Jej! Wreszcie udało mi się skończyć -,- Ale mam tempo. Jak ślimak na kołowrotku. Za to wyszło długie jak cholera. Jeśli ktoś dobrnie do końca - szacun!
-
Przepraszam. Po prostu Cie już nie kocham.
Twoje serce rozpadało się na
miliony małych kawałeczków z każdym kolejnym słowem wychodzącym z ust Dereka.
Nie byłaś w stanie się poruszyć. Czas zatrzymał się, a gdy chłopak odwrócił się
tyłem i wolnym krokiem zaczął się oddalać poczułaś jakby ktoś przekręcił
sztylet w Twojej piersi. Położyłaś dłoń w tym miejscu jakbyś oczekiwała, że na
Twojej ręce pojawi się krew. Ludzie na korytarzu mijali Cie nie rzucając nawet
jednego spojrzenia. Zadzwonił dzwonek. Gdy wokół Ciebie nie było już nikogo
ukryłaś twarz w dłoniach i się rozpłakałaś Derek był całym Twoim życiem. A
teraz... Czułaś jakby ktoś Ci te życie odebrał. Została po Tobie jedynie
skorupa. Wycierając łzy w rękaw i wyciszając swoje emocje na tyle ile byłaś w stanie
poszłaś w kierunku pracowni biologicznej. Twój wzrok był pusty kiedy wchodziłaś
do klasy. Usiadłaś bez słowa wyjaśnienia na swoim starym miejscu w
przedostatniej ławce obok jakiegoś kujona, którego imienia nawet nie
pamiętałaś. Przez całą lekcją gapiłaś się tępo przed siebie. Nie wiedziałaś ile
czasu tak przesiedziałaś kiedy poczułaś czyjś dotyk na ramieniu. Spojrzałaś w
górę i zobaczyłaś pochylonego nad sobą chłopaka z którym siedziałaś w ławce.
Miał wielkie okulary, pedantycznie ułożone włosy i był ubrany jak snob.
- Lekcja się skończyła, mamy
wyjść z klasy - powiedział przemądrzałym tonem.
Wstałaś z krzesła tak
gwałtownie, że chłopak aż się zachwiał. Spojrzał na Ciebie wyniośle, ale
zignorowałaś to i wyszłaś z klasy. Wszystko o czym potrafiłaś myśleć to to jak
miło było by ze sobą skończyć. Wszystko straciło dla Ciebie sens. Powłóczając
nogami dotarłaś do następnej klasy tuż przed dzwonkiem. Poczułaś lekkie
zirytowanie, gdy zdałaś sobie sprawę z tego, że na tej lekcji również siedzisz
z tym głupim kujonem. Usiadłaś na swoim miejscu nie obrzucając go nawet jednym
spojrzeniem. Historia trwała, a Ty nie zwracałaś kompletnie na nic uwagi do
momentu, gdy do Twojej świadomości przebił się wyraz 'projekt'.
- A więc projekt będzie
dotyczył dowolnego tematu, który mieści się w przedziale XIX wieku. Możecie
napisać o wojnie czy życiu ludzi w tamtych czasach, macie szeroki wybór
możliwości. Pracować będziecie w dwuosobowych grupach, tak jak siedzicie w
ławkach - powiedział nauczyciel, a Ty zacisnęłaś zęby. Nie miałaś ochoty na
jakikolwiek rodzaj współpracy z tym wyniosłym dupkiem. - Macie na to tydzień.
Po skończonych zajęciach wyszłaś z klasy kiedy poczułaś, że ktoś chwyta Cie za
ramię. Obróciłaś się i zobaczyłaś przed sobą tego głupiego kujona.
- Czego chcesz? - warknęłaś.
- Słuchaj, podoba Ci się to
czy nie jesteśmy razem w grupie projektowej, a ja nie zamierzam odwalić za
Ciebie całej roboty. Więc albo robimy ten projekt razem albo...
- Albo co? - rzuciłaś
zaczepnie. Jak dla Ciebie wszystko straciło wartość. Czym jest jakiś głupi
przedmiot szkolny w porównaniu z Twoim złamanym sercem?
- Spotykamy się dzisiaj u mnie
po szkole - odparł i podał Ci adres.
Naiwniak. I tak nie
przyjdziesz.
***
- Kochanie?
Gdzie Derek? Mówiłaś, że przyjdziecie dzisiaj razem na obiad - powiedziała
Twoja mama wchodząc do pokoju.
- Derek i ja nie jesteśmy już
razem - odparłaś bez emocji.
- Jak to? Ale co się stało? -
zapytała zdezorientowana.
- To co powiedziałam.
Twoja rodzicielka umilkła i
zostawiła Cie samą jakby wyczuła, że i tak nic nie powiesz. Gdy tylko drzwi się
zamknęły weszłaś do swojej łazienki i przekręciłaś klucz, żeby nikt nie wszedł
do środka. Długo szukałaś po szafkach aż w końcu znalazłaś mały prostokątny
przedmiot. Usiadłaś na krawędzi wanny i spojrzałaś na błyszczącą w świetle
lampy żyletkę. Przyłożyłaś ją z wahaniem do lewego nadgarstka. Już nie będzie
odwrotu. Żyletka zagłębiła się w ciele, a krew natychmiast zaczęła cieknąć po
Twojej ręce. Ból rozchodził się falami ze zranionego miejsca. Było w tym jednak
coś uspokajającego. Jakby ból fizyczny zabierał odrobinę tego w Twojej
psychice. Po kilku sekundach nacięłaś drugie miejsce tym razem jeszcze głębiej.
Zacisnęłaś zęby i z determinacją powstrzymywałaś łzy napływające Ci do oczu.
Odrzuciłaś żyletkę i przycisnęłaś do ciała biały ręcznik chcąc zatamować
cieknącą wprost do umywalki krew. Spojrzałaś w lustro. Twoja twarz była
niezdrowo blada, a usta wygięły się w karykaturze uśmiechu. Gdy krew przestała
wreszcie sączyć się z ran obwiązałaś nadgarstek bandażem znalezionym w małej
apteczce i naciągnęłaś na niego rękaw bluzki. Ręcznik wrzuciłaś kosza i wyszłaś
z pokoju. Czułaś się znacznie lepiej. W przypływie ironicznego humoru
postanowiłaś jednak pójść do tej mądrali. Okazało się, że chłopak mieszka w
bogatej dzielnicy czego można się było po nim spodziewać. Zapukałaś do drzwi.
Otworzyła Ci starsza kobieta uśmiechająca się uprzejmie.
- Dzień dobry, Ty do Louisa? -
zapytała miłym głosem.
- Tak - odpowiedziałaś unosząc
niemal niezauważalnie kąciki ust do góry. Oby ten kujon nie miał brata, bo gdy
okaże się, że jednak nie nazywa się Louis...
- Proszę wejdź, Louis jest na
tarasie, zaraz Cie tam zaprowadzę.
W środku dom prezentował się
naprawdę imponująco. Może byś go nawet skomplementowała, gdyby nie włączył Ci
się tryb zimnej suki. Mówiąc delikatnie. Chłopak siedział tyłem do Ciebie przy
ławie i robi coś na laptopie. Podeszłaś bezgłośnie i zdjęłaś mu okulary.
Spojrzał na Ciebie zaskoczony mrużąc oczy.
- Oddaj mi je.
- Nie - odparłaś spokojnie i
usiadłaś na przeciwko niego. Chłopak zacisnął dłoń w pięść.
- Oddaj mi te głupie okulary!
- zażądał.
Spojrzałaś mu wyzywająco w
oczy zauważając przy okazji, że wbrew temu co myślałaś nie są nudne i nijakie
tylko w pięknym szaro-błękitnym odcieniu. W sumie bez nich nie wyglądał aż tak
źle.
- Dobra. Zostaw je sobie tylko
nie połam mi ich - burknął zirytowany. - A więc przyszłaś. Nie spodziewałem się
tego po Tobie.
- Ja też.
- Cóż... - Oblizał wargi
intensywnie się nad czymś zastanawiając. - Myślałaś o temacie projektu?
- Nie - powiedziałaś wkładając
jego okulary. Wszystko zrobiło się nagle strasznie rozmazane, więc zdjęłaś się
szybko.
- Ta, to by było za dużo dla
naszej księżniczki - prychnął. Wzruszyłaś ramionami nie chcąc się z nim kłócić.
- Ja myślałem nad tym, żeby nasz projekt był o Napoleonie. Co Ty na to?
- Obojętne mi to.
- Okej, czyli Napoleon. Teraz
ustalmy czy robimy prezentację i plakat czy prezentację i jakąś pracę pisemną.
- Obojętne mi to.
Chłopak zacisnął zęby, ale nic
nie powiedział tylko zapisał coś na kartce.
- Więc pracę pisemną, będzie
wyższa ocena - mruknął kreśląc eleganckim pismem litery na papierze.
- Skoro tak sądzisz - odparłaś
rozglądając się wokół. Ładnie tu miał. Nie żebyś zamierzała mu to przyznać.
- Dobra, ty zajmiesz się
życiem osobistym, a ja dokonaniami i potem sklecimy to w całość. Nie wiem
jeszcze co z prezentacją - zawiesił się z zamyśloną miną.
- Mi to obojętne.
Drgnęłaś zaskoczona, gdy
chłopak uderzył pięścią w stół. Przedmioty na nim położone podskoczyły, a
długopis spadł i potoczył się gdzieś z brzękiem.
- Możesz przestać to mówić?! -
warknął.
- Ale co? - zapytałaś
zdezorientowana.
- Że Ci to obojętne!
- Ale to jest mi...
- To niech lepiej przestanie -
burknął wyrywając Ci z ręki okulary i zakładając je z wkurzoną miną.
- Nie wiem o co Ci chodzi -
mruknęłaś.
- Sprawiasz wrażenie jakby na
niczym Ci nie zależało, o to mi chodzi.
- Bo tak jest.
Spojrzał na Ciebie zaskoczony
jakby nie spodziewał się, że trafił w sedno sprawy. Ale taka była prawda. Derek
wyrwał Ci serce z piersi i pozbawił sensu życia. Nadgarstek Cie zapiekł jakby
przypominając o rozwiązaniu wszystkich Twoich problemów.
- Nie wierzę, że na niczym Ci
nie zależy. Przecież... Czy to jest krew? - zapytał nagle chwytając Cie za rękę.
- Nie!
Było już jednak za późno.
Chłopak dźwignął rękaw i spojrzał na zakrwawiony bandaż.
- Zostaw! - warknęłaś.
- Co Ci się stało? - zapytał.
- Nieważne.
- Obojętnie od razu -
prychnął. - Chodź, trzeba to porządnie odkazić i opatrzyć.
- Nie!
- Nie pytałem Cie o zdanie.
Wstał i z siłą o jaką byś go
nie podejrzewała pociągnął Cie do góry za zdrową rękę tak szybko, że zderzyłaś
się z jego klatką piersiową.
- Zostaw mnie.
Ten nic sobie z tego nie robił
i pociągnął Cie przez pół domu aż do łazienki. Posadził Cie na pufie i zaczął
szperać w szafkach. Zacisnęłaś zęby. Po chwili klęknął przed Tobą z apteczką w
dłoni.
- Podaj mi rękę - powiedział.
Zrobiłaś co kazał. - Miałem na myśli tą krwawiącą.
- Och, a myślałam, że to
obojętne którą - odparłaś słodko z zadowoleniem obserwując jak jego szczęka się
zaciska.
- Zamknij się.
- Dżentelmen z Ciebie -
prychnęłaś.
- Nawet sobie nie wyobrażasz -
mruknął pod nosem.
Ostrożnie podwinął Ci rękaw do
góry. Powoli odwinął bandaż. Jego oczy lekko rozszerzyły się na widok ran.
Zdziwiłaś się, że nic nie powiedział. Myślałaś, że zrobi Ci wykład o tym, że
życie jest piękne i podobnych kłamstwach. On jednak ze skupieniem zaczął
obmywać rany, potem je odkażać, a na koniec owinął Twój nadgarstek bandażem tak
profesjonalnie jakby to zrobił lekarz. Nawet gdy skończył i wstał nie
powiedział ani słowa. Zamiast tego podszedł do umywalki i umył ręce
przyglądałaś się mu nieco zdziwiona. To było dziwne. Gdybyś Ty zobaczyła u
kogoś nadgarstek pocięty żyletką powiedziałabyś cokolwiek. A on milczał.
Wyszłaś z łazienki i wróciłaś na taras prawie ulegając impulsowi, który kazał
Ci wiać do domu. Usiadłaś na poprzednim miejscu i czekałaś na chłopaka. Ten
przyszedł kilka sekund po Tobie. Bez słowa wróciliście do omawiania projektu i
zarysu prezentacji. Po wszystkim chłopak odwiózł Cie do domu, bo zrobił się już
ciemno. Gdy kilka godzin później leżałaś w łóżku, wciąż myślałaś o tym jak się
zachował. Dlaczego nic nie powiedział? Nie chciał się wtrącać w Twoje życie czy
go to po prostu nie obchodziło? Ale nawet jeśli tak było to...przecież mógł
powiedzieć coś, cokolwiek. A właściwie dlaczego Cie to tak ręczy? Z irytacją
przymknęłaś powieki licząc na sen, który przyszedł dopiero po północy.
***
Weszłaś do
szkoły omijając Dereka stojącego przy drzwiach. Wyglądał jakby chciał Ci coś
powiedzieć, ale nie miałaś siły z nim rozmawiać. Przecież powiedział Ci już to
co najważniejsze prawda? Nie kocha Cie już. Ruszyłaś do klasy ignorując
wszystkich i wszystko wokół siebie. Dwie pierwsze lekcje minęły Ci bardzo
szybko. Trzecia była historia co oznaczało, że będziesz musiała siedzieć z Louisem.
Zdziwiłaś się nieco na jego widok bo zamiast jak zwykle koszulki i marynarki
miał na sobie zwykłą czarną koszulkę z długimi rękawami i dżinsy. Gdyby tylko
nie te ulizane włosy i okulary wielkości gogli narciarskich... Usiadłaś bez
słowa obok niego i położyłaś głowę na ławce korzystając z tego, że nauczyciel
był zajęty sprawdzaniem kartkówek. Nagle coś Cie zastanowiło.
- Ty w ogóle wiesz jak ja się
nazywam? - zapytałaś uważnie wpatrując się w chłopaka obok. Uniósł brew.
- Wyobraź sobie, że wiem. Co
Ci skłoniło do takich przemyśleń? - zapytał przygryzając długopis.
- Nie wiem - mruknęłaś.
Rzucił Ci zirytowane
spojrzenie. Odczuwałaś chorą przyjemność z tego, że odpowiedzi tego typu tak
bardzo go denerwowały. Nauczyciel przez całą lekcję nawijał o projekcie. Ty
bawiłaś się za to rąbkiem bandaża na nadgarstku kompletnie go ignorując. Po
zerwaniu z Derekiem szybko przestawiłaś się na tryb 'nic nie ma dla mnie
znaczenia'. Jedyne co by Cie teraz ruszyło to widok jego z inną dziewczyną.
Zacisnęłaś dłoń pod stołem na tą myśl.
- Zmieniłaś bandaż? -
usłyszałaś szept Louisa.
- A co?
- Bandaż przy takiej ranie
powinno się zmieniać raz dziennie dopóki jest w takim stanie - szepnął.
- A co Cie to obchodzi? -
burknęłaś zdając sobie sprawę z tego, że tego nie zrobiłaś.
- Wcale mnie to nie obchodzi -
prychnął poprawiając okulary.
- To po co się pytasz?
- Chciałem być miły.
- Niepotrzebnie. Ja nie
jestem.
- Zauważyłem - odparł
zgryźliwie.
Do końca lekcji nie
zamieniliście już słowa. Gdy zajęcia się skończyły poszłaś do swojej szafki. Po
otworzeniu jej ze środka wyleciała pogięta kartka. Podniosłaś ją i rozwinęłaś.
'Możemy pogadać? Głupio czuje się po tym wszystkim... - D.'. Głupio? On się
czuję głupio? Starłaś pojedynczą łzę z policzka i wyrzuciłaś karteczkę do
małego śmietnika w swojej szafce. To Ty w środku krzyczałaś z bólu, a on czuł
się 'głupio'? Zamknęłaś z trzaskiem drzwiczki i aż podskoczyłaś na widok
Louisa, który stał obok oparty o sąsiednią szafkę. Miał na sobie sportowy strój
i nie nosił okularów. Jego włosy były całe rozczochrane. Niechętnie przyznałaś,
że w takiej wersji wyglądał całkiem dobrze.
- Chcesz mnie zabić?! -
warknęłaś. - Zawału przez Ciebie dostanę!
- O matko, to Ty potrafisz
wyrażać emocje? - Ułożył usta w literę 'o'. - Już myślałem, że tego nie potrafisz.
- Zamknij się. Czego chcesz? -
prychnęłaś patrząc na niego z irytacją.
- Miałem teraz wf i...
- Nie da się nie zauważyć -
burknęłaś. - Masz nieogarnięte i spocone włosy.
- Możemy porzucić temat moich
koszmarnych aktualnie włosów? - westchnął.
- Wcześniej były koszmarne,
teraz wyglądają lepiej - mruknęłaś. Spojrzał na Ciebie lekko zdziwiony. Szybko
się otrząsnął i wrócił do swojej nudnej paplaniny.
- A więc miałem wf i
przypomniałem sobie, że nie umówiliśmy się na dzisiaj z projektem - powiedział.
- Zbierzemy dzisiaj materiały okej? To przyjdź o 17.
- Nie moge się doczekać -
odparłaś znudzonym głosem.
- Ja też - mruknął z podobnym
entuzjazmem.
***
W drodze do
Louisa znowu myślałaś o tym, że ten nic nie powiedział na widok nacięć na Twoim
nadgarstku. Zaczynało Cie to wręcz denerwować. Tak trudno powiedzieć 'dlaczego
to zrobiłaś'? Kopnęłaś kamień leżący na chodniku. Dotarłaś w końcu do domu
chłopaka. Tym razem otworzył Ci nie kto inny jak Louis. Powróciły wielkie
okulary, ale włosy zostały rozczochrane. Naprawdę uważałaś, że tak mu lepiej.
Wpuścił Cie bez słowa do środka. Poszliście dla odmiany do jego pokoju. W
środku miał o dziwo lekki bałagan co Cie zdziwiło, bo myślałaś, że taki snob
jak on będzie miał u siebie wręcz sterylnie czysto. Usiedliście na kanapie i
zajęliście się projektem. Przez dwa kolejne dni było to samo. Szkoła, praca nad
projektem, dom. Niezbyt bogate życie towarzyskie. Zdałaś sobie sprawę z tego,
że kiedy byłaś z Derekiem odsunęłaś od siebie wszystkie swoje przyjaciółki.
Teraz jedynym Twoim towarzystwem był Louis, chłopak który w dodatku Cie nie
lubił. Wyborny towarzysz niedoli, doprawdy.
W piątek nie poszłaś do
szkoły. Naprawdę nie miałaś ochoty dzisiaj oglądać Dereka. Od czasu
nieszczęsnej karteczki nie próbował się już z Tobą skontaktować. Wyglądał za to
na cholernie szczęśliwego. Każdy kolejny dzień był coraz gorszy. Wstałaś z
łóżka i poszłaś do łazienki. Zdjęłaś bandaż, który założyłaś wczoraj i
stwierdziłaś, że już go nie potrzebujesz. Skrzywiłaś się na myśl o tym jakie
zostaną Ci blizny. Głupota boli jak to mówią. Po dnie Twojego umysłu krążyła
myśl, że to nie był ostatni raz. Ubrałaś się, uczesałaś i zrobiłaś lekki
makijaż. Łapałaś się co chwilę na tym, że spoglądasz na zegarek chcąc by była
już 18. Wtedy miałaś spotkać się z Louisem. Projekt był już prawie skończony,
ale trzeba było go jeszcze dopracować. Relacje między wami uległy delikatnej
zmianie. Przestaliście krzywo na siebie patrzeć i kłócić się o byle głupotę.
Nie żebyś zaczynała go lubić. W końcu nadeszła odpowiednia godzina i wyszłaś z
domu. Dotarłaś do domu Louisa w 20 minut. Zapukałaś do drzwi. Otworzył Ci
Louis. Otworzyłaś szeroko oczy na jego widok. Jego warga była rozcięta, a oko
wyglądało na podbite.
- Co Ci się stało?! -
zapytałaś. Chłopak skrzywił się lekko.
- Nic mi się nie stało -
burknął wpuszczając Cie do środka.
- Właśnie widzę. Biłeś się z
kimś?
- To naprawdę nieważne.
Zabierzmy się lepiej za...
- Chyba sobie żartujesz.
Jesteś cały we krwi. Jesteś sam w domu?
- Tak, ale co to ma do...
- Więc chodź.
Bez słowa pociągnęłaś go do
łazienki tak jak on Ciebie kilka dni temu. Kazałaś mu usiąść na pufie jak
kiedyś on Tobie. Znalazłaś apteczkę i wyciągnęłaś z niej wszystko co było Ci
potrzebne.
- Nie musisz się fatygować...
- mruknął. Uniosłaś brew.
- Ktoś musi skoro Ciebie nie
obchodzi, że wyglądasz jak chodzące nieszczęście.
Skierowałaś jego brodę do góry
dotykając ostrożnie jego szczęki. Zaczęłaś przemywać jego rany. Krzywił się co
jakiś czas, ale nawet nie pisnął.
- Powiesz mi co się stało? -
spytałaś przykładając wacik do jego rozciętej brwi.
- To chyba oczywiste -
prychnął. - Biłem się.
- Dlaczego?
- Bo ten gnojek na to zasłużył
- warknął.
- A co zrobił?
- Skrzywdził dziewczynę, którą
znam.
- To Twoja przyjaciółka?
- Raczej nie. Ale nikt nie
zasługuję na to, żeby być potraktowanym tak jak on to zrobił.
- A co jej zrobił? Przepraszam
jeśli uznasz, że nie powinnam się wtrącać - mruknęłaś wyrzucając zużyte
materiały. Gdy się odwróciłaś chłopak stał tuż za Tobą.
- Zerwał z nią bez grama
wyjaśnień. A to prawie ją zabiło - powiedział patrząc intensywnie w Twoje oczy.
Przełknęłaś nerwowo ślinę.
- Lou... Z kim Ty się biłeś? -
wychrypiałaś.
- Z Derekiem.
Twoje serce zabiło szybciej.
Co? Dlaczego? Dlaczego się z nim bił?
- Żaden prawdziwy mężczyzna
nie potraktowałby tak kobiety - odparł poważnie. Poczułaś dziwne ciepło w
sercu.
- Ale dlaczego się z nim
biłeś? Przecież my się prawie nie znamy, a... - urwałaś nie wiedząc co jeszcze
mogłabyś powiedzieć.
- To nie ma znaczenia nie
rozumiesz?! Wiesz jak się zachowujesz?! Jak wrak człowieka! Zdajesz sobie sprawę
z tego co czułem jak zobaczyłem Twój nadgarstek? Ten skurwysyn Ci to zrobił! To
przez niego w ogóle się nie uśmiechasz i sprawiasz wrażenie jakbyś miała zaraz
się rozpaść!
W Twoich oczach pojawiły się
łzy. Łzy rozpaczy i bólu. Straciłaś czucie w nogach i upadłabyś na ziemię,
gdyby Louis Cie nie złapał. Zaczęłaś łkać w jego koszulkę, krzyczeć z
bezsilności i wylewać wszystkie łzy, które wstrzymywałaś odkąd to się stało.
Louis objął Cie niezdarnie ramionami, a Ty płakałaś mocząc materiał jego
koszulki. Ból w Twojej piersi nasilił się. Wszystkie uczucia, które
utrzymywałaś w środku wydostały się na zewnątrz. Nawet nie zauważyłaś kiedy
Louis przeniósł Cie do swojego pokoju. Usiadł na łóżku trzymając Cie w rękach
przez co wylądowałaś na jego kolanach. Nic sobie z tego nie robiłaś. Czułaś się
jakbyś tonęła we własnych łzach, a Louis był jedyną rzeczą, która wciąż
utrzymywała Cie na powierzchni. W końcu poczułaś jakbyś pozbyła się wszystkich
łez i tylko pociągałaś nosem co jakiś czas. Chłopak kołysał Cie lekko z brodą
opartą o Twoją głowę. Po wszystkim poczułaś się słaba i bezsilna.
- Dziękuje - szepnęłaś.
- Za co?
- Za wszystko. Wiesz, że gdy
nic nie powiedziałeś kiedy zobaczyłeś mój nadgarstek to dlatego, że Cie to nie
obchodzi? - powiedziałaś słabym głosem.
- Obchodziło mnie. Ale nie
wiedziałem co powiedzieć. Nie wiedziałem co sprawi, że przestaniesz. Kiedyś
wydawałaś się taka pełna życia, a potem... Nie uśmiechnęłaś się ani razu od
zeszłego tygodnia. Trochę popytałem ludzi o Ciebie. W ten sposób dotarłem do Dereka.
Gdy dowiedziałem się, że Cie porzucił bez słowa wyjaśnienia... To był naprawdę
głupi impuls. Uderzyłem go w twarz. Potem oboje okładaliśmy się pięściami
dopóki nie rozdzielił nas nauczyciel. Dostałem naganę. Ale wiesz co? Nie
żałuję. Ten dupek zasłużył na każdy cios - powiedział napiętym głosem.
- Ale ja go kocham -
szepnęłaś.
- Przejdzie Ci. - Zdziwiła Cie
pewność w jego głosie.
- Skąd wiesz?
- Jestem bardzo mądry
pamiętasz? - odparł. Zaśmiałaś się lekko. - Widzisz? Już Ci lepiej. Po prostu
nie możesz być teraz samotna. Potrzebujesz ludzi wokół siebie.
- Wszystkich odtrąciłam, gdy
byłam z Derekiem - mruknęłaś.
- Cóż, w takim razie jesteś
skazana na mnie.
***
Gdy
otworzyłaś oczy w sobotni poranek poczułaś jakąś zmianę. Nie wstawałaś z łóżka
jakby życie było najgorszym co Cie spotkało. Czułaś się odrobinę lepiej.
Założyłaś dżinsy, czarną bokserkę, spięłaś włosy w wysoki kucyk, a na koniec
pomalowałaś się lekko. Postanowiłaś, że gdzieś dzisiaj wyjdziesz. Bałaś się, że
Twoja stara przyjaciółka nie odpiszę. Gdy już miałaś do niej napisać Twój
telefon ożył.
- Halo?
- Tutaj Louis. Chciałabyś coś
dzisiaj porobić? - usłyszałaś głos chłopaka.
- Chętnie. Co proponujesz?
- Cokolwiek zechcesz - odparł.
- Zakupy? - Usłyszałaś, że
westchnął. Nieoczekiwanie zachciało Ci się śmiać.
- No dooobra - odparł
marudnie.
Godzinę później pod Twój dom
zajechał czarny samochód. Wsiadłaś do środka nie bardzo pewna o czym będziecie
rozmawiać. Do tej pory poruszaliście tylko temat projektu. Nic nie wiedziałaś o
tym kim jest Louis, czym się interesuję. Zdziwiło Cie to, że w gruncie rzeczy
chciałabyś się tego dowiedzieć.
- Hej - powiedziałaś.
- Hej - odparł uśmiechając się
lekko.
Przyjrzałaś się mu uważnie.
Coś Ci nie pasowało. Okulary były na swoim miejscu, ale...
- Coś Ty zrobił z włosami?! -
zapytałaś przypatrując się jego fryzurze. Jego włosy wyglądały zaskakująco
normalnie. Były trochę rozczochrane, ale wyglądały...dobrze.
- Eee... Nie chciało mi się
dzisiaj nic z nimi robić - powiedział patrząc wszędzie tylko nie na Ciebie.
- Tak wyglądają lepiej -
stwierdziłaś.
- Wiem - mruknął.
- Ale Ty jesteś skromny -
prychnęłaś. O dziwo zrobił się trochę nerwowy.
- Nie, po prostu powiedziałaś
kiedyś, że tak wyglądają lepiej.
Spojrzałaś na niego
zaskoczona. I on to zapamiętał? Zamilkliście i pojechaliście do centrum
handlowego w krępującej ciszy. W środku zaczęliście krążyć po budynku nie
wchodząc na razie do żadnego sklepu.
- Szukasz czegoś konkretnego?
- zaczął wkładając ręce do kieszeni swoich dżinsów.
- Bielizny.
Potknął się i myślałaś, że zaraz
runie na ziemię, ale w ostatniej chwili się uratował i spojrzał na Ciebie
szeroko otwartymi oczami.
- Boże żartowałam... -
mruknęłaś. Chłopak odetchnął z ulgą. Zaśmiałaś się, a on posłał Ci delikatny
uśmiech.
- Powinnaś robić to częściej -
powiedział.
- Co? Żartować?
- Śmiać się.
Zakończyliście ten temat i
zaczęliście rozmawiać o wszystkim i o niczym. Miałaś wrażenie, że zapomniałaś
jak się uśmiecha, a przypominanie sobie tego było przyjemniejsze z każdą
chwilą. Chodziliście po sklepach wygłupiając się jak dzieci. Szybko zleciały
wam dwie godziny.
- Idziemy coś zjeść? - zapytał
Louis.
- Ta, a potem jak będę coś
przymierzać to się w nic nie zmieszczę - mruknęłaś żartobliwie.
- Przestań głupio gadać. Masz
piękną figurę - zaprotestował poważnie.
- Jaaasne - zakpiłaś. -
Powinnam od razu iść na konkurs piękności - zaśmiałaś się. Chłopak objął Cie w
talii, a Ty spojrzałaś na niego zaskoczona.
- Byłabyś bezkonkurencyjna -
powiedział ze szczerym uśmiechem. Poczułaś, że się rumienisz.
- Powiedziałabym, że powinieneś
chyba nosić okulary, ale... Ty już je nosisz - urwałaś wyginając usta ku górze.
- Gratuluję spostrzegawczości
- zakpił. - To co, idziemy coś zjeść?
- Skoro twierdzisz, że i tak
zostanę miss piękności... Chodźmy do maca.
***
Była noc, a
Ty siedziałaś na szerokim parapecie i patrzyłaś przez okno. Miałaś w głowie
kompletny mętlik. Dzięki Louisowi poczułaś się znowu...po prostu dobrze. Przez
cały dzień ani razu nie pomyślałaś o Dereku. Nie spodziewałaś się, że
kiedykolwiek zaprzyjaźnisz się z kimś takim jak on. Poza tym... On też się
zmienił. Gdyby ktoś spytał Cie tydzień temu jaki jest Louis Tomlinson
powiedziałabyś, że to głupi snob, który na wszystkich patrzy z góry. A teraz?
Teraz powiedziałabyś, że to cudowny i troskliwy chłopak, który potrafi słuchać
i ma niesamowite poczucie humoru. Straciłaś miłość, zyskałaś przyjaciela.
Westchnęłaś i pozwoliłaś łzom popłynąć po Twoich policzkach. Tęskniłaś za tym
uczuciem. Za tym, że komuś na Tobie zależy. O dziwo nie tęskniłaś za samym
Derekiem. Twój były nie był idealny. Udowodnił to, gdy potraktował Cie jak nic
nie znaczący śmieć. Louis miał rację. Przeszło Ci. Spojrzałaś na swój
nadgarstek. Patrząc na dwie podłużne blizny poczułaś się słaba i samotna.
Otarłaś łzy i wzięłaś głęboki wdech. Musiałaś się pozbierać. Zasnęłaś, gdy
tylko położyłaś się w łóżku.
***
Weszłaś do
szkoły z uśmiechem na twarzy. Ten, zgasł gdy tylko zobaczyłaś na końcu
korytarza Dereka. Wyglądał zdecydowanie gorzej niż Louis po tej bójce. Po tym
poznałaś kto wygrał. Gdy chłopak Cie zauważył od razu do Ciebie pobiegł z
wściekłością.
- To Ty na mnie nasłałaś tego
frajera?! - warknął. Nie przestał iść do przodu, więc Ty cofałaś się aż
dotknęłaś plecami szafek.
- Uważaj jak o nim mówisz! -
wydarłaś się.
- Czy, że to Ty? Wiedziałem.
Tylko taka dziwka jak Ty mogła zrobić coś takiego - prychnął gniewnie i splunął
w bok. Patrzyłaś na niego zszokowana czując jak w oczach zbierają Ci się łzy.
- Przestań!
- Co przestać?!
Oparł z hukiem obie dłonie na
szafkach po obu stronach Twojej głowy i nachylił się nad Tobą.
- Zostaw mnie! - krzyknęłaś.
Nagle Derek poleciał do tyłu i
wylądował na ziemi. Chłopak, który go od Ciebie odciągnął nachylił się nad nim.
- Słyszałeś? Zostaw ją. Albo
udowodnię Ci, że to co zrobiłem w piątek było tylko początkiem - warknął
ostrzegawczo chłopak. Derek pozbierał się z trudem i spojrzał na niego z
wściekłością.
- Lubisz resztki? Cóż, w takim
razie jest cała Twoja - prychnął. Chłopak, który stał do Ciebie plecami
zacisnął dłonie w pięści, a mięśnie na jego rękach widocznie się napięły.
- Powiedz jeszcze jedno słowo,
a udowodnię Ci, że nie żartuję - powiedział znajomym
głosem.
- Louis? - wydukałaś.
Chłopak odwrócił się powoli w
Twoją stronę. Już wiedziałaś czemu go nie poznałaś. Nie miał na sobie okularów,
włosy miał potargane i ubrany był jak zwykły nastolatek, a nie jak zwykle w
koszulkę. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę z tego, że jest przystojny. W jego
oczach był gniew, który złagodniał lekko, gdy spojrzał na Ciebie.
- Gdzie Twoje okulary? -
Zadałaś chyba najgłupsze w tej sytuacji pytanie.
- Mam soczewki - powiedział i
odwrócił się z powrotem do Derek. - A teraz gnoju albo ją przeprosisz, albo
zrobię o wiele więcej niż w piątek.
- Louis nie... - szepnęłaś.
Derek zamachnął się pięścią na
chłopaka, ale ten uchylił się i sam wymierzył mu cios. Po chwili zebrała się
wokół was grupka gapiów żądna sensacji. Chłopaki okładali się pięściami z
agresją.
- Louis przestań! Louis
proszę! - próbowałaś zwrócić jego uwagę. Na nic się to jednak nie zdało.
- Uuu... Tomlinson, dziewczyna
się o Ciebie boi - zakpił Derek.
Louis uderzył go w szczękę na
co Derek odpowiedział ciosem w brzuch. Louis zgiął się w pół, ale zaraz oddał
uderzenie tylko, że mocniej. Zamachnął się, żeby uderzyć go jeszcze raz. Nie myśląc
za dużo stanęłaś pomiędzy nim a Derekiem. Ręka chłopaka zatrzymała się w
ostatnim momencie, a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie.
- Proszę przestań -
powiedziałaś zdesperowana.
- Bronisz go?! - krzyknął.
Pokręciłaś przecząco głową.
- On nie jest tego wart Lou.
Chcę żebyś przestał. Dla mnie - urwałaś patrząc na niego błagalnie. Spojrzał na
Ciebie zachmurzony.
- Robię to tylko dla Ciebie -
burknął.
Odwrócił się i zaczął
przepychać między ludźmi. Nawet nie spojrzałaś na Dereka tylko pobiegłaś za
Louisem. Znalazłaś go przed szkołą siedzącego pod drzewem. Usiadłaś przed nim
bez słowa.
- Dlaczego chciałaś, żebym
przestał? Przecież on Cie skrzywdził! I nazwał Cie...nawet nie potrafię tego
powtórzyć! Powinienem był go zatłuc na śmierć. To dlatego, że wciąż go kochasz
prawda? - warknął. Westchnęłaś.
- Louis... Kocham teraz kogoś
zupełnie innego - powiedziałaś cicho. Spojrzał na Ciebie zaskoczony.
- Kogo?
- Chciałam, żebyś przestał, bo
nie byłeś sobą. Nie byłeś tym opiekuńczym chłopakiem, który pomógł mi stanąć na
nogi i sprawił, że to - pokazałaś blizny na nadgarstku - się nie powtórzyło.
Nie byłeś tym Louisem którego znam i na którym mi zależy. Tydzień temu pytałeś
się czy mi na niczym nie zależy. Dzięki Tobie znów mam po co żyć -
powiedziałaś. Słuchał Cie z lekko rozkojarzoną miną.
- Kogo kochasz? - powtórzył
tylko.
- Ciebie idioto.
Otworzył usta jakby chciał coś
powiedzieć, ale nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Przybliżył się do Ciebie
i pochylił cały czas wpatrzony w Twoje oczy. Delikatnie objął dłońmi Twoją
twarz, a następnie musnął wargami Twoje usta. Przymknęłaś powieki i pogłębiłaś
pocałunek. Serce biło Ci jak szalone, a przed oczami wybuchły fajerwerki, gdy
pocałunek z każdą sekundą stawał się jeszcze czulszy i intensywniejszy. Nagle
Louis oderwał się od Ciebie i przytulił wtulając twarz w Twoje włosy.
- Ja Cie nigdy nie zostawię.
Obiecuję.
Co sądzicie? ;)