Wieczorem miała być impreza u jednej popularnej dziewczyny. Była już 18, a Ty wciąż nie mogłaś się zdecydować czy na nią iść. Z jednej strony chciałaś jeszcze raz zobaczyć wszystkich razem i spędzić z nimi ten czas, ale z drugiej... Tomlinson tak bardzo wkradł się do Twojego umysłu, że wszystko o czym potrafiłaś myśleć to on. Nie sądziłaś, żeby fantazje o nauczycielu, nieważne że byłym, pomagały rozluźnić się i dać się ponieść zabawie. Pewnie nie potrafiłabyś się nawet do porządku upić. Albo co gorsza zrobiłabyś coś pokroju pójścia do niego i... I tu kończyła się Twoja wyobraźnia. Sama nie potrafiłaś wywnioskować co w zasadzie zrobiłabyś pod wpływem alkoholu. Chyba lepiej będzie jak po prostu nie pójdziesz. Nagle odezwał się dzwonek Twojego telefonu.
- Halo? - spytałaś po tym jak
na ekranie wyświetlił się nieznany numer.
- Jeśli zamierzasz iść na dzisiejszą imprezę dam Ci dobrą radę. Nie idź - usłyszałaś niski głos po drugiej stronie. Twoje serce zamarło, a oczy rozszerzyły się do nienaturalnie dużego rozmiaru.
- Kto mówi? - wydukałaś. Melodyjny i charakterystyczny śmiech sprawił, że wciągnęłaś ze świstem powietrze w płuca.
- Louis. - Mężczyzna zaśmiał się ponownie. Zamknęłaś powieki i ścisnęłaś dwoma palcami kość nosową.
- Czego pan...czy może raczej Ty, ode mnie chcesz? - spytałaś siadając na łóżku. - I skąd wiesz imprezie?
- Bo ja dużo wiem. A Ty jesteś inteligentną dziewczyną. Sama zgadnij - powiedział. Przełknęłaś ślinę.
- A co jeśli nie jestem tak mądra za jaką mnie pan uważa i potrzebuję podpowiedzi?
- Hmm... Wtedy chyba musiałbym trochę Cie douczyć. Bo bardzo zależy mi na tym, żebyś sama na to wpadła - wymruczał.
Już miałaś odpowiedzieć kiedy usłyszałaś dzwonek do drzwi.
- (t.i.) otwórz! - zawołała Twoja mama.
- Przepraszam, muszę kończyć - mruknęłaś.
Z prawdziwą ulgą nacisnęłaś czerwoną słuchawkę. Wszystkie Twoje mięśnie jak na zawołanie rozluźniły się, a powietrze znowu zaczęło wypełniać Twoje płuca w normalnym tempie. Poszłaś do przedpokoju i z rozmachem otworzyłaś drzwi. Stanęłaś jak wryta kiedy Twoim oczom ukazał się wysoki mężczyzna o bystrym spojrzeniu i przystojnej twarzy. Na jego głowie spoczywała czapka zakrywająca w większości jego gęste, rozczochrane włosy, a ubranie było znacznie mniej oficjalne niż to, w którym zazwyczaj go widywałaś. I wyglądał w takiej wersji cholernie dobrze.
- Co Ty tu... - zaczęłaś z niedowierzaniem. Twój były nauczyciel wyciągnął zza pleców bukiet pięknych kwiatów o fioletowej i żółtej barwie.
- Hej - odparł unosząc kącik ust ku górze.
- O, dzień dobry - powiedziała Twoja mama stając obok Ciebie.
- Dzień dobry pani. Jestem przyjacielem (t.i.), czy wspominała, że dzisiaj przyjdę? - zapytał z tak niewinnym i czarującym uśmiechem, że nie wiedziałaś czy masz go walnąć po głowie czy może westchnąć z zachwytu.
- Nie wspominała, ale pewnie wyleciało jej z głowy, proszę wejdź chłopcze - odparła Twoja mama.
Nawet nie zdążyłaś wymyślić czegokolwiek co wyplątałoby Cie z tej sytuacji. I poza tym 'chłopcze'? Czy kogoś o wyglądzie 25-letniego modela cholernego Calvina Kleina można nazwać chłopcem? Poważnie zaczęłaś zastanawiać się nad zdrowiem psychicznym i/lub wzrokiem swojej rodzicielki. Louis wszedł do środka i z pięknym uśmiechem podał kwiaty Twojej mamie.
- Dla pani i dla Ciebie - powiedział wyjmując jedyną czerwoną różę w całym bukiecie, którą wcześniej przeoczyłaś, bo zasłoniły ją płatki innego kwiatu. Przyjęłaś ją rumieniąc się mimowolnie.
- Zjesz z nami? Właśnie miałam szykować kolację.
Co? Nie nie nie! On nie może tu zostać! A już na pewno nie będzie siedział przy tym samym stole co Ty. Otworzyłaś już usta, żeby zapobiec katastrofie, ale Louis uprzedził Cie uprzednio splatając dłonie i opuszczając je w dół.
- To będzie prawdziwa przyjemność. - Uśmiechnął się szczerze, ale tylko Ty widziałaś złowrogi błysk w jego oczach. O Boże. To się nie dzieje naprawdę.
- Przyjdźcie za 20 minut.
Po tych słowach zostawiła waszą dwójkę w korytarzu. Louis nie czekał i natychmiast przyparł Cie do ściany unieruchamiając Twoje nadgarstki nad głową. Pochylił się i musnął wargami Twoją szyję.
- Co Ty...- wydukałaś nietrzeźwo zbyt oszołomiona nagłą bliskością.
- Ułatwiam Ci odgadnięcie czego od Ciebie chcę - wychrypiał muskając nosem wrażliwą skórę z Twoim uchem.
- Ale Ty jesteś moim nauczycielem! - zaprotestowałaś cicho, mimowolnie przymykając powieki, gdy jego język dotknął Twojej szyi. Serce tłukło Ci się w piersi jak jakaś pieprzona bomba gotowa w każdej chwili wybuchnąć.
- Po pierwsze - już nie, po drugie - jestem tylko 7 lat starszy, a po trzecie... - Docisnął swoje biodra do Twoich sprawiając, że z Twoich rozchylonych ust wydobył się cichutki jęk. - A po trzecie oboje wiemy, że tego chcesz.
- Wcale nie. - Chciałaś powiedzieć to stanowczo, ale w tym momencie złapał płatek Twojego ucha między zęby i zabrzmiało to jak westchnienie. Poczułaś jak jego pierś wibruje, gdy się zaśmiał.
- Wcale tak.
Wyjął z Twojej uniesionej nad głowę dłoni różę i sekunde się jej przyglądał. Z uśmieszkiem nie wróżącym niczego dobrego zaczął przejeżdżać po Twoim policzku. Dotyk delikatnych płatków przyprawił Cie o dreszcze, a oczy Louisa były wpatrzone w Ciebie z całą swoją intensywnością. Kwiat zjechał na Twoje wargi, a potem brodę, żeby po chwili dotknąć Twoich obojczyków. Gdzie jest do cholery Twój zdrowy rozsądek i jakikolwiek instynkt samozachowawczy?! Tomlinson odsunął od Ciebie narzędzie tortur i oderwał jeden płatek. Wrzucił Ci go za bluzkę nim zdałaś sobie sprawę z jego zamiarów. Delikatna struktura musnęła Twoją pierś zanim nie spadła dalej.
- Następnym razem to będą moje usta - powiedział władczo.
Odsunął się od Ciebie i jakby nic się nie stało poszedł w głąb korytarza gdzie przypadkiem znajdował się Twój pokój.
- Ja chyba śnie... - szepnęłaś do jego pleców.
TO był jeden wielki popieprzony i cholernie pociągający absurd.
- Idziesz? Chciałbym w końcu zobaczyć Twój pokój. - Uśmiechnął się zawadiacko.
- A mam jakiś wybór? - Uniósł brew co nadało mu młodszy wygląd.
- Jesteś pewna, że chcesz znać odpowiedź na to pytanie? Gdzie jest Twój pokój?
- Ostatnie drzwi na lewo. Ja... Muszę iść na chwilę do łazienki.
Bez dalszych wyjaśnień wparowałaś do małego pomieszczenia i oparłaś ręce o umywalkę. Spojrzałaś na swoją zarumienioną twarz i przypomniałaś sobie o tym cholernym płatku. Wsadziłaś dłoń pod bluzkę i starałaś się go znaleźć. Jak na złość, nawet to musiało pójść nie po Twojej myśli. Miałaś tylko nadzieję, że wypadł gdzieś na korytarzu. Ochlapałaś twarz zimną wodą i z nerwami rozsadzającymi Twoje ciało wyszłaś z łazienki. Gdy znalazłaś się w końcu w swoim pokoju Twoje oczy zatrzymały się na Tomlinsonie, a ciało napięło się do granic możliwości. W końcu nie codziennie widzi się swojego byłego nauczyciela w swobodnej pozie na własnym łóżku.
- Jeśli zamierzasz iść na dzisiejszą imprezę dam Ci dobrą radę. Nie idź - usłyszałaś niski głos po drugiej stronie. Twoje serce zamarło, a oczy rozszerzyły się do nienaturalnie dużego rozmiaru.
- Kto mówi? - wydukałaś. Melodyjny i charakterystyczny śmiech sprawił, że wciągnęłaś ze świstem powietrze w płuca.
- Louis. - Mężczyzna zaśmiał się ponownie. Zamknęłaś powieki i ścisnęłaś dwoma palcami kość nosową.
- Czego pan...czy może raczej Ty, ode mnie chcesz? - spytałaś siadając na łóżku. - I skąd wiesz imprezie?
- Bo ja dużo wiem. A Ty jesteś inteligentną dziewczyną. Sama zgadnij - powiedział. Przełknęłaś ślinę.
- A co jeśli nie jestem tak mądra za jaką mnie pan uważa i potrzebuję podpowiedzi?
- Hmm... Wtedy chyba musiałbym trochę Cie douczyć. Bo bardzo zależy mi na tym, żebyś sama na to wpadła - wymruczał.
Już miałaś odpowiedzieć kiedy usłyszałaś dzwonek do drzwi.
- (t.i.) otwórz! - zawołała Twoja mama.
- Przepraszam, muszę kończyć - mruknęłaś.
Z prawdziwą ulgą nacisnęłaś czerwoną słuchawkę. Wszystkie Twoje mięśnie jak na zawołanie rozluźniły się, a powietrze znowu zaczęło wypełniać Twoje płuca w normalnym tempie. Poszłaś do przedpokoju i z rozmachem otworzyłaś drzwi. Stanęłaś jak wryta kiedy Twoim oczom ukazał się wysoki mężczyzna o bystrym spojrzeniu i przystojnej twarzy. Na jego głowie spoczywała czapka zakrywająca w większości jego gęste, rozczochrane włosy, a ubranie było znacznie mniej oficjalne niż to, w którym zazwyczaj go widywałaś. I wyglądał w takiej wersji cholernie dobrze.
- Co Ty tu... - zaczęłaś z niedowierzaniem. Twój były nauczyciel wyciągnął zza pleców bukiet pięknych kwiatów o fioletowej i żółtej barwie.
- Hej - odparł unosząc kącik ust ku górze.
- O, dzień dobry - powiedziała Twoja mama stając obok Ciebie.
- Dzień dobry pani. Jestem przyjacielem (t.i.), czy wspominała, że dzisiaj przyjdę? - zapytał z tak niewinnym i czarującym uśmiechem, że nie wiedziałaś czy masz go walnąć po głowie czy może westchnąć z zachwytu.
- Nie wspominała, ale pewnie wyleciało jej z głowy, proszę wejdź chłopcze - odparła Twoja mama.
Nawet nie zdążyłaś wymyślić czegokolwiek co wyplątałoby Cie z tej sytuacji. I poza tym 'chłopcze'? Czy kogoś o wyglądzie 25-letniego modela cholernego Calvina Kleina można nazwać chłopcem? Poważnie zaczęłaś zastanawiać się nad zdrowiem psychicznym i/lub wzrokiem swojej rodzicielki. Louis wszedł do środka i z pięknym uśmiechem podał kwiaty Twojej mamie.
- Dla pani i dla Ciebie - powiedział wyjmując jedyną czerwoną różę w całym bukiecie, którą wcześniej przeoczyłaś, bo zasłoniły ją płatki innego kwiatu. Przyjęłaś ją rumieniąc się mimowolnie.
- Zjesz z nami? Właśnie miałam szykować kolację.
Co? Nie nie nie! On nie może tu zostać! A już na pewno nie będzie siedział przy tym samym stole co Ty. Otworzyłaś już usta, żeby zapobiec katastrofie, ale Louis uprzedził Cie uprzednio splatając dłonie i opuszczając je w dół.
- To będzie prawdziwa przyjemność. - Uśmiechnął się szczerze, ale tylko Ty widziałaś złowrogi błysk w jego oczach. O Boże. To się nie dzieje naprawdę.
- Przyjdźcie za 20 minut.
Po tych słowach zostawiła waszą dwójkę w korytarzu. Louis nie czekał i natychmiast przyparł Cie do ściany unieruchamiając Twoje nadgarstki nad głową. Pochylił się i musnął wargami Twoją szyję.
- Co Ty...- wydukałaś nietrzeźwo zbyt oszołomiona nagłą bliskością.
- Ułatwiam Ci odgadnięcie czego od Ciebie chcę - wychrypiał muskając nosem wrażliwą skórę z Twoim uchem.
- Ale Ty jesteś moim nauczycielem! - zaprotestowałaś cicho, mimowolnie przymykając powieki, gdy jego język dotknął Twojej szyi. Serce tłukło Ci się w piersi jak jakaś pieprzona bomba gotowa w każdej chwili wybuchnąć.
- Po pierwsze - już nie, po drugie - jestem tylko 7 lat starszy, a po trzecie... - Docisnął swoje biodra do Twoich sprawiając, że z Twoich rozchylonych ust wydobył się cichutki jęk. - A po trzecie oboje wiemy, że tego chcesz.
- Wcale nie. - Chciałaś powiedzieć to stanowczo, ale w tym momencie złapał płatek Twojego ucha między zęby i zabrzmiało to jak westchnienie. Poczułaś jak jego pierś wibruje, gdy się zaśmiał.
- Wcale tak.
Wyjął z Twojej uniesionej nad głowę dłoni różę i sekunde się jej przyglądał. Z uśmieszkiem nie wróżącym niczego dobrego zaczął przejeżdżać po Twoim policzku. Dotyk delikatnych płatków przyprawił Cie o dreszcze, a oczy Louisa były wpatrzone w Ciebie z całą swoją intensywnością. Kwiat zjechał na Twoje wargi, a potem brodę, żeby po chwili dotknąć Twoich obojczyków. Gdzie jest do cholery Twój zdrowy rozsądek i jakikolwiek instynkt samozachowawczy?! Tomlinson odsunął od Ciebie narzędzie tortur i oderwał jeden płatek. Wrzucił Ci go za bluzkę nim zdałaś sobie sprawę z jego zamiarów. Delikatna struktura musnęła Twoją pierś zanim nie spadła dalej.
- Następnym razem to będą moje usta - powiedział władczo.
Odsunął się od Ciebie i jakby nic się nie stało poszedł w głąb korytarza gdzie przypadkiem znajdował się Twój pokój.
- Ja chyba śnie... - szepnęłaś do jego pleców.
TO był jeden wielki popieprzony i cholernie pociągający absurd.
- Idziesz? Chciałbym w końcu zobaczyć Twój pokój. - Uśmiechnął się zawadiacko.
- A mam jakiś wybór? - Uniósł brew co nadało mu młodszy wygląd.
- Jesteś pewna, że chcesz znać odpowiedź na to pytanie? Gdzie jest Twój pokój?
- Ostatnie drzwi na lewo. Ja... Muszę iść na chwilę do łazienki.
Bez dalszych wyjaśnień wparowałaś do małego pomieszczenia i oparłaś ręce o umywalkę. Spojrzałaś na swoją zarumienioną twarz i przypomniałaś sobie o tym cholernym płatku. Wsadziłaś dłoń pod bluzkę i starałaś się go znaleźć. Jak na złość, nawet to musiało pójść nie po Twojej myśli. Miałaś tylko nadzieję, że wypadł gdzieś na korytarzu. Ochlapałaś twarz zimną wodą i z nerwami rozsadzającymi Twoje ciało wyszłaś z łazienki. Gdy znalazłaś się w końcu w swoim pokoju Twoje oczy zatrzymały się na Tomlinsonie, a ciało napięło się do granic możliwości. W końcu nie codziennie widzi się swojego byłego nauczyciela w swobodnej pozie na własnym łóżku.
_________________________________________________________________
Po
pierwsze dziękuję za 9 tysięcy wyświetleń, jeszcze tysiąc i dojdziemy
do 5-cio cyfrowej liczby! A skoro już zaczęłam od podziękowań to bardzo
dziękuję za komentarze pod poprzednią częścią, mile mnie zaskoczyliście
<3 Zapowiadam, że prawdziwa akcja zacznie się dopiero w następnej
części, więc musicie czekać cierpliwie do jutra lub czwartku ;P
Komentarz za komentarz ;)
Komentarz za komentarz ;)
AAAAAAAAAAAAAAAAAA TAK CZEKAŁAM NA TĄ CZĘŚĆ!!!!!! dzięki juz nie moge sie doczekac jutra XD SUPER
OdpowiedzUsuńBoże dziewczyno jesteś genialna ! Czekam na next :D
OdpowiedzUsuńUhuhu gorąco ,dobre,dobre !:D haha Czekam na kolejną część !A. ;**
OdpowiedzUsuń