niedziela, 29 września 2013

Imagine 21 Harry

Dziękuję za 5000 tysięcy wyświetleń! Jesteście cudowni :*

            - To świetnie! Najlepiej zamknijcie mnie w pokoju, żebym w ogóle nie miała życia! - wydarłaś się wychodząc z wściekłością z salonu.
            - Nie tym tonem młoda damo! - powiedział Twój ojciec ostrzegawczo.
            - To może całkiem przestanę mówić?! I tak was to nie obchodzi, a odpowiedź na moje pytania zawsze brzmi 'nie'! - krzyknęłaś wkładając pospiesznie trampki.
            - (t.i.)... - zaczęła Twoja mama wychodząc za Tobą z pokoju. Otworzyłaś drzwi od domu i zatrzymałaś się, żeby posłać jej zirytowane spojrzenie.
            - Zostaw mnie w spokoju - burknęłaś.
            Wyszłaś z domu powstrzymując się resztkami samokontroli od trzaśnięcia drzwiami. Kłótnie z rodzicami powtarzały się ostatnio coraz częściej. Wszystko przez to, że Twoje przyjaciółki jechały razem na wspólne wakacje, a Ty chciałaś jechać z nimi. Twoi rodzice za nic nie chcieli Cie puścić. Przecież miałaś już 17 lat, nie byłaś dzieckiem i potrafiłaś sama o siebie zadbać. Zamiast mieć najlepsze wakacje w życiu będziesz nałogowo oglądać filmy na laptopie, bo wszyscy wyjadą, a Ty zostaniesz w domu. Cudowny sposób na spędzenie wakacji. Cudowny. Nogi same pokierowały Cie do parku. W pewnym momencie skręciłaś w wąską ścieżkę, na którą nikt nigdy nie zwracał uwagi. Przez chwilę przedzierałaś się przez chaszcze. Za nimi było Twoje miejsce. Był tam malutki staw otoczony ze wszystkich stron drzewami. W dni tak słoneczne jak dzisiaj słońce odbijało się od powierzchni i wszystko zdawało się iskrzyć. To miejsce miało swój własny romantyczny klimat. Zawsze czułaś się tam jak w innym świecie i przychodziłaś tam, gdy potrzebowałaś trochę samotności. Wyszłaś zza ostatniego drzewa, które dzieliło Ciebie i to miejsce i zamarłaś. Tuż nad brzegiem stawu siedział jakiś chłopak w koszuli w kratę odwrócony do Ciebie tyłem. Miał gęste ciemnobrązowe loki, w których odbijały się promienie słoneczne.

Zawiedziona tym, że ktoś odkrył to miejsce zaczęłaś się bezgłośnie cofać. Jak na złość nadepnęłaś na jakąś gałąź, która pękając wydała głośny dźwięk. Chłopak odwrócił się gwałtownie w Twoją stronę. Miał intensywnie zielone oczy i przystojne rysy.
            - Ładnie to się tak skradać? - zapytał z uśmiechem, który ukazał dołeczki w jego policzkach.
            - Eee... Przepraszam ja... Po prostu na ogół nikt tutaj nie przychodzi i... Nie będę Ci przeszkadzać - mruknęłaś i zaczęłaś odchodzić.
            - Zaczekaj! - zawołał.
            Odwróciłaś się i zobaczyłaś jak chłopak wstaję otrzepując przy okazji spodnie. Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
            - Możemy się tym miejscem podzielić. Jestem Harry Styles - przedstawił się i wyciągnął w Twoim kierunku rękę. Odrobinę onieśmielona podeszłaś do niego i podałaś mu dłoń.
            - (t.i.) (t.n.).
            - Często tu przychodzisz? - zapytał siadając na trawie. Usiadłaś obok niego spięta.
            - Pare razy w tygodniu. A Ty?
            - Jestem tu pierwszy raz. Tydzień temu grałem tu z przyjaciółmi we frisbee i dysk wleciał nam gdzieś w te okolice. Spacerowałem tu dzisiaj i przypomniałem sobie o tym nieszczęsnym dysku i poszedłem go poszukać. Zamiast niego znalazłem to. - Rozłożył ręce wskazując na miejsce, w którym byliście.
            - To moje ulubione miejsce - powiedziałaś przymykając powieki i wystawiając twarz do słońca. - Przychodzę tu od 12 roku życia, zawsze gdy potrzebuję trochę samotności.
            - Och, czyli że Ci przeszkadzam? - zapytał skołowany. Otworzyłaś natychmiast oczy.
            - Nie! Po prostu nie przywykłam do tego, że ktoś tu jest - sprostowałaś rumieniąc się lekko, gdy napotkałaś spojrzenie jego zielonych oczu. Uśmiechnął się szczerze.
            - A dlaczego dzisiaj tutaj przyszłaś? - spytał nieświadomie pochylając się w Twoim kierunku.
            - Pokłóciłam się z rodzicami. - Przewróciłaś oczami. - Traktują mnie jak małe dziecko.
            - Raczej trudno pomylić Cie z dzieckiem. - Uniósł sugestywnie jedną brew lustrując Cie spojrzeniem. Spłonęłaś rumieńcem i odwróciłaś gwałtownie wzrok. - O co się z nimi pokłóciłaś?
            - Miałam w tym roku pojechać z przyjaciółkami na wakacje, a oni za Chiny nie chcą się zgodzić. Od tygodnia się o to sprzeczamy, a wyjazd jest już za dwa dni - westchnęłaś smutno. Chłopak przekrzywił głowę lekko na bok.
            - Jak daleko chciałyście jechać? - zapytał pochylając się w stronę stawu. Wziął znad brzegu kilka kamyków i zaczął obracać je w dłoni.
            - 100 kilometrów stąd - powiedziałaś zginając kolana i opierając na nich ręce. Chłopak rzucił kamieniem, a ten odbił się parę razy od tafli wody zanim zniknął pod powierzchnią. - Mogę?
            - Jasne - odparł i podał Ci kilka kamieni. Rzuciłaś jednego, który odbił się 5 razy zanim zatonął. - No bez kitu, jak to możliwe, że Twój odbił się więcej razy? - zapytał marudnie. Zaśmiałaś się, a chłopak spojrzał na Ciebie zachwycony. - Masz piękny śmiech.
            - Żartujesz sobie chyba - powiedziałaś odwracając wzrok.
            - Zaśmiej się jeszcze raz - poprosił odsłaniając rządek białych zębów.
            - No co Ty - burknęłaś rumieniąc się i uparcie wpatrując w wodę.
            - To chociaż naucz mnie puszczać kaczki.
            - Przecież umiesz. - Spojrzałaś na niego marszcząc brwi. Zaśmiał się nisko.
            - Ale nie tak dobrze jak Ty.
            Przez następne 10 minut zdradzałaś Harremu swoją technikę śmiejąc się przy tym, gdy niemal za każdym razem jego kamień trafiał do wody 'na bombę'. Ten robił wtedy obrażoną minę, ale nie wytrzymywał długo i śmiał się razem z Tobą.
            - W końcu mi się uda. O co zakład, że odbije się 8 razy? - zapytał patrząc na Ciebie z góry. Zadarłaś wysoko brodę, żeby spojrzeć mu w oczy.
            - 8 razy? Nawet mój się tyle nie odbije! - zaśmiałaś się wesoło. Chłopak wyprostował się dumnie.
            - Zakład? - Przewróciłaś oczami.
            - Okej, ale jak Ci się nie uda to stawiasz pizze, bo jade od rana na kanapce - powiedziałaś z humorem.
            - A jak mi się uda to mnie pocałujesz.
            Otworzyłaś szerzej oczy i przełknęłaś ślinę. Na twarzy chłopaka pojawiła się koncentracja. Z powagą wziął od Ciebie ostatni kamień. Zapewne roześmiałabyś się przez jego skupienie, gdyby nie to, że nieświadomie zaczęłaś powtarzać w myślach jedno zdanie. 'Błagam niech mu się uda!'. Harry zamachnął się umiejętnie i w napięciu obserwował jak kamień odbija się od powierzchni wody. Gdy zatonął po kilku sekundach na jego twarzy pojawił się szok.
            - No nie wierzę! Siedem razy? Siedem?! Serio?! - powiedział z komicznie wkurzoną miną. Zaśmiałaś się i poklepałaś go pocieszająco po plecach.
            - Chyba wisisz mi pizze - odparłaś z szerokim uśmiechem. Odwrócił się w Twoją stronę.
            - To może chociaż nagroda pocieszenia? - zapytał słodko. Przewróciłaś oczami. - No proszę!
            Wspięłaś się na palce i cmoknęłaś go w policzek. Z miną z serii 'zadowolony?'  zaczęłaś się odwracać. Złapał Cie za rękę i obrócił. Spojrzałaś na niego zaskoczona.
            - Gdzie idziesz?
            - Jak to gdzie? Idę po moją pizze. Ty stawiasz Styles.


***


            Próbowałaś powstrzymać śmiech na widok miny, którą Harry rzucił wrednemu kelnerowi. Ten zmrużył oczy i zrobił obrażoną minę.
            - Jeszcze raz ktoś mi powie, że sos pomidorowy i ketchup to nie to samo to... - zawiesił grożąc pięścią w powietrzu. Zaśmiałaś się i natychmiast zakryłaś usta dłonią. - No nie, Ty też?
            - Przepraszam. Ale...Harry to nie jest to samo - odparłaś czując jak drgają Ci kąciki ust. Chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
            - Wy się nie znacie. Zmiksowane pomidory to zmiksowane pomidory - powiedział dobitnie.
            - Coś w tym jest. - Uniosłaś jedną brew. Uśmiechnął się szeroko, a Ty miałaś ochotę westchnąć. Był wtedy taki przystojny!
            - No! Wiedziałem, że ktoś w końcu przyzna mi rację - odparł z zadowoloną miną.
            Przewróciłaś oczami. Po chwili kelner położył na waszym stoliku talerz z pysznie wyglądającą pizzą. Spojrzałaś ze skupieniem na sztućce.
            - Nie udawajmy, że nigdy nie jedliśmy pizzy w ten sposób - mruknął Harry biorąc kawałek do ręki. Zachichotałaś i poszłaś w jego ślady. - Jak sądzisz, zgodzą się w końcu?
            - Kto?
            - No Twoi rodzice. - Wzniósł oczy do nieba. Zmarszczyłaś brwi.
            - Na co?
            - No na ten wyjazd - zaśmiał się.
            Zarumieniłaś się. Przy Harrym kompletnie zapomniałaś o tym, że jeszcze 3 godziny temu byłaś wściekła, że nie pozwolili Ci pojechać
            - Nie wiem... Wątpię - westchnęłaś.
            - A co będziesz robić przez wakacje w takim razie? - zapytał niewinnie.
            - Pewnie oglądać ckliwe romanse na laptopie - mruknęłaś. - A co?
            - No cóż... - odchrząknął. - Zawsze mogłabyś spędzić ten czas ze mną.
            Spojrzałaś na niego zaskoczona. Uśmiech mimowolnie wypłynął na Twoje usta.
            - Z chęcią to rozważę - powiedziałaś i upiłaś łyk swojej coli.
            Posiłek dokończyliście w ciszy co jakiś czas rzucając sobie nieśmiały uśmiech. 20 minut później wyszliście z pizzerii. Na dworze było już ciemnawo, więc na rynku rozbłysły delikatne światła sprawiając, że wokół było naprawdę pięknie. Szliście obok siebie nie spiesząc się nigdzie. W pewnym momencie poczułaś jak Harry chwyta Twoją dłoń. Jego była ciepła i przyjemnie szorstka. Posłałaś mu lekki uśmiech na co on spojrzał Ci głęboko w oczy. Nim właściwie zdałaś sobie sprawę z tego co się dzieje chłopak pochylił się lekko i spojrzeniem pytał Cie o przyzwolenie. Wspięłaś się na palce, żeby być bliżej, a wtedy on dotknął wargami Twoich ust muśnięciem tak delikatnym jakby to były skrzydła motyla. Zarzuciłaś mu ręce na szyję, a on objął Cie w talii. Pocałunek sprawił, że Twoje serce biło jak szalone, a całe ciało przepełniało niemożliwe do opisania uczucie. W pewnym momencie poczułaś, że unosisz się nad ziemię. Otworzyłaś oczy i pisnęłaś, gdy Harry zaczął kręcić się razem z Tobą. W końcu postawił Cie na ziemię. Pogłaskał Cie po policzku z oczami utkwionymi w Twoich. Westchnęłaś, gdy znowu złapał Cie za rękę i uniósł kąciki ust ku górze.
            - Mogę odprowadzić Cie do domu? - zapytał cicho nie chcąc psuć magii, która między wami krążyła. Kiwnęłaś głową z uśmiechem.


***

            - Kochanie, to Ty? - usłyszałaś głos swojej mamy, gdy wchodziłaś do domu.
            - Tak!
            - Gdzie byłaś? - zapytała wchodząc do przedpokoju.
            - Na mieście - odpowiedziałaś z rozanielonym uśmiechem
            - Aha... Słuchaj (t.i.), przemyśleliśmy Twoją prośbę i...
            Nie dałaś jej dokończyć tylko mocno ją przytuliłaś. Ta, odrobinę zaskoczona  odwzajemniła uścisk z opóźnieniem.
            - To była najlepsza decyzja jaką kiedykolwiek podjęliście - powiedziałaś. Oczami wyobraźni zobaczyłaś Harrego. Jego brązowe loki, zielone oczy, miękkie usta i piękny uśmiech. - Zdecydowanie najlepsza.
           

piątek, 27 września 2013

Imagine 20 Louis *

Jej! Wreszcie udało mi się skończyć -,- Ale mam tempo. Jak ślimak na kołowrotku. Za to wyszło długie jak cholera. Jeśli ktoś dobrnie do końca - szacun!


            - Przepraszam. Po prostu Cie już nie kocham.
            Twoje serce rozpadało się na miliony małych kawałeczków z każdym kolejnym słowem wychodzącym z ust Dereka. Nie byłaś w stanie się poruszyć. Czas zatrzymał się, a gdy chłopak odwrócił się tyłem i wolnym krokiem zaczął się oddalać poczułaś jakby ktoś przekręcił sztylet w Twojej piersi. Położyłaś dłoń w tym miejscu jakbyś oczekiwała, że na Twojej ręce pojawi się krew. Ludzie na korytarzu mijali Cie nie rzucając nawet jednego spojrzenia. Zadzwonił dzwonek. Gdy wokół Ciebie nie było już nikogo ukryłaś twarz w dłoniach i się rozpłakałaś Derek był całym Twoim życiem. A teraz... Czułaś jakby ktoś Ci te życie odebrał. Została po Tobie jedynie skorupa. Wycierając łzy w rękaw i wyciszając swoje emocje na tyle ile byłaś w stanie poszłaś w kierunku pracowni biologicznej. Twój wzrok był pusty kiedy wchodziłaś do klasy. Usiadłaś bez słowa wyjaśnienia na swoim starym miejscu w przedostatniej ławce obok jakiegoś kujona, którego imienia nawet nie pamiętałaś. Przez całą lekcją gapiłaś się tępo przed siebie. Nie wiedziałaś ile czasu tak przesiedziałaś kiedy poczułaś czyjś dotyk na ramieniu. Spojrzałaś w górę i zobaczyłaś pochylonego nad sobą chłopaka z którym siedziałaś w ławce. Miał wielkie okulary, pedantycznie ułożone włosy i był ubrany jak snob.
            - Lekcja się skończyła, mamy wyjść z klasy - powiedział przemądrzałym tonem.
            Wstałaś z krzesła tak gwałtownie, że chłopak aż się zachwiał. Spojrzał na Ciebie wyniośle, ale zignorowałaś to i wyszłaś z klasy. Wszystko o czym potrafiłaś myśleć to to jak miło było by ze sobą skończyć. Wszystko straciło dla Ciebie sens. Powłóczając nogami dotarłaś do następnej klasy tuż przed dzwonkiem. Poczułaś lekkie zirytowanie, gdy zdałaś sobie sprawę z tego, że na tej lekcji również siedzisz z tym głupim kujonem. Usiadłaś na swoim miejscu nie obrzucając go nawet jednym spojrzeniem. Historia trwała, a Ty nie zwracałaś kompletnie na nic uwagi do momentu, gdy do Twojej świadomości przebił się wyraz 'projekt'.
            - A więc projekt będzie dotyczył dowolnego tematu, który mieści się w przedziale XIX wieku. Możecie napisać o wojnie czy życiu ludzi w tamtych czasach, macie szeroki wybór możliwości. Pracować będziecie w dwuosobowych grupach, tak jak siedzicie w ławkach - powiedział nauczyciel, a Ty zacisnęłaś zęby. Nie miałaś ochoty na jakikolwiek rodzaj współpracy z tym wyniosłym dupkiem. - Macie na to tydzień.
Po skończonych zajęciach wyszłaś z klasy kiedy poczułaś, że ktoś chwyta Cie za ramię. Obróciłaś się i zobaczyłaś przed sobą tego głupiego kujona.
            - Czego chcesz? - warknęłaś.
            - Słuchaj, podoba Ci się to czy nie jesteśmy razem w grupie projektowej, a ja nie zamierzam odwalić za Ciebie całej roboty. Więc albo robimy ten projekt razem albo...
            - Albo co? - rzuciłaś zaczepnie. Jak dla Ciebie wszystko straciło wartość. Czym jest jakiś głupi przedmiot szkolny w porównaniu z Twoim złamanym sercem?
            - Spotykamy się dzisiaj u mnie po szkole - odparł i podał Ci adres.
            Naiwniak. I tak nie przyjdziesz.

***

            - Kochanie? Gdzie Derek? Mówiłaś, że przyjdziecie dzisiaj razem na obiad - powiedziała Twoja mama wchodząc do pokoju.
            - Derek i ja nie jesteśmy już razem - odparłaś bez emocji.
            - Jak to? Ale co się stało? - zapytała zdezorientowana.
            - To co powiedziałam.
            Twoja rodzicielka umilkła i zostawiła Cie samą jakby wyczuła, że i tak nic nie powiesz. Gdy tylko drzwi się zamknęły weszłaś do swojej łazienki i przekręciłaś klucz, żeby nikt nie wszedł do środka. Długo szukałaś po szafkach aż w końcu znalazłaś mały prostokątny przedmiot. Usiadłaś na krawędzi wanny i spojrzałaś na błyszczącą w świetle lampy żyletkę. Przyłożyłaś ją z wahaniem do lewego nadgarstka. Już nie będzie odwrotu. Żyletka zagłębiła się w ciele, a krew natychmiast zaczęła cieknąć po Twojej ręce. Ból rozchodził się falami ze zranionego miejsca. Było w tym jednak coś uspokajającego. Jakby ból fizyczny zabierał odrobinę tego w Twojej psychice. Po kilku sekundach nacięłaś drugie miejsce tym razem jeszcze głębiej. Zacisnęłaś zęby i z determinacją powstrzymywałaś łzy napływające Ci do oczu. Odrzuciłaś żyletkę i przycisnęłaś do ciała biały ręcznik chcąc zatamować cieknącą wprost do umywalki krew. Spojrzałaś w lustro. Twoja twarz była niezdrowo blada, a usta wygięły się w karykaturze uśmiechu. Gdy krew przestała wreszcie sączyć się z ran obwiązałaś nadgarstek bandażem znalezionym w małej apteczce i naciągnęłaś na niego rękaw bluzki. Ręcznik wrzuciłaś kosza i wyszłaś z pokoju. Czułaś się znacznie lepiej. W przypływie ironicznego humoru postanowiłaś jednak pójść do tej mądrali. Okazało się, że chłopak mieszka w bogatej dzielnicy czego można się było po nim spodziewać. Zapukałaś do drzwi. Otworzyła Ci starsza kobieta uśmiechająca się uprzejmie.
            - Dzień dobry, Ty do Louisa? - zapytała miłym głosem.
            - Tak - odpowiedziałaś unosząc niemal niezauważalnie kąciki ust do góry. Oby ten kujon nie miał brata, bo gdy okaże się, że jednak nie nazywa się Louis...
            - Proszę wejdź, Louis jest na tarasie, zaraz Cie tam zaprowadzę.
            W środku dom prezentował się naprawdę imponująco. Może byś go nawet skomplementowała, gdyby nie włączył Ci się tryb zimnej suki. Mówiąc delikatnie. Chłopak siedział tyłem do Ciebie przy ławie i robi coś na laptopie. Podeszłaś bezgłośnie i zdjęłaś mu okulary. Spojrzał na Ciebie zaskoczony mrużąc oczy.
            - Oddaj mi je.
            - Nie - odparłaś spokojnie i usiadłaś na przeciwko niego. Chłopak zacisnął dłoń w pięść.
            - Oddaj mi te głupie okulary! - zażądał.
            Spojrzałaś mu wyzywająco w oczy zauważając przy okazji, że wbrew temu co myślałaś nie są nudne i nijakie tylko w pięknym szaro-błękitnym odcieniu. W sumie bez nich nie wyglądał aż tak źle.
            - Dobra. Zostaw je sobie tylko nie połam mi ich - burknął zirytowany. - A więc przyszłaś. Nie spodziewałem się tego po Tobie.
            - Ja też.
            - Cóż...  - Oblizał wargi intensywnie się nad czymś zastanawiając. - Myślałaś o temacie projektu?
            - Nie - powiedziałaś wkładając jego okulary. Wszystko zrobiło się nagle strasznie rozmazane, więc zdjęłaś się szybko.
            - Ta, to by było za dużo dla naszej księżniczki - prychnął. Wzruszyłaś ramionami nie chcąc się z nim kłócić. - Ja myślałem nad tym, żeby nasz projekt był o Napoleonie. Co Ty na to?
            - Obojętne mi to.
            - Okej, czyli Napoleon. Teraz ustalmy czy robimy prezentację i plakat czy prezentację i jakąś pracę pisemną.
            - Obojętne mi to.
            Chłopak zacisnął zęby, ale nic nie powiedział tylko zapisał coś na kartce.
            - Więc pracę pisemną, będzie wyższa ocena - mruknął kreśląc eleganckim pismem litery na papierze.
            - Skoro tak sądzisz - odparłaś rozglądając się wokół. Ładnie tu miał. Nie żebyś zamierzała mu to przyznać.
            - Dobra, ty zajmiesz się życiem osobistym, a ja dokonaniami i potem sklecimy to w całość. Nie wiem jeszcze co z prezentacją - zawiesił się z zamyśloną miną.
            - Mi to obojętne.
            Drgnęłaś zaskoczona, gdy chłopak uderzył pięścią w stół. Przedmioty na nim położone podskoczyły, a długopis spadł i potoczył się gdzieś z brzękiem.
            - Możesz przestać to mówić?! - warknął.
            - Ale co? - zapytałaś zdezorientowana.
            - Że Ci to obojętne!
            - Ale to jest mi...
            - To niech lepiej przestanie - burknął wyrywając Ci z ręki okulary i zakładając je z wkurzoną miną.
            - Nie wiem o co Ci chodzi - mruknęłaś.
            - Sprawiasz wrażenie jakby na niczym Ci nie zależało, o to mi chodzi.
            - Bo tak jest.
            Spojrzał na Ciebie zaskoczony jakby nie spodziewał się, że trafił w sedno sprawy. Ale taka była prawda. Derek wyrwał Ci serce z piersi i pozbawił sensu życia. Nadgarstek Cie zapiekł jakby przypominając o rozwiązaniu wszystkich Twoich problemów.
            - Nie wierzę, że na niczym Ci nie zależy. Przecież... Czy to jest krew? - zapytał nagle chwytając Cie za rękę.
            - Nie!
            Było już jednak za późno. Chłopak dźwignął rękaw i spojrzał na zakrwawiony bandaż.
            - Zostaw! - warknęłaś.
            - Co Ci się stało? - zapytał.
            - Nieważne.
            - Obojętnie od razu - prychnął. - Chodź, trzeba to porządnie odkazić i opatrzyć.
            - Nie!
            - Nie pytałem Cie o zdanie.
            Wstał i z siłą o jaką byś go nie podejrzewała pociągnął Cie do góry za zdrową rękę tak szybko, że zderzyłaś się z jego klatką piersiową.
            - Zostaw mnie.
            Ten nic sobie z tego nie robił i pociągnął Cie przez pół domu aż do łazienki. Posadził Cie na pufie i zaczął szperać w szafkach. Zacisnęłaś zęby. Po chwili klęknął przed Tobą z apteczką w dłoni.
            - Podaj mi rękę - powiedział. Zrobiłaś co kazał. - Miałem na myśli tą krwawiącą.
            - Och, a myślałam, że to obojętne którą - odparłaś słodko z zadowoleniem obserwując jak jego szczęka się zaciska.
            - Zamknij się.
            - Dżentelmen z Ciebie - prychnęłaś.
            - Nawet sobie nie wyobrażasz - mruknął pod nosem.
            Ostrożnie podwinął Ci rękaw do góry. Powoli odwinął bandaż. Jego oczy lekko rozszerzyły się na widok ran. Zdziwiłaś się, że nic nie powiedział. Myślałaś, że zrobi Ci wykład o tym, że życie jest piękne i podobnych kłamstwach. On jednak ze skupieniem zaczął obmywać rany, potem je odkażać, a na koniec owinął Twój nadgarstek bandażem tak profesjonalnie jakby to zrobił lekarz. Nawet gdy skończył i wstał nie powiedział ani słowa. Zamiast tego podszedł do umywalki i umył ręce przyglądałaś się mu nieco zdziwiona. To było dziwne. Gdybyś Ty zobaczyła u kogoś nadgarstek pocięty żyletką powiedziałabyś cokolwiek. A on milczał. Wyszłaś z łazienki i wróciłaś na taras prawie ulegając impulsowi, który kazał Ci wiać do domu. Usiadłaś na poprzednim miejscu i czekałaś na chłopaka. Ten przyszedł kilka sekund po Tobie. Bez słowa wróciliście do omawiania projektu i zarysu prezentacji. Po wszystkim chłopak odwiózł Cie do domu, bo zrobił się już ciemno. Gdy kilka godzin później leżałaś w łóżku, wciąż myślałaś o tym jak się zachował. Dlaczego nic nie powiedział? Nie chciał się wtrącać w Twoje życie czy go to po prostu nie obchodziło? Ale nawet jeśli tak było to...przecież mógł powiedzieć coś, cokolwiek. A właściwie dlaczego Cie to tak ręczy? Z irytacją przymknęłaś powieki licząc na sen, który przyszedł dopiero po północy.

***

            Weszłaś do szkoły omijając Dereka stojącego przy drzwiach. Wyglądał jakby chciał Ci coś powiedzieć, ale nie miałaś siły z nim rozmawiać. Przecież powiedział Ci już to co najważniejsze prawda? Nie kocha Cie już. Ruszyłaś do klasy ignorując wszystkich i wszystko wokół siebie. Dwie pierwsze lekcje minęły Ci bardzo szybko. Trzecia była historia co oznaczało, że będziesz musiała siedzieć z Louisem. Zdziwiłaś się nieco na jego widok bo zamiast jak zwykle koszulki i marynarki miał na sobie zwykłą czarną koszulkę z długimi rękawami i dżinsy. Gdyby tylko nie te ulizane włosy i okulary wielkości gogli narciarskich... Usiadłaś bez słowa obok niego i położyłaś głowę na ławce korzystając z tego, że nauczyciel był zajęty sprawdzaniem kartkówek. Nagle coś Cie zastanowiło.
            - Ty w ogóle wiesz jak ja się nazywam? - zapytałaś uważnie wpatrując się w chłopaka obok. Uniósł brew.
            - Wyobraź sobie, że wiem. Co Ci skłoniło do takich przemyśleń? - zapytał przygryzając długopis.
            - Nie wiem - mruknęłaś.
            Rzucił Ci zirytowane spojrzenie. Odczuwałaś chorą przyjemność z tego, że odpowiedzi tego typu tak bardzo go denerwowały. Nauczyciel przez całą lekcję nawijał o projekcie. Ty bawiłaś się za to rąbkiem bandaża na nadgarstku kompletnie go ignorując. Po zerwaniu z Derekiem szybko przestawiłaś się na tryb 'nic nie ma dla mnie znaczenia'. Jedyne co by Cie teraz ruszyło to widok jego z inną dziewczyną. Zacisnęłaś dłoń pod stołem na tą myśl.
            - Zmieniłaś bandaż? - usłyszałaś szept Louisa.
            - A co?
            - Bandaż przy takiej ranie powinno się zmieniać raz dziennie dopóki jest w takim stanie - szepnął.
            - A co Cie to obchodzi? - burknęłaś zdając sobie sprawę z tego, że tego nie zrobiłaś.
            - Wcale mnie to nie obchodzi - prychnął poprawiając okulary.
            - To po co się pytasz?
            - Chciałem być miły.
            - Niepotrzebnie. Ja nie jestem.
            - Zauważyłem - odparł zgryźliwie.
            Do końca lekcji nie zamieniliście już słowa. Gdy zajęcia się skończyły poszłaś do swojej szafki. Po otworzeniu jej ze środka wyleciała pogięta kartka. Podniosłaś ją i rozwinęłaś. 'Możemy pogadać? Głupio czuje się po tym wszystkim... - D.'. Głupio? On się czuję głupio? Starłaś pojedynczą łzę z policzka i wyrzuciłaś karteczkę do małego śmietnika w swojej szafce. To Ty w środku krzyczałaś z bólu, a on czuł się 'głupio'? Zamknęłaś z trzaskiem drzwiczki i aż podskoczyłaś na widok Louisa, który stał obok oparty o sąsiednią szafkę. Miał na sobie sportowy strój i nie nosił okularów. Jego włosy były całe rozczochrane. Niechętnie przyznałaś, że w takiej wersji wyglądał całkiem dobrze.
            - Chcesz mnie zabić?! - warknęłaś. - Zawału przez Ciebie dostanę!
            - O matko, to Ty potrafisz wyrażać emocje? - Ułożył usta w literę 'o'. - Już myślałem, że tego nie potrafisz.
            - Zamknij się. Czego chcesz? - prychnęłaś patrząc na niego z irytacją.
            - Miałem teraz wf i...
            - Nie da się nie zauważyć - burknęłaś. - Masz nieogarnięte i spocone włosy.
            - Możemy porzucić temat moich koszmarnych aktualnie włosów? - westchnął.
            - Wcześniej były koszmarne, teraz wyglądają lepiej - mruknęłaś. Spojrzał na Ciebie lekko zdziwiony. Szybko się otrząsnął i wrócił do swojej nudnej paplaniny.
            - A więc miałem wf i przypomniałem sobie, że nie umówiliśmy się na dzisiaj z projektem - powiedział. - Zbierzemy dzisiaj materiały okej? To przyjdź o 17.
            - Nie moge się doczekać - odparłaś znudzonym głosem.
            - Ja też - mruknął z podobnym entuzjazmem.

***

            W drodze do Louisa znowu myślałaś o tym, że ten nic nie powiedział na widok nacięć na Twoim nadgarstku. Zaczynało Cie to wręcz denerwować. Tak trudno powiedzieć 'dlaczego to zrobiłaś'? Kopnęłaś kamień leżący na chodniku. Dotarłaś w końcu do domu chłopaka. Tym razem otworzył Ci nie kto inny jak Louis. Powróciły wielkie okulary, ale włosy zostały rozczochrane. Naprawdę uważałaś, że tak mu lepiej. Wpuścił Cie bez słowa do środka. Poszliście dla odmiany do jego pokoju. W środku miał o dziwo lekki bałagan co Cie zdziwiło, bo myślałaś, że taki snob jak on będzie miał u siebie wręcz sterylnie czysto. Usiedliście na kanapie i zajęliście się projektem. Przez dwa kolejne dni było to samo. Szkoła, praca nad projektem, dom. Niezbyt bogate życie towarzyskie. Zdałaś sobie sprawę z tego, że kiedy byłaś z Derekiem odsunęłaś od siebie wszystkie swoje przyjaciółki. Teraz jedynym Twoim towarzystwem był Louis, chłopak który w dodatku Cie nie lubił. Wyborny towarzysz niedoli, doprawdy.
            W piątek nie poszłaś do szkoły. Naprawdę nie miałaś ochoty dzisiaj oglądać Dereka. Od czasu nieszczęsnej karteczki nie próbował się już z Tobą skontaktować. Wyglądał za to na cholernie szczęśliwego. Każdy kolejny dzień był coraz gorszy. Wstałaś z łóżka i poszłaś do łazienki. Zdjęłaś bandaż, który założyłaś wczoraj i stwierdziłaś, że już go nie potrzebujesz. Skrzywiłaś się na myśl o tym jakie zostaną Ci blizny. Głupota boli jak to mówią. Po dnie Twojego umysłu krążyła myśl, że to nie był ostatni raz. Ubrałaś się, uczesałaś i zrobiłaś lekki makijaż. Łapałaś się co chwilę na tym, że spoglądasz na zegarek chcąc by była już 18. Wtedy miałaś spotkać się z Louisem. Projekt był już prawie skończony, ale trzeba było go jeszcze dopracować. Relacje między wami uległy delikatnej zmianie. Przestaliście krzywo na siebie patrzeć i kłócić się o byle głupotę. Nie żebyś zaczynała go lubić. W końcu nadeszła odpowiednia godzina i wyszłaś z domu. Dotarłaś do domu Louisa w 20 minut. Zapukałaś do drzwi. Otworzył Ci Louis. Otworzyłaś szeroko oczy na jego widok. Jego warga była rozcięta, a oko wyglądało na podbite.
            - Co Ci się stało?! - zapytałaś. Chłopak skrzywił się lekko.
            - Nic mi się nie stało - burknął wpuszczając Cie do środka.
            - Właśnie widzę. Biłeś się z kimś?
            - To naprawdę nieważne. Zabierzmy się lepiej za...
            - Chyba sobie żartujesz. Jesteś cały we krwi. Jesteś sam w domu?
            - Tak, ale co to ma do...
            - Więc chodź.
            Bez słowa pociągnęłaś go do łazienki tak jak on Ciebie kilka dni temu. Kazałaś mu usiąść na pufie jak kiedyś on Tobie. Znalazłaś apteczkę i wyciągnęłaś z niej wszystko co było Ci potrzebne.
            - Nie musisz się fatygować... - mruknął. Uniosłaś brew.
            - Ktoś musi skoro Ciebie nie obchodzi, że wyglądasz jak chodzące nieszczęście.
            Skierowałaś jego brodę do góry dotykając ostrożnie jego szczęki. Zaczęłaś przemywać jego rany. Krzywił się co jakiś czas, ale nawet nie pisnął.
            - Powiesz mi co się stało? - spytałaś przykładając wacik do jego rozciętej brwi.
            - To chyba oczywiste - prychnął. - Biłem się.
            - Dlaczego?
            - Bo ten gnojek na to zasłużył - warknął.
            - A co zrobił?
            - Skrzywdził dziewczynę, którą znam.
            - To Twoja przyjaciółka?
            - Raczej nie. Ale nikt nie zasługuję na to, żeby być potraktowanym tak jak on to zrobił.
            - A co jej zrobił? Przepraszam jeśli uznasz, że nie powinnam się wtrącać - mruknęłaś wyrzucając zużyte materiały. Gdy się odwróciłaś chłopak stał tuż za Tobą.
            - Zerwał z nią bez grama wyjaśnień. A to prawie ją zabiło - powiedział patrząc intensywnie w Twoje oczy. Przełknęłaś nerwowo ślinę.
            - Lou... Z kim Ty się biłeś? - wychrypiałaś.
            - Z Derekiem.
            Twoje serce zabiło szybciej. Co? Dlaczego? Dlaczego się z nim bił?
            - Żaden prawdziwy mężczyzna nie potraktowałby tak kobiety - odparł poważnie. Poczułaś dziwne ciepło w sercu.
            - Ale dlaczego się z nim biłeś? Przecież my się prawie nie znamy, a... - urwałaś nie wiedząc co jeszcze mogłabyś powiedzieć.
            - To nie ma znaczenia nie rozumiesz?! Wiesz jak się zachowujesz?! Jak wrak człowieka! Zdajesz sobie sprawę z tego co czułem jak zobaczyłem Twój nadgarstek? Ten skurwysyn Ci to zrobił! To przez niego w ogóle się nie uśmiechasz i sprawiasz wrażenie jakbyś miała zaraz się rozpaść!
            W Twoich oczach pojawiły się łzy. Łzy rozpaczy i bólu. Straciłaś czucie w nogach i upadłabyś na ziemię, gdyby Louis Cie nie złapał. Zaczęłaś łkać w jego koszulkę, krzyczeć z bezsilności i wylewać wszystkie łzy, które wstrzymywałaś odkąd to się stało. Louis objął Cie niezdarnie ramionami, a Ty płakałaś mocząc materiał jego koszulki. Ból w Twojej piersi nasilił się. Wszystkie uczucia, które utrzymywałaś w środku wydostały się na zewnątrz. Nawet nie zauważyłaś kiedy Louis przeniósł Cie do swojego pokoju. Usiadł na łóżku trzymając Cie w rękach przez co wylądowałaś na jego kolanach. Nic sobie z tego nie robiłaś. Czułaś się jakbyś tonęła we własnych łzach, a Louis był jedyną rzeczą, która wciąż utrzymywała Cie na powierzchni. W końcu poczułaś jakbyś pozbyła się wszystkich łez i tylko pociągałaś nosem co jakiś czas. Chłopak kołysał Cie lekko z brodą opartą o Twoją głowę. Po wszystkim poczułaś się słaba i bezsilna.
            - Dziękuje  - szepnęłaś.
            - Za co?
            - Za wszystko. Wiesz, że gdy nic nie powiedziałeś kiedy zobaczyłeś mój nadgarstek to dlatego, że Cie to nie obchodzi? - powiedziałaś słabym głosem.
            - Obchodziło mnie. Ale nie wiedziałem co powiedzieć. Nie wiedziałem co sprawi, że przestaniesz. Kiedyś wydawałaś się taka pełna życia, a potem... Nie uśmiechnęłaś się ani razu od zeszłego tygodnia. Trochę popytałem ludzi o Ciebie. W ten sposób dotarłem do Dereka. Gdy dowiedziałem się, że Cie porzucił bez słowa wyjaśnienia... To był naprawdę głupi impuls. Uderzyłem go w twarz. Potem oboje okładaliśmy się pięściami dopóki nie rozdzielił nas nauczyciel. Dostałem naganę. Ale wiesz co? Nie żałuję. Ten dupek zasłużył na każdy cios - powiedział napiętym głosem.
            - Ale ja go kocham - szepnęłaś.
            - Przejdzie Ci. - Zdziwiła Cie pewność w jego głosie.
            - Skąd wiesz?
            - Jestem bardzo mądry pamiętasz? - odparł. Zaśmiałaś się lekko. - Widzisz? Już Ci lepiej. Po prostu nie możesz być teraz samotna. Potrzebujesz ludzi wokół siebie.
            - Wszystkich odtrąciłam, gdy byłam z Derekiem - mruknęłaś.
            - Cóż, w takim razie jesteś skazana na mnie.

***

            Gdy otworzyłaś oczy w sobotni poranek poczułaś jakąś zmianę. Nie wstawałaś z łóżka jakby życie było najgorszym co Cie spotkało. Czułaś się odrobinę lepiej. Założyłaś dżinsy, czarną bokserkę, spięłaś włosy w wysoki kucyk, a na koniec pomalowałaś się lekko. Postanowiłaś, że gdzieś dzisiaj wyjdziesz. Bałaś się, że Twoja stara przyjaciółka nie odpiszę. Gdy już miałaś do niej napisać Twój telefon ożył.
            - Halo?
            - Tutaj Louis. Chciałabyś coś dzisiaj porobić? - usłyszałaś głos chłopaka.
            - Chętnie. Co proponujesz?
            - Cokolwiek zechcesz - odparł.
            - Zakupy? - Usłyszałaś, że westchnął. Nieoczekiwanie zachciało Ci się śmiać.
            - No dooobra - odparł marudnie.
            Godzinę później pod Twój dom zajechał czarny samochód. Wsiadłaś do środka nie bardzo pewna o czym będziecie rozmawiać. Do tej pory poruszaliście tylko temat projektu. Nic nie wiedziałaś o tym kim jest Louis, czym się interesuję. Zdziwiło Cie to, że w gruncie rzeczy chciałabyś się tego dowiedzieć.
            - Hej - powiedziałaś.
            - Hej - odparł uśmiechając się lekko.
            Przyjrzałaś się mu uważnie. Coś Ci nie pasowało. Okulary były na swoim miejscu, ale...
            - Coś Ty zrobił z włosami?! - zapytałaś przypatrując się jego fryzurze. Jego włosy wyglądały zaskakująco normalnie. Były trochę rozczochrane, ale wyglądały...dobrze.
            - Eee... Nie chciało mi się dzisiaj nic z nimi robić - powiedział patrząc wszędzie tylko nie na Ciebie.
            - Tak wyglądają lepiej - stwierdziłaś.
            - Wiem - mruknął.
            - Ale Ty jesteś skromny - prychnęłaś. O dziwo zrobił się trochę nerwowy.
            - Nie, po prostu powiedziałaś kiedyś, że tak wyglądają lepiej.
            Spojrzałaś na niego zaskoczona. I on to zapamiętał? Zamilkliście i pojechaliście do centrum handlowego w krępującej ciszy. W środku zaczęliście krążyć po budynku nie wchodząc na razie do żadnego sklepu.
            - Szukasz czegoś konkretnego? - zaczął wkładając ręce do kieszeni swoich dżinsów.
            - Bielizny.
            Potknął się i myślałaś, że zaraz runie na ziemię, ale w ostatniej chwili się uratował i spojrzał na Ciebie szeroko otwartymi oczami.
            - Boże żartowałam... - mruknęłaś. Chłopak odetchnął z ulgą. Zaśmiałaś się, a on posłał Ci delikatny uśmiech.
            - Powinnaś robić to częściej - powiedział.
            - Co? Żartować?
            - Śmiać się.
            Zakończyliście ten temat i zaczęliście rozmawiać o wszystkim i o niczym. Miałaś wrażenie, że zapomniałaś jak się uśmiecha, a przypominanie sobie tego było przyjemniejsze z każdą chwilą. Chodziliście po sklepach wygłupiając się jak dzieci. Szybko zleciały wam dwie godziny.
            - Idziemy coś zjeść? - zapytał Louis.
            - Ta, a potem jak będę coś przymierzać to się w nic nie zmieszczę - mruknęłaś żartobliwie.
            - Przestań głupio gadać. Masz piękną figurę - zaprotestował poważnie.
            - Jaaasne - zakpiłaś. - Powinnam od razu iść na konkurs piękności - zaśmiałaś się. Chłopak objął Cie w talii, a Ty spojrzałaś na niego zaskoczona.
            - Byłabyś bezkonkurencyjna - powiedział ze szczerym uśmiechem. Poczułaś, że się rumienisz.
            - Powiedziałabym, że powinieneś chyba nosić okulary, ale... Ty już je nosisz - urwałaś wyginając usta ku górze.
            - Gratuluję spostrzegawczości - zakpił. - To co, idziemy coś zjeść?
            - Skoro twierdzisz, że i tak zostanę miss piękności... Chodźmy do maca.

***

            Była noc, a Ty siedziałaś na szerokim parapecie i patrzyłaś przez okno. Miałaś w głowie kompletny mętlik. Dzięki Louisowi poczułaś się znowu...po prostu dobrze. Przez cały dzień ani razu nie pomyślałaś o Dereku. Nie spodziewałaś się, że kiedykolwiek zaprzyjaźnisz się z kimś takim jak on. Poza tym... On też się zmienił. Gdyby ktoś spytał Cie tydzień temu jaki jest Louis Tomlinson powiedziałabyś, że to głupi snob, który na wszystkich patrzy z góry. A teraz? Teraz powiedziałabyś, że to cudowny i troskliwy chłopak, który potrafi słuchać i ma niesamowite poczucie humoru. Straciłaś miłość, zyskałaś przyjaciela. Westchnęłaś i pozwoliłaś łzom popłynąć po Twoich policzkach. Tęskniłaś za tym uczuciem. Za tym, że komuś na Tobie zależy. O dziwo nie tęskniłaś za samym Derekiem. Twój były nie był idealny. Udowodnił to, gdy potraktował Cie jak nic nie znaczący śmieć. Louis miał rację. Przeszło Ci. Spojrzałaś na swój nadgarstek. Patrząc na dwie podłużne blizny poczułaś się słaba i samotna. Otarłaś łzy i wzięłaś głęboki wdech. Musiałaś się pozbierać. Zasnęłaś, gdy tylko położyłaś się w łóżku.

***

            Weszłaś do szkoły z uśmiechem na twarzy. Ten, zgasł gdy tylko zobaczyłaś na końcu korytarza Dereka. Wyglądał zdecydowanie gorzej niż Louis po tej bójce. Po tym poznałaś kto wygrał. Gdy chłopak Cie zauważył od razu do Ciebie pobiegł z wściekłością.
            - To Ty na mnie nasłałaś tego frajera?! - warknął. Nie przestał iść do przodu, więc Ty cofałaś się aż dotknęłaś plecami szafek.
            - Uważaj jak o nim mówisz! - wydarłaś się.
            - Czy, że to Ty? Wiedziałem. Tylko taka dziwka jak Ty mogła zrobić coś takiego - prychnął gniewnie i splunął w bok. Patrzyłaś na niego zszokowana czując jak w oczach zbierają Ci się łzy.
            - Przestań!
            - Co przestać?!
            Oparł z hukiem obie dłonie na szafkach po obu stronach Twojej głowy i nachylił się nad Tobą.
            - Zostaw mnie! - krzyknęłaś.
            Nagle Derek poleciał do tyłu i wylądował na ziemi. Chłopak, który go od Ciebie odciągnął nachylił się nad nim.
            - Słyszałeś? Zostaw ją. Albo udowodnię Ci, że to co zrobiłem w piątek było tylko początkiem - warknął ostrzegawczo chłopak. Derek pozbierał się z trudem i spojrzał na niego z wściekłością.
            - Lubisz resztki? Cóż, w takim razie jest cała Twoja - prychnął. Chłopak, który stał do Ciebie plecami zacisnął dłonie w pięści, a mięśnie na jego rękach widocznie się napięły.
            - Powiedz jeszcze jedno słowo, a udowodnię Ci, że nie żartuję - powiedział znajomym  głosem.
            - Louis? - wydukałaś.
            Chłopak odwrócił się powoli w Twoją stronę. Już wiedziałaś czemu go nie poznałaś. Nie miał na sobie okularów, włosy miał potargane i ubrany był jak zwykły nastolatek, a nie jak zwykle w koszulkę. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę z tego, że jest przystojny. W jego oczach był gniew, który złagodniał lekko, gdy spojrzał na Ciebie.
            - Gdzie Twoje okulary? - Zadałaś chyba najgłupsze w tej sytuacji pytanie.
            - Mam soczewki - powiedział i odwrócił się z powrotem do Derek. - A teraz gnoju albo ją przeprosisz, albo zrobię o wiele więcej niż w piątek.
            - Louis nie... - szepnęłaś.
            Derek zamachnął się pięścią na chłopaka, ale ten uchylił się i sam wymierzył mu cios. Po chwili zebrała się wokół was grupka gapiów żądna sensacji. Chłopaki okładali się pięściami z agresją.
            - Louis przestań! Louis proszę! - próbowałaś zwrócić jego uwagę. Na nic się to jednak nie zdało.
            - Uuu... Tomlinson, dziewczyna się o Ciebie boi - zakpił Derek.
            Louis uderzył go w szczękę na co Derek odpowiedział ciosem w brzuch. Louis zgiął się w pół, ale zaraz oddał uderzenie tylko, że mocniej. Zamachnął się, żeby uderzyć go jeszcze raz. Nie myśląc za dużo stanęłaś pomiędzy nim a Derekiem. Ręka chłopaka zatrzymała się w ostatnim momencie, a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie.
            - Proszę przestań - powiedziałaś zdesperowana.
            - Bronisz go?! - krzyknął. Pokręciłaś przecząco głową.
            - On nie jest tego wart Lou. Chcę żebyś przestał. Dla mnie - urwałaś patrząc na niego błagalnie. Spojrzał na Ciebie zachmurzony.
            - Robię to tylko dla Ciebie - burknął.
            Odwrócił się i zaczął przepychać między ludźmi. Nawet nie spojrzałaś na Dereka tylko pobiegłaś za Louisem. Znalazłaś go przed szkołą siedzącego pod drzewem. Usiadłaś przed nim bez słowa.
            - Dlaczego chciałaś, żebym przestał? Przecież on Cie skrzywdził! I nazwał Cie...nawet nie potrafię tego powtórzyć! Powinienem był go zatłuc na śmierć. To dlatego, że wciąż go kochasz prawda? - warknął. Westchnęłaś.
            - Louis... Kocham teraz kogoś zupełnie innego - powiedziałaś cicho. Spojrzał na Ciebie zaskoczony.
            - Kogo?
            - Chciałam, żebyś przestał, bo nie byłeś sobą. Nie byłeś tym opiekuńczym chłopakiem, który pomógł mi stanąć na nogi i sprawił, że to - pokazałaś blizny na nadgarstku - się nie powtórzyło. Nie byłeś tym Louisem którego znam i na którym mi zależy. Tydzień temu pytałeś się czy mi na niczym nie zależy. Dzięki Tobie znów mam po co żyć - powiedziałaś. Słuchał Cie z lekko rozkojarzoną miną.
            - Kogo kochasz? - powtórzył tylko.
            - Ciebie idioto.
            Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Przybliżył się do Ciebie i pochylił cały czas wpatrzony w Twoje oczy. Delikatnie objął dłońmi Twoją twarz, a następnie musnął wargami Twoje usta. Przymknęłaś powieki i pogłębiłaś pocałunek. Serce biło Ci jak szalone, a przed oczami wybuchły fajerwerki, gdy pocałunek z każdą sekundą stawał się jeszcze czulszy i intensywniejszy. Nagle Louis oderwał się od Ciebie i przytulił wtulając twarz w Twoje włosy.
            - Ja Cie nigdy nie zostawię. Obiecuję.

Co sądzicie? ;)

wtorek, 24 września 2013

Imagine 19 Zayn

Informuję, że zapowiadany specjalny imagine z Louisem zostanie wstawiony trochę później niż przewidywałam, bo nie mam na niego na razie pomysłu. A w związku z tym, że nabijacie ostatnio wyświetleń jak szaleni to wstawię go jednak, gdy dobijemy do 5000 albo 6000, bo przekroczyliśmy już 4500! Nawet nie wiecie jaki zaciesz to wywołuję na mojej twarzy ;D Pomysł na tego imagina przyszedł mi do głowy, gdy oglądałam w kółko teledysk do Gotta Be You, a dedykuję go Darii:**

            Wsiadłaś do pociągu z głową zwieszoną w dół. Dlaczego zawsze jest tak, że gdy coś się spieprzy to od razu wszystko musi się zawalić? Nie wystarczyło, że straciłaś stypendium, a Twój chłopak zdradził Cie z pierwszą lepszą dziewczyną poznaną na imprezie, którą w dodatku Ty urządzałaś. Nie. Żebyś przypadkiem nie pomyślała, że los się odwrócił to Twoja mama wylądowała w szpitalu. Szukałaś wolnych miejsc ciągnąc za sobą małą walizkę, ale wszędzie był tłok. Czekała Cie 3-godzinna jazda pociągiem do Londynu, a potem musiałaś się jeszcze tłuc komunikacją miejską do szpitala. Czułaś, że tego wszystkiego jest dla Ciebie po prostu za dużo. W końcu dostrzegłaś, że w jednym z 6-osobowych przedziałów jest tylko jedna osoba. Rozsunęłaś drzwi i weszłaś do środka. Przy oknie spał jakiś chłopak w ciemno-bordowym płaszczu z głową spuszczoną w dół przez co nie widziałaś jego twarzy. Z niemałym trudem położyłaś walizkę na półce nad siedzeniami. Usiadłaś przy oknie na przeciwko chłopaka. Oparłaś głowę o szybę i przymknęłaś powieki. Kilka minut później pociąg ruszył, a Ty usnęłaś.

***

            Powoli zaczynałem się wybudzać. Ziewnąłem i parę razy mrugnąłem. Gdy obraz stał się ostrzejszy otworzyłem szeroko oczy. Na przeciwko mnie siedziała najpiękniejsza dziewczyna jaką w życiu widziałem. Była głęboko pogrążona we śnie, a kąciki jej różowych ust wygięte były w nieświadomym uśmiechu. Przyglądałem się jak oczarowany jej długim rzęsom i pięknej skórze. Jej włosy delikatnie otulały jej twarz. Nawet nie zauważyłem, że pochyliłem się lekko odruchowo pragnąc być bliżej dziewczyny. Nagle jej powieki zaczęły niemal niezauważalnie drgać, a jej oddech przyspieszył. Zacisnęła dłonie w pięści przez co domyśliłem się, że ma zły sen. Na jej twarzy pojawił się ból. Delikatnie dotknąłem jej dłoni chcąc ją uspokoić. Odskoczyła i wybudziła się gwałtownie.

***

            Ocknęłaś się, gdy poczułaś czyjś dotyk na dłoni. Otworzyłaś szeroko oczy i pisnęłaś, gdy zobaczyłaś nachylonego nad sobą mulata.
            - Matko jak mnie przestraszyłeś! - wydukałaś chwytając się za serce. Chłopak poprawił się nerwowo na siedzeniu.
            - Przepraszam. Miałaś zły sen, więc... - zawiesił.
            Teraz, gdy chłopak siedział prosto mogłaś w pełni podziwiać jego przystojną twarz. Jego gęste rzęsy otaczały piękne brązowe oczy. Uśmiechnął się delikatnie, a Ty poczułaś jak serce zaczyna Ci szybciej bić. To niemożliwe, żeby chłopak wywoływał taką reakcję samym spojrzeniem!
            - W takim razie chyba dziękuję - odparłaś unosząc jeden kącik ust ku górze.
            - Co Ci się śniło jeśli można wiedzieć? - zapytał uśmiechając się delikatnie.
            - Szczerze? Nie pamiętam. - Zmarszczyłaś czoło. Chłopak zaśmiał się lekko, a Ty poczułaś dreszcz na dźwięk jego śmiechu.
            - Jestem Zayn - przedstawił się i wyciągnął w Twoim kierunku rękę. Ujęłaś ją czując przyjemne mrowienie, gdy wasze dłonie się zetknęły.
            - (t.i.).
            - Pięknie - powiedział z błyskiem w oczach. Odchrząknęłaś i z całych sił próbowałaś się nie zarumienić. - Gdzie wysiadasz?
            - Na ostatnim przystanku - mruknęłaś spoglądając przez okno i podziwiając krajobraz.
            - Londyn? Ja tak samo. Co Cie kieruję w tamte strony? - zapytał swobodnie. Przełknęłaś nerwowo ślinę, gdy wszystko do Ciebie wróciło.
            - Rodzic w szpitalu - powiedziałaś nie patrząc mu w oczy. - A Ciebie?
            - Mieszkam w Londynie. Wracam z delegacji. - Spojrzałaś na niego zdziwiona. Chłopak wyglądał na 19 lat!
            - To ile Ty masz lat?
            - 23 - odparł z krzywym uśmieszkiem. Otworzyłaś szerzej oczy.
            - Nie wyglądasz na starszego ode mnie...
            - A Ty ile masz lat? - zapytał wpatrując się w Ciebie intensywnie. Zarumieniłaś się mimowolnie.
            - 19.
            - A nie wyglądasz. Dałbym Ci 16 - zaśmiał się wesoło.
            - Hej! No bez przesady! - Skrzyżowałaś ręce pod biustem udając obrażoną.
            - Tak tylko mówię.
            Uśmiechnął się delikatnie i podniósł ręce do góry jakby chcąc udowodnić, że jest niewinny. Przewróciłaś oczami. Zostało wam pół godziny drogi podczas których rozmawialiście jak dobrzy znajomi. Zayn miał wyjątkowe poczucie humoru i przez większość czasu starałaś nie popłakać się ze śmiechu. Za każdym razem, gdy w Twoich oczach pojawiały się łzy chłopak posyłał Ci taki uśmiech, że w Twoim sercu zbierało się niesamowite ciepło. Gdy pociąg w końcu zatrzymał się na stacji poczułaś się niebywale dobrze. Zapomniałaś o całej krzywdzie, którą wyrządził Ci Twój były. A to wszystko dzięki Zaynowi. Wyszliście z pociągu. Dopiero, gdy stanęliście na peronie i spojrzałaś na chłopaka zdałaś sobie sprawę z tego jaki jest wysoki. Jego brązowe tęczówki wpatrywały się w Ciebie z góry.
            - To... - zaczęliście w tym samym momencie. Uśmiech rozlał się po waszych twarzach.
            - Miło było Cie poznać, Zayn - powiedziałaś trochę smutnym głosem.
            - Czemu jesteś taka smutna? - zapytał przybliżając się do Ciebie. Spuściłaś wzrok.
            - Żałuję po prostu, że się już nie spotkamy - mruknęłaś patrząc na swoje dłonie.
            Chłopak całkowicie zaskoczył Cie obejmując Cie mocno. Wtuliłaś się w niego rozkoszując się jego męskim zapachem.
            - Skąd wiesz? - szepnął Ci do ucha. Uśmiechnęłaś się pod nosem. Chciałaś wierzyć, że nie będzie tak jak przewidziałaś. Rozstaliście się po długim pożegnaniu.

***Tydzień później***

            Siedziałaś na wykładzie i próbowałaś nie usnąć. Facet tak przynudzał, że robiło się aż niedobrze. Twój telefon zawibrował, a na ekranie wyświetlił się jeden krótki wyraz. 'Mama'. Odczytałaś wiadomość z uśmiechem. Cieszyłaś się, że pobyt mamy w szpitalu okazał się fałszywym alarmem, a ona tylko zasłabła i nic jej nie było. Wypuścili ją już następnego dnia. Ale nie żałowałaś, że pojechałaś do swojego rodzinnego miasta. Miło było pobyć te dwa dni z rodziną. A poza tym... Gdyby nie to, nie poznałabyś Zayna. Chłopak całkowicie opanował Twój umysł. Gdy tylko zamykałaś powieki widziałaś jego brązowe oczy i słodki uśmiech. Żałowałaś, że dzieli was tak wielka odległość. Obróciłaś głowę nie przejmując się tym, że wyglądało to na ostentacyjne ignorowanie wykładowcy. Spojrzałaś przez okno. Wydawało Ci się, że przy wejściu do szkoły mignęło coś bordowego. Zmarszczyłaś brwi, ale zignorowałaś to. Myślałaś, że zaraz zaśniesz, gdy mężczyzna w końcu powiedział jedno zbawienne słowo. 'Przerwa'. Zerwałaś się z miejsca i zaczęłaś się pchać wraz z tłumem innych uczniów do wyjścia. Oczywiście skończyło się tak, że wyszłaś ostatnia. Oddaliłaś się na inny korytarz, żeby pobyć chociaż przez chwilę sama. Szłaś prosto kiedy nagle coś pociągnęło Cie w bok. Zamarłaś, gdy przed sobą zobaczyłaś sylwetkę w ciemno-bordowym płaszczu. Spojrzałaś w górę i napotkałaś roześmiane brązowe tęczówki.
            - Zayn! Co Ty tu robisz? - zapytałaś prawie rzucając mu się w ramiona.
            - Postanowiłem, że Cie odwiedzę - powiedział z onieśmielającym uśmiechem.
            Wyciągnął zza pleców pojedynczą czerwoną różę. Na jej widok Twoje oczy otworzyły się nieco szerzej. Podał Ci ją unosząc seksownie jedną brew i przygryzając wargę.
            - Dziękuję - odparłaś czerwieniąc się jak piwonia.
            - Powiem prawdę i mam nadzieję, że Cie nie przestraszę...
            - Czym? - Zmarszczyłaś brwi. Położył dłoń na krańcu Twoich pleców.
            - Intensywnością moich uczuć.
            Przełknęłaś ślinę i czekałaś z szybko bijącym sercem na to co powie.
            - Nie będę owijał w bawełnę (t.i.). Zakochałem się w Tobie. I zamierzam o Ciebie walczyć - powiedział niskim głosem.
            Oszołomiona przypatrywałaś mu się z dołu. Zayn czekał cierpliwie na Twoją odpowiedź. W końcu wspięłaś się na palce, żeby być bliżej.
            - W takim razie ja się chyba poddaję - mruknęłaś.
            Musnęłaś jego wargi. Chłopak objął Cie w talii, a Ty zarzuciłaś mu ręce na szyję. Wasz pocałunek zmieniał się z każdą sekundą w coraz bardziej czuły. Wplotłaś dłonie w jego miękkie włosy, a on zjechał ustami na delikatną skórę za Twoim uchem. Zaczerpnęłaś powietrza i zachichotałaś, gdy chłopak lekko uszczypnął Cie w bok. Odsunęliście się od siebie i spojrzeliście głęboko w oczy.
            - Ja też się w Tobie zakochałam - powiedziałaś z uśmiechem. Oczy Zayna błyszczały, gdy na Ciebie patrzył.
            - Wszystko robimy na odwrót. Najpierw się zakochujemy...
            - ...a dopiero później poznajemy - dokończyłaś gładząc skórę na jego karku.
            - Już się nie mogę doczekać tego poznawania...


czytasz = komentujesz ;)


poniedziałek, 23 września 2013

Imagine 18 Liam Part III (The end)



             Dosłownie wryło Cie w łóżko. Czy on właśnie powiedział to co powiedział?! Cholera, spójne myślenie było w tej chwili prawdziwym wyzwaniem. W dodatku czułaś każdym centymetrem swojego ciała jak sylwetka Liama na Ciebie napiera co nie pomagało w próbach skupienia się.
            - O czym Ty mówisz? - zapytałaś w końcu. Liam położył się obok i zamknął oczy krzyżując ręce pod głową.
            - Chodziłem do tego samego gimnazjum co Ty - mruknął. Otworzyłaś szerzej oczy.
            - Nie pamiętam Cie - powiedziałaś marszcząc brwi. Zaśmiał się ponuro.
            - To dlatego, że nie byłem wtedy chłopakiem, którego warto zapamiętać. Nie miałem przyjaciół, a koledzy z klasy mnie prześladowali - odparł głosem wyprutym z emocji.  Usiadłaś krzyżując nogi na środku łóżka przodem do Liama.
            - Nie wiedziałam - odezwałaś się niepewnie.
            - Gdy poszedłem do nowej szkoły postanowiłem, że się zmienie. Cóż, to że mój wygląd bardzo się zmienił dużo mi pomogło, ale to by nie wystarczyło na dłuższą mete. Dlatego...
            - Zachowywałeś się jak pajac, żeby ludzi Cie lubili? - dokończyłaś cicho. Oblizał wargi.
            - Dokładnie.
            - A... - odchrząknęłaś. - Nie powiedziałeś jaka jest moja rola w tym wszystkim.
            - Wiem.
            - Więc...?
            - Cóż... Zakochałem się w Tobie w drugiej klasie. Nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że istnieje. Jedyny raz kiedy zwróciłaś na mnie uwagę to wtedy kiedy przypadkowo na Ciebie wpadłem i wylałem na Ciebie Pepsi - odparł po krótkiej chwili ciszy.
            - To byłeś Ty?!
            Dokładnie pamiętałaś tamten dzień.
            Schodziłaś ze schodów kierując się w stronę pracowni chemicznej. Na samym dole stał jakiś chłopak i siłował się z butelką napoju. Jego oczy spotkały się z Twoimi dokładnie w momencie kiedy butelka zaskoczyła i uwolniony płyn zaczął pryskać na wszystkie strony. W mniej niż dwie sekundy Twoja bluzka pokryła się klejącą cieczą. Spojrzałaś z szokiem na chłopaka, na którego twarzy wymalował się ogromny wstyd. Nim zdążyłaś coś powiedzieć ten uciekł bez słowa.
           
- Miałeś wtedy inną fryzurę - zauważyłaś.
            To niemożliwe, że Ci dwaj chłopacy to ta sama osoba. Tamten był średniego wzrostu, miał dłuższe włosy i lekko dziecięcą, chociaż przystojną twarz i był okropnie nieśmiały. A ten przed Tobą? Był ogromny, umięśniony, krótkie włosy miał postawione do góry, miał onieśmielające męskie rysy, zarost, a nawet kilka tatuaży i daleko mu było do nieśmiałego.
            - Byłem frajerem - burknął. Uniosłaś brew. - Ale to się zmieniło. Już nikt nigdy mnie tak nie nazwie.
            - Mam wrażenie, że lekko schodzimy z tematu. Mówiłeś, że kochałeś się we mnie kiedyś - powiedziałaś nieśmiało. Liam spojrzał na Ciebie i olizał kącik ust.
            - Błędnie użyty czas przeszły słonko - odparł z zabójczym uśmieszkiem. Serce podskoczyło Ci w piersi. Miałaś problemy z uspokojeniem oddechu.
            - Masz na myśli...
            - Tak - powiedział patrząc na Ciebie swobodnie pobłażliwym wzrokiem. - To znaczy, że dalej jestem w Tobie zakochany. A wszystko co robiłem od początku roku było po to, żebyś wreszcie zwróciła na mnie uwagę. A sądząc po tym, że to już nasza drufa randka...
            - Druga? - spytałaś tępo. Zachichotał.
            - Wyjście do dyra było pierwszą pamiętasz? - Przygryzłaś wargę.
            - Niedoczekanie Twoje!
            - To samo powiedziałaś wtedy, a zobacz ile się od tamtego czasu wydarzyło. Leżę na Twoim łóżku w Twoim domu i cholernie dobrze się bawie widząc jak rumienisz się co trzy sekundy - odpowiedział spokojnym głosem.
            No i gdzie się podział tamten nieśmiały chłopak? A no tak. Teraz zastąpił go niesamowicie atrakcyjny i pewny siebie mężczyzna. Zdecydowanie potrzebowałaś w tej chwili odrobiny powietrza, które nie chciało wtłoczyć się do Twoich płuc przez to, że byłaś tak bardzo spięta w jego towarzystwie.
            - Wcale się nie rumienię, a już na pewno nie co trzy sekundy! - Rzuciłaś w niego poduszką. Przez chwilę siedział w bezruchu patrząc to na Ciebie to na poduszkę. Potem na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który sprawił, że zaschło Ci w ustach.
            - Gramy ostro (t.n.)? - zakpił.
            Po chwili okładaliście się poduszkami śmiejąc się przy tym tak głośno, że prawdopodobnie słyszeli was w stolicy. Skończyło się tak, że wylądowałaś w kącie łóżka przykryta wszystkimi poduszkami, kołdrą i dwoma kocami tak, że wystawało tylko pół Twojej twarzy. Uniosłaś ręce wygrzebując je spod pościeli.
            - Poddaje się - sapnęłaś.
            - Co tu się dzieje?! - zawołała Twoja mama wchodząc do Twojego pokoju. Spojrzałaś na nią jednym okiem, bo drugie było zasłonięte.
            - My...
            - Motywowaliśmy się nawzajem do nauki prosze pani - powiedział Liam z niewinnym uśmiechem na ustach. Siedział spokojnie na łóżku z rozczochranymi włosami. Miałaś ochotę zanurzyć dłoń w jego włosach. Ta myśl przyprawiła Cie o rumieńce. Cholera. Payne miał rację, że robisz się czerwona co trzy sekundy. Ale w życiu nie powiesz tego na głos!
            - A możecie robić to trochę ciszej? - Posłała wam podejrzliwe spojrzenie.
            - Nie ma problemu proszę pani - powiedział Liam takim uroczym głosem, że Twoja mama spojrzała na niego z oczarowanym uśmiechem. A po chwili wyszła.
            - Jak Ty to zrobiłeś? - spytałaś oszołomiona. - Normalnie skróciłaby mnie o głowę za takie coś, a Ciebie wywaliła za drzwi.
            - Cóż... To chyba ten mój urok bad boya. - Wzruszył niewinnie ramionami. Odkopałaś się z poduszek i innych podobnych rzeczy i spojrzałaś na niego unosząc jedną brew.
            - Ty? Bad boyem? Proszsz... - zakpiłaś.
            W jednej sekundzie znalazłaś się pod Liamem, a Twoje nadgarstki były przytrzymywane po obu stronach głowy przez szostkie dłonie.
            - Sugerujesz coś? - droczył się przybliżając się tak bardzo, że niemal stykaliście się nosami. Zmrużyłaś oczy.
            - Ty! Bo nie będzie trzeciej randki - powiedziałaś z krzywym uśmieszkiem próbując nie myśleć o tym jak ciężar Liama na Ciebie działał. Liam uniósł jeden kącik ust.
            - I tak będzie. Bo nie dam Ci spokoju i będę Cie tak długo męczył aż ulegniesz mojemu urokowi - odparł szczerząc się szeroko.
            - Kiedy zrobiłeś się taki pewny siebie?
            - Kiedy Ty zrobiłaś się seksowna. - To nie było pytanie. Przełknęłaś głośno ślinę. - Chociaż nie. Ty byłaś seksowna już w drugiej klasie.
            Matko niech on nie mówi takich rzeczy! Gorąco wypłynęło na Twoją twarz.
            - Jesteś okropnie bezpośredni - mruknęłaś.
            - A dopiero się rozgrzewam - zaśmiał się wesoło.
            - Czemu masz taki dobry humor? - zapytałaś. Zwilżył końcem języka dolną wargę.
            - Szczerze? - Pokiwałaś głową. - Nigdy nie sądziłem, że odważe się z Tobą rozmawiać, a co dopiero... No wiesz - zawiesił głos, a Ty nagle zdałaś sobie sprawę z tego, że wasze ciała były splecione w dosyć dwuznacznej pozycji. - Jestem po prostu cholernie tym faktem nakręcony.
            - Teraz to Ty onieśmielasz mnie - mruknęłaś zgodnie z prawdą. Uniósł brwi.
            - Naprawdę? Chyba coraz bardziej zaczynam lubić swoje nowe wcielenie - wyszczerzył się po czym pocałował Cie w nos. Zachichotałaś.
            - Lubie Cie wiesz? Jesteś pokręcony, ale... W dobrym tego słowa znaczeniu - dokończyłaś z uśmiechem.
            - Też Cie lubie. Nawet bardzo. A nauka z Tobą to czysta przyjemność.
Przewróciłaś oczami, a on zaśmiał się cicho.
            - Pomyśl co by było gdybyśmy tak robili na lekcjach - wyszczerzył się. Wzniosłaś oczy do nieba.
            - Masz zbyt kosmate myśli Payne - prychnęłaś.
            - Nawet nie wiesz jak bardzo. - Poruszył zabawnie brwiami. - Mam pytanie.
            - Dajesz.
            - Co byś powiedziała na...prawdziwą randkę?
            -  Z kim? - udałaś wielce podekscytowaną. Liam przewrócił oczami.
            - Ze mną głuptasie - zakpił szturchając Cie nosem.
            - Hmm... Musiałabym to przemyśleć...
            - A co pomogłoby Ci podjąć decyzję? Nie odpowiadaj, chyba już wiem.
            Delikatnie musnął wargami Twoje usta wzbudzając w Tobie dreszcz przyjemności. Poczułaś jak stado motyli zrywa się do lotu w Twoim brzuchu, gdy Liam kontynuował pocałunek. Chłopak uwolnił Twoje nadgarstki i ujął Twoją twarz w dłonie. Korzystając z odzyskanej swobody zanurzyłaś dłoń w jedwabistych i mocno potarganych włosach Liama. W końcu oderwaliście się od siebie z ciężkimi oddechami. Liam cmoknął Cie jeszcze raz w usta z uśmiechem rozjaśniającym całą jego twarz. Zatonęłaś w jego oczach.
            - Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem...

czytasz = komentujesz