwierz mi. Mnie się nie da oszukać. Wiec spytam jeszcze raz, boisz się mnie?
Wiedziałam, ze jestem na straconej pozycji. Była tylko jedna prawidłowa odpowiedź na to pytanie. Spojrzałam mu prosto w tej jego zielone oczy aktualnie już nie takie zimne chociaż wydawało mi się, że przeoczyłam moment kiedy nabrały troche łagodności.
- Tak Harry. Przerażasz mnie za cholerę. - W jego oczach wcale nie było zadowolenia jak się spodziewałam. Myślałam, że sprawia mu przyjemność świadomość, że czuje się niepewnie w jego towarzystwie. Dlatego kolejne słowa wyleciały z moich ust chociaż wcale ich nie planowałam. - Ale tak właściwie to głównie przeraża mnie to, że mi się to podoba.
Rozebrałam bluzę zostając w białym podkoszulku ubrudzonym smarem i innymi substancjami z warsztatu. Umyłam twarz zimną wodą, starannie zmywając smugę z czoła. Rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami chociaż widziałam wyraźnie, że na półce leży szczotka. Jednak fakt, że należała do niego nieco wytrącała mnie z równowagi dlatego jej nie użyłam. Spojrzałam w lustro. No, wyglądałam prawie jak człowiek. Szkoda, że kiedy tylko zobaczę mojego towarzysza znów poczuje się okropnie. Nigdy nie widziałam go jeszcze w czymś innym niż garnitur. Przez chwilę mogłam udawać, że nie będziemy się tak bardzo różnić, ale prawda była taka, że podczas gdy ja będę wyglądać jak smarkula z miasta, on będzie wyglądać jak mroczny książę w swoim wielkim pałacu.
Wyszłam z łazienki i natychmiast wiązanka przekleństw zaczęła cisnąć mi się na usta. Nie pamiętałam z której strony przyszłam ani jak dokładnie tu doszłam. Skręciłam w pierwszym lepszym kierunku. Ten dom to naprawdę był pałac. Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Minęłam wielki salon i kilka drzwi, które zapewne były zamknięte, bo wyglądały jakby właściciel nie chciał wpuszczać za nie nikogo. W końcu korytarz się skończył. Zostały ostatnie drzwi, które wykonane były z jasnego rzeźbionego drewna. Dotknęłam ich delikatnie zachwycona ich strukturą. To było dzieło sztuki. Łudziłam się, że może skoro zrobiłam tyle kółek to okaże się, że te drzwi prowadzą do tamtej drugiej części domu, w której powinnam teraz być. Nacisnęłam na klamkę i ku mojemu zaskoczeniu poczułam jak ustępuje. To zdecydowanie nie było przejście do innej części domu. To była absolutnie oszałamiająca sypialnia Harrego z wielkim łożem na samym środku. Cofnęłam się i wpadłam na coś twardego i pisnęłam ze strachu. Sione dłonie chwyciły mnie za ramiona i obróciły przodem do siebie. Zadarłam głowę wysoko do góry żałując, że nie mam na sobie obcasów. Jak nigdy wcześniej potrzebowałam tych dodatkowych centymetrów.
- Możesz mi wyjaśnić czego szukasz w mojej sypialni? - zapytał Harry ostrzegawczym tonem. Był zły. Znowu go rozwścieczyłam. Przełknęłam ślinę, czując się jak malutka dziewczynka. Niespodziewanie przyszła mi do głowy bajka o 'Pięknej i Bestii'. Ja średnio pasowałam do opisu, ale on zdecydowanie był bestią.
- Z-zgubiłam się - wydukałam. Harry uniósł brew nawet na chwilę nie zmieniając pozycji i trzymając mnie wciąż w żelaznym uścisku.
- Dlaczego ci nie wierzę? - Poczułam jak gorąco napływa do każdej komórki mojego ciała, a szczególnie do twarzy.
- Nie kłamię...
- Jesteś pewna? - Pochylił się tuż nad moją twarzą sprawiając, że dzieliły nas może 4 centymetry, a jego nos prawie muskał mój. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe. Spojrzał uważnie w moje szeroko otwarte oczy jakby szukał w nich odpowiedzi. Po chwili odsunął się lekko, a ja ledwo powstrzymałam się od zaczerpnięcia powietrza jakbym nie oddychała od wielu minut. - Hmm... Jestem zdziwiony, że nie kłamiesz.
- Teraz nagle masz pewność? - burknęłam. Wciąż dochodziłam do siebie po naszym zbliżeniu. Harry chwycił moją dłoń i spojrzał na mnie spod rzęs.
- Załóżmy że potrafię czytać w myślach - powiedział bezczelnie. Wciągnęłam powoli powietrze w płuca.
- Jesteś nienormalny wiesz? - Pod wpływem moich słów uśmiechnął się bardzo delikatnie, a mnie po raz kolejny uderzyła jego uroda.
- Wiem. Mówiłaś to już wcześniej. I nie zamierzam zaprzeczać. - Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, ale nie dał mi na to szansy. - Wyglądasz bardzo niepoprawnie w tym podkoszulku.
- C-co? - wydukałam.
- Chce ci przekazać w sposób, którego nie można będzie podporządkować pod molestowanie przez pracodawcę, że wyglądasz piekielnie seksownie. A teraz chodźmy coś zjeść.
Nie byłam w stanie wykrztusić słowa tylko pozwoliłam, żeby mój szef pociągnął mnie za rękę w stronę jadalni jak przypuszczałam. Po raz kolejny musiałam zbierać swoją szczękę, ale tym razem przeleciała dobre 10 metrów w głąb ziemi. Czułam gorąco na dekolcie i wiedziałam, że mam tam czerwone plamy, które wywołał nikt inny tylko Harry.
Jadalnia była wielkim pomieszczeniem, w który można by urządzić wystawny bankiet dla 20 osób. Widziałam, że nasze zastawy są rozstawione w taki sposób, żebyśmy nie byli zbyt blisko siebie. Zmarszczyłam brwi. To było nietypowe jak dla kogoś kto miał w zwyczaju bardzo poważnie naruszać moją przestrzeń osobistą.
- Tereso! - zawołał Harry. Po chwili do pomieszczenia weszła pulchna, starsza kobieta o najmilszym uśmiechu jaki w życiu widziałam.
- Tak? - spytała pogodnie.
- Prosze cię, żebyś następnym razem pamiętała o układaniu zastaw bliżej siebie - odparł. No jasne. Czyli że to nie on decydował o odległości pomiędzy nami przy stole. Teresa zmarszczyła brwi.
- Ale zazwyczaj chcesz zachować dystans... Och najmocniej przepraszam - powiedziała szybko, gdy mnie zauważyła za ramieniem Harrego.
- Nie w tym przypadku Tereso. Ale nic nie szkodzi - odparł łagodnie. Kobieta posłała pełen ulgi uśmiech swojemu pracodawcy. Domyśliłam się, że jest jego gosposią.
- Dziękuję Harry.
Kiedy wyszła spojrzałam na niego nieco podejrzliwie. Czegoś tu nie rozumiałam. W stosunku do mojego brata czyli zwykłego mechanika, kelnera w restauracji czy swojej gosposi zachowywał się uprzejmie i okazywał emocje. A kiedy był w pracy, w towarzystwie tych wszystkich biznesmanów, którzy mijali nas przy windzie był zimny i beznamiętny. Jak to jest, że wydaje się być swobodniejszy przy prostych ludziach skoro nie mógłby nawet udawać jednego z nich, bo tak bardzo się od nich różni?
- Usiądziesz? - spytał odsuwając dla mnie krzesło.
Nie chciałam się z nim kłócić, bo miałam nadzieje na to, że im szybciej się ta kolacja skończy, tym szybciej będę mogła wrócić do domu. Usiadłam i obserwowałam jak Harry przekłada sztućce i talerz na przeciwko mnie. Po chwili wróciła Teresa z jedzeniem i szybciutko zniknęła. O cholera. To niemożliwe, żeby jedzenie mogło pachnieć aż tak dobrze. Harry wzniósł kieliszek z białym winem na znak toastu. Bałam się, że znowu nawiąże do Tommy'ego w swoim toaście jak wtedy kiedy powiedział o starych znajomościach. Ale tym razem nic takiego się nie stało.
- Za porywanie młodych, seksownych kobiet - odparł z czarującym uśmiechem. Z początku mnie zamurowało, a chwilę później pokryłam się głębokim rumieńcem. Gdybym tylko częściej wychodziła do ludzi nie byłabym teraz taka zawstydzona. Chociaż... Właściwie nie wydaje mi się, żeby Harry przestał na mnie działać jeśli byłabym bardziej towarzyskiego. Tu chodziło o to jaki ON był.
- Za niepoprawnych, nieco nadpobudliwych szefów. - Niepewnie stuknęłam swoim kieliszkiem o jego. Zamoczyłam wargi w winie, podczas gdy o nie spuszczał ze mnie wzroku nawet na sekundę. Chyba nawet nie mrugał.
- Uważasz, że jestem nadpobudliwy? - Uniósł brew. Cholera. Nie cierpiałam kiedy aż tak bardzo skupiał całą swoją uwagę na mnie. Przełknęłam ślinę i odłożyłam kieliszek na stół. Ledwo powstrzymywałam się od nerwowego kręcenia na krześle.
- Trochę... I może odrobinę narwany. Nieprzewidywalny. - Niebezpieczny, dodałam w myślach. Miałam wrażenie, że mimo wszystko to ostatnie wyczytał z mojej twarzy.
- Boisz się mnie? - spytał niby od niechcenia. Serce zaczęło walić mi w piersi jak szalone. Zawsze kiedy zniżał głos i przybierał ten dziwnie ostrzegawczy wyraz twarzy, czułam wręcz adrenalinę. I nie byłam pewna czy to ze strachu czy ekscytacji. Prawdopodobnie obu.
- Nie. Dlaczego miałabym się ciebie bać ? - bąknęłam chowając dłonie pod stół.
- To słodkie, że uważasz że uda ci się mnie okłamać. Wielu próbowało, uwierz mi. Mnie się nie da oszukać. Wiec spytam jeszcze raz, boisz się mnie?
Wiedziałam, ze jestem na straconej pozycji. Była tylko jedna prawidłowa odpowiedź na to pytanie. Spojrzałam mu prosto w tej jego zielone oczy aktualnie już nie takie zimne chociaż wydawało mi się, że przeoczyłam moment kiedy nabrały troche łagodności.
- Tak Harry. Przerażasz mnie za cholerę. - W jego oczach wcale nie było zadowolenia jak się spodziewałam. Myślałam, że sprawia mu przyjemność świadomość, że czuje się niepewnie w jego towarzystwie. Dlatego kolejne słowa wyleciały z moich ust chociaż wcale ich nie planowałam. - Ale tak właściwie to głównie przeraża mnie to, że mi się to podoba.
________________________________________________________
Dobra mam nadzieje, że nie zaliczę wtopy, ale.... STO LAT DLA MOJEJ NAJUKOCHAŃSZEJ A! Zakładam, że skoro w tamtym roku miałaś urodziny 21 grudnia to teraz też masz... Wole się upewnić, bo iloraz mojej inteligencji nie jest zbyt wysoki XD Życzę Ci wszystkiego najlepszego, żebyś myślała pozytywnie i nie pozwoliła, żeby smutek przejmował nad Tobą kontrolę, żebyś spotykała samych cudownych ludzi w swoim życiu i spełniła wszystkie swoje marzenia co do jednego! <3 I jeszcze raz dziękuje Ci za to, że jesteś tu ze mną tak długo, jesteś jedną z pierwszych stałych czytelniczek kochanie ;*
A tak poza tym to jeeeeej wolne!!! Wiem że się cieszycie wiem XD Zauważyłam też jak bardzo wzrosły wyświetlenia, bo wszyscy zostawili książki haha :D Wesołych Świąt pyszczki <
Dobra mam nadzieje, że nie zaliczę wtopy, ale.... STO LAT DLA MOJEJ NAJUKOCHAŃSZEJ A! Zakładam, że skoro w tamtym roku miałaś urodziny 21 grudnia to teraz też masz... Wole się upewnić, bo iloraz mojej inteligencji nie jest zbyt wysoki XD Życzę Ci wszystkiego najlepszego, żebyś myślała pozytywnie i nie pozwoliła, żeby smutek przejmował nad Tobą kontrolę, żebyś spotykała samych cudownych ludzi w swoim życiu i spełniła wszystkie swoje marzenia co do jednego! <3 I jeszcze raz dziękuje Ci za to, że jesteś tu ze mną tak długo, jesteś jedną z pierwszych stałych czytelniczek kochanie ;*
A tak poza tym to jeeeeej wolne!!! Wiem że się cieszycie wiem XD Zauważyłam też jak bardzo wzrosły wyświetlenia, bo wszyscy zostawili książki haha :D Wesołych Świąt pyszczki <
wtorek, 16 grudnia 2014
Imagine 53 Louis
- Zamierzasz się jak zwykle obrazić prawda? - prychnął mój
chłopak.
- To ty jak zawsze masz do mnie jakiś problem Louis. Zapominasz, że mam też swoje życie.
- Wiesz co? Dla mnie to ty jesteś moim życiem.
- Nie mów mi takich rzeczy skoro oczywiste jest to, że tak nie myślisz.
- Jesteś głupia?! Wiesz, że cię kocham! - prychnął Louis, robiąc gwałtowny zakręt na skrzyżowaniu. Chwyciłam się uchwytu przy drzwiach, żeby utrzymać się we w miarę normalnej pozycji.
- Chcesz nas zabić? Było czerwone światło! - wydarłam się. Chłopak wzniósł oczy do nieba.
- Pomarańczowe - powiedział spokojnie.
- Czerwone - zaprzeczyłam. - Poza tym co za różnica, powinieneś się zatrzymać!
- To ja jestem kierowcą.
- W takim razie ja wychodzę.
- Proszę bardzo.
Chłopak zatrzymał się z piskiem opon na środku drogi, która na szczęście nie była zbyt ruchliwa. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale pozostał niewzruszony. Proszę bardzo. Rozpięłam pas i wyszłam z samochodu z zaciśniętymi zębami, trzaskając drzwiami tak mocno jak potrafiłam. Louis odjechał bardzo szybko znikając mi z oczu. Ukryłam twarz w dłoniach nie wiedząc czy to czego potrzebuje to płacz, krzyk czy może coś co mnie uspokoi. W końcu zdecydowałam się na coś pomiędzy i usiadłam na murku przy jakiejś kamienicy, kierując twarz do słońca i próbując się uspokoić, bo broda trzęsła mi się od powstrzymywanego płaczu.
Wszystko się spieprzyło. Miłość powinna wystarczyć. Ile razy się słyszy, że miłość wszystko przezwycięży? Codziennie. W książkach, filmach, od innych ludzi... Ale jakoś przestałam w to wierzyć. Bo jak widać nam to nie wystarcza. Miałam ochotę zrobić coś co by go zabolało. Jak okropnym człowiekiem trzeba być, żeby mieć takie myśli? Skoro tak uparcie twierdzi, że z każdym chłopakiem na którego spojrzę coś mnie łączy to może rzeczywiście powinnam stać się taką osobą za jaką mnie ma? To mnie zaczyna niszczyć. Wszystko o czym potrafię myśleć to to co zrobić, żeby Louis do niczego się nie przyczepił, żeby było idealnie. I mam już tego dosyć. Dlaczego cały czas jest tak, że to ja o niego walczę? To ja przepraszam go za coś co się nie wydarzyło albo nie było moją winą. Nie chcę być wiecznie w jego cieniu, żyć tak jak on tego chcę, nie mając nic do powiedzenia, bo przecież może się na mnie zdenerwować albo wypomnieć mi to, że rozmawiałam przed domem z sąsiadem, który był w moim wieku, jakby to był najgorszy z możliwych grzechów. Niech tym razem to on trochę o mnie powalczy. Jeśli tak się nie stanie to znaczy, że to po prostu nie ma sensu.
Zacisnęłam oczy chcąc rozryczeć się na cały głos jak małe dziecko i czekać aż ktoś mnie przytuli i pocieszy. Miłość jest okropna. Daje ci tak wiele, ale jednocześnie obdziera cię z własnej osobowości. Przestajesz być sobą, bo dostosowujesz się do wymagań tej drugiej osoby. Przestajesz jeść ulubione rzeczy, bo ona ich nie lubi, chodzisz w inne miejsca niż tak naprawde chcesz, robisz coś czego normalnie byś nie zrobił... Lista ciągnęła się w nieskończoność. Chociaż może to tylko mój związek jest tak porypany. O ile można to wciąż nazwać związkiem. Może wysiadając z auta, zakończyłam go.
Minął tydzień odkąd po raz ostatni widziałam Louisa. I chyba to się już nie zmieni. Czy gdybym wiedziała jakie będą konsekwencje, czy wyszłabym z samochodu? Nie byłam pewna. Mogłam albo trwać w tym popieprzonym związku, w którym cierpiałam, albo żyć tak jak teraz - każdą myśl poświęcać swojemu najpewniej byłemu chłopakowi i tęsknić za nim tak niewyobrażalnie mocno, że od tych kilku dni spałam łącznie jakieś 4 godziny i byłam wykończona fizycznie i emocjonalnie. Nie było osoby w moim otoczeniu, która nie zauważyłaby, że coś się ze mną dzieje. Miałam cienie pod oczami i wiecznie zaczerwienione oczy od płakania po nocach w poduszkę. Byłam załamana. A mój telefon milczał. Nie byłam pewna czy mam być zaskoczona. To nie tak, że spodziewałam się, że będzie do mnie wydzwaniał i błagał o przebaczenie. Jednak myślałam, że napisze chociaż raz. Ale najwyraźniej wcale mu nie zależało. Może ucieszył się, że w końcu się ode mnie uwolnił. Skoro byłam dla niego taka zła i nie mógł ze mną wytrzymać to może rzeczywiście tak jest.
Dzisiaj była moja popołudniowa zmiana w wypożyczalni filmów, w której pracowałam i kończyłam o 22. Skasowałam ostatniego klienta i posłałam koledze z pracy zmęczony uśmiech.
- Jakieś plany na resztę wieczoru? - spytał zamykając gabloty z klasykami kina. Upewniłam się, że pozostawiłam kasę zamkniętą i wyłączyłam muzykę, która grała tutaj cały dzień, irytujące mnie od chwili kiedy zaczęłam tutaj pracować.
- Rzuce się na łóżko jak tylko wrócę do domu - powiedziałam idąc po swoją torebkę na zaplecze.
- Moge się przyłączyć? - spytał pojawiając się znikąd za moimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie. Jego żarty to była codzienność, próbował się ze mną umówić od kiedy tylko się zatrudnił jakiś miesiąc temu, ale zawsze odmawiałam.
- Mam chłopaka Drake, pamiętasz? - Przewróciłam oczami.
- Od tygodnia nie widziałem, żeby po ciebie przyjeżdżał po pracy. - Uniósł brew.
- Bo ostatnio nie może - odparłam po krótkiej chwili. Chłopak spojrzał na mnie sceptycznie.
- Naprawdę? Jesteście jeszcze w ogóle razem? Bo wiesz, jeśli nie to ja bardzo chętnie cię gdzieś zabiorę. Powinnaś wiedzieć jak prawdziwy facet traktuje kobietę.
- Nie wygłupiaj się Drake - zaśmiałam się nerwowo. Próbowałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę, więc na niego wpadłam. Przytrzymał mnie za ramiona.
- Odprowadze cię do domu, nie powinnaś wracać sama, po dworze szwendają się naprawdę nie ciekaw typy o tej porze.
- Nie trzeba, umiem o siebie zadbać - zaprotestowałam. Drake był miły, ale zawsze traktowałam go z dystansem. Uważał się za nie wiadomo jak szanującego kobiety i porządnego podczas, gdy prawda była taka, że miał przerośnięte ego i rzadko kiedy jego przechwalanie się miało chociaż prawdziwe podłoże, na ogół nic z tego nie było nawet bliskie prawdy.
- Jesteś pewna? Moglibyśmy jutro gdzieś wyjść albo coś, chciałbym cię w końcu lepiej poznać...
- Odwal się Drake. Nie chce cię bliżej poznawać - burknęłam wymijając go w końcu. Zaczynał działać mi na nerwy. Nienawidziłam kiedy ktoś był aż tak pewny siebie.
- Nie daj się prosić, nie będziesz żałować! - zawołał za mną.
Wyszłam na zewnątrz pozostawiając jemu zamknięcie i pogaszenie wszystkich świateł. Na dworze było zimno i nie minęło dużo czasu jak lodowaty wiatr przeniknął moją skórzaną kurtkę i przyprawił mnie o dreszcze. Szłam szybko, żeby jak najszybciej dostać się na przystanek i do domu.
- (t.i.)! - Usłyszałam za sobą wołanie.
Drake.
Czy on nie może dać mi świętego spokoju? Nie mam dzisiaj ochoty na jego gierki. Właściwie to nigdy nie mam. Przyśpieszyłam nawet przez chwilę nie myśląc o tym, żeby się zatrzymać.
- (t.i.) czekaj! Przestraszyłem cię?! Odprowadze cię!
Przyśpieszyłam jeszcze bardziej. Nie chciałam z nim iść. Nie chciałam, żeby wiedział gdzie mieszkam. Chciałam mieć święty spokój. Nagle poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię.
- Drake zostaw mnie do jasnej cholery!
- Jestes przewrażliwiona, chce cię tylko odprowadzić...
- Puść mnie!
- Nie bo zachowujesz się nierozsądnie, przecież nie zrobię ci krzywdy - powiedział.
- Zostaw mnie. Teraz.
- Nie.
- Nie? - Spojrzałam w górę i zdałam sobie sprawę z tego, że mówi poważnie. Kliknęłam na czuja przycisk w telefonie, który automatycznie łączył mnie z numerem, który miałam na szybkim wybieraniu. - Drake odpierdol się ode mnie!
- Nie! Mam dosyć tego, że wiecznie mnie odtrącasz! Ten twój Louis to szczęściarz wiesz? Ale jest debilem, bo najwyraźniej pozwolił ci odejść!
- Drake puść mnie w końcu! Mam cię już dosyć, przestań! - wydarłam się.
- Bo co? To dlatego, że nie jestem tak przystojny jak ten twój chłopaczek? Bo nie mam drogiego samochodu?! Dlatego mnie nie chcesz?! Mam ci o wiele więcej do zaoferowania niż ten dupek!
- Kurwa Drake puść mnie!!!
- Nie! - Złapali mnie za ramiona i zaczął mną potrząsać. - Nie widzisz tego jak bardzo mi się podobasz? Od pierwszego dnia kiedy cię zobaczyłem zrozumiałem, że chce cię mieć, ale ty musisz być taką cholerną zimną suką!
- Drake oszalałeś! Nic z tego nie będzie, a ty musisz się uspokoić! Zaraz zrobisz coś czego będziesz bardzo żałował...
- Masz rację, ale nie będę tego żałował.
Chwycił mnie jeszcze mocniej i przycisnął swoje usta do moich. Próbowałam się wyrwać, ale był zbyt silny. Ugryzłam g mocno w wargę, a on odsunął się gwałtownie.
- Ty suko!
W tym momencie jakiś samochód zatrzymał się z piskiem opon tuż obok nas. Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni, a chwilę później moje serce zabili szybciej. Ze środka wyszedł Louis, tak wściekły jak nigdy wcześniej. Jego szczęka niebezpiecznie drgała. Drake napiął się kiedy otrząsnął się z szoku.
- A ty tu co... - nie zdążył dokończyć, bo ten rzucił się na niego z pięściami. Wylądowali na ziemi, ale oczywiste było to, że Drake nie ma szans. Nie z Louisem, który wyglądał jakby chciał go zabić. Stałam obok oszołomiona.
- Nigdy. Więcej. Nie waż się. Jej. Dotknąć. Rozumiesz? - warknął chłopak.
Na koniec splunął na niego z obrzydzeniem i wstał. Otworzył drzwi i zaprowadził mnie do samochodu bez słowa. Usiadł za kierownica i ruszył oddychając jakby przebiegł właśnie maraton. Ruszyliśmy w stronę mojego domu, a ja cały czas bałam się odezwać. Zaskoczyło mnie to jak podobnie do mnie wyglądał Louis. Jego oczy były podkrążone, a twarz zmęczona jakby od dawna nie spał.
- Dziękuję - wydukałam w końcu. - Nie wiem co mu odbiło, ale zaczął mnie przerażać.
- Ciesze się, że do mnie zadzwoniłaś.
Po jego słowach zapanowała cisza. Spojrzałam na swoje dłonie. Uderzył we mnie zapach Louisa napływający do mnie z każdego centymetra jego samochodu, cały był nim przesiąknięty. Zacisnęłam powieki.
- Ja... - zaczął Louis niepewnie. - Wiem, że teraz to prawdopodobnie nie ma już dla ciebie znaczenia, ale... Chciałem powiedzieć, że żałuję. Żałuję wszystkiego co spieprzyłem w naszym związku i przepraszam, że osądzałem cię tak bardzo. Powinienem ci ufać, ale zrobiłem się taki zazdrosny... Bałem się, że cię strace i proszę bardzo! Właśnie tak się stało! Ale nie dlatego, q znalazłaś kogoś lepszego ode mnie tylko dlatego, że jestem idiotą i nie potrafiłem cię przy sobie zatrzymać. - Jego głos był przesiąknięty bólem. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Masz racje. Jesteś idiotą. A mimo wszystko to do ciebie zadzwoniłam, bo to ty byłeś pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy. Chciałam, żebyś to ty pomógł mi uciec od tego kretyna. Bo cię kocham wiesz? Znoszę to wszystko, nie dostając nic w zamian. Wiecznie tylko mnie osądzasz, sprawiasz mi ból i traktujesz jakbym była najgorszą rzeczą, która przytrafiła ci się w życiu - powiedziałam czując łzy w oczach. Samochód zatrzymał się w połowie na ulicy a w połowie na krawężniku. Louis spojrzał na mnie, a w jego jasnych oczach czaiło się poczucie winy.
- Przepraszam. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to wszystko cofnąć...ja...
- Nie mów już nic! Przez cały tydzień marzyłam o tym, żebyś przyszedł do mnie z tuzinem róż prosząc mnie, abym ci wybaczyła. To jest to co zrobiłby każdy kochający chłopak, który popełnił błąd i zranił swoją dziewczynę! Ale nie ty! Ty zawsze ignorowałeś problemy i nigdy mnie za nic nie przeprosiłeś, po prostu ignorowałeś problem i udawałeś, że wszystko jest w porządku! A tym razem nie miałeś nawet odwagi, żeby ze mną zerwać, cokolwiek! Po prostu zostawiłeś mnie na środku drogi i zdawałeś się o mnie zapomnieć! Czy ja coś dla ciebie w ogóle kiedykolwiek znaczyłam?! - wykrzyczałam z twarzą zalaną łzami, ale nie obchodziło mnie to jak wyglądam.
- Wszystko. Nie odzywałem się do ciebie, bo chciałem, żebyś o mnie zapomniała...
- Nie Louis, to ty chciałeś o mnie zapomnieć.
Chłopak spojrzał na mnie tak jakbym powiedziała najgorszą rzecz z możliwych. Nie sądziłam, że może wyglądać na tak bardzo zranionego.
- Nie potrafiłbym cię zapomnieć. Kocham cię zbyt mocno, żeby to było możliwe - powiedział cicho. Westchnęłam.
- Co się z nami stało Louis? - Schowałam twarz w dłoniach.
- To moja wina. To zawsze była moja wina. Nie zasługuje na ciebie.
- Przestań! Przestań to powtarzać! Przez taki tok myślenia jesteśmy w tym miejscu właśnie teraz! To przez to zerwaliśmy!
- To co mam zrobić! Nie zmienię tego! Jest już za późno!
- To ty tak myślisz. Przestań być takim cholernym pesymistą! Kocham cię rozumiesz! I mam już dosyć tego, że tego nie widzisz i szukasz dziury w całości! Jestem cała twoja, jak mam ci to udowodnić, żebyś mi w końcu uwierzył?!
- Nie wiem... - wydukał patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytałam wycierając mokre od łez policzki. Chłopak wziął moją twarz w dłonie.
- Uświadomiłem sobie, że mówisz prawdę. I że omal cię nie straciłem.
- Omal? - szepnęłam. Chłopak spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie wypuszcze cię drugi raz. Jesteś moja. A ja jestem twój. Kocham cię do cholery i jeśli to nie wystarczy to już nie wiem co - powiedział opierając swoje czoło o moje.
- Wystarczy. Tylko nigdy nie przestawaj. Nie zniosę tego...
- Obiecuję. Zrobię wszystko, żeby było dobrze. Zmienie się. Nie pozwolę ci odejść.
- Nie musisz się o to bać. Nie odejdę.
- To ty jak zawsze masz do mnie jakiś problem Louis. Zapominasz, że mam też swoje życie.
- Wiesz co? Dla mnie to ty jesteś moim życiem.
- Nie mów mi takich rzeczy skoro oczywiste jest to, że tak nie myślisz.
- Jesteś głupia?! Wiesz, że cię kocham! - prychnął Louis, robiąc gwałtowny zakręt na skrzyżowaniu. Chwyciłam się uchwytu przy drzwiach, żeby utrzymać się we w miarę normalnej pozycji.
- Chcesz nas zabić? Było czerwone światło! - wydarłam się. Chłopak wzniósł oczy do nieba.
- Pomarańczowe - powiedział spokojnie.
- Czerwone - zaprzeczyłam. - Poza tym co za różnica, powinieneś się zatrzymać!
- To ja jestem kierowcą.
- W takim razie ja wychodzę.
- Proszę bardzo.
Chłopak zatrzymał się z piskiem opon na środku drogi, która na szczęście nie była zbyt ruchliwa. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale pozostał niewzruszony. Proszę bardzo. Rozpięłam pas i wyszłam z samochodu z zaciśniętymi zębami, trzaskając drzwiami tak mocno jak potrafiłam. Louis odjechał bardzo szybko znikając mi z oczu. Ukryłam twarz w dłoniach nie wiedząc czy to czego potrzebuje to płacz, krzyk czy może coś co mnie uspokoi. W końcu zdecydowałam się na coś pomiędzy i usiadłam na murku przy jakiejś kamienicy, kierując twarz do słońca i próbując się uspokoić, bo broda trzęsła mi się od powstrzymywanego płaczu.
Wszystko się spieprzyło. Miłość powinna wystarczyć. Ile razy się słyszy, że miłość wszystko przezwycięży? Codziennie. W książkach, filmach, od innych ludzi... Ale jakoś przestałam w to wierzyć. Bo jak widać nam to nie wystarcza. Miałam ochotę zrobić coś co by go zabolało. Jak okropnym człowiekiem trzeba być, żeby mieć takie myśli? Skoro tak uparcie twierdzi, że z każdym chłopakiem na którego spojrzę coś mnie łączy to może rzeczywiście powinnam stać się taką osobą za jaką mnie ma? To mnie zaczyna niszczyć. Wszystko o czym potrafię myśleć to to co zrobić, żeby Louis do niczego się nie przyczepił, żeby było idealnie. I mam już tego dosyć. Dlaczego cały czas jest tak, że to ja o niego walczę? To ja przepraszam go za coś co się nie wydarzyło albo nie było moją winą. Nie chcę być wiecznie w jego cieniu, żyć tak jak on tego chcę, nie mając nic do powiedzenia, bo przecież może się na mnie zdenerwować albo wypomnieć mi to, że rozmawiałam przed domem z sąsiadem, który był w moim wieku, jakby to był najgorszy z możliwych grzechów. Niech tym razem to on trochę o mnie powalczy. Jeśli tak się nie stanie to znaczy, że to po prostu nie ma sensu.
Zacisnęłam oczy chcąc rozryczeć się na cały głos jak małe dziecko i czekać aż ktoś mnie przytuli i pocieszy. Miłość jest okropna. Daje ci tak wiele, ale jednocześnie obdziera cię z własnej osobowości. Przestajesz być sobą, bo dostosowujesz się do wymagań tej drugiej osoby. Przestajesz jeść ulubione rzeczy, bo ona ich nie lubi, chodzisz w inne miejsca niż tak naprawde chcesz, robisz coś czego normalnie byś nie zrobił... Lista ciągnęła się w nieskończoność. Chociaż może to tylko mój związek jest tak porypany. O ile można to wciąż nazwać związkiem. Może wysiadając z auta, zakończyłam go.
Minął tydzień odkąd po raz ostatni widziałam Louisa. I chyba to się już nie zmieni. Czy gdybym wiedziała jakie będą konsekwencje, czy wyszłabym z samochodu? Nie byłam pewna. Mogłam albo trwać w tym popieprzonym związku, w którym cierpiałam, albo żyć tak jak teraz - każdą myśl poświęcać swojemu najpewniej byłemu chłopakowi i tęsknić za nim tak niewyobrażalnie mocno, że od tych kilku dni spałam łącznie jakieś 4 godziny i byłam wykończona fizycznie i emocjonalnie. Nie było osoby w moim otoczeniu, która nie zauważyłaby, że coś się ze mną dzieje. Miałam cienie pod oczami i wiecznie zaczerwienione oczy od płakania po nocach w poduszkę. Byłam załamana. A mój telefon milczał. Nie byłam pewna czy mam być zaskoczona. To nie tak, że spodziewałam się, że będzie do mnie wydzwaniał i błagał o przebaczenie. Jednak myślałam, że napisze chociaż raz. Ale najwyraźniej wcale mu nie zależało. Może ucieszył się, że w końcu się ode mnie uwolnił. Skoro byłam dla niego taka zła i nie mógł ze mną wytrzymać to może rzeczywiście tak jest.
Dzisiaj była moja popołudniowa zmiana w wypożyczalni filmów, w której pracowałam i kończyłam o 22. Skasowałam ostatniego klienta i posłałam koledze z pracy zmęczony uśmiech.
- Jakieś plany na resztę wieczoru? - spytał zamykając gabloty z klasykami kina. Upewniłam się, że pozostawiłam kasę zamkniętą i wyłączyłam muzykę, która grała tutaj cały dzień, irytujące mnie od chwili kiedy zaczęłam tutaj pracować.
- Rzuce się na łóżko jak tylko wrócę do domu - powiedziałam idąc po swoją torebkę na zaplecze.
- Moge się przyłączyć? - spytał pojawiając się znikąd za moimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie. Jego żarty to była codzienność, próbował się ze mną umówić od kiedy tylko się zatrudnił jakiś miesiąc temu, ale zawsze odmawiałam.
- Mam chłopaka Drake, pamiętasz? - Przewróciłam oczami.
- Od tygodnia nie widziałem, żeby po ciebie przyjeżdżał po pracy. - Uniósł brew.
- Bo ostatnio nie może - odparłam po krótkiej chwili. Chłopak spojrzał na mnie sceptycznie.
- Naprawdę? Jesteście jeszcze w ogóle razem? Bo wiesz, jeśli nie to ja bardzo chętnie cię gdzieś zabiorę. Powinnaś wiedzieć jak prawdziwy facet traktuje kobietę.
- Nie wygłupiaj się Drake - zaśmiałam się nerwowo. Próbowałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę, więc na niego wpadłam. Przytrzymał mnie za ramiona.
- Odprowadze cię do domu, nie powinnaś wracać sama, po dworze szwendają się naprawdę nie ciekaw typy o tej porze.
- Nie trzeba, umiem o siebie zadbać - zaprotestowałam. Drake był miły, ale zawsze traktowałam go z dystansem. Uważał się za nie wiadomo jak szanującego kobiety i porządnego podczas, gdy prawda była taka, że miał przerośnięte ego i rzadko kiedy jego przechwalanie się miało chociaż prawdziwe podłoże, na ogół nic z tego nie było nawet bliskie prawdy.
- Jesteś pewna? Moglibyśmy jutro gdzieś wyjść albo coś, chciałbym cię w końcu lepiej poznać...
- Odwal się Drake. Nie chce cię bliżej poznawać - burknęłam wymijając go w końcu. Zaczynał działać mi na nerwy. Nienawidziłam kiedy ktoś był aż tak pewny siebie.
- Nie daj się prosić, nie będziesz żałować! - zawołał za mną.
Wyszłam na zewnątrz pozostawiając jemu zamknięcie i pogaszenie wszystkich świateł. Na dworze było zimno i nie minęło dużo czasu jak lodowaty wiatr przeniknął moją skórzaną kurtkę i przyprawił mnie o dreszcze. Szłam szybko, żeby jak najszybciej dostać się na przystanek i do domu.
- (t.i.)! - Usłyszałam za sobą wołanie.
Drake.
Czy on nie może dać mi świętego spokoju? Nie mam dzisiaj ochoty na jego gierki. Właściwie to nigdy nie mam. Przyśpieszyłam nawet przez chwilę nie myśląc o tym, żeby się zatrzymać.
- (t.i.) czekaj! Przestraszyłem cię?! Odprowadze cię!
Przyśpieszyłam jeszcze bardziej. Nie chciałam z nim iść. Nie chciałam, żeby wiedział gdzie mieszkam. Chciałam mieć święty spokój. Nagle poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię.
- Drake zostaw mnie do jasnej cholery!
- Jestes przewrażliwiona, chce cię tylko odprowadzić...
- Nie bo zachowujesz się nierozsądnie, przecież nie zrobię ci krzywdy - powiedział.
- Zostaw mnie. Teraz.
- Nie.
- Nie? - Spojrzałam w górę i zdałam sobie sprawę z tego, że mówi poważnie. Kliknęłam na czuja przycisk w telefonie, który automatycznie łączył mnie z numerem, który miałam na szybkim wybieraniu. - Drake odpierdol się ode mnie!
- Nie! Mam dosyć tego, że wiecznie mnie odtrącasz! Ten twój Louis to szczęściarz wiesz? Ale jest debilem, bo najwyraźniej pozwolił ci odejść!
- Drake puść mnie w końcu! Mam cię już dosyć, przestań! - wydarłam się.
- Bo co? To dlatego, że nie jestem tak przystojny jak ten twój chłopaczek? Bo nie mam drogiego samochodu?! Dlatego mnie nie chcesz?! Mam ci o wiele więcej do zaoferowania niż ten dupek!
- Kurwa Drake puść mnie!!!
- Nie! - Złapali mnie za ramiona i zaczął mną potrząsać. - Nie widzisz tego jak bardzo mi się podobasz? Od pierwszego dnia kiedy cię zobaczyłem zrozumiałem, że chce cię mieć, ale ty musisz być taką cholerną zimną suką!
- Drake oszalałeś! Nic z tego nie będzie, a ty musisz się uspokoić! Zaraz zrobisz coś czego będziesz bardzo żałował...
- Masz rację, ale nie będę tego żałował.
Chwycił mnie jeszcze mocniej i przycisnął swoje usta do moich. Próbowałam się wyrwać, ale był zbyt silny. Ugryzłam g mocno w wargę, a on odsunął się gwałtownie.
- Ty suko!
W tym momencie jakiś samochód zatrzymał się z piskiem opon tuż obok nas. Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni, a chwilę później moje serce zabili szybciej. Ze środka wyszedł Louis, tak wściekły jak nigdy wcześniej. Jego szczęka niebezpiecznie drgała. Drake napiął się kiedy otrząsnął się z szoku.
- A ty tu co... - nie zdążył dokończyć, bo ten rzucił się na niego z pięściami. Wylądowali na ziemi, ale oczywiste było to, że Drake nie ma szans. Nie z Louisem, który wyglądał jakby chciał go zabić. Stałam obok oszołomiona.
- Nigdy. Więcej. Nie waż się. Jej. Dotknąć. Rozumiesz? - warknął chłopak.
Na koniec splunął na niego z obrzydzeniem i wstał. Otworzył drzwi i zaprowadził mnie do samochodu bez słowa. Usiadł za kierownica i ruszył oddychając jakby przebiegł właśnie maraton. Ruszyliśmy w stronę mojego domu, a ja cały czas bałam się odezwać. Zaskoczyło mnie to jak podobnie do mnie wyglądał Louis. Jego oczy były podkrążone, a twarz zmęczona jakby od dawna nie spał.
- Dziękuję - wydukałam w końcu. - Nie wiem co mu odbiło, ale zaczął mnie przerażać.
- Ciesze się, że do mnie zadzwoniłaś.
Po jego słowach zapanowała cisza. Spojrzałam na swoje dłonie. Uderzył we mnie zapach Louisa napływający do mnie z każdego centymetra jego samochodu, cały był nim przesiąknięty. Zacisnęłam powieki.
- Ja... - zaczął Louis niepewnie. - Wiem, że teraz to prawdopodobnie nie ma już dla ciebie znaczenia, ale... Chciałem powiedzieć, że żałuję. Żałuję wszystkiego co spieprzyłem w naszym związku i przepraszam, że osądzałem cię tak bardzo. Powinienem ci ufać, ale zrobiłem się taki zazdrosny... Bałem się, że cię strace i proszę bardzo! Właśnie tak się stało! Ale nie dlatego, q znalazłaś kogoś lepszego ode mnie tylko dlatego, że jestem idiotą i nie potrafiłem cię przy sobie zatrzymać. - Jego głos był przesiąknięty bólem. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Masz racje. Jesteś idiotą. A mimo wszystko to do ciebie zadzwoniłam, bo to ty byłeś pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy. Chciałam, żebyś to ty pomógł mi uciec od tego kretyna. Bo cię kocham wiesz? Znoszę to wszystko, nie dostając nic w zamian. Wiecznie tylko mnie osądzasz, sprawiasz mi ból i traktujesz jakbym była najgorszą rzeczą, która przytrafiła ci się w życiu - powiedziałam czując łzy w oczach. Samochód zatrzymał się w połowie na ulicy a w połowie na krawężniku. Louis spojrzał na mnie, a w jego jasnych oczach czaiło się poczucie winy.
- Przepraszam. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to wszystko cofnąć...ja...
- Nie mów już nic! Przez cały tydzień marzyłam o tym, żebyś przyszedł do mnie z tuzinem róż prosząc mnie, abym ci wybaczyła. To jest to co zrobiłby każdy kochający chłopak, który popełnił błąd i zranił swoją dziewczynę! Ale nie ty! Ty zawsze ignorowałeś problemy i nigdy mnie za nic nie przeprosiłeś, po prostu ignorowałeś problem i udawałeś, że wszystko jest w porządku! A tym razem nie miałeś nawet odwagi, żeby ze mną zerwać, cokolwiek! Po prostu zostawiłeś mnie na środku drogi i zdawałeś się o mnie zapomnieć! Czy ja coś dla ciebie w ogóle kiedykolwiek znaczyłam?! - wykrzyczałam z twarzą zalaną łzami, ale nie obchodziło mnie to jak wyglądam.
- Wszystko. Nie odzywałem się do ciebie, bo chciałem, żebyś o mnie zapomniała...
- Nie Louis, to ty chciałeś o mnie zapomnieć.
Chłopak spojrzał na mnie tak jakbym powiedziała najgorszą rzecz z możliwych. Nie sądziłam, że może wyglądać na tak bardzo zranionego.
- Nie potrafiłbym cię zapomnieć. Kocham cię zbyt mocno, żeby to było możliwe - powiedział cicho. Westchnęłam.
- Co się z nami stało Louis? - Schowałam twarz w dłoniach.
- To moja wina. To zawsze była moja wina. Nie zasługuje na ciebie.
- Przestań! Przestań to powtarzać! Przez taki tok myślenia jesteśmy w tym miejscu właśnie teraz! To przez to zerwaliśmy!
- To co mam zrobić! Nie zmienię tego! Jest już za późno!
- To ty tak myślisz. Przestań być takim cholernym pesymistą! Kocham cię rozumiesz! I mam już dosyć tego, że tego nie widzisz i szukasz dziury w całości! Jestem cała twoja, jak mam ci to udowodnić, żebyś mi w końcu uwierzył?!
- Nie wiem... - wydukał patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytałam wycierając mokre od łez policzki. Chłopak wziął moją twarz w dłonie.
- Uświadomiłem sobie, że mówisz prawdę. I że omal cię nie straciłem.
- Omal? - szepnęłam. Chłopak spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie wypuszcze cię drugi raz. Jesteś moja. A ja jestem twój. Kocham cię do cholery i jeśli to nie wystarczy to już nie wiem co - powiedział opierając swoje czoło o moje.
- Wystarczy. Tylko nigdy nie przestawaj. Nie zniosę tego...
- Obiecuję. Zrobię wszystko, żeby było dobrze. Zmienie się. Nie pozwolę ci odejść.
- Nie musisz się o to bać. Nie odejdę.
_____________________________________________________________________
Ten imagine jest nieco nieudany, więc mam nadzieje, że mi to wybaczycie :/// Coś mi w nim nie pykło no cóż :((( Jeśli chodzi o to co u mnie to generalnie nie jem od dwóch dni i ciepię na ciężki przypadek 'nie jem bo mi niedobrze, niedobrze mi bo nie jem', więc tak jakby koszmar :/ Mieliście kiedyś coś takiego? To powiedzcie mi jak z tego wyjść, bo na samą myśl o jedzeniu widzę siebie nad kiblem chwilę później (y) Dobra to skończmy te przepyszne tematy ekh... Jak tam u Was misiaczki? Wigilia klasowa się szykuje? U mnie to będzie raczej stypa zważywszy na to jak spory mam w nią wkład, bo ktoś postanowił, że będę przewodniczącą i skarbnikiem w jednym. I zastępcą. Tak Mateusz, jeśli jakimś cudem to czytasz to TO BYŁO DO CIEBIE LENIU! Ale masz wygodne ramię, Aby tyle ehhh... Tak poza tym to możliwe, że pierwszy raz od wielu lat będę miała normalną wigilię... Bo możliwe, że pójdziemy do mojej siostry i tam będzie jeszcze jej chłopak i jego rodzina, więc trochę normalnych ludzi, a nie tak mocno popieprzonych jak moja kochana rodzina. Bo u mnie wigilia wygląda tak: 5 osób siedzi przy stole w niezręcznej ciszy, wpieprzając za dwóch, później przychodzi gwiazda czyli jedna z moich sióstr i rozmawiamy bite dwie godziny o niej i... koniec. Bez prezentów, bez jakiejkolwiek atmosfery świąt i rodziny przy boku, bo moja rodzina jest naprawdę niezdrowo popieprzona i wszyscy się nienawidzą. Więc aniołki, nie wiem jak jest u Was, ale jeśli przyjeżdżają do Was jakieś ciotki, babcie, kuzynki czy wujkowie, których nie lubicie, to doceńcie przez moment, że jednak są, bo nie wszyscy z nas w gruncie rzeczy ich posiadają. Wow wyszedł z tego niezły monolog O.o Kisses!! <3
Ten imagine jest nieco nieudany, więc mam nadzieje, że mi to wybaczycie :/// Coś mi w nim nie pykło no cóż :((( Jeśli chodzi o to co u mnie to generalnie nie jem od dwóch dni i ciepię na ciężki przypadek 'nie jem bo mi niedobrze, niedobrze mi bo nie jem', więc tak jakby koszmar :/ Mieliście kiedyś coś takiego? To powiedzcie mi jak z tego wyjść, bo na samą myśl o jedzeniu widzę siebie nad kiblem chwilę później (y) Dobra to skończmy te przepyszne tematy ekh... Jak tam u Was misiaczki? Wigilia klasowa się szykuje? U mnie to będzie raczej stypa zważywszy na to jak spory mam w nią wkład, bo ktoś postanowił, że będę przewodniczącą i skarbnikiem w jednym. I zastępcą. Tak Mateusz, jeśli jakimś cudem to czytasz to TO BYŁO DO CIEBIE LENIU! Ale masz wygodne ramię, Aby tyle ehhh... Tak poza tym to możliwe, że pierwszy raz od wielu lat będę miała normalną wigilię... Bo możliwe, że pójdziemy do mojej siostry i tam będzie jeszcze jej chłopak i jego rodzina, więc trochę normalnych ludzi, a nie tak mocno popieprzonych jak moja kochana rodzina. Bo u mnie wigilia wygląda tak: 5 osób siedzi przy stole w niezręcznej ciszy, wpieprzając za dwóch, później przychodzi gwiazda czyli jedna z moich sióstr i rozmawiamy bite dwie godziny o niej i... koniec. Bez prezentów, bez jakiejkolwiek atmosfery świąt i rodziny przy boku, bo moja rodzina jest naprawdę niezdrowo popieprzona i wszyscy się nienawidzą. Więc aniołki, nie wiem jak jest u Was, ale jeśli przyjeżdżają do Was jakieś ciotki, babcie, kuzynki czy wujkowie, których nie lubicie, to doceńcie przez moment, że jednak są, bo nie wszyscy z nas w gruncie rzeczy ich posiadają. Wow wyszedł z tego niezły monolog O.o Kisses!! <3
sobota, 13 grudnia 2014
Imagine 52 Harry Part IV
Wykonywałam wszystkie czynności w
warsztacie automatycznie, nie bardzo zastanawiając się co właściwie robię.
Dzisiaj oprócz mojego brata było również dwóch jego współpracowników i w środku
panowała wesoła atmosfera. Dean i Josh koniecznie chcieli wiedzieć wszystko o
wczorajszej wizycie milionera z Astonem Martinem, a ja próbowałam odizolować
się jakoś od ich głosów. Najbardziej zastanawiało ich dlaczego wybrał taki mały
warsztat skoro mógł mieć przecież prywatnego mechanika. Nawet całą gwardię
mechaników, która zadbałaby zapewne lepiej o jego samochód niż mój brat. Prawie
żałowałam, że nie będę miała już okazji, żeby go o to spytać. Po tym jak Harry
w końcu uruchomił ponownie windę, pożegnał się ze mną szybko i pojechał dalej.
Upuściłam jakąś część wywołując niemały hałas kiedy przypomniałam sobie jak
jego dłoń ostrożnie musnęła mój policzek.
- W porządku? - spytał mój brat zaalarmowany tym dźwiękiem. Podrapałam się po czole i wypuściłam powietrze przez ust.
- Nie do końca. Mogę was zostawić samych? Nie jestem w nastroju, nie chcę czegoś popsuć - mruknęłam.
- Ty i popsuć, już to widzę - zaśmiał się pod nosem Dean. Rzuciłam w niego ścierką.
- Po prostu zazdrościsz mi umiejętności dupku - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Chciałam dać w ten sposób znać bratu, że to nie jedno z moich załamań tylko zwykły zły dzień.
- Okej, może idź się przewietrzyć ? - zaproponował.
- Chyba tak zrobię.
Wytarłam dłonie ze smaru i narzuciłam na siebie grubą bluzę brata, którą nosił kiedy w warsztacie coś się psuło z ogrzewaniem. Wyszłam na zewnątrz naciągając rękawy na dłonie kiedy przeszedł mnie dreszcz z zimna. Za miesiąc święta i chociaż nie było jeszcze śniegu, to w dzień temperatura nie osiągała więcej niż 5 stopni. Szłam wzdłuż ulicy obserwując mijające mnie samochody. Potrzebowałam się przewietrzyć. Musiałam wyrzucić z umysłu Harrego Stylesa. Usiadłam na krawężniku w miejscu gdzie rzadko przejeżdżały samochody, bo był to nie każdemu znany skrót do mojej dzielnicy. Podkuliłam nogi i objęłam ja rękami, zniżając brodę prawie do kolan. Czemu wydałam się mu interesująca? Przecież byłam zupełnie normalna. Nie wyróżniałam się niczym specjalnym, a w dodatku nie zależało mi już na moim wyglądzie odkąd nie miałam dla kogo być piękna. To było dziwne, bo jednocześnie ten człowiek mnie przerażał i zmuszał do tworzenia dystansu swoim zimnym spojrzeniem, a z drugiej strony czułam się w jego towarzystwie w pewnym sensie doceniona. To na mnie zwrócił uwagę, chociaż do teraz nie wiem dlaczego i w jakim celu. Czułam się też przy nim zdominowana, a to było zupełnie obce mi uczucie. Przy Tommy'm to było na zasadzie mojej głupoty i naiwności, byłam przy nim uległa, bo tak bardzo go kochałam. Zaczęłam się trząść kiedy stare obrazy zajęły moją głowę, więc skupiłam się na czymś innym. Z Harrym było inaczej. Od władzy i potęgi, które od niego promieniowały czułam się jak ćma, która krąży wokół żarówki. Przyciągał mnie i sprawiał, że moje serce biło szybciej ze strachu i niepokoju. Ale czy tylko? Był absurdalnie przystojny, to na pewno. Ale intrygował mnie też jako osoba. Był jedyny w swoim rodzaju. I wywoływał we mnie emocje, których nie czułam od bardzo dawna. Chociaż tak naprawdę mimo że nie chciałam tego przyznawać to to było znacznie silniejsze niż cokolwiek co czułam przy Tommy'm. I nie bardzo wiedziałam co mam z tym zrobić.
Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, który pokazywał mi obcy numer. Nie byłam w nastroju na rozmowy z telemarketerami albo innymi tego typu ludźmi, więc rozłączyłam się szybko. Jednak telefon znowu się rozdzwonił. I znowu. I znowu. Za czwartym razem odebrałam w końcu z irytacją.
- Słucham - powiedziałam niemal agresywnie.
- Dlaczego nie odbierasz moich telefonów? - Szczeka mi opadła kiedy usłyszałam ten głos.
- Harry? Dlaczego do mnie dzwonisz?
- Zastanawiam się czy nie powinniśmy przejść na wersję 'panie Styles'. Jestem twoim szefem pamiętasz? - Jego głos brzmiał jednocześnie spokojnie i jakby niego groźnie. Był wkurzony. Czułam to.
- Jesteś przede wszystkim egoistycznym draniem - powiedziałam nie zważając na to, że ten człowiek odpowiada za moją karierę zawodową i w każdej chwili może ją całkowicie przekreślić.
- Gdzie jesteś? Nie było cię w domu. - Zabrzmiał lekko, ale zdążyłam poznać już ten ton. To było ostrzeżenie.
- Byłeś u mnie w domu?!
- I w warsztacie. Twój brat powiedział, że poszłaś się przewietrzyć. Nie znam dokładnie tej dzielnicy, gdzie jesteś?
- Nie twój interes! - prychnęłam coraz bardziej wkurzona. Co on wyprawiał?!
- Wiesz, że w końcu cię znajde. To tylko kwestia czasu.
- Jesteś nienormalny - wyrzuciłam mu. Na chwilę zapadła cisza.
- Widze cię.
Po czym się rozłączył. Rozjarzałam się na boki po czym ujrzałam srebrnego Astona Martina, który niemal bezdźwięcznie jechał w moją stronę. Nie ruszyłam się z miejsca. Samochód zaparkował metr ode mnie. Harry wysiadł z samochodu w tym samym idealnie czarnym garniturze, w którym widziałam go w pracy. Zamknął drzwi i pewnym siebie krokiem podszedł do mnie tak blisko, że musiałabym zadzierać wysoko głowę, żeby spojrzeć mu w twarz. Dlatego wlepiłam wzrok w jego idealnie czyste buty, nie zamierzając na niego patrzeć. Wtedy on najzwyczajniej w świecie kucnął przede mną i oparł swoje wielkie, opalone dłonie na moich kolanach. Czułam na sobie jego świdrujący wzrok i nic nie poradzę na to, że serce zaczęło walić mi jak młotem. Harry chwycił moją brodę w swoje długie palce i podniósł ją do góry, żebym spojrzała mu w oczy. Kącik jego ust drgnął kiedy jego wzrok powędrował na moje czoło.
- Usmoliłaś się - powiedział niskim, wibrującym głosem. Czułam, że gdybym nie siedziała to prawdopodobnie ugięłyby się pode mną nogi. Oto jak działał na mnie Harry Styles. Odruchowo sięgnęłam do swojego czoła.
- Co ty tu robisz? - zaatakowałam go.
- Przyjechałem po ciebie. Chciałem cię gdzieś zabrać.
- Dlaczego? - spytałam czując, że i tak jestem na straconej pozycji.
- Bo mogę.
- Nienawidzę kiedy tak mówisz - mruknęłam.
- Chodź, jesteś cała zmarznięta - powiedział podnosząc mnie do pionu jakbym ważyła tyle co malutkie dziecko. Spojrzałam na niego zaskoczona kiedy postawił mnie na ziemi po tym jak chwilę trzymał mnie uniesioną kilka centymetrów nad ziemią.
- Jesteś nienormalny - wydukałam. Położył mi rękę na plecach i poprowadził do auta.
- Już to mówiłaś - powiedział rozbawiony. Otworzył mi drzwi i czekał aż wejdę.
- Nigdzie z tobą nie jadę - odparłam twardo. Jego szczęka napięła się mocno, a spojrzenie zrobiło się jeszcze bardziej zimne niż zwykle.
- Wsiadaj do samochodu - zażądał.
- Nie pozwolę ci się porwać - zaprotestowałam. Cały spokój gdzieś ze mnie wyparował.
- Uważasz, że to porwanie?
- Tak.
- W takim razie nie zrobi różnicy jeśli wepchnę cię do samochodu siłą?
- Co...
Nie zdążyłam dokończyć, bo w tym samym momencie moje stopu przestały dotykać ziemi i znalazłam sie w ramionach Harrego, który bezceremonialnie posadził mnie w swoim aucie i zamknął drzwi. Nacisnęłam na klamkę, ale ta nie chciała ustąpić. W panice rozjarzałam się wokoło, a wtedy Harry wsiadł od strony pasażera i zapiął spokojnie pasy.
- Co ty do cholery robisz?! - wrzasnęłam.
- Porywam cię. - Na jego twarzy nie było śladu emocji.
- Nie możesz!
- Mogę.
- Przestań to powtarzać!
- Zapnij pasy.
- Nienawidze cię!
- Zapnij pasy.
Otworzyłam usta, żeby kontynuować tą bezsensowną kłótnię, a wtedy Harry ruszył gwałtownie, a silnik zamruczał kiedy ten dodał gazu i pomknęliśmy ulicą łamiąc wszelkie ograniczenia prędkości. W końcu zapięłam pasy, nie chcąc umrzeć. Ale to jedyne ustępstwo na jakie byłam gotowa.
- Gdzie jedziesz? - spytałam czując jak strach zalewa moje ciało. Głos mi drżał i ledwo potrafiłam to ukryć.
- Do domu. - Nie musiałam pytać czyjego. To oczywiste, że nie jechaliśmy do mojego, bo zdążyliśmy się od niego oddalić już o jakieś 5 ulic.
Czemu to robisz? Tylko błagam nie
odpowiadaj, że dlatego, bo możesz. Nie zniosę po raz kolejny takiej odpowiedzi
- westchnęłam. Patrzyłam na jego skupiony na drodze profil i to jak jego loki
układały się w lekkim nieładzie wokół jego uszu. Później rzuciłam okiem na
starą, męską bluzę, którą miałam na sobie i zerknęłam w boczne lusterko, żeby
zobaczyć swoje spięte w ogonek włosy i czarną smugę na czole. Wyglądałam
koszmarnie. A przy nim to było widać jeszcze bardziej. Poczułam sie jeszcze
gorzej o ile to w ogóle możliwe.
- Niech ci będzie. Robię to nie tylko dlatego, że mogę, ale również dlatego, że...chcę.
- To mi wyjaśniłeś - prychnęłam. - Odwieź mnie do domu.
- Nie zrobię tego.
- To chociaż włącz muzykę - westchnęłam. Harry skinął tylko i kliknął parę przycisków. W samochodzie rozbrzmiały dźwięki jakiegoś nowego popowego hitu. Skrzywiłam się. Widząc to, kliknął coś ponownie i tym razem ledwo powstrzymałam uśmiech. To była moja ulubiona piosenka z czasów kiedy chodziłam do szkoły średniej. Automatycznie przymknęłam oczy wsłuchując się w wiele mówiące słowa.
- Fanka starych piosenek? - spytał spokojnie.
Nie odpowiedziałam. Lekko zgłośnił i przez krótką chwilę nucił melodię dopóki nie zatrzymaliśmy się na światłach. Spojrzałam na niego zaskoczona. To było takie... Nie wiem. Naturalne? Spontaniczne? Nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego słowa. W każdym razie nucenie 'Forever young' nie pasowało do wizerunku twardego biznesmana. I jakoś tak poczułam się w tym momencie lepiej. Panika odeszła w niepamięć. Faktem było to, że drogi pan Harry Styles miał jakiś ukryty cel w tym wszystkim. Ale przecież nie zrobi mi krzywdy. Jest moim szefem. Jest uparty i nie chcę dać mi spokoju. I w duchu wiem, że wcale nie mam do niego aż tak negatywnego stosunku jak próbuje to pokazać.
Kiedy w końcu się zatrzymaliśmy nie byłam zaskoczona. Ogromna willa na przedmieściach, mogłam się tego spodziewać. Chciałam wysiąść, ale klamka nie reagowała. Zacisnęłam zęby ze złości. Maniak kontroli. Harry wysiadł z samochodu i okrążył go, żeby otworzyć mi drzwi. Wysiadłam i od razu wzdrygnęłam się z zimna. Harry pochylił się, żeby zamknąć drzwi i nagle znalazł sie milimetry ode mnie. Wstrzymałam powietrze kiedy poczułam jakby prąd przeszedł między naszymi ciałami. Zauważyłam jak jego szczęka drgnęła, ale to była jedyna oznaka tego, że on również to poczuł. Kiedy znaleźliśmy się w środku znowu byłam zmuszona zbierać swoją szczękę z ziemi. Niesamowite. Jak w muzeum. Albo zamku. Harry idealnie tu pasował z tą jego arystokratyczną pozą. Był księciem. Tylko takim bardziej mrocznym.
- Moja gosposia przygotowała dla na kolację - powiedział. - Chcesz się najpierw odświeżyć?
- Wiedziałeś, że w końcu postawisz na swoim prawda? - mruknęłam. Harry spojrzał na mnie intensywnie.
- Wiedziałem, że zrobię wszystko, żebyś się tu dzisiaj pojawiła. I tak, wiedziałem, że mi się uda.
- Bo możesz wszystko tak? - prychnęłam. Harry.
- To też. Ale przede wszystkim... Nie przyjmuje odmowy. - Zatrzymał się na chwilę. Przestałam oddychać kiedy poczułam jakby był coraz bliżej, mimo że żadne z nas nie ruszyło się z miejsca. - Szczególnie wtedy...
- Kiedy co? - wydukałam.
- Kiedy mi na czymś bardzo zależy.
- W porządku? - spytał mój brat zaalarmowany tym dźwiękiem. Podrapałam się po czole i wypuściłam powietrze przez ust.
- Nie do końca. Mogę was zostawić samych? Nie jestem w nastroju, nie chcę czegoś popsuć - mruknęłam.
- Ty i popsuć, już to widzę - zaśmiał się pod nosem Dean. Rzuciłam w niego ścierką.
- Po prostu zazdrościsz mi umiejętności dupku - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Chciałam dać w ten sposób znać bratu, że to nie jedno z moich załamań tylko zwykły zły dzień.
- Okej, może idź się przewietrzyć ? - zaproponował.
- Chyba tak zrobię.
Wytarłam dłonie ze smaru i narzuciłam na siebie grubą bluzę brata, którą nosił kiedy w warsztacie coś się psuło z ogrzewaniem. Wyszłam na zewnątrz naciągając rękawy na dłonie kiedy przeszedł mnie dreszcz z zimna. Za miesiąc święta i chociaż nie było jeszcze śniegu, to w dzień temperatura nie osiągała więcej niż 5 stopni. Szłam wzdłuż ulicy obserwując mijające mnie samochody. Potrzebowałam się przewietrzyć. Musiałam wyrzucić z umysłu Harrego Stylesa. Usiadłam na krawężniku w miejscu gdzie rzadko przejeżdżały samochody, bo był to nie każdemu znany skrót do mojej dzielnicy. Podkuliłam nogi i objęłam ja rękami, zniżając brodę prawie do kolan. Czemu wydałam się mu interesująca? Przecież byłam zupełnie normalna. Nie wyróżniałam się niczym specjalnym, a w dodatku nie zależało mi już na moim wyglądzie odkąd nie miałam dla kogo być piękna. To było dziwne, bo jednocześnie ten człowiek mnie przerażał i zmuszał do tworzenia dystansu swoim zimnym spojrzeniem, a z drugiej strony czułam się w jego towarzystwie w pewnym sensie doceniona. To na mnie zwrócił uwagę, chociaż do teraz nie wiem dlaczego i w jakim celu. Czułam się też przy nim zdominowana, a to było zupełnie obce mi uczucie. Przy Tommy'm to było na zasadzie mojej głupoty i naiwności, byłam przy nim uległa, bo tak bardzo go kochałam. Zaczęłam się trząść kiedy stare obrazy zajęły moją głowę, więc skupiłam się na czymś innym. Z Harrym było inaczej. Od władzy i potęgi, które od niego promieniowały czułam się jak ćma, która krąży wokół żarówki. Przyciągał mnie i sprawiał, że moje serce biło szybciej ze strachu i niepokoju. Ale czy tylko? Był absurdalnie przystojny, to na pewno. Ale intrygował mnie też jako osoba. Był jedyny w swoim rodzaju. I wywoływał we mnie emocje, których nie czułam od bardzo dawna. Chociaż tak naprawdę mimo że nie chciałam tego przyznawać to to było znacznie silniejsze niż cokolwiek co czułam przy Tommy'm. I nie bardzo wiedziałam co mam z tym zrobić.
Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, który pokazywał mi obcy numer. Nie byłam w nastroju na rozmowy z telemarketerami albo innymi tego typu ludźmi, więc rozłączyłam się szybko. Jednak telefon znowu się rozdzwonił. I znowu. I znowu. Za czwartym razem odebrałam w końcu z irytacją.
- Słucham - powiedziałam niemal agresywnie.
- Dlaczego nie odbierasz moich telefonów? - Szczeka mi opadła kiedy usłyszałam ten głos.
- Harry? Dlaczego do mnie dzwonisz?
- Zastanawiam się czy nie powinniśmy przejść na wersję 'panie Styles'. Jestem twoim szefem pamiętasz? - Jego głos brzmiał jednocześnie spokojnie i jakby niego groźnie. Był wkurzony. Czułam to.
- Jesteś przede wszystkim egoistycznym draniem - powiedziałam nie zważając na to, że ten człowiek odpowiada za moją karierę zawodową i w każdej chwili może ją całkowicie przekreślić.
- Gdzie jesteś? Nie było cię w domu. - Zabrzmiał lekko, ale zdążyłam poznać już ten ton. To było ostrzeżenie.
- Byłeś u mnie w domu?!
- I w warsztacie. Twój brat powiedział, że poszłaś się przewietrzyć. Nie znam dokładnie tej dzielnicy, gdzie jesteś?
- Nie twój interes! - prychnęłam coraz bardziej wkurzona. Co on wyprawiał?!
- Wiesz, że w końcu cię znajde. To tylko kwestia czasu.
- Jesteś nienormalny - wyrzuciłam mu. Na chwilę zapadła cisza.
- Widze cię.
Po czym się rozłączył. Rozjarzałam się na boki po czym ujrzałam srebrnego Astona Martina, który niemal bezdźwięcznie jechał w moją stronę. Nie ruszyłam się z miejsca. Samochód zaparkował metr ode mnie. Harry wysiadł z samochodu w tym samym idealnie czarnym garniturze, w którym widziałam go w pracy. Zamknął drzwi i pewnym siebie krokiem podszedł do mnie tak blisko, że musiałabym zadzierać wysoko głowę, żeby spojrzeć mu w twarz. Dlatego wlepiłam wzrok w jego idealnie czyste buty, nie zamierzając na niego patrzeć. Wtedy on najzwyczajniej w świecie kucnął przede mną i oparł swoje wielkie, opalone dłonie na moich kolanach. Czułam na sobie jego świdrujący wzrok i nic nie poradzę na to, że serce zaczęło walić mi jak młotem. Harry chwycił moją brodę w swoje długie palce i podniósł ją do góry, żebym spojrzała mu w oczy. Kącik jego ust drgnął kiedy jego wzrok powędrował na moje czoło.
- Usmoliłaś się - powiedział niskim, wibrującym głosem. Czułam, że gdybym nie siedziała to prawdopodobnie ugięłyby się pode mną nogi. Oto jak działał na mnie Harry Styles. Odruchowo sięgnęłam do swojego czoła.
- Co ty tu robisz? - zaatakowałam go.
- Przyjechałem po ciebie. Chciałem cię gdzieś zabrać.
- Dlaczego? - spytałam czując, że i tak jestem na straconej pozycji.
- Bo mogę.
- Nienawidzę kiedy tak mówisz - mruknęłam.
- Chodź, jesteś cała zmarznięta - powiedział podnosząc mnie do pionu jakbym ważyła tyle co malutkie dziecko. Spojrzałam na niego zaskoczona kiedy postawił mnie na ziemi po tym jak chwilę trzymał mnie uniesioną kilka centymetrów nad ziemią.
- Jesteś nienormalny - wydukałam. Położył mi rękę na plecach i poprowadził do auta.
- Już to mówiłaś - powiedział rozbawiony. Otworzył mi drzwi i czekał aż wejdę.
- Nigdzie z tobą nie jadę - odparłam twardo. Jego szczęka napięła się mocno, a spojrzenie zrobiło się jeszcze bardziej zimne niż zwykle.
- Wsiadaj do samochodu - zażądał.
- Nie pozwolę ci się porwać - zaprotestowałam. Cały spokój gdzieś ze mnie wyparował.
- Uważasz, że to porwanie?
- Tak.
- W takim razie nie zrobi różnicy jeśli wepchnę cię do samochodu siłą?
- Co...
Nie zdążyłam dokończyć, bo w tym samym momencie moje stopu przestały dotykać ziemi i znalazłam sie w ramionach Harrego, który bezceremonialnie posadził mnie w swoim aucie i zamknął drzwi. Nacisnęłam na klamkę, ale ta nie chciała ustąpić. W panice rozjarzałam się wokoło, a wtedy Harry wsiadł od strony pasażera i zapiął spokojnie pasy.
- Co ty do cholery robisz?! - wrzasnęłam.
- Porywam cię. - Na jego twarzy nie było śladu emocji.
- Nie możesz!
- Mogę.
- Przestań to powtarzać!
- Zapnij pasy.
- Nienawidze cię!
- Zapnij pasy.
Otworzyłam usta, żeby kontynuować tą bezsensowną kłótnię, a wtedy Harry ruszył gwałtownie, a silnik zamruczał kiedy ten dodał gazu i pomknęliśmy ulicą łamiąc wszelkie ograniczenia prędkości. W końcu zapięłam pasy, nie chcąc umrzeć. Ale to jedyne ustępstwo na jakie byłam gotowa.
- Gdzie jedziesz? - spytałam czując jak strach zalewa moje ciało. Głos mi drżał i ledwo potrafiłam to ukryć.
- Do domu. - Nie musiałam pytać czyjego. To oczywiste, że nie jechaliśmy do mojego, bo zdążyliśmy się od niego oddalić już o jakieś 5 ulic.
- Niech ci będzie. Robię to nie tylko dlatego, że mogę, ale również dlatego, że...chcę.
- To mi wyjaśniłeś - prychnęłam. - Odwieź mnie do domu.
- Nie zrobię tego.
- To chociaż włącz muzykę - westchnęłam. Harry skinął tylko i kliknął parę przycisków. W samochodzie rozbrzmiały dźwięki jakiegoś nowego popowego hitu. Skrzywiłam się. Widząc to, kliknął coś ponownie i tym razem ledwo powstrzymałam uśmiech. To była moja ulubiona piosenka z czasów kiedy chodziłam do szkoły średniej. Automatycznie przymknęłam oczy wsłuchując się w wiele mówiące słowa.
- Fanka starych piosenek? - spytał spokojnie.
Nie odpowiedziałam. Lekko zgłośnił i przez krótką chwilę nucił melodię dopóki nie zatrzymaliśmy się na światłach. Spojrzałam na niego zaskoczona. To było takie... Nie wiem. Naturalne? Spontaniczne? Nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego słowa. W każdym razie nucenie 'Forever young' nie pasowało do wizerunku twardego biznesmana. I jakoś tak poczułam się w tym momencie lepiej. Panika odeszła w niepamięć. Faktem było to, że drogi pan Harry Styles miał jakiś ukryty cel w tym wszystkim. Ale przecież nie zrobi mi krzywdy. Jest moim szefem. Jest uparty i nie chcę dać mi spokoju. I w duchu wiem, że wcale nie mam do niego aż tak negatywnego stosunku jak próbuje to pokazać.
Kiedy w końcu się zatrzymaliśmy nie byłam zaskoczona. Ogromna willa na przedmieściach, mogłam się tego spodziewać. Chciałam wysiąść, ale klamka nie reagowała. Zacisnęłam zęby ze złości. Maniak kontroli. Harry wysiadł z samochodu i okrążył go, żeby otworzyć mi drzwi. Wysiadłam i od razu wzdrygnęłam się z zimna. Harry pochylił się, żeby zamknąć drzwi i nagle znalazł sie milimetry ode mnie. Wstrzymałam powietrze kiedy poczułam jakby prąd przeszedł między naszymi ciałami. Zauważyłam jak jego szczęka drgnęła, ale to była jedyna oznaka tego, że on również to poczuł. Kiedy znaleźliśmy się w środku znowu byłam zmuszona zbierać swoją szczękę z ziemi. Niesamowite. Jak w muzeum. Albo zamku. Harry idealnie tu pasował z tą jego arystokratyczną pozą. Był księciem. Tylko takim bardziej mrocznym.
- Moja gosposia przygotowała dla na kolację - powiedział. - Chcesz się najpierw odświeżyć?
- Wiedziałeś, że w końcu postawisz na swoim prawda? - mruknęłam. Harry spojrzał na mnie intensywnie.
- Wiedziałem, że zrobię wszystko, żebyś się tu dzisiaj pojawiła. I tak, wiedziałem, że mi się uda.
- Bo możesz wszystko tak? - prychnęłam. Harry.
- To też. Ale przede wszystkim... Nie przyjmuje odmowy. - Zatrzymał się na chwilę. Przestałam oddychać kiedy poczułam jakby był coraz bliżej, mimo że żadne z nas nie ruszyło się z miejsca. - Szczególnie wtedy...
- Kiedy co? - wydukałam.
- Kiedy mi na czymś bardzo zależy.
__________________________________________________________________
Wow Harry wow kce go wow xd jak tam tydzień misiaczki? :)) I weekend? Ja byłam na lodowisku ale było średnio bo lodowisko było kijowe ;p I nie można się było rozpędzić :(( Ale potem spędziłąm cudowny wieczór z koleżankami więc ok xd I ogólnie dzisiaj miałam dobry dzień, mimo że ostatnio dopada mnie wiecznie zły humor i wydaje mi się, że jestem zepsutym egzemplarzem, który wydaje się tylko do wyrzucenia (y) Staram się wciąż dodawać regularnie, ale ostatnio mi to nie wyszło za co przepraszam :/ Chciałabym podziękować Domie za jej cudownie długie komentarze, które zawsze sprawiają, że piszczę bo takie są najlepsze :D I reszcie z Was też dziękuje, nawet jesli teraz jest ich mniej, ale wiem, że czytacie, bo wyświetlenia wciąż rosną i rosną :)) Lots of love <3
Wow Harry wow kce go wow xd jak tam tydzień misiaczki? :)) I weekend? Ja byłam na lodowisku ale było średnio bo lodowisko było kijowe ;p I nie można się było rozpędzić :(( Ale potem spędziłąm cudowny wieczór z koleżankami więc ok xd I ogólnie dzisiaj miałam dobry dzień, mimo że ostatnio dopada mnie wiecznie zły humor i wydaje mi się, że jestem zepsutym egzemplarzem, który wydaje się tylko do wyrzucenia (y) Staram się wciąż dodawać regularnie, ale ostatnio mi to nie wyszło za co przepraszam :/ Chciałabym podziękować Domie za jej cudownie długie komentarze, które zawsze sprawiają, że piszczę bo takie są najlepsze :D I reszcie z Was też dziękuje, nawet jesli teraz jest ich mniej, ale wiem, że czytacie, bo wyświetlenia wciąż rosną i rosną :)) Lots of love <3
wtorek, 9 grudnia 2014
Imagine 52 Harry Part III
Właśnie
jestem na lunchu ze swoim szefem. Który jest dupkiem. W dodatku z wielkim ego i
poczuciem własnej wyższości. W życiu nie pomyślałabym, że tak się stanie kiedy
dzisiaj rano brat wyciągał mnie siłą z łóżka.
Nawet nie próbowałam ukryć swojej niechęci do niego. Chociaż musiałam przyznać, że miał doskonały gust. Nigdy w życiu nie byłam w tak wytwornej restauracji. Wokół unosiły się zapachy od których mój żołądek zaczął wydawać dziwne dźwięki. Dlatego siedziałam w dosyć dziwnej pozycji z napiętym brzuchem, żeby nikt nie musiał tego słuchać. To pewnie mój pierwszy i ostatni raz tutaj. Lepiej być niezapamiętaną niż źle zapamiętaną. Nie umiałam rozgryźć Harrego. Zabrał mnie tu nawet nie chcąc słyszeć o odmowie, a teraz nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Pewnie się zastanawiał dlaczego do cholery mnie tu zaprosił. W tym akurat nie był osamotniony. Przeglądałam kartę dań z dosyć specyficznym wyrazem twarzy. Wszystko było po francusku, a moja znajomość tego języka ograniczała się do dwóch słów. Może trzech.
- Lubisz eksperymentować? - spytał nagle Harry nie podnosząc wzroku znad swojej karty.
- Słucham?! - Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi. Dopiero mój ton zwrócił jego uwagę. Uniósł kącik ust i na chwilę przymknął oczy jakby próbował się nie roześmiać.
- Chodziło mi o to czy lubisz eksperymentować z nowymi smakami. Nie było w tym podtekstów - powiedział. Jednak tym razem jego głos zdecydowanie był zabarwiony dwuznacznością. Poprawiłam się nerwowo na krześle. Okej, za mało przebywam z ludźmi skoro mała aluzja może wytrącić mnie z równowagi.
- Nie jestem pewna - zawahałam się marszcząc lekko brwi. Wtedy uśmiechnął się lekko, a ja przestałam oddychać. Wolałam kiedy był zimny i nieprzystępny. Kiedy był pogodny, za bardzo przypominał mi Tommy’ego. Nie z wyglądu. Chodziło raczej o to, że jego twarz całkowicie się zmieniała kiedy się uśmiechał. Nie widziałam jeszcze w życiu mężczyzny, który tak prostym gestem sprawił, że miękły mi kolana.
- W takim razie zdaj się na mnie.
Kiedy kelner podszedł, Harry zaczął mówić do niego płynnym francuskim, po czym młody chłopak zaśmiał się lekko i chyba spytał o coś mojego towarzysza, a on odpowiedział brzmiąc jakoś…dziwnie. Jakby był dumny. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Nie ufam ludziom, którzy mówią w moim towarzystwie w języku, którego nie znam. Nigdy nie wiem czy przypadkiem się ze mnie nie śmieją. Dlatego też poczułam ulgę kiedy kelner w końcu opuścił nasz stolik. Harry spojrzał na mnie wyzywająco czekając aż coś powiem. Ale nie zamierzałam mu dać tej satysfakcji. Skierowałam na niego swój rozkojarzony wzrok jakbym nie rozumiała o co mu chodzi. Ten wziął łyka wody gazowanej i powoli przełknął. Obserwowałam to z zaciśniętymi zębami. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak na mnie denerwował. Gdyby nie był moim szefem, wyszłabym bez słowa. To nie na moje nerwy.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Myślałam, że sprawdziłeś już wszystko co mnie dotyczy - prychnęłam. Skrzyżowałam ręce pod biustem, chcąc się jakoś fizycznie od niego odgrodzić.
- Rzeczywiście. - Przeszedł mnie dreszcz kiedy nie zaprzeczył. Cholerny stalker. Czy to da się podciągnąć pod przestępstwo? Chociaż walcząc z kimś takim w sądzie moje szanse na wygraną nie wyniosły by nawet jednego małego procenta. - Jednak wolałbym się tego dowiedzieć również od ciebie. Myślę, że ty znasz trochę więcej szczegółów. - Nabijał się ze mnie. Otwarcie traktował mnie jak cofniętą w rozwoju.
- Mam 23 lata, pracuje u ciebie ponad rok zaraz po uzyskaniu licencjatu, nie mam zainteresowań, nie mam ulubionego gatunku muzyki, nie mam hobby i nie jestem najbardziej towarzyską osobą. To chyba tyle - skrzywiłam się.
- Naprawdę tak nisko siebie oceniasz? - spytał marszcząc brwi.
- Nie, mam po prostu nadzieje, że stwierdzisz, że jestem nudna i dasz mi święty spokój - mruknęłam. To wywołało w nim zdecydowanie niespodziewaną reakcję. Parsknął śmiechem i ukrył twarz w dłoniach, żeby chociaż trochę stłumić ten dźwięk. Otworzyłam szerzej oczy. Kiedy odsunął ręce od twarzy, a jego zielone tęczówki błyszczały po raz pierwszy pomyślałam, że on jednak ma emocje. Po prostu skrywa je bardzo głęboko.
- Właśnie o to chodzi (t.i.), że w tobie nie ma nic nudnego - powiedział starając się wrócić do poprzedniej pozy spokoju i siły. Jednak widok Harrego tak szczerego i prawdziwego utrwalił mi się już w pamięci.
- Tak twierdzisz?
- Tak twierdzę - odparł. - Zastanawia mnie jak trafiłaś do mojej firmy.
Cień mojego uśmiechu natychmiast zgasł. To nie był temat, który chciałabym z nim poruszać. Ani z nikim innym. Nie chciałam nawet o tym myśleć! Spuściłam wzrok na swoje dłonie, czując, że patrzy na mnie zaciekawiony. Napiłam się wody, żeby zaoszczędzić trochę czasu. Nie odrywając wzroku od swoich paznokci, które ostatnimi czasy nie były w najlepszym stanie, zaczęłam mówić.
- Znajomy pracował w twojej firmie i obiecał mi, że coś dla mnie załatwi. Akurat zwolniło się miejsce w dziale, w którym teraz jestem i polecił mnie kierownikowi. Miałam wyjątkowe szczęście - powiedziałam kwaśno. Zapadła cisza. Mimo to wciąż nie chciałam mu spojrzeć w oczy. Robiłam wszystko, żeby zostać spokojną i opanowaną. Nie chciałam się rozpłakać. Nie przy nim. Nie przy człowieku, który ma wszystko i złamane serce jest dla niego zapewne czymś niewartym uwagi, wręcz śmiesznym. Mężczyznom takim jak Harry Styles nie łamie się serc. To oni je łamią.
- Jak się nazywa? - spytał. W jego głosie nie było śladu emocji. Maska powróciła. Chociaż może on właśnie taki jest, a ja na siłę próbuje wytłumaczyć jego draństwo. Nie każdy człowiek musi być zamkniętym w sobie, zimnym despotą, który okazuje się w środku wspaniałym i ciepłym człowiekiem. Nie tak funkcjonuje świat.
- Nie pracuje już bezpośrednio dla ciebie. Został oddelegowany do biura pośredniego w sąsiednim mieście. Wcześniej był na jednym z kierowniczych stanowisk w sektorze I - paplałam, żeby tylko nie musieć mówić jak się nazywał. Nie wypowiem tego bez okazywania emocji. Znowu cisza. Tym razem zebrałam siły, żeby na niego spojrzeć. Jego twarz wciąż była pusta.
- Jak się nazywa? - powtórzył.
- Nie pamiętam.
- Nie okłamuj mnie. - Przełknęłam ślinę. Jego spojrzenie było lodowate.
- Mówię prawdę.
- Powtórzę ostatni raz - jak się nazywał?
W tym momencie do naszego stolika podszedł kelner podając nasze dania, wyglądające i pachnące smakowicie. Jednak wątpiłam czy będę w stanie cokolwiek przełknąć. Zrobiło mi się dziwnie ciepło zważywszy na to, że moje dłonie były lodowate i spocone. Powiedział coś do nas po francusku, ale Harry zbył go ręką, nie odwracając ode mnie spojrzenia. Wtedy znowu zostaliśmy sami.
- Naprawdę nie potrafię sobie przypomnieć. To był tylko znajomy, nie mieliśmy już później kontaktu - powiedziałam twardo jakbym chciała do tego przekonać też siebie, mimo że kłamałam w żywe oczy.
- Dlaczego ci nie wierzę? - odparł spokojnie. Nie odpowiedziałam tylko zabrałam się za swoje jedzenie. Pierwszy kęs sprawił, że przymknęłam powieki z przyjemności. W życiu nie jadłam czegoś takiego.
- Jesteś bardzo nieufny. Powinieneś nad tym popracować - powiedziałam w przypływie odwagi, żeby zmienić w końcu temat.
- Ufam tylko sobie. Nie zbudowałbym takiej potęgi od samego początku do momentu dzisiejszego, gdyby nie to. Polegam tylko na sobie. - Odetchnęłam lekko. Chyba mi się udało.
- Myślałam, że osiągnąłeś to wszystko, bo ryzykujesz tam, gdzie ktoś nie postawiłby nawet stopy. Mówią, że jesteś szaleńcem w swojej branży. - Harry spojrzał na mnie w zamyśleniu pocierając brodę.
- Czy wyglądam jak szaleniec? - spytał powoli, jakby ważąc każde słowo.
Czy wyglądał? Na pewno się wyróżniał. Nikt nie przeszedłby obok niego obojętnie. Mężczyźni biznesu nosili, krótkie eleganckie fryzury, podczas, gdy jego włosy kręciły się i były postawione zapewne jakimś drogim kosmetykiem do góry, przecząc prawom fizyki. Miał te cholernie długie rzęsy i pełne usta, które kojarzyły się z długimi, namiętnymi pocałunkami. Z drugiej strony jego oczy były zimne, jego wzrost i silna budowa tworzyły dystans pomiędzy nim, a ludźmi, a rysy jego twarzy rzadko poddawały się jakimkolwiek emocjom. Wyglądał jak ktoś z kim wolałbyś nie mieć do czynienia, a jednocześnie zrobiłbyś wszystko by się do niego zbliżyć. Jak ogień. Jego piękno przyciągało, ale i parzyło jeśli znalazłeś się zbyt blisko. Ogień zdecydowanie był szalony.
- Nie odpowiadasz, to chyba powinno mnie zmartwić - powiedział obojętnym tonem. Nie. On nie był jak ogień. – Nie jestem szaleńcem. Jestem ryzykantem. Inwestuje tam, gdzie widzę potencjał, to że na ogół są to podupadające firmy, których nikt inny by się nie tknął to już inna kwestia.
- Nikt przy zdrowych zmysłach - dodałam.
- Może masz rację. Jakieś 2 lata temu przyszła ‘moda’ na decyzje podobne do moich. W tym czasie upadło bardzo wiele dobrych, potężnych firm. To o czymś świadczy. Nie chodzi o to, żeby ratować pierwsze lepsze wraki tylko o to, żeby usunąć Titanicom lodowce z drogi.
- Czekaj co? - Spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc. Poeta się znalazł. Harry pokręcił głową, a kąciki jego ust drgnęły.
- Nic. - Podniósł swoją szklankę z wodą na znak toastu. - Za nowe znajomości. I te stare również - dodał, a w jego oczach coś błysnęło. Coś we mnie drgnęło. Nie zapomniał. I doskonale wiedział, że unikam tematu. Stuknęłam swoją szklanką o jego i kiwnęła głową. Chociaż z tą drugą częścią się nie zgadzałam. Nie będę piła za kogoś kto zniszczył mnie w środku. Mimo to przywołałam na usta cień uśmiechu.
Kiedy wróciliśmy do firmy poczułam ogromną ulgę. Miałam nadzieję, że teraz Harry da mi spokój. Nie wiem czy kiedykolwiek zrozumiem po co to wszystko. To był zdecydowanie najdziwniejszy lunch w moim życiu. Chociaż nie było tak źle jak myślałam, że będzie. Nie chciałam się do tego przyznawać, ale momentami było prawie…miło. Zmarszczyłam brwi. Nie spodziewałam się tego. Spojrzałam zdziwiona na Harrego, który skręcił w stronę windy na sektoru II.
- Nie musisz mnie odprowadzać - powiedziałam niepewnie. Teraz czułam jeszcze bardziej różnicę między nami. Zobaczyłam nas w odbiciu drzwi do windy i zdałam sobie sprawę z tego jak mała i nieporadna się przy nim wydawałam. Władze wręcz promieniowała od niego, budząc we mnie niepokój.
- Nie odprowadzam cię.
- W takim razie co robisz? - Uniosłam brew.
Drzwi się tworzyły i ze środka wyszło kilkoro ludzi, niektórych kojarzyłam, chociaż nie wszystkich. W wypadku tak ogromnej firmy to było niemożliwe. Tylko parę z nich przywitało się z szacunkiem z Harrym. Reszta pewnie nie zdawała sobie sprawy z tego kto to jak ja do niedawna. Weszliśmy do środka sami, bo mój towarzysz potraktował lodowatym spojrzeniem kilku mężczyzn, którzy chcieli wejść z nami. Kiedy winda ruszyła, spojrzałam na niego wyczekująco. Zauważyłam cień zarostu przy linii jego szczęki i poczułam nagłą ochotę, żeby dotknąć jej dłonią. Schowałam ręce za plecami, żeby przypadkiem nie ulec temu głupiemu impulsowi.
- Jadę spotkać się z kierownikiem twojego działu.
- Po co? - Harry spojrzał na mnie nieznośnie powoli, sprawiając, że moje serce zaczęło dudnić w piersi. Nienawidzę kiedy to robi.
- Żeby zapytać się jak nazywał się twój stary znajomy - powiedział spokojnie. Natychmiast pokonałam dzielącą nas odległość stojąc tuż przed nim. Musiałam zadzierać brodę do góry co było niewygodne, ale byłam zbyt wzburzona, żeby się tym przejąć.
- Nie możesz!
- Mówiłem ci już (t.i.) jak to jest. Mogę. Na tym to wszystko polega. Chyba, że ty mi powiesz - dodał po chwili. Jego oczy wpatrywały się intensywnie w moje i wiedziałam już, że jestem na straconej pozycji. Winda dojeżdżała już do 19 piętra, więc Harry nacisnął guzik ‘stop’ przyprawiając mnie ciarki. Zatrzymaliśmy się między piętrami. Uwięzieni. Zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki wdech. Kiedy ponownie otworzyłam oczy, w tęczówkach Harrego czaiło się napięcie i resztki cierpliwości.
- Tommy Davis. Nazywał się Tommy Davis. - Oczy zapiekły mnie w momencie kiedy te słowa wyszły z moich ust. Wszystko wróciło i poczułam się jak śmieć. Jak mały, słaby, nic nie znaczący śmieć.
- On cię skrzywdził prawda? - spytał cicho, sięgając dłonią do mojego policzka. Dotknął mojej skóry tak delikatnie jakby to były skrzydła motyla. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. - Nie martw się. Sprawię, że zapłaci.
Nawet nie próbowałam ukryć swojej niechęci do niego. Chociaż musiałam przyznać, że miał doskonały gust. Nigdy w życiu nie byłam w tak wytwornej restauracji. Wokół unosiły się zapachy od których mój żołądek zaczął wydawać dziwne dźwięki. Dlatego siedziałam w dosyć dziwnej pozycji z napiętym brzuchem, żeby nikt nie musiał tego słuchać. To pewnie mój pierwszy i ostatni raz tutaj. Lepiej być niezapamiętaną niż źle zapamiętaną. Nie umiałam rozgryźć Harrego. Zabrał mnie tu nawet nie chcąc słyszeć o odmowie, a teraz nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Pewnie się zastanawiał dlaczego do cholery mnie tu zaprosił. W tym akurat nie był osamotniony. Przeglądałam kartę dań z dosyć specyficznym wyrazem twarzy. Wszystko było po francusku, a moja znajomość tego języka ograniczała się do dwóch słów. Może trzech.
- Lubisz eksperymentować? - spytał nagle Harry nie podnosząc wzroku znad swojej karty.
- Słucham?! - Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi. Dopiero mój ton zwrócił jego uwagę. Uniósł kącik ust i na chwilę przymknął oczy jakby próbował się nie roześmiać.
- Chodziło mi o to czy lubisz eksperymentować z nowymi smakami. Nie było w tym podtekstów - powiedział. Jednak tym razem jego głos zdecydowanie był zabarwiony dwuznacznością. Poprawiłam się nerwowo na krześle. Okej, za mało przebywam z ludźmi skoro mała aluzja może wytrącić mnie z równowagi.
- Nie jestem pewna - zawahałam się marszcząc lekko brwi. Wtedy uśmiechnął się lekko, a ja przestałam oddychać. Wolałam kiedy był zimny i nieprzystępny. Kiedy był pogodny, za bardzo przypominał mi Tommy’ego. Nie z wyglądu. Chodziło raczej o to, że jego twarz całkowicie się zmieniała kiedy się uśmiechał. Nie widziałam jeszcze w życiu mężczyzny, który tak prostym gestem sprawił, że miękły mi kolana.
- W takim razie zdaj się na mnie.
Kiedy kelner podszedł, Harry zaczął mówić do niego płynnym francuskim, po czym młody chłopak zaśmiał się lekko i chyba spytał o coś mojego towarzysza, a on odpowiedział brzmiąc jakoś…dziwnie. Jakby był dumny. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Nie ufam ludziom, którzy mówią w moim towarzystwie w języku, którego nie znam. Nigdy nie wiem czy przypadkiem się ze mnie nie śmieją. Dlatego też poczułam ulgę kiedy kelner w końcu opuścił nasz stolik. Harry spojrzał na mnie wyzywająco czekając aż coś powiem. Ale nie zamierzałam mu dać tej satysfakcji. Skierowałam na niego swój rozkojarzony wzrok jakbym nie rozumiała o co mu chodzi. Ten wziął łyka wody gazowanej i powoli przełknął. Obserwowałam to z zaciśniętymi zębami. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak na mnie denerwował. Gdyby nie był moim szefem, wyszłabym bez słowa. To nie na moje nerwy.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Myślałam, że sprawdziłeś już wszystko co mnie dotyczy - prychnęłam. Skrzyżowałam ręce pod biustem, chcąc się jakoś fizycznie od niego odgrodzić.
- Rzeczywiście. - Przeszedł mnie dreszcz kiedy nie zaprzeczył. Cholerny stalker. Czy to da się podciągnąć pod przestępstwo? Chociaż walcząc z kimś takim w sądzie moje szanse na wygraną nie wyniosły by nawet jednego małego procenta. - Jednak wolałbym się tego dowiedzieć również od ciebie. Myślę, że ty znasz trochę więcej szczegółów. - Nabijał się ze mnie. Otwarcie traktował mnie jak cofniętą w rozwoju.
- Mam 23 lata, pracuje u ciebie ponad rok zaraz po uzyskaniu licencjatu, nie mam zainteresowań, nie mam ulubionego gatunku muzyki, nie mam hobby i nie jestem najbardziej towarzyską osobą. To chyba tyle - skrzywiłam się.
- Naprawdę tak nisko siebie oceniasz? - spytał marszcząc brwi.
- Nie, mam po prostu nadzieje, że stwierdzisz, że jestem nudna i dasz mi święty spokój - mruknęłam. To wywołało w nim zdecydowanie niespodziewaną reakcję. Parsknął śmiechem i ukrył twarz w dłoniach, żeby chociaż trochę stłumić ten dźwięk. Otworzyłam szerzej oczy. Kiedy odsunął ręce od twarzy, a jego zielone tęczówki błyszczały po raz pierwszy pomyślałam, że on jednak ma emocje. Po prostu skrywa je bardzo głęboko.
- Właśnie o to chodzi (t.i.), że w tobie nie ma nic nudnego - powiedział starając się wrócić do poprzedniej pozy spokoju i siły. Jednak widok Harrego tak szczerego i prawdziwego utrwalił mi się już w pamięci.
- Tak twierdzisz?
- Tak twierdzę - odparł. - Zastanawia mnie jak trafiłaś do mojej firmy.
Cień mojego uśmiechu natychmiast zgasł. To nie był temat, który chciałabym z nim poruszać. Ani z nikim innym. Nie chciałam nawet o tym myśleć! Spuściłam wzrok na swoje dłonie, czując, że patrzy na mnie zaciekawiony. Napiłam się wody, żeby zaoszczędzić trochę czasu. Nie odrywając wzroku od swoich paznokci, które ostatnimi czasy nie były w najlepszym stanie, zaczęłam mówić.
- Znajomy pracował w twojej firmie i obiecał mi, że coś dla mnie załatwi. Akurat zwolniło się miejsce w dziale, w którym teraz jestem i polecił mnie kierownikowi. Miałam wyjątkowe szczęście - powiedziałam kwaśno. Zapadła cisza. Mimo to wciąż nie chciałam mu spojrzeć w oczy. Robiłam wszystko, żeby zostać spokojną i opanowaną. Nie chciałam się rozpłakać. Nie przy nim. Nie przy człowieku, który ma wszystko i złamane serce jest dla niego zapewne czymś niewartym uwagi, wręcz śmiesznym. Mężczyznom takim jak Harry Styles nie łamie się serc. To oni je łamią.
- Jak się nazywa? - spytał. W jego głosie nie było śladu emocji. Maska powróciła. Chociaż może on właśnie taki jest, a ja na siłę próbuje wytłumaczyć jego draństwo. Nie każdy człowiek musi być zamkniętym w sobie, zimnym despotą, który okazuje się w środku wspaniałym i ciepłym człowiekiem. Nie tak funkcjonuje świat.
- Nie pracuje już bezpośrednio dla ciebie. Został oddelegowany do biura pośredniego w sąsiednim mieście. Wcześniej był na jednym z kierowniczych stanowisk w sektorze I - paplałam, żeby tylko nie musieć mówić jak się nazywał. Nie wypowiem tego bez okazywania emocji. Znowu cisza. Tym razem zebrałam siły, żeby na niego spojrzeć. Jego twarz wciąż była pusta.
- Jak się nazywa? - powtórzył.
- Nie pamiętam.
- Nie okłamuj mnie. - Przełknęłam ślinę. Jego spojrzenie było lodowate.
- Mówię prawdę.
- Powtórzę ostatni raz - jak się nazywał?
W tym momencie do naszego stolika podszedł kelner podając nasze dania, wyglądające i pachnące smakowicie. Jednak wątpiłam czy będę w stanie cokolwiek przełknąć. Zrobiło mi się dziwnie ciepło zważywszy na to, że moje dłonie były lodowate i spocone. Powiedział coś do nas po francusku, ale Harry zbył go ręką, nie odwracając ode mnie spojrzenia. Wtedy znowu zostaliśmy sami.
- Naprawdę nie potrafię sobie przypomnieć. To był tylko znajomy, nie mieliśmy już później kontaktu - powiedziałam twardo jakbym chciała do tego przekonać też siebie, mimo że kłamałam w żywe oczy.
- Dlaczego ci nie wierzę? - odparł spokojnie. Nie odpowiedziałam tylko zabrałam się za swoje jedzenie. Pierwszy kęs sprawił, że przymknęłam powieki z przyjemności. W życiu nie jadłam czegoś takiego.
- Jesteś bardzo nieufny. Powinieneś nad tym popracować - powiedziałam w przypływie odwagi, żeby zmienić w końcu temat.
- Ufam tylko sobie. Nie zbudowałbym takiej potęgi od samego początku do momentu dzisiejszego, gdyby nie to. Polegam tylko na sobie. - Odetchnęłam lekko. Chyba mi się udało.
- Myślałam, że osiągnąłeś to wszystko, bo ryzykujesz tam, gdzie ktoś nie postawiłby nawet stopy. Mówią, że jesteś szaleńcem w swojej branży. - Harry spojrzał na mnie w zamyśleniu pocierając brodę.
- Czy wyglądam jak szaleniec? - spytał powoli, jakby ważąc każde słowo.
Czy wyglądał? Na pewno się wyróżniał. Nikt nie przeszedłby obok niego obojętnie. Mężczyźni biznesu nosili, krótkie eleganckie fryzury, podczas, gdy jego włosy kręciły się i były postawione zapewne jakimś drogim kosmetykiem do góry, przecząc prawom fizyki. Miał te cholernie długie rzęsy i pełne usta, które kojarzyły się z długimi, namiętnymi pocałunkami. Z drugiej strony jego oczy były zimne, jego wzrost i silna budowa tworzyły dystans pomiędzy nim, a ludźmi, a rysy jego twarzy rzadko poddawały się jakimkolwiek emocjom. Wyglądał jak ktoś z kim wolałbyś nie mieć do czynienia, a jednocześnie zrobiłbyś wszystko by się do niego zbliżyć. Jak ogień. Jego piękno przyciągało, ale i parzyło jeśli znalazłeś się zbyt blisko. Ogień zdecydowanie był szalony.
- Nie odpowiadasz, to chyba powinno mnie zmartwić - powiedział obojętnym tonem. Nie. On nie był jak ogień. – Nie jestem szaleńcem. Jestem ryzykantem. Inwestuje tam, gdzie widzę potencjał, to że na ogół są to podupadające firmy, których nikt inny by się nie tknął to już inna kwestia.
- Nikt przy zdrowych zmysłach - dodałam.
- Może masz rację. Jakieś 2 lata temu przyszła ‘moda’ na decyzje podobne do moich. W tym czasie upadło bardzo wiele dobrych, potężnych firm. To o czymś świadczy. Nie chodzi o to, żeby ratować pierwsze lepsze wraki tylko o to, żeby usunąć Titanicom lodowce z drogi.
- Czekaj co? - Spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc. Poeta się znalazł. Harry pokręcił głową, a kąciki jego ust drgnęły.
- Nic. - Podniósł swoją szklankę z wodą na znak toastu. - Za nowe znajomości. I te stare również - dodał, a w jego oczach coś błysnęło. Coś we mnie drgnęło. Nie zapomniał. I doskonale wiedział, że unikam tematu. Stuknęłam swoją szklanką o jego i kiwnęła głową. Chociaż z tą drugą częścią się nie zgadzałam. Nie będę piła za kogoś kto zniszczył mnie w środku. Mimo to przywołałam na usta cień uśmiechu.
Kiedy wróciliśmy do firmy poczułam ogromną ulgę. Miałam nadzieję, że teraz Harry da mi spokój. Nie wiem czy kiedykolwiek zrozumiem po co to wszystko. To był zdecydowanie najdziwniejszy lunch w moim życiu. Chociaż nie było tak źle jak myślałam, że będzie. Nie chciałam się do tego przyznawać, ale momentami było prawie…miło. Zmarszczyłam brwi. Nie spodziewałam się tego. Spojrzałam zdziwiona na Harrego, który skręcił w stronę windy na sektoru II.
- Nie musisz mnie odprowadzać - powiedziałam niepewnie. Teraz czułam jeszcze bardziej różnicę między nami. Zobaczyłam nas w odbiciu drzwi do windy i zdałam sobie sprawę z tego jak mała i nieporadna się przy nim wydawałam. Władze wręcz promieniowała od niego, budząc we mnie niepokój.
- Nie odprowadzam cię.
- W takim razie co robisz? - Uniosłam brew.
Drzwi się tworzyły i ze środka wyszło kilkoro ludzi, niektórych kojarzyłam, chociaż nie wszystkich. W wypadku tak ogromnej firmy to było niemożliwe. Tylko parę z nich przywitało się z szacunkiem z Harrym. Reszta pewnie nie zdawała sobie sprawy z tego kto to jak ja do niedawna. Weszliśmy do środka sami, bo mój towarzysz potraktował lodowatym spojrzeniem kilku mężczyzn, którzy chcieli wejść z nami. Kiedy winda ruszyła, spojrzałam na niego wyczekująco. Zauważyłam cień zarostu przy linii jego szczęki i poczułam nagłą ochotę, żeby dotknąć jej dłonią. Schowałam ręce za plecami, żeby przypadkiem nie ulec temu głupiemu impulsowi.
- Jadę spotkać się z kierownikiem twojego działu.
- Po co? - Harry spojrzał na mnie nieznośnie powoli, sprawiając, że moje serce zaczęło dudnić w piersi. Nienawidzę kiedy to robi.
- Żeby zapytać się jak nazywał się twój stary znajomy - powiedział spokojnie. Natychmiast pokonałam dzielącą nas odległość stojąc tuż przed nim. Musiałam zadzierać brodę do góry co było niewygodne, ale byłam zbyt wzburzona, żeby się tym przejąć.
- Nie możesz!
- Mówiłem ci już (t.i.) jak to jest. Mogę. Na tym to wszystko polega. Chyba, że ty mi powiesz - dodał po chwili. Jego oczy wpatrywały się intensywnie w moje i wiedziałam już, że jestem na straconej pozycji. Winda dojeżdżała już do 19 piętra, więc Harry nacisnął guzik ‘stop’ przyprawiając mnie ciarki. Zatrzymaliśmy się między piętrami. Uwięzieni. Zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki wdech. Kiedy ponownie otworzyłam oczy, w tęczówkach Harrego czaiło się napięcie i resztki cierpliwości.
- Tommy Davis. Nazywał się Tommy Davis. - Oczy zapiekły mnie w momencie kiedy te słowa wyszły z moich ust. Wszystko wróciło i poczułam się jak śmieć. Jak mały, słaby, nic nie znaczący śmieć.
- On cię skrzywdził prawda? - spytał cicho, sięgając dłonią do mojego policzka. Dotknął mojej skóry tak delikatnie jakby to były skrzydła motyla. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. - Nie martw się. Sprawię, że zapłaci.
__________________________________________________________________
'Taki Harry to najlepszy Harry' - w 100% się zgadzam xd Miałam dzisiaj cudowny luz, bo miałam nie iść tylko na wfy rano, a potem już iść do szkoły, ale mama stwierdziła, że jedziemy na zakupy XD Kocham moją mamę, spędziłam cały dzień na zakupach i w końcu mam ciepłe ubrania, w których nie bd się trzęsła jak galaretka na przystanku (y) Co do reklam, które pojawiły się na blogu to mam nadzieje, że nie będą Wam przeszkadzać, nie będę Was zachęcać do klikania w nie, bo tego mi nie wolno robić, ale...no wiecie xd
@awhniallable - mam 4 przedmioty zawodowe, jeden czysta teoria, drugi o biurze i relacjach z ludźmi trochę, trzeci to sama rachunkowość, a czwarty to funkcjonowanie przedsiębiorstw z dinozaurem, który uczył moją mamę...37/38 lat temu (y) Więc trochę tego jest ;p
Kto nie może się doczekać świąt tak bardzo jak ja? :D Co prawda u mnie święta to najbardziej sztuczna rzecz na świecie, a wręcz parodia, ale to czas kiedy moja rodzina chociaż udaje, że jest ok i można na chwilę zapomnieć o tym, że życie to chujnia ;> Mam nadzieje, że u Was to wygląda lepiej kochani <3
@awhniallable - mam 4 przedmioty zawodowe, jeden czysta teoria, drugi o biurze i relacjach z ludźmi trochę, trzeci to sama rachunkowość, a czwarty to funkcjonowanie przedsiębiorstw z dinozaurem, który uczył moją mamę...37/38 lat temu (y) Więc trochę tego jest ;p
Kto nie może się doczekać świąt tak bardzo jak ja? :D Co prawda u mnie święta to najbardziej sztuczna rzecz na świecie, a wręcz parodia, ale to czas kiedy moja rodzina chociaż udaje, że jest ok i można na chwilę zapomnieć o tym, że życie to chujnia ;> Mam nadzieje, że u Was to wygląda lepiej kochani <3
niedziela, 7 grudnia 2014
Imagine 52 Harry Part II
Niech szlag to wszystko weźmie! Zazwyczaj byłam opanowana w
pracy, ale to co się tu dzisiaj działo przekraczało pojęcie ludzkie! Aż trzech
pracowników z mojego działu wzięło urlop zdrowotny w tym samym momencie,
kierownik od rana był na spotkaniu z zarządem i wyszło na to, że musiałam
pracować za kilku i jeszcze zająć się jakaś niezbyt inteligentną stażystką.
Myślałam, że zaraz zwariuje. Mój dział zajmował się księgowaniem wszystkich
rzeczy związanych z firmą, ilość akt, dokumentów i faktur, która się tu znajdowała
przekraczała ludzkie pojęcie. Musiałabym być nadczłowiekiem, żeby sobie z tym
wszystkim poradzić skoro nie było połowy załogi. Zwykle pracowało tu 9 osób a
zostało nas 5 łącznie ze stażystką. Więc właściwie 4.
- Cholera ile razy mam ci mówić, że dokumenty układasz w pierwszej kolejności według literki a dopiero potem numeru?! - Podniosłam głos kiedy ta nieszczęsna Kelly znowu coś pomieszała. Spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach i zaraz spuściła wzrok na swoje spocone dłonie.
- Przepraszam ja...zapomniałam - wydukała.
- Masz ogromne szczęście mogąc tu pracować, takie doświadczenie w CV to skarb, więc nie zmarnuj tego proszę i weź się do roboty - powiedziałam już nieco łagodniej. Rozmasowałam sobie skronie. Wykończe się tutaj.
- Oczywiście przepraszam - bąknęła wracając do tego co wcześniej robiła, tym razem prawidłowo mam nadzieje.
Kolejny raz tego dnia zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Połączenie z firmy. Pewnie kierownik, żeby powiedzieć mi, że spotkanie się przedłuży. Byłam już na skraju wyczerpania i nie miałam siły myśleć.
- Księgowość, słucham - wymamrotałam.
- Dzień dobry (t.i.)
Podniosłam się tak gwałtownie, że wszyscy spojrzeli na mnie znad swoich papierów jakbym oszalała. Może tak było. Bardzo prawdopodobne. Dlaczego piekielnie bogaty właściciel Astona Martina, który wczoraj prawie doprowadził mnie do szewskiej pasji swoim opanowaniem i dociekliwymi pytaniami, miałby do mnie dzwonić ze służbowej linii? Może powinnam zrobić sobie przerwę, bo ten dzień wpływa juz na moją psychikę? Albo może tylko mi się wydawało, że to on, a tak naprawdę ktoś w firmie ma głos o identycznej barwie jak jego? To brzmiało nieprawdopodobnie nawet w mojej głowie.
- Czy mogę znać przyczynę tego telefonu? - spytałam trochę ciszej, żeby nikt nic nie zauważył. Szczególnie niezbyt zadowolonego wyrazu mojej twarzy.
- Dowiedziałem się dzisiaj czegoś bardzo ciekawego - powiedział spokojnym tonem.
- Tego że najwyraźniej pracujesz w tej samej firmie co ja? - mruknęłam, a w moim głosie nie było słychać grama entuzjazmu.
- Masz całkowitą racje. Spostrzegawcza jesteś. - A ty stracisz zęby jak cię znajde.
- Jest jakiś cel tej rozmowy czy mogę już wrócić do pracy? - warknęłam. Coś mi mówiło, że na jego beznamiętnej przez 24h na dobę twarzy pojawił się teraz głupi, złośliwy uśmieszek.
- Właściwie to tak. Szef chce cię widzieć.
Po tych słowach się rozłączył.
Poczułam autentyczne przerażenie. Szef. Miał na myśli dyrektora, właściciela i założyciela firmy w jednym? TEGO szefa? Tego którego rzadko ktoś widział, bo zaszywał się w swoim gabinecie zanim jeszcze ktokolwiek przychodził i wychodził długo po wszystkich? Jego gabinet mieścił się w zupełnie innym sektorze firmy, która miała osobną windę, więc nigdy go nawet nie widziałam, zatrudnił mnie bezpośrednio kierownik. Dlaczego ktoś tak ważny chciał mnie widzieć? Zastanawiał mnie też fakt, że ten sztywny drań tu pracował. Musiał być w dodatku kimś ważniejszym skoro stać go było na taki samochód. I garnitur, bo nie wątpiłam w to, że jego cena przekraczała wszelkie wyobrażenia i w dodatku był szyty na miarę. Wstałam i unikając pytających spojrzeń wyszłam z pomieszczenia, które zajmowaliśmy. Znalazłam się na korytarzu, 19 piętro sektor II. Nawet nie wiedziałam do końca gdzie znajdował się gabinet dyrektora. Byłam w sektorze I zaledwie kilka razy i nigdy nawet nie zbliżyłam się prawdopodobnie do tego miejsca. Zjechałam windą na sam dół i poszłam do recepcji gdzie pracowała najbardziej ogarnięta osoba jaka prawdopodobnie istnieje na tym świecie. Cindy wiedziała wszystko. Umiała też trzymać język za zębami, a to był w tym wypadku dodatkowy plus. Na mój widok jej brwi powędrowały do góry. Odprawiła jakiegoś ochroniarza z którym wcześniej rozmawiała i pochyliła się w moją stronę.
- Widzę twoja minę i już mnie dreszcze przechodzą, co jest?
Otworzyłam usta, marząc o tym, żeby móc powiedzieć coś zupełnie innego.
- Możesz mi powiedzieć gdzie dokładnie znajduje się gabinet szefa?
- Cholera ile razy mam ci mówić, że dokumenty układasz w pierwszej kolejności według literki a dopiero potem numeru?! - Podniosłam głos kiedy ta nieszczęsna Kelly znowu coś pomieszała. Spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach i zaraz spuściła wzrok na swoje spocone dłonie.
- Przepraszam ja...zapomniałam - wydukała.
- Masz ogromne szczęście mogąc tu pracować, takie doświadczenie w CV to skarb, więc nie zmarnuj tego proszę i weź się do roboty - powiedziałam już nieco łagodniej. Rozmasowałam sobie skronie. Wykończe się tutaj.
- Oczywiście przepraszam - bąknęła wracając do tego co wcześniej robiła, tym razem prawidłowo mam nadzieje.
Kolejny raz tego dnia zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Połączenie z firmy. Pewnie kierownik, żeby powiedzieć mi, że spotkanie się przedłuży. Byłam już na skraju wyczerpania i nie miałam siły myśleć.
- Księgowość, słucham - wymamrotałam.
- Dzień dobry (t.i.)
Podniosłam się tak gwałtownie, że wszyscy spojrzeli na mnie znad swoich papierów jakbym oszalała. Może tak było. Bardzo prawdopodobne. Dlaczego piekielnie bogaty właściciel Astona Martina, który wczoraj prawie doprowadził mnie do szewskiej pasji swoim opanowaniem i dociekliwymi pytaniami, miałby do mnie dzwonić ze służbowej linii? Może powinnam zrobić sobie przerwę, bo ten dzień wpływa juz na moją psychikę? Albo może tylko mi się wydawało, że to on, a tak naprawdę ktoś w firmie ma głos o identycznej barwie jak jego? To brzmiało nieprawdopodobnie nawet w mojej głowie.
- Czy mogę znać przyczynę tego telefonu? - spytałam trochę ciszej, żeby nikt nic nie zauważył. Szczególnie niezbyt zadowolonego wyrazu mojej twarzy.
- Dowiedziałem się dzisiaj czegoś bardzo ciekawego - powiedział spokojnym tonem.
- Tego że najwyraźniej pracujesz w tej samej firmie co ja? - mruknęłam, a w moim głosie nie było słychać grama entuzjazmu.
- Masz całkowitą racje. Spostrzegawcza jesteś. - A ty stracisz zęby jak cię znajde.
- Jest jakiś cel tej rozmowy czy mogę już wrócić do pracy? - warknęłam. Coś mi mówiło, że na jego beznamiętnej przez 24h na dobę twarzy pojawił się teraz głupi, złośliwy uśmieszek.
- Właściwie to tak. Szef chce cię widzieć.
Po tych słowach się rozłączył.
Poczułam autentyczne przerażenie. Szef. Miał na myśli dyrektora, właściciela i założyciela firmy w jednym? TEGO szefa? Tego którego rzadko ktoś widział, bo zaszywał się w swoim gabinecie zanim jeszcze ktokolwiek przychodził i wychodził długo po wszystkich? Jego gabinet mieścił się w zupełnie innym sektorze firmy, która miała osobną windę, więc nigdy go nawet nie widziałam, zatrudnił mnie bezpośrednio kierownik. Dlaczego ktoś tak ważny chciał mnie widzieć? Zastanawiał mnie też fakt, że ten sztywny drań tu pracował. Musiał być w dodatku kimś ważniejszym skoro stać go było na taki samochód. I garnitur, bo nie wątpiłam w to, że jego cena przekraczała wszelkie wyobrażenia i w dodatku był szyty na miarę. Wstałam i unikając pytających spojrzeń wyszłam z pomieszczenia, które zajmowaliśmy. Znalazłam się na korytarzu, 19 piętro sektor II. Nawet nie wiedziałam do końca gdzie znajdował się gabinet dyrektora. Byłam w sektorze I zaledwie kilka razy i nigdy nawet nie zbliżyłam się prawdopodobnie do tego miejsca. Zjechałam windą na sam dół i poszłam do recepcji gdzie pracowała najbardziej ogarnięta osoba jaka prawdopodobnie istnieje na tym świecie. Cindy wiedziała wszystko. Umiała też trzymać język za zębami, a to był w tym wypadku dodatkowy plus. Na mój widok jej brwi powędrowały do góry. Odprawiła jakiegoś ochroniarza z którym wcześniej rozmawiała i pochyliła się w moją stronę.
- Widzę twoja minę i już mnie dreszcze przechodzą, co jest?
Otworzyłam usta, marząc o tym, żeby móc powiedzieć coś zupełnie innego.
- Możesz mi powiedzieć gdzie dokładnie znajduje się gabinet szefa?
***
Asystentka spojrzała na mnie zdziwiona kiedy tylko weszłam
do środka. Pewnie ze względu na mój strój. Nie byłam najlepiej ubrana, a ona
była od stóp do głów w kreacjach najlepszych projektantów i idealnie
wypieszczona jakby dopiero wyszła z salonu piękności. Dzięki za podbudowanie
mojej pewności siebie, prychnęłam w myślach.
- W czym mogę pomóc? - spytała patrząc na mnie tymi lodowatymi błękitnymi oczami.
- Szef chciał mnie widzieć.
Podałam jej nazwisko, a ona nie przestawała patrzeć na mnie podejrzliwie. Podniosła słuchawkę wybrałam kilka cyferek i upewniła się czy mówię prawdę. Wydawała się być naprawdę zaskoczona kiedy mężczyzna najwyraźniej potwierdził to co ona powiedziała z wahaniem w głosie. Spojrzałabym na nią z wyższością, gdyby nie to, że w gruncie rzeczy wolałabym gdyby się myliła i odprawiła mnie z wrednym uśmieszkiem.
- Może pani wejść - odparła wpatrując się we mnie podejrzliwie. - Nie trzeba pukać.
Otworzyłam drzwi bardzo powoli i weszłam do środka, zamykając je opierając się o nie plecami. Gabinet był tak elegancki, że przeszedł mnie dreszcz. Czasami zapominałam w jak prestiżowej i bogatej firmie pracowałam. Przyzwyczaiłam się już do wielkiego przeszklonego biurowca, który w całości zajmowała firma. Na końcu pokoju przy szklanej ścianie, która dawała idealny widok na miasto, stał wysoki mężczyzna w czarnym jak smoła garniturze odwrócony do mnie tyłem. Wiedziałam o nim tylko to co każdy pracownik w moim dziale; nazywał się Harry Styles miał ponad 30 lat i założył tą firmę od początku sam, zaczynając od czegoś skromnego pomnażając swój majątek poprzez ryzykowne decyzje, które odniosły przekraczający wszelkie oczekiwania sukces. Był 'bogiem' w swojej dziedzinie. I przerażał mnie za cholerę.
- Dzień dobry, nazywam się... - zaczęłam nieśmiało. Przerwał mi uniesieniem dłoni.
- Wiem jak się nazywasz.
- W czym mogę pomóc? - spytała patrząc na mnie tymi lodowatymi błękitnymi oczami.
- Szef chciał mnie widzieć.
Podałam jej nazwisko, a ona nie przestawała patrzeć na mnie podejrzliwie. Podniosła słuchawkę wybrałam kilka cyferek i upewniła się czy mówię prawdę. Wydawała się być naprawdę zaskoczona kiedy mężczyzna najwyraźniej potwierdził to co ona powiedziała z wahaniem w głosie. Spojrzałabym na nią z wyższością, gdyby nie to, że w gruncie rzeczy wolałabym gdyby się myliła i odprawiła mnie z wrednym uśmieszkiem.
- Może pani wejść - odparła wpatrując się we mnie podejrzliwie. - Nie trzeba pukać.
Otworzyłam drzwi bardzo powoli i weszłam do środka, zamykając je opierając się o nie plecami. Gabinet był tak elegancki, że przeszedł mnie dreszcz. Czasami zapominałam w jak prestiżowej i bogatej firmie pracowałam. Przyzwyczaiłam się już do wielkiego przeszklonego biurowca, który w całości zajmowała firma. Na końcu pokoju przy szklanej ścianie, która dawała idealny widok na miasto, stał wysoki mężczyzna w czarnym jak smoła garniturze odwrócony do mnie tyłem. Wiedziałam o nim tylko to co każdy pracownik w moim dziale; nazywał się Harry Styles miał ponad 30 lat i założył tą firmę od początku sam, zaczynając od czegoś skromnego pomnażając swój majątek poprzez ryzykowne decyzje, które odniosły przekraczający wszelkie oczekiwania sukces. Był 'bogiem' w swojej dziedzinie. I przerażał mnie za cholerę.
- Dzień dobry, nazywam się... - zaczęłam nieśmiało. Przerwał mi uniesieniem dłoni.
- Wiem jak się nazywasz.
Szczęka opadła mi do samej podłogi. Niemożliwe. Mężczyzna
obrócił się i cały mój szacunek do słynnego Harrego Stylesa uleciał w przeciągu
ułamka sekundy. Złośliwy uśmieszek na ustach irytującego właściciela Astona
Martina pogłębił się na widok mojej reakcji.
- Miło cię znowu widzieć. Czy to nie niesamowite, że okazuje się, że pracujesz w mojej firmie?
Jego uroda wydawała się być jeszcze bardziej zniewalająca kiedy znajdował się w swoim naturalnym środowisku. Ale dostałam już lekcje od życia. Mężczyźni tacy jak mój szef i On byli daleko spoza mojej ligi. Lepiej było na nich nawet nie patrzeć. Teraz było przynajmniej łatwo. Tommy ukrywał to jaką świnią w rzeczywistości był. Mężczyzna przede mną zdecydowanie nie bawił sie w takie rzeczy. Jasno dawał do zrozumienia jakim człowiekiem. Bezlitosnym i zdeterminowanym by osiągać swoje cele. Dlatego zbudował firmę z którą nie miała szans żadna inna.
- Skąd wiedziałeś? - spytałam tylko. Znowu byłam zirytowana, a mój stres całkowicie zniknął.
- Sprawdziłem cię dokładnie. Wiem o tobie wszystko - powiedział znów wkładając ręce do kieszeni jeszcze bardziej zaznaczając dystans miedzy nami. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Dlaczego ten mężczyzna tak bardzo się mną interesował? Nie byłam nikim specjalnym.
- Dlaczego? - Uśmiechnął się lekko, tym razem bez cienia złośliwości. Coś w moim ciele drgnęło gwałtownie. Jego twarz nabrała łagodności, której myślałam, że nie jest w stanie osiągnąć.
- Bo mogłem. Najwyraźniej jestem twoim szefem i zamierzam to wykorzystać. Idź po płaszcz, wychodzimy.
- Słucham?!
- Zabieram cię na lunch. I zanim spytasz, odpowiedź brzmi nie. Nie masz wyboru.
- Nigdzie nie idę - stwierdziłam stanowczo. Harry uśmiechnął się pobłażliwe po czym nieznośne wolno pokonał dzielącą na odległość, stając tuż przede mną. Był wyższy ode mnie prawie o głowę, a miałam na sobie obcasy. Uniosłam wysoko brodę, nie chcąc mu pokazać, że w gruncie rzeczy miał mnie w garści.
- Nie masz wyboru. - Uśmiechnął się znowu w ten oszałamiający sposób poprawiając guzik przy mankiecie czarnej koszuli. Nawet krawat miał czarny. I chyba w życiu nie widziałam mężczyzny, który wyglądałby lepiej w tym kolorze.
- Zgłoszę to - burknęłam. - To wbrew mojej woli, zmuszasz mnie. - Nie obchodziło mnie nawet to, że mówię do swojego szefa na ty. Harry zaśmiał się wesoło, a ten dźwięk przeniknął do mojego ciała robiąc z nim dziwne rzeczy. Nie odczuwałam tych emocji od długich tygodni. A teraz wystarczył sam śmiech tego drania, a ja całkowicie wymiękałam. Robiłam wszystko, żeby tego nie zauważył.
- Kochanie, ta firma to ja. Nikt ci nie uwierzy, a ja zawsze mogę wybronić się tym, że to polecenie jak każde inne. Mogę powiedzieć, że to w celu omówienia sposobu w jaki wykonujesz swoją pracę. Chociaż z tego co słyszałem wykonujesz ją doskonale. - Pochwała w jego głosie mi nie odpowiadała. Wolałam kiedy był bezczelny. Wtedy mogłam go przynajmniej z czystym sercem nienawidzić. Nie wiem skąd to się wzięło, zwykle nie pałałam takimi uczuciami do ludzi, a już na pewno nie po tak krótkim czasie, ale on wyzwalał we mnie to co najgorsze.
- To jest szantaż - zaprotestowałam. - Nie możesz mi tak po prostu mówić co mam robić! -Mężczyzna zachichotał.
- Mogę. To jest właśnie najlepsze kochanie. Jestem twoim szefem. Mogę kazać ci zrobić cokolwiek zechcę. - W jego głosie zabrzmiała niebezpieczna nuta. Przełknęłam ślinę. On nie żartował. Nie miałam wyboru. Dostrzegł to w moich oczach, bo uśmiechnął się triumfalnie.
- Dlaczego ja? - spytałam bardziej siebie niż jego, ale i tak odpowiedział. Dotknął mojego policzka, sprawiając, że moje serce zatrzymało się na chwilę. Szybko włożył dłoń z powrotem do kieszeni. Ale uczucie jego dotyku nie minęło. Moja skóra mrowiła, a do twarzy w bardzo szybkim tempie napływała krew.
- Bo kiedy coś sobie postanowię kochanie, to prędzej czy później osiągam swój cel.
- A co chcesz osiągnąć? - zapytałam powstrzymując drżenie głosu. Poczułam się w jednej chwili jeszcze bardziej osaczona kiedy w jego oczach coś błysnęło.
- Coś o co będę musiał się bardzo mocno postarać. Ale dostanę to. Zawsze dostaje.
- Miło cię znowu widzieć. Czy to nie niesamowite, że okazuje się, że pracujesz w mojej firmie?
Jego uroda wydawała się być jeszcze bardziej zniewalająca kiedy znajdował się w swoim naturalnym środowisku. Ale dostałam już lekcje od życia. Mężczyźni tacy jak mój szef i On byli daleko spoza mojej ligi. Lepiej było na nich nawet nie patrzeć. Teraz było przynajmniej łatwo. Tommy ukrywał to jaką świnią w rzeczywistości był. Mężczyzna przede mną zdecydowanie nie bawił sie w takie rzeczy. Jasno dawał do zrozumienia jakim człowiekiem. Bezlitosnym i zdeterminowanym by osiągać swoje cele. Dlatego zbudował firmę z którą nie miała szans żadna inna.
- Skąd wiedziałeś? - spytałam tylko. Znowu byłam zirytowana, a mój stres całkowicie zniknął.
- Sprawdziłem cię dokładnie. Wiem o tobie wszystko - powiedział znów wkładając ręce do kieszeni jeszcze bardziej zaznaczając dystans miedzy nami. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Dlaczego ten mężczyzna tak bardzo się mną interesował? Nie byłam nikim specjalnym.
- Dlaczego? - Uśmiechnął się lekko, tym razem bez cienia złośliwości. Coś w moim ciele drgnęło gwałtownie. Jego twarz nabrała łagodności, której myślałam, że nie jest w stanie osiągnąć.
- Bo mogłem. Najwyraźniej jestem twoim szefem i zamierzam to wykorzystać. Idź po płaszcz, wychodzimy.
- Słucham?!
- Zabieram cię na lunch. I zanim spytasz, odpowiedź brzmi nie. Nie masz wyboru.
- Nigdzie nie idę - stwierdziłam stanowczo. Harry uśmiechnął się pobłażliwe po czym nieznośne wolno pokonał dzielącą na odległość, stając tuż przede mną. Był wyższy ode mnie prawie o głowę, a miałam na sobie obcasy. Uniosłam wysoko brodę, nie chcąc mu pokazać, że w gruncie rzeczy miał mnie w garści.
- Nie masz wyboru. - Uśmiechnął się znowu w ten oszałamiający sposób poprawiając guzik przy mankiecie czarnej koszuli. Nawet krawat miał czarny. I chyba w życiu nie widziałam mężczyzny, który wyglądałby lepiej w tym kolorze.
- Zgłoszę to - burknęłam. - To wbrew mojej woli, zmuszasz mnie. - Nie obchodziło mnie nawet to, że mówię do swojego szefa na ty. Harry zaśmiał się wesoło, a ten dźwięk przeniknął do mojego ciała robiąc z nim dziwne rzeczy. Nie odczuwałam tych emocji od długich tygodni. A teraz wystarczył sam śmiech tego drania, a ja całkowicie wymiękałam. Robiłam wszystko, żeby tego nie zauważył.
- Kochanie, ta firma to ja. Nikt ci nie uwierzy, a ja zawsze mogę wybronić się tym, że to polecenie jak każde inne. Mogę powiedzieć, że to w celu omówienia sposobu w jaki wykonujesz swoją pracę. Chociaż z tego co słyszałem wykonujesz ją doskonale. - Pochwała w jego głosie mi nie odpowiadała. Wolałam kiedy był bezczelny. Wtedy mogłam go przynajmniej z czystym sercem nienawidzić. Nie wiem skąd to się wzięło, zwykle nie pałałam takimi uczuciami do ludzi, a już na pewno nie po tak krótkim czasie, ale on wyzwalał we mnie to co najgorsze.
- To jest szantaż - zaprotestowałam. - Nie możesz mi tak po prostu mówić co mam robić! -Mężczyzna zachichotał.
- Mogę. To jest właśnie najlepsze kochanie. Jestem twoim szefem. Mogę kazać ci zrobić cokolwiek zechcę. - W jego głosie zabrzmiała niebezpieczna nuta. Przełknęłam ślinę. On nie żartował. Nie miałam wyboru. Dostrzegł to w moich oczach, bo uśmiechnął się triumfalnie.
- Dlaczego ja? - spytałam bardziej siebie niż jego, ale i tak odpowiedział. Dotknął mojego policzka, sprawiając, że moje serce zatrzymało się na chwilę. Szybko włożył dłoń z powrotem do kieszeni. Ale uczucie jego dotyku nie minęło. Moja skóra mrowiła, a do twarzy w bardzo szybkim tempie napływała krew.
- Bo kiedy coś sobie postanowię kochanie, to prędzej czy później osiągam swój cel.
- A co chcesz osiągnąć? - zapytałam powstrzymując drżenie głosu. Poczułam się w jednej chwili jeszcze bardziej osaczona kiedy w jego oczach coś błysnęło.
- Coś o co będę musiał się bardzo mocno postarać. Ale dostanę to. Zawsze dostaje.
_______________________________________________________________
Tak, tak inspirowałam się 50 twarzami Greya zgadliście xd Ale nie chodzi tu o jakieś bicze, kuleczki Gejszy czy coś (wut wcale nie czytałam Greya nwm o czym mówicie...hyhy) tylko o ten klimat, który najwyraźniej udało mi się stworzyć skoro tak łatwo skojarzyliście ;) Mam nadzieje, że imaginek poprawi trochę Wam humor zważywszy na to, że jutro szkoła ;p Ja mam jutro sprawdzian z historii i nic nie umiem a moje oceny to 1 poprawione na 3, więc... Wisi nade mną groźba 2 na semestr (y) bd kuć całą noc! hahahahahha nie. yolo. Wczoraj jakimś cudem było ponad 1000 wyświetleń, wow! Jakim cudem?! Ostatnimi czasy było to około 300-400 a odkąd odwiesiłam bloga 600 więc wooooow 1000 jezu dziękuje kochani! A teraz kończę słodzić. Muszę Wam coś powiedzieć. Przeżyłam swój pierwszy raz. Ja... Po raz pierwszy piłam Bubble Tea! hehehehehe jestem zuaaaa.
Tak, tak inspirowałam się 50 twarzami Greya zgadliście xd Ale nie chodzi tu o jakieś bicze, kuleczki Gejszy czy coś (wut wcale nie czytałam Greya nwm o czym mówicie...hyhy) tylko o ten klimat, który najwyraźniej udało mi się stworzyć skoro tak łatwo skojarzyliście ;) Mam nadzieje, że imaginek poprawi trochę Wam humor zważywszy na to, że jutro szkoła ;p Ja mam jutro sprawdzian z historii i nic nie umiem a moje oceny to 1 poprawione na 3, więc... Wisi nade mną groźba 2 na semestr (y) bd kuć całą noc! hahahahahha nie. yolo. Wczoraj jakimś cudem było ponad 1000 wyświetleń, wow! Jakim cudem?! Ostatnimi czasy było to około 300-400 a odkąd odwiesiłam bloga 600 więc wooooow 1000 jezu dziękuje kochani! A teraz kończę słodzić. Muszę Wam coś powiedzieć. Przeżyłam swój pierwszy raz. Ja... Po raz pierwszy piłam Bubble Tea! hehehehehe jestem zuaaaa.
piątek, 5 grudnia 2014
Imagine 52 Harry Part I
Złamane
serce goi się długo, boleśnie i daje o sobie znać jeszcze przez długie miesiące
po tym, gdy rana zostaje już zamknięta. Słowa babci tłukły mi się po głowie od
wielu dni. Babcia miała racje. Jak zawsze z resztą. Właściwie nie miałam
momentów kiedy było lepiej czy gorzej. Czasami coś odwracało po prostu moją
uwagę na tyle, że ból zdawał się odrobine zmniejszać. Coś co się dzieje w mojej
psychice nie powinno sprawiać mi takiego fizycznego cierpienia prawda? To
dlaczego czuje jakbym miała za chwilę umrzeć? I tak od tygodni. Czułam ucisk w
piersi, jakby jakiś ciężar przygniótł mój tułów i z każdym oddechem coraz
bardziej przyciskał mnie do podłoża. Moje ręce były słabe, wypuszczałam z dłoni
nawet najlżejsze przedmioty. Moja skóra zrobiła się niemal przeźroczysta,
czułam, że znikam. I podczas, gdy nie miałam nic przeciwko idei zniknięcia,
moja rodzina wyraźnie się temu sprzeciwiała. Każdego dnia zmuszali mnie, żebym
wstała z łóżka do pracy, pomagała w kuchni albo w warsztacie gdzie wieczorem
czekał na mnie mój brat z rękoma i twarzą usmolonymi brudem i poleceniami dla
mnie.
I tak właśnie żyłam. Wstawałam, szłam do pracy, którą załatwił mi ktoś przez kogo to wszystko w ogóle ma miejsce, cały ten ból, później wracałam i pomagałam nakryć do stołu, czekałam aż wróci tata, a później pomagałam w warsztacie. Zajmowanie się naprawą samochodów było właściwie najmilszą częścią dnia. Bo to było coś co znałam całe życie. Coś stałego. Od małego przyglądałam się pracy mojego taty, a później brata kiedy ten przejął rodzinny biznes, a ojciec zajął się wspólnym projektom ze starym przyjacielem. Właściwie to znałam się na samochodach bardziej niż na swojej obecnej pracy. Jednak tam mogłam zarobić o wiele więcej, a odkładałam na własne lokum od 2 lat. Teraz właściwie robiłam to z przyzwyczajenia. Nie uśmiechało mi się wyprowadzać od rodziny. Wtedy straciłabym motywacje, żeby chociaż wstać z łóżka. Warsztat rozrósł się troche podczas ostatnich lat. Był teraz prawie tak szeroki jak nasz dom chociaż zajmował oczywiście tylko parter a nie dwa piętra. Z zewnątrz również prezentował się całkiem dobrze. Nie chciałam myśleć o tym dlaczego. To była zasługa jedynej osoby na całym świecie o której pod żadnym pozorem nie chciałam słyszeć.
Weszłam do środka przez drzwi, które łączyły dom z warsztatem i natychmiast zostałam powitana przez szeroki uśmiech Jake'a.
- Coś długo się tu dzisiaj zbierałaś - zagadnął. Zmarszczki wokół jego oczu pojawiały się kiedy tylko jego twarz robiła się pogodna, a tak właśnie się działo kiedy widział mnie. Rozejrzałam się z czym dzisiaj będziemy pracować.
- Tak jakoś wyszło.
Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam wspominać o chwili załamania kiedy leżałam na ziemi w swoim pokoju i rozłamywałam się kawałek po kawałeczku tylko dlatego, że wcześniej w pracy usłyszałam piosenkę, którą On lubił. Myślał, że mi się poprawia i lepiej, żeby tak zostało dla dobra ich wszystkich. Nie lubiłam obarczać innych swoimi problemami. Mój wzrok padł na samochód, który stał na ostatnim miejscu i prawie zaczęłam skakać w miejscu i piszczeć. A takie reakcje nie zdarzały mi się praktycznie nigdy, nawet sprzed mrocznych czasów jak zwykłam ostatnio nazywać ostatnie tygodnie swojego życia.
- Czy to jest...? - Kiwnęłam głową w kierunku drogiego samochodu, którego w normalnych okolicznościach nie mogłabym nawet dotknąć.
- Tak. - Uśmiechnął się. - Aston Martin.
- Jak udało ci się zgarnąć klienta z takim samochodem? - spytałam odruchowo coraz bardziej się do niego zbliżając. Chłopak zachichotał, widząc moją reakcję i rzucił we mnie szmatą, w którą wcześniej wytarł ręce.
- Nawet się do niego nie zbliżaj, nie wypłace się jak pojawi się chociaż jedna ryska. - Prychnęłam pod nosem, nie przestając zmniejszać odległości między mną a samochodem. To tak jak postawić na stole tort na stole przed dzieckiem i oczekiwać, że będzie tylko na niego patrzeć. Niewykonalne. - Mój przyjaciel polecił mnie jakiemuś bardzo wpływowemu facetowi z firmą, która mogłaby zapewne wykupić sobie własne miasto i zostałoby jej całkiem sporo funduszy.
- Nie można kupić miasta idioto - parsknęłam.
- Dobra to był tylko przykład. Poza tym skąd ta pewność? - zachichotał.
- Jak to możliwe, że człowiek, którego stać na kupno nowego samochodu kiedy coś się mu popsuje w obecnym, zgodził się przyjść z problemem do jakiegoś małego warsztatu? - spytałam marszcząc brwi.
- Mnie się nie pytaj. Ja liczę na napiwek i to jedyne o czym myślę - powiedział poruszając zabawnie brwiami. Wzniosłam oczy do nieba. No oczywiście. - Ma tu dzisiaj przyjechać odebrać samochód.
- Jak to dzisiaj? Przecież...
- To była mała usterka i zająłem się nią w 2 godziny kiedy byłaś w pracy.
- Nienawidze cię - powiedziałam z żalem.
- Tak wiem, w magazynie są opony zimowe dla peugota, mogłabyś je tu przetransportować?
- Lecę - westchnęłam.
Magazyn był pomieszczeniem połączonym z warsztatem szerokim drzwiami, których przesuwanie na ogół sprawiało mi spory kłopot. Weszłam do środka i mój uśmiech natychmiast zgasł. Byl przeznaczony tylko dla bliskich, żeby nie pomyśleli, że popadam w depresje. A sądzę, że gdyby mieli dostęp do moich myśli to wysłaliby mnie do jakiegoś ośrodka, zbyt przerażeni tym co się dzieje w mojej glowie by spróbować temu podołać. Usłyszałam trzask i cichy śmiech. Obcy śmiech. Męski, całkowicie oszałamiający śmiech. Wpadłam na coś i narobiłam hałasu i bałaganu jakby szykowała się wojna. Przeklęłam pod nosem.
- W porządku?! - zawołał mój brat. Cholera by to wzięła.
- Tak!
Słyszałam głos mojego brata połączony z drugim męskim, ochrypłym i znacznie głębszym niż posiadał mój brat. Nie wiem co mnie wzięło, ale nagle zmiękły mi nogi. Taki głos musiał należeć do kogoś bardzo przytłaczającego. Czułam to nie musząc nawet na niego patrzeć. Nie lubiłam takich ludzi. Wolałam wesołych, otwartych optymistów o głosie, w którym pobrzmiewała wrażliwość. Taki głos miał On.
Nachmurzyłam się, ale przynajmniej dostałam porządnego kopa, którego najwyraźniej potrzebowałam, żeby stąd wyjść. Tocząc dwie opony na raz powoli wyłoniłam się z magazynu i natychmiast poczułam na sobie intensywne spojrzenie. Ten facet mnie osaczał, a jeszcze nawet nie podeszłam bliżej. Spojrzałam w górę i spotkałam najpierw nieco zdziwione spojrzenie mojego brata, a potem... Kurwa.
Był wysoki. Bardzo wysoki. Mogłam powiedzieć, że miał atletyczną budowę nawet jeśli jego ciało ukryte było pod czarnym garniturem. Niesamowicie drogo wyglądającym i dosyć przylegającym śmiem dodać. Zielone oczy przewiercały mnie na wskroś. Mężczyzna zdawał się zajmować większość przestrzeni, bo powietrze prawie syczało od władzy i opanowania, które od niego płynęły falą, która mogłaby mnie zwalić z nóg, gdybym zapomniała o ostrożności. Chyba pierwszy raz jakiś mężczyzna mnie przerażał. Nie było w nim nic miłego. A już na pewno nie jego zmarszczone brwi, które niemal łączyły się w jedną długą linię nad jego zimnymi oczami. Żołądek ścisnął mi się tak jakbym była na rozmowie kwalifikacyjnej. Nieprzyjemny człowiek. Bardzo nieprzyjemny.
- Dzień dobry - wydukałam.
Nie odpowiedział. Wrócił do rozmowy z moim bratem jakbym była tylko muchą, która w niemiły sposób odwróciła chwilowo jego uwagę. Położyłam opony przy samochodzie, dla którego były przeznaczone i z udawanym spokojem wróciłam po pozostałe dwie.
Był ode mnie zdecydowanie starszy. Stawiałam na 8 do 10 lat. Wiek zrobił z niego typ przystojnego drania. Byłam pewna, że to właśnie właściciel drogiego samochodu, który wypucowany czekał aż jego właściciel wyjedzie nim z piskiem opon na ulicę. Miałam nadzieje, że opuści to miejsce jak najszybciej. Przyprawiał mnie o dreszcze.
Ponownie wyszłam z magazynu tocząc ostatnie opony. Zdziwiło mnie to dlaczego tym razem panowała tu cisza. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że mój brat gdzieś zniknął zostawiając mnie samą z tym typem. Przełknęłam ślinę. Nie poznałam jeszcze człowieka, który by tak na mnie działał, a przecież kierownik mojego działu należał właśnie do tego typu ludzi. Jednak do niego było mu zdecydowanie daleko. Mężczyzna nie patrzył na mnie. Jego ręce były włożone w kieszenie eleganckich spodni, a oczy utkwione w jakimś nieznaczącym punkcie. To był ten typ człowieka, który nie ważne gdzie się znajdował, czy był to jego świat czy nie, wyglądał jakby doskonale czuł się w tym otoczeniu i jego władza obejmowała nawet zwykły rozwijający się warsztat.
Kiedy odłożyłam opony na swoje miejsce przez chwilę stałam niepewnie w bezruchu. Po chwili odchrząknęłam, czując że panując między nami cisza zaraz zrobi coś bardzo złego z moją delikatną psychiką.
- Pan zapewne jest właścicielem tego samochodu - powiedziałam wskazując ręką na Astona Martina, który błyszczał niewyobrażalnie mocno jakby chciał udowodnić jak bardzo różni się od zwykłych aut, które stały obok. Mężczyzna nawet nie spojrzał w tamtym kierunku tylko od razu na mnie. Jego twarz zdawała się nie wyrażać zupełnie żadnych emocji. Nawet oczy były dosyć puste. A jednak potrafił patrzeć tak intensywnym i przeszywającym spojrzeniem, że moje dłonie zaczęły drżeć przez co ukryłam je za plecami.
- Tak. To jeden ze skromniejszych w mojej kolekcji. - Nie wiedzieć czemu jego odpowiedź mnie zirytowała. W jego głosie nie słychać było wyższości jednak ja odczytałam te słowa jak właśnie taki akt.
- Oczywiście - prychnęłam. Powinnam się pohamować, bo to prawdopodobnie najbardziej zamożny klient jakiego kiedykolwiek będziemy mieć, ale nie potrafiłam nad sobą zapanować. Dziwne. W pracy miałam bez przerwy do czynienia z bogatymi ludźmi, ale jakoś nigdy wcześniej nie czułam poirytowania z ich powodu. Mężczyzna uniósł brew. Po raz pierwszy wydawał się w ogóle zwrócić na mnie uwagę, na mnie jako osobę. Przyjrzał mi się uważnie.
- Pracuje tu pani? - spytał. Jego głos wydawał się być wciąż beznamiętny, ale trochę bardziej…żywy. Nie brzmiał już tak bardzo jak robot.
- Nie. Pomagam - powiedziałam krzyżując ręce na wysokości żeber. Spojrzałam mu wyzywająco w oczy. W jego zielonych tęczówkach po raz pierwszy błysnęła jakaś emocja. Rozbawienie. Głęboko skrywane pod maską opanowania, ale jednak. Naśmiewał się ze mnie.
- Jesteś jego żoną tak? - To praktycznie nie było pytanie. Raczej stwierdzenie. Pewnie myślał, że jestem zwykłą kobietą, którą mąż trzyma w domu jak sprzątaczkę i kucharkę w jednym. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Nie pana interes kim jestem. Ale zapewniam, że jakikolwiek ułożył sobie pan obraz mojej osoby w swojej głowie, myli się pan. - To były odważne słowa, ale chciałam mu coś udowodnić. Kącik ust mężczyzny drgnął ku górze. Bardzo leciutko, ale jednak. Dlaczego tak bardzo zależało mu na niepokazywaniu uczuć i emocji?
- Skąd wiesz jakie mam o tobie zdanie? Czy w ten sposób przypadkiem ty również nie osądzasz mnie pochopnie? - Miał pieprzoną rację, ale w życiu się do tego nie przyznam. Otworzyłam już usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie do środka wszedł mój brat.
- Przepraszam, ale miałem bardzo ważny… - Zatrzymał się w półkroku patrząc na moją bojową postawę i czujne spojrzenie swojego klienta. - ...telefon. Wszystko w porządku?
- Oczywiście. Ma pan uroczą żonę - odparł mężczyzna. Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi. Mój brat za to zaśmiał się wesoło.
- To nie moja żona tylko siostra.
- Proszę wybaczyć mi pomyłkę. - Uśmiechnął się absolutnie zniewalająco.
Zrobił to specjalnie. Powiedział to tylko po to, żeby wyciągnąć w końcu odpowiedź niezależnie od tego czy ode mnie czy mojego brata. Widziałam to po błysku triumfu w jego oczach. Był podstępny, a jego uśmiech przyprawiał mnie o dreszcz niepokoju. Nie obchodziło mnie jak duży napiwek da i jak bardzo poprawi to naszą sytuację finansową. Miałam nadzieję, że już więcej nie będę miała z nim do czynienia. Nie tylko dlatego, że był przytłaczający i poważnie naruszał moją przestrzeń osobistą nie musząc nawet się do mnie zbliżać.
Dlatego, że w jego towarzystwie po raz pierwszy od dawna coś poczułam.
I tak właśnie żyłam. Wstawałam, szłam do pracy, którą załatwił mi ktoś przez kogo to wszystko w ogóle ma miejsce, cały ten ból, później wracałam i pomagałam nakryć do stołu, czekałam aż wróci tata, a później pomagałam w warsztacie. Zajmowanie się naprawą samochodów było właściwie najmilszą częścią dnia. Bo to było coś co znałam całe życie. Coś stałego. Od małego przyglądałam się pracy mojego taty, a później brata kiedy ten przejął rodzinny biznes, a ojciec zajął się wspólnym projektom ze starym przyjacielem. Właściwie to znałam się na samochodach bardziej niż na swojej obecnej pracy. Jednak tam mogłam zarobić o wiele więcej, a odkładałam na własne lokum od 2 lat. Teraz właściwie robiłam to z przyzwyczajenia. Nie uśmiechało mi się wyprowadzać od rodziny. Wtedy straciłabym motywacje, żeby chociaż wstać z łóżka. Warsztat rozrósł się troche podczas ostatnich lat. Był teraz prawie tak szeroki jak nasz dom chociaż zajmował oczywiście tylko parter a nie dwa piętra. Z zewnątrz również prezentował się całkiem dobrze. Nie chciałam myśleć o tym dlaczego. To była zasługa jedynej osoby na całym świecie o której pod żadnym pozorem nie chciałam słyszeć.
Weszłam do środka przez drzwi, które łączyły dom z warsztatem i natychmiast zostałam powitana przez szeroki uśmiech Jake'a.
- Coś długo się tu dzisiaj zbierałaś - zagadnął. Zmarszczki wokół jego oczu pojawiały się kiedy tylko jego twarz robiła się pogodna, a tak właśnie się działo kiedy widział mnie. Rozejrzałam się z czym dzisiaj będziemy pracować.
- Tak jakoś wyszło.
Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam wspominać o chwili załamania kiedy leżałam na ziemi w swoim pokoju i rozłamywałam się kawałek po kawałeczku tylko dlatego, że wcześniej w pracy usłyszałam piosenkę, którą On lubił. Myślał, że mi się poprawia i lepiej, żeby tak zostało dla dobra ich wszystkich. Nie lubiłam obarczać innych swoimi problemami. Mój wzrok padł na samochód, który stał na ostatnim miejscu i prawie zaczęłam skakać w miejscu i piszczeć. A takie reakcje nie zdarzały mi się praktycznie nigdy, nawet sprzed mrocznych czasów jak zwykłam ostatnio nazywać ostatnie tygodnie swojego życia.
- Czy to jest...? - Kiwnęłam głową w kierunku drogiego samochodu, którego w normalnych okolicznościach nie mogłabym nawet dotknąć.
- Tak. - Uśmiechnął się. - Aston Martin.
- Jak udało ci się zgarnąć klienta z takim samochodem? - spytałam odruchowo coraz bardziej się do niego zbliżając. Chłopak zachichotał, widząc moją reakcję i rzucił we mnie szmatą, w którą wcześniej wytarł ręce.
- Nawet się do niego nie zbliżaj, nie wypłace się jak pojawi się chociaż jedna ryska. - Prychnęłam pod nosem, nie przestając zmniejszać odległości między mną a samochodem. To tak jak postawić na stole tort na stole przed dzieckiem i oczekiwać, że będzie tylko na niego patrzeć. Niewykonalne. - Mój przyjaciel polecił mnie jakiemuś bardzo wpływowemu facetowi z firmą, która mogłaby zapewne wykupić sobie własne miasto i zostałoby jej całkiem sporo funduszy.
- Nie można kupić miasta idioto - parsknęłam.
- Dobra to był tylko przykład. Poza tym skąd ta pewność? - zachichotał.
- Jak to możliwe, że człowiek, którego stać na kupno nowego samochodu kiedy coś się mu popsuje w obecnym, zgodził się przyjść z problemem do jakiegoś małego warsztatu? - spytałam marszcząc brwi.
- Mnie się nie pytaj. Ja liczę na napiwek i to jedyne o czym myślę - powiedział poruszając zabawnie brwiami. Wzniosłam oczy do nieba. No oczywiście. - Ma tu dzisiaj przyjechać odebrać samochód.
- Jak to dzisiaj? Przecież...
- To była mała usterka i zająłem się nią w 2 godziny kiedy byłaś w pracy.
- Nienawidze cię - powiedziałam z żalem.
- Tak wiem, w magazynie są opony zimowe dla peugota, mogłabyś je tu przetransportować?
- Lecę - westchnęłam.
Magazyn był pomieszczeniem połączonym z warsztatem szerokim drzwiami, których przesuwanie na ogół sprawiało mi spory kłopot. Weszłam do środka i mój uśmiech natychmiast zgasł. Byl przeznaczony tylko dla bliskich, żeby nie pomyśleli, że popadam w depresje. A sądzę, że gdyby mieli dostęp do moich myśli to wysłaliby mnie do jakiegoś ośrodka, zbyt przerażeni tym co się dzieje w mojej glowie by spróbować temu podołać. Usłyszałam trzask i cichy śmiech. Obcy śmiech. Męski, całkowicie oszałamiający śmiech. Wpadłam na coś i narobiłam hałasu i bałaganu jakby szykowała się wojna. Przeklęłam pod nosem.
- W porządku?! - zawołał mój brat. Cholera by to wzięła.
- Tak!
Słyszałam głos mojego brata połączony z drugim męskim, ochrypłym i znacznie głębszym niż posiadał mój brat. Nie wiem co mnie wzięło, ale nagle zmiękły mi nogi. Taki głos musiał należeć do kogoś bardzo przytłaczającego. Czułam to nie musząc nawet na niego patrzeć. Nie lubiłam takich ludzi. Wolałam wesołych, otwartych optymistów o głosie, w którym pobrzmiewała wrażliwość. Taki głos miał On.
Nachmurzyłam się, ale przynajmniej dostałam porządnego kopa, którego najwyraźniej potrzebowałam, żeby stąd wyjść. Tocząc dwie opony na raz powoli wyłoniłam się z magazynu i natychmiast poczułam na sobie intensywne spojrzenie. Ten facet mnie osaczał, a jeszcze nawet nie podeszłam bliżej. Spojrzałam w górę i spotkałam najpierw nieco zdziwione spojrzenie mojego brata, a potem... Kurwa.
Był wysoki. Bardzo wysoki. Mogłam powiedzieć, że miał atletyczną budowę nawet jeśli jego ciało ukryte było pod czarnym garniturem. Niesamowicie drogo wyglądającym i dosyć przylegającym śmiem dodać. Zielone oczy przewiercały mnie na wskroś. Mężczyzna zdawał się zajmować większość przestrzeni, bo powietrze prawie syczało od władzy i opanowania, które od niego płynęły falą, która mogłaby mnie zwalić z nóg, gdybym zapomniała o ostrożności. Chyba pierwszy raz jakiś mężczyzna mnie przerażał. Nie było w nim nic miłego. A już na pewno nie jego zmarszczone brwi, które niemal łączyły się w jedną długą linię nad jego zimnymi oczami. Żołądek ścisnął mi się tak jakbym była na rozmowie kwalifikacyjnej. Nieprzyjemny człowiek. Bardzo nieprzyjemny.
- Dzień dobry - wydukałam.
Nie odpowiedział. Wrócił do rozmowy z moim bratem jakbym była tylko muchą, która w niemiły sposób odwróciła chwilowo jego uwagę. Położyłam opony przy samochodzie, dla którego były przeznaczone i z udawanym spokojem wróciłam po pozostałe dwie.
Był ode mnie zdecydowanie starszy. Stawiałam na 8 do 10 lat. Wiek zrobił z niego typ przystojnego drania. Byłam pewna, że to właśnie właściciel drogiego samochodu, który wypucowany czekał aż jego właściciel wyjedzie nim z piskiem opon na ulicę. Miałam nadzieje, że opuści to miejsce jak najszybciej. Przyprawiał mnie o dreszcze.
Ponownie wyszłam z magazynu tocząc ostatnie opony. Zdziwiło mnie to dlaczego tym razem panowała tu cisza. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że mój brat gdzieś zniknął zostawiając mnie samą z tym typem. Przełknęłam ślinę. Nie poznałam jeszcze człowieka, który by tak na mnie działał, a przecież kierownik mojego działu należał właśnie do tego typu ludzi. Jednak do niego było mu zdecydowanie daleko. Mężczyzna nie patrzył na mnie. Jego ręce były włożone w kieszenie eleganckich spodni, a oczy utkwione w jakimś nieznaczącym punkcie. To był ten typ człowieka, który nie ważne gdzie się znajdował, czy był to jego świat czy nie, wyglądał jakby doskonale czuł się w tym otoczeniu i jego władza obejmowała nawet zwykły rozwijający się warsztat.
Kiedy odłożyłam opony na swoje miejsce przez chwilę stałam niepewnie w bezruchu. Po chwili odchrząknęłam, czując że panując między nami cisza zaraz zrobi coś bardzo złego z moją delikatną psychiką.
- Pan zapewne jest właścicielem tego samochodu - powiedziałam wskazując ręką na Astona Martina, który błyszczał niewyobrażalnie mocno jakby chciał udowodnić jak bardzo różni się od zwykłych aut, które stały obok. Mężczyzna nawet nie spojrzał w tamtym kierunku tylko od razu na mnie. Jego twarz zdawała się nie wyrażać zupełnie żadnych emocji. Nawet oczy były dosyć puste. A jednak potrafił patrzeć tak intensywnym i przeszywającym spojrzeniem, że moje dłonie zaczęły drżeć przez co ukryłam je za plecami.
- Tak. To jeden ze skromniejszych w mojej kolekcji. - Nie wiedzieć czemu jego odpowiedź mnie zirytowała. W jego głosie nie słychać było wyższości jednak ja odczytałam te słowa jak właśnie taki akt.
- Oczywiście - prychnęłam. Powinnam się pohamować, bo to prawdopodobnie najbardziej zamożny klient jakiego kiedykolwiek będziemy mieć, ale nie potrafiłam nad sobą zapanować. Dziwne. W pracy miałam bez przerwy do czynienia z bogatymi ludźmi, ale jakoś nigdy wcześniej nie czułam poirytowania z ich powodu. Mężczyzna uniósł brew. Po raz pierwszy wydawał się w ogóle zwrócić na mnie uwagę, na mnie jako osobę. Przyjrzał mi się uważnie.
- Pracuje tu pani? - spytał. Jego głos wydawał się być wciąż beznamiętny, ale trochę bardziej…żywy. Nie brzmiał już tak bardzo jak robot.
- Nie. Pomagam - powiedziałam krzyżując ręce na wysokości żeber. Spojrzałam mu wyzywająco w oczy. W jego zielonych tęczówkach po raz pierwszy błysnęła jakaś emocja. Rozbawienie. Głęboko skrywane pod maską opanowania, ale jednak. Naśmiewał się ze mnie.
- Jesteś jego żoną tak? - To praktycznie nie było pytanie. Raczej stwierdzenie. Pewnie myślał, że jestem zwykłą kobietą, którą mąż trzyma w domu jak sprzątaczkę i kucharkę w jednym. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Nie pana interes kim jestem. Ale zapewniam, że jakikolwiek ułożył sobie pan obraz mojej osoby w swojej głowie, myli się pan. - To były odważne słowa, ale chciałam mu coś udowodnić. Kącik ust mężczyzny drgnął ku górze. Bardzo leciutko, ale jednak. Dlaczego tak bardzo zależało mu na niepokazywaniu uczuć i emocji?
- Skąd wiesz jakie mam o tobie zdanie? Czy w ten sposób przypadkiem ty również nie osądzasz mnie pochopnie? - Miał pieprzoną rację, ale w życiu się do tego nie przyznam. Otworzyłam już usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie do środka wszedł mój brat.
- Przepraszam, ale miałem bardzo ważny… - Zatrzymał się w półkroku patrząc na moją bojową postawę i czujne spojrzenie swojego klienta. - ...telefon. Wszystko w porządku?
- Oczywiście. Ma pan uroczą żonę - odparł mężczyzna. Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi. Mój brat za to zaśmiał się wesoło.
- To nie moja żona tylko siostra.
- Proszę wybaczyć mi pomyłkę. - Uśmiechnął się absolutnie zniewalająco.
Zrobił to specjalnie. Powiedział to tylko po to, żeby wyciągnąć w końcu odpowiedź niezależnie od tego czy ode mnie czy mojego brata. Widziałam to po błysku triumfu w jego oczach. Był podstępny, a jego uśmiech przyprawiał mnie o dreszcz niepokoju. Nie obchodziło mnie jak duży napiwek da i jak bardzo poprawi to naszą sytuację finansową. Miałam nadzieję, że już więcej nie będę miała z nim do czynienia. Nie tylko dlatego, że był przytłaczający i poważnie naruszał moją przestrzeń osobistą nie musząc nawet się do mnie zbliżać.
Dlatego, że w jego towarzystwie po raz pierwszy od dawna coś poczułam.
_________________________________________________________________
Witajcie kochani! Zapewne większość z Was miała dzisiaj mikołajki w szkole prawda? No i jak? U nas grali cały dzień na korytarzu kolędami i świątecznym dubstepem i żeby kogoś zrozumieć trzeba było do niego krzyczeć, ale nie miałam nic przeciwko xd na niemieckim był sprawdzian i jak na 5 obecnych osób to byliśmy głośni jak cholera :D Ogólnie było świetnie, tylko mam ochotę strzelić komuś w ryj, ale to już inna sprawa (y) A jak Wy spędziliście szkolne Mikołajki? :)) I pewnie nie możecie się doczekać tych prawdziwych jutro xd ja też, bo pierwszy raz od dawna mam podobno dostać coś innego niż mandarynki (y) Tak. Moja mama kupiła mi kiedyś na Mikołaja mandarynki. Około 15 jakby ktoś pytał. W różowej siatce, Brawa dla mojej mamy (y) Kiedyś kupiła mi też gejfruta! Nie to nie błąd. Naprawdę napisałam GEJfruta. Powstrzymałam się jednak od zmodyfikowania tej drugiej części słowa, więc doceńcie to. W każdym razie był zielony. Może to była przerośnięta limonka idk. Co do imagina to mam nadzieje, że się Wam podoba, to będzie kolejny z moich partowców, oby coś z tego wyszło ;p
Do awh niallable: Wow w końcu ktoś w internecie kto chodzi do ekonomika! Piąteczka :D Mam nadzieje, że czeki rozrachunkowe,KP, KW i inne duperele będą Ci wychodzić :D Pisz jeśli będzie działo się coś ciekawego, ciekawi mnie jak to wszystko odbywa się w innych ekonomikach :)) I tak wgl z jakiego województwa jesteś?
Do reszty czytelników: kocham Was strasznie i nawet nie wiecie jak się ciesze, że piszecie mi te miłe rzeczy, ja też ciesze się, że wróciłam, piszcie jak się podobało! <33
Czy mogę liczyć na chociaż 10 komentarzy od Was? ;*
Do awh niallable: Wow w końcu ktoś w internecie kto chodzi do ekonomika! Piąteczka :D Mam nadzieje, że czeki rozrachunkowe,KP, KW i inne duperele będą Ci wychodzić :D Pisz jeśli będzie działo się coś ciekawego, ciekawi mnie jak to wszystko odbywa się w innych ekonomikach :)) I tak wgl z jakiego województwa jesteś?
Do reszty czytelników: kocham Was strasznie i nawet nie wiecie jak się ciesze, że piszecie mi te miłe rzeczy, ja też ciesze się, że wróciłam, piszcie jak się podobało! <33
Czy mogę liczyć na chociaż 10 komentarzy od Was? ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)