Dlaczego
wtedy kiedy zwracamy uwagę na czas to biegnie on tak cholernie wolno? Na
przykład teraz. Mam wrażenie, że lekcja matematyki trwa już 3 godziny podczas,
gdy w rzeczywistości minęło 15 minut. I bądź tu człowieku cierpliwy. Modliłem
się, żeby nauczycielka nie wzięła mnie do tablicy. Zsunąłem się na krześle jak
najbardziej w dół, żeby nie mogła mnie zobaczyć. Dobrze, że Harry, chłopak
siedzący przede mną, był zdrowo przerośnięty. Zasłaniał mnie, a nawet
dziewczynę za mną. A skoro o tej dziewczynie mowa... Czy może być coś bardziej
szablonowego niż chłopak, na którego nikt nie zwraca uwagi, który zakochuje się
w najpopularniejszej dziewczynie w klasie? Szkoda, że w moim przypadku nie
będzie happy endu. Ona była...wyjątkowa. Idealna wręcz. Przyznam, że pierwsze
na co w niej zwróciłem uwagę to uroda. Tutaj (t.i.) była bezkonkurencyjna. Ale
potem zacząłem zauważać też inne rzeczy. To jak inteligentna tak naprawdę jest.
To, że miała swoje słabości i nie kryła się z nimi, a dzięki swojemu poczuciu
humoru potrafiła obrócić wady w zalety. A w dodatku... Raczej trudno ignorować
fakt, że w jej towarzystwie serce biło mi 100 razy szybciej. A mimo to nie
potrafiłem się przy niej odezwać. Dzięki mojej ułomności w stosunku do niej
wątpiłem, żeby (t.i.) znała chociaż moje imię. Położyłem głowe na ławce. Może
nawet ud mi się zdrzemnąć? Moje rozmyślania przerwał dzwonek. Już? Zaraz po nim
rozbrzmiał jeszcze dwa razy.
- To próbny alarm? - zapytała jakaś niska dziewczyna, której imienia nie potrafiłem sobie przypomnieć. Nauczycielka zerwała się z miejsca.
- To nie jest próbny alarm, w szkole jest pożar! Ustawić się przed klasą!
Kobieta wydawała po kolei polecenia naszej klasie. Co tu dużo mówić, wybuchła panika. Wyszliśmy z klasy. Rzeczywiście, korytarz był lekko zadymiony, ale to zmieniało się z każdą sekundą, bo dymu cały czas przybywało. Sądząc po kierunku, z którego przybywał dym to biblioteka szkolna się paliła. Nauczycielka prowadziła nas drogą ewakuacyjną. Co jakiś czas musieliśmy zmieniać kierunek, bo natrafialiśmy na jakieś przeszkody. Pozakrywaliśmy twarze rękawami i bluzami, bo dymu byłó coraz więcej. Byłem na samym przodzie. Obróciłem się odruchowo poszukując twarzy (t.i.). Gdy jej nie dostrzegłem poczułem jak serce mi przyspiesza.
- Proszę pani nie ma (t.i.)! - zawołałem.
- Jesteś pewien?
- Tak. Idę jej poszukać - powiedziałem cofając się.
- Malik wracaj!!!
Nie posłuchałem i pobiegłem w przeciwnym kierunku. Im dalej byłem tym wokół było więcej dymu. Zacząłem mieć problemy z oddychaniem, ale nie przestawałem szukać (t.i.). Dym utrudniał mi także widzenie, ale nie zamierzałem się poddać. Adrenalina buzował w moim ciele przyspieszając moje ruchy. Zaczęło mi się robić gorąco, więc zakładałem, że zbliżam się do pożaru. Nagle usłyszałem cichy jęk. Pobiegłem w stronę, z którego dobiegał. Znalazłem ją. Leżała w dole schodów trzymając się z kostkę. W mniej niż kilka sekund dotarłem do niej i kucnąłem przy niej kaszląc, bo dym wżerał mi się w płuca. Bez słowa podniosłem dziewczynę najdelikatniej jak potrafiłem. W oddali pobrzmiewały syreny straży pożarnej. Chwiejąc się i całą uwagę skupiając na oddychaniu zacząłem iść szybkim krokiem w stronę gdzie jak mi się wydawało było wyjście. Trudno było rozeznać się w otoczeniu, gdy wszystko zasnute było ciemną mgłą. Oczy mnie piekły, a ciało dziewczyny w moich ramionach zrobiło się wiotkie. Modliłem się, żeby to było tylko omdlenie. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że poszedłem w złym kierunku. Pot spływał mi po czole z wysiłku i gorąca. Byłem coraz słabszy, ale nie zamierzałem się poddawać dopóki (t.i.) nie znajdzie się bezpiecznie na zewnątrz. Z każdym krokiem oddychanie stawało się coraz większym wyzwaniem. Jednak jedyne o czym potrafiłem myśleć to o tym, żeby dziewczynie nic się nie stało. Jej ciało wydawało się takie bezwładne w moich ramionach. Dotarłem do korytarza, na którym były okno z obu stron. Z wielkim trudem otworzyłem to największe. Przerzuciłem nogi na drugą stronę uważając, żeby nie zrobić krzywdy (t.i.). Znalazłem się na zewnątrz. Krztusiłem się, bo dym wciąż był w moich płucach. Na słabych nogach przeszedłem kilka kroków. Dostrzegłem z daleka boisko, na którym znalazła się cała szkoła, a obok stały dwie karetki i kilka wozów straży pożarnej.
- Pomocy!!! - zawołałem resztkami sił.
Opadłem na kolana i położyłem dziewczynę na ziemi, a potem zemdlałem.
- To próbny alarm? - zapytała jakaś niska dziewczyna, której imienia nie potrafiłem sobie przypomnieć. Nauczycielka zerwała się z miejsca.
- To nie jest próbny alarm, w szkole jest pożar! Ustawić się przed klasą!
Kobieta wydawała po kolei polecenia naszej klasie. Co tu dużo mówić, wybuchła panika. Wyszliśmy z klasy. Rzeczywiście, korytarz był lekko zadymiony, ale to zmieniało się z każdą sekundą, bo dymu cały czas przybywało. Sądząc po kierunku, z którego przybywał dym to biblioteka szkolna się paliła. Nauczycielka prowadziła nas drogą ewakuacyjną. Co jakiś czas musieliśmy zmieniać kierunek, bo natrafialiśmy na jakieś przeszkody. Pozakrywaliśmy twarze rękawami i bluzami, bo dymu byłó coraz więcej. Byłem na samym przodzie. Obróciłem się odruchowo poszukując twarzy (t.i.). Gdy jej nie dostrzegłem poczułem jak serce mi przyspiesza.
- Proszę pani nie ma (t.i.)! - zawołałem.
- Jesteś pewien?
- Tak. Idę jej poszukać - powiedziałem cofając się.
- Malik wracaj!!!
Nie posłuchałem i pobiegłem w przeciwnym kierunku. Im dalej byłem tym wokół było więcej dymu. Zacząłem mieć problemy z oddychaniem, ale nie przestawałem szukać (t.i.). Dym utrudniał mi także widzenie, ale nie zamierzałem się poddać. Adrenalina buzował w moim ciele przyspieszając moje ruchy. Zaczęło mi się robić gorąco, więc zakładałem, że zbliżam się do pożaru. Nagle usłyszałem cichy jęk. Pobiegłem w stronę, z którego dobiegał. Znalazłem ją. Leżała w dole schodów trzymając się z kostkę. W mniej niż kilka sekund dotarłem do niej i kucnąłem przy niej kaszląc, bo dym wżerał mi się w płuca. Bez słowa podniosłem dziewczynę najdelikatniej jak potrafiłem. W oddali pobrzmiewały syreny straży pożarnej. Chwiejąc się i całą uwagę skupiając na oddychaniu zacząłem iść szybkim krokiem w stronę gdzie jak mi się wydawało było wyjście. Trudno było rozeznać się w otoczeniu, gdy wszystko zasnute było ciemną mgłą. Oczy mnie piekły, a ciało dziewczyny w moich ramionach zrobiło się wiotkie. Modliłem się, żeby to było tylko omdlenie. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że poszedłem w złym kierunku. Pot spływał mi po czole z wysiłku i gorąca. Byłem coraz słabszy, ale nie zamierzałem się poddawać dopóki (t.i.) nie znajdzie się bezpiecznie na zewnątrz. Z każdym krokiem oddychanie stawało się coraz większym wyzwaniem. Jednak jedyne o czym potrafiłem myśleć to o tym, żeby dziewczynie nic się nie stało. Jej ciało wydawało się takie bezwładne w moich ramionach. Dotarłem do korytarza, na którym były okno z obu stron. Z wielkim trudem otworzyłem to największe. Przerzuciłem nogi na drugą stronę uważając, żeby nie zrobić krzywdy (t.i.). Znalazłem się na zewnątrz. Krztusiłem się, bo dym wciąż był w moich płucach. Na słabych nogach przeszedłem kilka kroków. Dostrzegłem z daleka boisko, na którym znalazła się cała szkoła, a obok stały dwie karetki i kilka wozów straży pożarnej.
- Pomocy!!! - zawołałem resztkami sił.
Opadłem na kolana i położyłem dziewczynę na ziemi, a potem zemdlałem.
***
Obudził
mnie czyjś dotyk na dłoni. Czułem jakby moje płuca wyżarł jakiś kwas, uczucie
było okropne. Otworzyłem bardzo powoli oczy. W pierwszej chwili wszystko było
zamazane i niewyraźne. Potrafiłem stwierdzić tylko tyle, że zapewne jestem w
szpitalu i mam na twarzy maskę tlenową. Zamrugałem pare razy i obraz się
wyostrzył. Przed sobą zobaczyłem dziewczynę o najpiękniejszych oczach, długich
włosach, delikatnych rysach i zmartwionym spojrzeniu. Próbowałem coś
powiedzieć, ale z maską było to niemożliwe.
- Uratowałeś mnie - szepnęła (t.i.) powstrzymując łzy od popłynięcia po jej idealnej twarzy. Kiwnąłem tylko głową, bo nie mogłem mówić. - Dziękuje. Gdyby nie Ty... - urwała i ścisnęła mocniej moją dłoń.
Byłem w raju. Ona tu była, mówiła do mnie i trzymała mnie za rękę. Ból w moich płucach natychmiast zelżał jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Ona była moją czarodziejką.
- Porządnie zatrułeś się dymem. Podobno było naprawdę ciężko, ale lekarze mówią, że mieliśmy dużo szczęścia. Ja miałam, że mnie znalazłeś. Dlaczego zawróciłeś? Nauczycielka mówiła mi, że byliście już niedaleko wyjścia kiedy Ty zdałeś sobie sprawę z tego, że mnie nie ma. I natychmiast pobiegłeś z powrotem do tego piekła.
Odgarnęła mi włosy z czoła.
- Uratowałeś mnie Zayn.
Zayn. Ona znała moje imię? Wpatrywałem się w nią oczarowany nawet nie próbując tego ukryć. Zawsze mogła uznać, że byłem wciąż na dymowym haju.
- Twoi rodzice niedługo tu będą. Dziękuje Zayn. Naprawdę dziękuje.
Wstała i pochyliła się lekko nad moją twarzą. Pocałowała mnie delikatnie w czoło. Obserwowałem jak wychodziła podpierając się kulami, bo jej kostka była teraz w gipsie. Posłała mi lekki uśmiech na pożegnanie i wyszła. Zamknąłem powieki nie wierząc, że mój anioł naprawdę tu był.
- Uratowałeś mnie - szepnęła (t.i.) powstrzymując łzy od popłynięcia po jej idealnej twarzy. Kiwnąłem tylko głową, bo nie mogłem mówić. - Dziękuje. Gdyby nie Ty... - urwała i ścisnęła mocniej moją dłoń.
Byłem w raju. Ona tu była, mówiła do mnie i trzymała mnie za rękę. Ból w moich płucach natychmiast zelżał jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Ona była moją czarodziejką.
- Porządnie zatrułeś się dymem. Podobno było naprawdę ciężko, ale lekarze mówią, że mieliśmy dużo szczęścia. Ja miałam, że mnie znalazłeś. Dlaczego zawróciłeś? Nauczycielka mówiła mi, że byliście już niedaleko wyjścia kiedy Ty zdałeś sobie sprawę z tego, że mnie nie ma. I natychmiast pobiegłeś z powrotem do tego piekła.
Odgarnęła mi włosy z czoła.
- Uratowałeś mnie Zayn.
Zayn. Ona znała moje imię? Wpatrywałem się w nią oczarowany nawet nie próbując tego ukryć. Zawsze mogła uznać, że byłem wciąż na dymowym haju.
- Twoi rodzice niedługo tu będą. Dziękuje Zayn. Naprawdę dziękuje.
Wstała i pochyliła się lekko nad moją twarzą. Pocałowała mnie delikatnie w czoło. Obserwowałem jak wychodziła podpierając się kulami, bo jej kostka była teraz w gipsie. Posłała mi lekki uśmiech na pożegnanie i wyszła. Zamknąłem powieki nie wierząc, że mój anioł naprawdę tu był.
***
Ze szpitala
wypisali mnie następnego dnia. Oddychanie było już dużo łatwiejsze i podobno z
każdym dniem miało być coraz lepiej. Rodzice zabronili mi chodzić do szkoły do
końca tygodnia. Nie powiem, bezkarne wakacje w ciągu roku szkolnego nie były
nieprzyjemne. W poniedziałek znowu musiałem jednak tam iść. Ale cieszyłem się,
bo wiedziałem, że znowu ją zobaczę. Gdy wszedłem do klasy powitały mnie oklaski
i gratulacje. Wszyscy poklepywali mnie po plecach i uśmiechali się do mnie.
Nagle stałem się ich bohaterem. Nie byłem już nikim. Teraz nagle każdy chciał
ze mną porozmawiać, usiąść w ławce i być w moim towarzystwie. Zapomnieli o
czasach kiedy byłem nikim i nikt nie pamiętał o jakimś tam Maliku z czwartej
ławki pod oknem. Teraz byłem kimś. I co z tego. Nikogo nie obchodziło to kim
byłem, tylko to co zrobiłem. Harry, chłopak z którym w życiu nie zamieniłem
słowa, nagle chciał koniecznie ze mną siedzieć. (T.i.) stała na uboczu i tylko
uśmiechała się do mnie. Chciałem, żeby ona też ze mną rozmawiała. Jednak do
końca dnia nie zamieniła ze mną nawet słowa, a ja byłem zbyt tchórzliwy, żeby
to zrobić. I znowu powróciłem do punktu wyjścia.
***
- Zayn,
poczekaj!- usłyszałem za sobą wołanie kiedy byłem już przy swoim samochodzie.
Odwróciłem się i zobaczyłem jak (t.i.) idzie w moim kierunku cały czas
podpierając się kulami. Dobiegłem do niej szybko i przytrzymałem za ramiona,
gdy się zachwiała.
- Nie powinnaś tak pędzić w tym stanie - wykrztusiłem widząc jak jej twarz rumieni się z wysiłku. Spojrzała do góry w moje oczy.
- Dlaczego się dzisiaj do mnie nie odzywałeś? - zapytała urażonym głosem. Westchnąłem.
- Bo jestem kretynem. Odwieźć Cie?
Otworzyła usta i zaraz je zamknęła zdziwiona.
- Nie jesteś kretynem kretynie - powiedziała. Zaśmiałem się, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. - Chętnie dam się podwieźć.
Pomogłem jej dojść do samochodu, a potem do niego wejść. Ruszyłem za jej wskazówkami doskonale udając, że nie wiem gdzie mieszka. Zatrzymałem się pod małym domem jednorodzinnym z pięknym ogrodem. (T.i.) spojrzała na mnie, a ja robiłem wszystko, żeby nie skupiać się na swoim szybko bijącym sercu.
- Zayn... Bardzo chciałabym Cie bliżej poznać. Jedyne co o Tobie wiem to to, że nie cierpisz matematyki i zawsze kryjesz się za Harrym na tym przedmiocie, masz zabawny zwyczaj bawienia się długopisem, który zawsze jakimś cudem trafia na drugi koniec sali i nikt tego nie zauważa, a na lekcjach zawsze patrzysz uważnie przez okno jakbyś kogoś wypatrywał - powiedziała wprawiając mnie w osłupienie.
- Skąd to wszystko wiesz? - zapytałem zdziwiony. Zarumieniła się i nerwowo poprawiła na siedzeniu.
- Siedząc za Tobą mam na Ciebie dobry widok - mruknęła nie patrząc mi w oczy. - Chcę Ci bliżej poznać.
- A ja chcę bliżej poznać Ciebie.
Spojrzała mi w oczy, a ja utonąłem w tych dwóch pięknych głębinach. Dziewczyna przysunęła się i błyskawicznie cmoknęła mnie w policzek. Z zarumienioną twarzą wyszła z auta. Zamknąłem oczy. Pierwszy raz od bardzo dawna... Poczułem, że moje marzenia mogą się spełnić. I pewnego dnia wyznam jej swoje uczucia. A ona je przyjmie.
- Nie powinnaś tak pędzić w tym stanie - wykrztusiłem widząc jak jej twarz rumieni się z wysiłku. Spojrzała do góry w moje oczy.
- Dlaczego się dzisiaj do mnie nie odzywałeś? - zapytała urażonym głosem. Westchnąłem.
- Bo jestem kretynem. Odwieźć Cie?
Otworzyła usta i zaraz je zamknęła zdziwiona.
- Nie jesteś kretynem kretynie - powiedziała. Zaśmiałem się, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. - Chętnie dam się podwieźć.
Pomogłem jej dojść do samochodu, a potem do niego wejść. Ruszyłem za jej wskazówkami doskonale udając, że nie wiem gdzie mieszka. Zatrzymałem się pod małym domem jednorodzinnym z pięknym ogrodem. (T.i.) spojrzała na mnie, a ja robiłem wszystko, żeby nie skupiać się na swoim szybko bijącym sercu.
- Zayn... Bardzo chciałabym Cie bliżej poznać. Jedyne co o Tobie wiem to to, że nie cierpisz matematyki i zawsze kryjesz się za Harrym na tym przedmiocie, masz zabawny zwyczaj bawienia się długopisem, który zawsze jakimś cudem trafia na drugi koniec sali i nikt tego nie zauważa, a na lekcjach zawsze patrzysz uważnie przez okno jakbyś kogoś wypatrywał - powiedziała wprawiając mnie w osłupienie.
- Skąd to wszystko wiesz? - zapytałem zdziwiony. Zarumieniła się i nerwowo poprawiła na siedzeniu.
- Siedząc za Tobą mam na Ciebie dobry widok - mruknęła nie patrząc mi w oczy. - Chcę Ci bliżej poznać.
- A ja chcę bliżej poznać Ciebie.
Spojrzała mi w oczy, a ja utonąłem w tych dwóch pięknych głębinach. Dziewczyna przysunęła się i błyskawicznie cmoknęła mnie w policzek. Z zarumienioną twarzą wyszła z auta. Zamknąłem oczy. Pierwszy raz od bardzo dawna... Poczułem, że moje marzenia mogą się spełnić. I pewnego dnia wyznam jej swoje uczucia. A ona je przyjmie.
I co sądzicie? ;) A tak wgl to teraz płacze i skacze do sufitu drąc się ‘Stole My Heart’ i tańcząc mój pokraczny układ. A powód…. Ponad tysiąc wyświetleń w 7 dni!!! Kocham Was wszystkich tak bardzo, że miłość Louisa do marchewek jest niczym w porównaniu z moją do Was ;D
Ewa !! Dodawaj codziennie imagina błagam Cię ! Czytam na bieżąco, piszesz po prostu genialnie ;** i napisz ciag dalszy tego z samochodem ! ;D ~Gosiaa
OdpowiedzUsuńuhuhu . <3 świetny .! Przez te wszystkie cudowne imaginy tyle wyświetleń ,nie ma co sie dziwić.Jesteś bardzo dobra w tym co robisz ;* A.;*
OdpowiedzUsuńCuuudowny <333
OdpowiedzUsuńKocham te pojedyńcze imaginy. Blagam pisz dniem i nocą bo inaczej nie będę miała czego czytać :pp /Pani karawka
OdpowiedzUsuńFantastyczny ! Happy endów nigdy za dużo ^^
OdpowiedzUsuń