wtorek, 16 grudnia 2014

Imagine 53 Louis

         - Zamierzasz się jak zwykle obrazić prawda? - prychnął mój chłopak.
         - To ty jak zawsze masz do mnie jakiś problem Louis. Zapominasz, że mam też swoje życie.
         - Wiesz co? Dla mnie to ty jesteś moim życiem.
         - Nie mów mi takich rzeczy skoro oczywiste jest to, że tak nie myślisz.
         - Jesteś głupia?! Wiesz, że cię kocham! - prychnął Louis, robiąc gwałtowny zakręt na skrzyżowaniu. Chwyciłam się uchwytu przy drzwiach, żeby utrzymać się we w miarę normalnej pozycji. 
         - Chcesz nas zabić? Było czerwone światło! - wydarłam się. Chłopak wzniósł oczy do nieba.
         - Pomarańczowe - powiedział spokojnie.
         - Czerwone - zaprzeczyłam. - Poza tym co za różnica, powinieneś się zatrzymać!
         - To ja jestem kierowcą.
         - W takim razie ja wychodzę.
         - Proszę bardzo.
         Chłopak zatrzymał się z piskiem opon na środku drogi, która na szczęście nie była zbyt ruchliwa. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale pozostał niewzruszony. Proszę bardzo. Rozpięłam pas i wyszłam z samochodu z zaciśniętymi zębami, trzaskając drzwiami tak mocno jak potrafiłam. Louis odjechał bardzo szybko znikając mi z oczu. Ukryłam twarz w dłoniach nie wiedząc czy to czego potrzebuje to płacz, krzyk czy może coś co mnie uspokoi. W końcu zdecydowałam się na coś pomiędzy i usiadłam na murku przy jakiejś kamienicy, kierując twarz do słońca i próbując się uspokoić, bo broda trzęsła mi się od powstrzymywanego płaczu.
         Wszystko się spieprzyło. Miłość powinna wystarczyć. Ile razy się słyszy, że miłość wszystko przezwycięży? Codziennie. W książkach, filmach, od innych ludzi... Ale jakoś przestałam w to wierzyć. Bo jak widać nam to nie wystarcza. Miałam ochotę zrobić coś co by go zabolało. Jak okropnym człowiekiem trzeba być, żeby mieć takie myśli? Skoro tak uparcie twierdzi, że z każdym chłopakiem na którego spojrzę coś mnie łączy to może rzeczywiście powinnam stać się taką osobą za jaką mnie ma? To mnie zaczyna niszczyć. Wszystko o czym potrafię myśleć to to co zrobić, żeby Louis do niczego się nie przyczepił, żeby było idealnie. I mam już tego dosyć. Dlaczego cały czas jest tak, że to ja o niego walczę? To ja przepraszam go za coś co się nie wydarzyło albo nie było moją winą. Nie chcę być wiecznie w jego cieniu, żyć tak jak on tego chcę, nie mając nic do powiedzenia, bo przecież może się na mnie zdenerwować albo wypomnieć mi to, że rozmawiałam przed domem z sąsiadem, który był w moim wieku, jakby to był najgorszy z możliwych grzechów. Niech tym razem to on trochę o mnie powalczy. Jeśli tak się nie stanie to znaczy, że to po prostu nie ma sensu.
         Zacisnęłam oczy chcąc rozryczeć się na cały głos jak małe dziecko i czekać aż ktoś mnie przytuli i pocieszy. Miłość jest okropna. Daje ci tak wiele, ale jednocześnie obdziera cię z własnej osobowości. Przestajesz być sobą, bo dostosowujesz się do wymagań tej drugiej osoby. Przestajesz jeść ulubione rzeczy, bo ona ich nie lubi, chodzisz w inne miejsca niż tak naprawde chcesz, robisz coś czego normalnie byś nie zrobił... Lista ciągnęła się w nieskończoność. Chociaż może to tylko mój związek jest tak porypany. O ile można to wciąż nazwać związkiem. Może wysiadając z auta, zakończyłam go.
         Minął tydzień odkąd po raz ostatni widziałam Louisa. I chyba to się już nie zmieni. Czy gdybym wiedziała jakie będą konsekwencje, czy wyszłabym z samochodu? Nie byłam pewna. Mogłam albo trwać w tym popieprzonym związku, w którym cierpiałam, albo żyć tak jak teraz - każdą myśl poświęcać swojemu najpewniej byłemu chłopakowi i tęsknić za nim tak niewyobrażalnie mocno, że od tych kilku dni spałam łącznie jakieś 4 godziny i byłam wykończona fizycznie i emocjonalnie. Nie było osoby w moim otoczeniu, która nie zauważyłaby, że coś się ze mną dzieje. Miałam cienie pod oczami i wiecznie zaczerwienione oczy od płakania po nocach w poduszkę. Byłam załamana. A mój telefon milczał. Nie byłam pewna czy mam być zaskoczona. To nie tak, że spodziewałam się, że będzie do mnie wydzwaniał i błagał o przebaczenie. Jednak myślałam, że napisze chociaż raz. Ale najwyraźniej wcale mu nie zależało. Może ucieszył się, że w końcu się ode mnie uwolnił. Skoro byłam dla niego taka zła i nie mógł ze mną wytrzymać to może rzeczywiście tak jest. 
         Dzisiaj była moja popołudniowa zmiana w wypożyczalni filmów, w której pracowałam i kończyłam o 22. Skasowałam ostatniego klienta i posłałam koledze z pracy zmęczony uśmiech.
         - Jakieś plany na resztę wieczoru? - spytał zamykając gabloty z klasykami kina. Upewniłam się, że pozostawiłam kasę zamkniętą i wyłączyłam muzykę, która grała tutaj cały dzień, irytujące mnie od chwili kiedy zaczęłam tutaj pracować.
         - Rzuce się na łóżko jak tylko wrócę do domu - powiedziałam idąc po swoją torebkę na zaplecze.
         - Moge się przyłączyć? - spytał pojawiając się znikąd za moimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie. Jego żarty to była codzienność, próbował się ze mną umówić od kiedy tylko się zatrudnił jakiś miesiąc temu, ale zawsze odmawiałam.
         - Mam chłopaka Drake, pamiętasz? - Przewróciłam oczami.
         - Od tygodnia nie widziałem, żeby po ciebie przyjeżdżał po pracy. - Uniósł brew.
         - Bo ostatnio nie może - odparłam po krótkiej chwili. Chłopak spojrzał na mnie sceptycznie.
         - Naprawdę? Jesteście jeszcze w ogóle razem? Bo wiesz, jeśli nie to ja bardzo chętnie cię gdzieś zabiorę. Powinnaś wiedzieć jak prawdziwy facet traktuje kobietę.
         - Nie wygłupiaj się Drake - zaśmiałam się nerwowo. Próbowałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę, więc na niego wpadłam. Przytrzymał mnie za ramiona.
         - Odprowadze cię do domu, nie powinnaś wracać sama, po dworze szwendają się naprawdę nie ciekaw typy o tej porze. 
         - Nie trzeba, umiem o siebie zadbać - zaprotestowałam. Drake był miły, ale zawsze traktowałam go z dystansem. Uważał się za nie wiadomo jak szanującego kobiety i porządnego podczas, gdy prawda była taka, że miał przerośnięte ego i rzadko kiedy jego przechwalanie się miało chociaż prawdziwe podłoże, na ogół nic z tego nie było nawet bliskie prawdy.
         - Jesteś pewna? Moglibyśmy jutro gdzieś wyjść albo coś, chciałbym cię w końcu lepiej poznać...
         - Odwal się Drake. Nie chce cię bliżej poznawać - burknęłam wymijając go w końcu. Zaczynał działać mi na nerwy. Nienawidziłam kiedy ktoś był aż tak pewny siebie.
         - Nie daj się prosić, nie będziesz żałować! - zawołał za mną.
         Wyszłam na zewnątrz pozostawiając jemu zamknięcie i pogaszenie wszystkich świateł. Na dworze było zimno i nie minęło dużo czasu jak lodowaty wiatr przeniknął moją skórzaną kurtkę i przyprawił mnie o dreszcze. Szłam szybko, żeby jak najszybciej dostać się na przystanek i do domu.
         - (t.i.)! - Usłyszałam za sobą wołanie. 
         Drake. 
         Czy on nie może dać mi świętego spokoju? Nie mam dzisiaj ochoty na jego gierki. Właściwie to nigdy nie mam. Przyśpieszyłam nawet przez chwilę nie myśląc o tym, żeby się zatrzymać. 
         - (t.i.) czekaj! Przestraszyłem cię?! Odprowadze cię!
         Przyśpieszyłam jeszcze bardziej. Nie chciałam z nim iść. Nie chciałam, żeby wiedział gdzie mieszkam. Chciałam mieć święty spokój. Nagle poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię.
         - Drake zostaw mnie do jasnej cholery!
         - Jestes przewrażliwiona, chce cię tylko odprowadzić...
         - Puść mnie!
         - Nie bo zachowujesz się nierozsądnie, przecież nie zrobię ci krzywdy - powiedział.
         - Zostaw mnie. Teraz.
         - Nie.
         - Nie? - Spojrzałam w górę i zdałam sobie sprawę z tego, że mówi poważnie. Kliknęłam na czuja przycisk w telefonie, który automatycznie łączył mnie z numerem, który miałam na szybkim wybieraniu. - Drake odpierdol się ode mnie!
         - Nie! Mam dosyć tego, że wiecznie mnie odtrącasz! Ten twój Louis to szczęściarz wiesz? Ale jest debilem, bo najwyraźniej pozwolił ci odejść!
         - Drake puść mnie w końcu! Mam cię już dosyć, przestań! - wydarłam się. 
         - Bo co? To dlatego, że nie jestem tak przystojny jak ten twój chłopaczek? Bo nie mam drogiego samochodu?! Dlatego mnie nie chcesz?! Mam ci o wiele więcej do zaoferowania niż ten dupek!
         - Kurwa Drake puść mnie!!!
         - Nie! - Złapali mnie za ramiona i zaczął mną potrząsać. - Nie widzisz tego jak bardzo mi się podobasz? Od pierwszego dnia kiedy cię zobaczyłem zrozumiałem, że chce cię mieć, ale ty musisz być taką cholerną zimną suką!
         - Drake oszalałeś! Nic z tego nie będzie, a ty musisz się uspokoić! Zaraz zrobisz coś czego będziesz bardzo żałował...
         - Masz rację, ale nie będę tego żałował.
         Chwycił mnie jeszcze mocniej i przycisnął swoje usta do moich. Próbowałam się wyrwać, ale był zbyt silny. Ugryzłam g mocno w wargę, a on odsunął się gwałtownie.
         - Ty suko! 
         W tym momencie jakiś samochód zatrzymał się z piskiem opon tuż obok nas. Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni, a chwilę później moje serce zabili szybciej. Ze środka wyszedł Louis, tak wściekły jak nigdy wcześniej. Jego szczęka niebezpiecznie drgała. Drake napiął się kiedy otrząsnął się z szoku.
         - A ty tu co... - nie zdążył dokończyć, bo ten rzucił się na niego z pięściami. Wylądowali na ziemi, ale oczywiste było to, że Drake nie ma szans. Nie z Louisem, który wyglądał jakby chciał go zabić. Stałam obok oszołomiona.
         - Nigdy. Więcej. Nie waż się. Jej. Dotknąć. Rozumiesz? - warknął chłopak. 
         Na koniec splunął na niego z obrzydzeniem i wstał. Otworzył drzwi i zaprowadził mnie do samochodu bez słowa. Usiadł za kierownica i ruszył oddychając jakby przebiegł właśnie maraton. Ruszyliśmy w stronę mojego domu, a ja cały czas bałam się odezwać. Zaskoczyło mnie to jak podobnie do mnie wyglądał Louis. Jego oczy były podkrążone, a twarz zmęczona jakby od dawna nie spał.
         - Dziękuję - wydukałam w końcu. - Nie wiem co mu odbiło, ale zaczął mnie przerażać.
         - Ciesze się, że do mnie zadzwoniłaś. 
         Po jego słowach zapanowała cisza. Spojrzałam na swoje dłonie. Uderzył we mnie zapach Louisa napływający do mnie z każdego centymetra jego samochodu, cały był nim przesiąknięty. Zacisnęłam powieki. 
         - Ja... - zaczął Louis niepewnie. - Wiem, że teraz to prawdopodobnie nie ma już dla ciebie znaczenia, ale... Chciałem powiedzieć, że żałuję. Żałuję wszystkiego co spieprzyłem w naszym związku i przepraszam, że osądzałem cię tak bardzo. Powinienem ci ufać, ale zrobiłem się taki zazdrosny... Bałem się, że cię strace i proszę bardzo! Właśnie tak się stało! Ale nie dlatego, q znalazłaś kogoś lepszego ode mnie tylko dlatego, że jestem idiotą i nie potrafiłem cię przy sobie zatrzymać. - Jego głos był przesiąknięty bólem. Spojrzałam na niego zaskoczona.
         - Masz racje. Jesteś idiotą. A mimo wszystko to do ciebie zadzwoniłam, bo to ty byłeś pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy. Chciałam, żebyś to ty pomógł mi uciec od tego kretyna. Bo cię kocham wiesz? Znoszę to wszystko, nie dostając nic w zamian. Wiecznie tylko mnie osądzasz, sprawiasz mi ból i traktujesz jakbym była najgorszą rzeczą, która przytrafiła ci się w życiu - powiedziałam czując łzy w oczach. Samochód zatrzymał się w połowie na ulicy a w połowie na krawężniku. Louis spojrzał na mnie, a w jego jasnych oczach czaiło się poczucie winy.
         - Przepraszam. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to wszystko cofnąć...ja...
         - Nie mów już nic! Przez cały tydzień marzyłam o tym, żebyś przyszedł do mnie z tuzinem róż prosząc mnie, abym ci wybaczyła. To jest to co zrobiłby każdy kochający chłopak, który popełnił błąd i zranił swoją dziewczynę! Ale nie ty! Ty zawsze ignorowałeś problemy i nigdy mnie za nic nie przeprosiłeś, po prostu ignorowałeś problem i udawałeś, że wszystko jest w porządku! A tym razem nie miałeś nawet odwagi, żeby ze mną zerwać, cokolwiek! Po prostu zostawiłeś mnie na środku drogi i zdawałeś się o mnie zapomnieć! Czy ja coś dla ciebie w ogóle kiedykolwiek znaczyłam?! - wykrzyczałam z twarzą zalaną łzami, ale nie obchodziło mnie to jak wyglądam.
         - Wszystko. Nie odzywałem się do ciebie, bo chciałem, żebyś o mnie zapomniała...
         - Nie Louis, to ty chciałeś o mnie zapomnieć.
         Chłopak spojrzał na mnie tak jakbym powiedziała najgorszą rzecz z możliwych. Nie sądziłam, że może wyglądać na tak bardzo zranionego.
         - Nie potrafiłbym cię zapomnieć. Kocham cię zbyt mocno, żeby to było możliwe - powiedział cicho. Westchnęłam.
         - Co się z nami stało Louis? - Schowałam twarz w dłoniach.
         - To moja wina. To zawsze była moja wina. Nie zasługuje na ciebie.
         - Przestań! Przestań to powtarzać! Przez taki tok myślenia jesteśmy w tym miejscu właśnie teraz! To przez to zerwaliśmy!
         - To co mam zrobić! Nie zmienię tego! Jest już za późno!
         - To ty tak myślisz. Przestań być takim cholernym pesymistą! Kocham cię rozumiesz! I mam już dosyć tego, że tego nie widzisz i szukasz dziury w całości! Jestem cała twoja, jak mam ci to udowodnić, żebyś mi w końcu uwierzył?!
         - Nie wiem... - wydukał patrząc na mnie z niedowierzaniem.
         - Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytałam wycierając mokre od łez policzki.  Chłopak wziął moją twarz w dłonie.
         - Uświadomiłem sobie, że mówisz prawdę. I że omal cię nie straciłem.
         - Omal? - szepnęłam. Chłopak spojrzał mi prosto w oczy.
         - Nie wypuszcze cię drugi raz. Jesteś moja. A ja jestem twój. Kocham cię do cholery i jeśli to nie wystarczy to już nie wiem co - powiedział opierając swoje czoło o moje.
         - Wystarczy. Tylko nigdy nie przestawaj. Nie zniosę tego...
         - Obiecuję. Zrobię wszystko, żeby było dobrze. Zmienie się. Nie pozwolę ci odejść.
         - Nie musisz się o to bać. Nie odejdę.

_____________________________________________________________________

Ten imagine jest nieco nieudany, więc mam nadzieje, że mi to wybaczycie :/// Coś mi w nim nie pykło no cóż :((( Jeśli chodzi o to co u mnie to generalnie nie jem od dwóch dni i ciepię na ciężki przypadek 'nie jem bo mi niedobrze, niedobrze mi bo nie jem', więc tak jakby koszmar :/ Mieliście kiedyś coś takiego? To powiedzcie mi jak z tego wyjść, bo na samą myśl o jedzeniu widzę siebie nad kiblem chwilę później (y) Dobra to skończmy te przepyszne tematy ekh... Jak tam u Was misiaczki? Wigilia klasowa się szykuje? U mnie to będzie raczej stypa zważywszy na to jak spory mam w nią wkład, bo ktoś postanowił, że będę przewodniczącą i skarbnikiem w jednym. I zastępcą. Tak Mateusz, jeśli jakimś cudem to czytasz to TO BYŁO DO CIEBIE LENIU! Ale masz wygodne ramię, Aby tyle ehhh... Tak poza tym to możliwe, że pierwszy raz od wielu lat będę miała normalną wigilię... Bo możliwe, że pójdziemy do mojej siostry i tam będzie jeszcze jej chłopak i jego rodzina, więc trochę normalnych ludzi, a nie tak mocno popieprzonych jak moja kochana rodzina. Bo u mnie wigilia wygląda tak: 5 osób siedzi przy stole w niezręcznej ciszy, wpieprzając za dwóch, później przychodzi gwiazda czyli jedna z moich sióstr i rozmawiamy bite dwie godziny o niej i... koniec. Bez prezentów, bez jakiejkolwiek atmosfery świąt i rodziny przy boku, bo moja rodzina jest naprawdę niezdrowo popieprzona i wszyscy się nienawidzą. Więc aniołki, nie wiem jak jest u Was, ale jeśli przyjeżdżają do Was jakieś ciotki, babcie, kuzynki czy wujkowie, których nie lubicie, to doceńcie przez moment, że jednak są, bo nie wszyscy z nas w gruncie rzeczy ich posiadają. Wow wyszedł z tego niezły monolog O.o Kisses!! <3

8 komentarzy:

  1. Nie martw się swięta są dziwne .! U mnie rozina tez nigdy nie moze sie dogadać. A co do szkolnej wigili to już wgl masakra haha ! Zostawiłam też komentarz po poprzednim postem jak zawsze ! Ale w sumie napisze Ci to po raz kolejny (może Ci sie to kiedyś znudzi) Uwielbiam to jak piszesz i nie moge się nadziwić jak to robisz że każdy imagin jest tak dobry ?! ! A .;* ;* ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ten imagin :)A święta jak to święta, zawsze coś wymyka się z pod kontroli

    OdpowiedzUsuń
  3. kocham kocham i jeszcze raz kocham twoje imaginy,do następnego:) ps. tez jestem przewodniczącą:D /aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz ogromny talent :* Proszę dokończ już imagina z Harrym bo już mnie ciekawość zżera^^

    OdpowiedzUsuń
  5. lou ty cipo ;_;
    świetny jest ^^
    zwłaszcza pod koniec 8))
    -ohmybonnibel

    OdpowiedzUsuń