środa, 9 października 2013

Imagine 25 Louis



            Wpatrywałaś się w pomarańczowo-czerwone kolory nieba. Zachód słońca był Twoim zdaniem najlepszą częścią dnia. Silne ramię obejmowało Cie w talii. Westchnęłaś. Ta chwila była idealna. Miejsce, widok i on. Wiatr rozwiał Twoje włosy. Louis zaśmiał się cicho i odgarnął je ze swojej twarzy.
            - One są wszędzie - powiedział z uśmiechem. Spojrzałaś do góry w jego szaro-błękitne oczy.
            - Mogę je obciąć. - Powiedziałaś i pokazałaś mu język.
            - Ani mi się waż - szepnął i delikatnie dotknął Twojego policzka. - Jesteś idealna dokładnie taka jaka jesteś - odparł i delikatnie musnął wargami Twoje usta. Przymknęłaś powieki z przyjemności.
            - Kocham Cie - powiedziałaś obracając się przodem do niego i obejmując go mocno. Wtuliłaś się w jego klatkę wdychając zapach, z którym żaden inny nie mógł by konkurować. Zapach domu, ciepły i bezpieczny. Zapach mężczyzny, głęboki i korzenny. Po prostu Louisowy.
            - Ja Ciebie też - mruknął z twarzą w Twoich włosach. - Dlatego nie chce żebyś wyjeżdżała.
            Zacisnęłaś powieki. Musiałaś wyjechać. Twoja rodzina potrzebowała Cie w Twoim kraju. Ojciec ciężko zachorował i nie mogłaś pozwolić sobie na bycie taką samolubną, żeby zostawić go samego sobie. Ale tutaj... Odnalazłaś szczęście z Louisem. Poczułaś łzy w oczach.
            - Wiesz, że to nie na zawsze - szepnęłaś badając dłońmi mięśnie na jego plecach, które napinały się pod Twoim dotykiem.
            - Każda chwila bez Ciebie jest wiecznością kochanie - odparł owijając ręce wokół Twojej talii i podnosząc Cie do góry.
            Spojrzałaś na niego zaskoczona. Uśmiech wypłynął na Twoje usta, gdy zaczął się powoli kręcić. Zaśmiałaś się wesoło, gdy opadliście oboje na wciąż ciepły piasek, rozgrzany słońcem podczas dobiegającego już końca dnia. Chłopak obrócił się w Twoją stronę opierając się na zgiętej ręce. Mięśnie na jego ramieniu się napięły uwydatniając tatuaże.
            - To tylko...
            - Pół roku? - dokończył smutnym głosem. Splótł swoje palce z Twoimi i delikatnie gładził kciukiem skórę Twojej dłoni. - To dłużej niż się znamy (t.i.). Nie wiem czy tyle bez Ciebie wytrzymam.
            - Musimy dać radę Louis - powiedziałaś przymykając powieki.
            Znałaś go trzy miesiące. Trzy długie, piękne miesiące. I kochałaś go całym sercem. Jego głos był dla Ciebie piękniejszy niż każda muzyka. W jego oczach o barwie najszlachetniejszych kamieni widziałaś tylko ciepło i uczucie. Był aniołem, gdy tego chciałaś i demonem, gdy tego pragnęłaś. W jego obecności wszystko co się liczyło to wasze serca bijące w jednym rytmie. A jednak bałaś się. Bałaś się tego, że po tak krótkim czasie wasz związek nie przetrwa rozłąki. I rozsypie się jak domek z kart zostawiając Cie z niczym. Ta kruchość napawała Cie przerażeniem. Słońce dawno zaszło i plaża skąpana była w półmroku. Zrobiło się zimno, ale w waszym małym świecie wciąż było ciepło. Gdy byliście razem nie liczyli się inni ludzie ani całe zło świata. Tylko uczucie, które niespodziewanie zakwitło w waszych sercach już przy pierwszym niewinnym spojrzeniu. Wydawało się jakby to było wieki temu. A nie minęło jeszcze nawet sto dni. A jednak nawet wieczność wydawała się za krótkim czasem, żeby nauczyć się całego Louisa na pamięć. Każdego centymetra jego ciała, jego głosu, każdej jego cudownej cechy i myśli, jego zapachu. Nigdy nie sądziłaś, że spotkasz kogoś kto pokocha Cie tak mocno. Bałaś się samotności i tego co ze sobą niesie. A przy nim... Przy nim czułaś jakby Twoje serce pęczniało i nie mieściło się już w środku Twojego ciała. Szczęście porównuje się do krótkiej chwili kiedy czujemy się dziwnie pełni, jakby wszystko było na swoim miejscu, a nawet lepiej. Przy nim czułaś to cały czas. Łzy zebrały się w Twoich oczach. Zamknęłaś oczy. Poczułaś jak mokre krople spływają po Twojej twarzy. Louis systematycznie ścierał każdą nową ruchem tak delikatnym, że aż nierealnym.
            - Gdybym tylko mógł, zamknąłbym Cie gdzieś na klucz i nie pozwolił wyjechać. Ale to by było strasznie samolubne - powiedział głaszcząc Cie po twarzy i włosach.
            - Czemu tego nie zrobisz? - spytałaś otwierając oczy. Szum morza delikatnie pieścił Twoje uszy dodając tej chwili jeszcze więcej magii. Lou uwięził Cie w głębinach swoich tęczówek.
            - Bo Cie kocham - odparł prosto. - Dlatego muszę pozwolić Ci jechać. Pozostaję mi tylko wierzyć, że wrócisz.
            - Zawsze.
            Wasze usta spotkały się w długim i czułym pocałunku. Ostatnim w tym miejscu, ale najpiękniejszym. Byłaś pewna, że Louis to mężczyzna Twojego życia. Nikt inny nie da Ci nigdy tyle ciepła i miłości, troski i opiekuńczości, przyjaźni i uczucia co on. Zrobiłabyś wszystko, żeby go przy sobie zatrzymać. Tym bardziej bolało Cie to, że musiałaś go zostawić. Pół roku. Tyle trzeba, żeby rozerwać Twoje serce z bólu i tęsknoty.

            Dwa miesiące później
            Siedziałaś na schodach na ganku, a Twój wzrok był nieobecny. Od rana dręczyło Cie dziwne przeczucie. Wiedziałaś, że coś się dzisiaj stanie. Bałaś się, że to śmierć przyjdzie po Twojego tatę. Jednak godziny mijały, a on czuł się świetnie, o ile człowiek, któremu właśnie wycięto nowotwór może się tak czuć. Ale Twój ojciec zawsze był silny. Spojrzałaś na horyzont, gdzie przez drzewa przebijały się ostatnie promyki słońca. Niebo miało teraz piękny różowy kolor, który kojarzył Ci się z ostatnim dniem spędzonym z Louisem. Tęskniłaś za nim. Bez niego czułaś jakby brakowało cząstki Ciebie.
            - Kochanie? - usłyszałaś głos swojego ojca dobiegający zza otwartych drzwi do domu.
            Wstałaś i weszłaś do środka zamykając za sobą drzwi. Siedział w fotelu przykryty grubym kocem i trzymał w ręce jakąś grubą książkę.
            - Tak tato? - Uśmiechnęłaś się do niego.
            - Posiedź trochę ze staruszkiem - powiedział, a w jego oczach pojawił się ten błysk, który pamiętałaś z dzieciństwa.
            Rozmawialiście przez dobrą godzinę. Z każdą chwilą Twój smutek coraz bardziej odchodził w zapomnienie. To było cudowne widzieć znowu ojca w tak dobrym stanie. Cały czas się uśmiechał, wyglądał zdrowiej, a nawet zmarszczki na jego twarzy wydawały się gładsze. Poszłaś się wykąpać. Gorący prysznic sprawił, że Twoje myśli znowu powędrowały do Louisa i tego jakie ciepło dawało Ci samo jego spojrzenie. Wtarłaś w ciało balsam i ubrana w koronkową, krótką piżamę w kolorze pudrowym, wyszłaś z łazienki. W całym domu było już ciemno, więc czułaś się niepewnie stąpając po skrzypiącej, drewnianej podłodze. Weszłaś do swojego pokoju i nagle poczułaś czyjeś dłonie na oczach.
            - Zgadnij kto? - wyszeptał niski głos tuż przy Twoim uchu.
            Obróciłaś się niedowierzając własnym zmysłom. Gdy spojrzałaś w górę i zobaczyłaś rozczochrane włosy ukryte pod czapką, przystojne męskie rysy i ten piękny uśmiech, w Twoich oczach pojawiły się łzy. Rzuciłaś się mu na szyję, a on uniósł Cie nad ziemię wtulając twarz w Twoje włosy. Poczułaś się taka drobna w jego silnych ramionach, to było to uczucie, które uwielbiałaś i wracałaś po nie jak po narkotyk.
            - Co Ty tu robisz? - zapytałaś, gdy postawił Cie w końcu na ziemię. Odgarnął Twoje włosy na plecy muskając przy tym delikatnie Twoją szyję. Natychmiast przeszedł Cie przyjemny dreszcz.
            - Aktualnie stoję i patrzę na kobietę mojego życia - powiedział kreśląc kciukami kółka na Twoich biodrach. Twoje policzki przybrały intensywnie czerwony kolor.
            - Jak... Jak tu wszedłeś? I skąd wziąłeś się w Anglii? - spytałaś. Louis przyciągnął Cie do siebie i oparł swoje czoło o Twoje. Przymknął powieki, a kąciki jego ust wygięły się bardzo delikatnie do góry.
            - Przyjechałem, bo nie potrafiłem już bez Ciebie wytrzymać. A wpuścił mnie Twój tata.
            - Mój tata?!
            - No... Był lekko zdziwiony, gdy dowiedział się, że zamierzam poślubić jego córkę, ale gdy powiedziałem mu, że dla Ciebie przeniósłbym góry dał mi przyzwolenie - szepnął. Otworzyłaś szeroko oczy i próbowałaś uspokoić oddech akompaniujący wodospadowi Twoich łez.
            - A zamierzałeś spytać mnie o zdanie? - zaśmiałaś się nie przestając płakać z nadmiaru uczuć.
            - Wszystko w swoim czasie moje niecierpliwe kochanie. - Złożył czuły pocałunek na Twoim czole.
            - Ale...
            - Kochasz mnie?
            - Tak.
            - Wiesz, że ja kocham Ciebie?
             - Tak.
            - Czy wiesz jak bardzo marzę o tym byś została moją żoną?
            - Nie.
            - Bardzo - powiedział ochryple przytulając Cie do swojego ciała. - Więc wyjdziesz za mnie?
            Kiwnęłaś głową niezdolna wypowiedzieć ani słowa. Louis wziął Cie na ręce i położył na łóżku. Po chwili był obok Ciebie i objął Cie jakbyś była jego największym skarbem. Położyłaś głowę na jego klatce piersiowej i odpłynęłaś w myślach powtarzając jedno słowo. Tak. Tak. Tak.

3 komentarze:

  1. oo słodko <3 może następny imagin z Harrym ?;* A.

    OdpowiedzUsuń
  2. takieee kochane <3
    wprost cudowne ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No Ev, powiem ci że to jest ofkfojdofkekjdodndownldjwigqlduwjd, myśle że chyba mnie zrozumiałaś XD

    OdpowiedzUsuń