poniedziałek, 28 października 2013

Imagine 28 Louis Part VI (The end)



             Nerwy zżerały mnie od środka. Od kiedy ja się denerwuję? I to przed randką?! Wyrzuciłem wszystkie swoje ubrania na łóżko i od 10 minut zastanawiałem się co mam ubrać. To było do mnie tak cholernie niepodobne, że aż zacząłem zastanawiać się czy (t.i.) nie wpłynęła przypadkiem na moje zdrowie psychiczne. Nigdy wcześniej nie przejmowałem się tak spotkaniem z dziewczyną. A teraz martwiłem się najgłupszymi rzeczami. Czy lokal jej się spodoba, czy odpowiednio się ubiorę, czy nie zrobię czegoś głupiego... Mogłem wymieniać w nieskończoność. Dobra Lou, weź się w garść! Wziąłem głęboki wdech i przeczesałem palcami włosy. Spojrzałem na zegarek i omal nie zakrztusiłem się powietrzem, gdy zobaczyłem, że jestem już prawie spóźniony. Ubrałem pierwsze lepsze dżinsy i koszulkę z nadrukiem, wsunąłem na nogi swoje najwygodniejsze buty i wybiegłem z domu. Wielokrotnie przekroczyłem dopuszczalną prędkość jadąc po (t.i.), więc odruchowo zacząłem błagać w myślach, żeby nie złapała mnie policja. Zajechałem pod dom dziewczyny z piskiem opon, bo zbyt gwałtownie zahamowałem. Wyszedłem z auta i zatrzymałem się w pół kroku. (t.i.) czekała już na mnie przed domem. Miała na sobie wiśniową sukienkę idealnie wpasowującą się w jej kształty i luźno opadającą do połowy ud. Na nogach miała czarne szpilki, jedne z tych które uwielbiałem najbardziej. Jej włosy były rozpuszczone i otulały jej twarz swoim kolorem podkreślając jej hipnotyzujące oczy. Myślę, że na moment przestałem oddychać, gdy te dwie głębie spotkały się z moim spojrzeniem.
            - To miało mi niby zaimponować Tomlinson? - odezwała się unosząc kącik ust ku górze. Zamrugałem parę razy powiekami, żeby wrócić na ziemię.
            - Ale co? - spytałem marszcząc brwi. Przewróciła oczami.
            - Nie jestem typem dziewczyny, na której szpanowanie autem robi wrażenie wiesz? - zakpiła. Cholera. Nawet nieświadomie muszę tracić u niej punkty.
            - To było przypadkiem.
            Zaśmiała się odsłaniając białe zęby. Pokonała dzielącą nas odległość i spojrzała na mnie z dołu. Nawet w tak wysokich szpilkach patrzyłem na nią z góry.
            - Jesteś głupi - powiedziała marszcząc zabawnie nosek. Mój wzrok powędrował na chwilę na jej usta, ale szybko przeniosłem go z powrotem na jej oczy.
            - Dla Ciebie mogę być nawet idiotą jeśli pozwolisz mi sprawić, że dzisiejszy wieczór będzie jednym z najlepszych w Twoim życiu - powiedziałem odgarniając zbłąkany kosmyk włosów z jej twarzy.
            - Zdajesz sobie sprawę z tego, że wciąż jestem na Ciebie wściekła? - Uniosła brew. Westchnąłem.
            - Zdziwiłbym się, gdybyś nie była. Ale chyba po to są drugie szanse prawda? Udowodnię Ci, że potrafię być...
            - Normalny? Mniej... czy ja wiem... Zboczony? - dodała zgryźliwie. Pokręciłem głową ze śmiechem.
            - Miałem na myśli romantyczny i inne takie, ale skoro nalegasz na normalność i nudę... - Szturchnęła mnie w pierś.
            - Jest pan niereformowalny panie Tomlinson - powiedziała. Zaśmiałem się i chwyciłem ją w talii.
            - Aj żebyś tylko wiedziała... - zawiesiłem głos prowadząc ją do auta.
            Otworzyłem jej drzwi po czym okrążyłem auto, żeby samemu usiąść na miejscu kierowcy. Odpaliłem silnik i wyjechałem z jej ulicy zwilżając językiem usta. Uśmiechnąłem się, gdy poczułem na sobie spojrzenie dziewczyny obok mnie.
            - Dyskretna to Ty nie jesteś - mruknąłem rozbawiony.
            - Nie wiem o co Ci chodzi - burknęła. Spojrzałem w jej kierunku chwilę przed tym jak ukryła twarz za włosami. Zdążyłem jednak zobaczyć delikatny rumieniec na jej policzkach.
            - Tak, tak. - Pokiwałem głową próbując się nie roześmiać.
            - Ja przynajmniej nie noszę koszulki 'I'm in love with cookies' - zachichotała. Otworzyłem szeroko oczy i przełknąłem ślinę. Rzuciłem okiem na swoją klatkę i mentalnie walnąłem się po głowie. Ze wszystkich swoich t-shirtów musiałem ubrać akurat ten idiotyczny, który dostałem od młodszej siostry? Idiota.
            - Może i noszę głupią koszulkę, ale za to mam obok siebie piękną dziewczynę - powiedziałem patrząc na nią przez chwilę. Wzniosła oczy do nieba.
            - Jakiś Ty słodki Louis, mam Ci może pokłony składać? - prychnęła rozbawiona.
            - Nie mam nic przeciwko. - Poruszyłem brwiami. Dziewczyna zamknęła na chwile powieki i wzięła głęboki wdech.
            - Skąd się biorą tacy ludzie jak Ty? - westchnęła z rozbrajającym uśmiechem.
            - Myślałem, że rodzice przeprowadzili już z Tobą rozmowę na ten temat. - Podrapałem się po brodzie.
            - Dobra, porzućmy kwestię Twojego powstania; gdzie mnie zabierasz?
            - Niespodzianka - odparłem skręcając w jedną z bocznych ulic.
            - Nienawidzę niespodzianek - burknęła zniżając się w fotelu. Zaśmiałem się cicho.
            - Ta Ci się spodoba.
            - Ehe. Akcja przy stole też mi się może miała podobać? - zakpiła.
            - Wiesz... W innych okolicznościach...w samotności...u mnie na przykład...
            - Zamknij się - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Wcale mi się nie podobało.
            - Nie twierdziłem, że tak było. Jup, chyba wpadłaś - odparłem układając usta w dziubek i mrugając powiekami w jej kierunku.
            - Gdybyś nie prowadził to przestawiłabym Ci szczękę - warknęła.
            Na chwilę w aucie zapanowała cisza. Zastanawiałem się czy nie przesadziłem, ale w tym momencie dojechaliśmy na miejsce. Na jej twarzy pojawiło się kompletne zauroczenie miejscem, w którym się znaleźliśmy. Nie dziwiłem się jej, bo zareagowałem tak samo, gdy pierwszy raz tu byłem. Mała restauracja o niewątpliwym uroku znajdująca się przy samym jeziorze w dodatku o zachodzie słońca była widokiem, który trudno zapomnieć. Niebo miało różowo-pomarańczowy kolor, a promienie słoneczne odbijały się w tafli wody. Wszystko wyglądało wręcz magicznie i niesamowite było, że takie miejsce znajdowało się tylko kilometr od miasta. Sama restauracja zbudowana była z drewnianych beli, które swoje już przeżyły i nadawały temu miejscu specyficzny klimat. Na czymś w rodzaju tarasu poustawiane były stoliki, na których stały wazony z różnobarwnymi kwiatami. Pora była idealna na spotkania takie jak moje i (t.i.), więc było sporo osób, ale liczyłem na to, że później będzie lepiej.
            - Myślałam, że z tym romantyzmem to sobie żartowałeś - powiedziała (t.i.) wpatrując się w to wszystko z oszołomieniem. - Boże Louis, tu jest pięknie!
            - Wiem - potwierdziłem z uśmiechem. Wysiadłem z auta i otworzyłem jej drzwi.  Dziewczyna wysiadła pochłaniając wszystko wzrokiem i nawet nie próbując powstrzymać szerokiego uśmiechu na malinowych ustach. - Idziemy?
            (T.i.) pokiwała głową i nawet nie zaprotestowała, gdy wziąłem ją za ręke. Poprowadziłem ją do naszego stolika umiejscowionego przy samej barierce skąd mieliśmy widok na całe otoczenie. Zamówiliśmy jedzenie i skupiliśmy się na sobie. W środku byłem tak cholernie szczęśliwy, że jestem tu z nią, że było mi aż głupio, że nie zacząłem od zabrania jej tutaj. Gdybym tylko nie działał tak głupio i impulsywnie... Nie musiałem jej od razu uwodzić! Wszystko powinno dziać się swoim tempem, nie powinienem niczego przyspieszać.
            - O czym myślisz? - spytała nagle wpatrując się we mnie z ciekawością. Słońce schowało się już za drzewami i wokół rozbłysły lampy dające ciepłe i nieco rozproszone światło.
            - O tym... - Przykryłem jej dłoń leżącą swobodnie na stole swoją i zacząłem gładzić kciukiem jej delikatną skórę. - ...że nie powinienem zaczynać od nachodzenia Cie w domu.
            - Cóż... Nie będę zaprzeczać, że gdybyś najpierw zabrał mnie tutaj i nie próbował tak cholernie onieśmielić to uniknęlibyśmy tego całego zamieszania - odparła nie patrząc mi w oczy.
            - Hej, spójrz na mnie - poprosiłem delikatnie. Niepewnie zwróciła swoje oczy w moim kierunku. - Przepraszam. Postaram się być mniej niecierpliwy.
            - Myślisz, że dasz radę utrzymać swoje ręce z dala ode mnie Tomlinson? - zakpiła.
            - Tak długo jak będziesz chciała - powiedziałem z uśmiechem. - I tak w końcu ulegniesz mojemu urokowi.
            - Skromnością to pan nie grzeszy profesorze - zaśmiała się.
            - Już nie jestem Twoim nauczycielem.
            - Wiem.
            - Więc czemu...?
            - Bo lubie Cie denerwować.
            - Zauważyłem - mruknąłem sięgając po szklankę. Upiłem łyk soku i spojrzałem na sierp księżyca ledwo widoczny zza chmur. (t.i.) posłała mi słodki uśmiech. Nagle rozbrzmiała delikatna muzyka. Niektóre pary wyszły na środek i zaczęły kołysać się w rytm melodii. Spojrzałem pytająco na dziewczynę naprzeciwko mnie.
            - Zatańczymy?
            - Uprzedzam, że koszmarna ze mnie tancerka - powiedziała nieco skołowana.
            - Spokojnie. Nie pozwolę Ci mnie zdeptać - odparłem z powagą. Dziewczyna przewróciła oczami i wstała przyjmując dłoń, którą jej podałem.
            - Zobaczymy - mruknęła. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna zdjęła buty i położyła je na ziemi obok naszego stolika. - Mówiłam, że nie chcę Cie zabić.
            Zaśmiałem się cicho. Wyszliśmy na środek parkietu. Objąłem ją w talii, a ona zarzuciła mi ręce na szyję. Delikatnie się kołysaliśmy ciesząc się chwilą.
            - Dlaczego nie patrzysz mi w oczy? - spytałem. Zarumieniła się lekko.
            - To zbyt...rozpraszające - urwała.
            Uśmiechnąłem się jednym kącikiem ust i przyciągnąłem ją do siebie jeszcze bliżej. Teraz byliśmy do siebie przytuleni i ledwo pamiętaliśmy o tym, żeby się poruszać. Położyłem brodę na jej głowie, a ona wtuliła się w moją pierś.
            - W życiu nie spodziewałam się, że to się tak skończy - szepnęła. Pogłaskałem jej kręgosłup dłonią czując jak drży pod moim dotykiem.
            - Ja też - powiedziałem cicho. Przymknąłem powieki chcąc w pełni oddać się uczuciu, które ogarnęło moje serce. - Umówisz się ze mną drugi raz?
            - I trzeci, i czwarty, i każdy kolejny Lou - szepnęła.

 _________________________________________________________________

 I jak Wam się podoba ostatnia część? Dziękuję wszystkim, którzy komentowali i czytali, nie spodziewałam się, że ten partowiec przypadnie Wam do gustu w takim stopniu, to wiele dla mnie znaczy :** Dziękuję także za kilku nowych obserwatorów <3 Prawdopodobnie dzisiaj albo jutro dobijemy do 10 000 wyświetleń! To niemożliwe jak szybko ta liczba rośnie, jesteście niesamowici ~ Eva
 Komentarz za komentarz

8 komentarzy:

  1. Dziwisz sie że nas tyle jak tak świetnie piszesz ?Partowce są chyba najlepsze :D <3 A. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. czytałam to przy story of my life i okdsfkdsjfkjcesklajfljckedsjfklcjlkds. niesamowite! jejku, też chce mieć taki talent jak ty! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jupi! Okienko do komentarzy sie zaladowalo! :D 'nie spodziewalam sie' no tak oczywiscie Ewulinko... Sie ma talencik to sie ma komentarze! ;) a to to zajebiste bylo! *.* i tak sb sluchalam 'Let me go'... A koncowka to taka awwwasna *.*

    ~ CarKtoryPowinienMiecInternetITuObokPowinnaBycIkonkaZLouAleInternetuNieMaBoNetiaNieOgarnia ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Te imaginy o Lou były najlepsze ale szkoda ze to koniec

    OdpowiedzUsuń
  5. I tak stwierdziłam, że to mój ulubiony imagin spośród wszystkich, które do tej pory tu przeczytałam. Genialny, naprawdę. <3

    U mnie pojawił się kolejny rozdział, gdybyś była zainteresowana. :)
    http://undead-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy kolejny imagin?;)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż... Jest 2016 rok, a ja nadal uwielbiam wracać i czytać twoje imaginy 😊

    OdpowiedzUsuń